Pokazywanie postów oznaczonych etykietą czekolada: Indonezja. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą czekolada: Indonezja. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 25 sierpnia 2025

Standout Chocolate Indonesia Kerta Semaya Samaniya 2021 70 % ciemna z Bali (Indonezji)

Sporo tabliczek szwedzkiej marki Standout zjadłam w 2021, jednak od tamtego czasu nie było okazji, by jakieś niepróbowane zdobyć. Składając większe czekoladowe zamówienie, w którym dominowały tabliczki Zoto, zaczęłam rozglądać się, co jeszcze innych marek można by dołożyć. I wtedy mój wzrok przyciągnęło jaskrawe, jakże odmienne od tych mi znanych, opakowanie Standout. Zrobiłam szybkie rozeznanie: jak rozumiem, takie szaty graficzne otrzymują ich limitowane tabliczki. Dziś przedstawiana była właśnie limitowaną. Zrobiono ją z kakao od spółdzielni z Jembrany, Kerta Semaya Samaniya (KSS), której historia to opowieść o wytrwałości, cierpliwości i kreatywności, bo nie miała lekko z przebiciem się. Jednym z kluczowych filarów strategii KSS jest równość płci. Postanowili przeciwstawić się temu, że historycznie w takich gospodarstwach rolę kobiet ograniczano do pomocnic. Ruszyły szkole w uprawie kakao dla kobiet, co otworzyło drogę rolniczkom do tego, by mogły samodzielnie sprzedawać swoje kakao bezpośrednio do KSS (bez pośredników ciągnących kasę). Dobrze, że wspierają przedsiębiorcze kobiety. Pomyślałam, że z ogromną ochotą zjem coś od Standout z Indonezji.

Standout Chocolate Indonesia Kerta Semaya Samaniya 2021 70 % to ciemna czekolada o zawartości 70% kakao z wyspy Bali (z Indonezji), z regencji Jembrana; fermentacja ziaren trwała 6 dni w liściach bananowca w drewnianych skrzyniach, a suszenie "domowe" 6-8 dni; edycja limitowana.

Po otwarciu poczułam lekko kwaskawy zapach niedookreślonych czerwonych owoców i bananów, mieszających się z dosadną słodyczą a'la cukier kokosowy o mocno rześkim, karmelowym charakterze. Kwasek podkręciła marakuja, wpisująca się trochę w serek owocowy (acz jakby... wodniście wegański?) z marakują oraz trochę przywodzącą na myśl algi zieloną herbatę z marakują. Taki lekko glonowy wydźwięk herbaty wprowadził mokre od deszczu drzewa i glebę, wręcz błoto. Za tym wszystkim stanęły orzechy - niezbyt oczywiste.

Tabliczka w dotyku wydawała się zdradzać tłustość. Na pewno była bardzo twarda i dość głośno trzaskała przy łamaniu.
W ustach rozpływała się w tempie średnio-szybkim. Była maślano tłusta i zbito-gęsta, a jednocześnie lepkawa. Z czasem zmieniała się jakby w zbitą, konkretną i gładką masę sernika na zimo z serków homogenizowanych, do którego wkradła się wodnistość oraz drobna soczystość. Końcowo troszeczkę wysuszała niczym bardzo mocny, cukrowy alkohol.

W smaku pierwszą poczułam słodycz bardzo, bardzo rześką. Z jednej strony pojawiły się rześkie owoce, w których pierwsze mknęły melony, z drugiej zaś jakby rześko karmelowy cukier kokosowy.

Owoce szybciej rozłożyły swój wachlarz. Przy nieco wodnistym melonie pojawiły się też gruszki. Chyba mignęły mi jeszcze średnio dojrzałe banany. Słodycz rosła za ich sprawą, ale i wodnistość w nich pobrzmiewała. Podobnie zaraz zrobiło się z karmelowym motywem.

W oddali przemknęła niejasna nuta drzew i jakiś orzechów.

Po cukrze kokosowym przyszła woda kokosowa i żelowa kostka kokosowa nata de coco z kwaskawym echem.

Kwasek zatlił się także w owocach, by już po chwili rozbrzmieć wyraźnie jako zielona herbata z sokiem z marakui. Marakuja miała imperatywne zapędy, ale w sumie... wciąż pozwalała też melonom całkiem nieźle pobrzmiewać.

Zielona herbata wprowadziła gorzkość i cierpkość, po czym sama trochę osłabła. Narzuciła cukrowo-karmelowemu kokosowi trochę powagi, a ja pomyślałam o jakiejś kokosowej brandy i kokosowym rumie z echem kwasku. Orzechowe echo ponownie przemknęło w tle, jakby szukając sposobności na wzrost.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa herbata całkowicie przeszła jednak w drzewa, mokre od deszczu. Pomyślałam o takich, które deszcze znoszą od kilka dni i których pnie, konary wydają się kompletnie przesiąknięte wodą. Ich korzenie tonęły w mokrej glebie, błocie.

Ciężki, słodko-kwaskawy alkohol - kokosowy rum? - z kolei zaczął nasączać sobą... rodzynki? Wyjątkowo kwaśne i soczyste. To znów przypomniało o bardziej owocowej strefie, w której rządziła się marakuja (rządziła się w owocowej strefie, nie w całej kompozycji).

Marakuja osiadła w serku owocowym... A dokładniej w lekko wodnistej wegańskiej alternatywie serka zrobionej z kokosa. Kwasek wzbogacił się o czerwone owoce... Chyba poziomki, wśród których zaplątało się sporo biało-zielonych sztuk. Jednocześnie znów wzrosła słodycz i zmieniła trochę wydźwięk owoców z wodnistego na bardziej skondensowany. Spory udział miały tu banany, którym pomogły gruszki.

Owoce z czasem zmieniły się w sos do lodów z malin i poziomek ze sporą ilością marakui. Polano nim lody karmelowo-rumowe, bardzo słodkie i chyba urozmaicone kwasowatymi rodzynkami, nasączonymi alkoholem i z dodatkiem pojedynczych orzechów (włoskich?). Słodycz wyszła aż ciężko, jakby należała do jakiegoś mocnego alkoholu. A tego trzymało się kokosowe echo.

Po zjedzeniu został posmak ciężko alkoholowych, chyba rumowych, lodów ze słodyczą jakby cukru kokosowego o karmelowym wydźwięku z marakujowym sosem. Znalazły się tam już nieokreślone owoce czerwone. Słodycz wyważyła gleba, błoto i orzechy - w posmaku ewidentnie charakterne włoskie.

Czekolada wyszła intrygująco i smacznie, choć dla mnie nieco za słodko. Była bowiem bardzo dosadnie słodka (gdyby była mniej słodka, ocena byłaby maksymalna). Melony, gruszki, banany, serek "homogenizowany" kokosowy o owocowym smaku, lody z sosem z czerwonych owoców mimo kwaśności marakui i kwasku rodzynek to już było sporo słodyczy, a przecież jeszcze tyle czułam tu jakby cukru kokosowego, dosadnego, cukrowo słodkiego i jakby kokosowego rumu / brandy! Słodycz była więc bardzo złożona, ale co za tym idzie, wysoka. Kwasek był soczysty, ale nie tak imperatywny. Gorzkość wyraźna, ale średnio mocna. Zielona herbata, drzewa i błoto, końcówka orzechowa to bardzo przyjemny splot, ale niestety nie dominował. Podobało mi się, jak marakuja się w to wszystko wmieszała. Kokosowe nuty wody kokosowej, nata de coco, cukru kokosowego, wegańskiej kokosowej alternatywy kokosa i w końcu jakby kokosowa brandy i kokosowy rum - to dopiero coś niespotykanego! Zobaczyłam nuty producenta "azurec" to alkohol z kokosa - obstawiam, że właśnie to czułam, tylko nie znam tego, więc mi do głowy nie przyszło. To, jak obrazowa i jednoznaczna w swoim przekazie była, nawet mnie wydało się niecodzienne.

Karmel, drzewna herbata, banany, gruszki i czerwone owoce od razu przypomniały mi Beskid Chocolate Indonezja Bali Jembrana Czekolada Rzemieślnicza Gorzka 70 %, mimo że wydźwięk miały różny.


ocena: 9/10
cena: €6.95 (za 50g; około 29 zł)
kaloryczność: 585 kcal / 100g
czy kupię znów: nie, ale zacnie byłoby do niej wrócić

Skład: ziarna kakao, cukier

sobota, 28 czerwca 2025

Puchero Bean-To-Bar Chocolate Indonesia 75 % Java Criollo Single Origin ciemna z Jawy

O tym, jak to uwielbiam czekolady z jawajskiego kakao, mogę pisać bez końca. Hiszpańską markę Puchero dopiero zaczęłam poznawać, ale już miałam o nich dobre zdanie. Stąd gdy nadarzyła się okazja kupić coś z amerykańskiej strony, na której poznajdowałam czekolady niedostępne na stronach europejskich, zerknęłam także na Puchero. Zauważyłam, że różnicują nie tylko pochodzenie, ale też zawartości kakao - czyżby wybierali najodpowiedniejszą dla danego regionu? Bardzo się cieszyłam, że tabliczka z Criollo z Jawy dostała właśnie 75%, bo pamiętałam, że jawajska A. Morin Java Arjuna noir 70% była mi nieco za słodka. Chociaż też... co marka, to inne podejście do słodzenia.

Puchero Bean-To-Bar Chocolate Indonesia 75% Java Criollo Single Origin to ciemna czekolada o zawartości 75 % kakao Criollo z Jawy (jednej z wysp Indonezji).

Po otwarciu poczułam delikatny, złożony i niedookreślony zapach. Wydał mi się nieco wilgotnie-rześki niczym mgła, ale też mgliście rozmywający jednoznaczność nut. Na pewno czułam jakieś lekkie, w porywach wodniste owoce - melony? Gruszki...? Do nich dołączyła słodycz miodu i kwiatów. Kwiaty przyszły mi do głowy wodne. Choć całość wydawała się słodka i łagodna, kwasek też się tam znalazł. Pomyślałam o occie balsamicznym, skapującym na truskawki. W tle przewinęła się jakby pomarańcza-ale-niepomarańcza... czerwona odmiana? W dodatku zmieszana z czymś owocowym, trudnym do uchwycenia. A do tego szczypta goryczkowato-korzennych przypraw, natychmiast mieszających się z łagodzącą śmietanką.

Tabliczka w odcieniu mlecznej czekolady wydawała się masywna, co zgrało się z jej twardością. W dotyku za to obiecywała kremowość i tłustość, a przy łamaniu wydawała się krucha, krucho-skalista. Trzaskała krucho-masywnie.
W ustach rozpływała się raczej wolno, racząc mnie masywnością i gęstością. Była mazista i niby maślano-tłusta, ale też... trochę jak sopel lodu? Zdobyła się na odrobinkę soczystości na późniejszym etapie rozpływania się. Przez większość czasu jawiła się jako gładka, a tylko pod koniec nieco bardziej proszkowa, kiedy to szła w nieco zawiesinowym kierunku.

W smaku przywitały mnie słodkie truskawki. Zaraz zasnuła je odrobinę egzotyczniejsza mgiełka, zrobiły się... dziksze? Pomyślałam o poziomkach, ale to też nie były wyraźnie w 100% one. 

Polała się słodycz. Wysoka i dosadna, bardzo odważna. Oddawała słodki lukier. Nasilała się, acz pod wpływem owocowości przeszła po chwili na o wiele lżejszy, kwiatowy tor. Czułam bez wątpienia kwiaty białe, ale chyba też dokładnie białe wodne. Plątała się w nich rześkość i wilgoć.

W tle zaznaczyła się subtelna gorzkość, układająca się w motyw starych książek, pergaminu. Znalazł sobie miejsce gdzieś z boku i pobrzmiewał długo, inne nuty puszczając przodem.

Do truskawek, tracących na jednoznaczności, doleciało echo kwasku octu balsamicznego. Na moment znów podkreślił truskawkowość, ale nie utrzymał jej na długo. Pomyślałam o mieszance jakby bardziej egzotycznych truskawek i poziomek polanych miodem. Kwasek... zaraz w ogóle zmienił je częściowo w... liofilizowane? Potem jednak owoce zaczęły mieszać się z łagodzącą... śmietanką? I coraz większą ilością miodu bardzo kwiatowego. Przez pewien czas trochę się rządził, znacząco podwyższając słodycz i wszystkie powyższe nuty splątał w jedno. W całej tej mieszaninie doszukałam się jeszcze czerwonego kiwi o zasładzająco-egzotycznym smaku (więcej napisałam o nim na instagramie) oraz bardzo słodkich, ale w rześki sposób gruszek - jakiś czerwonych? Gruszek w miodzie? Owoce zaczęły rozmywać się w wodnisty sposób, a ja pomyślałam o mało wyrazistych melonach.

W tym czasie, mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa, stare książki, motyw starej biblioteki wydał mi się nieco zakurzony, po czym prawie zupełnie przeszedł w odrobinę goryczkowato-ciepłych przypraw. Wyróżniłabym chyba gałkę muszkatołową, kardamon... Ale i coś jeszcze? 

Miód zaczął robić się cierpkawy, jakby też przyprawiony, acz nienachalnie. Wciąż w głowie siedział mi miód jasny i kwiatowy, tylko że właśnie doprawiony. I może podkreślony karmelem, motywem karmelizowania? Gorzkość zaś niby lekko rosła, ale też nie wydawała się jakoś szczególnie imperatywna. Może dlatego, że pojawiła się przy niej łagodząca śmietanka? W oddali raz czy drugi przypomniały o sobie jeszcze książki i zakręciła się odrobinka dymu, ale sprawiała wrażenie wręcz leniwej i wycofanej. Wraz z karmelem otarła się o rozgrzewającą alkoholem i słodyczą whisky.

Przyprawy podkręciły kwasek w owocach. Czerwony, złożony motyw zmienił się w soczyste pomarańcze czerwone, które w pewnym stopniu trochę udają grejpfruty. Mieszały się z jakimiś egzotyczniejszymi... Jakąś mieszanką z marakują i mango. Śmietanka zmieniła się w śmietankę kokosową i nagle wymieszała się z tymi owocami, tworząc jakieś bardziej złożone owocowe lassi, opierające się na mocno śmietankowym jogurcie (indyjski napój z pulpy z mango, jogurtu i mleka lub wody). Odrobinkę przyprawione, ale też trochę... rozwodnione? 

Po zjedzeniu został posmak właśnie złożonego lassi, w którym plątały się czerwone owoce, czerwona pomarańcza, mango i inne egzotyczne żółte w towarzystwie śmietanki kokosowej, jogurtu mocno śmietankowego. Było znacząco, ale nijako słodko, a także kwaskawo-charakternie kwaskawo jednocześnie. Pomyślałam o cierpkim, mimo że odmiany czerwonej, kiwi. Do głowy przyszły mi też kwiatowo-wodniste melony i dosłownie odrobinka niedookreślonych przypraw.

Czekolada była ciekawa, tajemnicza, acz ta jej niedookreśloność nie chwyciła mnie. Wolałabym wyrazistsze, bardziej jednoznaczne nuty, a nie takie zamglone i wkomponowane w łagodność. Truskawko-poziomki, podobne owoce ale egzotyczniejsze zmieniały się z czasem w wodnisty splot gruszek i melonów, na chwilę rozbrzmiała wyrazistsza czerwona pomarańczy, by końcowo wszystko zatonęło w egzotycznym, mieszanym nie-tylko-mango lassi. Ogół jednak nie był aż tak do potęgi owocowy, bo co chwila pojawiały się a to kwiaty, a to miód, a to śmietanka. Nuta starych książek i szczypta przypraw, odrobinka dymu rozczochrały mnie - wolałabym, by o wiele odważniej się rozwinęły. Trochę charakteru tchnęła nutka octu balsamicznego, ale to był krótki epizod. Gorzkość była ogólnie za niska, kwasku czułam tylko odrobinkę, rządziła słodycz i śmietanka. A jednak... ta nuta książek i biblioteki była tak jednoznaczna, że jednak przesądziła o ocenie 8, a nie 7.

Kwiaty (ale cięższe), charakterniejszą niż zwykła pomarańczę (deserową), miks owoców żółtych i jogurt czułam w Beskid Chocolate Czekolada Rzemieślnicza Gorzka Indonezja Java Criollo 100 % (2023 czy 2025) - o dziwo podobniejszym do dziś przedstawianej czekolady niż Beskid Indonesia Java Criollo 80 %.
Morinowi Java Arjuna noir 70% zaś w ogóle dalej do dziś przedstawianej, acz nutka truskawek z miodem, przypraw były wspólne.


ocena: 8/10
kupiłam: barandcocoa.com (za czyimś pośrednictwem)
cena: $12 (za 70g; około 49 zł; wyszło, że nie ja płaciłam)
kaloryczność: 593 kcal / 100g
czy kupię znów: nie

Skład: ziarna kakao, cukier, tłuszcz kakaowy

wtorek, 10 czerwca 2025

Pralus La Javanaise Blend Dark 75 % ciemna z Indonezji i Ghany

Bardzo, bardzo zatęskniłam już za czekoladami marki Pralus, więc gdy tylko dostrzegłam nowość na stronie Chocoladeverkopers, zaczęłam szukać, co jeszcze zamówić i natychmiast zamówienie złożyłam.
Gdy przypomniałam sobie Pralus Indonesie Criollo 75 %Pralus Ghana Forastero 75 % już w ogóle nie mogłam się doczekać zjedzenia dziś przedstawianej. Połączone kakao z dwóch czekolad, które są na liście moich najukochańszych 10/10? To musiało być coś! Jednak, gdy już się za nią wzięłam, tknęło mnie... że przecież właśnie to połączenie to nie nowość, a Pralus Djakarta Criollo - Trinitario 75 % ze zmienioną nazwą. Producent uznał, iż nazwa była zbyt myląca - "Djakarta" mogło błędnie sugerować, że ziarna pochodzą Dżakarty. Jest ona stolicą Indonezji, jednak to nie z jej regionu pochodzą ziarna. Kiedy opisywałam tamtą, były rozbieżności w kwestii tego, jakie odmiany połączono. Na chwilę obecną, czyli rok 2024 zarówno na stronie, jak i na opakowaniu jest mowa o Criollo i forastero. Zmieniono też używaną lecytynę.

Pralus La Javanaise Criollo - Forastero Blend Dark 75% to Pralus Djakarta Criollo - Trinitario 75 % ze zmienioną nazwą, czyli ciemna czekolada o zawartości 75 % kakao Criollo i forastero z Indonezji i Ghany.

Po otwarciu uderzył mnie złożony bukiet przypraw: gałka muszkatołowa dominująca nad cynamonem i kardamonem. Odnotowałam też imbir, który wplótł soczystość. Ta niby była nie za wysoka, a jednak wyraźna. Pomyślałam o czerwonych owocach (głównie chyba czereśniach?). I jagodach? Raczej słodkich i na pewno w tle. Soczystość tonęła w słodyczy karmelowo-daktylowej i... miodzie leśnym? Wszystko to stało za torfem, ziemią i słodkawym mchem; lasem pełnym dzikich kwiatów. Oznaczało to sporo drzew, które mieszały się z przyprawami w... piernikowym kontekście? Do głowy przyszedł mi śmietankowy mousse czekoladowo-piernikowy, chylący się w nieco grzybowym kierunku. Doszukałam się jeszcze czarnej herbaty (też z przyprawami?), przeważającej o gorzko-poważniejszym, nie słodkim wydźwięku.

Tabliczka była twarda i trzaskała głośno, obiecując, że jest pełna i konkretna.
W ustach rozpływała się powoli i bardzo kremowo. Była tłusta w nieco oleiście-maślany sposób, mazista i porządnie gęsta. Pokrywała podniebienie tłustymi smugami, a potem przełamywała to trochę soczystością. Nawet ta jednak wydawała się pełna i gęsta, że konkretnie wypełniała usta.

W smaku pierwsza polała się łagodna słodycz mleczno-maślanego karmelu. Karmelu niemal krówkowego. Maślaność zaraz się od niego trochę odłączyła i sama chciała się wybić, niosąc neutralniejszy motyw, ale zgłuszyły ją inne nuty.
Za nią mignęła niemal nieuchwytna gorzkość - kawy?

Przemknął kwasek. Jakby kwasek miodu? Zniknął. Jak już go jednak odnotowałam, nieustannie pomykał mi za to kwasek owoców. Najpierw pomyślałam o cytrusach, ale później złapałam wyraźnie czerwone owoce - wiśnie i niemal czarne czereśnie?

Słodycz w tym czasie bardzo wzrosła. Soczystość podszepnęła karmelowi daktyle. Wyszły niemal piekąco i bez trudu umocniły słodycz. Wprowadziły miód. Także piekący i charakterny, na pewno ciemny i wręcz ciężkawy. Miód leśny? Aromatyczny od dzikich kwiatów.

Gorzkość szybko dała o sobie znać. W zasadzie zaznaczyła się jako echo już w ciemnym miodzie, ale tu bardziej grała na siebie. Przedstawiła się jako za mocna herbata. Herbata z przyprawami korzennymi?

Przyprawy uderzyły nagle i bardzo mocno. Przewodziła gałka muszkatołowa, która wraz z kardamonem szła wręcz w gorzkość. Wraz z mocną herbatą także owocom dodały lekkiej cierpkości. W tle przemykać zaczęły różne porzeczki i jagody. Kwaskowi zdarzyło się spoglądać ku cytrusom.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa w maślaności wychwyciłam pieczarki. Jako jakiś śmietankowo-maślany sos?

Korzenne przyprawy jednak odwracały od tego uwagę. Dołączył do nich cynamon i osłodził je nieco. Też w pikantnym stylu. Podsycił też ciemnomiodowo-daktylowe tony, acz nie tak bardzo. Soczystość piekła... i od słodyczy daktyli, i od... imbiru? Do głowy przyszła mi nawet jakaś jabłkowo-imbirowa masa (konfitura?). Słodycz ogólna rosła, ale nie pchała się na pierwszy plan.

Herbata zaczęła zmieniać się w kawę ze względu na mocniejszą paloną nutę, jaka wychynęła zza przypraw. A wśród nich... soczystość poszła we wręcz nieco... mięsnym kierunku? Grzybowy sos z pieprzem przybrał na znaczeniu. Sos... grzybowo-serowy?

Wychwyciłam twaróg, nieco wyprowadzający ten wątek z wytrawnych klimatów do neutralności. Wykorzystał to miód i trochę w ten twaróg wsiąkł. Wątek ten jednak nie utrzymał się za długo.

Przyprawy i ta wytrawność nagle jednak trochę zmieniły tor i pokazały mi obraz lasu. Ciemnego, wilgotnego, ale ze słodkawym mchem. Był w pewien sposób słodko-ostrawy, co świetnie zgrywało się z przyprawami korzennymi. Gorzkość i pikanteria zaś ułożyły się w czarną, aromatyczną i wilgotną ziemię.

Pieprz i gałka muszkatołowa końcowo zdecydowały się na coś słodszego - miodowy piernik o ciężkim charakterze, który nieco przełamało echo soczystej warstwy chyba z wiśni (i czarnych porzeczek?). Do tego nie za słodką, piernikową kawę. Przyprawy wróciły do goryczki. Słodycz jednak też nie odpuszczała. Przy pierniku czułam ciemny, piekący miód, ale już jakby obok prezentowały się równie piekące daktyle. 

Po zjedzeniu został posmak niby maślany i wręcz krówkowo-karmelowy, ale wcale nie łagodny. Te nuty na zasadzie kontrastu wystąpiły w opozycji do ogromu ziemi, herbaty i ostro-pieprznego piernika. Pobrzmiewały grzyby, ale też cierpkie, ciemne owoce, przeplecione z subtelnym niedookreślonym, soczystym kwaskiem (zahaczającym o cytrusy?). Do tego słodycz też częściowo wpisała się w ostrość jako piekące miód ciemny (leśny?) i daktyle.

Ta czekolada to prawdziwa uczta. Niezwykle bogata w intensywne nuty. Połączyła dwie boskie czekolady i wyszła także bosko. Łagodniejszy, niemal krówkowo-karmelowy początek, maślaność, a potem piekące daktyle i miód leśny, herbata zmieniająca się w kawę i ogrom przypraw z gałką muszkatołową i kardamonem na czele wyszły cudnie. Cynamonowe osłodzenie, przejście do pewnej grzybowej wytrawności, a potem las i drewniano-piernikowa końcówka przesądziły o wybitności kompozycji. Odrobinka wiśni, czereśni i porzeczko-jagód, cytrusów wprowadziła soczystość, ale nie silną owocowość. I dobrze, bo tylko taka ilość owoców idealnie pasowała.

Przy drugiej kostce byłam już pewna, że... skądś to znam. Zaczęłam szukać, wczytywać się w opis, przeszukiwać bloga. Przecież to Pralus Djakarta Criollo - Trinitario 75 % (2017)! Tak, dla mnie było to zaskoczeniem, bo przed degustacją nie wczytywałam się dokładnie w opis, stworzyłam wstęp dopiero później. Dobrze to znałam - wspomnienia wróciły, jakby to było tak niedawno. Tym razem byłam w stanie wyczuć o wiele, wiele więcej i trafnie to ponazywać, widzę więc swój rozwój. Czekolada sama w sobie nie zmieniła się jakoś znacząco - szczegóły wynikające z różnic między poszczególnymi zbiorami kakao.


ocena: 10/10
cena: 7.95 € (około 34 zł)
kaloryczność: 585 kcal / 100g
czy kupię znów: kto wie?

Skład: kakao, cukier, tłuszcz kakaowy, lecytyna słonecznikowa

wtorek, 20 maja 2025

Willie's Cacao Surabaya Gold Indonesian Dark Chocolate Single 69 % Cacao ciemna z Jawy

To, że Willie's Cacao to marka brytyjska przeczytałam i zapamiętałam dopiero pisząc ten wstęp. Wcześniej się marką szczególnie nie interesowałam. Fakt, jadłam ich czekolady lata temu, ale informacje o samej marce uleciały mi z głowy. Tę czekoladę już kupowałam z lekkim żalem. Nigdy nie zrozumiem, dlaczego w takich sytuacjach twórcy czekolad nie raczą dołożyć tego 1%, by chociaż standardowe 70% kakao zrobić. Co i tak uważam za nieco zbyt niską zawartość. O tym, by czekoladzie jednak dać szansę, przeważył region. Mam bowiem słabość do Jawy i całej Indonezji. 

Willie's Cacao Surabaya Gold Indonesian Dark Chocolate Single 69% Cacao to ciemna czekolada o zawartości 69 % kakao z Indonezji, z Jawy, z regionu miasta Surabaya.

Po otwarciu poczułam delikatny zapach karmelu. Nie za mocno słodkiego i nie za mocno palonego, ale jednak. Z jednej strony stanął karmel potencjalnie słonawy, bo z pewną specyficzną kwaskawością w tle. Ona jednak... nie była tylko solono karmelowa, a też lekko owocowa. Do głowy przyszedł mi słodko-kwaśny dżem truskawkowy. Z drugiej strony stanął karmel bardziej karmelkowy. Za sprawą lekkiej gorzkości pomyślałam o miękkich karmelkach w wariancie cappuccino. Może nawet z nadzieniem kawowo-karmelowym. Bardzo w oddali wychwyciłam też chyba pewną... ziemistość? 

Twarda i masywna tabliczka w dotyku obiecywała kremowość, acz przy łamaniu trzaskała średnio głośno. Sugerowała zbitość i jakby zawilgocenie.
W ustach rozpływała się średnio powoli i maziście. Zwłaszcza początkowo była tłusta w zbity, jakby chłodno maślany sposób. Potem jednak zmieniała się w gęstawą zawiesinę. I kształt niby zachowywała, ale tak luźno. Tłustość czułam jednak do końca.

W smaku najpierw poczułam maślane, miękkie karmelki. Za ich sprawą pokazała się zaskakująco łagodna słodycz. Wzrosła jednak szybko, zapominając o łagodności. Karmelki nabierały intensywności, ale na szczęście nie tylko w słodkim kontekście.

Zaznaczyła się za nimi delikatna gorzkość, podkreślająca palony aspekt w nich samych. To przesądziło o ewidentnie karmelkowo-maślanym wydźwięku. Było to zbyt palone i niemleczne, by być krówką, choć ona też jakoś przez myśl przemknęła. Zaraz jednak i uciekła.

Gorzkość wygłaskały orzechy laskowe. Ewidentnie surowe w goryczkowatych skórkach. Do laskowych chyba podkradło się też parę włoskich. 

Do głowy przyszedł mi solony karmel. Taki, który ze specyficznego układu palono-solonego idzie aż w nieco kwaskawym kierunku. Rozszedł się subtelny kwasek, po czym odciągnął jednak uwagę od karmelu solonego. Kwasek przedstawił się jako owocowy. Dokładniej... cytrynowy?

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa rozeszła się ziemia. Dodała kompozycji pazura, gorzkość wzrosła. Orzechy już nie starały się jej łagodzić. Do laskowych w skórkach dołączyły włoskie. Gorzkość właśnie podpowiadała karmelko-karmelowi bardziej palone klimaty, jednak ogólnie paloność za mocna nie była.

Cytryna ustąpiła miejsce dżemowi truskawkowemu. Bardziej... truskawkowo-jagodowemu? Przypomniał mi się jedzony niedawno krem orzechowy z jagodą kamczacką (Olini Nerkowiec z Jagodą) - coś w podobie czułam i tu, acz w bardziej dżemowym wydaniu.

Słodycz bowiem też rosła. I to bardzo. Bardziej od gorzkości i na pewno bardziej od kwasku. Uderzała w mocno karmelkowy ton, a owoce końcowo sprowadzając do... wręcz muląco słodkiego, niemal lejącego się kaki? Miękkie, ciągnące maślane cukierki zajmowały pierwszy plan, acz za nimi zaznaczyły się też karmelki w wariancie cappuccino - już gorzkość zadbała, by i one miały coś do powiedzenia.

Gorzkość końcowo zdawała się zupełnie wpisywać w słodycz. Palony wątek jakoś przycichł tak, że zostały po prostu miękkie, słodkie karmelki maślane.

Po zjedzeniu czułam posmak miękkich karmelków... z kawałkami orzechów włoskich? I karmelków cappuccino. Karmelków odmienianych przez wszystkie przypadki, ale też echo dżemu - już tak niejednoznaczne, że jedynie chyba truskawkowego.

Czekolada była smaczna, ale za słodka, że aż słodycz zdawała się przysłaniać niektóre nuty. Przede wszystkim karmelkowa - czy to karmel chwilami wyszedł bardziej palono-solono, czy karmelkowo-cappuccino, ale mocno karmelkowa. A przez to przesłodzona, mimo że i gorzkość, ziemia i orzechy laskowe i włoskie, pokazały się wyraźnie. Echo cytryny i dżemu truskawkowego, potem truskawkowo-jagodowego niestety nie rozwinęły się. Chociaż... nie wiem, czy do tej karmelkowości kwaśność by pasowała. Widziałabym tu inne proporcje w rozłożeniu gorzkości, kwaśności i słodyczy.

Karmel, truskawki i liofilizowane śliwki A. Morin Java Arjuna noir 70 % kojarzyły mi się z dzisiaj przedstawianą, ale we wspomnianej ogrom orientalnego ciepła, , dymu i drewna, ziół, przypraw i orzechów o wiele lepiej ograł słodycz.


ocena: 7/10
kupiłam: bee.pl
cena: 15,68 zł (za 50g)
kaloryczność: 559 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: miazga kakaowa, surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy

piątek, 24 stycznia 2025

Beskid Chocolate Czekolada Rzemieślnicza Gorzka Indonezja Java Criollo 100 % ciemna z Jawy

Zdarza się, że wciąż potrafią mnie trochę zaciekawić niektóre czekoladowe setki, jednak nie mogę powiedzieć, bym sama z siebie miewała na nie obecnie ochotę. Jak już się jakaś ciekawa trafi, np. gdy ją dostanę, to tak, ale na pewno sama bym nie kupiła. Beskid to jedna z tych marek, którym ufam i jestem pewna, że wiedzą, co robią. Kiedy otrzymałam ich "setkową" propozycję na Jawę, ucieszyłam się, bo kakao stamtąd zawsze wychodzi pysznie.


Beskid Chocolate Czekolada Rzemieślnicza Gorzka Indonezja Java Criollo 100 to ciemna czekolada o zawartości 100% kakao criollo z Jawy (wyspa w Indonezji); konszowana 72h; wersja od roku 2024.

Po otwarciu rozbrzmiał kwaskawo-słodki, soczysty zapach pomarańczy i miechunek. Być może wpisujących się w bardzo soczysty, nieprzesłodzony dżem? Albo... trochę wchodzących w skład jakiś kwiatowo-owocowych, ale ciężkawych perfum? W nich pojawiła się odrobina wanilii, a obok stanęły waniliowe krówki. Czułam też trochę karmelu, że za nic nie zgadłabym, iż to czekolada 100%. Dodatkowo odnotowałam orzechową maślaność nerkowców. Słodycz była znacząca, choć nie brakowało też poważniejszej nuty... dymiących cygar? Czegoś skórzanego - drewnianych mebli z takowymi obiciami? W tle przewinęła się jeszcze kwaskawa śmietana i ciężkie kwiaty: róże i chryzantemy.

Tabliczka była bardzo jasna jak na setkę. W dotyku wydała mi się tłustawa w polewowy sposób. Była bardzo twarda i trzaskała głośno, jakby obiecując gęstość. 
W ustach rozpływała się wolno i faktycznie bardzo gęsto. Dała się poznać jako mazista i bardzo lepka, aż chwilami przytykająca, a także kremowa. Była to kremowość tłusta i zbita niczym chłodne masło. 

W smaku przywitała mnie maślaność, która przygotowała sobie miejsce i rozgościła się, po czym przywołała do siebie drobną słodycz... Krówki? Swoją obecność zaznaczył za nimi marginalny kwasek, który wydał mi się trochę nie na miejscu.

Słodycz delikatnie rosła, rozwijając krówkowy motyw. Do głowy przyszła mi krówka waniliowa, słodka w szlachetny, nienachalny sposób.

Jednocześnie polał się wyraźniejszy kwasek - jak się okazało, pomarańczy deserowych. Wtłoczyły soczystość, w której przemknęła cierpkość, należąca do miechunek. Soczyste owoce wydały mi się kwaśne dość skąpo - kwaśność nie szalała.

Zadbały o to słodkie kwiaty, które nie naruszyły soczystości, ale trochę wygłaskały kwaśność słodyczą. Do głowy przyszły mi... róże i chryzantemy? Tak się splotły, że błysnęła myśl o jakby kwaskawo-słodkich perfumach.

Gorzkość była jeszcze niższa. W oddali pojawiła się niewyraźna nuta palącego się cygara, dymu. Tym samym paloność ogółu okazała się dość znacząca, ale nie miała zamiaru rządzić ani przez chwilę.

Maślaność zmieniła się w nerkowce. Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa to właśnie orzechy nerkowca znalazły się na pierwszym planie. Za nimi wychwyciłam też inne, całą mieszankę, ale nie mogłam ich dokładniej ponazywać. To raczej ogólnie orzechowy wątek.

W owocach pojawiło się trochę więcej słodyczy. Poczułam egzotyczną rześkość, nasuwającą na myśl multiwitaminę, ale jako naturalne, kwaskawe smoothie. Widziałam zmiksowany, gęsty napój z żółtych owoców, w tym moreli.

Raz po raz wymykała się silniejsza kwaśność. Zupełnie, jakbym jadła okrągłe, duże śliwki żółte o słodkim niemal miodowo, miąższu i kwaśnej skórce. Kwaśność ta wydobyła z maślano-orzechowej strefy nabiał.

Oto pokazał się jogurt i echo śmietany. Pełniły, podobnie jak maślaność i nerkowce, łagodzącą funkcję. Pomagały im... kwiaty? Do głowy przyszły mi jakieś zdrowe, nerkowcowe krówki (bo nuta ta była zbyt rozmyta zarówno na po prostu krówki, jak i po prostu nerkowce) oraz jogurt... morelowy z orzechami? Pekanami i nerkowcami?

Gorzkość nawet nie próbowała o siebie zawalczyć. W zasadzie to nawet nie gorzkość, a leciuteńkie jej wspomnienie. Dymu czułam coraz mniej - zmieniła go skóra. Miała w sobie coś... ciepłego? Niczym skóra nagrzana na słońcu? Wyobraziłam sobie nasłonecznione pomieszczenie z drewnianymi meblami ze skórzanymi obiciami.

Pokierowało to kwiaty w cięższym kierunku. Oczami wyobraźni zobaczyłam karmelowo słodką konfiturę różaną, do której dla przełamania dodano sok z cytryny.

Końcowo kwaśność wychynęła mocniej jako kumulacja żółtych śliwek, miechunek i pomarańczy, wzmocnionych przez jogurt - także go dodano do smoothie.

Po zjedzeniu został posmak egzotycznych owoców koloru pomarańczowego, o kwaśno-cierpkim, ale wciąż słodkim charakterze oraz jogurtu. Ten zapewnił harmonię owocom i nerkowcom. W tle pojawiła się też poważniejsza skóra. Słodycz w zasadzie wycofała się, acz coś orzechowo-krówkowego pobrzmiewało nadal.

Beskid Indonesia Java Criollo 80 % była bardziej owocowa w zapachu, a w smaku bogatsza w dżemowo-konfiturowe nuty, bo to właśnie jako konfitura głównie wystąpiły w  niej róże. Było w nich coś perfumowego, a ogół jawił się jako bardziej mleczny - dzisiaj przedstawiana kojarzyła się z jogurtem i świeższymi, ciężkimi kwiatami. Była też oczywiście mniej karmelowo słodka. Orzechy w dzisiaj przedstawianej wydały mi się trochę ograniczone, ale podobne.

Już jakiś czas po degustacji tknęło mnie, że skądś to znam. Przecież w 2023 jadłam Beskid Chocolate Java Criollo 100 % w zupełnie innym opakowaniu, ale nie mocno innym smaku. Podlinkowana wydawała mi się odrobinkę bardziej cytrusowa i zahaczająca o ziemię w pewnej chwili, acz to znikome różnice. Coś jednak tym razem stanęło na drodze do tego, by wystawić jej 10.

Nie mogę powiedzieć, by zachwyciła mnie tak jak wspomniana 80%, jednak oceniam ją biorąc pod uwagę, że to setka - to że ja wolę czekolady z cukrem, nie znaczy, że nie doceniam przystępnego wykonania takiej tabliczki.


ocena: 9/10
kupiłam: beskidchocolate.pl (dostałam)
cena: 27 zł (za 70 g; ja dostałam)
kaloryczność: 464 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: ziarno kakao

sobota, 7 września 2024

Beskid Chocolate Indonezja Bali Jembrana Czekolada Rzemieślnicza Gorzka 70 % Kakao ciemna z Indonezji

Zawsze, gdy dostanę paczkę od Beskid Chocolate, tabliczki muszą odleżeć swoje w komodzie, a ja dokładnie planuję, które kiedy zjeść. Przyjemności trzeba sobie dozować! Tym razem jednak szybko zabrałam się za jedną z otrzymanych. Powodem była chęć zestawienia jej w dość krótkim odstępie czasowym z Beskid Chocolate Indonezja Borneo Berau Czekolada Rzemieślnicza Gorzka 70 %, którą to otrzymałam w poprzedniej przesyłce. A w dodatku jeszcze po Beskid Chocolate Indonezja Borneo Berau Czekolada Rzemieślnicza Mleczna 50 % nie mogłam przestać myśleć o dzisiaj przedstawianej czekoladzie. Uwielbiam robić różne zestawienia, a szczególnie porównywać, jak mają się do siebie poszczególne regiony danego kraju. Tym razem chodziło w ogóle o jeden z bardziej lubianych przeze mnie regionów pochodzenia kakao i o moją ukochaną markę - byłam więc w niebie! 


Beskid Chocolate Indonezja Bali Jembrana Czekolada Rzemieślnicza Gorzka 70 % Kakao to ciemna czekolada o zawartości 70% kakao z Indonezji, z wyspy Bali, z regionu Jembrana. 

Po otwarciu poczułam kwaskawy zapach jogurtu, mieszającego się z wysoką słodyczą karmelu, kwiatów i miodu; a dokładniej karmelu z miodu i kwiatowego miodu z leśnych kwiatów. Karmel wprowadził palony wątek, który z czasem przytoczył trochę palącego się drewna. Kwiaty mieszały się z rześką egzotyką i słodkimi owocami: bananem, liczi i winogronami czerwonymi / różowymi. Te splatały się z nadającym im lekkości kwaskiem niedookreślonych cytrusów i czerwonych owoców w oddali. Wszystko to podbiła wyrazista, wilgotna ziemia i konary, korzenie drzew ją porastające.

Tabliczka o wysokiej twardości trzaskała spodziewanie głośno i masywnie. 
W ustach rozpływała się kremowo i gęsto. Robiła to powoli, wykazując maślaność oraz narastającą soczystość. W pewnym momencie to dosłownie czysta soczystość. Znikała rzadko.

W smaku przywitało mnie mleczne tsunami, na które po chwili naciągnął lekki kwasek jogurtu.

Jogurtu, którego kwasek próbowano wyciszyć miodem? Poniekąd udanie, choć podwaliny pod więcej kwasku zostały.

Mleczność zaserwowała mi ciepłą owsiankę z bananami i gruszkami. Mleczną, słodką i bardzo owocową, przykrywającą trochę gorzkość, budującą w tym czasie fundament kompozycji. Owoce jednak też nie miały początkowo imperatywnych zapędów. Wydały mi się wręcz lekko hamowane mlekiem i... kwiatami? W gruszce ulokowała się odrobina kwasku, przywodząc na myśl gruszkę deserową.

W tle przemknęła nieoczywista nuta prażenia - prażonych orzechów? Karmelizowanych...? W miodzie?

Słodycz wzrosłą za sprawą karmelu i miodu. Miód dosłodził owsiankę, zajmując miejsce obok owoców, fundujących coraz więcej kwaskawych przebłysków. Czułam palony wątek, ale też kwiatowość miodu, a jednak nie wydawały się mieć tego samego pochodzenia. Najpierw wyraźnie czułam i karmel, i miód. Dopiero z czasem zaczęły się łączyć się w karmelizowany miód, karmel z miodu. Wszystko to miało ciepły klimat.

Gorzkość zawitała porządnie po tym debiucie słodyczy. Udało jej się już utworzyć mocny, stabilny grunt, po czym bardziej wyszła na przód, acz nie dominując, a kręcąc się wśród innych nut. Poczułam ziemię czarną i wilgotną. Może trochę coś bardziej drzewnego... Herbatę? 

Banan i gruszka nieco odłączyły się od słodyczy i mleczno-jogurtowego wątku, który przycichł. Wydały mi się niezbyt dojrzałe, cierpkawe. Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa doleciała do nich soczysta kwaśność. Kwiaty starały się wciąż trochę je ukrywać, ale gdy zbierało się coraz więcej owoców czerwonych i owocowej egzotyki, poniekąd odpuściły. 

Poczułam czerwone / różowe winogrona z subtelnym kwaskiem, a w oddali trochę cytrusów. Po tym jednak kwaśność zaczęła ulegać słodyczy na powrót już zacnie dojrzałych bananów, gruszek, liczi i świeżych fig. W te owoce wpisały się kwiaty i rozgościły się tam na dobre.

...Acz nie tylko tam. Miód też je w sobie krył. Pomyślałam o miodzie z leśnych kwiatów i o samym lesie. Ziemię podbiły te słodkie, mleczne kontrastowe wątki. Oczami wyobraźni patrzyłam na masywne konary i korzenie porastające ziemię oraz trochę się z niej wyłaniające. Herbaciane, niejednoznaczne akcenty zmieniły się w drzewa i drewno palone. Cała paloność nagle osiadła w drewnie.

Słodkie i czerwone owoce przeszły w mocno owocowe, czerwone wino. Niby ciężkawe, wręcz pikantnawe, ale o lekkich nutach. Zniknęły cytrusy, a wróciła za to cierpkość owoców, lecz już nie wiadomo, których. Mieszała się z cierpką ziemią. Ziemią... leśną, kojarzącą się z leśną polanką z ostrawymi kwiatami? Chyba poczułam też pikanterię cynamonu.

Po zjedzeniu został posmak drewna, leśnych kwiatów i leśnej ziemi, osłodzonych leśnym, wręcz pikantnawym miodem. W tle utrzymywały się czerwone, owocowe wino oraz czerwone / różowe winogrona z lekkim kwaskiem, a także niejasny splot drzewno-jakiś. Herbaciano-orzechowy? Czułam wysoką, ryzykowną słodycz miodu, karmelu i miodo-karmelu, ale nie przesłodzenie.

Całość była smaczna i ciekawa, choć dla mnie za słodka i za mało gorzka. Na plus jednak wyrazista ziemistość. Podobały mi się palono-drzewne i palono-karmelowe wtrącenia, jak również dynamika owoców. Banan i gruszka z owsianką z miodem, potem bardziej owoce same w sobie i to rozmaite (banany, czerwone winogrona i inne czerwone, liczi, świeże figi, cytrusy) zmieniały się adekwatnie do nut a to mleka i jogurtu, a to potem korzeni i ziemi. Końcówka owocowego wina przyjemnie to zwieńczyła, dodając powagi. Słodkiej, bo słodkiej, ale z pazurem.

Nuty karmelowo-kajmakowe, banoffee, migdały, kwiaty, liczi i egzotyka, a także gorzki dym, zielona herbata i zioła, końcowe piwo Beskid Chocolate Indonezja Borneo Berau Czekolada Rzemieślnicza Gorzka 70 % w zasadzie poniekąd przypominały w pewnym stopniu dzisiaj przedstawianą, ale czuć, że to inne regiony. Dzisiaj przedstawiana jawiła się jako bardziej leśno-mleczna i słodka za sprawą miodu. Była też bardziej kwaśna, ale nie bardziej gorzka.

Końcówka dzisiaj przedstawianej - pewna cierpkość i chyba cynamon od razu przypomniały mi cierpką i cynamonową końcówkę Beskid Chocolate Indonezja Borneo Berau Czekolada Rzemieślnicza Mleczna 50 %, acz ogółem nie zawierały zbyt wielu podobnych nut.

Bardzo miodowo-karmelowa i też trochę mleczno-orzechowa, o nutach bananów, winogron, wiśni z lekką cierpkością Prime Indonesia West Bali 70% miała w sobie coś podobnego do dziś przedstawianej. I też w niej gorzkości mi trochę brakowało. 


ocena: 9/10
kupiłam: Beskid Chocolate (dostałam)
cena: 25 zł (za 70 g; ja dostałam)
kaloryczność: 464 kcal / 100 g
czy kupię znów: mogłabym do niej wrócić

Skład: ziarno kakaowca, cukier trzcinowy nierafinowany

poniedziałek, 26 sierpnia 2024

Beskid Chocolate Indonezja Borneo Berau Czekolada Rzemieślnicza Mleczna 50 % Kakao z Indonezji

Rudawiec nie uraczył mnie żadną panoramą, acz i tak był ładniejszy od Kowadła. Względnie nieopodal jednak był szczyt o wiele ciekawszy, a bardzo niedoceniany - Brusek. Z Rudawca wróciłam się trochę zielonym szlakiem do Iviny, a potem poszłam czarnym na Pod Działem. W zasadzie prostą drogą poszłam narciarskim szlakiem, tuż koło granicy. Minęłam m.in. Polską Horę, zahaczyłam jeszcze z czystej ciekawości o Postawną, ale potem już poszłam prosto przez Bielskie Siodło na kamienisty szczyt Bruska (czyli w kierunku Smrk). Tam to widoki były już wspaniale! A że wyszło, iż to ostatni szczyt tego dnia, chodzenie po górach chciałam zwieńczyć czymś szlachetnym i ciekawym, czego nuty potem od razu mogłabym zweryfikować w schronisku.
Jako że trasa nie była wymagająca, będąc na Brusku obejrzałam się i w ogóle rozejrzałam, cóż to w okolicy widać, uznałam, że to dobry moment na tę czekoladę. Niedawno jadłam Beskid Indonezja Borneo Berau Czekolada Rzemieślnicza Gorzka 70 %, a czekała mnie inna z indonezyjskiego kakao Beskidu (ciemna z Bali), więc przedzielenie je jeszcze mleczną, wydało mi się zacnym pomysłem. Normalnie nie zainteresowałabym się dzisiaj przedstawianą, ale dostałam ją przez drobne nieporozumienie, no, a jak już była, to zaciekawiła. Obstawiałam, że część zjem schodząc, część właśnie potem, a część wróci do Mamy, bo choć to ukochany Beskid, to jednak mleczna. A to nie pierwszy raz przez miłość do regionu i marki, porwałam się właśnie na mleczną - wszak jadłam już kiedyś Beskid Honey Indonesia Bali Jembrana Darkmilk 53%. Liczyłam jednak, że dziś prezentowana okaże się o wiele pyszniejsza. Zrobiono ją z ziaren od Berau Cocoa, z których jadłam ciemną Beskid Chocolate Indonezja Borneo Berau Czekolada Rzemieślnicza Gorzka 70 %.


Beskid Chocolate Indonezja Borneo Berau Czekolada Rzemieślnicza Mleczna 50 % Kakao to ciemna mleczna czekolada o zawartości 50 % kakao trinitario z Indonezji, z regionu Borneo Berau. 

Po otwarciu poczułam przede wszystkim ogrom wyrazistego, naturalnego mleka, mieszający się z ciężko-świeżym zapachem ni kwiatów, ni owoców. Nieoczywisty splot kwiatów i owoców na pewno był słodki i egzotyczny. Czuć w nim jakby słodką, orzeźwiającą wodę. Kwiaty mieszały się z zieloną herbatą i liśćmi. Za nimi i mlekiem zaznaczyły się nienachalne, niejednoznaczne orzechy.

Tabliczka była twarda i masywna. Przy łamaniu trzaskała cicho, ale właśnie bardzo masywnie i chrupko.
W ustach rozpływała się w tempie umiarkowanym. Dała się poznać jako gęsta i kremowa, z subtelną szorstkawością zestawioną z dosłownie chwilową sugestią grudkowości. Czekolada łatwo miękła, wykazując mleczną tłustość. Znikała właśnie jak tłuste mleko, już bardziej rzadko.

W smaku po ustach pierwsze rozlało się wyraziste, naturalne mleko ze słodkim echem, które podążało za nim z lekkim opóźnieniem. Mleczność zajęła pierwszy plan i cały czas była bardzo intensywna.

W oddali zaznaczyła się ledwo uchwytna cierpkość, która wydała mi się skora do rozwoju. 

Zarówno słodycz, jak i mleczność odważnie rosły. Karmel dał się poznać jako palony, ale nie za mocno. Zrobił nawet aluzję do krówki, acz po chwili z narastającą soczystością. Słodycz trzymała się tuż za mlecznością na pierwszym planie. Chwilami jej dorównywała.

W tym czasie cierpkość zdecydowała się przytoczyć liściastą, nieco ziołową herbatę. Nasiliła się jeszcze trochę i zadeklarowała jako herbata zielona. Zielona, ale z mlekiem, które znacząco ją łagodziło i modyfikowało. Pomyślałam o słodkawej matcha latte.

Po herbacie na mlecznej fali wpłynęły orzechy laskowe. Wyszły wręcz słodziutko. Może w ciągnącym, krówkowo-mlecznym, acz palonym kajmako-karmelu?

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa słodycz z tak ewidentnie kajmakowo-karmelowej zmieniła się w bananową. Nadal rosła, zaznaczając się niebezpiecznie w gardle, ale jeszcze nie drapiąc. W herbacie pojawiły się kwiaty - niby też słodkie, ale wtłaczające trochę lekkości w tę w sumie ciężką kompozycję.

Do wysoce słodkich bananów dołączyły egzotycznie-wodniste, słodkie owoce, wpisujące się w kwiatowy klimat: liczi i trochę pitai. Czułam w nich lekką soczystość. Tylko w nich? Gdzieś za nimi przemknęła jakby drobniusia aluzja do kwasku (słodkiej pomarańczy?), lecz nie pojawił się. 
Lekka soczystość nie pomogła - owoce, kwiaty i karmel przesłodziły całość. Mleko, choć było go mnóstwo, dało na to pozwolenie.

Bliżej końca wróciła na szczęście zielona herbata i pewne ciepło. Prawie pikanteria? Wyobraziłam sobie cynamonowe chai latte opierające się na zielonej herbacie (zamiast na czarnej), w której przesadzili ze słodyczą. Przemknęły mi niemal nieuchwytne orzechy i chyba migdały w czekoladzie i cynamonie.
Cynamon przedstawił się jako lekko goryczkowaty, aspirujący do ostrości. 

Po zjedzeniu został posmak intensywnego, naturalnego mleka, na którym zaznaczył się ciepły cynamon i lekką cierpkością. Połączyła cynamon z ledwo już rozpoznawalną zieloną herbatą. Jej towarzyszyły kwiaty. Do tego odrobinka bananów i bardziej rześkich owoców egzotycznych, acz jedynie jako echo echa (?). Całość wyszła zbyt słodko-ciężko. Czułam też ciepło w gardle - jakby zielonej chai i słodyczy. 

Czekolada była smaczna i ciekawa, ale za słodka. Tak wysoka mleczność w mlecznej czekoladzie w zasadzie na plus, acz ja mam wątpliwości, czy to kakao nie traci w takim wydaniu. Myślę, że świetny popis mogłoby dać przy 60%. Nawet w górach było mi nieco za słodko. 

Czuć w niej nuty Beskid Indonezja Borneo Berau Czekolada Rzemieślnicza Gorzka 70 %, ale wmieszane w imperatywne mleko. Słodycz kajmanowo-krówkowo-karmelowa zmieniająca się w banany, ogrom kwiatów i słodko-kwiatowe owoce egzotyczne na mlecznym oceanie pozwoliły sobie na wiele, że aż trochę drapały. Sama słodycz wyszła ciężkawo do pary z naturalnym mlekiem. Akcent herbaty zielono-ziołowej była słabiutka, acz zaznaczyła się. Z zaskoczeniem na końcu poczułam wyraźnie cynamon, który wyeksponował się bardziej chyba dlatego, że mleko wyciszyło inne charakterniejsze wątki na końcówce.

Mimo że całość była przyjemna, nie zjadłam całej - wróciła ze mną do domu i po weryfikacji nut, resztę, czyli jakieś 28g oddałam Mamie. Opisała: "No taka dobra, że nie mam jej co zarzucić, ale trochę mnie nudziła. Czuć taki posmak... hm, to chyba po prostu te 50% kakao, dużo mleka, a to trochę nie moja bajka. Lubię albo zwyczajnie mleczne, albo jak już ma być czuć kakao, to porządnie i z kwasowością. Ta pewnie jest bardzo dobrą 50%, czuć jakość, ale nie mam o niej za wiele do powiedzenia. Taka faktycznie na 8".


ocena: 8/10
kupiłam: Beskid Chocolate (dostałam)
cena: 25 zł (za 70 g; ja dostałam)
kaloryczność: 544 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: ziarno kakaowca, tłuszcz kakaowy, mleko pełne w proszku, cukier trzcinowy nierafinowany

niedziela, 14 lipca 2024

Beskid Chocolate Indonezja Borneo Berau Czekolada Rzemieślnicza Gorzka 70 % Kakao ciemna z Indonezji

Każda nowa tabliczka od Beskidu ogromnie mnie cieszy, ale są takie regiony, na których punkcie szaleję i jak bierze się za nie dobra marka to... po prostu zawsze na takie czekolady aż mi się oczy świecą. Często chodzi o regiony rzadkie. Takim w sumie jest Indonezja - w zasadzie to bardzo ogólne określenie wielu wysp. Niektórzy producenci zadają sobie trud, by dookreślić, inni nie... O czekoladzie Beskidu akurat na szczęście wiadomo więcej. Zrobiono ją z mieszanki Trinitario - odmiany ICS 60, SCA 6 połączonej z lokalnymi odmianami, które rosną na wyspie Borneo w spółdzielni Berau Cocoa. Ta została założona w 2018 roku, aby rekultywować pozostałe drzewa, a także by promować kakao jako alternatywne źródło dochodu dla lokalnej ludności. Obecnie około 300 hektarów jest zagospodarowana dla kakao, które uprawia 168 rolników. Berau Cocoa wspiera jeden ze starszych badaczy ICCRI, nadzorując i szkoląc zespół w zakresie praktyk rolniczych i metod postępowania po zbiorach..


Beskid Chocolate Indonezja Borneo Berau Czekolada Rzemieślnicza Gorzka 70 % Kakao to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao trinitario z Indonezji, z regionu Borneo Berau. 

Po otwarciu poczułam słodki zapach kwiatów, rześko-soczystego, też jakby kwiatowego liczi i bananów, mieszających się z ziołami oraz liściastą zieloną herbatą. Do bananowej, wysokiej słodyczy dołączył palony karmel, co przełożyło się na myśl o deserze lub cieśnie banoffee. W tle przewinęły się tylko co wyprażone orzechy i migdały, podpowiadające pewne ciepło oraz soczystość egzotycznego soku i/lub smoothie w wariancie mieszanym - prawdziwa, naturalna multiwitamina o lekkim kwasku. Z pomarańczą?

Twarda, masywna tabliczka podczas łamania trzaskała bardzo głośno.
W ustach rozpływała się powoli i gęsto. Dała się poznać jako maziście kremowa i maślano tłusta, acz nie ciężka. Z czasem trochę przybrała na soczystości, a końcowo wydawała się lekko pylista i zostawiała mocno cierpkie ściągnięcie.

W smaku przywitała mnie odważna, dość wysoka słodycz bananów. Tuż za nią poczułam lekką cierpkość. Przemknęły mi przez myśl niedojrzałe, cierpkie banany... ale nie. Banany zaraz umocniły się w swej słodyczy, przywodząc na myśl miękkie, bardzo dojrzałe owoce.

Do bananów dołączył ni kajmak, ni karmel - jakby nieco palono karmelowy kajmak, co przełożyło się na myśl o cieście / deserze banoffee, czyli bananowo-toffi, z wierzchem z bitej śmietanki. Ta jednak tu zagrała rolę marginalną.

Słodycz rosła. Dołożyły jej też kwiaty i liczi. Zapewniło soczyście-rześki motyw w całej tej słodyczy, dzięki czemu nie była ciężka... Acz bardzo słodkie banany podkradały się też do liczi - one miały w sobie coś ciężkawego. Do kwiatów przemycały jednak inne owoce egzotyczne.

A cierpkość w tym czasie zdecydowała się zaserwować liściastą zieloną herbatę. Wprowadziła też gorzkość. Ta rosła spokojnie, ale wyraźnie.

Kwiaty nieco przystopowały ze słodyczą i też zrobiły się lekko cierpkie. Pomyślałam o kwiato-ziołach, w tym lawendzie. Zaczęła wzrastać ziołowość i goryczka ziół-naparów. W tle zakręciło się... niepewne jasne piwo? Jakby badało grunt, czy może pozwolić sobie na więcej.

Raz po raz przemykały kwaskawe, soczyste przebłyski egzotycznych, ale trudnych do ponazywania owoców. W nich też znalazła się lekka goryczka - coś jakby skórka pomarańczy? Pobrzmiewały prawie cały czas - raz nieco mocniej, raz słabiej.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa wkroczyły prażone orzechy i migdały. Otoczyła je lekko dymna, palona nuta, dbająca o gorzkość. Migdały w udany sposób zmieszały ją ze słodyczą, bo same w sobie były i lekko słodkie, i wyraźnie goryczkowate od skórek.

Wyobraziłam sobie karmelizowane migdały. Karmelizowane aż do lekkiej goryczki. Musiały być właśnie karmelizowane, bo wydały mi się ciepłe.

Po tym występie cierpkawo-ostrawego ciepła, owoce zyskały motywację i zaprezentowały się wyraźniej. Czułam mieszankę żółtych egzotycznych, ze sporym udziałem bananów. Chyba było tam też mango... Acz całość to raczej nienachalna, choć wyrazista, bardzo soczysta i orzeźwiająca, naturalna multiwitamina - sok z owoców. Drobny kwasek przypominał słodko-kwaskawe pomarańcze oraz goryczkowate pomarańczowe skórki. 

Owocowość znalazła się blisko herbaty i ziół, jednak nie śmiała wyjść przed nie, ani też przed słodycz kwiatów czy karmelowo-kajmakową, acz jakby przesyconą soczystością owoców.

Ciepło podszepnęło ziołom i zielonej herbacie trochę przypraw. Ze względu na rześkość pomyślałam o kardamonie, ale i innych korzenno-słodkawych. Może też cynamonie? Zaraz jednak zagłuszyły je wręcz ostrawo ziołowe kwiaty i liściasta zielona herbata. Raz czy drugi do głowy przyszło mi dziwnie przyprawione jasne piwo - dosłownie w chwili znikania czekolady.

Po zjedzeniu został posmak cierpkawo-słodkiej zielonej herbaty liściastej. Na pierwszym planie, obok zwykłej zielonej herbaty, pojawiły się kwiatowe liczi i niejednoznaczna mieszanka owoców egzotycznych, którym powagi nadało trochę dymu, ziół i przypraw. Ze względu na słodycz przemknęła mi przez myśl matcha, ale ona to mogła kryć się tylko w oddali. Razem z odrobinką soczyście słodkich bananów i mango. 

Całość bardzo, bardzo mi smakowała, choć wyszła ryzykownie słodko, a nieco za mało gorzko jak dla mnie. Bo szlachetniej cierpkości nie brakowało.  Karmelowo-kajmakowe nuty przechodzące w banoffee i karmelizowane migdały zacnie mieszały się z kwiatami i liczi oraz egzotycznymi owocami Te zapewniły soczystość, ale i ona była słodka. Multiwitaminowy splot żółtych owoców ciekawie zgrał się z cierpkością ziół i zielonej herbaty. Wyraźna, choć delikatna gorzkość dymu, odrobinka przypraw dodały temu charakteru. Migdały także świetnie się odnalazły, a nutka piwa wyszła interesująco.

Banan i kwiaty, krówka pojawiły się w Beskid Chocolate Java Criollo 100 % wraz z mnóstwem mleczno-maślanych akcentów. 

Karmel, dym, owoce egzotyczne, sok owocowo-marchwiowy, zioła i odrobinka przypraw Krakakoa 75 % Lidung Kemenci Kalimantan trochę bardziej kojarzyły mi się z dzisiaj przedstawiają niż podlinkowana setka, acz też nie były mocno podobne. Coś wspólnego jednak miały na pewno. I Beskid niewątpliwie był pyszniejszy.


ocena: 9/10
kupiłam: Beskid Chocolate (dostałam)
cena: 25 zł (za 70 g; ja dostałam)
kaloryczność: 439 kcal / 100 g
czy kupię znów: mogłabym do niej wrócić

Skład: ziarno kakaowca, cukier trzcinowy nierafinowany