poniedziałek, 26 sierpnia 2024

Beskid Chocolate Indonezja Borneo Berau Czekolada Rzemieślnicza Mleczna 50 % Kakao z Indonezji

Rudawiec nie uraczył mnie żadną panoramą, acz i tak był ładniejszy od Kowadła. Względnie nieopodal jednak był szczyt o wiele ciekawszy, a bardzo niedoceniany - Brusek. Z Rudawca wróciłam się trochę zielonym szlakiem do Iviny, a potem poszłam czarnym na Pod Działem. W zasadzie prostą drogą poszłam narciarskim szlakiem, tuż koło granicy. Minęłam m.in. Polską Horę, zahaczyłam jeszcze z czystej ciekawości o Postawną, ale potem już poszłam prosto przez Bielskie Siodło na kamienisty szczyt Bruska (czyli w kierunku Smrk). Tam to widoki były już wspaniale! A że wyszło, iż to ostatni szczyt tego dnia, chodzenie po górach chciałam zwieńczyć czymś szlachetnym i ciekawym, czego nuty potem od razu mogłabym zweryfikować w schronisku.
Jako że trasa nie była wymagająca, będąc na Brusku obejrzałam się i w ogóle rozejrzałam, cóż to w okolicy widać, uznałam, że to dobry moment na tę czekoladę. Niedawno jadłam Beskid Indonezja Borneo Berau Czekolada Rzemieślnicza Gorzka 70 %, a czekała mnie inna z indonezyjskiego kakao Beskidu (ciemna z Bali), więc przedzielenie je jeszcze mleczną, wydało mi się zacnym pomysłem. Normalnie nie zainteresowałabym się dzisiaj przedstawianą, ale dostałam ją przez drobne nieporozumienie, no, a jak już była, to zaciekawiła. Obstawiałam, że część zjem schodząc, część właśnie potem, a część wróci do Mamy, bo choć to ukochany Beskid, to jednak mleczna. A to nie pierwszy raz przez miłość do regionu i marki, porwałam się właśnie na mleczną - wszak jadłam już kiedyś Beskid Honey Indonesia Bali Jembrana Darkmilk 53%. Liczyłam jednak, że dziś prezentowana okaże się o wiele pyszniejsza. Zrobiono ją z ziaren od Berau Cocoa, z których jadłam ciemną Beskid Chocolate Indonezja Borneo Berau Czekolada Rzemieślnicza Gorzka 70 %.


Beskid Chocolate Indonezja Borneo Berau Czekolada Rzemieślnicza Mleczna 50 % Kakao to ciemna mleczna czekolada o zawartości 50 % kakao trinitario z Indonezji, z regionu Borneo Berau. 

Po otwarciu poczułam przede wszystkim ogrom wyrazistego, naturalnego mleka, mieszający się z ciężko-świeżym zapachem ni kwiatów, ni owoców. Nieoczywisty splot kwiatów i owoców na pewno był słodki i egzotyczny. Czuć w nim jakby słodką, orzeźwiającą wodę. Kwiaty mieszały się z zieloną herbatą i liśćmi. Za nimi i mlekiem zaznaczyły się nienachalne, niejednoznaczne orzechy.

Tabliczka była twarda i masywna. Przy łamaniu trzaskała cicho, ale właśnie bardzo masywnie i chrupko.
W ustach rozpływała się w tempie umiarkowanym. Dała się poznać jako gęsta i kremowa, z subtelną szorstkawością zestawioną z dosłownie chwilową sugestią grudkowości. Czekolada łatwo miękła, wykazując mleczną tłustość. Znikała właśnie jak tłuste mleko, już bardziej rzadko.

W smaku po ustach pierwsze rozlało się wyraziste, naturalne mleko ze słodkim echem, które podążało za nim z lekkim opóźnieniem. Mleczność zajęła pierwszy plan i cały czas była bardzo intensywna.

W oddali zaznaczyła się ledwo uchwytna cierpkość, która wydała mi się skora do rozwoju. 

Zarówno słodycz, jak i mleczność odważnie rosły. Karmel dał się poznać jako palony, ale nie za mocno. Zrobił nawet aluzję do krówki, acz po chwili z narastającą soczystością. Słodycz trzymała się tuż za mlecznością na pierwszym planie. Chwilami jej dorównywała.

W tym czasie cierpkość zdecydowała się przytoczyć liściastą, nieco ziołową herbatę. Nasiliła się jeszcze trochę i zadeklarowała jako herbata zielona. Zielona, ale z mlekiem, które znacząco ją łagodziło i modyfikowało. Pomyślałam o słodkawej matcha latte.

Po herbacie na mlecznej fali wpłynęły orzechy laskowe. Wyszły wręcz słodziutko. Może w ciągnącym, krówkowo-mlecznym, acz palonym kajmako-karmelu?

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa słodycz z tak ewidentnie kajmakowo-karmelowej zmieniła się w bananową. Nadal rosła, zaznaczając się niebezpiecznie w gardle, ale jeszcze nie drapiąc. W herbacie pojawiły się kwiaty - niby też słodkie, ale wtłaczające trochę lekkości w tę w sumie ciężką kompozycję.

Do wysoce słodkich bananów dołączyły egzotycznie-wodniste, słodkie owoce, wpisujące się w kwiatowy klimat: liczi i trochę pitai. Czułam w nich lekką soczystość. Tylko w nich? Gdzieś za nimi przemknęła jakby drobniusia aluzja do kwasku (słodkiej pomarańczy?), lecz nie pojawił się. 
Lekka soczystość nie pomogła - owoce, kwiaty i karmel przesłodziły całość. Mleko, choć było go mnóstwo, dało na to pozwolenie.

Bliżej końca wróciła na szczęście zielona herbata i pewne ciepło. Prawie pikanteria? Wyobraziłam sobie cynamonowe chai latte opierające się na zielonej herbacie (zamiast na czarnej), w której przesadzili ze słodyczą. Przemknęły mi niemal nieuchwytne orzechy i chyba migdały w czekoladzie i cynamonie.
Cynamon przedstawił się jako lekko goryczkowaty, aspirujący do ostrości. 

Po zjedzeniu został posmak intensywnego, naturalnego mleka, na którym zaznaczył się ciepły cynamon i lekką cierpkością. Połączyła cynamon z ledwo już rozpoznawalną zieloną herbatą. Jej towarzyszyły kwiaty. Do tego odrobinka bananów i bardziej rześkich owoców egzotycznych, acz jedynie jako echo echa (?). Całość wyszła zbyt słodko-ciężko. Czułam też ciepło w gardle - jakby zielonej chai i słodyczy. 

Czekolada była smaczna i ciekawa, ale za słodka. Tak wysoka mleczność w mlecznej czekoladzie w zasadzie na plus, acz ja mam wątpliwości, czy to kakao nie traci w takim wydaniu. Myślę, że świetny popis mogłoby dać przy 60%. Nawet w górach było mi nieco za słodko. 

Czuć w niej nuty Beskid Indonezja Borneo Berau Czekolada Rzemieślnicza Gorzka 70 %, ale wmieszane w imperatywne mleko. Słodycz kajmanowo-krówkowo-karmelowa zmieniająca się w banany, ogrom kwiatów i słodko-kwiatowe owoce egzotyczne na mlecznym oceanie pozwoliły sobie na wiele, że aż trochę drapały. Sama słodycz wyszła ciężkawo do pary z naturalnym mlekiem. Akcent herbaty zielono-ziołowej była słabiutka, acz zaznaczyła się. Z zaskoczeniem na końcu poczułam wyraźnie cynamon, który wyeksponował się bardziej chyba dlatego, że mleko wyciszyło inne charakterniejsze wątki na końcówce.

Mimo że całość była przyjemna, nie zjadłam całej - wróciła ze mną do domu i po weryfikacji nut, resztę, czyli jakieś 28g oddałam Mamie. Opisała: "No taka dobra, że nie mam jej co zarzucić, ale trochę mnie nudziła. Czuć taki posmak... hm, to chyba po prostu te 50% kakao, dużo mleka, a to trochę nie moja bajka. Lubię albo zwyczajnie mleczne, albo jak już ma być czuć kakao, to porządnie i z kwasowością. Ta pewnie jest bardzo dobrą 50%, czuć jakość, ale nie mam o niej za wiele do powiedzenia. Taka faktycznie na 8".


ocena: 8/10
kupiłam: Beskid Chocolate (dostałam)
cena: 25 zł (za 70 g; ja dostałam)
kaloryczność: 544 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: ziarno kakaowca, tłuszcz kakaowy, mleko pełne w proszku, cukier trzcinowy nierafinowany

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.