niedziela, 6 lipca 2025

Olini Masło z nerkowców i pistacji

Wybierając kremy tej marki, dziś przedstawiany uznałam za priorytetowy. Pistacjowe kremy przeważnie bowiem idą w wytrawność, a jak mają być na słodko, to dodają białą czekoladę... A tu... Może nerkowce nadają im naturalnej słodyczy? Od razu zaciekawiło mnie też, jak wypadnie w stosunku do Olini Masło orzechowe MIX

Olini Masło z nerkowców i pistacji to krem z orzechów nerkowca i pistacji "delikatnie podprażonych w piecu". 

Po otwarciu poczułam intensywną nutę złudnie słonawych, lekko prażonych pistacji zarysowanych wyraźnie na głębokiej, słodko-maślanej, wręcz trochę mlecznej nerkowcowej bazie. Oba wątki czuć bardzo mocno, ale zdecydowanie to nerkowce dominowały. Z tym że pistacje miały jakby większą łatwość w przyciąganiu uwagi.

przed i po uporaniu się z olejem
Na wierzchu wydzieliło się bardzo mało oleju, co aż mnie trochę zdziwiło. Zlałam, ile się dało, a więc niecałą łyżeczkę. Krem nie wyglądał na wyschnięty; wręcz przeciwnie - sam zdradzał oleistą tłustość. Podczas mieszania miałam wrażenie, że odrobinka oleju wciąż się jeszcze jakby wydziela z masy. A ta była dość gęsta - na dole tylko odrobinę bardziej, ale nawet tam nie sucha. Ogólnie wydawała się ciągnąca. W kremie widać sporo drobinek orzechów i czarnych kawałeczków oraz mikroskopijnych kropeczek. 
Jedząc, masa wciąż była dość gęsta, ale w delikatny, nie ciężki czy masywny sposób. Dała się poznać jako tłusto-oleista, ale jednocześnie w miarę syta. Rozpływała się w tempie średnio-wolnym, usta zalepiając tylko początkowo na moment. Po paru chwilach łatwo rzedła, przedstawiając się jako miękko-kremowa, choć nie gładka. Wyraźnie czułam bowiem miazgowość kawałeczków i drobinek niewymagających gryzienia, a jedynie subtelnie urozmaicających konsystencję.
Drobinek na koniec trochę zostawało i choć nie wymagały gryzienia, często to robiłam. Trochę  jakby miękkiej chrupkawości więc uświadczyłam. Czarne kawałeczki były twardsze, a gdy tak to razem gryzłam, czasem wydawało się to dość trzeszczące. W drobinkach bardziej wyróżniały się pistacje.

W smaku pierwsza rozbrzmiała delikatna maślaność, przepleciona równie delikatną słodyczą. Ta druga jednak szybko jakby zbadała grunt i wzrosła porządnie. Rosła i rosła, umacniając też swój charakter, a nie tylko moc - wydawała się bardzo dosadna. Należała w pełni do nerkowców, tak samo zresztą jak maślaność.

Po paru chwilach pistacje zaczęły się lekko wtrącać. Startowały od przebłysków, wpisujących się w delikatny wątek oraz słodycz. Potem nabrały nieco pewności siebie, choć też w naturalnie słodkim kontekście.

Prażony akord ogólnie był bardzo delikatny - zaskarbiły go sobie pistacje. Mniej więcej w połowie rozpływania się porcji w ustach prawie zrównały się z nerkowcami, ale nawet nie próbowały się z nimi mierzyć. Po prostu miały swój wyraźniejszy epizod, a tak to się zza nerkowców odzywały.

Nerkowce od początku trzymały się pewnie tego maślanego, słodkiego wydźwięku. Pomyślałam o mleczno-maślanej pralinie, która wysokim poziomem słodyczy aż trochę ryzykuje.

Końcowo, na tym słodziuteńkim tle, pistacje wydały mi się nieco wytrawniejszo-prażone, zdarzało im się robić pewne aluzje do migdałów, po czym zatonęły w mleczno-maślanej, już nie tak wysoce słodkiej, nerkowcowości.

Kiedy gryzłam drobinki, ich smak wydawał się delikatną kontynuacją pasty, ale w ich przypadku o wiele wyraźniej wyszły pistacje. Zazwyczaj były słodko-delikatne, acz niektóre okazały się tak prażone, że kojarzyły mi się z jakimś smażonym, wytrawnych daniem.

Po zjedzeniu został posmak maślano-nerkowcowy, przepleciony wyraźnym splotem słodyczy i wytrawności podprażonych pistacji. Było słodko w sposób jakby mocno podkręcony kontrastem, mimo że w zasadzie ta wytrawno-prażona nutka wcale nie była silna.

Krem bez dyskusji mi smakował. 100% z pistacji nie należą do moich ulubionych, za to z nerkowców - owszem. Ten wyszedł jak taki do potęgi nerkowcowy krem, urozmaicony pistacjami. Nie były nachalne, ale wyraźnie wyczuwalne i istotne. To trochę jak z obrazem i płótnem - bez płótna obraz by nie istniał. Tu płótnem były nerkowce, budujące ten krem. A jednak to pistacje były tym, co tam ciągle przyciągało uwagę. Podobało mi się osłodzenie ich właśnie nerkowcowością, która chwilami szła w aż pralinowym kierunku.
Gęstawa, miazgowa konsystencja przyjemna, choć mogłaby być ciutkę mniej oleista, a gęstszo-konkretniejsza.
Co prawda do pełni zachwytu trochę zabrakło, ale i tak jestem pełna uznania. To, co przeważyło o ocenie to kwestia bardzo subiektywna - po prostu nie było to połączenie smaków, które wbiłoby mnie w fotel tak, bym mogła wystawić maksymalną ocenę. I patrzę na to przez pryzmat wysokiej ceny.

Zdecydowanie lepiej zrobione niż Olini Masło orzechowe MIX - przez inny stopień prażenia nie zgadłabym, że to ten sam producent.


ocena: 9/10
kupiłam: olini.pl
cena: 55,90 zł (za 200g)
kaloryczność: 636 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: 75% orzechy nerkowca, 25% pistacje

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.