Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Nussbeisser. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Nussbeisser. Pokaż wszystkie posty

sobota, 10 maja 2025

Nussbeisser Czekolada gorzka / ciemna 46 % z całymi migdałami

Ostatnio na Rysach byłam też jesienią, jakoś we wrześniu, ale już lata temu. W dodatku od słowackiej strony. Od polskiej nigdy nie byłam (więc wybrałam się w październiku 2024). Chyba zniechęcało to, że zacząć trzeba jak na Morskie Oko, asfaltem. Dopiero potem zaczyna się zabawa. Nim jednak łańcuchy i konkretna wspinaczka, minęłam Czarny Staw pod Rysami. Swoją drogą, naszła mnie myśl, że pewnie ci wszyscy, co jeżdżą wozami z końmi nad Morskie Oko, zupełnie nie mają pojęcia, cóż pięknego znajduje się parę kroków dalej. Uznałam, że to dobre miejsce na czekoladę. Acz nie oczekiwałam od niej za wiele. Podobną (Mondelez Nussbeiser Czekolada gorzka z całymi orzechami laskowymi i rodzynkami) już jadłam. Tę kupiłam trochę z desperacji, bo już kończyły mi się czekolady w góry, zbliżało się zamknięcie słowackich szlaków na zimę, a ja nie planowałam ani większych zamówień, ani wypraw do ciekawszych sklepów... Za to parę wypraw owszem.


Nussbeisser Czekolada gorzka z całymi migdałami to ciemna czekolada mleczna o zawartości 46% kakao z całymi migdałami (21%), produkowana dla Mondelez.

Po otwarciu poczułam wyrazisty zapach znacząco, ale nieprzesadnie prażonych migdałów i motyw alkoholowego syropu / sosu kakaowego. Wyobraziłam sobie rogale i chyba jakieś pierniki w czekoladzie nadziane alkoholowo-kakaowym kremem. Przejawiało to wszystko wysoką cukrowość, mieszającą się z niby wanilią, waniliną i pewną łagodnością. Przez to motyw ciemnej czekolady był wygłaskany maślanością wspomnianych słodkości i mlecznym echem, acz wyraźny.

Odrobinę plastikowa w dotyku czekolada przy łamaniu okazała się twarda. Głośno trzaskała, a migdały odznaczały się kruchością, łamiąc się wraz z nią.
Dodano ich dość sporo, co od razu widać. Miejscami więcej, miejscami mniej.
W ustach czekolada rozpływała się w tempie średnim. Robiła to gładko i tłusto, w maślano-polewowy sposób. Była trochę mazista. Dość długo zachowywała kształt, a migdały zostawały długo w niej zatopione.
Wolałam gryźć je na koniec. Były twardo-kruche i chrupiące. Na niektórych zostawiono skórki, które czasem w ustach schodziły z migdałów.

W smaku czekolada zaczęła od roztoczenia wysokiej słodyczy. Przodował cukier, acz zaraz trochę wyhamował. Przewinęła się przy nim wanilina i specyficzny motyw rzeczy o smaku waniliowym (nie wanilia sama w sobie).

Zaraz pojawiło się mleko. Zaskakująco wyraźne i mieszające się z nutą maślaną. Gorzkość zaznaczyła się dopiero za nimi.

Delikatna gorzkość skojarzyła mi się z lekko alkoholowych sosem / syropem kakaowym albo kakaowym kremem o alkoholowych zapędach z jakiś rogali czy czegoś.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa mimo tej gorzkości, mleczny wątek bardzo skupiał na sobie uwagę. Nakręcał się nawzajem ze słodyczą. Pomyślałam też zaraz o samych maślano-drożdżowych rogalach - o ich przypieczonej, ciastowej "skórce" - nie tylko ich nadzieniach.

Czasem już w połowie odzywały się migdały, czasem dłużej trzeba było na nie czekać. Czekolada sama w sobie nie przesiąkła nimi - ich smak rozchodził się od nich samych. Ich echo podkreślało trochę gorzkość i cierpkości bazy. Gdy próbowałam samej czekolady, bez tego podkreślenia robiła się męcząco słodka. Ryzykownie zaznaczała się w gardle i pochłonęła alkoholową sugestię kakao.

Gorzkość jakby próbowała trochę wzrosnąć, ale jej nie szło. Za sprawą słodyczy za to odnotowałam jeszcze przesłodzone, maślane miękkie pierniki w czekoladzie czy raczej polewie... Pierniki migdałowe? i nadziewane tłustym kremem kakaowym? Jedzone z mlekiem... waniliowym? Znów na pewno nie była to wanilia sama w sobie. Ich słodycz była trochę denerwujące, ale mleczność i maślaność starały się ją złagodzić.

Migdały gryzione obok czekolady niby smakowały całkiem wyraźnie prażeniem i przełamywały słodycz, ale nie rozwijały w pełni swych skrzydeł. Czekolada za to kontrastowo szła w kierunku przesłodzonego plastiku.
Migdały gryzione na koniec były bardzo, bardzo wyraziste i wyciszały smak czekolady. Czuć, że wyprażono je mocno, ale nie przesadnie. Epizodycznie pojawiające się skórki dodawały cierpkiej goryczki, która przypominała o kakao.

Po zjedzeniu został posmak migdałów, ale też aromatów i znacząco mleczno-maślany. Mimo to, czułam też cierpkawe kakao, dopraszające się o wątły wątek ciemnej czekolady. Aromaty wiązały się ze słodyczą i maślanością.

Czekolada wyszła do zjedzenia, ale bez zachwytów. Sporo dobrego zrobiły migdały, acz były po prostu dobre. Dobrze każdorazowo, po każdym kęsie tonowały słodycz, nie przeprażono, ani nie pożałowano ich. Sama czekolada pozostawiała sporo do życzenia, ale przynajmniej nie była mocno tanio-tandetnie-sztuczna. Mleczność i maślaność to nie to, czego bym tu oczekiwała, ale ciemny charakter też jakoś tam się zaznaczył. Słodycz była przesadzona, trochę przearomatyzowana, ale obawiałam się, że będzie gorzej.
Ciut lepiej od Nussbeiser Czekolada gorzka / ciemna mleczna z całymi orzechami laskowymi i rodzynkami - mniej słodko, mniej mlecznie. Bo ja wiem, czy to te 3% kakao zrobiły różnice? Trochę tak, bo i do tamtej wróciłam całkiem niedawno, ale też chyba migdały po prostu lepiej sprawdziły się w podkreślaniu kakao.

Większość zjadłam w górach i tam się sprawdziła. Reszta kończona w domu nie zmieniła mojego zdania o niej, tyle tylko, że jej słodycz w takich warunkach męczyła już za bardzo. A zjadłam do końca, bo wiadomo, bo była. To jednak jedna z tych czekolad, bez którym bym się obeszła.


ocena: 6/10
kupiłam: Kaufland
cena: 5,99 zł
kaloryczność: 558 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: cukier, miazga kakaowa, migdały 21%, tłuszcz kakaowy, tłuszcz mleczny, emulgator (lecytyny sojowe), aromat, odtłuszczone mleko w proszku

wtorek, 18 czerwca 2024

(Mondelez) Nussbeisser Collection Czekolada gorzka z orzechami nerkowca i całymi migdałami ciemna mleczna 43 %

Kiedy miałam już za sobą wschód na Babiej Górze i całkiem przyjemną pętlę, dzień był jeszcze młody, a energii zostało sporo. Podjechaliśmy więc do wsi Korbielów, by tego samego dnia zrobić drugą pętlę, mniej wymagającą. Tej głównym punktem miał być szczyt Pilsko. Miałam dziwne wrażenie, jakby już było popołudnie, jednak nie było to zmęczenie kondycyjne. Jak wspomniałam przy Manufaktura Czekolady MANU Wiśnia 70 %, ojciec ze mną się nie wybrał. Tu jednak towarzyszyła mi czekolada od niego. Nie spodziewałam się zachwytów po tej tabliczce, ale wiedziałam, że w górskiej scenerii, w tej sytuacji każda zyska. Za tę bowiem wzięłam się na Księciu Beskidów, czyli Pilsku. Choć to ponoć znana książęca para (Babia i Pilsko), na Pilsku nie byłam. A głupio tak nie zaliczyć najwyższych szczytów w Beskidzie Żywieckim. Pierwotnie chciałam przejść od Babiej do Pilska, ale nie znalazłam żadnych busów, by po ludzku wrócić do Krowiarek. Latem może i porwałabym się na dużą pętlę, jednak zima i krótki dzień temu nie sprzyjały. Z Korbielowa ruszyłam łatwą, leśną drogą, na której czekała mnie wiosenna pogoda i motyle. Aż się wierzyć nie chciało, że jest 16 lutego. Potem już od Hali Miziowej było co prawda trochę zimę czuć, sporo ludzi jeździło na nartach i na szczycie zaobserwowałam coś ciekawego - niektórzy szusowali ze spadochronami! Nigdy czegoś takiego nie widziałam. A widziałam za to... piękne widoki z Pilska. To rzadkość, że trafia mi się taka cudowna widoczność i pogoda na szczycie. Na zejściu jednak już nieprzyjemnie wiało, a mnie spotkał zmrok i ciemność, że musiałam oświetlać drogę latarką. I zamiast robić pętlę, poszłam jakoś podobnie jak weszłam, ale... trochę pomyliłam drogę, że w pewnej chwili myślałam, że się zgubiłam. Ratowałam się słyszanym i kojarzonym z wejścia potokiem "gdzieś po prawej", no i jakoś na parking wyszłam. Hm, jak się nad tym zastanowić, prawie wyszło ciekawe zestawienie: wschód na Babiej i zachód (prawie) na Pilsku. 

Nussbeisser Collection Czekolada gorzka z orzechami nerkowca i całymi migdałami to ciemna mleczna czekolada o zawartości 43% kakao z kawałkami orzechów nerkowca i całymi migdałami, produkowana przez Mondelez.

Po otwarciu poczułam intensywny zapach, przywodzący na myśl gorzkawo truflowy nugat, mieszający się z orzechami. Ewidentnie czułam migdały, ale wydawały się wchodzić w całą mieszankę różnych z nerkowcami i laskowymi (?). Odnotowałam lekką mleczność, a słodycz wydała mi się przyjemnie niska. Cierpkość się nie odezwała.

Tabliczka pełna orzechów i migdałów była bardzo twarda i łamała się z głośnym trzaskiem. Niektóre orzechy i migdały łamały się wraz z nią.
W tabliczce było zachwycająco dużo orzechów i migdałów, bez przegięcia - czekolada wciąż była czekoladą z nimi, a nie zlepem dodatków. Podobało mi się ich rozmieszczenie, bo było równomierne. Jedząc więc trafiałam raz na nerkowca, raz na migdała, czasem oba i tak w kółko. Zdarzyło się też kilka małych kęsów samej czekolady, co również uważam za plus, bo można się wczuć w nią samą.
W ustach czekolada rozpływała się w tempie umiarkowanym, dając się poznać jako mazista i gęsta. W porywach wydawała się lekko śliskawa i śmietankowa. Z czasem trochę rzedła, ale do końca sprawiała wrażenie masywnej i jakby pełnej. Dodatki wyłaniały się z niej leniwie. Nerkowców ewidentnie dodano więcej, ale ze względu na smak, to dobrze.
Nerkowce to pokaźne kawałki - ćwiartki i połówki. Czasem ich mniejsze kawałki zebrały się w skupiska. Gryzione okazały się świeżo miękkawe, cudownej jakości.
Migdały istotnie dodano całe, w większości ze skórkami. Te jednak łamały się podczas łamania wraz z czekoladą, więc nie zawsze w ustach zostawał cały migdał, ale to im wcale nie umniejszyło. Gryzione migdały dały się poznać jako twardawe i krucho-chrupiące. Również cudowne.

W smaku w pierwszej chwili przemknęło mleczne echo, po czym polała się słodycz. Wysoka, ale ani  imperatywna, ani przesadzona.

Swoją obecność zaznaczyło kakao, acz o gorzkości nie było tu mowy. To raczej leciuteńka prawie gorzkawość, przywodząca na myśl kakao na mleku, może nawet ze śmietanką.

Słodycz szybko dała się poznać jako orzechowo-waniliowa. W oddali raz czy drugi mignęło mi plastikowe echo, ale szybko znikało w orzechowości. Ta kojarzyła się ze słodko-gorzkawym, lekko śmietankowym nugatem.

Kakao na mleku mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa zmieniła się w truflowość. Nugat zrobił się kakaowy. Wciąż pobrzmiewało leciuteńkie, mleczne echo. Czekolada sama w sobie wydała mi się mocno orzechowa, co jeszcze podkręcały wolno wyłaniające się nerkowce i migdały. Epizodycznie w nugatowo-truflowym wątku pojawiała się nawet drobna cierpkość.

Słodycz rosła, acz gdy osiągnęła ryzykowany poziom, opamiętała się. Co ciekawe jednak, gdy podgryzałam nerkowce i migdały nim zniknęła, wydawała się i słodsza, i bardziej kakaowo nugatowo-truflowa zarazem. 

Końcowo czekolada zaserwowała ryzykownie słodki, truflowy nugat. Lekko zaznaczyła się w gardle, ale jeszcze nie drapała.

Gdy jednak zajęłam się orzechami i migdałami, łatwo o słodyczy zapomnieć, w udany sposób ją tonowały. To migdały i nerkowce skupiały na sobie całą uwagę. Klarownie czuć jedne i drugie, przy czym dotarło do mnie, jak przemyślanym posunięciem było dodanie więcej nerkowców niż migdałów. Dzięki temu ich smaki cudownie się wyważyły - wszak nerkowce miały naturalnie łagodniejszy charakter, migdały zaś jawiły się jako bardziej imperatywne i właśnie czasem wyrywały się na przód.

Gryzione migdały okazały się lekko prażone i naturalnie bardzo słodkie. Ich skórki dodały lekkiej goryczki, podtrzymującej cierpkawość bazy.
Nerkowce wydawały się surowawe i intensywnie słodko-maślane.
Jedne i drugie obłędne.

Po zjedzeniu został posmak głównie migdałów, ale też wyraźnie nerkowców i... ogólnie orzechowe echo. Mieszało się z silną słodyczą, w której doszukałam się znikomego przearomatyzowania, może nawet plastiku, który jednak dało się wybaczyć.

Czekolada zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie. Ilość i proporcje zachwycających smakiem i strukturą nerkowców i migdałów idealne. A sama czekolada też nie była banalna. Trochę za słodka, ale ciekawie truflowo-nugatowa sama w sobie. Podobała mi się lekka, mleczna nutka, która nieco łagodziła słodycz i sprawiła, że nie próbowała udawać ciemnej (bo przeciętne, tzw. "deserówki" w okolicach 50% wychodzą zwyczajnie nijako i irytująco). Zapewniła lekką cierpkość, przeważającą, że ogół był naprawdę ciekawy i warty uwagi.


ocena: 9/10
kupiłam: Biedronka (ojciec kupił)
cena: 14,99 zł (za 180g; ale jak wyżej)
kaloryczność: 553 kcal / 100 g
czy kupię znów: mogłabym do niej wrócić w górach czy coś

Skład: cukier, miazga kakaowa, kawałki orzechów nerkowca 18%, całe migdały 7%, tłuszcz kakaowy, tłuszcz mleczny, lecytyny sojowe, aromat, odtłuszczone mleko w proszku

sobota, 6 sierpnia 2022

Nussbeisser Czekolada gorzka / ciemna mleczna 43 % z całymi orzechami laskowymi i rodzynkami + aktualizacja 2024

Przy Profesorskiej nieco zakreśliłam, jak to zaczęła za mną chodzić ciemna czekolada z całymi orzechami i rodzynkami. Traf chciał, że niedługo potem na rynek weszła właśnie dzisiaj opisywana. Jeszcze przed spróbowaniem opisywanej, kupiłam obiekt dzisiejszej recenzji. W przypływie ochoty na typ... Co chyba nie było zbyt rozsądne, bo nigdy nie lubiłam wyrobów Alpen Gold. Jedyne, co ich jadałam, to lata temu Bąblolada, ale tylko dlatego, że gdy weszła, była czymś zupełnie innym od reszty słodyczy i działał element ciekawostkowy. Gdy zaś chodzi o słynne czekolady z okienkiem z orzechami, ja z młodości pamiętam Chateau (chyba) kupowane na bazarkowych stoiskach z różnościami zza granicy. Jak się szybko okazało, okoliczności nie sprzyjały. Byłam w dodatku po spróbowaniu orzechowych tabliczek Halba (bio i zwykłej), w których to zatopiono przecudowne orzechy, a i całe czekolady były porządnie zrobione. W dniu degustacji jednak zdziwiłam się. Tabliczka była bowiem od Mondelez (mają też Alpen Gold), ale nigdzie logo Alpen Gold nie znalazłam. Swego czasu widywałam w sklepach Nussbeisery Alpen Golda, ale jak widać moja tabliczka się do nich nie zalicza. I tak stanęła jednak przed wysoko zawieszoną poprzeczką i... obstawiałam, że raczej się pod nią przeczołga, nawet nie próbując się wybić. Skład w sumie aż krzyczał, że lepiej od razu oddać ojcu, ale cóż... Jednak spróbowałam uczelniano zajęciowego dnia (w takie dopuszczam sięganie po gorsze, mało wymagające tabliczki), ot z ciekawości.


Nussbeisser Czekolada gorzka z całymi orzechami laskowymi i rodzynkami to ciemna czekolada mleczna o zawartości 43 % kakao z orzechami laskowymi (12%) i rodzynkami (12%), produkowana dla Mondelez.

Po otwarciu poczułam cukrowo słodki, ale zaskakująco nie tak męczący, jak się spodziewałam, zapach z ciężkawym, trochę maślano-polewowym echem. Średnia jakość się nie ukryła. Orzechy laskowe zdradzały swoją obecność dość wyraźnie, ale nie jakoś zachwycająco. Rodzynki z kolei czuć raczej jako lekką, słodką owocowość - dałabym się nabrać, że wącham nadziewane pierniczki w czekoladzie. Było w tym "coś złudnie korzennawego, ale nie całkiem", niby tak, a jednak... stanęło pod znakiem zapytania.

W dotyku czekolada wydała mi się plastikowa, a przy łamaniu twarda. Trzaskała głośno, a bakalie trzymały się jej zostając w którejś z części (nie rwały się, nie łamały wraz z czekoladą).
Orzechy i rodzynki wtopiono porządnie w ilości zadowalającej. Sztuki duże, tu nie mam nic do zarzucenia. Wydawało mi się, że rodzynek dodano o wiele, wiele więcej; było ich zatrzęsienie (procentowo tyle samo, ale gramatura pewnie pozwoliła dodać ich więcej).
W ustach czekolada rozpływała się powoli i tłusto, polewowo-maślanie i trochę plastikowo, ale w zasadzie przeciętnie. Miękła, zachowując kształt. Dodatki wypuszczała z siebie po pewnym czasie, niechętnie.
Orzechy okazały się chrupiąco-twardymi, całkiem w porządku sztukami, zupełnie pozbawionymi skórek. Wydały mi się suche. Rodzynki też okazały się mocno wysuszone, nieco scukrzone. W pierwszym kontakcie twardawe. Gryzłam je na koniec, dały się wtedy poznać jako gęsto-lepkie.

W smaku czekolada uderzyła cukrem, który jednak prędko się zreflektował. Zasnuł się nieco taniawą nutą bardziej czegoś czekoladowego / w czekoladzie... cukierków? Czekoladowo-orzechowych?

Skojarzenia te wzmocniła mleczna nuta, która wygładziła nieco słodycz. Potem pojawiła się jeszcze maślaność. Wyraźnie je czułam, jak również to, że wydźwięk tabliczki z mleczną czekoladą miał niewiele wspólnego.

Słodycz rosła, a obok niej pojawiła się cierpkość kakao. Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa wyłoniła się delikatna gorzkawość. Pomyślałam o piernikach w ciemnej czekoladzie, gorącym kakao zrobionym na mleku... Z racji słodyczy może lepiej nazwać je "kakałkiem"? Wraz z tym pojawiło się ciepło, nawet pewne pieczenie (jakiegoś aromatu i cukru?).

Słodycz trochę mnie drażniła, i choć nie było z nią jeszcze tak tragicznie, zaznaczyła swoją obecność w gardle. Wtedy na szczęście dodatki zaczęły pobrzmiewać, mimo że ich nie gryzłam. Robiły to jednak w kęsach, w których się znajdowały, bo całościowo tabliczka nimi nie przesiąkła. Orzechowo-laskowa nuta była bardzo delikatna. Rodzynki sprawdziły się lepiej... lecz dołożyły się do słodyczy, wprowadzając owocowy motyw.

Cały czas myślałam też o pierniczkach w czekoladzie z owocowym nadzieniem, z pewną ciężkością. Pod koniec taniość polewy wyległa bardziej, a gorzkawość kakao, jak tylko się dało, zagłuszała maślana nuta. Obok niej palony aspekt kakao wywindował się wyraźniej. Poczułam się, jakbym miała do czynienia z "czekoladą śmietankową" (jak np. Chateau Mleczna Deserowa Herbe Sahne), tylko że gorszej jakości. O dziwo, całościowo poziom słodyczy był w miarę wyważony, słodki smak dodatki jakoś trochę tonowały.

Gryzione na koniec orzechy laskowe wydawały się delikatne, raczej nieprażone. Smakowały trochę naturalnie słodkawo, trochę "sucho". Po całej tej cukrowości i tanio-kakaowym smaku nie mogły się przebić. Rodzynki nie pomogły - przygłuszały je. Same w sobie jawiły się jako bardzo, bardzo słodkie. Kwasku w nich prawie brak. Muszę je jednak w sumie pochwalić, bo nieźle się w tabliczce odnalazły. Nieco uprzyjemniły słodycz.
Nadgryzanie dodatków "obok czekolady" pod koniec jej rozpuszczania się, nie rozruszało ich jakoś szczególnie.

Po zjedzeniu został posmak trochę orzechowolaskowy, trochę rodzynkowy (w zależności od kęsa), ale... na pierwszym miejscu rozgościła się cukrowa czekolada z echem sztucznawym (waniliny?), pseudomlecznym, maślanym (?). Był nieprzyjemny, dokuczliwy, ale łatwy do zagłuszenia czymkolwiek.

Całość postrzegam jako do bólu średniopółkową, co mnie smuci o tyle, że orzechy - a więc chyba gwóźdź programu Nussbeiserów - też wyszły średniopółkowo. Były i tyle że były, niewiele wnosiły. Z rodzynkami już lepiej, bo więcej znaczyły, ale żałuję, że nie dodali lepszych. Mleczność trochę tonowała słodycz, sprawiając, że ogół nie był zły. A jednak... jaka to ciemna czekolada, która ma tylko 46% kakao i mleko? Może lepiej by było, gdyby zrobili "czekoladę śmietankową", a nie "gorzką"? Zawartość niezgodna z nazwą. Całość wydała mi się niezgrana - ot, tabliczka, do której byle co wrzucili.
Zjadłam pasek, zaspokakając ochotę na "czekoladę ciemną (powiedzmy) z rodzynkami i orzechami", nieprzyjemnie się zacukrzając (cukier doskwierał głównie w gardle), po czym resztę z ulgą oddałam ojcu (acz najpierw położyłam do szafki Mamy, ona jednak nie chciała, bo uznała: "czekolada obrzydliwa, orzechy i rodzynki też kiepskie").


ocena: 5/10
kupiłam: Kaufland
cena: 3,99 zł
kaloryczność: 527 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: cukier, miazga kakaowa, rodzynki, orzechy laskowe, tłuszcz kakaowy, tłuszcz mleczny, lecytyny sojowa, aromat, odtłuszczone mleko w proszku

----------

Aktualizacja z dnia: 05.11.2024 r.
Pisząc wstęp do recenzji tej czekolady zorientowałam się, że wygląda znajomo. I nie chodziło mi o tabliczki z okienkami z dzieciństwa. Zaczęłam szukać na blogu i okazało się, że... już ją próbowałam. Najpierw myślałam, że jak dostałam, tak i całą z powrotem oddam ojcu, nawet nie otwierając, ale uznałam, że mogę zrobić pewne ciekawe porównanie: jak odbiorę taką czekoladę w górach? Może zacne otoczenie sprawia, że jestem bardziej łaskawa dla ocenianych czekolad?

Chciało by się "na Zachodzie bez zmian", ale może lepiej to sparafrazować do "za okienkiem bez zmian". To znaczy... no, jak czekolada była do bólu średnio półkowa w każdym aspekcie, tak i pozostała... A może nawet zrobiła się średnio-nisko półkowa? Wszak wymagania z ceną rosną. No i nie byłabym sobą, bym paru zdań i tak nie napisała.

Tabliczka w dotyku wydała mi się tłusta i ulepkowata. Przy łamaniu okazała się przeciętnie twarda i trochę krucha. Miałam wrażenie, że dominowały rodzynki - na pewno było ich więcej, ale chyba tylko ze względu na to, że one były bardzo małe, a orzechy aż niespotykanie wielkie - gramatura pewnie się zgodziła.
W ustach czekolada potrzebowała chwili, by zacząć się rozpuszczać. Potem też wydawała się trochę oporna, ale już jakoś jej to szło.
Z wolna odsłaniała dodatki. Wolałam je zostawić na sam koniec, raz tylko na próbę gryząc obok czekolady.
Kolosalne orzechy pozbawione skórek gryzione okazały się twardo-kruche, trochę suche i chrupiące.
Rodzynki były małe. Odznaczały się twardością i w porywach lekką soczystością. Tym razem przynajmniej nie były scukrzone.

W smaku i tym razem najpierw uderzył cukier, a potem rozeszła się wizja tanich cukierków orzechowo-czekoladowych. Mieszał się z nimi lekko mleczno-maślany splot, łagodzący gorzkość. Słodycz za to rosła w najlepsze i szybko drażniła. Skojarzenie z piernikami w czekoladzie pojawiło się i tym razem. Dodatki znów dopiero z czasem się odezwały.
Gryzione obok wydawały się jeszcze bardziej nijakie. Zostawione na koniec też nie zachwyciły. Były mocno przeciętne. Orzechy laskowe prażone średnio mocno wyszły nijako-sucho, a rodzynki były mdławe, mimo że przewijał się w nich sporadycznie lekki kwasek.

Ta czekolada nadal smakuje tanio i mocno średnio, jak nie kiepskawo-średnio. Chyba miała być uniwersalna, a nie jest ani przyjemnie ciemna, ani mleczna. Po Nussbeisser Czekolada Gorzka z Całymi Migdałami przemknęła mi przez głowę myśl, że może coś poprawili w jej produkcji, dodali lepsze dodatki, ale nie. Miałam wręcz wrażenie, że ją jeszcze nieco pogorszyli - jakby jeszcze gorszych składników używali? A cena wzrosła straszliwie. Kupiliśmy ją parę tygodni / miesięcy przed wyjściem na szlak, a kiedy sprawdziłam cenę na stronie, by się upewnić, że na pewno patrzę na właściwy rachunek, na stronie sklepu w dniu sprawdzania tekstu aktualizacji była jeszcze wyższa (9,88 zł)! Za tak kiepską czekoladę to wielka przesada, więc ocenę obniżyłam. To już nie jest przeciętna czekolada w przeciętnej cenie, a kiepska czekolada w wysokiej. Gdyby dalej kosztowała 4-5 zł, na pewno miałaby co najmniej 4 (może nawet wciąż 5).
Swoją drogą, ciekawi mnie, dlaczego we wspomnianej mogli dać ciut więcej kakao, a w tej poskąpili.


ocena: 3/10
kupiłam: Auchan (ojciec płacił)
cena: 7,58 zł
kaloryczność: 527 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: cukier, miazga kakaowa, rodzynki, orzechy laskowe, tłuszcz kakaowy, tłuszcz mleczny, lecytyna sojowa, aromat, odtłuszczone mleko w proszku

sobota, 8 lipca 2017

Chateau Nussbeisser Edel-Vollmilchschokolade mit Ganzen Haselnussen mleczna z orzechami laskowymi

Ostatnio kilka razy zwróciłam uwagę na komentarze o tym, że niegdyś pyszne słodycze smakują obecnie zupełnie inaczej. Wiele osób zwala to na polepszenie się gustu, jego zmianę - częściowo mają rację. Niestety... producenci uparli się zmieniać nawet to, co wydaje się doskonałe. No i tutaj kilka razy trafiłam na opinię, że "nawet Nussbeisser już nie smakuje jak kiedyś / stracił swój urok", a mnie męczyła jedna myśl. Odkąd trafiłam do słodyczowej strefy blogowej, zauważyłam, że prawie wszyscy kojarzą Nussbeissera z Alpen Gold. Ja z kolei pamiętam, że czekoladę Nussbeisser lubiłam, a Alpen Gold nie. W dodatku jakoś to ich logo zupełnie mi się z klasykiem z okienkiem nie kojarzyło. Pomyślałam jednak, że pewnie po prostu nie przywiązywałam do tego wagi. Pewnego dnia, w podziękowaniu, dostałam Nussbeissera i potwierdziło się to, że słusznie nie kojarzyłam z nim Alpen Golda. Producentem otrzymanej tabliczki było Chateau. Cenię tę markę, bo robią według mnie dobre i tanie czekolady, ale że zwykła mleczna z orzechami jakoś mnie na co dzień nie kręci, sobie zostawiłam tylko pasek (resztę oddając Mamie).


Chateau Nussbeisser Edel-Vollmilchschokolade mit Ganzen Haselnussen to mleczna czekolada o zawartości 32 % składników kakaowych z całymi orzechami laskowymi, które stanowią 27 % tabliczki.

Po otwarciu poczułam mocno orzechowo-czekoladowy zapach, który wydał mi się zaskakująco spójny. Towarzyszyło temu wyraziste mleko i słodycz o nieco waniliowym zabarwieniu. Muszę przyznać, że zapowiadało się smakowicie.

Jasna i lśniąca tabliczka łamała się bez problemu, orzechy się jej trzymały. Wydała mi się trochę krucha, ale w ustach rozpływała się tłustawo kremowo, przyjemnie, choć może trochę za szybko.
Orzechy były bardzo świeże, nie za twarde, a przy tym doskonale chrupiące. Nie miały "skórek" i wydały mi się tylko odrobinkę prażone (dla podkreślenia smaku).

Specjalnie wybrałam pasek z kostką z tylko jednym orzechem (a był tylko jeden taki pasek), żeby dobrze wczuć się w czekoladę. Już od pierwszej chwili skojarzyła mi się ona z waniliowym budyniem zrobionym na pełnym mleku. Oczywiście nie była to wanilia w pełnej okazałości, ale i tak wystarczyło, by nadać słodyczy całkiem przyjemnego wyrazu. Prawda, że słodycz mogłaby być nieco słabsza, ale nie był to czysty cukier. 
Tak smakująca czekolada skojarzyła mi się z czekoladą z Kit Kata, albo raczej wspomnieniem jej smaku z czasów, kiedy bardzo te batony lubiłam. 
Kostki bogatsze w orzechy ogólnie były tą orzechowością przesiąknięte, ale oczywiście to same orzechy swój smak nakręcały. 

Laskowce smakowały tu niezwykle świeżo. Nie było w nich ani trochę goryczki, a prażenie było minimalne - tak tylko dla podkreślenia, a nie jako mocno prażony smak. Prawdopodobnie dlatego cała tabliczka nimi aż tak bardzo nie nasiąkła, ale... nie było jej to potrzebne, bo w takich jak tu orzechach można się zakochać.
Muszę wspomnieć, że te orzechy zachwyciły zarówno mnie - wielbicielkę samych świeżutkich orzechów oraz mocno prażonych jako dodatek w czekoladach (ogółem czekolady z orzechami zabieram głównie w góry i wtedy wolę, jak orzechy w nich są mocno prażone, niż nieprażone), jak i moją mamę, która lubi orzechy nieprażone (same jak i w słodyczach).

Ogółem czekolada robi dobre wrażenie, nie ma się w niej do czego przyczepić. Słodycz jest silna, ale nie aż tak przesadnie - orzechy dobrze sobie z nią radzą. Od takiej czekolady po prostu nie powinno się oczekiwać mocnego kakao czy subtelniejszej słodyczy. Oceniam więc biorąc to pod uwagę, na podstawie zjedzenia trzech kostek. Tak, wiem, to nawet nie cały pasek, ale nie chciałam ewentualnego zasłodzenia. Porównując ją do zwykłej mlecznej Bellarom z orzechami, powiem tak: to mniej więcej ten sam poziom, ale o wiele bardziej podoba mi się tabliczka i kostki Bellarom (choć to Chateau ma gramaturę wygodniejszą do wzięcia na samotną wędrówkę w góry).

Czy to był smak sprzed lat? Dam sobie rękę uciąć, że tak. Wygląd się nie zgadza, ale... skojarzenie z waniliowym budyniem, które weszło do mojej głowy lata temu, dzisiaj znów wróciło. Był to w dodatku smak podobny do tego, za który jako nastolatka uwielbiałam czekoladę z Kit Kata. Inną sprawą jest to, że obecnie trochę mi nie po drodze z tak słodkimi rzeczami, ale już wiem, czego będę szukać na straganach z niemieckimi słodyczami przed wyruszeniem na górski szlak ze względu na genialne orzechy.

I jeszcze pytanie do Was: kojarzycie swoje Nussbeissery sprzed lat? To były Alpen Gold czy Chateau? Niby kojarzy mi się czekolada z podziałem na ładne, zdobione paski, a nie zwykłe kostki, ale popatrzcie na skład Alpen Gold na np. stronie Tesco - przecież to nie mogło być smaczne.


ocena: 8/10
kupiłam: dostałam
cena: -
kaloryczność: 585 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie, chyba że w góry przy okazji

Skład: cukier, orzechy laskowe (27%), pełne mleko w proszku (15,3%), tłuszcz kakaowy, miazga kakaowa, maślanka w proszku, laktoza, lecytyna sojowa, ekstrakt z wanilii