piątek, 5 września 2025

Zotter Peanut Caramel / Erdnuss Karamell ciemna 70 % z kremem karmelowym z białej czekolady i karmelizowanych mielonych migdałów oraz nugatem z fistaszków i białej czekolady z kawałkami orzeszków

Kiedy zerknęłam, co nowego wprowadził Zotter, ta czekolada wydała mi się obiecująca. Głównie dlatego, że jako chyba jedyna z nowości oferowała w sumie mało wymyślne, a wręcz dość klasyczne połączenie. Ostatnio bowiem większość nadziewanych czekolad tego producenta wydawała mi się przekombinowana i przez co to coraz mniej smaczna. Miałam wrażenie, że Zotterowi obecnie liczą się bardziej wymyślne opisy i wprowadzanie zestawień, których jeszcze nie było, niż końcowy efekt smakowy. Może więc ta miała być właśnie nie wydziwiania, a smaczna? Niestety, po paru gorszych, sięgnęłam po nią bez nadziei na pyszną degustację. 



Zotter Peanut Caramel / Erdnuss Karamell to ciemna czekolada o zawartości 70% kakao nadziewana (30%) kremem karmelowym na bazie białej karmelowej czekolady ("kuwertury") i karmelizowanych mielonych migdałów oraz (30%) praliną / nugatem z orzeszków ziemnych i białej czekolady z karmelizowanymi fistaszkami. 

Po otwarciu poczułam wyrazisty, fistaszkowy zapach łączący dominujące masło orzechowe z łagodnym, trochę mlecznym nugatem, zestawiony z lekko słodką, ciemną czekoladą. Jej słodycz wyszła karmelowo i spójnie mieszała się z karmelowym motywem bardziej związanym z orzechami. Wyobraziłam sobie domowy, zdrowy karmel zrobiony m.in. z masła orzechowego, lekko posłodzony wanilią. Czuć też sporo palonego karmelu i drewna oraz sugestię soli, trzymającą się fistaszków. 
Po przełamaniu i w trakcie jedzenia czułam się, jakbym wąchała takie złożone masło orzechowe z nutą czekolady ciemnej.

Tabliczka była masywna i średnio twarda. Gruba warstwa czekolady przy łamaniu trzaskała, ujawniając nadzienia również twarde. 
Dolna warstwa, czyli nugat fistaszkowy wyglądał na krucho-suchy i konkretny, a krem karmelowy ewidentnie był bardziej miękko-zbity, mimo że też konkretu mu nie brak. Po przekroju powiedziałabym, że dodano średnią ilość kawałków orzechów.
Obie warstwy okazały się zbite i gęste, a także tłuste w masywny sposób.
W ustach czekolada rozpływała maziście i bardzo kremowo. Była dość tłusta i lepka. Powoli odsłaniała nadzienia.
Orzechowy nugat podpinał się pod czekoladę, wykazując gęstą kremowość. Był tłusty i bazowo gładki, acz z pylistym echem. Rozpuszczał się trochę zawiesinowo. Zatopiono w nim sporo powoli wyłaniających się ćwiartek oraz średnich i drobnych kawałków fistaszków. Z nich częściowo rozpuszczał się karmel. Całe jednak wydawały się karmelowe, bo "namacalnie" zawilgocono-cukrowa, trochę twardawo-rzężąca skorupka ewidentnie wystąpiła na nich tylko miejscami. Gdy spróbowałam pogryźć jednego orzecha obok czekolady, zaburczało to spójność, więc zostawiałam je - jak zawsze - na koniec.
Krem karmelowy rozpuszczał się trochę szybciej od nugatu. Był bardziej plastyczny i miękki, ale też masywny. Okazał się zwarty, zbity, a zarazem trochę mazisty. Jego tłustość była niska, ale i ta część zdradzała nugatowość. Wkradła się też lekka wodnistość. Całość jednak była bardzo spójna. 
Gryzione na koniec kawałki orzeszków były w większości twardawe, ale niezbyt chrupiące, a jakby zawilgocone. Trochę jakby były duszone w karmelu (?), a nie karmelizowane. Resztki stwardniało-zawilgoconej, skorupki zostały tylko na nielicznych. Karmelowa otoczka jakby się w nie wgryzła. Niektóre były mocno wyprażono-karmelizowane, inne słabiej, ale wszystkie które widziałam, miały ciemno karmelowy kolor ogólnie (co mnie trochę dziwiło, bo AŻ tak przeprażono-karmelowo nie smakowały).

W smaku czekolada przywitała mnie niską słodyczą palonego karmelu, spójnie mieszającego się z motywem palonego drewna i dymu. Gorzkość wydała mi się leniwa i silna, a podążało za nią cierpko-soczyste echo.

Nadzienia szybko dały o sobie znać, wpisując się trochę w nuty czekolady. Podkreślały się nawzajem. Karmelowy krem podwyższył więc palono karmelową słodycz, a fistaszkowy nugat zaczął powoli łagodzić, przejmować i zastępować motyw palonego drewna. Czekolada jednocześnie podkręciła karmel i arachidy. Przez myśl przemknął mi zdrowy Snickers.

Szybciej najpierw zwracałam uwagę na rosnącą w bardzo palonym stylu słodycz, a więc krem karmelowy. Dominował na początku. Palony karmel oddawał poniekąd motyw karmelizowania, a więc też pewną orzecho-migdałowość. Bardzo łatwo o myśl o zdrowym karmelu zrobionym z masła orzechowego (bardziej migdałowego). Na słodyczy nie poprzestał, dopuszczając do siebie cynamonowe ciepło. To uszlachetniło słodycz, nadało jej charakteru. Migdały bardzo nieśmiało się wyłaniały, ale da się je uchwycić nawet zza fistaszków drugiej warstwy. W całości sprawiał wrażenie bardzo masłoorzechowego karmelu.
Gdy spróbowałam trochę kremu karmelowego osobno, doszukałam się w nim jeszcze wanilii, może i białej karmelowej czekolady, a nuta migdałów była wyraźniejsza. Czuć karmelizowanie i krem migdałowy, migdałowe masło orzechowe.

Nugat fistaszkowy rósł w siłę powoli. Po paru chwilach dokładał do karmelu fistaszkowość. W całości podkręcał skojarzenie z masłem orzechowym i Snickersem.

Warstwy i czekolada bardzo harmonijnie się mieszały, stanowiąc jedność i zbliżając się do poziomu przesady w kwestii słodyczy. Fistaszki i migdałowe echo budowały masłoorzechowy obraz, który mieszając się z wanilią, ciemną czekoladą i odrobiną cynamonu robił aluzje do zdrowej wersji Snickersa właśnie z masłem orzechowym oraz zdrowym karmelem zrobionym m.in. z masła orzechowego. Z czasem, gdy tak wszystko się mieszało, rosła słodycz, ale na szczęście w poważniejszym, palonym wydaniu. Jednoznaczność poszczególnych części spadała niemal do zera. Wszystko mieszało się, mieszało coraz bardziej i było po prostu karmelowo-masłoorzechowo; palono słodko, ogólnie orzechowo i ciepło.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa na przód zaczął wychodzić nugat i w końcu to on dominował.
W nugacie czuć motyw masła orzechowego, ale na równi stojący z arachidami w łagodniejszym, słodko nugatowym wydaniu. Nugat podwyższał słodycz całości, kierując ją w prostszym, zwyklejszym kierunku. Warstwa karmelowa bardzo podkreślała skojarzenie z masłem orzechowym. W nugacie raz po raz trafiałam na pstryczki palonego cukru, rozchodzące się od kawałków orzeszków. W całości wystąpił jednak jako ta łagodniejsza część, a jego słodycz choć trochę waniliowa, wydawała prosta i ciągle rosnąca.
Kiedy spróbowałam nugatu arachidowego osobno, wydał mi bardziej zachowawczo słodki, mniej masłoorzechowy, a bardziej nugatowy. To karmel podkręcał w całości nutę masła orzechowego. 
Orzeszki gryzione obok wszystkiego wydawały się zgaszone, a i trochę zaburzały kompozycję, więc zostawiałam je na koniec.

Czekolada była cały czas dobrze wyczuwalna, ale końcowo wydała mi się bardziej soczysta, trochę... sugestywnie powidlana (kontrastowo do nadzień?). Stała na straży, by nie zrobiło się za słodko.

Od niegryzionych kawałków orzeszków rozchodził się mocno palony, karmelowy smak i trochę też sama arachidowość. A gdy je gryzłam na koniec, okazały się oczywiście bardziej arachidowe, ale nie tak bardzo, jak można by się spodziewać. Fistaszkowość przytłaczało średnio mocne prażone. Niektóre były bardziej prażone-karmelizowane, inne trochę słabiej, ale wszystkie łączyła karmelowa nuta.

Po zjedzeniu został posmak prażonych fistaszków prosto z chrupiącego masła orzechowego, może lekko piernikowego, na pewno wymieszanego z palonym karmelem, nugatem i motyw samej, cierpko-palonej, bardzo soczystej czekolady.

Czekolada wyszła całkiem zacnie. Można by rzec, że zdrowy, ambitniejszy Snickers. Wyróżnia się spośród nowych Zotterów tym, że w jej przypadku wszystko najlepiej smakuje razem, mieszając się. Warstwy przyjemnie się wtedy uzupełniają, a jedna w drugiej podkręca to, co najlepsze (większość nowych Zotterów uważam za zbyt namieszane, że lepiej byłoby je dzielić na osobne tabliczki niż łączyć po kilka ciekawych osobno nadzień). Świetnie oddaje tytuł - efekt to właśnie fistaszkowy, masłoorzechowy karmel. Sam w sobie nugat arachidowy był przeciętny, ale zestawiony z kremem z jakby domowego, zdrowego karmelu poszedł w masłoorzechowym kierunku. Karmel sam w sobie uważam za bardzo pomysłowy - zmielenie karmelizowanych migdałów? Zacnie to wyszło. Nie przekonały mnie jednak te kawałki fistaszków - to ich takie zawilgocenie, mocno wyprażono-karmelizowany smak... No jakoś nie. Gdyby nie one, gdyby sprawę kawałków orzechów w ogóle lepiej rozwiązano (dodając pyszne, niekarmelizowane albo karmelizowane lepiej?) , tabliczka mogłaby mieć i 10.


ocena: 9/10
kupiłam: dostałam od zotter.pl
cena: 22,49 zł (cena półkowa za 70 g - moja ważyła 74g; ja dostałam)
kaloryczność: 538 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

 Skład: surowy cukier trzcinowy, miazga kakaowa, orzechy arachidowe 16%, tłuszcz kakaowy, mleko, karmelizowane mleko w proszku 4% (odtłuszczone mleko w proszku, cukier), migdały, syrop cukru inwertowanego, masło, olej arachidowy 1%, pełne mleko w proszku, syrop skrobiowy, słodka serwatka w proszku, pełny cukier trzcinowy, sól, odtłuszczone mleko w proszku, lecytyna sojowa, wanilia, olej słonecznikowy, cynamon, płatki róż, proszek cytrynowy (koncentrat soku cytrynowego, skrobia kukurydziana, cukier), chili bird's eye

środa, 3 września 2025

Alter Eco 70 % Ecuador Chocolate Negro ciemna z Ekwadoru

Zamawiając tę czekoladę pomyślałam, że nazwa brzmi trochę znajomo, ale byłam pewna, że to nie amerykańska marka Alter Eco, a po prostu niemal identycznie brzmiąca. Jakoś tak... Wygląd mnie zmylił. Jak się okazało, na przestrzeni lat trochę zmienili oprawę graficzną, ale hasła o podejściu do natury oraz oferowanych eko produktów zachowali. Teraz swoje czekolady opisują jako "Greenest Chocolate on Earth" - no cóż, można i tak. Ja jednak wolałam ciemną, zwykłą (huehue), więc taką też zamówiłam. Wewnątrz kartonika umieszczono też informację, że czekolada została zrobiona z kakao od kooperatywy Unocace, działającej od 2015 roku.

Alter Eco 70 % Ecuador Chocolate Negro to ciemna czekolada o zawartości 70% kakao z Ekwadoru.

Po otwarciu poczułam mocno przypieczonego murzynka i prażone fistaszki, wkomponowane w cukierki czekoladowe z dodatkiem kakao w proszku. Gorzkość była wyraźna, ale nie wysoka i raczej prosta. Przemknęły mi waniliowe herbatniki - chyba też w polewie kakaowej. Tuż obok znalazło się mocno mleczne, waniliowe cappuccino. Przy prażonych fistaszkach rozgościł się karmel, wprowadzający trochę paloności do ogólnie średnio wysokiej słodyczy. A tej nie szczędziło sporo kwiatów.

Twarda i trochę sucha w dotyku tabliczka trzaskała głośno w krucho-polewowy sposób.
W ustach rozpływała się powoli i maziście. Najpierw niezbyt chętnie, ale już po chwili miękła i zmieniała się w kremową masę, starającą się zatrzymać kształt jak najdłużej. Była średnio, acz wyraźnie maślano tłusta i gładka.

W smaku najpierw pojawiły się bardzo słodkie, trochę waniliowe herbatniki w polewie kakaowej. Kakao od razu spójnie mieszało się z ciasteczkowym motywem, dodając mu charakteru i gorzkości. Nie była jednak wysoka i nie spieszyło jej się, by wzrosnąć.

W herbatniku przemknęła maślaność, a potem do głowy przyszło mi bardziej złożone ciastko: tak, z herbatnikiem, ale zestawionym z lepkawym, ciągnącym karmelem. Całość oblana czekoladą ni ciemną, ni mleczną (ale nie cukrową) i podana w towarzystwie cappuccino. Mleczność zaznaczyła się na boku, ale znaczyła wiele.

Mleczność i karmel, a więc nuty słodsze i łagodniejsze, wprowadziły kwiaty. Na chwilę znalazły się na pierwszym planie jako ciężkawo słodkie bukiety, jednak zaraz przywołały odrobinę cierpkości. Pomyślałam o złożonych kwiatowych kompozycjach, których słodycz przełamała konkretniejsza lawenda.

Gorzkość zdecydowała się na wzrost. Wprowadziła palono-pieczony wątek.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa herbatniki zmieniły się w mocno wypieczone tosty, posmarowane mleczno-arachidowym kremem. Posłodzonym wanilią? Był przede wszystkim słodki, ale też coraz wyraźniej arachidowy.

Prażone orzeszki nagle wskoczyły na pierwszy plan. Wanilia i ciągnący, palony karmel próbowały za nimi nadążyć, lecz tylko trochę je przyozdobiły. Orzeszki spotkały się z gorzkością i zaczęły się z nią mieszać.

W tle przemknął mi niejednoznaczny, trochę duszny (?) kwasek.

Fistaszki i gorzkość przełożyły się na wizję cukierków kakaowo-czekoladowych z fistaszkami, zrobionymi ze sporą ilością kakao w proszku. Może też z pokruszonymi herbatnikami? Potem jeszcze poczułam mocno przypieczonego murzynka o prostym charakterze kakao w proszku. Nutka kawowa podkręciła to ciasto i w końcu wtopiła się w nie.

Udało mi się wtedy nazwać kwasek - była to w zasadzie jedynie sugestywna obietnica... Obietnica kompotu śliwkowo-wiśniowego, który całkiem nieźle zgrał się z kakaowym wypiekiem. Podkręcały, podsycały się nawzajem. W pewnej chwili pojawiła się nawet ziemistość.

Wszystko to jednak cały czas znacząco osładzała i łagodziła nuta wanilii wymieszanej z kwiatami, znów łagodniejszymi.

Po zjedzeniu został posmak słodko-cierpkich kwiatów z echem wanilii oraz prażonych orzeszków zatopionych w karmelu. Czułam też mocno wypieczonego, kakaowego do granic możliwości murzynka i cierpko-soczyste echo. Trochę kompotowe, trochę ziemiste.

Czekolada była całkiem smaczna, ale liczyłam na ambitniejszy smak. Nie za wysoka, ale jakże wszechobecna słodycz wydawała się pochodzić nie tylko od cukru, ale też z kakao - tak mocno waniliowo-kwiatowa była! Gorzkość cały czas wyczuwalna dobrze wydawała się reprezentować postawę "nie chce mi się". Cukierki kakaowo-czekoladowe, murzynek, cappuccino, końcowo nawet trochę ziemi - to było delikatne. Kwasek tylko przemknął w oddali. Dobrze, że sporo znalazło się tu arachidów, przemknęła lawenda, a karmel był palony - te elementy zadbały o jakiś charakter. Bo z kolei herbatniki i tosty bardzo łagodziły. Nie wiem, dlaczego czuć proste kakao w proszku, skoro nie ma go w składzie - szkoda. Jak dla mnie za łagodna i za prosta w przekazie (gdyby była o połowę tańsza, spokojnie miałaby 8).


ocena: 7/10
kupiłam: naturitas.pl
cena: 18,38 zł
kaloryczność: 582 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy

wtorek, 2 września 2025

Fin Carre Flavour Baked Apple Cinnamon Crumble Milk Chocolate mleczna z cynamonem, ciastkami i jabłkami

W 2025 wróciłam w góry znacznie szybciej niż się spodziewałam. Szybciej nawet niż rok wcześniej! Nagle bowiem pod koniec stycznia poczułam niemal wiosenne powietrze, pogoda sprzyjała... Oczywiście nie miałam zamiaru pchać się w Tatry, gdzie jeszcze panowała zima, ale gdzieś niżej - dlaczego by nie? Wybrałam nie za długą pętlę z Ochotnicy Dolnej na Lubań. Na wieżę widokową dotarłam niebieskim szlakiem przez las (w którym wcześniej poczęstowano mnie Choceur Orzechowa Czekolada Mleczna z Całymi Orzechami Laskowymi). Wieża jednak zasnuła się mgłą, mimo że straszliwie wiało. Oba te czynniki wykluczały ładne zdjęcia na niej, więc kombinowałam pod wieżą. Potem zachciało mi się jeszcze pójść na Średni Groń, i... na nim się zorientowałam, że mgła na Lubaniu odpuściła. Zawróciłam więc, by jednak coś z tej wieży zobaczyć. Parę zdjęć zrobiłam więc na nowo - bo dlaczego nie? No i czekolada towarzyszyła mi w lodowo-błotnistej drodze powrotnej szlakiem żółtym przez bazę namiotową, a potem zielonym przez Morgi z powrotem do Ochotnicy. Tam już poczułam trochę zimy, więc wariant czekolady okazał się bardzo adekwatny.

Fin Carre Flavour Baked Apple Cinnamon Crumble Milk Chocolate to "mleczna czekolada o zawartości 30% kakao "o smaku jabłkowo-cynamonowym z 12% kawałkami ciastek i 2% kawałkami liofilizowanego przecieru z jabłka" (kawałkami jabłkowymi) oraz cynamonem, inspirowana pieczonymi jabłkami i cynamonową kruszonką; edycja limitowana na zimę 2024/2025; marki własnej Lidla.

Po otwarciu poczułam intensywny zapach cynamonu, który bez dwóch zdań dominował nad resztą, a także pewne pieczone ciepło i motyw szarlotki. Jabłka stanowiły subtelną, kwaskawo-soczystą nutkę, a jeszcze dalej za nimi doszukałam się orzechów - chyba trochę podpinających się pod wspomniane ciepło. Wszystko to na cukrowo słodkim tle mlecznej czekolady.

Tłustość tabliczki czuć już w dotyku. Wydała mi się też potencjalnie lepkawa. Przy łamaniu okazała się średnio twardo-krucha i słychać było lekkie trzasko-chrupnięcia. Dodatki dołożyły się do chrupania. 
Zarówno na spodzie, jak i w przekroju widać dużo średnich i małych kawałków jasnych ciastek i dosłownie kilka średnio-sporawych jabłek w formie bladożółtawej kawałko-kostki. Dodano ich tyle, że w zasadzie nie da się zrobić kęsa bez dodatków. By spróbować trochę czekolady osobno, musiałam dosłownie spiłować trochę z wierzchu, brzegu zębami. Miejscami bowiem ciastko dosłownie siedziało na ciastku.
W ustach czekolada rozpływała się średnio szybko, ochoczo mięknąc. Acz pewną zbitość zachowywała. Baza wykazywała niemal idealną gładkość. Była mazista i tłusta w sposób maślano-śmietankowy.  Po paru chwilach językiem wyczułam dużo dodatków: głównie suchawo-kruche ciastka, a tylko nieliczne, częściowo rozpuszczające się, mięknące kawałki jabłkowe. Wydawały się wilgotne i lepkawe.
Trudno było gryźć dodatki obok czekolady, bo z czasem tworzyły zawiesinę, która mieszała się z czekoladową masą, stając się jednością. Ja więc zostawiałam je na koniec, dając wszystkiemu spokojnie się rozpuścić. 
Z czasem niektóre ciastka wypadały z czekolady. Do złudzenia przypominały kruchą, wilgotniejącą, mączną kruszonkę.  Okazało się, że miejscami wystąpiły jako zbitki ciasteczkowych grudek. Częściowo rozpuszczały się i one. Minimalnie nasiąkały i zmieniały się w pyliście-mączną zawiesinę z grudek. Gryzione ciastka trochę twardo chrupały, ale ogólnie nie były twarde.
Kawałki jabłkowe gubiły się wśród nich. Gryzione trochę trzeszczały, robiąc się coraz bardziej miękkawo-lepkie. Zaplatało się w nich znikome zżelowanie.

W smaku od początku czułam wysoką słodycz i intensywny cynamon. Otarł się o sztuczne przerysowanie, ale zaraz odciągnęła od tego uwagę rosnąca słodycz. Potem już cynamon jednak poszedł w rozgrzewającym, naturalniejszym kierunku.

W tle przemknęła mi nieśmiała szarlotka oraz motyw pieczono-ciastowy. Nie tak nieśmiały. Wydaje mi się, że osiadła w nim dosłownie półnuta orzechowa. 

Dodatki bardzo szybko dawały o sobie znać, po czym zaraz zajmowały miejsce obok czekolady, rozbrzmiewając z nią w harmonii. Mleczny wątek znalazł sobie miejsce na tyłach.

Kiedy spróbowałam samej czekolady osobno, była mleczna i cukrowo słodka, ale wyraźnie sama w sobie też smakowała ostrawym cynamonem i szarlotką z kruszonką. Nie jednak tak, jakby przesiąkła dodatkami, a jakby dodano taki aromat.

Ciastka szybko dały o sobie znać - nie trzeba było ich gryźć. Skojarzyły mi się z mączystą, słodką kruszonką. Cukrowa czekolada, mieszając się z nimi, podszepnęła na moment cookie dough, lecz zaraz zniknęło.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa, słodycz zaczęła piec w gardle. Cynamon umocnił to uczucie. Cały czas czuć go sporo.

Dodatki, choć też słodkie, próbowały chociaż trochę opóźnić zacukrzenie. Były bowiem słodkie łagodniej niż czekolada.

Szarlotka w tej kompozycji to bardziej... Kruszonka przesiąknięta nutą słodkich, niemal tylko złudnie kwaskawych jabłek. Kiedy trafił się jabłkowy kawałek, ten smak się trochę nasilał, ale  nigdy nie doganiał ciasteczkowości.

Z czasem cukrowość bardziej dawała się we znaki, ale cynamon i pieczony wydźwięk trochę ją urzyjemniły. Mleko za to cały czas nie pchało się na przód, ale go nie brakowało.  Było za słodko, ale w sposób niewykluczający smaczności.

Im więcej kawałków na koniec się wyłaniało, tym bardziej zawłaszczały sobie smakowa scenę. Prezentowały się na niej głównie kruszonkowe ciastka, którym przygrywał cynamon. Echo jabłek zdecydowało się na odrobinę słodyczy i prawie kwasku.

Jabłkowe kawałki, a właściwie to, co z nich zostało (w sumie trochę tego było), gryzione smakowały delikatnie niczym jabłkowy przecier z prażonych jabłek. Były słodkie, leciutko soczyste; kwaskawe jedynie niektóre i to przelotnie. 
Gryzione ciastka fundowały wyrazisty, słodko-mączny smak kruszonki. 
Dodatki trochę tonowały przecukrzenie, ale to na koniec i tak było wysokie.

Po zjedzeniu został posmak mączystej kruszonki z echem soku jabłkowego. Otoczyła je wysoka, cukrowa słodycz, paląca w gardle i na języku. Umocnił to cynamon, który na koniec wydał mi się wpisywać trochę w pewne przerysowanie.

Czekoladę odebrałam pozytywnie, jednak szkoda, że trochę zapomniano o jabłkach i przesadzono z cukrem. Wyszła uroczo kruszonkowo-ciasteczkowo i charakternie cynamonowo, co ratowało od przesłodzenia totalnego. Niestety, szarlotki i jabłek czułam niedosyt. Nutka się pojawiła, ale kawałków jabłkowych pożałowano. A szkoda, bo w tych kawałkach czuć potencjał. Pewnie gdyby jabłek było więcej, słodycz zostałaby lepiej przełamana.
Tak, niestety, wyszła nieco gorzej niż podobnie zrobiona Fin Carre Limited Edition Enjoy Chilled Milk Chocolate Type Banana Ciao Cacao, gdzie dzięki owocom lepiej wszystko zagrało. Choć we wspomnianej było tylko 2,5% bananów, to w przypadku liofilizownego przecieru, jak widać robi to różnicę. 1,3% przecieru jabłkowego w dziś przedstawianej niestety trochę niedomagało.

W górach szła fajnie, mimo że za słodko, w domu jednak słodyczą nadto męczyła. Kończyłam ją więc jakoś w 3 podejściach, za każdy razem się zacukrzając (ale była na tyle ciekawa i smaczna, że się jej nie pozbyłam!).


ocena: 8/10
kupiłam: dostałam (a ojciec kupił w Lidlu)
cena: sprawdziłam: 5,99 zł
kaloryczność: 524 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, mleko w proszku odtłuszczone, miazga kakaowa, mąka pszenna, słodka serwatka w proszku, bezwodny tłuszcz mleczny, tłuszcz kokosowy, zagęszczony przecier jabłkowy 1,3%, miazga z orzechów laskowych, cynamon 0,1%, sól, skrobia z manioku (tapioka), emulgator: lecytyny; substancja spulchniająca: węglany sodu; ekstrakt waniliowy, naturalny aromat