piątek, 27 maja 2016

Menakao Dark Chocolate 63 % / 70 % Fruity & Spicy Bird Chili ciemna z Madagaskaru z chili

Moją pierwszą Menakao była 70 % z chili. Z perspektywy czasu wiem, że nie byłam jeszcze wtedy gotowa na takie doznania, bo nie siedziałam w temacie prawdziwej czekolady, a z chili jadłam wcześniej tylko Lindt'a, który jest o wiele słodko-łagodniejszy.
Szybko postanowiłam zrobić do niej kolejne podejście, ale dopiero po przetestowaniu reszty asortymentu firmy. Zdarzyło się jednak coś kompletnie nieprzewidywalnego, bo Menakao wprowadziło zmiany i oprócz opakowania zmienili skład z 70 % kakao na 63 %.

Właśnie tę nowość dostałam jakiś czas temu od Piotra z Sekretów Czekolady, który chyba nie wiedział, jak wielką rzeczą okazał się w tamtym czasie dla mnie ten podarunek. Otóż stanęło na tym, że miałam dwie tabliczki: 70 % i 63 %. Nie mogło być lepiej!

Menakao Dark Chocolate 63 % Fruity & Spicy Bird Chili to ciemna czekolada o zawartości 63 % kakao pochodzącego z Madagaskaru z chili (także stamtąd).
Jest to propozycja Menakao z chili, którą wprowadzili w 2016.

Po wydobyciu tabliczki z czarnej folii, poczułam zapach typowy dla Menakao, czyli fuzję kefiru, drewna, owoców: cytrusów, czerwonych owoców oraz słodkich jagód. Nacisk położyłabym na te ostatnie: owoce. Nic nie zapowiadało tu dodatku chili, czyli ogół jest bardzo zbliżony do 70 %, chociaż może minimalnie bardziej słodki.
Kolor głębokiego brązu z czerwonawym połyskiem jest jaśniejszy, bardziej czerwono-mahoniowy.

Przy łamaniu czekolada okazała się bardzo twarda (nic dziwnego, popatrzcie jaka jest gruba), ale w końcu głośno trzasnęła. Był to dźwięk suchego drewna (bardziej suchego, niż sugerowałby to zapach).

Wreszcie pierwsza kostka wylądowała w ustach. Szybko zaczęła rozpuszczać się w szorstki, jakby surowy, sposób charakterystyczny dla Menakao, ale po chwili stała się bardziej kremowa, tłustawa (chociaż wciąż szorstka). Rozpuszczała się łatwiej, co w moim słowniku wcale nie znaczy lepiej.

Od razu rozeszła się soczysta owocowa słodycz ze specyficznym cytrusowym kwaskiem. Był to smak łagodny, ale w pewien sposób zadziorny.

Najpierw zaczęły przeplatać się tu czerwone owoce i soczyste pomarańcze, ale te pierwsze po chwili zalały słodkie jagody i jeżyny. Przy pomarańczach słodycz także się trochę nasiliła, a jednocześnie w gardle zaczęło robić się coraz cieplej za sprawą chili.

Analogicznie nasilał się też kwasek. Dosadnie zameldował się tutaj kefir, spod którego wychyliły się cytryny.
Ostrość chili zaczęła leciutko drapać w gardle, połączyła się z cytrusowym kwaskiem. Czekolada pokazała swój ostry pazurek!

Pomarańcze nie pozostawały jednak bierne i przy nasilającej się słodycz skojarzyły mi się bardziej z mandarynkami.
Gdzieś w oddali pozostała gorzkawość, która przyjemnie łączyła się z kefirowymi nutami - zaakcentowanymi dosadnie, ale nie zawsze na pierwszym planie; pikanteria chyba troszeczkę je przyćmiła.

Zakończenie było dość krótkie, najpierw trochę kefirowe, i czysto soczyste. To sok wyciśnięty z wymienianych owoców i przyjemna, znacząco silna, ale nie zaburzająca smaku czekolady, ostrość.


ocena: 10/10
kupiłam: dostałam od Sekretów Czekolady
cena: -
kaloryczność: 597,5 kcal / 100 g
czy znów kupię: możliwe

Skład: ziarna kakao z Madagaskaru, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, lecytyna słonecznikowa, bird chili


Menakao Dark Chocolate 70 % Fruity & Spicy Bird Chili to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao z Madagaskaru z chili (również stamtąd). Jest to poprzednia wersja czekolady z chili tej firmy.

Po otwarciu folii poczułam kefir / twaróg, suche drewno, całą gamę soczystych owoców takich jak: cytrusy, głównie pomarańcze, grejpfruity, skórka cytryn czy czerwone owoce oraz fermentujące jeżyny. Suche drewno i twaróg przełożyły się na to, że kompozycję odebrałam jako nieco bardziej wytrawną niż 63 % (ale tylko odrobinkę). Żadnego chili.

Przełamałam. Głośny suchy trzask bardzo ciemnej, z lekko czerwonawym przebłyskiem, tabliczki.

Zrobiłam pierwszy kęs, a kawałek zaczął powoli się rozpuszczać w sposób sucho szorstki i zupełnie niegładki; taki dziki i surowy. Trochę tłustości się w końcu pojawiło, ale czekolada cały czas wydawała się dość oporna, co jest swoistym urokiem Menakao, w którym ja się zakochałam.
Do poczucia suchości w ustach szybko dołączyła kwaśna gorzkawość grejpfruta, a ciepło chili szybko pojawiło się w gardle.
Po chwili grejpfrut zaczął robić się coraz bardziej słodki, bardziej... pomarańczowy i niezwykle soczysty. Po drodze dołączył także smak jeżyn i porzeczek. Tutaj nasiliła się gorzkość kakao, a sekundę później już nad wszystkim rozeszły się twarogowo-kefirowe nuty. Motyw nabiału przez moment wszystko zdominował i bardzo ciekawie połączył się z posmakiem chili i nasilającą się odczuwalną pikanterią - szala przechylała się w jej kierunku.

Kolejna fala przyniosła cytryny, skórkę cytrusów i dużo czerwonych owoców. Znowu czułam grejpfruta, a soczystość tego wszystkiego złączyła się w jedno. Przy przyjemnej słodyczy, nasiliła się też gorzkość skórek. W tym czasie chili zdążyło rozwinąć skrzydła - podszczypywało przyjemnie cały czas, aż w końcu pozwoliło "działać" owocom.

Całość zamknęła właśnie ta cudowna soczystość, całkiem silna gorzkawość i charakterystyczny smak twarogu-kefiru. W ustach pozostała kakaowa suchość i poczucie egzotyki, jednak bardziej niż w przypadku 63% wytrawnej.

Odebrałam ją zupełnie inaczej, niż za pierwszym razem. Przyznam, że pikanteria rozwijała się w ten sam sposób, co wtedy, jednak... dopiero teraz byłam w stanie w pełni skupić się na kakao. Pierwsza degustacja była dla mnie szokiem, przepaścią między prawdziwą czekoladą z chili a przesłodzonym, uładzonym Lindt'em.


ocena: 10/10
kupiłam: swiezopalona.pl
cena: 8 zł (za 25 g)
kaloryczność: 620,66 kcal / 100 g
czy znów kupię: chciałabym, żeby to było możliwe!

Skład: ziarna kakao z Madagaskaru, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, lecytyna sojowa, bird chili


po lewej: 63 %; po prawej 70 %
Ogólnie wydaje mi się, że 70 % jest bardziej grejfrutowo-nabiałowa, chociaż silnej kefirowej nuty nie mogę odmówić także 63 %. Jednak ją odebrałam jako głównie słodko-owocową (mimo że wciąż mam na myśli także cytrusy). Jest bardziej słodko-kwaśna, a 70 % bardziej wytrawnie-kwaśna, ale różnica jest tak mała, że gdyby jeść je w dłuższym odstępie czasu, mogłoby to umknąć.
Obie są pyszne i charakterne, a także bardzo specyficzne.

Sporej różnicy doszukałam się jednak w konsystencji. 63 % rozpuszcza się o wiele łatwiej (chociaż wciąż szorstko). Odebrało to jej jakiś ułamek uroku. 

11 komentarzy:

  1. Bardzo fajna recenzja :D Och,chciałabym wyróżniać tyle szczegółów w rzeczach,które recenzuję XD A Mekenao musze sprobowac!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To po prostu kwestia jedzenia dużej ilości i... bogatej wyobraźni. Jedno i drugie łatwo wyćwiczyć. :D

      Usuń
  2. charlottemadness27 maja 2016 07:15

    Świetnie złożyło się z tym porównaniem :> Chociaż jakiejś kolosalnej przepaści smakowej między nimi nie ma.
    W miarę doświadczenia z czekoladami gusta się zmieniają .Sama chcę powrócić do kilku tabliczek,by je na nowo odebrać :> Adekwatnie do tematu,np.: do tabliczki Manufaktury z chilli :>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczęście! Konsystencję jestem w stanie przeboleć, chociaż też wielkiej różnicy nie ma.
      Do Manufaktury z chili to już od dawna zamierzam wrócić, ale głównie dlatego, że podpatrzyłam i Basi, że ona miała o wiele więcej posypki i liczę, że drugim razem też na tyle trafię. ;)

      Usuń
  3. Z tych dwóch to 63 wydaje się być bardziej przyjazna moim kubkom smakowym. Co nie zmienia tego, że i 70 brzmi intrygująco.

    OdpowiedzUsuń
  4. A już było tak pięknie ostatnio. Miały być mleczne i łagodne, tymczasem znów jakimś grejpfrutem z chilli zarzucasz. Idę płakać w poduszkę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Cóż za po raz kolejny nietrafione w nasze gusta smaki :D Jedz kochana na zdrowie :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Trochę mnie rozczarowała ta czekolada. Nie załapałam się już na starą wersję, a nową odebrałam jako zbyt mało kakaową i za słodką w sposób nieco bezowy (a'la amedei, tylko oczywiście wciąż było smacznie xD). Ostrość była na dobrym poziomie, więc tym bardziej żałuję, że reszta nie dotrzymała jej kroku i efekt wydał mi się płaski i trochę mulący. Muszę powiedzieć, że manufaktura czekolady bardziej się popisała w tym przypadku (w sumie może to i lepiej, bo pomijając ich tabliczkę z chilli, miałam z nimi same wtopy ostatnio).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niemożliwe! Bezę wyczułabym, gdyby jakaś była, brrr, nie cierpię czortostwa (dobra, może raz w życiu jadłam, to trudno u mnie o częstsze skojarzenia z nią; właściwie nawet zapominam, że coś takiego istnieje). Nie no, całe szczęście, że ja jej nie czułam.
      Ale pełna zgoda, że nie powinni kakao ucinać.

      A co do Manufaktury... muszę do niej wrócić, bo mi się jakaś wybrakowana tabliczka trafiła.

      Mnie czeka cała seria Stainerów z chili i nie wiem, czego się spodziewać. Ja na szczęście ostatnie (yhym, "ostatnio"... kiedy to było!) chili jakie jadłam to a to Vosges, a to Chuao i były cudowne, ale taak, aż czasem boję się z chili kupować, bo tak jak z rzeczami z masłem orzechowym - oczekiwania zawsze za duże.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.