Po dwóch kremach z owocami z edycji letniej od Sticky Blenders czułam smutek. Dotąd marka miała tylko parę potknięć, a tak mnóstwo rewelacyjnych past 100%, ale tu już te potknięcia zaczęły mi wyglądać na bylejakość, brak myślenia, niesprawdzanie efektów itp. Ostatni krem jednak wzbudzał we mnie nadzieję, że uda mu się odzyskać dobre imię marki. Wszak ten nie zawierał białej czekolady, a mleczną. Za nic nie mogę pojąć, jak mogli wpaść na pomysł, że ciężka biała czekolada pasuje do soczystych owoców... No gdzie? Za to trio nerkowców, truskawek i mlecznej jakoś nie umiałam sobie wyobrazić w ich wykonaniu. I tu ciekawa sprawa: nieuważnie czytałam opis, stąd szłam raczej w kierunku tego, że to będzie gładki krem orzechowo-owocowo-czekoladowy. A wystarczyło doczytać - przecież napisali, że dodali kawałki! Odkryłam to oczywiście jedząc, ale byłam zdezorientowana, czy to tak miało być, czy niedokładnie im się czekolada wymieszała. Opis zaś dokładniej przeczytałam dopiero sprawdzając recenzję (zapisałam go sobie w pliku, bo tak czułam, że po lecie zniknie ze strony). Obstawiałam, że nie będzie podobne do Grizly Láska Nebeská / To Właśnie Miłość, ale kto wie, czy udało im się zmajstrować coś lepszego?
Sticky Blenders Summer Edition Nerkowiec Truskawka to "delikatny krem truskawkowo-nerkowcowy z prażonych orzechów nerkowca zblendowanych z liofilizowanymi truskawkami" z kwaałkami czekolady mlecznej z kakao z Ghany; edycja limitowana na lato 2023.
Po otwarciu poczułam słodki zapach truskawek. Pomyślałam o przecierze z truskawek, przewinęła się też nuta kompotu truskawkowego. Jedno i drugie było bardzo słodkie, ewidentnie dosłodzone, choć i liofilizowana, kwaskowata nutka się zaplątała. Bardzo wyraźnie czułam też lekko podprażone, naturalnie słodko-maślane nerkowce. Mieszały się z maślano-śmietankowymi akcentami. W mleczności kryła się też nieco cukrowa, nieoczywista czekolada mleczna, która w połączeniu z truskawkami czasem zahaczała o trochę rzygowinowe skojarzenie. Ogólnie jednak w trakcie jedzenia zaskoczyła na czekoladkowy tor - jakbym wąchała do granic możliwości truskawkowe, nadziewane czekoladki z kremem mleczno-truskawkowym.
Na wierzchu nie wydzieliło się ani trochę oleju. Już przy otwieraniu krem pokazał się z rzadko-ciągnącej strony, jako że częściowo przykleił się do nakrętki i wyciągnął się ze słoiczka.
Krem był miękki i rzadkawy, a także ewidentnie miazgowy. Widać w nim sporo kawałeczków nerkowców i truskawek. Wyglądał na wilgotny, mokry, niczym jakaś masa z przemiksowanych owoców. Nie wydawał się zbyt tłusty.
Ciągnąc się bardzo, nie był zbyt zwarty. Wydał mi się ruchomy i prawie lejący. Przy mieszaniu trafiłam w nim na średnio-dużej wielkości kawałki czekolady.
W trakcie jedzenia potwierdziła się miękkość i rzadkość kremu, acz w ustach na pewien czas znacząco gęstniał. I tak nie był wtedy bardzo gęsty, ale jednak można tu mówić o gęstości. Zalepiał usta i aż trochę przytykał, wykazując kleistą tłustość i kremowość. Kleił się wręcz osobliwie. Rozpływał się w tempie umiarkowanym, po pewnym czasie łatwo rzednąc, ale wciąż się klejąc. Był nieco pylisty, zawiesinowy. Miejscami pojawiał się w nim efekt stopionej, tłustawej czekolady, ale bez jej mocniejszej gęstości - myślę, że część tych dodanych kawałków tak się nadtopiła i wmieszała w krem. Na języku szybko zaznaczało się sporo drobinek. Wydaje mi się, że nakręcały soczystość - końcowo całkiem wysoką. Kontrastowo jednak zwróciła uwagę na tłustość. Do tego raz po raz trafiałam na tłuste kawałki czekolady, które rozpływały się wraz z kremem.
Najpierw myślałam, że był źle wymieszany, ale w trakcie jedzenia dotarło do mnie, że te grudki były dość symetryczne, jak kawałki kostek i wszystkie mniej więcej tej samej wielkości. Były nieprzyjemnie maziście-tłuste i gładko-śliskawe. W ustach rozpływały się wraz z resztą, ale strukturą się wyróżniały.
Drobinki gryzłam, gdy krem już zniknął. Nie były zbyt wymagające, ale nadały całości chrupkości. To drobne, mało istotne, chrupkawo-miękkawe drobinki nerkowców oraz więcej małych kawałków chrupko-miękkich truskawek wraz ze strzelającymi pesteczkami. Zdarzało im się skrzypnąć, chrupnąć, jak to owocom liofilizowanym, ale ochoczo nasiąkały i dały się poznać też jako farfoclowate. Elementy do gryzienia w tym kremie były niewymagające, a urozmaicające.
Końcowo jednak krem pozostawiał poczucie przesadnego zatłuszczenia.
W smaku przywitały mnie słodkie truskawki z mlekiem. Pomyślałam o przecierowym, gęstym shake'u na bazie truskawek z dodatkiem mleka i trochę dosłodzonym.
Szybko odezwały się też orzechy nerkowca. Dołączyły do mleka, pokazując swoją łagodną stronę. Wydały mi się lekko podprażone, wręcz prawie wcale, a do tego bardzo, bardzo maślane. Swoją naturalną słodyczą podniosły słodycz ogółu.
Po wyraźnym zaprezentowaniu się nerkowców, nieśmiało odezwała się czekolada. Raz była wręcz nieuchwytna, raz lekko pobrzmiewała. Przedstawiła się jako delikatna, mleczniusio-orzechowa i słodka, bardzo wycofana. W tle, mieszając się z truskawkami, raz po raz zaleciała nieco rzygowinową, osobliwą nutą.
Mniej więcej w połowie rozpływania się porcji w ustach czasem truskawki odzywały się trochę mocniej, po czym jakby zupełnie osłabły z sił. Wpisały się w słodycz. Jedynie echo truskawek i silna słodycz wyszły trochę mdławo. Słodycz rosła bez oporu, nie reprezentując niczego konkretnego, acz faktycznie pudrowo słodkie truskawki jakoś tam trochę pobrzmiewały. Sporadycznie trafiłam na grudkę czekolady mlecznej, która kierowała myśli ku nadziewanym czekoladkom dla dzieci z kremem truskawkowo-mlecznym. Acz przez większość czasu sama czekolada trzymała się tyłów. Nerkowce na pewien czas też nieco się wycofały.
Ogrom mleka, któremu dopingowały orzechy nerkowca z boku, ułożył się z nieśmiałymi truskawkami w wizję mdłego kremu truskawkowo-mlecznego i mleka truskawkowego. Przy niektórych zagarnięciach truskawkowość była nieco wyższa szybciej, przy innych później, a przy większości innych słabsza ogólnie.
Nerkowce podkręcały nieśmiałą, chwilami ledwo uchwytną czekoladowość, ale i tak była słabiutka. Raz po raz od kawałków wylegających na język pojawiała się obietnica kwasku truskawek, acz tonęły w mdławej, słodkiej bazie.
Końcowo truskawki wyłaniały się nieco wyraźniej. Nerkowce czuć dobrze, mleczno-słodki splot też, ale i słodko-kwaśne truskawki skupiały wreszcie na sobie uwagę. Czułam kwaskawo-słodkie liofilizowane, acz trzymało się ich echo kremu truskawkowo-mlecznego ze względu na otoczkę. Słodycz dominowała nad wszystkim i trochę męczyła.
Kawałki gryzione na koniec smakowały wyważonym duetem truskawek i nerkowców. Pojedyncze drobinki orzechów nerkowca kontynuowały smak kremu - słodkawy, lekko prażony. Truskawki z kolei były różne. Niektóre lekko kwaskawe, inne słodko-kwaskawe, a jeszcze inne mdłe lub słodkawo-mdłe. Były liofilizowane, acz nasiąknięte, a niektóre wydawały się wyprane ze smaku.
Po zjedzeniu został posmak cukrowo-mleczny, powiedziałabym że kremu mlecznego lub wręcz biało czekoladowy, a także wyraźnie orzechów nerkowca. Przeplotły to kwaskawo-soczyste truskawki i motyw pudrowo słodkich truskawek, mleka truskawkowego. Mleczna czekolada prawie się ukryła, acz wtłoczyła rzygowinowe, dziwne echo.
Krem wyszedł słodko i mdło, rozczarowująco. Bez rażących wad, ale też bez czegokolwiek, co mogłabym pochwalić. Zapowiadało się, że truskawki, mleczność i nerkowce ładnie się połączą, ale z czasem robiło się nijako. Nerkowce były tu wyraziste, ale reszta nie domagała. Truskawki chwilami były zbyt nieśmiałe, a czekolada mleczna chwilami wcale uciekała. Nie wiem, czy miała być dodana na gładko, czy te kawałki zostawili celowo. Kiepsko, niespójnie to wyszło. Kwasek kawałki truskawek raz czy drugi tylko obiecały, a tak to całość wyszła słodko-pudrowo, nudno i właśnie bez tej soczystości, na jaką liczyłam. Mleczna czekolada wyszła tu za mało charakternie - prawie się chowała, a nakręciła zbędną cukrowość. Sama mleczność niby na plus, ale szła w dziwnie białoczekoladowym, kremowym kierunku. W strukturze na pewno na plus miazgowy efekt i to, jak dodano truskawki - sproszkowane, ale z kawałkami, jednak żałuję, że krem był aż tak rzadko-lejący. I jak dla mnie, chyba przez kontrast do soczystości, wyszedł za tłusto i dziwnie kleiście. Całość była nudna. Z pomysłem, ale wykonanie leży.
Z jednej strony wyszedł trochę lepiej od Sticky Blenders Summer Edition Pistacja Malina, bo w dzisiaj przedstawianym czuć bazowe nerkowce, a pistacje we wspomnianym się ukryły, jednak dzisiaj przedstawiany podpadł mi czym innym: konsystencją i niedomagającą czekoladą.
Zmęczyłam prawie połowę, a resztę oddałam Mamie. Jej opinia: "W pierwszej chwili jak wzięłam do ust to pomyślałam, że przesadzasz, ze smaczny, bo tak te truskawki dały, taka mleczność i słodycz, ale potem... Się schowały i zrobiło się mdło. Ani tej czekolady jakoś nie czuć, nerkowce no może. I jakiś taki dziwny posmak w tym był. Ale konsystencję to miało dziwnie, nieprzyjemnie rzadko-klejącą, aż do zębów się nieprzyjemnie kleiło. Sam krem niesmaczny, może on w czymś by zyskał?". Spróbowała więc na tostach z serem żółtym, kremem 100% z fistaszków i konfiturą truskawkową: "Byłoby dobrze, ale krem wyszedł w tym bardzo za słodko i całość przesłodził. Na zasadzie kontrastu co prawda wydobył z konfitury jakiś kwasek, ale sam w sobie był przesłodzony".
Przypomniał mi zdecydowanie lepszy Foods by Ann Strawberry & Nut Spread. Ten w zapachu zalatywał trochę czekoladą i po tych dwóch czuję, że czekolada mleczna naprawdę by pasowała do nerkowcowo-truskawkowego kremu, ale lepiej, by była to porządnie kakaowa czekolada ciemna mleczna.
ocena: 5/10
kupiłam: stickyblenders.com
cena: 39,90 zł za 200g
kaloryczność: 543 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
kupiłam: stickyblenders.com
cena: 39,90 zł za 200g
kaloryczność: 543 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
Skład: orzechy nerkowca 80%, czekolada mleczna (cukier, tłuszcz kakaowy, mleko w proszku, miazga kakaowa, tłuszcz mleczny, lecytyna sojowa), liofilizowane truskawki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.