J.D.Gross Winter Edition Mousse au Lait Coconut Macaroon to biała czekolada nadziewana musem śmietankowo-mlecznym (36,5%) z kawałkami kokosanek (6%); edycja limitowana na zimę 2019/20.
Gdy zaczęłam rozrywać sreberko, poraziła mnie intensywna woń pełnej, wyrazistej śmietanki i wiórków kokosowych, zacukrzonych do granic możliwości, a jednocześnie przyjemnych i pełnych uroku. Były leciutko zwieńczone wanilią i jakby nutą wafelka. Poczułam się jak wtedy, gdy jako dziecko otwierałam białą Princessę, myśląc, że umrę z zachwytu.
Przy łamaniu jednak lekko pykała ze względu na grubość warstwy czekolady. Wypełniał ją mousse - dosłownie definicja puszystego, piankowego i roztrzepanego jak leciutka bita śmietanka mousse'u. Wypełniały go ciastko-wiórkowe zbitki i chyba wiórki osobno. Mimo że miękki i mazisty, kostki nie wgniatały się. Czekolada na nich (na poszczególnych) wykazywała jednak skłonność do rwania się. Przy robieniu kęsa już mousse nieco się wyciskał, a całość zdradzała swą miękkość.
W ustach czekolada rozpływała się dość prędko tempie, gęstawo. Była tłusta w sposób śmietankowy i idealnie kremowy. Lekka proszkowość wyszła pozytywnie.
Mousse łatwo się spod niej wyciskał. Z racji swej zjawiskowej miękkości rozpływał się znacznie szybciej. Był tłustszy w śmietankowo-oleistym kontekście, jednak daleko mu do ciężkości. To obłoczek, bita śmietanka pozostawiająca tłuszcz na ustach, a jednocześnie lekka, napowietrzona.
Mousse kontynuował głęboką mleczność. Poszedł nawet dalej. On po prostu był przesłodzoną, intensywną bitą śmietanką i lodami śmietankowymi w jednym. Wyraźnie czuć w nim także kokosowy, naturalnie wiórkowy motyw. Nasilał się oczywiście, gdy kawałki dodatku wylegały na język. Wydaje mi się, że wyłapałam także iluzję waflekowej nutki i chyba lekką tłuszczową mdławość, ale nikła w słodyczy i kokosie. Od kokosanek rozchodziła się bowiem jeszcze silniejsza słodycz. Już w połowie rozpływania się kęsa słodycz sięgnęła zenitu i drapała w gardle.
Po zjedzeniu został przyjemnie śmietankowo-kokosowy posmak i zacukrzenie totalne, cukrowy kac.
Czułam się, jakbym zjadła lody śmietankowe o smaku wyidealizowanej Princessy, zacukrzone i zakokosowione, jak tylko się dało.
Całość uważam za obłędną, aczkolwiek nie rozumiem dodania kokosanek. Wolałabym, by były to same zbitki uprażonych wiórków, bez jakiegoś "ciastkowego łącznika", bo to... nie wniosło niczego, niczego nie przełamało, a było dodatkową słodyczą. Duet bitej śmietanki, śmietanki mlecznej i cudownej, z kokosem w zupełności wystarczył. Słodycz była wprawdzie mordercza, ale do tego połączenia pasowała. Wolałabym niższą, ale nie była taka, by odepchnąć mnie od smakowitej i genialnie wykonanej pod względem formy uczty.
ocena: 9/10
kupiłam: Lidl
cena: 7,99 zł (za 188g)
kaloryczność: 591 kcal / 100 g
czy kupię znów: chciałabym
Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, olej palmowy, odtłuszczone mleko w proszku, śmietanka w proszku, wiórki kokosowe 3,8%, bezwodny tłuszcz mleczny, słodka serwatka w proszku, laktoza, glukoza, lecytyna sojowa, białko jaja w proszku, ekstrakt z laski wanilii, naturalny aromat
Byłam PEWNA, że już ją zrecenzowałaś. Widocznie zapadły mi w pamięci nasze rozmowy o niej. Taak, ta lekkość i delikatność nadzienia <3 I ta słodycz, która przekracza granicę, ale i tak sprawia radość. Czy ja wyczułam kokosanki, czy właśnie same uprażone wiórki? Hmm, nie pamiętam.
OdpowiedzUsuńPS Czym różni się chciałabym od kupię? ;> To zależy od dostępności, ochoty... czego? U mnie ochoty właśnie.
Taak, na pewno rozmowy. Ja kojarzę w dodatku, że uznałyśmy, że tak długo musiałabyś czekać na mnie, że jednak razem nie publikujemy czy coś takiego. :P
UsuńJa nie czułam kokosanek jako "smaku kokosanek". Nazywałam kokosankami za producentem dodatek, który czułam, a który na pewno nie był tylko wiórkami.
PS "Kupię" oznacza, że na pewno kupię, bo chcę i jest to możliwe. Napisałabym to, gdybym w ciągu kolejnych dni miała iść po zapas (to limitka). "Chciałabym" jest takie... luźniejsze. Może dotyczyć limitek, a więc zależy od dostępności, ale też ochoty. Trochę nie umiem tego wyjaśnić, ale gdyby np. teraz się pojawiła, nie kupiłabym, bo po prostu nie mam ochoty na białe ani trochę i nie wiem, czy mnie w ogóle najdzie. Gdybym kupiła, a nie miała na nią ochoty miesiącami, mogłaby się zestarzeć. Chciałabym więc np. by czekolady były nieśmiertelne i np. móc ją kupić "aby była", a zjeść świeżą za 10 lat. A tak kupienie jej byłoby zbyt niewygodne. I problem sprawia mi gramatura, bo biała cieszy mnie na krótko, a otwarcie takie oznacza też "jedzenie-kończenie" niezależnie czy na resztę będę miała ochotę czy nie. To takie... "chciałabym chcieć". To tak jak czasem chciałabym czerpać więcej radości z tańszych. Chciałabym, by realnie bardziej mnie cieszyły.
PS c.d. Odpisując myślałam o tej konkretnie, ale "chciałabym" też często odnoszę do pysznych, ale tak np. małych / drogich, że wiem, że nie kupię przez to.
UsuńSam ostatnio byłem zdziwiony, ale co do nazewnictwa makaroników jest trochę niuansów, których polska nazwa nie uwzględnia. "Macaroons" to np. kokosanki, śląskie "makrony z haferfloków" (z płatków owsianych) czyli ogólnie "ciastka", które składają się głównie białek jaj, cukru i czegoś (np. orzechów). Natomiast to co nazywamy w Polsce makaronikami to "macarons" lub "french macaroons", które są specjalną odmianą "macaroons" robioną konkretnie z migdałów. Ponadto "macarons" są trudne w przygotowaniu ze względu na wymagania dotyczące ich wyglądu (kształt, gładka powierzchnia). Tak na marginesie nie rozumiem czemu są tak popularne. Jak dla mnie tylko wyglądają ekskluzywnie, a w smaku są strasznie nudne i przesłodzone.
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za takie wyjaśnienie tematu. :)
UsuńMakaronik (jedną sztukę, nie wiem, jak z odmianą tego słowa; właśnie ponoć m.in. na migdałach) jadłam raz w życiu w ciastkami wysokiej klasy i... według mnie to było coś paskudnego. Cukrowo-nijakie, struktura zupełnie nie w moim guście. Odebrałam to jako coś bezowego z mięciutkim kremem, a więc... coś, co połączyło dwa elementy, od których mnie odrzuca. Fenomenu i ja nie rozumiem, ale obstawiam, że po prostu wielu ludzi bardziej zwraca uwagę na wygląd niż na smak (choć dla mnie one nawet nie wyglądają ładnie czy ekskluzywnie).