poniedziałek, 6 maja 2024

Mieszko Michaszki Original

Tekst chciałam zacząć od tego, że nie lubię cukierków jako formy słodyczy, ale tknęło mnie, że ostatnimi czasy nie lubię żadnej innej formy niż czekolady i kremy orzechowe. W dzieciństwie zdarzało mi się jadać cukierki i niektóre nawet lubiłam, acz nie wszystkie i nie bez "ale", jak to ja. Jednymi z lubianych (zaraz po truflach podkradanych dziadkowi) były typu Michałki, acz nie pamiętam, jakie konkretnie. Pamiętam natomiast, że już w dzieciństwie jedne smakowały mi bardzo, inne uważałam za okropne i "podrabiane". Obecnie mogłyby dla mnie nie istnieć, jednak Mama miewa strzały "chęci powrotu do dawnych smaków". Mimo że obie wiemy, że w zasadzie słodycze sprzed lat, które tak wspomina już nie istnieją - przez zmiany składów, ale i naszych gustów. Na jej prośbę jednak zrobiłam mały michałkowy research i tak popatrzyłam, że cukierki Mieszka chyba są najbardziej chwalone. Te właśnie kupiła. Nie miałam zamiaru się zbliżać, ale po którymś z kolei "sama spróbuj" (miała problem ze sprecyzowaniem, co o nich sądzi), uznałam, że w sumie mogę - akurat miałam tego dnia jakiś bardziej masochistyczny nastrój. 


Mieszko Michaszki Original to "cukierki z orzechami arachidowymi w czekoladzie" o zawartości 41% kakao; sztuka waży 15g.

Cukierki pachniały intensywnie kakaowo-arachidowo. Do tego cukrowo słodko i nieco cierpko, wręcz truflowo. Prażone fistaszki stanowiły bardzo istotny element. Niestety też dość wyraźnie zarysowała się margaryna - zwłaszcza po podziale. Ogół kojarzył mi się z jakąś masą czekoladową, bajaderką czy czymś.

Cukierki były dość spore i  masywne. Niezbyt gruba czekolada, którą je oblano, wykazywała tłustość i plastikowość. Była to w zasadzie polewa, którą dało się podważyć nożem - jednocześnie nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że ma ochotę zacząć rozpuszczać się w dłoniach. Środek wyglądał na sucho-kruchy - typowo michałkowy/michaszkowy. Widać w nim nieliczne orzeszki.
W trakcie jedzenia potwierdziła się tłustość i lekka lepkość czekoladowego wierzchu. Wydał mi się plastelinowo plastyczny i miękko-gęstawy.
Środek okazał się sucho-tłustym, masywnym, mimo lekkiego kruszenia się, zlepem. Zawarł w sobie twardość i zwartość, ale nie miał problemu z mięknięciem. Połączył specyficzną, michałkową/michaszkową kruchą suchość z nadprogramową margarynowością. Z czasem przybrał formę gibkiej, jakby zwięzło-zagęszczonej masy. Rozpuszczało się to-to całościowo gęstawo i trochę zalepiająco, przytykająco w margarynowy, nieprzyjemny sposób. Z czasem suchość przeszła w proszkowość. Raz po raz pojawił się też kryształkowy element. Po paru chwilach okazało się, że wnętrze w zasadzie jest pełne orzeszków - acz bardzo drobnych, przemielonych, mikroskopijnych. W środku znalazło się oprócz nich tylko kilka średniej wielkości kawałków arachidów. Były przeciętnie chrupiące.

W smaku sama czekolada zaserwowała mnóstwo cukru i minimalną, znikomą gorzkawość. Wydała mi się maślano-łagodna, ale jakby za wszelką cenę starała się udawać ciemną czekoladę. Niestety na udawaniu koniec, bo była okrutnie przesłodzona. Już ona zacukrzyła mnie zupełnie.

Środek okazał się wyraźnie kakaowy, ale też bardzo, przesadnie słodki. Już po paru chwilach zafundował drapanie w gardle i przesłodzenie. Pojawiła się margaryna, a kakaowy smak podsunął skojarzenie z alkoholowymi truflami. Był lekko cierpki, ale nie wytrawny. Fistaszki też niewątpliwie czuć, ale jako któryś tam składnik. Niby wyraźnie, ale bez polotu.

Smak orzeszków nasilał się wraz z wyłanianiem kawałków. Orzeszki były mocno prażone i dość wyraziste, ale nieszczególnie zgrane z resztą. Margaryna pobrzmiewała bezkarnie.

Pod koniec margaryna i za silna cukrowość wydały mi się ciężkie, jeszcze bardziej dawały mi się we znaki, a całość poszła po prostu w tanim kierunku. Znowu do głowy przyszła mi bajaderkowa masa - takie kakaowe coś, z alkoholową nutą i wrzuconymi fistaszkami. Od poziomu cukrowości aż krzywiłam twarz.

Podgryzane drobinki i kawałki orzeszków nim jeszcze całość zniknęła, mimo że wplotły swój mocno prażony smak, jawiły się jako pozbawione charakteru. Nie zgrywały się z resztą. Kawałki i drobnica gryziona porządnie, raz po raz zasugerowała słonawe echo. Gdy gryzłam je po zniknięciu całej reszty wracały do przeciętnego, przesadnie prażonego smaku.

Po zjedzeniu został posmak margaryny i cukru w ciężkim, tanim splocie. Czułam też cierpkość kakao, nawet lekką gorzkość i prażone fistaszki, jednak ta ilość cukru... wydawała mi się mordercza. Margaryna nie pomogła.

Całość mało, że nie wyszła jakoś specjalnie michałkowo, to była po prostu niesmaczna. Cukrowa do bólu, mocno margarynowa z orzeszkami wrzuconymi jakby bez sensu. Brakowało mi tu zgrania - Michałki kiedyś wydawały mi się właśnie harmonijnie kakaowo-arachidowe, specyficzne. Te w ogóle jakby jeszcze jakieś aluzje do trufli robiły i końcowo wyszły nijako. Za nic nie układało się to w michałkowy splot ze wspomnień. Michałków / Michaszków jedynie w strukturze można było się doszukać.

Pozwolę sobie jeszcze oddać głos Mamie, osobie która z kolei cukierki jako formę słodyczy bardzo lubi. Kiedyś też bardzo lubiła cukierki tego typu: "Te cukierki za nic nie przypominają dawnych Michałków czy tam Michaszków. Tylko w konsystencji je przypominają, takie specyficznie trochę suche, twarde. Ale to też nie w pełni to. A w smaku w ogóle. Są po prostu kakaowe. Tak jakby... może jakby próbowały udawać trochę Michałki, trochę trufle, a trochę jeszcze coś. Raz czy drugi wyraźnie poczułam w nich alkoholową nutę. Nie żeby była zła, ale gdzie niby w Michałkach alkohol? Słodkie, kakaowe, a orzeszki... no niby są, ale w zasadzie tylko tyle, że sobie na koniec pochrupią. Tak to ich prawie nie czuć. Niezbyt smaczne, ale jak porównuję do innych dzisiejszych słodyczy, w zasadzie można zjeść. Na pewno jak ktoś lubi po prostu kakaowe cukierki i silną słodycz, to one może mu przypasują. Jest w nich coś, przynajmniej tak tanio czy sztucznie nie wyszły".

Najpierw chciałam im wystawić 3, ale Mama wyperswadowała mi to, że w sumie drogie nie są, a wśród cukierków to i nie tak źle ponoć wypadają. A że ja zupełnie rozeznania w zwykłych słodyczach nie mam, przystałam na jej sugestie co do oceny. Michałki z Hanki w sreberku jako po prostu cukierki kakaowo-czekoladowe są w sumie gorsze, ale o wiele bardziej michałkowe, stąd wystawiłyśmy im te same oceny.


ocena: 4/10
kupiłam: Mama kupiła w Biedronce
cena: 3 zł (za 100g)
kaloryczność: 526 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: cukier, orzeszki arachidowe 25 %, czekolada 19 % (cukier, miazga kakaowa, tłuszcz roślinny: palmowy, shea; tłuszcz kakaowy, tłuszcz mleczny, emulgatory: lecytyny sojowe i E 476, aromat), tłuszcz palmowy, serwatka w proszku, kakao w proszku o obniżonej zawartości tłuszczu, alkohol etylowy, emulgator: lecytyny sojowe, aromaty

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.