niedziela, 5 maja 2024

Letterpress Chocolate Tranquilidad 70 % Dark Chocolate ciemna z Boliwii

Kiedy przejadłam całkiem sporo czekolad Letterpress, uznałam, że to dobra marka, która jednak nieco za bardzo się ceni. Gdy zbliżałam się do wykończenia zakupionych, wiedziałam, że kolejnego zamówienia u nich nie będzie, więc i tak robiło mi się trochę smutno. Tylko jednak trochę, bo na koniec zostawiłam najbardziej obiecujące. Żałuję, że tak mało w sumie jest czekolad z boliwijskiego kakao. Ono w moim odczuciu świetnie pokazuje, że sukces tkwi w prostocie, bo nie ma niezwykle wyszukanych nut i całego ich mnóstwa, ale jest... takie esencjonalne i głębokie. Ciekawiło mnie, czy znajdę to także w propozycji Letterpress. Oni zrobili tabliczkę z dziko rosnącego kakao, które fermentowało pod nadzorem ponoć światowej sławy eksperta, Volkera Lehmanna. Organizacja The Heirloom Cacao Preservation poddała te ziarna testowi, by sprawdzić ich genetyczne pochodzenie. Wyniki wykazały, że to w 97,3% Beniano (nazywane też Boliviano). To klasa Criollo, Nacional i Porcelany - ale rosnąca w Boliwii.

Letterpress Chocolate Tranquilidad 70 % Dark Chocolate to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao Beniano z Boliwii.

Po otwarciu poczułam średnio intensywny zapach kawy i mocno maślanych krówek o słodyczy wyraźnej, ale też jakby zgaszonej. Ich maślaność podkręciły naturalnie słodkawe orzechy nerkowca. Surowe - kontrastowo do tego prażono-pieczona nuta zaznaczyła się jako sowicie przypieczony wierzch z ubitych białek ciasta typu "pleśniak". Daleko w tle majaczyła soczystość... czy może jedynie rześkość? Bardziej kwiatowa niż owocowa? A jednak i pitaja oraz białe brzoskwinie przyszły mi do głowy. Acz jako składowa ciasta pleśniaka? I jeszcze coś ledwo uchwytnego, szarlotkowo-pleśniakowego?

Tabliczka wyglądała na sucho-kremową, a przy  łamaniu trzaskała głośno, skaliście i właśnie nieco sucho. Była bardzo twarda. 
W ustach rozpływała się w tempie wolno-umiarkowanym, niemal do końca zachowując zbity kształt. Była maślana i kremowa, z ochotą pokrywała usta smugami. Wyszła raczej gładko, choć z czasem wydało mi się, że próbowała ukryć lekką pylistość.

W smaku pierwsza rozbrzmiała wysoka słodycz sowicie przypieczonego, słodkiego wierzchu z ubitych białek ciasta typu "pleśniak". Ciastowa słodycz powoli przeszła w maślaną krówkę.

Pieczona nuta nasiliła się, część słodyczy przerabiając na palony karmel. On jednak jeszcze podkreślił na zasadzie kontrastu słodziutką, maślaną krówkę. Ją wzmocniły naturalnie słodkie, maślane orzechy nerkowca. Zaraz okazały się bardzo wyraziste - zapuszczały się na pierwszy plan, eksponując swój surowy charakter.

W tle pojawił się kwiaty... czy raczej najpierw jedynie rześkość... Obiecała soczystość, a dopiero potem pozwoliła działać kwiatom. Różom m.in. czerwonym o żywych odcieniach, jak się okazało. Acz urozmaiciły je jakieś inne, delikatniejsze, bardziej rześkie. I nieśmiały owoc... poziomki?

Do karmelowej nuty dołączyła delikatna gorzkość. Rosła bardzo powoli, wręcz leniwie, ale słodyczy nadała zgaszonego wydźwięku i trochę ją hamowała. Nagle, mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa, uderzyła jako kawa.

Kawę podkreśliły pieczono-palone nuty. Czułam mocną kawę zaparzoną na także mocno palonych ziarnach. Przy niej schowały się inne niż karmel słodkie nuty. Kawa w gorzkim wątku przez pewien czas wydawała się odosobniona.

Soczystość w tle jednak odważyła się wychylić. Pomyślałam o cieście "pleśniak" z brzoskwiniami... Niewielką ilością, ale zaznaczającymi się, obiecującymi kwasek. Było mocno przypieczone, maślane i ciężko-słodkie, ale soczystość i kwiaty walczyły, by ogólnie nie zrobiło się ciężko.

W owocowej strefie przewijała się egzotyczna rześkość - może pitaja? I raz po raz przemknęło mi coś czerwonego, niemal nieuchwytnego z owoców. Czyżby pojedyncze poziomki? Też z mgiełką kwasku.

Po tym, jak gorzkość zadebiutowała, uspokoiła się i zaczęła powoli słabnąć. Wykorzystała to maślana, słodka krówka. Wciąż w towarzystwie orzechów nerkowca. Te na koniec znów spróbowały skupić na sobie więcej uwagi i wyszły prawie na przód, ale już mniej odważnie. Słodycz trochę im się sprzeciwiała. Z ciasta "pleśniaka" napłynęło więcej słodkiej maślaności. Oczami wyobraźni zobaczyłam ciasto podane z ciężkimi, śmietankowymi lodami lub kremem śmietankowo-maślanym, przez co mi już zrobiło się za słodko. Słodycz aż grzała język i lekko zaznaczyła się w gardle.

W posmaku została przypieczona nuta wierzchu pleśniaka, maślana krówka i nerkowce z nienachalną goryczką kawy. Wyszła lekko cierpko, kontrastowo do owocowo-kwiatowej rześkości z tła. Słodycz nieco drapała, była ciężka, ale wciąż też jakby zgaszona. Także w niej osiadł palono-pieczony wątek.

Czekolada smakowała mi, jednak zawarła w sobie sporo nut niezbyt w moim typie. O ile krówki, nerkowce i kawa były mi bardzo miłe, tak już ciasto pleśniak i sporo maślaności nie bardzo. Wątki rozwijały się nie w tym kierunku, co bym chciała, np. nerkowce mnie zachwyciły, a tu potem zagłuszyć je próbował pleśniak i maślaność. Kawa uderzyła i... się zgubiła. Soczyste, kwiatowo-owocowe akcenty ogólnie były przyjemnie wkomponowane, jedynie pobrzmiewające, a zarazem intrygujące - zwłaszcza poziomki. Gorzkości wolałabym więcej cały czas, a nie, że wystąpiła tylko epizodycznie. 

Przypomniała mi się za łagodna śmietankowo-budyniowa, krówkowa Fruition Chocolate Bolivia Wild Forest 74 %, ale też choć ciepło-słodka, przyjemnie kwaśna i charakterna A. Morin Bolivie Ekeko Noir 70 %. Wydaje mi się, że o ile przy wyższej zawartości boliwijskie kakao zawsze zachwyca, tak przy 70% trzeba umieć wydobyć z niego charakter. Też pewnie jeszcze zależy od gatunku, podregionu itd. Letterpress nieco bliżej do Fruition, nie do Morina, który mnie w sobie rozkochał.


ocena: 9/10
kupiłam: letterpresschocolate.com (przez osobę pośredniczącą)
cena: $18 (za 57g)
kaloryczność: nie podana
czy znów kupię: nie

Skład: ziarna kakao, surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.