Native Honey to ciemna czekolada o zawartości 68 % kakao z Madagaskaru z miodem leśnym, który stanowi 5 %.
Gruba, żywicznoczerwona tabliczka łamała się bez problemu, ujawniając ziarnisty przekrój. "Na dotyk" wydała mi się lepiąco-tłustawa, kremowa, więc zaskoczył mnie także jej sposób rozpływania się w ustach. Rozchodziła się dość wolno, kremowo zalepiając usta, jednak nie miała w sobie za wiele tłustości, a pewną... "niegładkość" - nie szorstkość, pylistość czy ziarnistość, ale właśnie "niegadkość".
Spotkało mnie jeszcze trzecie zaskoczenie, ponieważ smak nie okazał się tak nietuzinkowy jak konsystencja i zapach.
Czułam w niej owoce, dokładniej czerwone porzeczki i cały miks leśnych, otulone przez taką... prawie drapiącą, choć jeszcze nie, karmelową słodycz. Nie była miodowa w sposób, w jaki zazwyczaj są rzeczy "miodowe", to była taka bardziej zakamuflowana miodowość - "słodziaśna", ale z pewną głębią. Wyraźnie czułam w niej malinowo-karmelowe nuty, które określiłabym jako karmelomaliny i karmelokwiaty. Ta słodycz była interesująca, ale całościowo wydała mi się za silna.
Oprócz nut słodyczy, smak tej czekolady był przede wszystkim gorzko-palony. Próbując się wczuć "na siłę" chyba grejpfruta przez moment czułam, ale... palenie było tak mocne, że nigdy w życiu nie powiedziałabym, że kakao pochodzi z Madagaskaru - zupełnie nie czuć jego cytrusowych nut. Plus, że nie było posmaku przypalenia, ale i tak było tak silne, że zabiło charakterystyczne nuty kakao.
Końcówka była jednak już bardziej słodka, niż palona, a posmak pozostający na dość długo po zniknięciu kawałka, był wyrównany - słodko-palony.
Summa summarum, całość wyszła dość dobrze, mimo że za słodko. Smak był głównie palony, gorzkość była na zadowalającym poziomie, a wszystkie nuty miały raczej słodki charakter - taki kwiatowo-miodowo-owocowy. Przez to powiedziałabym, że to jakaś czekolada z Ekwadoru (który ma właśnie takie kwiatowe nuty).
Ja jednak czuję rozczarowanie. Uważam, że smak miodu byłby lepiej wyeksponowany, gdyby dodano mniej cukru. Tak było za słodko, ale nie aż tak mocno miodowo, jak można by się spodziewać. Mimo, że ziarna ewidentnie nie zostały przypalone, to palenie było tu za mocne i zabiło smak kakao z Madagaskaru. Tym razem Native nie sprostało moim oczekiwaniom - zmarnowało potencjał Madagaskaru i przesłodziło.
ocena: 7/10
Skład: kakao, cukier, miód leśny (5%), tłuszcz kakaowy, lecytyna słonecznikowa
Miód lubię zjadamy go z synkiem sporo:) . Czekolada ta nawet mi podpasywała :)
OdpowiedzUsuńZakamuflowana miodowość mogłaby nam zasmakować :) Szkoda, że jednak jest to nadmierna słodycz.
OdpowiedzUsuńPewnie chcieli słodkość miodu zneutralizować paleniem, ale nie wyszło. Trochę szkoda, ale podobny efekt przesłodzenia miałem w innych miodowych czekoladach, od Rococco. Czyli z miodem w czekoladzie trzeba bardzo uważać, bo jakoś tak potrafi podkręcić słodkość.
OdpowiedzUsuńChyba po prostu źle robią, że np. robią czekoladę i dodają miód jak inne dodatki, a ja bym poszła raczej w zrobienie czekolady bez cukru i w jego miejsce wstawiła odpowiednią ilość miodu. Można by np. robić takie jak Milk "dark style" 70 % od Zottera.
UsuńZapach pieczarek w czekoladzie? Z pewnością ciekawe :D
OdpowiedzUsuńZapach pieczarek? Piszesz o tamtej Porcini?
UsuńHmm. To mogłaby być tabliczka, od której rozpoczęłabym naukę rozpoznawania 'paloności'. Póki jest słodycz, jest ok. Sam kwach i gorycz zniechęciłyby mnie na dobre.
OdpowiedzUsuńMogłaby, mogłaby, ale czuję, że jednak i tak ogólna słodycz mogłaby to popsuć.
Usuń