niedziela, 4 maja 2025

Godiva Signature Roasted Almond Dark Chocolate ciemna 72 % z prażonymi migdałami

Lata już nie jadłam czekolad marki Godiva. Z perspektywy czasu, nie wydają mi się już tak zjawiskowo szlachetne, ekskluzywne, ale czułam, że wciąż mogę odebrać je jako dobre. Żal mi tylko było, że zrezygnowali z grawera nagiej lady Godivii na koniu na kostkach. Dzisiaj przedstawianą czekoladę wyprosiłam od Mamy, dokładając ją do zamówienia (kupowałam bowiem czyste ciemne). Czekolady z dodatkami oczywiście zawsze biorę w góry. Z tą inaczej nie było. Wzięłam ją na najwyższy punkt wycieczki. Po tym, jak ze Smutnej Przełęczy przeszłam spory kawałek z ostrymi podejściami i zejściami po łańcuchach, znalazłam się na szczycie Banikov. Miałam nadzieję, że wybrałam godną czekoladę na te boskie widoki. 

Godiva Signature Roasted Almond Dark Chocolate to ciemna czekolada o zawartości 72% kakao z kawałkami prażonych migdałów (12%).

Po otwarciu poczułam wyrazisty zapach migdałów prażonych minimalnie albo wręcz wcale; na pewno ze skórkami oraz goryczkowatą słodycz miodu gryczanego. Zarysowały się na tle ściętego drewna - nie świeżo ciętego, ale takiego, które już trochę poleżało. Migdały i czekolada były jednością, idealnie współgrały przy małej dominacji migdałów.

Tabliczka w dotyku obiecywała kremowość, acz była masywna i twarda. Gdy robiłam kęsa i akurat trafiłam na więcej dodatków, kruszyła się. Na spodzie nie widać, jak ich dużo. Ujawnił to dopiero przekrój. Były jednak też pojedyncze miejsca, gdzie kawałków migdałów znalazło się mniej. I tak jednak nietrafienie na choćby kawałek graniczył z cudem. By spróbować trochę samej czekolady, musiałam wręcz spiłować ją zębami.
Przy łamaniu czekolada trzaskała głośno.
W ustach czekolada rozpływała się średnio powoli, mimo że dodatek próbował trochę ją poganiać. Przypominała gładki i kremowy, tłusty budyń, który zmienia się w gęstawą, ale luźną zawiesinę. Wyłaniały się i z czasem wypadały z niej kawałki migdałów. Wręcz wymuszały podgryzanie ich obok czekolady, acz i tak za często tego nie robiłam. Wolałam zostawiać je na koniec.
Kawałków migdałów dodano tak dużo, i tak je posiekano, że było blisko, a zrobiłby się z tego nieprzyjemny zlep. Nie drapały jednak, ani nic, jako że okazały się delikatne.
Małe kawałki migdałów gryzione czy to na koniec, czy wcześniej, były pochrupujące. Niektóre prawie miękkie, inne nieco twardsze, ale żadne nie były twarde. Sporo z nich pokrywała skórka.

W smaku pierwsza pojawiła się średnio wysoka słodycz i echo migdałów. Słodycz wydała mi się waniliowa i... Lekko gorzkawa? Jak miód gryczany! Rosła odważnie, jednak całościowo trzymała się jeszcze przystępnego poziomu.

Gorzkość też się zaraz odezwała. Przemknęło mi w niej kakao w proszku. Ogólnie nie była za wysoka, ale charakteru i powagi dodało jej drewno. Podkreśliły się nawzajem. Na ich tle wyraźniej zaznaczyły się migdały. Powiedziałabym, że nieprażone.

Kontrastowo do słodyczy zaznaczyła się nuta palona. Związała się z gorzkością, trochę ją podkręcając. Próbowała też ukryć kakao w proszku. Przez moment pomyślałam o gorącym kakao migdałowym do picia.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa gorzkość przytoczyła kawę, a ta, mieszając się z migdałowym wątkiem, ułożyła się w kawowo-migdałowe ciasto - trochę jak brownie, ale mniej czekoladowe. Na pewno jednak z kakao w proszku. I posłodzone ciemnym miodem i wanilią? Bez dwóch zdań mocno migdałowe.
Kiedy spróbowałam trochę samej czekolady, okazała się średnio przesiąknięta migdałami - bez nich wyszła już za słodko. Znaczy to, że ich silny smak rozchodził się od kawałków, nawet niegryzionych.

Słodycz wzrosła znacząco. Cukier trochę pomykał tyłami. To wanilia sprawowała pieczę w tym temacie. I zrobiło się od niej trochę duszno-ciężkawo, ale jeszcze nie męcząco. Miód jednak się zgubił. Słodycz wydała mi się ryzykowna, ale gorzkość migdałów i kawowego ciasta pilnowała, by nie przesadziła.

Mimo że funkcji strażnika gorzkość nie porzuciła, końcowo i tak złagodniała, bo z czasem wyłoniła się maślaność. Paloność jednak nie osłabła. Kakao w proszku znów się bardziej wyłoniło i zaprosiło mocniejszą migdałowość.

Wyłaniające się migdały wzmacniały migdałowy smak. Gryzione na koniec wciąż sprawiały wrażenie prażonych minimalnie, prawie wcale. Niby były delikatne, ale charakteru im nie brakowało. Zadbała o niego skórka. Idealnie przedłużała gorzkość bazy. Migdały na koniec świetnie prawie zerowały słodycz.
Gdy czasem gryzłam je obok czekolady, wcześniej, nie robiły aż takiego wrażenia. Jawiły się jako bardziej mdławe, a czekoladę upraszczały do waniliowo-cukrowej i ciastowo gorzkawej.

Po zjedzeniu został posmak migdałów prażonych leciuteńko, z wyraźnie zaakcentowanymi skórkami oraz kawowo-waniliowy. Słodycz pobrzmiewała jako wysoka, ale jakoś nie dawała się we znaki. Zaznaczyła się też palona goryczka, pozostająca w harmonii z migdałami.

Czekolada zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie. Mimo że zawierała migdały w formie, za jaką nie przepadam, a więc mnóstwo przesadnie posiekanej drobnicy, wyszła zacnie. I wcale nie zrobił się z tego przesadnie nimi napchany zlep! Migdały było czuć świetnie i świetnie, że były minimalnie prażone. Idealnie zgrały się z czekoladą. Ta była bardzo słodka jak wanilia i miód gryczany, ale też przyjemnie gorzka niczym ciasto migdałowo-kawowe. Kakao w proszku jakoś dobrze wpisało się w otoczenie, nie wyszło na minus. Sama w sobie czekolada wyszłaby gorzej, robotę zrobiły w niej migdały. Jedyne, co bym zmieniła, to jednak postawiłabym na nieco większe kawałki migdałów i wolałabym, by czekolada była nieco mniej tłusta.
Połowę zjadłam w górach, a przy domowej weryfikacji wciąż byłam pełna uznania.


ocena: 9/10
kupiłam: brittlo.com (tę akurat kupiła mi Mama)
cena: 14 zł (za 90g)
kaloryczność: 569 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier, prażone migdały 12%, tłuszcz kakaowy, kakao w proszku, lecytyna sojowa, sól, olej maślany

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.