Kiedy miałam już za sobą wschód na Babiej Górze i całkiem przyjemną pętlę, dzień był jeszcze młody, a energii zostało sporo. Podjechaliśmy więc do wsi Korbielów, by tego samego dnia zrobić drugą pętlę, mniej wymagającą. Tej głównym punktem miał być szczyt Pilsko. Miałam dziwne wrażenie, jakby już było popołudnie, jednak nie było to zmęczenie kondycyjne. Jak wspomniałam przy Manufaktura Czekolady MANU Wiśnia 70 %, ojciec ze mną się nie wybrał. Tu jednak towarzyszyła mi czekolada od niego. Nie spodziewałam się zachwytów po tej tabliczce, ale wiedziałam, że w górskiej scenerii, w tej sytuacji każda zyska. Za tę bowiem wzięłam się na Księciu Beskidów, czyli Pilsku. Choć to ponoć znana książęca para (Babia i Pilsko), na Pilsku nie byłam. A głupio tak nie zaliczyć najwyższych szczytów w Beskidzie Żywieckim. Pierwotnie chciałam przejść od Babiej do Pilska, ale nie znalazłam żadnych busów, by po ludzku wrócić do Krowiarek. Latem może i porwałabym się na dużą pętlę, jednak zima i krótki dzień temu nie sprzyjały. Z Korbielowa ruszyłam łatwą, leśną drogą, na której czekała mnie wiosenna pogoda i motyle. Aż się wierzyć nie chciało, że jest 16 lutego. Potem już od Hali Miziowej było co prawda trochę zimę czuć, sporo ludzi jeździło na nartach i na szczycie zaobserwowałam coś ciekawego - niektórzy szusowali ze spadochronami! Nigdy czegoś takiego nie widziałam. A widziałam za to... piękne widoki z Pilska. To rzadkość, że trafia mi się taka cudowna widoczność i pogoda na szczycie. Na zejściu jednak już nieprzyjemnie wiało, a mnie spotkał zmrok i ciemność, że musiałam oświetlać drogę latarką. I zamiast robić pętlę, poszłam jakoś podobnie jak weszłam, ale... trochę pomyliłam drogę, że w pewnej chwili myślałam, że się zgubiłam. Ratowałam się słyszanym i kojarzonym z wejścia potokiem "gdzieś po prawej", no i jakoś na parking wyszłam. Hm, jak się nad tym zastanowić, prawie wyszło ciekawe zestawienie: wschód na Babiej i zachód (prawie) na Pilsku.
Nussbeisser Collection Czekolada gorzka z orzechami nerkowca i całymi migdałami to ciemna mleczna czekolada o zawartości 43% kakao z kawałkami orzechów nerkowca i całymi migdałami, produkowana przez Mondelez.
Po otwarciu poczułam intensywny zapach, przywodzący na myśl gorzkawo truflowy nugat, mieszający się z orzechami. Ewidentnie czułam migdały, ale wydawały się wchodzić w całą mieszankę różnych z nerkowcami i laskowymi (?). Odnotowałam lekką mleczność, a słodycz wydała mi się przyjemnie niska. Cierpkość się nie odezwała.
Tabliczka pełna orzechów i migdałów była bardzo twarda i łamała się z głośnym trzaskiem. Niektóre orzechy i migdały łamały się wraz z nią.
W tabliczce było zachwycająco dużo orzechów i migdałów, bez przegięcia - czekolada wciąż była czekoladą z nimi, a nie zlepem dodatków. Podobało mi się ich rozmieszczenie, bo było równomierne. Jedząc więc trafiałam raz na nerkowca, raz na migdała, czasem oba i tak w kółko. Zdarzyło się też kilka małych kęsów samej czekolady, co również uważam za plus, bo można się wczuć w nią samą.
W ustach czekolada rozpływała się w tempie umiarkowanym, dając się poznać jako mazista i gęsta. W porywach wydawała się lekko śliskawa i śmietankowa. Z czasem trochę rzedła, ale do końca sprawiała wrażenie masywnej i jakby pełnej. Dodatki wyłaniały się z niej leniwie. Nerkowców ewidentnie dodano więcej, ale ze względu na smak, to dobrze.
Nerkowce to pokaźne kawałki - ćwiartki i połówki. Czasem ich mniejsze kawałki zebrały się w skupiska. Gryzione okazały się świeżo miękkawe, cudownej jakości.
Migdały istotnie dodano całe, w większości ze skórkami. Te jednak łamały się podczas łamania wraz z czekoladą, więc nie zawsze w ustach zostawał cały migdał, ale to im wcale nie umniejszyło. Gryzione migdały dały się poznać jako twardawe i krucho-chrupiące. Również cudowne.
W smaku w pierwszej chwili przemknęło mleczne echo, po czym polała się słodycz. Wysoka, ale ani imperatywna, ani przesadzona.
Swoją obecność zaznaczyło kakao, acz o gorzkości nie było tu mowy. To raczej leciuteńka prawie gorzkawość, przywodząca na myśl kakao na mleku, może nawet ze śmietanką.
Słodycz szybko dała się poznać jako orzechowo-waniliowa. W oddali raz czy drugi mignęło mi plastikowe echo, ale szybko znikało w orzechowości. Ta kojarzyła się ze słodko-gorzkawym, lekko śmietankowym nugatem.
Kakao na mleku mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa zmieniła się w truflowość. Nugat zrobił się kakaowy. Wciąż pobrzmiewało leciuteńkie, mleczne echo. Czekolada sama w sobie wydała mi się mocno orzechowa, co jeszcze podkręcały wolno wyłaniające się nerkowce i migdały. Epizodycznie w nugatowo-truflowym wątku pojawiała się nawet drobna cierpkość.
Słodycz rosła, acz gdy osiągnęła ryzykowany poziom, opamiętała się. Co ciekawe jednak, gdy podgryzałam nerkowce i migdały nim zniknęła, wydawała się i słodsza, i bardziej kakaowo nugatowo-truflowa zarazem.
Końcowo czekolada zaserwowała ryzykownie słodki, truflowy nugat. Lekko zaznaczyła się w gardle, ale jeszcze nie drapała.
Gdy jednak zajęłam się orzechami i migdałami, łatwo o słodyczy zapomnieć, w udany sposób ją tonowały. To migdały i nerkowce skupiały na sobie całą uwagę. Klarownie czuć jedne i drugie, przy czym dotarło do mnie, jak przemyślanym posunięciem było dodanie więcej nerkowców niż migdałów. Dzięki temu ich smaki cudownie się wyważyły - wszak nerkowce miały naturalnie łagodniejszy charakter, migdały zaś jawiły się jako bardziej imperatywne i właśnie czasem wyrywały się na przód.
Gryzione migdały okazały się lekko prażone i naturalnie bardzo słodkie. Ich skórki dodały lekkiej goryczki, podtrzymującej cierpkawość bazy.
Nerkowce wydawały się surowawe i intensywnie słodko-maślane.
Jedne i drugie obłędne.
Po zjedzeniu został posmak głównie migdałów, ale też wyraźnie nerkowców i... ogólnie orzechowe echo. Mieszało się z silną słodyczą, w której doszukałam się znikomego przearomatyzowania, może nawet plastiku, który jednak dało się wybaczyć.
Czekolada zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie. Ilość i proporcje zachwycających smakiem i strukturą nerkowców i migdałów idealne. A sama czekolada też nie była banalna. Trochę za słodka, ale ciekawie truflowo-nugatowa sama w sobie. Podobała mi się lekka, mleczna nutka, która nieco łagodziła słodycz i sprawiła, że nie próbowała udawać ciemnej (bo przeciętne, tzw. "deserówki" w okolicach 50% wychodzą zwyczajnie nijako i irytująco). Zapewniła lekką cierpkość, przeważającą, że ogół był naprawdę ciekawy i warty uwagi.
ocena: 9/10
kupiłam: Biedronka (ojciec kupił)
cena: 14,99 zł (za 180g; ale jak wyżej)
kaloryczność: 553 kcal / 100 g
czy kupię znów: mogłabym do niej wrócić w górach czy coś
Skład: cukier, miazga kakaowa, kawałki orzechów nerkowca 18%, całe migdały 7%, tłuszcz kakaowy, tłuszcz mleczny, lecytyny sojowe, aromat, odtłuszczone mleko w proszku
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.