Ostatnio na Rysach byłam też jesienią, jakoś we wrześniu, ale już lata temu. W dodatku od słowackiej strony. Od polskiej nigdy nie byłam (więc wybrałam się w październiku 2024). Chyba zniechęcało to, że zacząć trzeba jak na Morskie Oko, asfaltem. Dopiero potem zaczyna się zabawa. Nim jednak łańcuchy i konkretna wspinaczka, minęłam Czarny Staw pod Rysami. Swoją drogą, naszła mnie myśl, że pewnie ci wszyscy, co jeżdżą wozami z końmi nad Morskie Oko, zupełnie nie mają pojęcia, cóż pięknego znajduje się parę kroków dalej. Uznałam, że to dobre miejsce na czekoladę. Acz nie oczekiwałam od niej za wiele. Podobną (Mondelez Nussbeiser Czekolada gorzka z całymi orzechami laskowymi i rodzynkami) już jadłam. Tę kupiłam trochę z desperacji, bo już kończyły mi się czekolady w góry, zbliżało się zamknięcie słowackich szlaków na zimę, a ja nie planowałam ani większych zamówień, ani wypraw do ciekawszych sklepów... Za to parę wypraw owszem.
Nussbeisser Czekolada gorzka z całymi migdałami to ciemna czekolada mleczna o zawartości 46% kakao z całymi migdałami (21%), produkowana dla Mondelez.
Po otwarciu poczułam wyrazisty zapach znacząco, ale nieprzesadnie prażonych migdałów i motyw alkoholowego syropu / sosu kakaowego. Wyobraziłam sobie rogale i chyba jakieś pierniki w czekoladzie nadziane alkoholowo-kakaowym kremem. Przejawiało to wszystko wysoką cukrowość, mieszającą się z niby wanilią, waniliną i pewną łagodnością. Przez to motyw ciemnej czekolady był wygłaskany maślanością wspomnianych słodkości i mlecznym echem, acz wyraźny.
Odrobinę plastikowa w dotyku czekolada przy łamaniu okazała się twarda. Głośno trzaskała, a migdały odznaczały się kruchością, łamiąc się wraz z nią.
Dodano ich dość sporo, co od razu widać. Miejscami więcej, miejscami mniej.
W ustach czekolada rozpływała się w tempie średnim. Robiła to gładko i tłusto, w maślano-polewowy sposób. Była trochę mazista. Dość długo zachowywała kształt, a migdały zostawały długo w niej zatopione.
Wolałam gryźć je na koniec. Były twardo-kruche i chrupiące. Na niektórych zostawiono skórki, które czasem w ustach schodziły z migdałów.
W smaku czekolada zaczęła od roztoczenia wysokiej słodyczy. Przodował cukier, acz zaraz trochę wyhamował. Przewinęła się przy nim wanilina i specyficzny motyw rzeczy o smaku waniliowym (nie wanilia sama w sobie).
Zaraz pojawiło się mleko. Zaskakująco wyraźne i mieszające się z nutą maślaną. Gorzkość zaznaczyła się dopiero za nimi.
Delikatna gorzkość skojarzyła mi się z lekko alkoholowych sosem / syropem kakaowym albo kakaowym kremem o alkoholowych zapędach z jakiś rogali czy czegoś.
Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa mimo tej gorzkości, mleczny wątek bardzo skupiał na sobie uwagę. Nakręcał się nawzajem ze słodyczą. Pomyślałam też zaraz o samych maślano-drożdżowych rogalach - o ich przypieczonej, ciastowej "skórce" - nie tylko ich nadzieniach.
Czasem już w połowie odzywały się migdały, czasem dłużej trzeba było na nie czekać. Czekolada sama w sobie nie przesiąkła nimi - ich smak rozchodził się od nich samych. Ich echo podkreślało trochę gorzkość i cierpkości bazy. Gdy próbowałam samej czekolady, bez tego podkreślenia robiła się męcząco słodka. Ryzykownie zaznaczała się w gardle i pochłonęła alkoholową sugestię kakao.
Gorzkość jakby próbowała trochę wzrosnąć, ale jej nie szło. Za sprawą słodyczy za to odnotowałam jeszcze przesłodzone, maślane miękkie pierniki w czekoladzie czy raczej polewie... Pierniki migdałowe? i nadziewane tłustym kremem kakaowym? Jedzone z mlekiem... waniliowym? Znów na pewno nie była to wanilia sama w sobie. Ich słodycz była trochę denerwujące, ale mleczność i maślaność starały się ją złagodzić.
Migdały gryzione obok czekolady niby smakowały całkiem wyraźnie prażeniem i przełamywały słodycz, ale nie rozwijały w pełni swych skrzydeł. Czekolada za to kontrastowo szła w kierunku przesłodzonego plastiku.
Migdały gryzione na koniec były bardzo, bardzo wyraziste i wyciszały smak czekolady. Czuć, że wyprażono je mocno, ale nie przesadnie. Epizodycznie pojawiające się skórki dodawały cierpkiej goryczki, która przypominała o kakao.
Po zjedzeniu został posmak migdałów, ale też aromatów i znacząco mleczno-maślany. Mimo to, czułam też cierpkawe kakao, dopraszające się o wątły wątek ciemnej czekolady. Aromaty wiązały się ze słodyczą i maślanością.
Czekolada wyszła do zjedzenia, ale bez zachwytów. Sporo dobrego zrobiły migdały, acz były po prostu dobre. Dobrze każdorazowo, po każdym kęsie tonowały słodycz, nie przeprażono, ani nie pożałowano ich. Sama czekolada pozostawiała sporo do życzenia, ale przynajmniej nie była mocno tanio-tandetnie-sztuczna. Mleczność i maślaność to nie to, czego bym tu oczekiwała, ale ciemny charakter też jakoś tam się zaznaczył. Słodycz była przesadzona, trochę przearomatyzowana, ale obawiałam się, że będzie gorzej.
Ciut lepiej od Nussbeiser Czekolada gorzka / ciemna mleczna z całymi orzechami laskowymi i rodzynkami - mniej słodko, mniej mlecznie. Bo ja wiem, czy to te 3% kakao zrobiły różnice? Trochę tak, bo i do tamtej wróciłam całkiem niedawno, ale też chyba migdały po prostu lepiej sprawdziły się w podkreślaniu kakao.
Większość zjadłam w górach i tam się sprawdziła. Reszta kończona w domu nie zmieniła mojego zdania o niej, tyle tylko, że jej słodycz w takich warunkach męczyła już za bardzo. A zjadłam do końca, bo wiadomo, bo była. To jednak jedna z tych czekolad, bez którym bym się obeszła.
ocena: 6/10
kupiłam: Kaufland
cena: 5,99 zł
kaloryczność: 558 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
Skład: cukier, miazga kakaowa, migdały 21%, tłuszcz kakaowy, tłuszcz mleczny, emulgator (lecytyny sojowe), aromat, odtłuszczone mleko w proszku
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.