Pokazywanie postów oznaczonych etykietą czekolada: migdały. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą czekolada: migdały. Pokaż wszystkie posty

piątek, 5 września 2025

Zotter Peanut Caramel / Erdnuss Karamell ciemna 70 % z kremem karmelowym z białej czekolady i karmelizowanych mielonych migdałów oraz nugatem z fistaszków i białej czekolady z kawałkami orzeszków

Kiedy zerknęłam, co nowego wprowadził Zotter, ta czekolada wydała mi się obiecująca. Głównie dlatego, że jako chyba jedyna z nowości oferowała w sumie mało wymyślne, a wręcz dość klasyczne połączenie. Ostatnio bowiem większość nadziewanych czekolad tego producenta wydawała mi się przekombinowana i przez co to coraz mniej smaczna. Miałam wrażenie, że Zotterowi obecnie liczą się bardziej wymyślne opisy i wprowadzanie zestawień, których jeszcze nie było, niż końcowy efekt smakowy. Może więc ta miała być właśnie nie wydziwiania, a smaczna? Niestety, po paru gorszych, sięgnęłam po nią bez nadziei na pyszną degustację. 



Zotter Peanut Caramel / Erdnuss Karamell to ciemna czekolada o zawartości 70% kakao nadziewana (30%) kremem karmelowym na bazie białej karmelowej czekolady ("kuwertury") i karmelizowanych mielonych migdałów oraz (30%) praliną / nugatem z orzeszków ziemnych i białej czekolady z karmelizowanymi fistaszkami. 

Po otwarciu poczułam wyrazisty, fistaszkowy zapach łączący dominujące masło orzechowe z łagodnym, trochę mlecznym nugatem, zestawiony z lekko słodką, ciemną czekoladą. Jej słodycz wyszła karmelowo i spójnie mieszała się z karmelowym motywem bardziej związanym z orzechami. Wyobraziłam sobie domowy, zdrowy karmel zrobiony m.in. z masła orzechowego, lekko posłodzony wanilią. Czuć też sporo palonego karmelu i drewna oraz sugestię soli, trzymającą się fistaszków. 
Po przełamaniu i w trakcie jedzenia czułam się, jakbym wąchała takie złożone masło orzechowe z nutą czekolady ciemnej.

Tabliczka była masywna i średnio twarda. Gruba warstwa czekolady przy łamaniu trzaskała, ujawniając nadzienia również twarde. 
Dolna warstwa, czyli nugat fistaszkowy wyglądał na krucho-suchy i konkretny, a krem karmelowy ewidentnie był bardziej miękko-zbity, mimo że też konkretu mu nie brak. Po przekroju powiedziałabym, że dodano średnią ilość kawałków orzechów.
Obie warstwy okazały się zbite i gęste, a także tłuste w masywny sposób.
W ustach czekolada rozpływała maziście i bardzo kremowo. Była dość tłusta i lepka. Powoli odsłaniała nadzienia.
Orzechowy nugat podpinał się pod czekoladę, wykazując gęstą kremowość. Był tłusty i bazowo gładki, acz z pylistym echem. Rozpuszczał się trochę zawiesinowo. Zatopiono w nim sporo powoli wyłaniających się ćwiartek oraz średnich i drobnych kawałków fistaszków. Z nich częściowo rozpuszczał się karmel. Całe jednak wydawały się karmelowe, bo "namacalnie" zawilgocono-cukrowa, trochę twardawo-rzężąca skorupka ewidentnie wystąpiła na nich tylko miejscami. Gdy spróbowałam pogryźć jednego orzecha obok czekolady, zaburczało to spójność, więc zostawiałam je - jak zawsze - na koniec.
Krem karmelowy rozpuszczał się trochę szybciej od nugatu. Był bardziej plastyczny i miękki, ale też masywny. Okazał się zwarty, zbity, a zarazem trochę mazisty. Jego tłustość była niska, ale i ta część zdradzała nugatowość. Wkradła się też lekka wodnistość. Całość jednak była bardzo spójna. 
Gryzione na koniec kawałki orzeszków były w większości twardawe, ale niezbyt chrupiące, a jakby zawilgocone. Trochę jakby były duszone w karmelu (?), a nie karmelizowane. Resztki stwardniało-zawilgoconej, skorupki zostały tylko na nielicznych. Karmelowa otoczka jakby się w nie wgryzła. Niektóre były mocno wyprażono-karmelizowane, inne słabiej, ale wszystkie które widziałam, miały ciemno karmelowy kolor ogólnie (co mnie trochę dziwiło, bo AŻ tak przeprażono-karmelowo nie smakowały).

W smaku czekolada przywitała mnie niską słodyczą palonego karmelu, spójnie mieszającego się z motywem palonego drewna i dymu. Gorzkość wydała mi się leniwa i silna, a podążało za nią cierpko-soczyste echo.

Nadzienia szybko dały o sobie znać, wpisując się trochę w nuty czekolady. Podkreślały się nawzajem. Karmelowy krem podwyższył więc palono karmelową słodycz, a fistaszkowy nugat zaczął powoli łagodzić, przejmować i zastępować motyw palonego drewna. Czekolada jednocześnie podkręciła karmel i arachidy. Przez myśl przemknął mi zdrowy Snickers.

Szybciej najpierw zwracałam uwagę na rosnącą w bardzo palonym stylu słodycz, a więc krem karmelowy. Dominował na początku. Palony karmel oddawał poniekąd motyw karmelizowania, a więc też pewną orzecho-migdałowość. Bardzo łatwo o myśl o zdrowym karmelu zrobionym z masła orzechowego (bardziej migdałowego). Na słodyczy nie poprzestał, dopuszczając do siebie cynamonowe ciepło. To uszlachetniło słodycz, nadało jej charakteru. Migdały bardzo nieśmiało się wyłaniały, ale da się je uchwycić nawet zza fistaszków drugiej warstwy. W całości sprawiał wrażenie bardzo masłoorzechowego karmelu.
Gdy spróbowałam trochę kremu karmelowego osobno, doszukałam się w nim jeszcze wanilii, może i białej karmelowej czekolady, a nuta migdałów była wyraźniejsza. Czuć karmelizowanie i krem migdałowy, migdałowe masło orzechowe.

Nugat fistaszkowy rósł w siłę powoli. Po paru chwilach dokładał do karmelu fistaszkowość. W całości podkręcał skojarzenie z masłem orzechowym i Snickersem.

Warstwy i czekolada bardzo harmonijnie się mieszały, stanowiąc jedność i zbliżając się do poziomu przesady w kwestii słodyczy. Fistaszki i migdałowe echo budowały masłoorzechowy obraz, który mieszając się z wanilią, ciemną czekoladą i odrobiną cynamonu robił aluzje do zdrowej wersji Snickersa właśnie z masłem orzechowym oraz zdrowym karmelem zrobionym m.in. z masła orzechowego. Z czasem, gdy tak wszystko się mieszało, rosła słodycz, ale na szczęście w poważniejszym, palonym wydaniu. Jednoznaczność poszczególnych części spadała niemal do zera. Wszystko mieszało się, mieszało coraz bardziej i było po prostu karmelowo-masłoorzechowo; palono słodko, ogólnie orzechowo i ciepło.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa na przód zaczął wychodzić nugat i w końcu to on dominował.
W nugacie czuć motyw masła orzechowego, ale na równi stojący z arachidami w łagodniejszym, słodko nugatowym wydaniu. Nugat podwyższał słodycz całości, kierując ją w prostszym, zwyklejszym kierunku. Warstwa karmelowa bardzo podkreślała skojarzenie z masłem orzechowym. W nugacie raz po raz trafiałam na pstryczki palonego cukru, rozchodzące się od kawałków orzeszków. W całości wystąpił jednak jako ta łagodniejsza część, a jego słodycz choć trochę waniliowa, wydawała prosta i ciągle rosnąca.
Kiedy spróbowałam nugatu arachidowego osobno, wydał mi bardziej zachowawczo słodki, mniej masłoorzechowy, a bardziej nugatowy. To karmel podkręcał w całości nutę masła orzechowego. 
Orzeszki gryzione obok wszystkiego wydawały się zgaszone, a i trochę zaburzały kompozycję, więc zostawiałam je na koniec.

Czekolada była cały czas dobrze wyczuwalna, ale końcowo wydała mi się bardziej soczysta, trochę... sugestywnie powidlana (kontrastowo do nadzień?). Stała na straży, by nie zrobiło się za słodko.

Od niegryzionych kawałków orzeszków rozchodził się mocno palony, karmelowy smak i trochę też sama arachidowość. A gdy je gryzłam na koniec, okazały się oczywiście bardziej arachidowe, ale nie tak bardzo, jak można by się spodziewać. Fistaszkowość przytłaczało średnio mocne prażone. Niektóre były bardziej prażone-karmelizowane, inne trochę słabiej, ale wszystkie łączyła karmelowa nuta.

Po zjedzeniu został posmak prażonych fistaszków prosto z chrupiącego masła orzechowego, może lekko piernikowego, na pewno wymieszanego z palonym karmelem, nugatem i motyw samej, cierpko-palonej, bardzo soczystej czekolady.

Czekolada wyszła całkiem zacnie. Można by rzec, że zdrowy, ambitniejszy Snickers. Wyróżnia się spośród nowych Zotterów tym, że w jej przypadku wszystko najlepiej smakuje razem, mieszając się. Warstwy przyjemnie się wtedy uzupełniają, a jedna w drugiej podkręca to, co najlepsze (większość nowych Zotterów uważam za zbyt namieszane, że lepiej byłoby je dzielić na osobne tabliczki niż łączyć po kilka ciekawych osobno nadzień). Świetnie oddaje tytuł - efekt to właśnie fistaszkowy, masłoorzechowy karmel. Sam w sobie nugat arachidowy był przeciętny, ale zestawiony z kremem z jakby domowego, zdrowego karmelu poszedł w masłoorzechowym kierunku. Karmel sam w sobie uważam za bardzo pomysłowy - zmielenie karmelizowanych migdałów? Zacnie to wyszło. Nie przekonały mnie jednak te kawałki fistaszków - to ich takie zawilgocenie, mocno wyprażono-karmelizowany smak... No jakoś nie. Gdyby nie one, gdyby sprawę kawałków orzechów w ogóle lepiej rozwiązano (dodając pyszne, niekarmelizowane albo karmelizowane lepiej?) , tabliczka mogłaby mieć i 10.


ocena: 9/10
kupiłam: dostałam od zotter.pl
cena: 22,49 zł (cena półkowa za 70 g - moja ważyła 74g; ja dostałam)
kaloryczność: 538 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

 Skład: surowy cukier trzcinowy, miazga kakaowa, orzechy arachidowe 16%, tłuszcz kakaowy, mleko, karmelizowane mleko w proszku 4% (odtłuszczone mleko w proszku, cukier), migdały, syrop cukru inwertowanego, masło, olej arachidowy 1%, pełne mleko w proszku, syrop skrobiowy, słodka serwatka w proszku, pełny cukier trzcinowy, sól, odtłuszczone mleko w proszku, lecytyna sojowa, wanilia, olej słonecznikowy, cynamon, płatki róż, proszek cytrynowy (koncentrat soku cytrynowego, skrobia kukurydziana, cukier), chili bird's eye

wtorek, 5 sierpnia 2025

Zotter Tangerine Tonka Caramel / Mandarine Tonka Karamell ciemna 70 % z mandarynkowym marcepanem i karmelowym kremem z ryżowej czekolady, kokosu i nugatu migdałowego z fasolą tonka i pieprzem oraz cienką warstwą ciemnej czekolady

Przy Zotter Cherry & Nut Waffle / Kirsch auf Nusswaffel trochę sobie ponarzekałam, że kwaśny krem owocowy nie pasuje mi do nugatu. Patrząc na dziś przedstawianą, zaczęłam się zastanawiać, czy wyjdzie podobnie nieprzyjemnie kontrastowo... czy może wręcz przeciwnie? Wszak mandarynki cechuje raczej słodycz. A czy one w ogóle pasują do karmelu? Miałam małe wątpliwości. Niemniej jednak Zotter Tangerine - Matcha - Coconut też połączyła mandarynkę z nieoczywistymi elementami i wyszła smacznie.


Zotter Tangerine Tonka Caramel / Mandarine Tonka Karamell to ciemna czekolada o zawartości 70% kakao nadziewana (28%) mandarynkowym marcepanem na bazie migdałów i mandarynek oraz (29%) wegańskim karmelowym kremem ("ganaszem") na bazie białej ryżowej czekolady, kokosa i praliny / nugatu migdałowego z fasolą / nasionami tonka i pieprzem Timut oraz cienką warstewką ciemnej czekolady (między warstwami).

Po otwarciu poczułam silny, szlachetnie słodki zapach wanilii i kwiatów, mieszających się z migdalowym nugatem i marcepanem. Kumulacja i dosadność tego miała wręcz perfumowy wydźwięk. Odnotowałam akcent pieprzu, który jeszcze podkreślił waniliowość, ciężkość marcerpanu i ogólną słodycz. Czułam też gorzkawo-paloną ciemną czekoladę przejawiającą chlebowe skłonności. Pod nie podpiął się marcepan. Był nieco wyraźniejszy, kiedy wąchałam wierzch. Z marcepanu dobiegała nie tylko ciężka słodycz, ale też łagodna soczystość cytrusów, w tym cytryny. Gdy wąchałam spód, wanilia dominowała, wraz z ciężką słodyczą marcepanu dyktując ogółowi czekoladkowo-bombonierkowy klimat. Po przełamaniu i w trakcie jedzenia ujawnił się też wegańsko karmelowy, również łagodny, słodki aspekt. Nasiliła się nugatowość.

Tabliczka była niby masywna przy łamaniu, przy którym słychać donośne chrupnięcio-trzaski grubej warstwy czekolady, ale nie całościowo twarda. Tylko czekolada była twarda.
Pod nią znalazły się dwie warstwy miękkich nadzień, przedzielonych średnio grubą warstewką ciemnej czekolady.
Górę stanowił wilgotny, plastyczny, ale jednocześnie zwarto-konkretny, grudkowaty marcepan mandarynkowy.
Na dole znalazł się tylko wyglądający na masywny, dość konkretny, ale realnie bardzo miękki i plastyczny krem karmelowo-nugatowy. Zaintrygowały mnie w nim plamki-kulki koloru białego - rozpuszczały się gładko wraz z resztą, a gdy jedną wyłuskałam, była tłusto-wodnista. Czyżby to... kawałki tej ryżowej kuwertury?
Przy robieniu kęsa czekolada chrupko trzaskała i wgniatała się w marcepan, a środek aż wilgotnie plaskał.
W ustach czekolada rozpływała się powoli i maziście. Była gęsta i kremowa, powoli odslaniala masywne, ale łatwo mięknące nadzienia, bardzo z nią zgrane.
Karmelowy był niby zwarty, ale jednocześnie bardzo plastyczny i tłusto-miękki. Rozpływając się, przypominał masło ze znikomym oleiście-wodnistym motywem, które dopiero zaczynało ocieplać się. Podpinał się jakby trochę wymuszoną kremowością pod czekoladę.
Sporadycznie z kremu zostawały jakieś twarde, czarne drobinki.
Warstwa czekolady ze środka starała się zapewnić jak największą, kremową spójność.
Marcepan powoli wyciskał się spod innych warstw. Dodał całości trochę soczystości, jako że był bardzo soczyście-wilgotny. Czuć w nim typową drobną grudkowatość; mandarynki niespecjalnie ingerowały w jego strukturę. Rozpuszczał się wraz ze wszystkim w średnim tempie. Rzedł znacząco, a jego pojedyncze drobinki, zdradzające lekkie scukrzenie, czasem zostawały jeszcze, gdy wszystko inne się już rozpłynęło wraz z odrobiną proszku.
Czekolada z wierzchu i środka rozpływała się wraz z nadzieniami, zostając do końca.

W smaku czekolada przywitała mnie niską, palono-karmelową słodyczą, w harmonii mieszającą się z palono gorzkim, wręcz dymno-kawowym motywem. Karmelowosc słodyczy szybko podkreśliło wnętrze, a palonej nucie niemal chlebowy ton podszepnął marcepan. Czekolada była nieźle wyczuwalna cały czas - do momentu, gdy ujawniła się ta ze środka, a wtedy w ogóle była bardzo dobrze wyczuwalna.

Nadzienia dawały o sobie znać już po paru sekundach.

Marcepan łatwiej zwracał na siebie uwagę soczystością cytrusów - mandarynek, ale też cytryn, które mieszały się w dynamicznym splocie z ciężkawą nutą marcepanu migdałowego. Przez sekundę czy dwie wraz z gorzką czekoladą robił drobną aluzję do likieru kawowo-migdałowego, po czym na pewien czas trochę się wycofywał, pozwalając na debiut drugiej warstwie. 
Kiedy spróbowałam trochę marcepanu osobno, okazał się łączyć mandarynki właśnie z cytrynami, jednak nie był kwaśny, a jedynie soczysty i słodko marcepanowo-ciężkawy. Owoce stanowiły jedynie dodatek. W całości trochę podkreślał je na zasadzie kontrastu krem karmelowy.

Krem karmelowo-nugatowy rozchodził się wolniej, spokojniej, ale na pewno konsekwentnie. Podniósł słodycz całości. Wyraźnie czuć w nim nugatowość ewidentnie migdałową, wzbogaconą echem wiórków kokosowych. Mieszały się z mydlano-ryżowym, mdławym wątkiem, który pozwolił słodyczy wzrosnąć trochę przesadnie. Czuć sporo wanilii (pewnie podbitej tonka), której dosadność podkreśliła lekko ostrawo-ciężka nutka pieprzu. Czułam też maślany karmel, z kolei jakby nieco rozmyty wodniście-wegańskim, ryżowo-mdławym motywem. Słodycz rosła i rosła, ale nie była ogólnie przesadzona dzięki czekoladzie ciemnej i cytrusowej rześkości. Z czasem mdławy wątek określil się jako wegańska biała czekolada. Na szczęście kokos z czasem starał się to trochę sobą podkolorować, nadając karmelowi właśnie kokosowy wydźwięk.
Gdy spróbowałam trochę karmelowego kremu osobno, wydał mi się przesłodzony w waniliowo-perfumowy sposób i jednocześnie trochę zbyt wodniście-mdły.

Te jednak trochę przygłuszała ciemna, gorzko palona czekolada. Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa ciemna warstewka ze środka porządnie przypominała bowiem o ciemnej czekoladzie. Idealnie w czas! Słodycz zdradzała drapiące zapędy, a czekolada właśnie wtedy ją tonowała i wplotła lekko chlebowo-orzechową nutę, a także przełożyła się na myśl o naaromatyzowanej kawie. Drapiący aspekt przechwyciła lekka pikanteria.

Ta sprawiła, że marcepan znowu wskoczył na pierwszy plan. Wyprzedził słabnący krem karmelowo-nugatowy. Pod wpływem palono-słodkich nut reszty i odrobinki pieprzu oraz chlebowego echa czekolady, zaczął iść w kierunku migdałowo-cytrusowo-rodzynkowego piernika czekoladowego (bo i ciemna czekolada wciąż była wyraźnie wyczuwalna), po czym uprosił się, kończąc występ jako ciężkawy (co podbił pieprz) marcepan migdałowy jedynie z soczystym - trochę już cukierkowym? - echem. Ten smak kontynuowały pojedyncze pozostałe drobinki marcepanu.
Parę razy w ustach zostały też jakieś czarne drobinki, zdradzające znikomą ostrawość, ale w sumie o nieokreślonym smaku.

Po zjedzeniu został słodko-soczysty posmak mandarynek, ogólnie cytrusów i złudne rodzynkowy, mieszający się z ciężkim marcepanem i cierpko paloną czekolada. Czułam się też, jakbym zjadła jakaś czekoladowo-migdałowy piernik o karmelowej słodyczy z echem czegoś wegańskiego (obstawiałabym np. ciastowe batony jak od Legal Cakes.

Tabliczka wyszła całkiem ciekawie i smacznie, ale nie zachwycająco. Cytrusowy marcepan był ciekawy, jednak wolałabym, by był mocniej mandarynkowy, nie podkręcony cytryną. Krem karmelowy smakował trochę łagodnym karmelem, a jego słodycz szła w nieprzyjemnie perfumową stronę. Czuć w nim mydlaność ryżowej czekolady, co nie wyszło najlepiej. Na szczęście nugatowe migdały i kokos też miały sporo do powiedzenia. Dobra ciemna czekolada z wierzchu i środka oraz udany marcepan trochę kryły jego wady.
Choć nie wybitna, to zdecydowanie jedna z lepszych nadziewanych czekolad Zottera jakie ostatnio jadłam. Efekt nie do końca oddaje jednak tytuł, za co odjęłam punkt, bo w sumie pod względem smaku i struktury mogłaby i 8 mieć.


ocena: 7/10
kupiłam: dostałam od zotter.pl
cena: 22,49 zł (cena półkowa za 70 g - moja ważyła 67g; ja dostałam)
kaloryczność: 521 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: miazga kakaowa, surowy cukier trzcinowy, marcepan 21% (migdały, cukier, syrop z cukru inwertowanego), tłuszcz kakaowy, koncentrat z mandarynek 5%, sproszkowany napój ryżowy (ryż, olej słonecznikowy, sól), mleko kokosowe, syrop z cukru inwertowanego, migdały, płatki kokosowe, syrop skrobiowy, proszek kokosowy (pasta kokosowa, mleko kokosowe, mąka kokosowa), cukier karmelowy (karmelizowany cukier, maltodekstryna), sól, sproszkowana fasola tonka 0,05%, pełny cukier trzcinowy, kurkuma, pieprz, emulgator: lecytyna słonecznikowa; proszek cytrynowy (koncentrat soku cytrynowego, skrobia kukurydziana, cukier), sproszkowana wanilia, emulgator: lecytyna sojowa, sproszkowany imbir

sobota, 7 czerwca 2025

Vanini Tasting Experience Cioccolato Fondente Cocco e Mandorla ciemna 56 % z wiórkami kokosowymi i kawałkami migdałów

Gdy ostatnio szłam przez Czerwone Wierchy, Krzesanicę minęłam szybko ze względu na tłumy. Gdy jednak znalazłam się tam kończąc sezon chodzenia w Tatry przed zimą, były może ze trzy osoby. A że szczyt to rozległy, znalazłam sobie dogodną przestrzeń i urządziłam zdjęcia czekoladzie. Obstawiałam, że będzie najlepsza z wszystkich zabranych na tę trasę.

Vanini Tasting Experience Cioccolato Fondente Cocco e Mandorla to ciemna czekolada o zawartości 56% kakao z siekanymi migdałami i wiórkami kokosowymi.

Po otwarciu poczułam mocny zapach kokosa, który pochodził głównie z aromatu. Skojarzył mi się przelotnie z perfumami, jakimiś kosmetykami kokosowymi oraz likierem kokosowym, acz bez alkoholu. Może był to jakiś sos kokosowo-czekoladowy? Przełożył się na lekką gorzkość, mieszkającą się z cukrową słodyczą. W tle przewinęło się też coś orzechowego. Przemknął do tego trudny do określenia, lekki kwasek. 

Twarda tabliczka przy łamaniu trzaskała średnio głośno w chrupko-kruchy sposób. Choć spod i przekrój tego nie zdradzały, była bogato wypełniona malutkimi kawałkami migdałów i posiekanymi wiórkami kokosowymi. Nie sprawiły jednak, że się kruszyła czy coś. Zrobienie kęsa bez dodatków graniczyło z cudem. Ja trochę spiłowałam zębami, a w domu nożem, by spróbować czekolady osobno.
W ustach czekolada rozpływała się w średnim tempie, choć dodatki trochę ją poganiały. Miękła, lecz zachowywała pewną zbitość i kształt. Acz luźny. Była trochę mazista, tłusta i wydawała się bazowo gładka. Szybko jednak wyłaniały się z niej dodatki. Okazała się nimi przesadnie najeżona - to był dosłownie zlep dodatków. Za nimi wydawała się coraz bardziej wodnista, chociaż wciąż tłusta.
Parę razy na próbę pogryzłam dodatki obok czekolady uprzednio je od niej oddzielając językiem.
Wyszły trzeszcząco-chrupko, w zasadzie prawie tak samo, jak zostawione na koniec. Wolałam jednak gryźć je dopiero, gdy czekolada zniknęła. Wtedy w przypadku niektórych kęsów mogłam się pobawić i porozdzielać je językiem, by gryźć oddzielnie kokosa, oddzielnie migdały. Nie było to jednak zbyt łatwe.
Wydawało się, że mocno podrobione wiórki dominowały. W porywach były chrupkawe, ale w większości prawie typowo wiórkowo trzeszcząco-skrzypiące. Tylko trochę masywniejsze (za sprawą prażenia?).
Pojedyncze kawałeczki migdałów gubiły się w kokosie. Gdy gryzłam je razem, migdały dało się przeoczyć. Gryzione w skupieniu okazały się chrupiąco-twarde. W większości (wszystkie?) pozbawione skórek.

W smaku od razu poczułam słodki aromat kokosowy. Był wyrazisty, ale w sumie nie męczył. Może dlatego, że zaraz doskoczyła do niego odrobinka wanilii? Ogólna słodycz rosła bez skrupułów. Niestety bardziej za sprawą cukru, co dość wyraźnie czuć.

Cukrowość, mieszając się z aromatem kokosowym, zaobfitowała w motyw likieru kokosowego. Trochę przesłodzonego, ale też z nutką gorzkawą - może więc był to likier czekoladowo-kokosowy?

Gorzkość zaznaczyła się subtelnie. Najpierw w ogóle jako tylko gorzkawość, potem trochę wzrosła. Likierowi dodała nie tylko czekoladowe, ale też... orzechowe echo? Pomyślałam o palonych orzechach (laskowych?) i migdałach, podkreślających gorzkość, mimo słodyczy umacniających szlachetnie-wytrawniejszy charakter. 

Gorzkość, niezależnie od przesadzonej słodyczy, całkiem nieźle się rozwinęła, dając się poznać jako palona. Acz docukrzona. Likierowy sos, syrop mógł być dodany do... kawy? Taka mocno nim podkręcona na moment przyszła mi do głowy, acz zaraz to właśnie tam ten syropowo-likierowy wątek wychodził na przód (i kawa nie rozwija się dalej, a znikała). Niby cierpki, ale też bardzo słodki. Trochę likierowo-ciemnoczekoladowy? Także do niego dolatywać zaczęło orzechowe echo.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa sos ten zmienił się w likier czekoladowo-orzechowo-kokosowy. W jedno połączył te trzy motywy. Słodycz znów wzrosła. Wanilia się zgubiła, a cukier i likier pozwoliły sobie na wiele.

Gorzkość była średnia. Pomogło, że obok niej trwał orzechowy motyw. Doszukałam się maślanego echa, ale w zasadzie trzymało się tyłów.

Im więcej wyłaniało się wiórków, tym bardziej czuć ich smak. Trochę tonował kokosa z aromatu, udającego likier, ale nie udało mu się z nim wygrać. Czuć go jednak nawet bez gryzienia. Z czasem przełożył się na myśl o likierowym kokosowym marcepanie. Niestety bowiem wiórki cały czas stały za aromatem.
Migdałów w zasadzie prawie nie czuć bez gryzienia.

Kiedy trochę czekolady spiłowałam (zębami/nożem) i spróbowałam osobno, czułam motyw likieru kokosowego, ale czy wiórków? Trudno było stwierdzić, acz odrobinę chyba tak (inna sprawa, że tu się w sumie nie dało na pewno 100% samej czekolady oddzielić).

Gdy spróbowałam gryźć dodatki przy czekoladzie, wiórki kokosowe czuć dobrze, migdały nie bardzo, a sama czekolada wyszła prościej, bardziej cukrowo i prawie plastikowo mimo gorzkości. W wiórkach wtedy, jakby na zasadzie kontrastu, przemykał... kwasek?

Przy gryzieniu razem i kokosa, i migdałów, kokos zdecydowanie dominował. Migdały zaznaczały się lekko epizodycznie, albo i nie. Czasem więc "zadawałam sobie trud", by się pobawić i najpierw oddzielić i gryźć same wiórki, a potem migdały czy odwrotnie.

Ogólnie migdały na koniec smakowały łagodnie sobą. Powiedziałabym, że prażonymi minimalnie. W zasadzie stanowiły w kompozycji marginalny element.
Wiórki kokosowe gryzione były bardzo intensywne i słodkawe, chwilami wręcz trochę soczyste. Tonowały poczucie słodyczy bardzo udanie.

Po zjedzeniu został posmak gorzki, kojarzący się z jednocześnie cukrowym, likierowym sosem czekoladowo-kokosowym i trochę z kawą. Było to nieco palone, cierpkawe połączenie. Bardzo wyraźnie czuć zrównane z nim wiórki kokosowe. Wszystko wieńczyła wysoka, nieco drapiąca w gardle słodycz sosowo-likierowo cukrowa, może z odrobinką wanilii. Przy niektórych kęsach zdarzyło się nawet zaznaczyć migdałom - tym gorzkawym. 

Największa wada tej tabliczki to przesadne najeżenie i to, że przez ilość dodatku szła aż w wodnistość. Mogłaby też być mniej słodka, a i nie obraziłabym się za mniej aromatu. Jak już połączyli kokosa z migdałami, to mogli przemyśleć proporcje i formę (tak podrobione migdały się zgubiły). Bo choć dodano tyle samo migdałów i kokosa, 4% migdałów tak podrobionych jakoś zniknęło, za to przy takim podrobieniu 4% kokosa wydawało się, że jest go tam ogrom.
Czekoladę odebrałam tak samo w domu, choć nie w górach bardziej przeszkadzało mi to najeżenie.


ocena: 7/10
kupiłam: Auchan
cena: 14,99 zł (za 75g)
kaloryczność: 550 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowe, siekane migdały (4%), suszone i siekane płatki kokosowe (4%), pasta z orzechów laskowych, emulgator: lecytyna sojowa; naturalny aromat kokosowy, ekstrakt waniliowy

piątek, 6 czerwca 2025

Auchan Bio Noir Eclats d'amandes caramelisees ciemna 60 % z karmelizowanymi migdałami

W zasadzie nie umiem powiedzieć, co mną pokierowało, by tę czekoladę kupić. Przecież nie lubię karmelizowanych różności... No, ale... Jakoś tok myślowy leciał tak: nie lubię też po prostu zbyt posiekanych orzechów/migdałów, a Godiva Signature Roasted Almond Dark Chocolate bardzo smakowała; stronię od solonego karmelu, a Kaufland Favourites Chocolat Edel-Zartbitter Karamell 70 % Kakao mnie do siebie przekonała. Dziś przedstawiana jawiła się trochę jako ich połączenie. Plus, jak patrzyłam na cenę na półce, coś źle spojrzałam i myślałam, że zawiera 85% kakao. A po prostu spojrzałam na cenę czekolady, po której został pusty karton. Ale nie żałowałam, bo akurat w góry, jako baza pod dodatki, to i słodsza mogła przejść.

Auchan Bio Noir Eclats d'amandes caramelisees to ciemna czekolada o zawartości 60 % kakao z kawałkami karmelizowanych migdałów, marki własnej Auchan.

Otworzywszy, poczułam zapach migdałów. Nawet niekoniecznie jednoznacznie prażonych - powiedziałabym, że surowsze mieszały się z podprażonymi. Z zaskoczeniem odnotowałam, że motyw karmelizowania tylko pobrzmiewał w oddali. Acz gdy bardziej zaciągnęłam się zapachem przełamanej, podzielonej tabliczki, palony cukier nabierał pewności siebie. Ogólnie do głowy przyszedł też mi czekoladowy syrop i kawa zaparzona na mocno palonych ziarnach, lecz bardzo dosłodzona. Słodycz była wysoka, gorzkość niska, za to czułam cierpkość. W tle zaakceptowały się też... migdałowe pierniki? Mieszanka: w polewie kakaowej i cukrowej glazurze. 

Tabliczka była twarda, a przy łamaniu trzaskała średnio głośno, choć ze skalistym i jednocześnie chrupkim pogłosem. Patrząc na spod i przekrój, wydawało się, że dodano ich mało-średnią ilość. Widać kawałki średnie i małe, pokryte karmelem mniej lub bardziej.
W ustach czekolada rozpływała się dość powoli. Była tłusta w maślany sposób i gęsto-kremowa. Bazowo sprawiała wrażenie gładko-aksamitnej. Długo zachowywała swój kształt, ale w luźny sposób, a kawałki migdałów wypuszczała z siebie niechętnie. Te najpierw jedynie zaznaczały swoją obecność. Okazało się, że ich nie pożałowano. Były to kawałki średnie i trochę małych. Pokrywała je cienka warstwa karmelu, który w dużej mierze rozpuszczał się wraz z czekoladą. Pod koniec kawałki jednak sporadycznie stukały o zęby.
Jak się bardzo uważnie przyglądać, da się zrobić malutkiego dosłownie kęsika bez dodatków, acz to wymagające.
Na próbę raz czy drugi pogryzłam je obok czekolady, lecz ogółem wolałam zostawiać je na koniec. 
Kawałki dodatku gryzione obok czekolady były nieco bardziej chrupko-twarde za sprawą karmelu. Wyszedł jak nieco zawilgocony, dziwnie i miękkawy, i stwardniały zarazem cukier. 
Gdy gryzłam je na koniec, chwilami wciąż karmel lekko pochrupywał w twardawo-cukrowy, ale jednocześnie jakby zawilgocony, sposób. Karmel był jednak niemal nieistotny. Migdały dały się poznać jako chrupkawe, ale i miękkawe; delikatne.
Trafiło mi się też parę jakby samych kawałków karmelu, który wyszedł jak niby twardawy, ale zarazem rozmiękły cukier.

W smaku najpierw poczułam piernikowy syrop. Cierpkawy syrop dodany do kawy? Acz w proporcjach takich, że to był raczej syrop z dodatkiem kawy. Gorzkość stała za słodyczą, lecz była wyraźna.

Słodycz miała intensywny charakter, ale nie starała się kompozycji zdominować. Wyobraziłam sobie czekoladowe pierniki w suchej cukrowej glazurze.
Przemknęła myśl o... Soczystości? Nie, chyba jednak nie... A może? Jakby tak w pierniczkach był jakiś przesłodzony wsad?

Kawa słabła (mimo że i tak była leciuteńka), a ugodowa gorzkość układała się w palony motyw. W niego wkradł się karmel. Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa wyraźnie poczułam motyw palonego dość mocno cukru.

Wraz z wyłanianiem się, dodatek wtrącał swoje trzy grosze. Torował sobie drogę motywem karmelizowania, palonego cukru. Raz po raz jednak otarł się o akcent ciemnego miodu (podkręcony cierpkością bazy?). W zależności od tego, ile akurat w danym kęsie trafiło się karmelu na migdałach, a to upewniałam się do soczystego echa, a to w nie wątpiłam.

Gdy spróbowałam osobno trochę samej czekolady, okazała się prawie nieprzesiąknięta dodatkiem. Może coś odrobinkę...? Wyrazistsza była wtedy wizja przesłodzonych pierników w mnóstwie glazury. Palonego cukru można się w niej jednak doszukać. Migdałów...? Chyba bardziej życzeniowo... acz może? Zatopionych w przesadzonej słodyczy?

Z czasem do głowy przyszły mi karmelowo-migdałowe pierniczki - bo wreszcie i same migdały coś tam się zaznaczyły.

Zrobiło się trochę za słodko, cukrowo. W gardle jeszcze nie drapało, ale wydawało się, że lada moment może zacząć.

Gdy na próbę pogryzłam ze dwa razy trochę dodatków obok czekolady, na przód wybijał się w nich mocno palono-smażony cukier. I przemykał miód. Migdały znaczyły mniej, za to jawiły się jako bardziej dziwnie gorzkawe, więc wolałam zostawiać kawałki na koniec.

Końcowo cierpko-gorzkawa kawa wycofała się, oddając pole do popisu dodatkowi.

Migdały gryzione na koniec pokrywało już tylko trochę karmelu, acz wciąż go czuć. Głównie jako motyw karmelizowania i palony cukier, czasem z echem miodu. Wydawało się, że stały się jednością, acz migdały wyłoniły się zza niego bardzo dobrze. Okazały się wyraziste, mimo że prażony motyw miał sporo do powiedzenia. Były naturalnie słodkawe, co czuć mimo karmelu. Zdarzały się też zahaczające o prażona goryczkę.

Po zjedzeniu został posmak prażone-palonych migdałów, czekoladowej cukrowości i karmelu. Do głowy przyszły mi też pierniki o palonym charakterze i gorzka, choć dosłodzona kawa.

Czekolada wyszła bardzo dobrze, była w zasadzie tym, czym być miała. Szkoda tylko, że trochę ją przesłodzono - myślę, że gdyby zamiast cukru białego użyli trzcinowego, już byłoby o wiele lepiej (a gdyby podnieśli zawartość kakao, w ogóle mogłaby być petarda). Dobrze jednak, że całość i tak aspirowała do słodyczy ambitniejszej i nie zasładzała okrutnie. Wolałabym też, by nie trafiały się te kawałki samego karmelu (może było ich dosłownie kilka, ale o kilka za dużo). To jednak mały minusik. A jednak właśnie - choć nie lubię karmelizowania - to tutaj wyszło jak karmelizowanie idealne. Przede wszystkim w sumie było czuć migdały. A sama warstewka miała przyjemnie palony, miodowy posmak. Na plus ilość i wielkość migdałów - nie pożałowano ich, ale nie uczyniły z tabliczki zlepka-ulepka. Do tego dzięki temu, że kawałki były średniej wielkości, dobrze je czuć.
Gdy kończyłam w domu, utwierdziłam się, że to zaskakująco dobra, choć przesłodzona, tabliczka. Nawet zastanowiłam się, czy nie podciągnąć jej oceny na 9, ale coś mnie powstrzymało. Naprawdę przydałoby się jej ciut więcej kakao...


ocena: 8,5/10
kupiłam: Auchan
cena: 9,99 zł
kaloryczność: 544 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier, siekane karmelizowane migdały 12% (migdały 7,4%; cukier, miód), tłuszcz kakaowy

piątek, 16 maja 2025

Zotter Cheesecake mleczna 50 % z kremem z twarogu, białej i jogurtowej czekolady, nugatu migdałowego z cytryną oraz nugatem migdałowym z kawałkami ciastek oraz cienką warstewką czekolady białej jagodowej

Zotter niewątpliwie ma słabość do serników i sera, bo choć ogólnie bardzo zmienia asortyment, czekolada sernikowa / z serem zawsze jakaś jest. W ramach odświeżenia oferty na jesień 2024 wycofano Zotter Cheese + Mango Chutney / Kase + Mango-Chutney (2024), a Zotter Cheese – Walnut – Grapes (2021) zmieniono na dziś przedstawianą. Nadziewańce tego producenta już jakiś czas temu przestały budzić we mnie emocje. Sernikowe wprawdzie zawsze mi smakowały i myślałam, że ta nie będzie się jakoś specjalnie różnić od już mi znanych, ale jak zaczęłam na potrzeby recenzji przepisywać opis i skład przeszło mi przez myśl, że niestety wpisuje się w te nowe Zottery, które uważam za przekombinowane, przeładowane. Jak tutaj - wszystko fajnie, tylko no już po co ta cienka owocowa warstwa? Nijak mi nie pasowała do sernika czy do reszty elementów tej czekolady. Może po prostu potrzeba było czegoś, by warstwy... nie przesiąkły, nie przemieszały się czy coś? Jakoś mnie to sceptycznie nastawiło, ale cóż - wciąż mogłam się mile zdziwić.


Zotter Cheesecake to mleczna czekolada o zawartości 50% kakao nadziewana (38%) kremem z sera twarogowego, białej i jogurtowej czekolady, migdałowego nugatu z cytryną i wanilią i (16%) migdałowym nugatem / praliną z (4%) kawałkami ciastek (korzennych) oraz z cienką warstewką jagodowej białej czekolady; stylizowana na sernik.

Po otwarciu poczułam jednoznaczny zapach korzennego, kwaśnego sernika na spodzie z ciastek korzennych, oblanego polewą z czekolady raczej ciemnawej. Kiedy wąchałam spód, kompozycja jawiła się jako delikatniejsza, ale niewątpliwie sernikowa. Trochę też mleczna. Mleczna czekolada miała sporo do powiedzenia - wtrącając swój orzechowo-karmelowy motyw i subtelną goryczkę. Nachylając się nad wierzchem myślałam już tylko o serniku, a konkretniej o serniku ze skórką pomarańczową. Po przełamaniu jeszcze bardziej nasiliła się twarogowość i kwaśny nabiał, acz i cytrusowość bardzo czuć.

Tabliczka choć była konkretna, acz nie trzaskała, a nadzienia wydały mi się nawet w pewien sposób miękkawe. Jak się okazało, u mnie warstwy rozlokowano odwrotnie niż na stronie: nugat na dole (na stronie producenta na górze), krem sernikowy na górze.
Nawet twarda gruba czekolada nie wydawała dźwięków. Skrywała nadzienia: tłustszy i zwarty sernikowy oraz sprawiający wrażenie kruchego nugat. Kremu sernikowego ewidentnie było więcej - wykazywał zwięzłość (gdy robiłam kęsa, czasem lekko się ciągnął), ale też miękkość i mazistość. W migdałowym nugacie (na dole), wyglądającym na bardziej suchawo-zbity, widać trochę małych kawałków beżowych ciastek (okazało się, że dodano ich więcej, niż to wygląda). Nadzienia przedzielała cieniutka warstwa owocowej czekolady.
W ustach czekolada rozpływała się tłusto i kremowo. Była wyraźnie pełnomleczna i mazista. Zaraz miękła i odsłaniała miękkie kremy, spójnie się z nimi łącząc.
Nadzienia rozpływały się mniej więcej równo, w harmonii.
Krem serowy okazał się dziwnie jakby zwięzły, zgęstniały, ale bardzo plastyczny i miękki. Był gęstawy, średnio tłusty i soczysty. Rozpuszczał się soczyście i trochę wodniście. Cechowała go proszkowość, a jednak także kremowość. Doszukałam się w nim kremowo-twarogowego elementu, acz mocno twarogowy pod względem struktury nie był.
Krem / nugat migdałowy podpinał się pod czekoladę. Był nieco masywniejszy, acz też miękki i tłusty. Bardzo mazisty i bazowo chyba gładki. Urozmaiciły go jednak suchawo-twardawe kawałki ciastek.
Warstewka ze środka rozpuszczała się, kremowo wtapiając w otoczenie. Była tłusta i bardzo cieniutka. Gdy spróbowałam jej trochę osobno, wydała mi się jakby już zawilgocono-topiąca się.
Kawałki ciastek wolałam zostawiać na koniec, a tylko raz na próbę pogryzłam obok czekolady. Wtedy były suchsze i twardsze. Ogólnie jednak też się trochę wraz z otoczeniem rozpuszczały czy raczej rozpadały częściowo. Dodano ich całkiem sporo.
Ciastka gryzione na koniec nieco nasiąkły. Robiły się jakby stwardniałe. Były mączne, niechrupiące.

W smaku czekolada roztoczyła najpierw dość wysoką, karmelową słodycz i ogrom mleka. Odnotowałam w niej lekko dymno-orzechową gorzkość. Mleczność zaraz znacząco się nasiliła - wnętrze chyba ją tak podkreśliło. Podobnie jak gorzkość - tę na zasadzie kontrastu?

Warstwy rozchodziły się prawie równo, choć serowa szybciej i bardziej zwracała na siebie uwagę. Nugat wydał mi się spokojniejszy i wręcz leniwy.

Sernikowy krem przecinał wszystko cytrusową kwaśnością. Poczułam cytrynę i pomarańczę, które zaraz nieco się wygładziły, serwując mi mocno cytrusowy - dokładniej cytrynowy - sernik ze skórką pomarańczy. Kwasek rósł wraz ze słodyczą. Pomyślałam też o jogurcie, ale wszystko to z delikatną nutą białej czekolady. Słodycz tej warstwy podbiła korzenna ciasteczkowość nugatu.
Krem spróbowany osobno był mocno cytrynowy, ale przypominał również cytrynowy jogurt i sernik ze skórką pomarańczy (w tej kolejności). Sam w sobie był mało słodki, bardziej kwaśny,

Do cytryny dołączyło jagodowo-nijakie echo. Warstewka ze środka pobrzmiewała bardzo, bardzo delikatnie. Acz wyczuwalnie - przede wszystkim słodko jagodowo, choć i ona podpięła się pod owocowy kwasek (na co chwilę trzeba było poczekać). Kiedy spróbowałam ją osobno, wydała mi się bardzo słodka i pudrowa, ale rozpoznawalnie jagodowa, a z czasem nieco kwaskawa.

Nugat dołączył do tego wszystkiego poprzez słodycz, acz drogę torował sobie korzennością. Podłączył się pod czekoladę i krem sernikowy mlecznością. Był właśnie mocno mleczny, biało czekoladowy niczym nieokreślony "biały krem" i trochę... miodowy? Przez pewien czas nawet udało mu się tym umacniać wizję twarogowego sernika, bo migdały pobrzmiewały w nim bardzo delikatnie. W dużej mierze przygłuszała je korzenność ciastek korzennych. Nasilała się wraz z wyłanianiem się ciasteczek - i ta już zaniechała podkreślania sernikowości.
Nugat spróbowany osobno był bardzo delikatny i ewidentnie przesiąkł ciasteczkami korzennymi. Spróbowany osobno jawił się jako głównie mleczny i słodki.

Ciasteczka nawet niegryzione zdradzały swoją obecność, a mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa w ogóle skupiały na sobie sporo uwagi. Wprowadziły lekko pieczony motyw.  W pewnej chwili do głowy przyszedł mi sernik na spodzie z ciastek korzennych. Zdziwiłam się, jak wyraźnie czułam cynamon, goździki, kardamon w całej korzennej mieszance.
Co ciekawe, gdy wygrzebałam nożem ciasteczkowe drobinki, by spróbować je osobno, wydawały się bardziej mączno-nijakie.

Pobrzmiewająca czekolada umacniała wizję sernika - polanego sowicie polewą z czekolady... ciemnej?

Z czasem słodycz rosła ryzykownie, a sernikowość się rozmyła. Cytrusy mieszały się z korzennością. Kwaśność i ciepła pikanteria były jednak znacząco dosłodzone białą czekoladą, wanilią i chyba miodem, ale nie zabiło to sernikowego wydźwięku... w tym momencie mowa jednak o słodkim, cytrusowym serniku jogurtowym (!) ze skórką pomarańczy.

Mleczna czekolada z wierzchu cały czas pobrzmiewała. Końcowo wydała mi się bardziej gorzka. Jakby tak próbowała przywołać słodycz do porządku.

Ciastkowe pozostałości gryzłam na koniec. Okazały się trochę korzenne, mało słodkie i bardzo, bardzo mączne. Po tym wszystkim jawiły się jako trochę nijakie.

Po zjedzeniu został posmak kwaskawy cytrynowo-jogurtowy, faktycznie może trochę twarogowy ale też słodko białoczekoladowy. Czułam do tego korzenność i mączność, niekoniecznie ciasteczkowość i czasem niemal nieuchwytne echo jagód. Porządnie mleczna, gorzkawa czekolada też na koniec się zaznaczyła.

Czekolada w sumie była smaczna, acz wyszła... zupełnie nie tak, jak bym chciała. Jak dla mnie była za mało jednoznacznie twarogowo-sernikowa. Gdyby to była tabliczka cytrynowo-korzenna, może mogłaby i 8 zdobyć, ale... wtedy niezbyt mnie by ciekawiła. Dużo trzeba było w niej się domyślać tego sernika. Czuć kwasek nabiału, ale jeszcze więcej czuć kwasku cytryny i pomarańczy, jogurtu. To jogurtowo-cytrusowy sernik na spodzie korzennym, który z czasem przyciągał mnóstwo uwagi. Korzenność była w porządku, choć ciasteczka same w sobie mi nie leżały - mączne i twarde, drobne... Nieatrakcyjne. Korzenność aż zagłuszyła migdały. Nugat wydawał się bardziej po prostu słodko-mleczny. To jednak umacniało sernikowość. Szkoda tylko, że sporo inne elementy musiały się starać, by coś podkręcać czy sugerować. Wystarczyło by chyba zrobić mocniej po prostu twarogowy krem? Nie podobała mi się ta jagodowa warstwa - w ogóle nie pasowała. Za nieadekwatność obniżyłam punkt, za przeładowanie, strukturę i np. dodanie tej warstwy kolejny.

Szybko zaczęła mnie nudzić, bo nie była tym, co by mi się widziało - mocno sernikową tabliczką. I 26 g (z 78) oddałam Mamie. Jej opinia: "Za nic nie czułam sernika. Czekolada mi smakowała, ale bo była przyjemnie kwaśno cytrusowa. Jak dla mnie nawet nie mocno korzenna. Najpierw myślałam, że ta kwaśność rozchodzi się od jagodowej warstwy, ale jak spróbowałam jej osobno, to się zdziwiłam, bo ta była po prostu słodka. Nie wiem, po co tyle tam tego wszystkiego Zotter napchał, bez sensu. Czuć wszystko, ale nie sernik. Ja lubię kwaskawe serniki, ale od nabiału, nie cytryny".


ocena: 6/10
kupiłam: dostałam od zotter.pl
cena: 22,49 zł (cena półkowa za 70 g - moja ważyła 78g; ja dostałam)
kaloryczność: 514 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, miazga kakaowa, migdały (9%), pełne mleko w proszku, twaróg (7%), odtłuszczone mleko w proszku, syrop cukru inwertowanego, mąka żytnia, syrop skrobiowy, koncentrat soku z cytryny, słodka serwatka w proszku, jogurt z odtłuszczonego mleka w proszku, całe jaja, cały cukier trzcinowy, miód, masło, liofilizowane jagody, sproszkowana wanilia, emulgator: lecytyna sojowa, przyprawa do piernika (0,1%), emulgator: lecytyna słonecznikowa; cynamon, sól, koncentrat soku pomarańczowego, substancja spulchniająca: soda oczyszczona; proszek cytrynowy (koncentrat soku z cytryny, skrobia kukurydziana, cukier), płatki róż

sobota, 10 maja 2025

Nussbeisser Czekolada gorzka / ciemna 46 % z całymi migdałami

Ostatnio na Rysach byłam też jesienią, jakoś we wrześniu, ale już lata temu. W dodatku od słowackiej strony. Od polskiej nigdy nie byłam (więc wybrałam się w październiku 2024). Chyba zniechęcało to, że zacząć trzeba jak na Morskie Oko, asfaltem. Dopiero potem zaczyna się zabawa. Nim jednak łańcuchy i konkretna wspinaczka, minęłam Czarny Staw pod Rysami. Swoją drogą, naszła mnie myśl, że pewnie ci wszyscy, co jeżdżą wozami z końmi nad Morskie Oko, zupełnie nie mają pojęcia, cóż pięknego znajduje się parę kroków dalej. Uznałam, że to dobre miejsce na czekoladę. Acz nie oczekiwałam od niej za wiele. Podobną (Mondelez Nussbeiser Czekolada gorzka z całymi orzechami laskowymi i rodzynkami) już jadłam. Tę kupiłam trochę z desperacji, bo już kończyły mi się czekolady w góry, zbliżało się zamknięcie słowackich szlaków na zimę, a ja nie planowałam ani większych zamówień, ani wypraw do ciekawszych sklepów... Za to parę wypraw owszem.


Nussbeisser Czekolada gorzka z całymi migdałami to ciemna czekolada mleczna o zawartości 46% kakao z całymi migdałami (21%), produkowana dla Mondelez.

Po otwarciu poczułam wyrazisty zapach znacząco, ale nieprzesadnie prażonych migdałów i motyw alkoholowego syropu / sosu kakaowego. Wyobraziłam sobie rogale i chyba jakieś pierniki w czekoladzie nadziane alkoholowo-kakaowym kremem. Przejawiało to wszystko wysoką cukrowość, mieszającą się z niby wanilią, waniliną i pewną łagodnością. Przez to motyw ciemnej czekolady był wygłaskany maślanością wspomnianych słodkości i mlecznym echem, acz wyraźny.

Odrobinę plastikowa w dotyku czekolada przy łamaniu okazała się twarda. Głośno trzaskała, a migdały odznaczały się kruchością, łamiąc się wraz z nią.
Dodano ich dość sporo, co od razu widać. Miejscami więcej, miejscami mniej.
W ustach czekolada rozpływała się w tempie średnim. Robiła to gładko i tłusto, w maślano-polewowy sposób. Była trochę mazista. Dość długo zachowywała kształt, a migdały zostawały długo w niej zatopione.
Wolałam gryźć je na koniec. Były twardo-kruche i chrupiące. Na niektórych zostawiono skórki, które czasem w ustach schodziły z migdałów.

W smaku czekolada zaczęła od roztoczenia wysokiej słodyczy. Przodował cukier, acz zaraz trochę wyhamował. Przewinęła się przy nim wanilina i specyficzny motyw rzeczy o smaku waniliowym (nie wanilia sama w sobie).

Zaraz pojawiło się mleko. Zaskakująco wyraźne i mieszające się z nutą maślaną. Gorzkość zaznaczyła się dopiero za nimi.

Delikatna gorzkość skojarzyła mi się z lekko alkoholowych sosem / syropem kakaowym albo kakaowym kremem o alkoholowych zapędach z jakiś rogali czy czegoś.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa mimo tej gorzkości, mleczny wątek bardzo skupiał na sobie uwagę. Nakręcał się nawzajem ze słodyczą. Pomyślałam też zaraz o samych maślano-drożdżowych rogalach - o ich przypieczonej, ciastowej "skórce" - nie tylko ich nadzieniach.

Czasem już w połowie odzywały się migdały, czasem dłużej trzeba było na nie czekać. Czekolada sama w sobie nie przesiąkła nimi - ich smak rozchodził się od nich samych. Ich echo podkreślało trochę gorzkość i cierpkości bazy. Gdy próbowałam samej czekolady, bez tego podkreślenia robiła się męcząco słodka. Ryzykownie zaznaczała się w gardle i pochłonęła alkoholową sugestię kakao.

Gorzkość jakby próbowała trochę wzrosnąć, ale jej nie szło. Za sprawą słodyczy za to odnotowałam jeszcze przesłodzone, maślane miękkie pierniki w czekoladzie czy raczej polewie... Pierniki migdałowe? i nadziewane tłustym kremem kakaowym? Jedzone z mlekiem... waniliowym? Znów na pewno nie była to wanilia sama w sobie. Ich słodycz była trochę denerwujące, ale mleczność i maślaność starały się ją złagodzić.

Migdały gryzione obok czekolady niby smakowały całkiem wyraźnie prażeniem i przełamywały słodycz, ale nie rozwijały w pełni swych skrzydeł. Czekolada za to kontrastowo szła w kierunku przesłodzonego plastiku.
Migdały gryzione na koniec były bardzo, bardzo wyraziste i wyciszały smak czekolady. Czuć, że wyprażono je mocno, ale nie przesadnie. Epizodycznie pojawiające się skórki dodawały cierpkiej goryczki, która przypominała o kakao.

Po zjedzeniu został posmak migdałów, ale też aromatów i znacząco mleczno-maślany. Mimo to, czułam też cierpkawe kakao, dopraszające się o wątły wątek ciemnej czekolady. Aromaty wiązały się ze słodyczą i maślanością.

Czekolada wyszła do zjedzenia, ale bez zachwytów. Sporo dobrego zrobiły migdały, acz były po prostu dobre. Dobrze każdorazowo, po każdym kęsie tonowały słodycz, nie przeprażono, ani nie pożałowano ich. Sama czekolada pozostawiała sporo do życzenia, ale przynajmniej nie była mocno tanio-tandetnie-sztuczna. Mleczność i maślaność to nie to, czego bym tu oczekiwała, ale ciemny charakter też jakoś tam się zaznaczył. Słodycz była przesadzona, trochę przearomatyzowana, ale obawiałam się, że będzie gorzej.
Ciut lepiej od Nussbeiser Czekolada gorzka / ciemna mleczna z całymi orzechami laskowymi i rodzynkami - mniej słodko, mniej mlecznie. Bo ja wiem, czy to te 3% kakao zrobiły różnice? Trochę tak, bo i do tamtej wróciłam całkiem niedawno, ale też chyba migdały po prostu lepiej sprawdziły się w podkreślaniu kakao.

Większość zjadłam w górach i tam się sprawdziła. Reszta kończona w domu nie zmieniła mojego zdania o niej, tyle tylko, że jej słodycz w takich warunkach męczyła już za bardzo. A zjadłam do końca, bo wiadomo, bo była. To jednak jedna z tych czekolad, bez którym bym się obeszła.


ocena: 6/10
kupiłam: Kaufland
cena: 5,99 zł
kaloryczność: 558 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: cukier, miazga kakaowa, migdały 21%, tłuszcz kakaowy, tłuszcz mleczny, emulgator (lecytyny sojowe), aromat, odtłuszczone mleko w proszku

niedziela, 4 maja 2025

Godiva Signature Roasted Almond Dark Chocolate ciemna 72 % z prażonymi migdałami

Lata już nie jadłam czekolad marki Godiva. Z perspektywy czasu, nie wydają mi się już tak zjawiskowo szlachetne, ekskluzywne, ale czułam, że wciąż mogę odebrać je jako dobre. Żal mi tylko było, że zrezygnowali z grawera nagiej lady Godivii na koniu na kostkach. Dzisiaj przedstawianą czekoladę wyprosiłam od Mamy, dokładając ją do zamówienia (kupowałam bowiem czyste ciemne). Czekolady z dodatkami oczywiście zawsze biorę w góry. Z tą inaczej nie było. Wzięłam ją na najwyższy punkt wycieczki. Po tym, jak ze Smutnej Przełęczy przeszłam spory kawałek z ostrymi podejściami i zejściami po łańcuchach, znalazłam się na szczycie Banikov. Miałam nadzieję, że wybrałam godną czekoladę na te boskie widoki. 

Godiva Signature Roasted Almond Dark Chocolate to ciemna czekolada o zawartości 72% kakao z kawałkami prażonych migdałów (12%).

Po otwarciu poczułam wyrazisty zapach migdałów prażonych minimalnie albo wręcz wcale; na pewno ze skórkami oraz goryczkowatą słodycz miodu gryczanego. Zarysowały się na tle ściętego drewna - nie świeżo ciętego, ale takiego, które już trochę poleżało. Migdały i czekolada były jednością, idealnie współgrały przy małej dominacji migdałów.

Tabliczka w dotyku obiecywała kremowość, acz była masywna i twarda. Gdy robiłam kęsa i akurat trafiłam na więcej dodatków, kruszyła się. Na spodzie nie widać, jak ich dużo. Ujawnił to dopiero przekrój. Były jednak też pojedyncze miejsca, gdzie kawałków migdałów znalazło się mniej. I tak jednak nietrafienie na choćby kawałek graniczył z cudem. By spróbować trochę samej czekolady, musiałam wręcz spiłować ją zębami.
Przy łamaniu czekolada trzaskała głośno.
W ustach czekolada rozpływała się średnio powoli, mimo że dodatek próbował trochę ją poganiać. Przypominała gładki i kremowy, tłusty budyń, który zmienia się w gęstawą, ale luźną zawiesinę. Wyłaniały się i z czasem wypadały z niej kawałki migdałów. Wręcz wymuszały podgryzanie ich obok czekolady, acz i tak za często tego nie robiłam. Wolałam zostawiać je na koniec.
Kawałków migdałów dodano tak dużo, i tak je posiekano, że było blisko, a zrobiłby się z tego nieprzyjemny zlep. Nie drapały jednak, ani nic, jako że okazały się delikatne.
Małe kawałki migdałów gryzione czy to na koniec, czy wcześniej, były pochrupujące. Niektóre prawie miękkie, inne nieco twardsze, ale żadne nie były twarde. Sporo z nich pokrywała skórka.

W smaku pierwsza pojawiła się średnio wysoka słodycz i echo migdałów. Słodycz wydała mi się waniliowa i... Lekko gorzkawa? Jak miód gryczany! Rosła odważnie, jednak całościowo trzymała się jeszcze przystępnego poziomu.

Gorzkość też się zaraz odezwała. Przemknęło mi w niej kakao w proszku. Ogólnie nie była za wysoka, ale charakteru i powagi dodało jej drewno. Podkreśliły się nawzajem. Na ich tle wyraźniej zaznaczyły się migdały. Powiedziałabym, że nieprażone.

Kontrastowo do słodyczy zaznaczyła się nuta palona. Związała się z gorzkością, trochę ją podkręcając. Próbowała też ukryć kakao w proszku. Przez moment pomyślałam o gorącym kakao migdałowym do picia.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa gorzkość przytoczyła kawę, a ta, mieszając się z migdałowym wątkiem, ułożyła się w kawowo-migdałowe ciasto - trochę jak brownie, ale mniej czekoladowe. Na pewno jednak z kakao w proszku. I posłodzone ciemnym miodem i wanilią? Bez dwóch zdań mocno migdałowe.
Kiedy spróbowałam trochę samej czekolady, okazała się średnio przesiąknięta migdałami - bez nich wyszła już za słodko. Znaczy to, że ich silny smak rozchodził się od kawałków, nawet niegryzionych.

Słodycz wzrosła znacząco. Cukier trochę pomykał tyłami. To wanilia sprawowała pieczę w tym temacie. I zrobiło się od niej trochę duszno-ciężkawo, ale jeszcze nie męcząco. Miód jednak się zgubił. Słodycz wydała mi się ryzykowna, ale gorzkość migdałów i kawowego ciasta pilnowała, by nie przesadziła.

Mimo że funkcji strażnika gorzkość nie porzuciła, końcowo i tak złagodniała, bo z czasem wyłoniła się maślaność. Paloność jednak nie osłabła. Kakao w proszku znów się bardziej wyłoniło i zaprosiło mocniejszą migdałowość.

Wyłaniające się migdały wzmacniały migdałowy smak. Gryzione na koniec wciąż sprawiały wrażenie prażonych minimalnie, prawie wcale. Niby były delikatne, ale charakteru im nie brakowało. Zadbała o niego skórka. Idealnie przedłużała gorzkość bazy. Migdały na koniec świetnie prawie zerowały słodycz.
Gdy czasem gryzłam je obok czekolady, wcześniej, nie robiły aż takiego wrażenia. Jawiły się jako bardziej mdławe, a czekoladę upraszczały do waniliowo-cukrowej i ciastowo gorzkawej.

Po zjedzeniu został posmak migdałów prażonych leciuteńko, z wyraźnie zaakcentowanymi skórkami oraz kawowo-waniliowy. Słodycz pobrzmiewała jako wysoka, ale jakoś nie dawała się we znaki. Zaznaczyła się też palona goryczka, pozostająca w harmonii z migdałami.

Czekolada zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie. Mimo że zawierała migdały w formie, za jaką nie przepadam, a więc mnóstwo przesadnie posiekanej drobnicy, wyszła zacnie. I wcale nie zrobił się z tego przesadnie nimi napchany zlep! Migdały było czuć świetnie i świetnie, że były minimalnie prażone. Idealnie zgrały się z czekoladą. Ta była bardzo słodka jak wanilia i miód gryczany, ale też przyjemnie gorzka niczym ciasto migdałowo-kawowe. Kakao w proszku jakoś dobrze wpisało się w otoczenie, nie wyszło na minus. Sama w sobie czekolada wyszłaby gorzej, robotę zrobiły w niej migdały. Jedyne, co bym zmieniła, to jednak postawiłabym na nieco większe kawałki migdałów i wolałabym, by czekolada była nieco mniej tłusta.
Połowę zjadłam w górach, a przy domowej weryfikacji wciąż byłam pełna uznania.


ocena: 9/10
kupiłam: brittlo.com (tę akurat kupiła mi Mama)
cena: 14 zł (za 90g)
kaloryczność: 569 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier, prażone migdały 12%, tłuszcz kakaowy, kakao w proszku, lecytyna sojowa, sól, olej maślany