piątek, 14 czerwca 2024

krem Go Active Almond Butter

O tym kremie wspomniałam przy Maslove 100 % Zmielone Migdały Pieczone. Gdy już zjadłam krem Go Active Cashew Butter, nagle i drugi wariant zaczął mnie interesować. Pierwotnie jakoś założyłam, że jest zbyt ryzykowny, biorąc pod uwagę jak różnie mogą wyjść kremy migdałowe. Po tamtym uznałam jednak, że jak by nie wyszedł, pewnie okaże się smaczny. Stąd poprosiłam ojca, by kupił (oba, bo do wspomnianego nerkowcowego chciałam wrócić).

Go Active Almond Butter to krem 100 % z migdałów, produkowany dla Biedronki.

Po odkręceniu i zerwaniu zabezpieczenia poczułam uderzenie średnio mocno prażonych migdałów z lekko słonawo-wytrawnych echem. Zabrzmiały obok nieśmiałej słodyczy jakby tylko co wysmażonych naleśników. Gdy uporałam się z olejem i już w trakcie jedzenia, słonawe echo zelżało, wytrawność natomiast nie. Podniosła się jednak słodycz, sugerująca tłuste naleśniko-placki z miodem.

przed i po uporaniu się z olejem
Na wierzchu wydzieliło się sporo oleju. Zlałam jakieś 3 łyżeczki, a wymieszałam 4.
Mieszanie było dość trudne, bo krem okazał się bardzo zbito-gęsty i miejscami suchawy. Jak to kremy migdałowe, niezbyt chętnie współpracował. Długo męczyłam się, by otrzymać w miarę jednolitą konsystencję, a nie suchawe zbitko-grudki w oleistej masie. W końcu jednak mniej więcej mi się udało. Krem zdradzał lekką oleistość, a także miazgowo-skórkowy efekt. Ciągnął się średnio, lecz jednocześnie wydawał się bardzo zwięzły.
W trakcie jedzenia dał się poznać jako bardzo gęsty i jakby gęstniejący. Zaklejał zupełnie i rozpływał się powoli, racząc miazgowym efektem. Bazowo był jednak raczej gładkawy, bez kawałków do gryzienia, a tylko z punkcikami nadającymi mu chrupkawego urozmaicenia konsystencji.
Przedstawił się jako ciężkawy i masywny, syty. Masę można wręcz podgryzać. Nie była twarda, acz twardawość się w niej kryła. Także pewne złudzenie pylistości / suchawości (może od skórek?), choć ogółem pasta była dość tłusta. Nie czuć w niej oleistości, którą sugerował wygląd.

W smaku przywitał mnie wręcz neutralny motyw średnio wyprażonych migdałów, obok których, jakby niezależnie zaznaczyła się leciusieńka słodycz. Migdały mieszały się z maślaną nutą. Ta doprowadziła do nich subtelną słodycz, kojarzącą się z cienkimi, wysmażonymi na chrupko naleśnikami (bez cukru; ja nigdy go nie dodaję). 

Słodycz leniwie rosła. Wizja cienkich placków tylko co wysmażonych i gotowych do nadziania twarogiem była bardzo jednoznaczna. Słodycz mieszała się w harmonii z lekką wytrawnością. Były bardzo wyważone.

Migdałowość przybrała charakter po prostu podprażonych migdałów, częściowo w skórkach. Czułam się, jakbym je chrupała, a nie jadła krem zrobiony z nich. W tym czasie słodycz wzrosła wyraźnie i nagle, przez moment, pomyślałam o migdałowych naleśnikach ewidentnie na słodko.

Mniej więcej w połowie rozpływania się porcji słodycz jednak uspokoiła się i przestała rosnąć. Zawahała się, po czym odeszła na tyły. Tam pobrzmiewała prawie do końca. Naleśniki wróciły do neutralności. Teraz to były po prostu cienkie placki - już nie czekały na nadzianie twarogiem; równie dobrze mogły zostać nadziane czymś wytrawnym. Właśnie wytrawniej zaczęło się robić.

Migdały błądziły między prażonymi, a smażonymi akcentami. Cieniutkie naleśniki miejscami mogły być aż za mocno przypieczone, na pewno przypieczone na chrupko mimo echa tłustości.

Wraz z tym, jak drobinki zaznaczały swoją obecność na języku, wytrawność umocniła się. Wplotły nawet szlachetną goryczkę, a ta... kontrastowo przypomniała o słodyczy. Na słoiczek trafiło się dosłownie parę malutkich kawałków, które chrupnęłam i one po prostu stanowiły niewyróżniające się przedłużenie smaku migdałów.

Po zjedzeniu został posmak niby wytrawniejszy, ale ze słodkimi zapędami. Średnio mocno prażone migdały zabawiały się skojarzeniem z chrupkimi, cieniutkimi naleśnikami, które nie mogły się zdecydować, czy iść w kierunku wytrawnym, czy słodkim.

Krem bardzo mi smakował, a konsystencję z miazgowym efektem jak ta uwielbiam. Szkoda tylko, że ma takie skłonności do podsychania. W smaku połączenie słodyczy i wytrawności, nie za mocne prażenie wyszły świetnie. Migdały jako migdały chrupane oraz porządnie wysmażone cieniutkie naleśniki stworzyły świetny duet. W zasadzie nie było w tym kremie nic, co można by mu zarzucić - był idealnie zrobiony, a jednak czegoś odrobinę brakowało, by zachwycić mnie tak, bym miała np. kupić znowu. Smakowo wolę Grizly Krem migdałowy 100% w tubce.


ocena: 9,5/10
kupiłam: Biedronka (ojciec kupił)
cena: 11,99 zł (za 180g; promocja z tego, co wiem)
kaloryczność: 624 kcal / 100 g
czy kupię znów: możliwe

Skład: prażone migdały

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.