Wiecie, że przy każdej kupionej czekoladzie mam teraz wyrzuty sumienia? Zgadnie ktoś, zanim doczyta dalej, dlaczego? Nie, nie chodzi o wagę, o pieniądze... nic z tych rzeczy. Czuję się po prostu jakbym kupowała ciągle o wiele więcej czekolad, niż jestem w stanie zjeść. To z kolei poniekąd prawda, bo... nie należę do osób, na których głód działa pogoda. Nie zaczynam obżerać się zimą, ani nie jem mniej niż zwykle podczas upałów. Właściwie, pogoda w ogóle nie robi na mnie wrażenia. Ludzie poznają jesień po tym, że ubierają się w coraz cieplejsze ubrania, a na dworze jest mokro, szaro, a ja? Ja chyba po tym, że moja kuchnia już dosłownie permamentnie przesiąkła aromatem korzennych przypraw i dynią. Gdyby nie brak czasu i lenistwo w czasie wolnym, pewnie cały czas siedziałabym w kuchni z dynią, albo chociaż piekarnik ciągle by chodził włączony.
Tutaj dochodzimy do momentu, w którym stwierdzam... że byłabym świetnym politykiem. Długa przemowa, wstęp, tak naprawdę o niczym. Przejdźmy więc do czegoś, właściwie nawet na temat, także jesiennego (albo już nawet zimowego) z jednymi z bardzo cenionych przeze mnie przypraw.
To druga z trzech tabliczek, które zakupiłam na allegro, o czym pisałam już przy wariancie z ciemną czekoladą. Lindt Weihnachts-Chocolade czekolada mleczna z kremem z orzechów laskowych (44%) z cynamonem i kolendrą. Znów wspomnę, że zakochałam się w opakowaniach tej serii i to także sobie zatrzymam.
Połamałam na kostki i spróbowałam samej czekolady. Jak zwykle poczułam silny smak świeżego, tłustego mleka, otoczony w pełni przyjemną słodyczą, z drobną sugestią kakao. Jest tłusta, jednak, jak zawsze w przypadku Lindt'a, w kontekście pozytywnym. Nie będę się po raz kolejny o Lindt'cie rozpisywać, ale dodam jeszcze, że sama czekolada wydała mi się minimalnie mniej słodka, niż alkoholowa seria czy linia Creation.
We wnętrzu każdej kostki znajduje się duża ilość kremu z orzechów laskowych. Jest on zbity, ale ma w sobie coś po prostu kremowego. Był tłusto-gładki (nie było tu mowy o "niedomielonych" kawałkach orzechów), momentami sprawiał wrażenie wręcz oleistego, ale jako, że pierwsze skrzypce grały tu właśnie orzechy laskowe, odebrałam całość jako smakowity kąsek (w końcu orzechy same w sobie są tłuste). Krem był słodkawy, choć nie było to typowo zasłodzone pralinowe nadzienie. Czułam w nim jeszcze maślaną-mleczność i, oczywiście, przyprawy korzenne.
A dokładniej kolendrę i cynamon. Momentami kolendra wydawała mi się łatwiejsza do wyodrębnienia. Ten jej charakterystyczny, słodkawy smak, łącząc się z, także słodkim, charakterkiem cynamonu tworzyły ciepłą, stonowaną kompozycję o dość wyraźnym i zarazem subtelnym smaku. Nie była to korzenna ostrość, tylko taki lekki i smaczny motyw.
Nadzienie bardzo dobrze łączyło się z samą czekoladą. O tym, że orzechowy krem i czekolada świetnie się komponują, byłam przekonana już wcześniej, a fakt, że nawet mały dodatek kolendry i cynamonu, diametralnie zmienia wydźwięk czekolady, ta tabliczka tylko potwierdza.
Jest zrównoważona i przystępna. Mimo tego, że jest słodka, nie jest przesłodzona.
Bądź co bądź, nawet niewielka ilość tych przypraw, wpływa na ten właśnie lekko rozgrzewający charakterek korzenności.
Czekolada smakowała mi, strasznie się cieszę, że mogłam ją spróbować i nie żałuję żadnego wydanego na nią grosza, ale nie była na tyle rewelacyjna, powalająca, bym miała do niej wrócić. Ta była po prostu ciekawsza od ciemnej. Wiele bym dała, by krem z niej przenieść do wersji ciemnej.
Skład: cukier, masło kakaowe, orzechy laskowe (10%), pełne mleko w proszku, masa kakaowa, glukoza, olej palmowy, laktoza, odtłuszczone mleko w proszku, lecytyna sojowa, słód jęczmienny, aromaty, ekstrakt z przypraw
ocena: 8/10
kupiłam: allegro
cena: 17.99 zł
kaloryczność: 580 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
Nie martw sie, ja tez mam duzo slodyczy, ktorych nie kestem w stanie przejesc. No i z drugiej strony -taka rola recenzjenta slodyczy /blogera ;D.
OdpowiedzUsuńCzekolada wydaje mi sie bardzo, bardzo ciekawa. Nie dosc, ze te pelne, ladne kapsulki i oleisty, ale orzechowy krem, to jeszcze zaintrygowala mnie kolendra, bo chyba nigdy jej nie probiwalam (nie wiem, czy to wstyd sie przyznac xdd). niemniej jednak, sporbowalabym tej czekolaady z przyjemnoscia :)
No właśnie. Wolę mięć za dużo, niż za mało słodyczy (o, zgrozo!).
UsuńWarta spróbowania, to pewne.
Nie wiem, czy taki wstyd, ale znam jeszcze parę osób, które nie znają smaku kolendry. Jest ciekawa, więc też warto kiedyś zwrócić na nią uwagę. ;)
W dniu, kiedy opublikowałaś recenzję ciemnej wersji, zobaczyłam właśnie w PiP jej koleżankę -mleczną.Oczywiście zrezygnowałam z zakupu,ze wzgl. na niezbyt dobrą recenzję ciemnej wersji.
OdpowiedzUsuńMleczna wersja wydaje się być smaczniejsza, aczkolwiek i tak nie zmobilizowała mnie do rychłego zakupu.Musiałabym baaardzo się zastanowić, czy warto "zainwestować" w nią pieniądze :P
Zauważyłam, że smakują Ci głównie ciemne tabliczki, więc nawet nie wiedziałabym, co Ci doradzić. Ta jest po prostu ciekawsza, a myślę, że mleczna z migdałem w ogóle będzie bardzo smaczna (jeszcze przede mną). Szkoda, że nie pomyśleli o ciemnej z orzechowym kremem (z przyprawami!) i migdałem... byłabym w niebie.
UsuńRacja, preferuję bardziej ciemne tabliczki, ale i te "niegorzkie" też dobrej jakości zjadam ze smakiem i nie zawaham się spróbować.Tyle,że po tych ostatnich nieudanych nadziewańcach Lindta mam mętlik w głowie,co wgl. sadzić.
UsuńTeż widziałam, choć w Almie. Jednak stwierdziłam, że cena pewno nie jest adekwatna do zawartości...
UsuńKupiłam dziś mleczną z migdałem za całe 10 zł w PiP :P Zobaczymy jak się spisze ^_^
UsuńLiczę, że nam posmakuje. :D
UsuńJa po prostu stwierdziłam, że Lindt'owi owocowe czekolady nie wychodzą, inne według mnie wciąż są dobre.
Ten konkretny wariant smakowy jadłam dawno temu w formie dużej tabliczki i do dziś pamiętam ten boski zapach. Rok temu sięgnęłam po podobny wariant, tylko, że z migdałem w środku każdej kostki. Wydawało mi się, że aromat nie był już tak zniewalający, ale nadal to była przepyszna czekolada. Chyba jedne z lepszych wariantów od Lindta.
OdpowiedzUsuńTa 300 g ma chyba inny skład (przyprawy zamiast ekstraktu?), więc wydaje mi się, że jest bardziej aromatyczna. Ta aż tak nie daje przyprawami (a szkoda). Liczę, że wersja z migdałem bardziej mnie oczaruje.
UsuńMigdały same w sobie wiele dają ;).
UsuńWidziałam tą tabliczkę w PiP ale jej nie kupiłam, bo nie spodobał mi się mały dział przypraw. Teraz żałuje i chyba będę musiała naprawić błąd.
OdpowiedzUsuńKoniecznie! Pyszna czekolada, mimo że nie na 10-tkę.
UsuńNo i tego Lindt'a już z wielką chęcią chciałybyśmy mieć :D Szkoda, że w sklepie ich nigdzie nie ma, ciekawe czy byłyby dużo droższe od tych kupionych na allegro ;)
OdpowiedzUsuńMyślę, że w Almie czy PiP cena byłaby dość podobna. :P
UsuńJadłam taką ale z migdalem w środku i była pyszna:) tą też rok temu ale stwierdzam że z migdałami jest znacznie lepsza:) ta jest jak Ferrero Rocher bez orzecha laskowego;) pozdrawiam Gwiazdeczka* :*
OdpowiedzUsuńDlatego z migdałem zostawiłam sobie na koniec. Założę się, że będzie to "perełka" tej serii. :D
UsuńCiekawe przyprawy mniam mniam
OdpowiedzUsuńTylko mogło być ich jeszcze więcej. :P
UsuńMoje zeszłoroczne marzenie. Skoro piszesz, że taka dobra to kupię się wreszcie ;)
OdpowiedzUsuńWarto! :D
UsuńTeż czasami mam takie wyrzuty, eh... no ale co poradzić że dookoła jest tyle różnych czekolad które chciałabym mieć w posiadaniu ^^
OdpowiedzUsuńCzekolada wygląda świetnie! Myślę, że by mi bardzo posmakowała :D
Dobrze, że te wyrzuty znikają w momencie otwierania i próbowania którejś z pysznych tabliczek. :D
UsuńCynamon kocham we wszystkim, w czekoladzie nie jadłam więc... znowu to u Ciebie pisze, nie jestem oryginalna ani nie będę przebierać w słowach po prostu: chcę to. Zaraz już. Co prawda jak zwykle muszą być problematyczne dla mnie kostki, ale dobra dałabym radę. Z korzennymi przyprawami ostatnio zapoznałam się bliżej i polubiłam więc jestem pewna, że całość zjadłabym do samego ostatniego czekoladowego kawałeczka. :-)
OdpowiedzUsuńPrzyprawy korzenne to prawdziwy skarb ludzkości! A jeszcze w czekoladzie... mm. Jak ją gdzieś zobaczysz, bierz bez względu na cenę. :D
UsuńCoś czuję, że muszę wybrać się do Almy po tą panią.. Nie wiem kiedy bym ją otworzyła, wypadałoby jeszcze w zimie xD Choć z taką pogodą (na dwór w swetrze, rly?) to zima tylko z nazwy :P *hejt*
OdpowiedzUsuńJa mam ostatnio strasznie wielką ochotę na dobre lody, ale... ciągle trzymają mnie jesienne przeziębienia. :P Wszystko pokręcone i coś tak czuję, że wiele jesienno-zimowych smaków u mnie się do wiosny przeciągnie. ;P
Usuńja mam mało słodyczy :(
OdpowiedzUsuńNie cierpię kolendry... a czekolady z kremem innym niż jakiś owocowy są odrzucające. Za to 1 raz widzę taki kształt :-P. Ale rzadko jem czekolady.
OdpowiedzUsuńChyba pierwszy raz słyszę, żeby właśnie kogoś odrzucały kremy inne niż owocowe - zazwyczaj jest odwrotnie. :P Jak dobrze, że jest taki wybór; każdy coś sobie znajdzie.
UsuńJa kocham wszystkie czekolady tej firmy, ta musi być Boska :)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że po własnej nieudanej wyprawie po Lindty pod choinkę musiałam trafić na tak cudowną czekoladę na Twoim blogu. Normalnie bym się ucieszyła, ale dziś mi smutno. A pod choinkę w zastępstwie wybrałam sobie Hity.
OdpowiedzUsuńA jakie Lindt'y planowałaś?
UsuńHity też smaczny kąsek. :D
Hello, które jadłam w formie batoników.
UsuńKolejne cudo z tej serii...normalnie chyba sobie zamówię wszystkie 3!
OdpowiedzUsuńJa też mam wyrzuty, bo kupuję więcej niż jestem w stanie zjeść właśnie, a terminy gonią...jednak to jest silniejsze ode mnie. Ja po prostu jak zobaczę coś nowego, to nie ma przebacz, kupuję
Tak! Mogę nawet całych tabliczek nie jeść, ale to sama chęć kupowania i próbowania!
UsuńWarto zamówić i tyle.