Ponoć czekolada dobrze łączy się z winem, a także... z serem. Ja nie łączę jej z niczym, a takie "parowanie" produktów ogólnie mnie nie kręci, ale faktem jest, że serowe czekolady Zottera zawsze mi smakowały. Co do tej byłam jednak nastawiona mniej optymistycznie, niż do np.
Zotter Cheese – Walnut – Grapes z 2021 lub
Zotter Cheesy Chocolate z 2016, ale i tak nie zamierzałam kazać jej dłużej czekać. Wątpliwości wzbudził chutney, o którym myślałam, że to coś nie w moim stylu. Kojarzyło mi się, a potem potwierdziło w internecie, że to gęsty, indyjski sos z warzyw i owoców "do mięs i dań wegetariańskich". Wychodziło na to, że mogło to mieć bardzo wytrawną nutę. A czy do czegoś takiego pasowało mi przeważnie bardzo słodkie mango? No właśnie niezbyt. Byłam więc ciekawa efektu.
Zotter Cheese + Mango Chutney / Käse + Mango-Chutney to ciemna mleczna czekolada o zawartości 60% kakao nadziewana (30%) serowym kremem z miękkiego, kremowego sera i praliny / nugatu z orzechów włoskich z grappą i chili oraz (30%) kremem z mango chutney (z owoców mango Preda) ze spritzem limonkowym z sokiem limonki i białego wina Muscaris Zottera oraz przyprawami korzennymi (anyż, goździki, cynamon, chili).
Po otwarciu od spodu tabliczki rozniósł się zapach słodkiego alkoholu, w tym białego wina. Alkoholu owocowo soczystego. Odnotowałam winogronowy akcent i limonkę. Wtapiały się w waniliowo-śmietankową toń, zmieszaną z bliżej nieokreślonymi orzechami. Spód miał nieco pudrowo owocowy charakter. Wierzch pachniał ogólnie łagodniej, mlecznie. Całość spowiła słodko-mleczna, lekko kakaowa czekolada o bardzo mocno orzechowym charakterze. Po przełamaniu za to poczułam zapach pikantnego sera - do głowy przyszedł mi jakiś żółty, dojrzewający, ale też może pleśniowy camembert. Wtedy również wychyliło się mango o słodkim, nieco pudrowym charakterze. Słodycz i mleczność wydawały się nieco narastać, chyba na zasadzie kontrastu.
Tabliczka była twardawa i masywna. Gruba czekolada przy łamaniu trzaskała jednak cichutko. Nadzienia przedstawiły się jako konkretne, choć ewidentnie tłustawo-maziste. Serowo-nugatowe wydawało się bardziej zbite i zwięzłe, a krem z mango wyglądał na lekko kruchy, ale nie suchy. Mimo że ponoć miały być równe, u mnie warstwa owocowa wyglądała na o wiele większą (i tak też było z odbiorem - acz uwierzę, że po prostu wagowo były zbliżone, a owocowe po prostu wyszło większe objętościowo).
Czekolada w ustach rozpływała się w tempie umiarkowanym, gęsto-kremowo. Była maślano tłusta i aksamitna. spójnie mieszała się z kremami.
Nieco szybciej rozpływał się górny krem serowy, acz ogólnie robiły to mniej więcej równo. Z tym, że nadchodził w końcu moment, gdy serowy krem znikał, a owocowy zostawał. Serowy nugat podpiął się i pod czekoladę i pod drugą warstwę śmietankowo-mazistą tłustością. On był jednak maziście-zbity, trochę nugatowy. Kojarzył mi się trochę z twardszą wersją środka sera camembert. Cechowała go gładkość, choć znikając już rzadko, nieco zasnuwał się pylistością.
Krem z mango okazał się maziście-soczysty i nieco gumowy. Był plastyczny i z sugestią pylistości. Pojawiały się w nim bliżej nieokreślone drobinki. Były ni twarde, ni miękkie; drobniutkie.
W smaku czekolada przywitała mnie stonowaną, nieco karmelową słodyczą i subtelną gorzkością. Kakaowy charakter przemieszał się z orzechową nutą, co po chwili zalało wyraziste, naturalne mleko. Czekolada lekko przesiąkła wnętrzem, jednak w całości od początku do końca i tak także jako ona sama stanowiła bardzo istotny element.
Ze środka nieco szybciej odezwało się nadzienie z kremem z mango za sprawą kwasku limonki, cytryny i alkoholu. Białe wino wyszło owocowo słodko, a jednak zaraz podporządkowało się grappie o winogronowym zarysie, płynącej z drugiej warstwy.
Krem serowy z grappą podkreślił mleczność i maślaność czekolady. Przemknęła mi wytrawniejsza mgiełka słodkawego, jedynie żółtawego i coś a'la camembert (żaden nie był szczególnie mocnym skojarzeniem). Przy nich pojawił się jakby słodko-kwaskawy twaróg... może coś jogurtowego? Trudno określić, bo szybko wkroczyła rozgrzewająca i nieco gryząca język pikanteria chili. Pomógł w tym alkohol - istotny, mimo że nie siekierowy.
Śmietankowo-kwaskawy ser okazał podkręcony cytryną i kwaskawym, winogronowym alkoholem. Warstwa roztoczyła po ustach wysoką słodycz, którą jednak zaraz nieco zahamowały bliżej nieokreślone orzechy.
Krem spróbowany osobno wcale nie okazał się wyrazistszy. Mam wręcz wrażenie, że to krem z mango chociaż na parę sekund podkręcał jego serowość.
Poprzez lekką orzechowość i znacznie mocniejszy alkohol krem ten bardzo spójnie mieszał się z nadzieniem mango. To, po kwaśnym debiucie, z czasem wydało mi się słodkie w nieco pudrowym kontekście. Soczystej kwaśności cytrusów (głównie limonki, cytryny mniej) nie brakowało mu jednak go końca. Czułam w nim też owocowe białe wino. Lekko rozgrzewało razem z przyprawami korzennymi, które wyłoniły się mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa. Poczułam ostro szczypiące goździki, ogólnie mocno podnoszące pikanterię. Ta płynęła też z serowej warstwy, a alkohole ją wieńczyły. Anyż za to chyba podkręcił rześkość.
Krem z mango spróbowany osobno też nie był jakoś specjalnie wyrazistszy. To mieszanka kwaśności limonki i słodyczy mango z orzechowym tłem.
Z czasem kremy przemieszały się zupełnie. Serowość uciekła - czułam bardziej maślano-śmietankowy splot, orzechy nie były zbyt wyraziste. Doszła do nich maślaność - raz po raz przyszły mi do głowy nerkowce (jako luźne skojarzenie, bo nie były wyraźnie wyczuwalne). Ten faktycznie wyszedł jak soczyście kwaśny, słodko-ostry, acz nie wytrawny, chutney na bazie mango. Raz po raz mignęło mi echo soli (acz dałabym sobie wmówić, że to iluzja). A jednak krem ten miał w sobie też coś z wegańskiej, pudrowej czekolady białej owocowej z mango.
Z czasem alkohol spłycił poszczególne smaki, a ja wyłapałam jeszcze ocet i jakby skwaśniałe owoce - winogrona, jabłka... Mimo kwaśności i pikanterii, na zasadzie kontrastu końcowo słodycz wzrosła aż denerwująco. Czułam pudrowość, wanilię i jakby scukrzony alkohol. Słodycz drapała i rozgrzewała wraz z przyprawami i alkoholem. A jednak końcowo mango całkiem ładnie się z tego wybroniło i przedarło się przez to prawie na pierwszy plan, przywodząc na myśl bardzo słodki, świeży owoc.
Sama ciemna mleczna czekolada mu pomogła, jako że do końca pobrzmiewała - wydawała się tonować zapędy poszczególnych nut, uspokajać je.
Po zjedzeniu został posmak owocowego, białego wina, grappy - alkoholu mocnego i owocowego. Czułam soczystość i świeże mango, zmieszane z ciężką pudrowością też mango, kwaśność limonki i cytryny, a także ostrość przypraw. Głównie chili, ale i korzenną. Było w tym niby coś wytrawniejszego - nuta dojrzewającego sera? - ale i słodycz przegięła. W język szczypała ostrość i alkohol.
Całość wydała mi się przekombinowana. Skojarzenia z serem jedynie pomykały. Wyszedł ciekawie, żółtawo-camembertowo, ostro. Trochę wytrawnie, ale mieszał się w harmonii ze słodyczą. Orzechowość niby była, a nie zagrała jednak tak, jak mogłaby. Mango miało sporo do powiedzenia, ale chwilami wydawało mi się zbyt słodziutko-pudrowe i zwalczane przez cytrusy. Ogólnie słodycz męczyła - m.in. przez kontrast. Mleczność, jogurtowość, kwaśny nabiał i kumulacja limonki, cytryny, ocet - kwaśność wydawała mi się przesadzona. Podobnie jak taka mieszanka alkoholi - nie przemówiło to do mnie. Białe wino i grappa przy tak ciekawych smakach wprowadziły po prostu zamęt. Pikanteria i korzenność chyba też nieco za bardzo odciągały uwagę od serowości. Tabliczka wyszła nawet ciekawie i w sumie nawet smacznie, ale nie chwyciła, nie zachwyciła. Była dość... chaotyczna, niejasna. Żałowałam, że orzechów włoskich w sumie nie czuć, że ser był nutą marginalną, a wszystko skupiło się na słodkim, owocowym alkoholu i owocowej soczystości, nawet nie tak bardzo, bardzo mango, które w zasadzie jeszcze da się wyodrębnić z tej mieszaniny.
Mam wrażenie, jakby Zotter wymieszał dwie czekolady:
Mango PREDA i
Cheese – Walnut – Grapes, co wcale nie było na plus, bo po prostu kompozycja dziś przedstawiana wyszła przeładowana. Tamte smakowały właśnie dzięki temu, jak wyraźnie smakowały tytułowym smakiem. W przypadku dzisiaj opisywanej, jakby jeść nie skupiając się szczególnie, można by wielu jej elementów po prostu nie poczuć. Szybko mnie to znudziło, zmęczyło. Nie lubię takiej niedookreśloności. Mamie dałam większość - około 50 g z 83g (ciekawostka: tabliczka ważyła 83g, a nie deklarowane 70g).
Mamie czekolada bardzo smakowała, ale... Pozwolę sobie ją zacytować: "Bardzo smaczna, ale ja niczego konkretnego w niej nie czułam, a już na pewno nie te rzeczy, które tam miały być wyczuwalne. Bardzo przyjemnie owocowo kwaśna, ale nie wiem, co za owoce czułam. Mango? Na pewno nie. W ogóle nie powiedziałabym, że tam są dwie warstwy, nawet się ich dopatrzeć trudno. Alkohol oprócz kwaśności czułam na pewno, ale jaki? To też zagadka. W ciemno strzeliłabym jakiś biały szampan, tak mi się wymyśliło. Mocny, aż uderzał do głowy! I rozgrzewał mocno natychmiast, razem z tymi przyprawami ostrymi, chyba chili. I jakieś inne, ale jakie to już nie wiem. Czekolada z wierzchu, może przy tym wszystkim, kwaśnym, alkoholowym, wydała mi się za to tandetna trochę".
Zgodziła się ze mną, że skoro to miała być czekolada "z mango i serem" to "bez sensu tam tak to wszystko namieszane, że prawie nie da się doszukać tytułowych".
ocena: 6/10
cena: 18,90 zł (cena półkowa za 70 g)
kaloryczność: 505 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie
Skład: surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, miazga kakaowa, mleko pełne w proszku, mleko, syrop cukru inwertowanego, ser topiony 3% (ser z surowego mleka, śmietana, woda, regulator kwasowości: cytrynian trisodu), przecier z mango 3%, odtłuszczony jogurt w proszku, suszone mango 2%, syrop skrobiowy, białe wino Muscaris (zawiera siarczany), orzechy włoskie, odtłuszczone mleko w proszku, orzechy nerkowca, grappa, koncentrat limonki, słodka serwatka w proszku, ocet balsamiczny jabłkowy, lecytyna sojowa, napój ryżowy w proszku (ryż, olej słonecznikowy, sól), koncentrat soku cytrynowego, proszek cytrynowy (koncentrat soku cytrynowego, skrobia kukurydziana, cukier), sól, pełny cukier trzcinowy, sproszkowana wanilia, anyż gwiazdkowaty, goździki, cynamon, chili "Bird's eye"