Pokazywanie postów oznaczonych etykietą czekolada: trawa cytrynowa. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą czekolada: trawa cytrynowa. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 22 maja 2018

La Naya Tanzania 67 % Kaffir lime and lemongrass ciemna z Tanzanii z liśćmi limonki kaffi i trawą cytrynową

Ostatnią posiadaną tabliczką La Nayi, także limitowaną, była czekolada z dodatkiem. Najpierw nie zwróciłam na to tak specjalnie uwagi, mówiąc sobie, że ta jest po prostu z Tanzanii, ale nie. Plantacyjna z dodatkiem - spodziewałam się, że był to porządnie przemyślany ruch, więc byłam bardzo ciekawa (choć chyba nie aż tak ciekawa, jak czystych plantacyjnych).

La Naya Tanzania 67 % Kaffir lime and lemongrass to ciemna czekolada o zawartości 67 % kakao z liśćmi limonki kaffir i trawą cytrynową.

Od razu po otwarciu poczułam cudowną soczystość w cytrusowym klimacie, na który złożyła się również wyrazista nuta ziemi i drzew. Nie było to często pojawiające się połączenie ziemi i cytryn, a coś bardziej gorzkawo-limonkowego. Wspaniały kontrast wilgoci i rozgrzania otaczała słodycz, głównie kwiatowa, a więc cudownie zwiewna. Wpisały się w to też słodziutkie maliny i jasny miód. Do głowy przyszedł mi syrop malinowy i lody malinowo-limonkowe - na patyku, takie "dziecięco-cukierkowe", ale wyidealizowane.

Czekolada trzaskała przyzwoicie, a w ustach rozpływała się na niemal ślisko-tłustawy krem z poczuciem zgęstniało, zaschniętego sosu. Kojarzyło mi się to z lodami zrobionymi na pełnej śmietance i wcale nie kłóciło się z wyglądem, bo miała kolor ciemnej, ale mlecznej czekolady.

W smaku zwłaszcza w pierwszej chwili wydała mi się słodziutka, wręcz słodziuteńka. To szaleństwo dojrzałych, słodkich malin... albo raczej malinowych lodów zrobionych z takich i posłodzonych miodem. Nie. Opływających miodem. Jasnym (też jakimś kwiatowo-malinowym?).

Nie zrobiło się jednak zbyt słodziaśnie, bo dołączył do tego sorbet limonkowy, albo nawet coś lżejszego, jak wyidealizowane lody wodne limonkowe, bo wydały mi się wręcz trochę cukierkowe. Wciąż miałam też poczucie... owocowej esencjonalności? Jakby jakaś gruszka?

W słodyczy tego wszystkiego cały czas przeplatały się kwiaty - ogrom kwiatów (ale jakby z wyróżnieniem róż i to trochę "perfumowych"). To one tworzyły bardzo udane przejście do konkretniejszych nut.

Dość szybko, wraz z limonką, pokazała się ciepła nuta drzew. Rozwijała się, stawała się coraz odważniejsza. Wraz z akcentem skórki limonki sugerowała delikatną gorzkawość. To była jednak taka... soczyście-wilgotna gorzkawość, rześka i wkomponowana w "perfumowe kwiaty".

Z czasem zaczęłam też wyraźnie czuć trawę cytrynową. Wniosła wytrawniejszy, choć wciąż orzeźwiający motyw. Kwiatom i cytrusom narzuciła ziołowy ton, przy którym miód zyskał poważniejszy charakter.

Trawa cytrynowa i drzewa, łącząc się ze słodyczą i skojarzeniem z lodami na śmietance, pod koniec też wypuszczały coś lekko mleczno-maślanego... Tu o słodyczy zaczynałam myśleć jako wręcz o toffi-karmelowej... palonej lekko? Bo z ciepłym charakterkiem. Chwilami wyobraźnia podsuwała mi obraz jakiś gruszek w karmelu / miodzie.

W posmaku pozostawała lodowa malinowo-cytrusowa kompozycja, oraz (bardziej w roli bazy) drzewa i ziołowość, złagodzona słodkimi kwiatami.

Czekolada smakowała mi, zaintrygowała niecodziennym klimatem, ale nie porwała. Świetnie wyszła ta jej lodowość, sorbetowość - takie ochłodzenie soczyste - w każdej płaszczyźnie (zapach, smak, struktura), miałam wrażenie, że dodatki zupełnie zlały się z nutami czekolady, tworząc niezwykły bukiet. Mi jednak wyszło to za słodko, bo jednak cała ta miodowość, słodziutkie lody, słodkie kwiaty i maliny, nawet "gruszkowa" limonka, a na koniec wręcz mleczno-maślany karmel zdominowały tu ziołowość i drzewa, które gorzkawość jedynie sugerowały. Kwasek jako smak też w sumie tu nie wystąpił, a do takiego klimatu by pasował (bardziej chyba nawet niż gorzkość).

Skojarzyła mi się trochę z mokrą, karmelowo-owocową Domori Morogoro Tanzania 70 % (jednak Domori pokochałam za bardzo charakterny wydźwięk, którego La Nayi zabrakło), i, co ciekawe nie tyle pełnowymiarową tanzańską czekoladą, co neapolitanką Pralusa - pewnie chodzi o to, że przy kilku gramach nuty kakao nie miały okazji porządnie się rozwinąć, a w La Nayi do akcji wkroczyły dodatki. Neapolitanka Pralusa: czerwone owoce, maślany karmel, mrożona herbata - o, o, podobny wydźwięk. A jeśli chodzi o "interpretację dodatku trawy cytrynowej", to przypadła mi do gustu bardziej niż jedyna wcześniej jedzona z trawą tą Pacari Lemongrass, bo Pacari wyszła za bardzo nią "przyprawiona" jak jakieś obiadowe danie.


ocena: 8/10
kupiłam:  Sekrety Czekolady
cena: 24,99 zł (za 60 g)
kaloryczność: 552 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: ziarno kakao, cukier, tłuszcz kakaowy, lecytyna sojowa, liście limonki kaffir 0,7%, trawa cytrynowa 0,4%

wtorek, 5 września 2017

Pacari Lemongrass ciemna 60 % z Ekwadoru z trawą cytrynową

Postanowiłam, że zrobię wszystko, by spróbować jak najwięcej czekolad Pacari, a jako że trochę tego jest, podzieliłam je sobie na pewne podkategorie. Jedną z nich nazwałam sobie roślinną serią, bo są z różnymi ziołami, a ich opakowania zdobią zielone liściory. Jako, że czekolady z miętą i werbeną już próbowałam w postaci miniaturek, wiedziałam mniej więcej czego po nich się spodziewać, więc przyszła pora na trawę cytrynową, która często bywa składnikiem różnego rodzaju napojów, ja jednak z nią jadłam chyba głównie curry, a więc nic słodkiego. To właśnie sprawiło, że na ten moment ciekawiła mnie najbardziej z tej serii.

Pacari Lemongrass to ciemna czekolada o zawartości 60 % kakao z Ekwadoru z trawą cytrynową.

Po otwarciu poczułam niezwykle intensywny, choć na szczęście nie natarczywy, cytrusowy zapach z dozą niemal pieprzno-imbirowej pikanterii oraz kakao. Słodycz wydała mi się tu stonowana i orzeźwiająco-kwiatowa.

Twarda i jakby "pełna" ciemna tabliczka o ziarnistym przekroju w ustach rozpływała się przyjemnie, niezbyt gładko, przy czym wydawała się zupełnie nietłusta, nieco suchawa, ale i z odrobiną soczystości.

W smaku w pierwszej chwili docierała do mnie słodycz. Od razu wydała mi się za silna, ale o głębokim, nieco karmelowym charakterze. Dość szybko przebijało się w niej poczucie orientalnego klimatu.

Z czasem doszło do tego zdecydowane kakao, jednak bez wyraźniejszej gorzkości. Było za to w ciekawy sposób podbijane jakby bukietem przypraw. To oczywiście trawa cytrynowa, której smak kojarzy mi się z mieszaniną cytryny pozbawionej swojej kwaśności, jej świeżą skórką z nieco ostrym imbirem i tymiankiem. W dodatku wnosiło to a'la miętowe orzeźwienie (oczywiście bez smaku mięty). Smak ten nazwałabym ziołową cytryną. W pewnym momencie robił się dominujący, by potem powoli tonąć w karmelowej słodyczy i kakao, które samo w sobie zdawało się kryć orzeźwiająco ziołowo-cytrusowe nuty (które pamiętałam z czystej wersji czekolady Pacari Los Rios Ecuador 72%).

Im bliżej końca, tym bardziej robiło się słodko i prawie pikantnie, by w końcu pozostawić posmak słodkiej czekolady i cytrynowego, ale nie kwaśnego, orzeźwienia.

To była dobra czekolada o wyrazistym smaku trawy cytrynowej, która o wiele bardziej przypominała tu swoją świeżawą (bo nie zupełnie świeżą) niż suszono-ziołową wersję. Całość dostarczyła naprawdę sporo charakterystycznej cytrynowej ziołowości, z lekką pikanterią, jednak niestety... z tym prawie wytrawnym smakiem ogólna słodycz czekolady jakoś mi się gryzła. Była za słodka, o za małej zawartości kakao jak na ten dodatek. Może to kwestia tego, że trawa cytrynowa o wiele bardziej kojarzy mi się z curry, a więc potrawami z rybami i mięsem, niż z czymś tak słodkim, więc nie mówię, że to zła czekolada, ale... proporcje bym tu pozmieniała.


ocena: 8/10
kupiłam: pralineria Neuhaus (za czyimś pośrednictwem - dziękuję!)
cena: 19 zł
kaloryczność: 550 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: ziarno kakao 55,70%, cukier trzcinowy 40%, tłuszcz kakaowy 4%, lecytyna słonecznikowa 0,20%, esencja trawy cytrynowej 0,10%