![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhftm0gy3nuLtg4zdSCDhf8QvU5GhleHtR4yZY3DJq4GU-yengjXl2q-L91_oEhVUYmdb4GnVKpDh8H2ZJvl3_O-X4Kdk04Yu9J3Z3pqeQZ9R-_bfKJUUkNMSjQrA4eseObixQU7_BBOszN/s320/Pacari4-1+%25281%2529.jpg)
Tak jak napisałam we wczorajszej recenzji - z dwóch posiadanych Pacari z marakują to bardziej niecodzienną zostawiłam sobie na drugą degustację. Połowę tabliczki (oraz porządne zdjęcia) zdobyłam dzięki uprzejmości Jarosława, który mi ją po prostu odstąpił. Jak to stwierdziliśmy - być może to już ostatnia taka na świecie? Zasiadając do tej degustacji nie wiedziałam, co sądzić. Wcześniej nie wierzyłam, że będzie mi dane ją spróbować, a trzymając ją w rękach, dalej nie mogłam uwierzyć w moje szczęście. Jak wypadnie w stosunku do nowej, niesurowej wersji? Czy będę opłakiwać fakt, że już nie robią surowych?
Pacari Raw Passion Fruit to ciemna czekolada o 70 % zawartości surowego kakao z Ekwadoru (miazga + tłuszcz) z marakują stanowiącą 1% słodzona cukrem kokosowym.
Po otwarciu poczułam ziemisty zapach, który miał w sobie coś wręcz podfermentowanie kwaskowatego, i kojarzył się z ziemią oraz drewnem, mokrymi po sowitych opadach deszczu. Wokół tego kręciła się nuta egzotycznych owoców, która sprawiała wrażenie, jakby nie wiedziała, gdzie tu się wgryźć. Z zaskoczeniem odkryłam także jakby... coś dymnego?
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh1S65mAtSReZMoyAwfmw_l3RbHicKS-KnN_W88GhHL00Gfz1sc6k1HjX1x_jvlvfq69amt5sO5a-S8yFgKtX6PKAZf2vYYhCykNLKGrB2JeGt1xL6Tgjk3J_AkIvSF0aSILrHSBBBA775E/s200/Pacari4-1+%25284%2529.jpg)
Bardzo ciemna, niemal czarna tabliczka nie była aż tak twarda, jak się spodziewałam, ale konkretności nie można jej odmówić. Także w sposobie rozpuszczania się, gdyż był on gęsto-zalepiający i dopiero pod koniec pojawiała się silniejsza soczystość.
W pierwszej chwili poczułam... kwach. Jakkolwiek to brzmi, zapowiadał coś nad wyraz smacznego, bo łączył w sobie to, co uwielbiam, czyli kwaskowatą goryczkę kojarzącą się z ziemią i kawą o takowej nucie oraz owocowe, a dokładniej cytrusowe, orzeźwienie.
To orzeźwienie miało w sobie coś bardziej... z chłodu wilgotnej ziemi, niż z soczystości, ale można powiedzieć, że splatało jedno i drugie.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg6cJ8TnYMWXas8-Tx7Z5vz9tgu8AvmvQNNfzENQCLdFnnclua7EKMhMcFIrZfzF39MCGmqms-xdbd4L2Hcl6pNgeUX25MX8-ZaOtAu6x3G7fFyptTGiRSUGjBip3A1nw50I0s2xYqfLohH/s200/Pacari4-1+%25285%2529.jpg)
Leciutka słodycz zaznaczyła się w końcu w tle jako nuta jagód, a z kwasków podpełzała do niej esencjonalna nuta... maślanki, tworząc dziwaczne połączenie jagodowo-cytrusowego napoju na jej bazie. Ze wspomnianych cytrusów roztaczała się egzotyka.
Na pewno nie były to cytryny, a raczej... wino o cytrusowo-ziemistych nutach oraz egzotyczne owoce typu mango, brzoskwinie - soczyste i dojrzałe, ale z kwaskowatymi nutami. Same cytryny częściowo również czułam, ale nie były tak oczywiste. Egzotyka jakby ośmielała się z czasem; bogactwo owoców w tych klimatach skojarzyło mi się z owocową karuzelą, napędzaną przez marakuję w poważnym, specyficznie surowo kakaowym otoczeniu. Moc kakao była tu poniekąd głównym smakiem, ale sporo miejsca ustąpiła owocom, że niemal się z nią zrównały (no, ale też wychodziły z niej, więc trudno to opisać).
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjvWTtV-fpyutZOpONEFjLbFHRb3mgaEozB44lCr5kHZp6dqG-FZhIUS1aMB0BUsuzpgBeqJlk6h5C1R-wwR5QqJWDdf4oDRVxH4yYBdjbjQ4dKT1noWq5Lra6gvQIOo6kcAWv9PLEXDaUM/s200/DSC_2298.JPG)
Owocowe nuty właśnie też wypływały z samego kakao i nie były jednoznaczne, a dodana marakuja... mimo że kojarzyła się z owocem, czyli z sokiem i miąższem z pesteczkami, to także nie była aż tak jednoznaczna i porażająco wyrazista. Ona się wpasowała w otoczenie.
Jej wyczuwalność nasilała się z czasem, a słodkawo-kwaskowate nuty owoców, maślanki i wina zaczęły mi się kojarzyć, gdy już przegryzły się z marakują, z octem balsamicznym. Powiedziałabym, że końcówka degustacji była jak marakujowy ocet balsamiczny, choć wątpię, by coś takiego istniało. Był to poważny kwasek, mający w sobie smakowitą kakaową cierpkość, ale właśnie i ten marakujowy, wzbogacony o delikatną słodycz.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgmI1YJ605GUhSO-3OQMmMnWZsylku6Ow7WTf9be2wW55YRTHVeVYYEzFv7sCXNdhtpwyl471Du3OwxRXkvuEKa5pbdaR5ijinIo6Uu3jjFez6lgD34BUfXPedpdsRYXGF-e3c8uAfyhwSM/s200/DSC_2299.JPG)
W ustach pozostawał posmak ziemisto-kawowego kakao o konkretnych nutach oraz owoców egzotycznych, z marakują na prowadzeniu. To było jak jedzenie kakaowo-czekoladowego kremu z owocami.
Ta czekolada wydała mi się bardziej "egzotycznie-konkretną kompozycją" niż "czekoladą z marakują" (którą niewątpliwie jest nowa, niesurowa Pacari). Nuty czekolady i dodatek wymieszały się całkowicie, to głębia i moc kakao oraz trafiony dodatek. Bardzo smaczne i bardzo specyficzne.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgSM7BMBQgOmbMgvd58KHi5Hw98d6Xz16HZBYfzkZ_ZUUkUHF4jdS7Bwqpw8_O2tDvW7g0GT-V9VbUD-6a_2DY_Mqh4pW4EX8XBWEQV-XJykYV4i7Rj7Sr1RGEnfaHITmLH3WZt_Iq9zrab/s200/DSC_2310.JPG)
Muszę przyznać, że zakochałam się, ale... nie bardziej niż w niesurowej Pacari z marakują. Tamta była niewiarygodnie soczysta jak najprawdziwszy sok; marakuja objęła tam dowodzenie i wyszło genialnie marakujowo, choć wciąż oczywiście czekoladowo.
Surowa Pacari wydała mi się po prostu poważniejsza, przez co mniej lekka i soczyście marakujowa - w końcu marakui w surowej tabliczce jest znacznie mniej, bo tylko 1 %. Jako że właściwie okazały się zupełnie inne, powinni mieć w asortymencie obie, bo jestem pewna, że w zależności od dnia i humoru mogłabym mieć ochotę konkretnie albo na jedną, albo na drugą.
ocena: 10/10
kupiłam: dostałam
cena: -
kaloryczność: 600 kcal / 100 g
czy kupię znów: gdyby trafiła się okazja, to tak (ale wiem, że to niemożliwe)
Skład: ziarno kakao 63,03%, cukier kokosowy 30 %, tłuszcz kakaowy 5,60%, marakuja 1%, lecytyna słonecznikowa 0,37%