Pokazywanie postów oznaczonych etykietą lody: czekoladowe. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą lody: czekoladowe. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 25 września 2023

lody Koral Vibes Czekolada & Mięta

Obecnie lody kompletnie mnie nie kręcą. Wszystkie są mi za słodkie, a w dodatku nabrałam dziwnej awersji do chłodnego jedzenia (zimnego nigdy nie jadłam). Na lodowe nowości patrzę więc niewidząc. A jednak te jakoś wyhaczyłam. I zainteresowałam się, mimo że ogólnie lodów Koral nigdy nie lubiłam. Ten jednak wariant był moim niespełnionym dotąd marzeniem z dzieciństwa: lody miętowo-czekoladowe, ale nie na zasadzie "zielone lody z blaszkami czekolady bez smaku", a właśnie wymieszana masa miętowa z czekoladową. Nie mogłam pojąć, dlaczego cały świat uparł się w lodach łączyć miętę i czekoladę w znienawidzonej przeze mnie stracciatellowatej formie. Jako dzieciak przeważnie wybierałam właśnie lody miętowe, bo od dziecka duet mięty i czekolady lubię. Obok jednak musiała iść druga gałka: czekoladowa. Gdy skończyłam z lodami na gałki (w późnej podstawówce?), tęskniłam za miętą i czekoladą w lodach, bo z pudełkowych niestety były tylko te "z blaszkami". Grycan mięta z czekoladą (recenzja z 2016) na pewno bowiem nie były tym, czego pragnęłam. Aż tu proszę, tyle lat trzeba było, by ktoś wreszcie ruszył głową! Jako że skład był w porządku - upewniłam się, dzwoniąc do producenta, czy olej kokosowy to na pewno olej kokosowy, a nie palmowy (Koral, jak się dowiedziałam, tylko do rożków dodaje palmowy) - kupiłam. Choć na lody jako produkt nie miałam wielkiej ochoty, chciałam zrealizować to marzenie z lat młodości. Dopiero po zakupie odkryłam, że i te zawierają blaszki, ale na szczęście na tym się ich czekoladowość nie kończyła.


Koral Vibes Czekolada & Mięta to lody czekoladowe oraz miętowe z kawałkami czekolady ciemnej o zawartości 50 % kakao (3,4%); opakowanie zawiera 475g/1l.

Już po otwarciu poczułam intensywny i sztuczny, dość nachalny zapach mięty. Dominowała, kojarząc się z cukrowo-miętowymi cukierkami białego koloru (wszelkie Tic Taki, Mentosy itd.) oraz sztucznie-cukrowymi białymi miętowymi nadzieniami z czekolad. Czekolada, a dokładniej odrobinka kakao o słodkim charakterze majaczyło nieśmiało w tle. W trakcie jedzenia odważyło się trochę, ale w zasadzie nieznacznie. Subtelna mleczna baza także zgłosiła swoją obecność.

Zawartość pudła to masa w dwóch kolorach - na szczęście nie były "jak pod linijkę", a jedna z drugą poprzekładane. Na mój gust trochę za bardzo, przez co gdy się zaczynały topić, łatwo mieszały się zupełnie. Było ich mniej więcej po równo. Zielona była nieco rzadsza, jednak żadna nie była rzadka. Gęsta też nie; jedynie prawie gęstawa. Całość wydała mi się jakby spulchniona, lekka i bardzo miękka. W dodatku miałam wrażenie, że próbowano ją zagęścić.
Większość tzw. kawałków czekolady znalazłam w zielonej  części, ale wydaje mi się, że dodano je do obu kolorów. Średniej wielkości cienkich czekoladowych "blaszek" w ilości średniej oraz sporo drobinek.
W trakcie jedzenia potwierdziła się jakby spulchniona, roztrzepana lekkość. Jednocześnie lody wydawały się jakby zagęszczono-ciągnące, trochę "potencjalnie gumiaste", acz jeszcze nie po prostu gumowe. Masa rozpływała się raczej szybko, ale jakby próbowała się trochę hamować (z racji "usiłowanego zagęszczenia"?), znacząco mięknąc. Była średnio tłusta, chwilami rzedła mocniej, acz potem jakoś wracała na bardziej kremowy tor.
W zielonej, nieco rzadszej części wyraźniej czuć lekką oleistość. Na szczęście nie wyszła ani ciężko, ani wodniście.
Czekoladowa część rozpuszczała się nieco wolniej (prawie niezauważalnie).
Czekoladowe blaszki były raczej cienkie. W większości trochę plastikowe, ale rozpływały się... Jakoś. Wprawdzie trzeba było trochę na to poczekać (ja w ogóle wybierałam je na talerzyk, by trochę doszły do temperatury pokojowej), ale potem już to im w miarę wychodziło. Były maziste, śliskawe - niespecjalnie czekoladowe, ale znośne. Skore do mięknięcia, czasem pałętające się po ustach i łatwo znikające (zwłaszcza w przypadku tych mniejszych).

Test zaczęłam od części brązowej. Od początku wykazywała wysoką, jednak przystępną słodycz. Miała charakter słodkiego kakao, kojarzyła się z cukrowym napojem kakaowym. Gorzkości czy cierpkości w niej brak. Pojawiała się za to sugestia niedookreślonej czekolady, jednak cały czas masa lodowa brązowa jawiła się jako mało wyrazista. Czuć w niej też akcent mleka, lecz trzymało się na uboczu i nie pchało do czekoladowości. Nie powiedziałabym jednak, że baza miała smak czekolady, tylko że to typowe, łagodne i bardzo słodkie lody kakaowe nie najwyższych lotów.
Po zagarnianiu innych części lodów, czekoladowa część wydawała się jeszcze łagodniejsza, acz w zestawieniu z miętową, nieco mniej słodka.
Czekoladowe kawałki "blaszek" lekko podkreślały kakaowość lodów (nie tak jednak, by zrównała się z miętowością).

W zasadzie, chwilami wydawało mi się, że czekoladowa część przesiąkła dominującą w kompozycji miętą. Na pewno mięta dominowała, gdy lody mieszały się bardziej się topiąc lub gdy zagarnęłam łyżeczką oba kolory.

Część zielona od początku do końca wyraźnie smakowała słodką miętą rodem z cukierków typu Tic Taki i sztucznych, cukrowych nadzień z czekoladek. Miała chłodno-rześki charakter, a jej słodycz to prawie sama cukrowość, mimo że... masa nie była specjalnie zasładzająca. Chodzi bardziej o jej charakter. Miętowość nie stała koło naturalnej mięty - to mieszanina aromatów, rysująca się na całkiem wyraźnym, choć delikatnym, mlecznym tle.
Mięta była imperatywna i w zasadzie czuć ją w każdym elemencie pudła.

Czekoladowe blaszki w zestawieniu z miętowymi lodami wydawały się plastikiem bez wyraźniejszego smaku, a i niczego nie zmieniały w zielonej bazie. Gubiły się w napastliwej miętowości.

Kawałki czekolady jedzone osobno, gdy trochę doszły do przystępnej temperatury zaskoczyły całkiem wyraźnie czekoladowym smakiem. Były gorzkie, nieco cierpkie i choć cukrowo słodkie, to ewidentnie ciemnoczekoladowe. Kojarzyły się z "deserówkami", ale nie były najgorsze.

Po zjedzeniu czułam się przesłodzona i przytłoczona chłodno-cukrową, imperatywną i sztuczną miętą. Doskwierało mi też poczucie tłustości, mimo że lody nie były tłuste. Pozostał posmak cierpkiego olejku, aromatu miętowego, stonowanego cierpkością prostego, gorzko-cierpkiego kakao w proszku. Daleko w tle wisiało echo czekolady ciemnej i bazowa mleczność lodów.

Lody wydały mi się po prostu przeciętne do bólu. To taka nisko-średnia półka. Słodko kakałkowe, nieambitne lody czekoladowe w zasadzie wyszły nieokreślone, bardzo wyjściowe. Choć nie cukrowe, to bez charakteru. Miętowa część była przesadnie miętowa. Sztuczna i napastliwa, ale w zasadzie nie jakoś szczególnie rażąca. Była po prostu... spodziewanie kiepsko miętowa. Rządziła się w całości za bardzo, czekolada i kakao nie radziły z nią sobie. W miarę miłym zaskoczeniem okazały się kawałki czekolady, które zaskakująco nieźle się sprawdziły - i jakoś się rozpływały, i miały smak czekolady. Mimo to, nie uratowały całości. Całość słodka, acz nie niemożliwie. Brakowało jej pazura, charakteru.
Tak mieszająca się kompozycja po prostu potrzebuje porządnej, wyrazistej w gorzkość kakao masy lodowej czekoladowej. 
Zjadłam z 70g - to moje maksimum. Choć nie wywołały w sumie żadnych skrajnych emocji, nie doszukałam się w nich elementów wartych pochwały. Zjadłam, ot, bo były, bo już nałożyłam.

Reszta leżała smutna w zamrażarce, że pewnego dnia Mama postanowiła spróbować, mimo że nie lubi lodów czekoladowych, a od wariantu "mięta z kawałkami czekolady" zawsze trzymała się z daleka. Z zaskoczeniem powiedziała: "a ty wiesz, że one mi nawet smakowały? Nie żebym miała kupić, ale skoro już były to takie zaskakująco dobre. Czekoladowych czuć o wiele mniej, prawie wcale. Bardziej, jakby to były kakaowe, jak już. Mięta to wszystko zdominowała, że powiedziałabym raczej, że to po prostu lody miętowe. Napastliwe właśnie, ale nawet nie jakoś szczególnie sztuczne. Te kawałki czekolady mi nie przeszkadzały, czasem do przeoczenia, te większe chwilami trochę dziwne. Ogólnie chyba na tle tych innych lodów to w porządku, skład niezły, więc ja bym wystawiła więcej niż 4". Zgodziła się jednak, gdy powiedziałam, że jako właśnie po prostu lody miętowe, mogłyby mieć 5, ale miętowo-czekoladowe - czym się przecież chyba miały wyróżniać! - za nic, bo czekoladowa część niedomagała, nie satysfakcjonowała. Przyznała, że "jak ktoś liczył na czekoladowo-miętowe lody, to rzeczywiście mógłby się rozczarować".


ocena: 5/10
kupiłam: Kaufland (Mama kupiła)
cena: jak wyżej, więc dokładnej nie znam, ale chyba 16 zł za 1000ml (475g)
kaloryczność: 189 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: odtworzone mleko odtłuszczone 66%, cukier, olej kokosowy, czekolada 3,2% (cukier, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, lecytyna sojowa, naturalny aromat waniliowy), glukoza, odtłuszczone mleko w proszku, kakao w proszku o obniżonej zawartości tłuszczu 11%, serwatka w proszku, emulgator: mono- i diglicerydy kwasów tłuszczowych, stabilizatory: mączka chleba świętojańskiego, guma guar; czekolada 0,2%, barwniki: karmel amoniakalny, kompleksy miedziowe chlorofil i chlorofilin, kurkumina; aromaty, sól

poniedziałek, 4 lipca 2022

lody Ice Cream United Schokolade

Ostatnimi czasy z tworów słodkich do jedzenia podczas oglądania czegoś lody zaczęły w moim odczuciu zbierać za dużo "ale". Samą siebie trochę śmieszę nieustannie, że przeszkadza mi ich chłód. Ale... lubię, jak zmiękną i w ogóle - potrafię jeść je nawet do dwóch godzin, "bawiąc się" nimi przy tym (wbrew zasady "nie baw się jedzeniem" - ja lubię!). Drugi zarzut był jednak poważniejszy. Prawie wszystkie zaczęłam odbierać jako za słodkie. Ostatnia nadzieja tkwiła w zakupionych lodach Ice Cream United, których zrobiłam mały zapas po nie za słodkich (i szokujących tym), pysznych Karamell & Salz. Kolejną ofiarą padł wariant trochę tajemniczy w sensie, co znajdę w środku. Niby lody czekoladowe, ale skład i opis wyjechał mi z czymś nugatowym (mylące tłumaczenie: "z kawałkami czekolady nadziewanej nugatem", dopiero oryginał pod nalepką był logiczny, jaśniejszy). Hm... Wciąż jednak liczyłam, że to najmniej słodkie lody z posiadanych.

Ice Cream United Schokolade (by Lukas Podolski) to lody czekoladowe z kawałkami nugatowej mlecznej czekolady (które to kawałki stanowią 6% całości), wyprodukowane przez Gelato Classico - Die Eismanufaktur. Opakowanie zawiera 500 ml.

Po otwarciu poczułam intensywny zapach kakao, a dopiero w drugiej kolejności czekolady gorzkawej od jego sowitej ilości. Zawarła lekko karmelowo-waniliową nutę. Zaraz za nią wystąpiła także mleczna baza, nie mieszająca się jednak do czekoladowości. W trakcie jedzenia wyłapałam leciutko nugatowe echo, o niemal uroczym, słodziutkim wydźwięku. Nie pasowało i przeszkadzało mi w tej kompozycji.

Masa lodowa, choć była gęsta i kremowa, dała się poznać jako przystępnie twardawo-miękkawa (przy czym ta "twardawość" była minimalna i to bardziej jakby wrażenie). Zawdzięczała to mleczności, dzięki której nie była tłusta czy ciężka. Topiła się błogo gęstawo w tempie umiarkowanym. Czuć w niej zagęszczenie czekoladą, dodające zwartości (to chyba trafniejsze słowo niż "twardawość"). Miałam wrażenie, że chwilami trafiałam na nie do końca roztopione grudki czekolady.
W pudle znalazła się średnia ilość posiekanych, malutkich i malusieńskich kawałków czekolady. Były średniej grubości; nie nadziewane, a gładkie (opis nie jest więc wg mnie w pełni adekwatny). W pierwszym kontakcie twardawe, w ustach po chwili miękły. Niczym połączenie śliskawo-tłustej polewy z lodów i czekolady gianduja. Z czasem bowiem właśnie tłustą miękkość takowej upuszczały, lekko zalepiając usta. Wydały mi się odrobinkę proszkowe i maślane. Cały czas zaskakująco kremowe.

W smaku masa lodowa przywitała się całkiem wysoką gorzkością kakao o palonym charakterze. Oplotła ją słodycz, również palona. Zaskoczyła na karmelowy tor, nie narzucając się zbytnio czekoladzie. Intensywnie kakaowy smak niepodważalnie wskazywał na ciemną. Miała poważny, charakter, choć chwilami (zwłaszcza po trafieniu na kawałek dodatku) wycofywała się za motyw bardziej zwyczajnie kakaowy.

Baza nie umleczniła mocno wydźwięku samej czekolady, mimo że sama była także wyraźnie wyczuwalna. Odezwała się z małym opóźnieniem. Była głęboko mleczna, nie zaś śmietankowa. Chwilami wydawała mi się słodka w sposób naturalnie mleczny. Ogólna słodycz z czasem rosła także z jej pomocą, ale i tak nie wzrosła jakoś drastycznie.

Podniosły ją kawałki czekolady. Gdy trafiłam na większy lub kumulację, podnosiły ją do poziomu przesady. Sama czekolada była bardzo słodka, aż cukrowo i mocno plastikowa. Czuć w niej odrobinę mleka, które wprowadzało jakby sztuczną, plastikowo-ulekpkowatą nutę orzechów. Po chwili orzechy laskowe były wyczuwalne ewidentnie, ale jawiły się jako paskudnie plastikowe. Może też z maślano-tłuszczowym posmakiem? Wprowadzały element tandety, taniochy do całości. Przytępiały smak bazy lodowej. Najlepiej sprawdzały się... wybierane i wywalane (co też robiłam - nazbierała się ich pokaźna gromadka na zerwanym wieczku; tak, dowód zbrodni uwieczniony).

Po dodatku sama baza wydała mi się słodsza i rozmyta, a dopiero druga-trzecia łyżeczka po dodatku wracała na bardziej gorzkawo kakaowo-czekoladowy tor.

Po zjedzeniu został posmak cierpkiego kakao i słodyczy plastikowych orzechowych czekoladek.

Do całości mam bardzo mieszane uczucia. Baza kakaowo-czekoladowa była w porządku, gorzkawa, słodka bez przesady i dobra, choć niezapadająca w pamięć, bez ochów i achów. Natomiast kawałki czekolady były wprost parszywe. Mimo przystępnej struktury, ich smak psuł odbiór całości. W pierwszej chwili myślałam, że po prostu będę je szybko gryźć, ale upuszczały tak obrzydliwy smak plastikowych, cukrowych orzechów, że jedyny dobry sposób na nie, to wywalanie. A jedzenie lodów w ten sposób nie sprawia przyjemności. Dla nudnej bazy nie warto. Acz, wywalając kawałki czekolady, lody były jak najbardziej do zjedzenia (co też zrobiłam, bo Mama nie jada lodów czekoladowych / kakaowych). Szkoda, bo np. z jakimiś kawałkami brownie czy czymkolwiek lepszym, pudło mogłoby oczarować - zawiera bowiem porządną bazę pod coś (gdybym miała ocenić czyste lody czekoladowe, mogłyby i z 9 zgarnąć)... Ale i paskudne coś.


ocena: 7/10
kupiłam: Lidl
cena: 14,99 zł (za 500ml)
kaloryczność: 122 kcal / 100 ml
czy kupię znów: nie

Skład: 60% mleko, cukier trzcinowy nierafinowany, 7% śmietana, glukoza, 5% kakao w proszku, miazga kakaowa, cukier, mleko w proszku odtłuszczone, tłuszcz kakaowy, mleko w proszku, emulgatory: mono- i diglicerydy kwasów tłuszczowych; lecytyna sojowa, stabilizatory: mączka chleba świętojańskiego, guma guar; 0,4% orzechy laskowe, laktoza, ekstrakt z wanilii bourbon

niedziela, 12 czerwca 2022

lody Gelatelli Vegan Brownie Love

Mama latem ze zwykłych słodyczy przestawia się na lody i zawsze ma mi trochę za złe, że zawalam jej zamrażarkę swoimi (latem dotąd robiłam zapasy na jesień, bo to właśnie jesienią / wiosną była moja pora na lody; obecnie, czyli na dzień publikacji lody przeszły mi zupełnie i ich liczba w zamrażarce wynosi równo 0). W końcu zrobiło mi się jej szkoda i aby zrobić trochę miejsca, gdy wpadło kilka chłodniejszych dni, postanowiłam się za kolejne zabrać (i tak, działo się to latem 2021 - taak, ładna kolejna wpisów). Na cel wybrałam dosłownie "zawalacz miejsca", bo lody z serii, która zdążyła mi bardzo podpaść. Niby pocieszałam się, że ten smak trudno zepsuć tak, jak poprzednie, ale dobrze wiem, że w dzisiejszych czasach producenci nie takie rzeczy psują.

Gelatelli Vegan Brownie Love to "wegańskie lody o smaku czekoladowym na bazie napoju migdałowego z 14% kawałkami ciasta typu brownie i 10% sosem o smaku czekoladowym".
Pudło zawiera 400g / 500 ml.

Po otwarciu poczułam wyrazisty zapach kakao, jeszcze przybierający na wyrazistości w trakcie jedzenia. Miało wydźwięk słodkiego kakao zrobionego na wodzie lub napoju kakaowego. Chwilami, zwłaszcza przy podziale, kiedy ujawniły się dodatki, nabrał trochę likierowo-sosowatego zabarwienia. Kojarzył się z przeciętnych lotów lodami z budki.

Podczas nakładania lody były bardzo twarde jak kamień. Dzięki rozmieszczeniu sporej ilości dodatków (np. sos od razu był miękkawy, brownie łatwo podważyć)  całościowo w zasadzie wyszło to w miarę przystępnie. 
Topiąc się, lody dały się poznać jako dość gęste, ale w sposób ciągnąco-"zagęszczony". Były kremowo-tłuste i bardzo oleiste, acz można było doszukać się w nich czegoś śmietankowego. Zmieniały się w ustach w oleistą chmurkę. Kojarzyły się trochę ze śmietanką kokosową jakby w formie bitej. Otłuszczały oleiście usta. Nie podobało mi się to wszystko.
W pudle znalazło się sporo kawałków ciasta o różnej wielkości. W większości były to kostki o wielkości centymetra kwadratowego, ale trafiłam też na takie wmieszane w masę, kawałeczki i drobinki.
Choć przy nabieraniu na łyżeczkę wyglądały na twarde, w miarę prędko dochodziły do siebie. W ustach dały się poznać jako konkretne, zbito-gęste i kleiste ciasto. Było w nich coś zakalcowo-mokrego, trochę mącznego. Rozpływały się muliście i tłusto. Ciężkie w raczej pozytywnym sensie, rzeczywiście były to kawałki papkowatego brownie. Odsłoniły przede mną także pylistość. To raczej udany dodatek, uprzyjemniający strukturę lodów i nadający całości sytego konkretu.
Sos był średnio gęstym, ciągnącym i rozpuszczającym się w oleiście-wodnisty sposób, trochę glutowatym żelo-sosem, którego zawijasy przeplotły pudło. Kojarzył się ze ślisko-tłustą wodą, mimo że i on krył lekką pylistość.
Jeśli chodzi o ilość, proporcje i rozlokowanie dodatków uważam za bardzo trafione. Niczego nie pożałowano, nie przesadzono. Przynajmniej w części, z którą miałam do czynienia.

W smaku sama masa lodowa od początku dała się poznać jako bardzo słodka i kakaowa, ale w delikatny sposób. Pomyślałam o słodkim kakao zrobionym na wodzie, bo i wodnisty motyw cały czas mocno pobrzmiewał. Mniej więcej tak sobie wyobrażam słodkie napoje kakaowe (z torebek tylko do zalania). Kakao przybrało orzechowy wydźwięk, który z czasem pokusił się nawet o pewną migdałowość. Wyraźnie z czasem, wraz z jedzeniem, wypłynęła na wierzch oleistość, smakowa tłustość. To było mdłe i odpychające.

Sos tę mdłość podbijał. Oddawał plastikową, słodko-kakaową podróbkę czekolado-polewy z założenia ciemnej. Miał mocno sztuczny, likierowy - acz bez procentów - charakter. Choć czuć w nim kakao i lekką cierpkość, szarżował cukrem... Albo nawet nie tyle cukrem, co dziwnie sztuczną słodyczą. Podnosił słodycz całości (zwłaszcza, gdy miejscami przemieszał się z bazą), a także wnosił motyw tanich, polewowych bombonierek. Niby wytrawny, a uderzająco tani.

Kawałki brownie okazały się najlepszą częścią, bo rzeczywiście muliście-kakaowym, bardzo słodkim ciastem. Wydawały się nasączone trochę alkohlowo, a cierpkawe kakao z lekko mącznym tłem ułożyło się w wydźwięk kapciowatych brownie gotowców (co wyszło neutralnie, nie zaś pozytywnie / negatywnie). O dziwo tłumiły sztuczność sosu, a w całości pobudzały kakao i czekoladowość. Choć również były bardzo słodkie, znalazł się w nich wyrazistszy, lekko gorzkawy czekoladowy smak. Same jednak też zahaczały o motyw tłusto-ciastowy.

Brownie z sosem stworzyły truflowo-ciastowy klimat. Niestety jednak tanio-sztuczny, cukrowy i tłusto-mdły. Baza po nich wydawała się jeszcze bardziej tłusto-wodnista, mdła i słodka w kiepski, sztuczny sposób. 

Po zjedzeniu został posmak chemii, w tym dziwne napastowanie języka jakby cukierkowo-sztucznym likierem, cukru i taniego kakao, splątany nieprzyjemną oleistością. Usta miałam otłuszczone.

To było trochę jak tanie, gotowcowe brownie, lody z dawnej, ale niskich lotów budki i polewowa bombonierka czekoladowa w jednym pudle. W zasadzie, biorąc pod uwagę konkurencję i jej ceny, składy, może nic dziwnego, że tak to wyszło. A jednak szczerze liczyłam, że ten smak z wegańskiej lidlowej serii wyjdzie najlepiej. Może nie było tu wad tak drastycznych, bym uznała te lody za dużo gorsze od marnych przeciętnych, ale były po prostu odpychające, niesmaczne i tłuste; niewarte jedzenia w moim odczuciu. 
Nie dałam rady więcej niż 1/3, mimo że miałam silną motywację (Mama nie je czekoladowych lodów, więc nie miał kto skończyć). Gdy jednak męczyłam, męczyłam i wczytałam się w skład... no nie, nie polecam, chyba że masochistom. 


ocena: 5/10
kupiłam: Lidl
cena: 9,99 zł (za 400g / 500ml)
kaloryczność: 231 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: woda, cukier, syrop glukozowy, tłuszcz kokosowy, 6% kakao w proszku o obniżonej zawartości tłuszczu, 3% przecier z migdałów, mąka pszenna, syrop glukozowo-fruktozowy, skrobia modyfikowana, emulgator: mono- i diglicerydy kwasów tłuszczowych, stabilizatory: mączka chleba świętojańskiego, guma guar, karagen; sól, naturalny aromat waniliowy

środa, 1 czerwca 2022

lody Haagen-Dazs DUO Dark Chocolate & Salted Caramel Crunch

Dzięki lodom Ice Cream United Karamell & Salz odzyskałam wiarę, że nadal solony karmel może mi smakować, choćby był za słodki. Wprawdzie raczej jednorazowo, ale jak widać, jednak. Z kolei po Marletto Belgijska Czekolada czułam się nieusatysfakcjonowana w kwestii ciemnoczekoladowych lodów. Aż trudno sobie wyobrazić lepszą porę na sięgnięcie właśnie po to pudło. I w sumie trudno o lepszy wariant dla mnie, bo sam solony karmel to nie to samo (za słodko). A z kakaowym przełamaniem? Ta perspektywa mi się podobała. Drugi smak serii Duo, jaki widziałam (wanilia&czekolada) wydał mi się z kolei do bólu nudny (przy absurdalnie wysokiej cenie prawie 30 zł).

Haagen-Dazs DUO Dark Chocolate & Salted Caramel Crunch to lody ciemmnoczekoladowe / o smaku ciemnej czekolady (wtopiona czekolada o zawartości 72% kakao stanowi 3%) z 8% solonym maślanym karmelem i lody karmelowe* z 4% płatkami ciemnej czekolady (o zawartości 49% kakao).
Pudło zawiera za 355g/420ml.

Po otwarciu poczułam wyraziście kakaowy, przyjemnie gorzkawy zapach ciemnej czekolady. Dominowała, choć zarysowała się na śmietankowo-mlecznej bazie, która mimo klarowności, nie uczyniła czekolady mleczną w odbiorze. Po zruszeniu i już w trakcie jedzenia czułam za to sporo słodyczy delikatnie karmelowej i jakby mleka z tubki / skondensowanego (raczej mojego wyobrażenia). Sól nie zdradziła swej obecności.

Masa lodowa od początku była twarda, ale jak się szybko okazało, w pozytywnym, a więc pełnym, gęsto-kremowym sensie. Czuć, że została zrobiona na bazie śmietanki, przez co wyszła dość tłusto, nawet ciężko. Topiła się powoli i w pełny sposób.
Pudło zostało podzielone mniej więcej równo na dwie części i bez jakiś zawijasów-zakrętasów. Podobało mi się to, bo lody się nie mieszały wbrew mojej woli.
Brązowa część okazała się gęstsza, bardziej zbita i masywna. Długo utrzymywała twardawość, wynikającą z wmieszania czekolady w lody. Topiła się z racji tego trochę jak właśnie czekolada, trochę leniwie, gęsto. Pod koniec zdradzała lekką pylistość.
Twardość tej części rozbijał sos karmelowy (znalazł się tylko w niej) o konsystencji zagęszczonego mleka wymieszanego z masłem. To bardziej półpłynna, lepkawa i trochę ciągnąca masa niż sos. Wyszedł aż śliskawo-gładko i dość tłusto. W ustach rozpływał się powoli. W pudle znalazłam duże skupiska, których jednak nie było wcale tak dużo.
Jasna część okazała się minimalnie rzadsza. Kojarzyła mi się trochę z mlekiem skondensowanym (zagęszczonym?). Topiła się nieco szybciej od czekoladowej, ale minimalnie, bo stopowały ją zatopione kawałki czekolady.
W jasną wmieszano kawałki-blaszki czekolady. Znalazłam w niej zarówno mnóstwo mikroskopijnych, jak i niemało całkiem sporych, około centymetra kwadratowego. Grube na mniej więcej milimetr. Wyszły tłusto. Współpracowały zaskakująco dobrze, rozpływając się w ustach od razu i bez problemu, kremowo. Była to czekolada "polewowo ulodowiona", całkiem w porządku, choć trochę ulepkowata (kojarzyła mi się z Lindtami Excellence z dodatkami, które mają właśnie około 49-51% kakao). Uważam, że dodano ich w punkt, bo nie najeżyły przesadnie lodów.

W części czekoladowej, mimo że czuć śmietankową bazę, w smaku od razu to ciemna, gorzkawa czekolada zajęła pozycję nadrzędną. Roztoczyła po ustach nieco cierpkawe kakao. Wraz z umacnianiem się czekoladowego motywu, rosła słodycz. Wyszła jednak szlachetnie, też palono karmelowo i wcale nie za słodko. Trzymała się niskiego poziomu, choć miejscami zdecydowanie podsłodził ją sos (zwłaszcza, gdy całość już bardziej się topiła - bo lubię lody prawie stopione - i mieszała). Przełożył się chyba jednak na jeszcze bardziej czekoladowy (nie np. kakaowy) efekt. 

Słodycz napędzał dodany do ciemnej części sos karmelowy. Uderzał leciutko palonym cukrem, po czym odsłaniał maślaność. Chwilami kojarzył się z nieco bardziej karmelowym kajmakiem. Prędko upuszczał także odrobinę soli, która chwilami wydawała się aż kwaskawa, co w sumie podsycało jego palony charakter.
Pasował do gorzkawej bazy, ale stanowił też przyjemnie szlachetne przejście do karmelowych lodów, podkreślając w nich właśnie ten aspekt. Pod koniec jednak raz i drugi mignęła mi jakaś gorsza nutka w tym karmelu - nie było tego jednak na tyle dużo, by jakoś określić.

Czekoladowe lody po sosie i w zestawieniu z jasną połową, jawiły się jako jeszcze bardziej ciemnoczekoladowe i choć słodsze i łagodniejsze, to jak kremowo-maślana czekolada bezdyskusyjnie ciemna.

Jasna połowa smakowała bowiem karmelem tylko trochę. Skupiła się raczej na mleczności, śmietance. Oddawała moje wyobrażenie o skondensowanym mleku (z tubki?) o smaku karmelowym. Jej słodycz startowała z wysokiego, ale nie przesadnie, pułapu, po czym rozmywała się nieco w mleczno-śmietankowej toni. Miałam wrażenie, że nie była tak słodko-słodka za sprawą cukru, a jakby mlecznie. Chwilami była mi za słodka, ale w odsieczy przybywały kawałki czekoladowe.

Poniekąd. Z racji tego, że czekoladowe kawałki zatopione w karmelowych lodach okazały się cukrowo słodkie i dość maślane, nieco nawet ulepkowate. Dopiero po chwili upuszczały gorzko-cierpki smak. Wyszły kakaowo, ale właśnie raczej delikatne.
Kontrastowo po nich gorzkość ciemnoczekoladowych lodów wydawała się jeszcze ambitniejsza i bardziej czekoladowa.

Same masy lodowe, jedzone jedna po drugiej, nie zaburzały swoich smaków, a podkręcały się. Nie wyszło za słodko, mimo bardzo słodkich dodatków.

Po zjedzeniu został posmak cierpkawego kakao, ale też poczucie nieco za wysokiej słodyczy, jak po jakimś mleku z tubki, może karmelowo-kajmakowym; też lekkie poczucie słoności i chyba z nią związana pewna soczystość. Czułam wysoką słodycz, ale w pewnym stopniu wydawała się przystępnie wygładzona czekoladą ciemną i śmietankowością.

Byłam zaskoczona, jak harmonijnie to wszystko zagrało. Choć bałam się efektu lodowego śmietnika, części świetnie współistniały i uzupełniały się. Gorzkawe, nieprzesłodzone lody czekoladowe i słodko-słonawy (właśnie nie mocno słony) karmel, subtelna karmelowa, a bardziej jak mleko karmelowe, część i nieco przesłodzona czekolada - wszystko obyło się bez zgrzytów. Zacnie powychodziło to "z przejściami", uzyskanymi dzięki takiemu rozlokowaniu poszczególnych części. Wprawdzie ogólnie było mi za słodko, chyba przez jasną część, to jednak nie było to takie... cukrowe. Bardziej jakby naturalnie mleczne - potem prześledziwszy skład stwierdziłam, że może to zasługa mleka bez laktozy? Ta część nie była mocno karmelowa, ogół jest z tytułem zgodny bardziej umownie, ale efekt jak najbardziej w porządku. Nie ukrywam jednak, że wolałabym np. gdyby np. czekoladowe lody stanowiły 2/3 pudła czy coś takiego.

To wzbogacone o część karmelową z kawałkami czekolady i z wywalonymi kawałkami karmelu HD Chocolate Salted Caramel. Zmierzały bardziej w gorzkawym kierunku HD Chocolates Dark Chocolate & Almonds 70 % Cocoa. Z jednej strony ciekawsze, z drugiej można odnieść wrażenie, że do jednego pudła napchali za wiele. Kupując trzeba wziąć pod uwagę, czego się oczekuje.
Mnie te Duo ucieszyły, bo okazały się jakby poprawioną wersją podlinkowanych. A jednak jakoś nie umiem się nimi aż tak zachwycić. Mimo iż to dobre lody. Patrząc jednak na skład, gramaturę, cenę... tu już widać, że spora część ceny to logo.


ocena: 8/10
kupiłam: Auchan
cena: 22.69 zł (za 355g/420ml)
kaloryczność: 274 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: śmietanka (31%), woda, cukier, słodzone mleko zagęszczone odtłuszczone o obniżonej zawartości laktozy, mleko zagęszczone odtłuszczone, syrop glukozowy, żółtko jaja, miazga kakaowa, słodzone mleko zagęszczone odtłuszczone, słodzone mleko zagęszczone, kakao w proszku, tłuszcz kakaowy, kakao w proszku o obniżonej zawartości tłuszczu, masło, bezwodny tłuszcz mleczny, sól, naturalny aromat waniliowy, substancja żelująca (pektyny), lecytyna sojowa 

*W oryginale są "lody karmelowe", w tłumaczeniu na inne języki np. czeski "mleczne karmelowe", jedynie zaś w tłumaczeniu na polski "mleczne waniliowe", a patrząc na skład i efekt, najbliżej prawdy będzie pewnie "mleczne karmelowe", choć ta mleczność po prostu wynika z surowców bazowych.

poniedziałek, 9 maja 2022

lody Marletto Belgijska Czekolada

Słusznie czy nie, przed kupionymi karmelowymi Marletto stchórzyłam, zostały mi więc jedne. Czekoladowe lody ogółem są w moim odczuciu o tyle lepsze od innych, że mają większe szanse na bycie mniej słodkimi w odbiorze. A jednak... coś mi mówiło, że te będą słodkie. Ciekawiło mnie, czy mam do nich nosa i... jakoś właśnie na czekoladowe w następnej kolejności z posiadanych mnie naszło.
Nie lubię kawałków czekolady w lodach, które wychodzą jak kamienie. Nienawidzę wariantu stracciatella. Lubię, jak dodatki osiągają pełnię smaku i zachowują się normalnie, czyli rozpływają się etc. Stąd w przypadku lodów preferuję specyficzny zamiennik, a więc "czekoladowe fudge", które są czekoladowymi kawałkami (nie kawałkami czekolady), czyli bardziej kawałkami polewy w dobrym sensie. Godzę się na "czekoladę lodową" etc. Podoba mi się też sposób, z jakim po raz pierwszy spotkałam się w pudle Haagenów (stare 2016, nowe od 2020). Gelatelli Premium Belgijska Czekolada chyba też w tym kierunku chciały pójść, ale nie doszły. Otóż takie podrobienie czekolady i zacne jej wmieszanie zapewniło spójność rozpływania się wszystkiego i rozchodzenia smaku. Tak mi się wydaje. A że lubię mieć jakieś czekoladowe lody w zamrażarce, ten smak był jednym z tych nowych Marletto, które kupiłam. Wprawdzie w końcu zaczęłam się bać, że mogą okazać się najsłodszymi czekoladowymi lodami, jakie ostatnio jadłam, ale mówi się trudno.

Marletto Belgijska Czekolada to lody czekoladowe z 25% czekoladą ciemną - z kawałkami; wyprodukowane przez De Dessert Meesters BV dla Biedronki. Zawartość pudła to 500ml/400g.

Po zerwaniu wieczka poczułam ciemnoczekoladowy zapach o zaskakująco niskiej słodyczy, a za to z całkiem wyraźną gorzkością, acz o subtelnym charakterze. Zaleciał mi trochę słodko-jajeczną nutą, przez co pomyślałam o cieście czekoladowym. I choć śmietankowa baza też wyraźnie zaznaczyła swoją obecność nie przełożyła się na wydźwięk mlecznej czekolady.

Masa lodowa była twarda, ale w sposób wyraźnie wynikający z wysokiej jakości. Gęste, zbite i masywne lody rozpływały się powoli. W ustach okazały się kremowe i pełne za sprawą śmietanki; dość ciężkie. Wydały mi się zagęszczone czekoladą. I właśnie jak taka topiąca czekolada trochę się zachowywały.
Wypełniały je po brzegi małe (w zasadzie prawie wiórki-opiłki) i mało-średnie (tak do 3-4 mm) kawałki czekolady - niektóre w kształcie mikroskopijnych dropsów "kropelek". O ile najdrobniejsze w ustach przyjemnie rozpływały się wraz z lodami, tak większe okazały się nieco bardziej oporne i ulepkowate. Tłuste i potrzebujące troszeczkę czasu, by dojść do przystępnej formy. Ogólnie jednak można powiedzieć, że czekolada tu w miarę nieźle współpracowała. Jakoś mi jednak... za dużo tych większych było.

Zagarniając samą masę lodową, w smaku od razu czuć słodką czekoladę, której nie brak gorzkawości kakao. Ta jednak do poziomu gorzkości nigdy nie doszła. Choć ewidentnie ciemna, to bardzo delikatna, maślana. Łagodne kakao zaznaczyło się, czyniąc kompozycję ciemnoczekoladową, mimo że prędko pojawiła się też śmietankowa baza. Rozchodziła się w zasadzie obok czekoladowości.

Słodycz wraz z jedzeniem wzrosła, lecz ta bazy lodowej trzymała się wyważonego poziomu. Wydawała się jednak dość odosobniona przez łagodność i brak gorzkości. Doleciała do niej za to dziwna, jajeczna nuta oraz maślaność, które jednoznacznie skierowały myśli na murzynkowate ciasto czekoladowe. Śmietankowe echo podszepnęło ciemnoczekoladowy deser może i na śmietance, ale na pewno nie jak mleczna czekolada.

Słodycz mocno podnosiły kawałki i drobinki czekolady. To słodycz cukrowa o wydźwięku likieru / syropu czekoladowego. Wraz z rozpływaniem się w ustach nierozerwalnie zespojona z gorzkością. Niestety, w przypadku kawałków dominowała cukrowość; jedynie pod koniec ich rozpływania się pojawiała się cierpkość. Spróbowane osobno okazały się cukrową ciemną czekoladą o lekkiej cierpkości kakao... w większej ilości zahaczającą trochę o kawową nutkę.

Masa po czekoladzie jawiła się jako bardziej maślano czekoladowo delikatna; ciemna, ale właśnie łagodna. Całościowo wyszło to trochę jak ciemna, bardzo słodka czekolada o śmietankowej nucie, albo ewentualnie maślano-murzynkowate ciasto czekoladowe z kawałkami wnoszącymi cukrowo-sosowaty akcent. 

Kawałki czekolady sprawiły, że całość z czasem męczyła słodyczą, bo właśnie oprócz niej, reszta smaków była zbyt delikatna. To z czasem aż irytowało.

Po lodach zostało przesłodzenie i posmak delikatniusiej ciemnej czekolady, czekoladowego ciasta z wpisanym w nią przesłodzeniem od za słodkiej, ale ciemnej. Czułam także śmietankową bazę, która dodatkowo zadbała o delikatny wydźwięk.

Całościowo lody zaskoczyły mnie czekoladowym klimatem i mocnym skojarzeniem z czekoladowym ciastem. Maślano-murzynkowatym, łagodnym. I właśnie... całość jawiła się jako bardzo, bardzo łagodna. Gorzkości, a w zasadzie gorzkawości kakao w tym niewiele, więc mimo wszystko czuję się nieusatysfakcjonowana. Przez to słodycz bardzo przyciągała uwagę i irytowała (o ile są warianty lodów, w których jest ona uzasadniona np. Magnum Double Gold Caramel Billionaire Golden Caramel Chocolate lub przełamana gorzkością właśnie np. Gelatelli Duo Dough & Brownie , tak tu nie pasowała).
Konsystencja lodów cudownie gęsto-kremowo czekoladowa, a kawałki wyszły jedynie znośnie. Osobiście wolałabym, by postawiono głównie na wiórko-opiłki.
To niezłe lody; z czekoladowych tego typu wyszły tak, że można spróbować, ale gdybym wiedziała, jak wyjdą, trzymałabym się z daleka. Robiłam do nich dwa podejścia, ale pudła i tak nie dałam rady przejeść przez brak gorzkości, słodycz bez towarzystwa, łagodność i denerwujące najeżenie kawałkami. A naprawdę nie chciałam ich porzucać, bo to po prostu wariant, którego Mama za nic nie tknie, no ale po prostu wyszły za bardzo nie w moim guście. Taka delikatność, słodycz i brak gorzkości to ostatnie, czego oczekuję od ciemnoczekoladowych lodów.


ocena: 6/10
kupiłam: Biedronka
cena: 7,99 zł (za 400g / 500ml; promocja)
kaloryczność: 288 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: 26% śmietana, mleko odtłuszczone, 14% kawałki belgijskiej czekolady (cukier, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, lecytyna sojowa, naturalny aromat waniliowy), 11% belgijska czekolada (cukier, miazga kakaowa, kakao niskotłuszczowe w proszku, naturalny aromat waniliowy, cukier, żółtko jaja

czwartek, 17 marca 2022

lody Gelatelli Duo Dough & Brownie

Choć układając kolejność lodów, jak je jeść, pierwotnie założyłam, że po Gelatelli Vegan Peanut & Cookies, pójdzie ostatni smak z tej serii (czekoladowe z brownie), byłam nimi tak zniesmaczona, iż poczułam potrzebę przełamania potencjalnie złej passy czymś lepszym. Patrząc na skład dzisiaj prezentowanych, uznałam, że raczej nie mam się czego bać. Smakowity wariant miał predyspozycje do wyjścia smacznie.

Gelatelli Duo Dough & Brownie to lody waniliowe z 10 % kawałkami zakalcowych ciasteczek z czekoladą (typu cookie dough) i lody o smaku czekoladowym z 8 % kawałkami ciasta czekoladowego typu brownie, produkowane przez De Dessert Meesters BV dla Lidla. Masa lodów to 500ml / 411g.

Po otwarciu nos przywitało kakao. Dopiero z czasem odzywała się też mleczno-śmietankowa baza. Słodycz nasilała się wraz z ocieplaniem się lodów, a więc też w trakcie jedzenia. Wówczas kakao przybrało ciastową postać.

Masa lodowa była twardawa i gęsta, rozpływająca się powoli i kremowo. Poczucie twardości napędzały dodatki, którymi była wypełniona po brzegi. Wydawała się pełna w śmietankowy sposób, ale nie tłusta i nie ciężka. Wykazywała bardziej mleczną śmietankowość. Kakaowa część wydała mi się nieco rzadsza i rozpływająca się szybciej. Jasna część za to jakby chętniej miękła, wykazując przy tym proszkowość.
Lody rozmieszczono w pudle raczej równomiernie, po połowie. Jak sugeruje opis, większość ciasta było w ciemnej bazie, a kawałków cookie dough w jasnej. Ja sobie jednak to już trochę mieszałam, bo ogólnie wolę lody topiące się i... tak wyszło.
Brownie okazały się kawałkami wilgotnego, miękkiego ciasta biszkoptowego różnej wielkości. To zarówno kawałki średnie, wielkości grosza, jak i kostka o krawędziach 1-1,5 cm. Były też takie mocno wmieszane-wciśnięte, a tym samym rozdrobinkowane w lody.
Zakalcowe ciastka były kawałkami-walcami dużej wielkości (ok. 1 cm średnicy). Sporo w nich kawałków czekolady. Rzęziły cukrem, rozpływały się na gęstą, kleistą papkę z kawałkami czekolady. Rozpływała się dość ciastowo. Ewidentnie cookie dough dodano więcej niż brownie, ale nieznacznie. 

W smaku całość okazała się bardzo, acz nieprzesadnie słodka i mleczna.
Baza wydawała mi się właśnie wyważona między mlecznością, a śmietankowością, co okazało się strzałem w sedno.

Jasna wyszła więc jak mocno słodkie mleko o nieco śmietankowym zacięciu. Nie nazwałabym tego waniliowym, ale i tak było satysfakcjonująco wyraziście - w mlecznym kontekście. Kojarzyła się trochę z lodami włoskimi (gelato).

Mleczny smak bazy nie wpływał bardzo na kakaowy charakter ciemnej. Jedynie potem, gdy się mieszały, trochę podkreślił czekoladowość. Brązowe lody nie były jednak gorzkie, a ponadto czuć w nich bazową mleczność. Witały się więc zwykłą, prostą i słodką kakaowością. Na nią w trakcie rozpływania się porcji w ustach, w trakcie jedzenia nakładały "kakaowatą" czekoladowość. Chwilami wydawały się lekko cierpkawe. Tonowały słodycz całości.

Dodatkowymi kakaowo-czekoladowymi, już bardziej gorzkawymi bombami były kawałki ciasta. Czuć w nich gorzkawość kakao, wraz z drobną truflowością. Znalazły się gdzieś między jajecznym biszkoptem, murzynkiem, a rzeczywiście brownie. Sporo w nich słodyczy, ale na szczęście nie były bardzo przesłodzone. Może troszeczkę, ale... w browniowatym kontekście (więc da się przymknąć oko). Raczej tonowały mleczność jasnej części, nadając ciemnej jeszcze bardziej czekoladowego wydźwięku.

Jej dodatki były bez wątpienia cukrowe, choć nie aż tak zasładzające, jak się spodziewałam. Zakalce uderzały cukrem, acz z mącznie-ciastkowym tłem. Czuć w nich jajeczną surowiznę ciasta. Doszukałam się w nich nawet kakao, wnoszonego przez czekoladę. Odegrała niewielką rolę, ale czuć jej cukrowo-goryczkowaty motyw.

Dobrze, jedząc, sobie przepleść - trochę mlecznej bazy, trochę mocno kakaowego ciasta. Cukrowe zakalce, stonowanie kakaową bazą. Na zasadzie kontrastu poszczególne smaki (mleko, czekoladowość) podkręcały się. Kakao bardzo ciekawie wprowadzało czekoladowość.

Wszystko całościowo trochę mnie zasłodziło, ale posmak był miły: jak po przesłodzonym, czekoladowym cieście z zakalcem.

Lody czasem decydują się na albo bycie kakaowymi, albo czekoladowymi; te natomiast rewelacyjnie to połączyły. Te przejścia, czekoladowość nakręcona rzeczywiście kawałkami brownie - no coś pięknego. Mimo że słodkie, wyszły przepysznie. Jasna część była może prosta i niewaniliowa, ale równie dobra i pełna zacnych cookie dough. Nie spodziewałam się, że to będzie aż tak dobre. Słodycz wydaje się uzasadniona i nawet jeśli mogłaby być odrobinę niższa, wybaczam ją. Lepszych lodów w tym wariancie nie jadłam (Mucci i B&J's przegrały).


ocena: 10/10
kupiłam: Lidl
cena: 9,99 zł (za 411g / 500ml)
kaloryczność: 248 kcal / 100 g
czy kupię znów: tak

Skład: śmietanka 23,9%, cukier, mleko odtłuszczone 21,5%, mleko zagęszczone 18%, mąka pszenna, kakao w proszku, żółtko jaja, olej rzepakowy, masło, syrop glukozowy, jaja w proszku, mleko w proszku odtłuszczone 0,4%, kakao w proszku o obniżonej zawartości tłuszczu, masa jajowa pasteryzowana, stabilizatory: karagen, guma guar; miazga kakaowa, sól, tłuszcz kakaowy, naturalny aromat waniliowy, substancja spulchniająca: węglany sodu, emulgator: mono- i diglicerydy kwasów tłuszczowych; lecytyna sojowa, ekstrakt z jabłek, melasa trzcinowa, ekstrakt z hibiskusa

wtorek, 5 października 2021

lody Goplana Grześki 500 ml

Nie lubię Grześków i nigdy za nimi specjalnie nie przepadałam. Nie cierpię małych, wafelkowych kulek, obecnie nie jadam wafelków, bo nie są mi do szczęścia potrzebne. O dziwo, oprócz czekolad ze słodyczowych łask wciąż nie wypadły u mnie lody. Lubię zawinąć się w koc, kigurumi i zjeść jakieś jesienią / wiosną. Jestem zbyt czuła na kontrasty, by jeść je latem. Co mnie podkusiło, by porwać się na grześkowe lody? Szczerze nie wiem... chciało mi się jakiś prostych i kakaowych, nie czekoladowych - dla odmiany po Magnum Intense Dark 70 %. Poczytałam o truflowym sosie z rożków (a to nie moja forma), więc uznałam, że dam im szansę (kupując byłam pewna, że w pudełkowych też jest sos, a nie kawałki czekolady - gdybym doczytała, nie kupiłabym). Co prawda w kwestii wafelków w lodach byłam nieco podejrzliwa, że okażą się zawilgoconym kartonem, ale z drugiej strony... jedyne lody z wafelkami jakie jadłam to Haagen-Dazs caramel cone i były świetne. Nie ukrywam, że kiedyś chciałam zdobyć podobne KitKaty, ale... ciągle były mi za drogie, aż w końcu zniknęły ze sklepów (nie skomentuję faktu, że niedługo po tym, jak spróbowałam tych, wróciły lody KitKat). No ale jednak Grześki...? Cóż, cenowo podobne lidlowe zaczęły popisywać się obniżaną jakością, różne specyficzne nowości nie satysfakcjonowały... Przyznaję, że zaczęło mnie irytować wydawanie pieniędzy na lody (w głowie włączał się przelicznik, ile czekolad by za to wyszło) i aż w końcu bardzo się wkurzyłam... czy już naprawdę nie da się kupić dobrych lodów w niskiej cenie?! Nie nastawiając się negatywnie, postanowiłam sięgnąć po takie "zwyklejsze". Mama z kolei z tej linii wzięła Jeżyki, kierując się tym, że to jej ulubione ciastka.

Lody Goplana Grześki 500 ml to lody kakaowe z (5 %) kawałkami czekolady i (3,5%) mini wafelkami Tyci Grześki z kremem o smaku kakaowym w czekoladzie; wersja pudełkowa 500 ml wyprodukowane przez Colian.

Po otwarciu pudła poczułam kakaowo-słodki, minimalnie (ale jednak!) cierpkawy zapach. Przeciętnie kakaowo lodowy, a jednak przyjemny.

Masa lodowa okazała się miękka, nieprzyjemnie zwarto-ciągnąca. Topiła się w średnim tempie. Lody były jakby zagęszczone, ale średnio gęste. Wydały mi się nieco roztrzepano-gumiaste. Odebrałam je jako lekko tłuste i rozwodnione. Trochę taka... pseudopuszysta woda. Wysoka proszkowość odwracała od tego uwagę, ale i ona nie była miła.
Kawałków czekolady w wielkości drobniusieńkiej dodali mnóstwo, że trudno zagarnąć chociaż trochę masy bez nich. Sporo też blaszek drobnej i średniej wielkości. Z kolei wafelki ok. 1 cm kwadratowego znalazły się głównie na wierzchu. Niżej odkryłam jedną sztukę, ale ogólnie za wiele nie zjadłam, więc nie wiem, czy na dnie nie było więcej.
Obstawiam, że to po prostu Grześki Tyci, a więc małe wafelki z niewielką ilością tłustego kremu i średnio grubą polewo-czekoladą. Całe były chrupiące, pewnie dzięki polewie, jednak część się rozwalała - ta już była odpychająco zawilgocona. Wafelki wstępnie wydały mi się kamienne; w trakcie jedzenia, gdy dochodziły... właśnie to zależy. Jedne chrupiące i delikatne (aż za), mimo że z poczuciem przemrożenia (niby dobrze, że chrupią, ale też nie wyszły tak, że chciało się je jeść przez drugi czynnik), inne? zawilgocone na twardawy karton. Niby miękkie, ALE... Otóż polewa musiała do siebie dojść, by zrobić się gumiasto miękką. Dziwnie się rozpuszczała - właściwie to znikała na tłustą wodę. Dość grube warstwy waflowe powychodziły różnie. Albo zachowały "chrupiącość", albo były jakby stetryczałe i zawilgocone, rozmiękłe, a następnie utwardzone. Jak się trafi. Krem zaś... był zbity, plastyczny, gumowo-zwarty i nieprzyjemnie wodnisty. W mig zatłuszczał.
Kawałki czekolady okazały się opornie rozpuszczającym się twardym plastikiem, znikającym na tłustą wodę. 

W smaku sama masa lodowa okazała się raczej delikatna. O dominację walczyła wysoka słodycz i prosty, kakaowo-kakałkowy smak. Trochę się poprzepychały, ale w końcu pogodziło je mdławe mleko. Słodkie kakao przejawiało znacząco rozwodniony motyw, acz mleczną bazę czuć. Nie była jednak zbyt wyrazista. Dzięki temu kakao nawet chwilami pozwoliło sobie na leciutką cierpkość, a słodycz na irytujący aspekt. To mało wyraziste, a słodkie lody kakaowe i tyle.

Kawałki czekolady smaku prawie nie miały, acz gdy doszły do przystępnej temperatury jakoś tam leciutko podbijały chwilami cukrowość i cierpkość. Okazały się tandetną, przesłodzoną czekoladą niby-ciemną.

Wafelki... wyszły podobnie jak i ona. Chrupane smakowały mieszaniną pszenicznego wafla niskiej jakości i cukrolady z kakaowo-cierpkim echem. Szybciej gryzione sprawiały, że cukier dosłownie szedł w zęby. Dominowała na nich (waflach, nie zębach) za słodka, przecukrzona czekolada. Była także kakaowo cierpka, ale nie da się jej nazwać gorzką. Otulała mdławe, nijakie wnętrze. To wafelek staro-kartonowy, ze słodko-nijakim, lekko cierpkim, tłuszczowym kremem. Zostawiły posmak cierpkości i echo sztuczności. Były tak kiepskie, że dwa zjadłam na potrzeby recenzji i o kolejnych myśleć nie chciałam (tak, to Grześki i tyle).

Po wafelkach także masa lodowa wydała mi się jeszcze słodsza w sztucznym kontekście i chyba jeszcze mniej mleczna. Może za to bardziej kakaowo-cierpka? Przeciętnie, tanio kakaowa i wciąż bardzo, bardzo słodka.

Po zjedzeniu małej ilości został cierpkawy posmak kakao, wysoka słodycz i waflowość... tania i stara. A do tego niesmak chemicznie słodkich, tanich lodów, co próbowało ratować proste kakao w proszku.

Całość wydaje mi się do bólu przeciętna. To lody kakaowe z niższej średniej półki z równie przeciętnymi, kiepskimi (bo w dodatku przemrożonymi) waflami. Niewarte uwagi jak pierwsze lepsze lody z pierwszym lepszym waflem w niskiej cenie. A jednocześnie wcale nie wyjątkowo odpychające.
Zjadłam niewiele, bo po prostu każda łyżeczka budziła pytanie: "po co coś tak płytkiego jeść?".
Mimo że nigdy nie sięga po kakaowe / czekoladowe lody, tymi Mama się zainteresowała i spróbowała. Jadła bowiem Jeżyki i uznała je za bardzo kiepskie, choć ciastka wówczas uwielbiała. O lodach Grześki stwierdziła: "Mimo że ja nie lubię, to wydają się takimi zwykłymi, kakaowymi lodami. Jak ktoś kakaowe lubi i nie patrzy na skład i cenę, to pewnie mu posmakują; te kulki znośne choć fafłate, płatki-wafelki tylko chrupią, a więc urozmaicają konsystencję.". I tu ciekawa sprawa: wyjaśniłam, co dokładnie w lodach było i... okazało się, że wszystkie kulki (wafelki Grześki Tyci), na jakie trafiła były rozmiękłe, a płatki-kawałki... no właśnie: bez smaku, że aż nie poznała, że to ma być czekolada ciemna (nie lubi jej); wzięła je za wafle.


ocena: 4/10
kupiłam: Kaufland
cena: 6,99 zł (za 500 ml; promocja)
kaloryczność: 135 kcal / 100 ml
czy kupię znów: nie

Skład: odtworzone mleko odtłuszczone, cukier, olej kokosowy, syrop glukozowo-fruktozowy, miazga kakaowa, kakao o obniżonej zawartości tłuszczu 2,4%, serwatka w proszku, tłuszcz kakaowy, tłuszcze roślinne (palmowy, shea w zmiennych proporcjach), mąka pszenna, emulgatory: mono- i diglicerydy kwasów tłuszczowych, lecytyny sojowe, polirycynooleinian poliglicerolu, stabilizatory: mączka chleba świętojańskiego, guma guar; olej rzepakowy, substancje glazurujące: guma arabska, szelak; skrobia, syrop glukozowy, substancja spulchniająca: węglany sodu; sól

sobota, 26 czerwca 2021

lody Haagen-Dazs Belgian Chocolate (po zmianach 2020)

Te lody kupiłam nie na bloga, a dla siebie, bo pomyślałam, że z chęcią bym do nich wróciła (stara recenzja z 2016 roku), aby zobaczyć, jak je odbiorę po np. tak zachwycających czekoladowych Magnumach Intense 70 % Tub i innych. Prawdę mówiąc, miałam dziką ochotę na HD Chocolates Dark Chocolate & Almonds 70 % Cocoa, ale niestety, ze sklepów jakoś je wywiało, a Belgian Chocolate był akurat jedynym przecenionym w Kauflandzie. W domu okazało się z kolei... że nieco zmienili skład, opakowanie, a stare zdjęcia na blogu mi się nie podobają. Zwłaszcza dwa pierwsze czynniki przeważyły o tym, że recenzja jednak jest. Nie ukrywam, że po tym, jak ostatnio odkryłam, że pogorszyli lub wycofali uwielbiane przeze mnie produkty, gdy tylko się zorientowałam, że zmienili, zrobiłam się nieco markotna i sceptyczna.

Haagen-Dazs Belgian Chocolate to lody czekoladowe z belgijską czekoladą ciemną (23%).

Zaraz po zerwaniu folii poczułam wyraziście ciemnoczekoladowy, gorzko kakaowy zapach z zaznaczonym palonym akcentem oraz śmietankową bazę lodową. Splatała to niska, też jakby palona słodycz, która aż mnie zaskoczyła swoją delikatnością.

Lody były twarde i zbite, co oczywiście częściowo zmieniało się wraz z tym, jak się rozpływały, acz do samego końca zachowały pewien konkret. Gęstawe i kremowe, a przy tym ciężkawe (ale nie ciężkie), były nie tylko ze względu na śmietankową bazę, tłustawą we właśnie śmietankowo-mleczny sposób. Wydały mi się minimalnie w specyficznie czekoladowy sposób zagęszczone, co dla mnie jest plusem. Ponadto, cechowała je lekka pylistość. Małe czekoladowe wiórki dodatkowo "zagęściły" całość i spowolniły rozpływanie się (co uważam za zaletę - lubię dłuuugo jeść). Tak je posiekali, tak przemieszali z masą lodową, że w ustach bezproblemowo, a przyjemnie rozpływały się wraz z lodami. Odciągały uwagę od ogólnej tłustości, mimo że sama czekolada była dość tłusta. To jednak dobrze czuć jedynie w przypadku większych płatków-opiłków i płatko-kawałków, których też nieco się w pudle znalazło. Niektóre prawie wielkości małego paznokcia - przy nich udało mi się ustalić, że kawałki te były gładkie i dość maślane, ale również w porządku.

W smaku lody przywitały się gorzkawym kakao, na które napłynęła intensywna, naturalna baza śmietankowa i lekka słodycz.
Przy każdej łyżeczce po ustach szybko rozchodziła się ciemnoczekoladowa cierpkość poganiana bazą, co wyszło zaskakująco przejrzyście. To znaczy: baza ani trochę nie "umleczniła" czekolady. Od początku czuć, że to właśnie czekolada ciemna o dość wysokiej cierpkości. Przypominało to brownie, a więc coś ciemnoczekoladowo-kakaowego w specyficznie wyrównany sposób.

Mnóstwo kawałków czekolady podkreślało i wzmacniało smak właśnie ciemnej czekolady o mocno palonym charakterze. Wydały mi się gorzko-cierpkawe, ale nie mocno, a w sposób "deserówkowy". Uwalniały bowiem także słodycz, która tchnęła wręcz likierowy akcent. Wydawało mi się, że większość słodyczy pochodzi właśnie od tych wiórków, co przełożyło się na efekt brownie nasączonego słodkim czekoladowym likierem.

Kiedy akurat nazbierało się więcej tych kawałków, po przejedzeniu jakiejś części robiło się bardziej słodko, i to czekoladowość skupiała na sobie większość uwagi, umacniał się klimat brownie, trochę "deserówkowy" jak słodka czekolada ciemna o jedynie nutach śmietanki.

Z takim poczuciem zostałam po zjedzeniu: jakbym zjadła obłędnie czekoladowo-kakaowe brownie. Co więcej, czułam w ustach kakaową cierpkość, wytrawność ciemnej czekolady. Lody okazały się sycące, ale nie w negatywnie ciężkim sensie. Miłe było też to, że tłustość nie dawała się we znaki.

Lody wydały mi się mniej słodkie niż kiedyś, co dla mnie jest ogromnym plusem. Co więcej, ogół prezentował się bardziej ciemnoczekoladowo i cierpko, nie zaś "jak ciemna mleczna", "śmietanka z kakao i czekoladą" (czyli stare). Mocne skojarzenie z brownie nasączonym alkoholem to kolejny plus.
Przyznaję, że pozytywnie zaskoczyła mnie zmiana na lepsze (w dzisiejszych czasach!).


ocena: 10/10
kupiłam: Kaufland
cena: 14.99 zł (promocja)
kaloryczność: 281 kcal / 100 ml
czy kupię znów: tak (w promocji!)

Skład: świeża śmietanka 35%, zagęszczone mleko odtłuszczone, belgijska czekolada 13% (miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, lecytyna sojowa, naturalny aromat waniliowy), cukier, kawałki belgijskiej czekolady 10% (miazga kakaowa, cukier, tłuszcz maślany, tłuszcz kakaowy, lecytyna sojowa, naturalny aromat waniliowy), żółtko z jaj, kakao w proszku, naturalny aromat waniliowy

wtorek, 4 maja 2021

lody Magnum Praline Chocolate & Hazelnut Tub

Początkowo ten smak Magnumów mnie nie interesował, bo założyłam, że skoro w Double Chocolate Tub znudziła mnie mleczna czekolada, a orzechy w lodach często wychodzą kiepsko, to nie ma sensu się na nie porywać. Pamiętałam, jak obrzydliwie w lodach potrafi wyjść połączenie czekolady i laskowców po sosie z lidlowych Alpen Fest Pretzel. Jednak... przestałam je widywać w sklepach. Czyżby zniknęły?! I nagle ich zapragnęłam. O tak, niedostępne kusi. I nagle znalazłam ostatnie pudełka w atrakcyjnej cenie. Ach, człowiek jest taki słaby w obliczu takiego... zdarzenia. I natchnęło mnie, że posłuży mi jako zgrabne przejście do lodów z migdałami.

Magnum Praliné Chocolate & Hazelnut Tub to lody o smaku czekoladowo-orzechowym z 26 % mleczną czekoladą (w formie polewy z wtopionymi orzechami, skorupki, dna i kawałków w masie) i 5% kawałkami karmelizowanych orzechów laskowych (w polewie z czekolady na wierzchu) oraz kawałkami w masie lodowej.
Pudło zawiera 440 ml / 297 g.

Po otwarciu poczułam zapach orzechów laskowych i czekolady mlecznej z wyraźnie zaznaczonym kakao. Było to słodkie, odrobinkę truflowe. Po zruszeniu czekolady nasilił się splot orzechów i kakao, co skojarzyło mi się z Ferrero Rocher (wyidealizowanym; bardziej jako motyw); czasami nieco łagodniało podkradając się pod krem typu Nutella. Laskowce w pewnym momencie wydawały się aż napastliwie przerysowane, niemniej cały czas przyjemne i sztuczne tylko trochę. Czekoladowo-orzechowy splot wyszedł zaskakująco intensywnie.

Forma i konsystencja lodów przypominała inne z pudełkowych Magnum. Warstwa mlecznej czekolady na wierzchu była gruba na około centymetr. Wtopiono w nią spore kawałki karmelizowanych orzechów laskowych, które o dziwo wyszły zaskakująco dobrze. Udawały w miarę świeże orzechy w odrobinie karmelu, który rozpuszczał się wraz z resztą, przez co łatwo go przeoczyć. Żadnego efektu cukrowej skorupki na szczęście nie doświadczyłam. Ścianki pudła pokrywała cienka warstwa czekolady mlecznej. Po ściśnięciu pudełka, trochę łamała się i odstawała, a częściowo zostawała przylepiona (i wraz z topieniem się lodów ulepkowo miękła, trzymając się pudełka). Mimo że początkowo czekolada była bardzo twarda, potem jakoś lepiej się łamała, ta ze ścianek chwilami wydawała się bardziej polewowa, ale też ok. W masę lodową wtopiono mnóstwo gigantycznych kawałów czekolady. Głośno trzaskała, po czym tłusto-kremowo rozpływała się w ustach, zmieniając się w gęsty i zalepiający budyń. Miałam wrażenie, że to czekolada z lodami, nie odwrotnie, jednak w tym wariancie wydawało się, iż kawałków jest mniej niż w np. Chocolate Intense 70%.
Między kawałami czekolady plątały się drobne (wielkości małego paznokcia?) kawałki orzechów laskowych pozbawionych skórek. Okazały się miękkawo-pochrupujące, całkiem w porządku. Wydawały się świeże, w czym pomogło to, że nie pokrywał ich karmel. Trudno zagarnąć choćby łyżeczkę bez nich. Chwilami wydawało im się, że aż z ich ilością przesadzono (wolałabym, by po prostu dodano większe kawałki, zachowując %).
Na dnie zaś znów czekała mnie gruba warstwa-denko czekolady.
Meritum to oczywiście lody – gęste i kremowe, a jednocześnie puszyste niczym spienione mleko. Były tłuste w mleczny sposób, wcale nie za mocno. Topiły się powoli i przyjemnie, a ja doszukałam się w nich elementu zagęszczenia, w którym było coś z topiącej się czekolady i kremu orzechowego - ich połączenia z drobnym, proszkowym efektem.

W smaku sama czekolada przywitała się zaskakująco wyraźnym, gorzkawym kakao. Po chwili okazało się, że mimo jego nutki, to przesłodzona, głęboko mleczna magnumowa klasyka, a więc smakująca autentycznie mleczną czekoladą czekolada, ale... Wzbogacona o mocny motyw orzechów laskowych. Nie wiem, czy przesiąkła orzechami, czy ta była z miazgą z nich, ale i tak wyszło to zacnie i uprzyjemniło słodycz. Chwilami, przy większym kęsie, wydawała się naaromatyzowana sztucznie.
Ta przy ściankach wydała mi się minimalnie bardziej polewowa, a niektóre kawałki w masie -  czysto mlecznoczekoladowe z nutką kakao, a pominięciem orzechowej. Były słodkie, że aż czasem przytykające.
W warstwę na wierzchu wtopiono całe mnóstwo laskowców. Przy nich pojawiała się palono-karmelowa nuta, podwyższająca słodycz, ale za chwilę znikająca na rzecz jeszcze wyrazistszego smaku orzechów. Zdecydowanie kierowały uwagę na naturalny smak orzechowy. Orzechy laskowe zaskoczyły mnie swoim wyrazistym, świeżo-gorzkawym smakiem. Uwypuklił kakao. Okazało się, ze jedynie nieliczne były karmelizowane.

Masa lodowa sama w sobie przedstawiła się jako czekoladowo-orzechowy krem, przy czym nie zabrakło smaku mleka. Było wyczuwalne zarówno jako baza, kojarzyło się nieco ze spienionym mlekiem, ale... też tak, że smakowała konkretnie mleczną czekoladą. Kakao również czuć, ale nie gorzkość. Ono mieszało się z laskowoorzechową nutą, która z czasem wydała się wiodąca. Graniczyła między naturalną, a lekko sztuczną, ale niewątpliwie wyszła przyjemnie. Nie nazwałabym jej nugatową, o wiele bardziej kojarzyła się z wyidealizowanym Ferrero Rocher. Nakręcały to kawałki orzechów, wnoszące bardzo wiele, przekierowując orzechy na naturalny tor. Smakowały w miarę świeżo, niektóre odrobinę gorzkawo (pojedyncze sztuki bardziej gorzko), czym przełamywały resztę. Słodycz lodów stała na wysokim poziomie, ale w zestawieniu z kawałami czekolady, wydała mi się nieco niższa. W odniesieniu do czekoladowej bazy Magnumów, ta czekoladowo-orzechowa baza była już za słodka.

Kawałki czekolady w lodach rozpływając zasładzały, aż zamulały. Każdorazowo na początku uchwytywałam kakao, po czym uderzało tsunami mleka i cukru, niemiłosiernie drapiąc w gardle. Pojawiała się także orzechowa nuta, po której znów bardziej zwracałam uwagę na zaznaczone kakao. Chwilami przesłodzeniem przysłaniały nawet smak laskowców, ale ten potem (gdy przejadłam więcej lodów, nie czekolady), wracał z nową energią i charakterem.

Na koniec zostało czekoladowe denko, a więc kolejna dawka cukru, od którego aż mdliło, ale tonowanego nieco mlekiem i nutką kakao.

Po zjedzeniu został posmak orzechowy - trochę sztucznie metaliczny i naturalny jednocześnie - oraz cukrowej, bardzo mlecznej czekolady, a więc zasłodzenie totalne. Czułam także motyw kojarzący się z orzechowo-czekoladowym kremem i Ferrero Rocher.

Całość wyszła smacznie, ciekawie, ale zabójczo cukrowo. Wyrazisty smak orzechów i czekolady z zaznaczonym kakao okazał się zaskakująco intensywny, sztucznie przerysowany, ale w granicach normy i przyjemności. Orzechy, mimo że drobne, wyszły całkiem w porządku, dość świeżo. Czekolada to cudownie czekoladowa czekolada jak na lody, ale zdecydowanie za słodka i tłusta. Dla niektórych wadą może okazać się jej ilość (orzechów w sumie też), bo to aż czekolada z lodami, nie odwrotnie, a więc tak lekko nie było. Co innego, że już same lody cudownie puszystą, lekką i zarazem właśnie kremowa konsystencję miały. Mimo ogólnego zacukrzenia, było to też poprzełamywane i zacnie kojarzyło się z powszechnie lubianymi słodkościami reprezentującymi duet laskowców i czekolady z nutą kakao.
Moim największym problemem związanym z tymi lodami jest słodycz. Dosłownie aż chwilami trudno przez nią jeść. Oprócz niej jednak lody spełniają wszystkie kryteria, by zachwycać. Gdyby nie ta sztuczność (mimo wszystko nie odpychająca, a pobrzmiewająca), mogłyby w ogóle mnie oczarować. Uważam je za bardziej udane od Cookies and White, bo w tamtych czułam niedosyt tytułowych tytułowych; tu o niedosycie orzechów nie ma mowy.
Mimo wszystko wiem, że za nic do nich nie wrócę - właśnie przez cukrowość. To dobre lody, ale jednorazowo.


ocena: 8/10
kupiłam: Kaufland
cena: 8 zł (promocja; za 440 ml)
kaloryczność: 348 kcal / 100 g; 233 kcal / 100 ml
czy kupię znów: nie

Skład: odtworzone mleko odtłuszczone, cukier, śmietanka 17%, tłuszcz kakaowy, zagęszczone mleko odtłuszczone, miazga kakaowa, syrop glukozowo-fruktozowy, orzechy laskowe 3%, pełne mleko w proszku, miazga z orzechów laskowych 2%, tłuszcz mleczny, kakao w proszku o obniżonej zawartości tłuszczu, emulgatory (E471, lecytyna sojowa, E442, E476), stabilizatory (E410, E412, E407), aromaty, syrop glukozowy, syrop cukru karmelizowanego