Gdy zobaczyłam tę czekoladę, bardzo, bardzo się na nią nakręciłam, jednak po tym, jak otrzymałam przesyłkę, położyłam na dno szuflady i... jakoś o niej nie myślałam. Gdy znów miałam okazję zakupić czekoladę z tajlandzkiego kakao, znowu mocno się nakręciłam. Paradai Nakhon Si Thammarat 75 % Dark Chocolate zrobiła na mnie przeogromne wrażenie i... wtedy przypomniałam sobie o dziś przedstawianej. Przygotowując posta pod recenzję, trafiłam nawet na czekoladę o zawartości 85% tajlandzkiego kakao tej marki, na którą w ogóle rozbłysły mi oczy... Niestety, gdy wybierałam, co kupić, była tylko ta dziś przedstawiana. Przy niej dowiedziałam się o istnieniu linii Cocoa Explorers, w ramach której twórcy marki co jakiś czas wyszukują ciekawe kakao i eksperymentują z nim.
A jednak nie powinnam narzekać, bo to, co trafiło do mnie, było bardzo niezwykłe - to bowiem mikropartia. Takich tabliczek wyprodukowano tylko 1000. Agur i Siv, właściciele marki Fjak, podczas swojej wizyty w Thai Cacao w południowo-wschodniej Tajlandii poznali plantatorów kakao z prowincji Phetchabun na północy tego kraju. Kupili 70 kg ziaren, by już w Norwegii móc stworzyć z tego czekolady. Byłam bardzo ciekawa efektu.
Fjak Cocoa Explorers Limited Edition Origins Thailand Phetchabun Microlot Dark Chocolate70 % to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao z Tajlandii, z prowincji Phetchabun; mikropartia / edycja limitowana z linii "Cocoa Explorers".
Po otwarciu poczułam kwaśne truskawki wchodzące w skład gęstego smoothie, koktajlu owocowo-mlecznego. Z dodatkiem jogurtu? Opierał się na pewno na słodkich bananach. Zapewniły wysoką słodycz, choć i kwasku nie brakowało. Truskawkową kwaśność podkręciła egzotyczność - pierwsza do głowy przyszły mi jakaś nieco inna cytryna, ale potem chyba bardziej wyłonił się ananas. Całość trochę wygłaskała nutka orzechów i marginalna maślaność. Tak całkiem łagodnie jednak nie było - w oddali doszukałam się czegoś roślinnie-ziołowego, wytrawniejszego... kolendry-zioła?
Tabliczka była twarda, a przy łamaniu trzaskała średnio głośno w chrupki sposób. Przekrój zdradzał ziarnistość.
W ustach rozpływała wolno i długo zachowywała zbity kształt. Trochę miękła, wykazując kremowość, a z czasem odrobinę soczystości. Była tłusta w maślany sposób, dość syta. Wydawała się nie dzielić swoją ukrytą gęstością. Czuć za to chropowatość.
W smaku przywitała mnie dla odmiany bardzo słodka truskawka. Truskawki mieszały się z bananami, a owocowa słodycz szybko i znacząco rosła.
Trochę jednak powstrzymało ją mleko. Niby też słodkawe, ale jednak ostrożniej. Pomyślałam o mleczno-owocowym, jasnoróżowym smoothie bananowo-truskawkowym. Chyba dodano do niego odrobinę jogurtu dla podkręcenia kwasku.
Wydało mi się, że słodycz pójdzie w bardziej topornym kierunku - przez parę sekund myśli obracały się wokół jogurtowo-truskawkowych cukierków (twarde dwukolorowe - zgooglałam, np. Jedności Karmelli).
Ale na szczęście właśnie przez jogurt wkradł się leciutki kwasek owoców... Cytryny? Coś tam czułam za mało kwaśnego, a za bardzo na nią egzotycznego... Ananas? Po chwili trochę się umocnił, acz i tak był trudny do uchwycenia.
Gorzkość subtelnie zaznaczyła swoją obecność w tle. Ogólnie była niska, acz zaczęła trochę rosnąć.
Dojrzałe banany chwilami wydawały się wyrywać na przód, ale nie rządziły się za bardzo. Ogólnie one i truskawki stały raczej na jednym poziomie. Truskawki tylko... jakoś tak czasem pokazywały się z różnych stron; banany były stabilne i konsekwentne. W pewnej chwili truskawki zaczęły mieszać się z egzotyką... a mi przez myśl przemknęła marakuja. Kwaśność minimalnie wzrosła.
W kwaskawo-jogurtowej części przemknął mi... nabiał kozi?
Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa mleczny wątek mieszał się z maślanością, jakby przygotowując grunt pod... Orzechy? Poczułam niedookreśloną orzechowość i słodkie migdały. Łagodne, a więc na pewno blanszowane.
A owocowy, głównie słodki splot bananów, truskawek z egzotyczniejszymi, kwaskawymi wtrąceniami ananasa i marakui trwał w najlepsze. Wszystko inne działo się jakby tuż za nim.
Gorzkość kontrastowo do nich wysunęła trochę ziemistości. Wyobraziłam sobie dawno już ścięte drewno, trochę suche bale leżące na ziemi.
Gorzkość podbudowała też odrobinka palonej nuty. W tym czasie, banany znów akurat jakoś mocniej zaakcentowane na przodzie z miękkich, dojrzałych bananów świeżo-surowych zmieniły się na moment w chipsy bananowe z podkręconą słodyczą. Za sprawą gorzkości pojawił się tu karmel, acz właśnie złączony z bananami.
Ogólna soczystość jednak i tak trwała. Znalazła się nawet przy gorzkości, dodając jej... może nie tyle soczystego echa, co rześkości, świeżości. Pewien wręcz kwaskawo-kłujący aspekt marakui zmienił się w kłująco, słodko-ostrawe goździki i świeże listki kolendry. Acz po chwili jednak zatonęły w owocowej soczystości.
Końcowo truskawki doskoczyły do bananów, przywracając im wydźwięk świeżych, miękkich dojrzałych bananów po prostu, same przygarnęły słodycz i wyszło to jako słodziutki, ale i lekko kwaskawy od pojedynczych mniej dojrzałych truskawek, koktajl owocowy.
Po zjedzeniu został posmak bananów czy wręcz bananowego mleka z orzechowo-migdałowym echem. Soczystość wyszła truskawkowo-egzotycznie i trochę... świeżo-ziołowo jak kolendra, mieszająca się z ziemią? Ogólna słodycz była bardzo wysoka, ale mocno owocowa. Kwasku znalazło się na koniec, w posmaku, trochę.
Czekolada smakowała mi, choć wolałabym wyższą gorzkość - szkoda, że nuty ziemiste i ziołowe bardziej się nie rozwinęły. Ogrom truskawek i bananów, smoothie z nich zrobionego, a podkręconego ananasem i marakują był zacny, słodko-kwaśny. Trochę blanszowanych migdałów, mleczne elementy i karmelizowane chipsy bananowe ciekawie się przy nich przewijały. Wszystko to jednak miało bardzo łagodny ton. Myślę, że to kakao świetnie by wyszło przy wyższej zawartości w czekoladzie. Trochę się wahałam, co jej wystawić, chwilami przez łagodność myślałam, że może 7, ale... jakoś się obroniła - przedstawionym nutom w sumie łagodność pasuje.
Drewno i zioła czułam też w Paradai Nakhon Si Thammarat 75 % Dark Chocolate. W niej jednak było więcej kwaśnych owoców, np. dużo wiśni. Dziś przedstawiana wyszła bardziej słodko. Gorzkości brakowało mi i w podlinkowanej, ale była tak bogata w nuty ogólnie, że... brakowało mi jej jakoś mniej.
ocena: 8/10
kupiłam: chocoladeverkopers.nl
cena: 8.95 € (za 60g; około 39 zł)
kaloryczność: 559 kcal / 100g
czy kupię znów: nie
Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.