Zamawiając tę czekoladę pomyślałam, że nazwa brzmi trochę znajomo, ale byłam pewna, że to nie amerykańska marka Alter Eco, a po prostu niemal identycznie brzmiąca. Jakoś tak... Wygląd mnie zmylił. Jak się okazało, na przestrzeni lat trochę zmienili oprawę graficzną, ale hasła o podejściu do natury oraz oferowanych eko produktów zachowali. Teraz swoje czekolady opisują jako "Greenest Chocolate on Earth" - no cóż, można i tak. Ja jednak wolałam ciemną, zwykłą (huehue), więc taką też zamówiłam. Wewnątrz kartonika umieszczono też informację, że czekolada została zrobiona z kakao od kooperatywy Unocace, działającej od 2015 roku.
Alter Eco 70 % Ecuador Chocolate Negro to ciemna czekolada o zawartości 70% kakao z Ekwadoru.
Po otwarciu poczułam mocno przypieczonego murzynka i prażone fistaszki, wkomponowane w cukierki czekoladowe z dodatkiem kakao w proszku. Gorzkość była wyraźna, ale nie wysoka i raczej prosta. Przemknęły mi waniliowe herbatniki - chyba też w polewie kakaowej. Tuż obok znalazło się mocno mleczne, waniliowe cappuccino. Przy prażonych fistaszkach rozgościł się karmel, wprowadzający trochę paloności do ogólnie średnio wysokiej słodyczy. A tej nie szczędziło sporo kwiatów.
Twarda i trochę sucha w dotyku tabliczka trzaskała głośno w krucho-polewowy sposób.
W ustach rozpływała się powoli i maziście. Najpierw niezbyt chętnie, ale już po chwili miękła i zmieniała się w kremową masę, starającą się zatrzymać kształt jak najdłużej. Była średnio, acz wyraźnie maślano tłusta i gładka.
W smaku najpierw pojawiły się bardzo słodkie, trochę waniliowe herbatniki w polewie kakaowej. Kakao od razu spójnie mieszało się z ciasteczkowym motywem, dodając mu charakteru i gorzkości. Nie była jednak wysoka i nie spieszyło jej się, by wzrosnąć.
W herbatniku przemknęła maślaność, a potem do głowy przyszło mi bardziej złożone ciastko: tak, z herbatnikiem, ale zestawionym z lepkawym, ciągnącym karmelem. Całość oblana czekoladą ni ciemną, ni mleczną (ale nie cukrową) i podana w towarzystwie cappuccino. Mleczność zaznaczyła się na boku, ale znaczyła wiele.
Mleczność i karmel, a więc nuty słodsze i łagodniejsze, wprowadziły kwiaty. Na chwilę znalazły się na pierwszym planie jako ciężkawo słodkie bukiety, jednak zaraz przywołały odrobinę cierpkości. Pomyślałam o złożonych kwiatowych kompozycjach, których słodycz przełamała konkretniejsza lawenda.
Gorzkość zdecydowała się na wzrost. Wprowadziła palono-pieczony wątek.
Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa herbatniki zmieniły się w mocno wypieczone tosty, posmarowane mleczno-arachidowym kremem. Posłodzonym wanilią? Był przede wszystkim słodki, ale też coraz wyraźniej arachidowy.
Prażone orzeszki nagle wskoczyły na pierwszy plan. Wanilia i ciągnący, palony karmel próbowały za nimi nadążyć, lecz tylko trochę je przyozdobiły. Orzeszki spotkały się z gorzkością i zaczęły się z nią mieszać.
W tle przemknął mi niejednoznaczny, trochę duszny (?) kwasek.
Fistaszki i gorzkość przełożyły się na wizję cukierków kakaowo-czekoladowych z fistaszkami, zrobionymi ze sporą ilością kakao w proszku. Może też z pokruszonymi herbatnikami? Potem jeszcze poczułam mocno przypieczonego murzynka o prostym charakterze kakao w proszku. Nutka kawowa podkręciła to ciasto i w końcu wtopiła się w nie.
Udało mi się wtedy nazwać kwasek - była to w zasadzie jedynie sugestywna obietnica... Obietnica kompotu śliwkowo-wiśniowego, który całkiem nieźle zgrał się z kakaowym wypiekiem. Podkręcały, podsycały się nawzajem. W pewnej chwili pojawiła się nawet ziemistość.
Wszystko to jednak cały czas znacząco osładzała i łagodziła nuta wanilii wymieszanej z kwiatami, znów łagodniejszymi.
Po zjedzeniu został posmak słodko-cierpkich kwiatów z echem wanilii oraz prażonych orzeszków zatopionych w karmelu. Czułam też mocno wypieczonego, kakaowego do granic możliwości murzynka i cierpko-soczyste echo. Trochę kompotowe, trochę ziemiste.
Czekolada była całkiem smaczna, ale liczyłam na ambitniejszy smak. Nie za wysoka, ale jakże wszechobecna słodycz wydawała się pochodzić nie tylko od cukru, ale też z kakao - tak mocno waniliowo-kwiatowa była! Gorzkość cały czas wyczuwalna dobrze wydawała się reprezentować postawę "nie chce mi się". Cukierki kakaowo-czekoladowe, murzynek, cappuccino, końcowo nawet trochę ziemi - to było delikatne. Kwasek tylko przemknął w oddali. Dobrze, że sporo znalazło się tu arachidów, przemknęła lawenda, a karmel był palony - te elementy zadbały o jakiś charakter. Bo z kolei herbatniki i tosty bardzo łagodziły. Nie wiem, dlaczego czuć proste kakao w proszku, skoro nie ma go w składzie - szkoda. Jak dla mnie za łagodna i za prosta w przekazie (gdyby była o połowę tańsza, spokojnie miałaby 8).
ocena: 7/10
Skład: miazga kakaowa, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy