Pokazywanie postów oznaczonych etykietą czekolada: kukurydza. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą czekolada: kukurydza. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 15 września 2025

Fin Carre Weisse Kokos & Flakes biała z wiórkami kokosowymi i płatkami kukurydzianymi

Czy to takie dziwne, że choć nie lubię czekolad Fin Carre i nie znoszę białej czekolady, zawitała na moim blogu ta tabliczka? I tak, i nie. Okazało się, że chyba wycofano najlepszą znaną mi białą czekoladę, Chateau Weisse Kokos / Biała z Kokosem i płatkami kukurydzianymi. I to akurat wtedy, gdy chciałyśmy ją sobie z Mamą przypomnieć! Zdesperowane, zamówiłyśmy na Allegro, jednak okazało się, że sprzedający miał już tylko po terminie i nie chciał ich wysłać nawet na naszą odpowiedzialność. Zaproponował, że ma bardzo podobną. Licząc więc, że będzie to chociaż namiastka, kupiłyśmy. Nie ufałam tej tabliczce, ale pomyślałam, że może będzie choć trochę podobna i w górach uda mi się jakoś w nią wkręcić. Specjalnie pod nią za cel obrałam Halę Śmietanową - by było tematycznie, a co! Z Policy dalej poszłam czerwonym szlakiem do Kiczorki, zwanej przeważnie Cylem Hali Śmietanowej. Mając wspaniały widok na Babią Górę w całej jej okazałości uznałam, że to idealna chwila na potencjalnie śmietankową czekoladę.
Po zdjęciach obrałam żółty szlak na wieżę widokową na Mosornym Groniu. Nie planowałam wchodzić i na nią, ale jakoś tak mi się zachciało. Potem zeszłam do Hali Krupowej zielonym szlakiem i czekał mnie znany już odcinek do parkingu na Wielkiej Polanie, w Sidzinie.

Fin Carre Weisse Kokos & Flakes to biała czekolada z prażonymi wiórkami kokosowymi (18%) i płatkami kukurydzianymi (7%), marki własnej Lidla, wyprodukowana przed Ludwig Weinrich GmbH.

Po otwarciu poczułam intensywny zapach wiórków kokosowych i mleka, które aspirowało do śmietanki. Za nimi odnotowałam też lekką, kwaskawą taniość kiepskich białych czekolad. Słodycz stanęła na średnio wysokim poziomie, bo trochę ją hamowała pieczona nutka corn flakesów. Nie były nutą jednoznaczną, ale łatwo je nazwać.

W dotyku tabliczka zdradzała tłustość, choć była konkretna i twarda - to jednak wynikało z grubości. Przy łamaniu słychać było chrzęst dodatków.
Przekrój potwierdził, co zdradzał już spod - dodatków zatopiono mnóstwo: zarówno wiórków kokosa (ledwo widocznych), jak również drobnych płatków kukurydzianych. By spróbować samej czekolady, musiałam aż dosłownie spiłować trochę z brzegu.
W ustach czekolada rozpływała się w średnim tempie. Była tłusta i kremowa, a także bardzo zbita. Miękła, długo zachowując kształt. Dodatki wyłaniały się z niej niechętnie, były zatopione porządnie i jakby trochę utrudniały rozpływanie się.
Z czasem robiła się z tego zbitko-grudka trochę posiekanego kokosa i płatków. Wydawało się, że to one są bazą, a czekolada robi za dodatek. Czy to gryzione w trakcie rozpływania się bazy, obok niej jak się dało, czy już na koniec, były chrupiące. Ja wolałam gryźć na koniec, choć sporadycznie podgryzałam trochę już wcześniej.
Gryzione na koniec wiórki kokosowe były chrupiąco-trzeszczące. Świetnie zgrały się z chrupiącymi i twardymi płatkami kukurydzianymi. Te nawet gdy trochę nasiąkły i zmiękły, nie zaniechały chrupania. 
Dodatki wyszły przyjmie świeżo, mimo ilości, nie drażniły, nie drapały podniebienia i języka.

W smaku pierwsza rozbrzmiała średnio wysoka słodycz, a tuż za nią echo kokosa. Wiórki kokosowe częściowo starały się zabarwić sobą słodycz. Nawet trochę wydawało się, że poniekąd płynie z nich.

Zaraz odezwało się też mleko. Takie przeciętne, może trochę mdławe? Zalatywało trochę taniością, lecz zaraz zalał ją bardziej śmietankowy motyw.

Kokos rósł w siłę i stanął na pierwszym planie. Słodycz umacniała się w średnim tempie i wcale nie tak mocno. Weszła na ryzykowny poziom, ale ze względu na rozbijanie dodatkami, jak na białą była znośna. Śmietanka jednak odpuściła jakoś mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa. Całość była bardziej przeciętnie mleczna niż śmietankowa.

Dodatki czuć bez gryzienia. Do kokosa dołączyła nuta płatków kukurydzianych. Wciąż rządził kokos, ale wystąpiły jako zgrany duet. Zdominowały kompozycję i stały na straży słodyczy.

W tle i tak jednak przewijała się delikatna taniość. Motyw kwaskawej, kiepskiej białej czekolady bardziej dawał się we znaki w przypadku kostek brzegowych, gdzie czekolady było minimalnie więcej. Ogólnie więc im więcej dodatków, tym dla tej kompozycji lepiej, jednak nie dały rady ukryć taniości zupełnie.

Czasem dodatki gryzłam już wcześniej, obok czekolady, czasem dopiero na koniec.
Gdy gryzłam dodatki wcześniej, na zasadzie kontrastu podskakiwała słodycz i przeszkadzała. Acz wiórki kokosowe i corn flakesy były intensywne i nic sobie z niej nie robiły.
Gdy gryzłam dodatki na koniec, zerwały smakową słodycz i zagłuszały taniość. Zostało tylko lekkie drapanie w gardle.

Gryzione razem wiórki i corn flakesy smakowały tak samo intensywnie. Wiórki i płatki tworzyły świetny duet. Czasem jednak płatki jawiły się jako dosadniejsze.
Płatki kukurydziane miały wyraźnie kukurydziany, lekko pieczony smak.
Wiórki kokosowe uderzały naturalne słodkawym smakiem, który wydawał się lekko podprażomy (możliwe, że ze względu na pieczoność corn flakesów).

Po zjedzeniu został posmak wiórków kokosowych i płatków kukurydzianych ze znikomym echem mocno białej czekolady, z której na jaw wylazła cukrowość. Czułam też drapanie w gardle.

Czekolada wyszła zjadliwe w małej ilości ze względu na mnóstwo bardzo dobrych dodatków. Dzięki nim jej słodycz odebrałam jako znośną. Niestety, sama w sobie czekolada była nieprzyjemnie tania.

Miałam dość po 2 kostkach w górach, ale z braku innej zjadłam jeszcze 1, a w domu dla weryfikacji nut kolejną 1. Kompletnie mnie nie chwyciła, bo co mi po pysznych dodatkach, jak sama czekolada raz po raz zajeżdżała taniością? Wyszła jak kiepska podróbka Chateau Weisse Kokos / Biała z Kokosem i płatkami kukurydzianymi. Nie była jakoś straszliwie okrutna, ale też nie było w niej niczego, co by mnie zachęciło do jedzenia.

Większość więc wróciło do domu, do Mamy. Jej opinia: "Ta czekolada jest po prostu... poprawna. Jak ktoś po prostu lubi białe, to pewnie mu bardzo posmakuje. Ja obecnie nie przepadam za białą, więc jestem bardziej wymagająca i mi ona za słodka, a dodatków aż za dużo, bo się czuję chwilami, jakbym cukier chrupała. Sama czekolada mi nie wydaje się jakoś strasznie tania, ale taka... no na 6, trochę ponad przeciętna. Zjadłam jakieś 100 gramów, potem jeszcze trochę, ale więcej - już dosłownie końcóweczki - nie chcę, chyba oddam*. A Chateau nigdy bym nikomu ani kostki nie dała".
*Resztę oddałyśmy ojcu, jak powiedziała Mama.


ocena: 6/10
kupiłam: zamówienie przez internet od os. prywatnej
cena: 13 zł (za 200g)
kaloryczność: 579 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, wiórki kokosowe 18%, pełne mleko w proszku, płatki kukurydziane 7% (kukurydza 6,5%, cukier, sól spożywcza, słód jęczmienny), śmietana w proszku, serwatka, lecytyny, sól kuchenna, naturalny aromat waniliowy

wtorek, 8 kwietnia 2025

Witor's Wizarding World Harry Potter Grifondoro L'Incantesimo dei Pop Corn Caramellati mleczna z karmelizowanym popcornem

Tę tabliczkę wzięłam na krótką trasę, bo z góry założyłam, że za wiele jej i tak nie zjem. Po prostu była bardzo nie w moim typie, a przyjęłam ją od ojca tylko dlatego, że markowana logiem Harry'ego Pottera, do którego mam słabość. Witor's Wizarding World Harry Potter Corvonero La Magia dei Cristalli Frizzanti była okropna, więc nie spodziewałam się, by ta wyszła znacznie lepiej. Po kruku na opakowaniu i tytule (?) tamtej, sprawdziłam też, co znaczy "Grifondoro". Może "lew" po jakiemuś? Nie, okazało się, że po prostu chodzi o Gryffindor. To już nie wiem, o co chodzi z podtytułami tych czekolad Witor's. Na Siwy Wierch ruszyłam z parkingu w miejscowości Zuberec, Horáreň pod Bielou Skalou czerwonym szlakiem. Planowałam porobić jej zdjęcia przy mijanej Białej Skale, ale nie wyglądała zbyt widowiskowo, więc trochę się wstrzymałam i wyszłam na ładniejsze skałki. Choć oszronione rośliny i mgła wyglądały klimatycznie, widoków nie było. No cóż... 


Witor's Wizarding World Harry Potter Grifondoro L'Incantesimo dei Pop Corn Caramellati to mleczna czekolada o zawartości 30 % kakao z karmelizowanym popcornem; na licencji Warner Bros.

Po otwarciu poczułam bardzo słodki, wręcz trochę cukrowo-plastikowy, ale  jednocześnie całkiem porządnie mleczny zapach czekolady. Za nią znalazło się echo karmelu i popcornu, acz delikatne nawet po podziale. 

Tabliczka w dotyku wydała mi się plastikowo polewowa. Przy łamaniu lekko trzasnęła właśnie w polewowy sposób, ale usłyszałam też ni chrzęst, ni trzeszczenie dodatków.
W ustach rozpływała się łatwo, w  tempie umiarkowanym. Dała się poznać jako kremowo-tłusta. Bazowo była gładka, acz urozmaicało ją mnóstwo małych, sporo dużych i średnich kawałków mocno karmelizowanego, pokrytego grubą skorupka karmelu, popcornu. W zasadzie chyba nie da się zrobić kęsa, by o nie choćby nie zahaczyć (ja już w domu dla weryfikacji trochę czekolady "spiłowałam" nożem). Bardzo szybko zaznaczały swoją obecność, ale nie wypadały z czekolady, a długo siedziały zatopione w miękko-bagienkowatej masie.
Kawałki wolałam zostawiać na koniec. Gry jednak w przypadku jednego kęsa pogryzłam je na próbę obok czekolady, były znacząco twardsze od karmelu. Ten dał się poznać jako cukrowo-rzężacy i z czasem lepkawy. Dominował wtedy nad samą popcornowościa. 
Karmelowa otoczka trochę się rozpuszczała wraz z czekoladą, ale i tak na koniec jeszcze zostawała i wyraźnie chrupała. Było jej bowiem sporo.
Kawałki popcornu gryzione na koniec wciąż były pokryte karmelem. Okazały się twarde i chrupiące w szliście-cukrowy sposób od karmelu, a dopiero z czasem bardziej chrupiące w sposób charakterystyczny dla prażonej kukurydzy. Myślałam przy nich jednak nie o białych częściach popcornu, a twardszych środkach. Karmelowość na koniec była wyrównana z popcornowością w kwestii struktury. 

W smaku przywitała mnie nieco cukrowa słodycz, do której szybko dołączyło mleko. Wyszło całkiem intensywnie i charakternie. Słodycz rosła dość szybko, odnotowałam w niej lekki plastik... Podkręcony echem... Popcornu?

Smak popcornu nasilał się, nim kawałki wyłoniły się na dobre. Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa baza wydała mi się bardziej maślana. Mleczność jednak też analogicznie rosła, acz coraz wolniej. Odezwał się za to też maślano-cukrowy motyw karmelizowania (podkreślał chyba maślaność bazy). Nie był to karmel sam w sobie, a maślane karmelizowanie. Karmel... wręcz do bólu cukrowy i fundujący kolejną porcję słodyczy.

Słodycz cukru zadrapała w gardle. Mleko było całkiem wyraźne, ale odgrywało coraz mniej ważną rolę. Nasilał się popcorn i motyw karmelizowania. Czekolada przy tym chyliła się ku plastikowi, choć jeszcze do niego nie dotarła. Wciąż była też mocno mleczna.

Gryziony obok czekolady popcorn smakował sobą, dokładniej karmelizowaną kukurydzą, ale baza wydawała bardziej cukrowo-plastikowa, więc wolałam gryźć popcorn po zniknięciu czekolady. 
Popcorn gryziony na koniec smakował karmelizowaniem, a także bardzo intensywnie, jednoznacznie prażoną kukurydzą i popcornem - ale właśnie związanym na stałe z karmelową nutką. Odrobinka soli pojawiała się w oddali jedynie jako element podkreślający, wpisany w popcornowość, epizodycznie. Słoności jako takiej nie czułam. Raz po raz odnotowałam za to niemal przypalony motyw karmelu. W głowie częściej niż "popcorn" siedziały mi słowa "prażona kukurydza".

Po zjedzeniu został posmak prażonej kukurydzy, popcornu, karmelizowania z maślaną naleciałością oraz przecukrzenie. Czuć je jako za silną słodycz i drapanie w gardle. Mleczność, choć obecna, nie wydawała się zbyt istotna. I coś mi jeszcze w tym pobrzmiewało, coś taniego? Acz trudnego do uchwycenia.

Czekolada była średnio-kiepska, ale raczej kiepska jak na zawyżoną cenę, a tak odcinając się od tego, to mocno średnia - nie aż tak tania w smaku, wydźwięku jak Witor's Wizarding World Harry Potter Corvonero La Magia dei Cristalli Frizzanti. W zasadzie, była, czym miała być, bo wyraźnie smakowała karmelizowanym popcornem i przeciętną mleczną czekoladą. Myślę, że szukających takich smaków powinna w miarę usatysfakcjonować. Acz to dość droga zabawa - cena oczywiście podbita Potterem, bo jakość mocno średnia. Ale średnia nie okrutnie rażąca.

Zjadłam kostkę (większość w górach i odrobinkę w domu do weryfikacji), a resztę oddałam Mamie. Opisała: "Najpierw pomyślałam, że czekolada z popcornem to pewnie fu będzie, ale tak jadłam, jadłam i... się zdziwiłam. Bo to było pasujące, ciekawe i dobre jako jednorazowa ciekawostka. Popcorn było czuć i... z tym karmelem właśnie bardzo pasował do mlecznej czekolady. Ona była w zasadzie też bardzo dobra, mocno mleczna, tylko że okropnie przesłodzona. Ale to jej jedyna wada. A karmel... no też strasznie słodki, za słodki, ale w sumie nie wiem, czy z innym albo bez, ten popcorn by tak dobrze wyszedł. Fajna, za słodka, ale ludzie chyba lubią teraz tak słodko".


ocena: 5/10
kupiłam: ojciec kupił w Dealz
cena: 4 zł (za 50g; jak wyżej, ale dopytałam)
kaloryczność: 531 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, miazga kakaowa, pełne mleko w proszku, odtłuszczone mleko w proszku, laktoza, karmelizowany popcorn 5% (cukier, kukurydza: kukurydza, olej słonecznikowy, sól; glukoza, masło, sól, aromat), masło klarowane, emulgator: lecytyna sojowa

środa, 5 marca 2025

Ritter Sport Knusper-Nuss mleczna z orzechami laskowymi i płatkami kukurydzianymi

Gdy zobaczyłam tę czekoladę w sklepie, z czymś mi się kojarzyła. Wydała mi się ciekawa, ale nie niespotykana. Hm... Aż w końcu przypomniałam sobie Choceur Erdnuss & Flakes. W przypadku dziś przedstawianej, nic nie powinno być karmelizowane i solone, więc jak ojciec powiedział "bieeerz", wzięłam. Ot, pomyślałam, że w górach spróbuję. Zgarnęłam ją na podejście na Polski Grzebień, m.in. na który wybrałam się niebieskim szlakiem z Łysej Polany, ponieważ ciekawiła mnie Dolina Białej Wody. O ile na Polskim Grzebieniu byłam, tak nią nigdy nie szłam. Znalazłam sobie wielki kamień z zacnymi widokami nieopodal Litworowego Stawu. Miałam ją też jako dopalacz energii na drogę, która zaczęła potem iść mocno w górę.

Ritter Sport Knusper-Nuss to mleczna czekolada z całymi prażonymi orzechami laskowymi (15%) i płatkami kukurydzianymi (5%).

Po otwarciu poczułam cukrową słodycz, nadającą całości plastikowego klimatu. Zarysowała się na wyraźnie mlecznym tle, a do tego dobrze wyłoniły się prażone orzechy laskowe. Płatki kukurydziane nie ujawniły się.

Tabliczka o dość ulepkowatym wyglądzie w dotyku wydała mi się i trochę pylista, i tłusta. Przy łamaniu wydawała z siebie chrupkie dźwięki i słychać było chrzęst dodatków. Już na spodzie widać, że ich nie pożałowano. 
Czekoladę wypełniały średnie i średnio-duże kawałki płatków kukurydzianych oraz orzechy laskowe jako głównie całe, ale też połówki. 

Czekolada rozpływała się w tempie umiarkowanym, najpierw trochę stawiając opór. Potem już łatwiej miękła na lepką, tłustą masę, z której po paru chwilach wyłaniały się dodatki. Długo jednak pokrywała je czekolada. Na szczęście nie stworzyły z niej zlepka, a krawędzie nie były ostre. Wśród nich lekko przewijała się lekka proszkowość bazy.
Płatki kukurydziane lekko nasiąkały i miękły, ale i tak do końca pewną chrupkość zachowywały. Ja właśnie na koniec zostawiałam jedne i drugie dodatki. 
Corn flakesy chrupały i trzeszczały (zależy od kęsa i wielkości płatka). Okazały się napowietrzone i delikatne, czym upodobniały się do wafelków.
Orzechy były krucho-chrupiące i też delikatne. Na paru trafiło się trochę skórek. Dodano i całe, i połówki (a nie tylko całe, co sugeruje opis).
Na próbę trochę dodatków gryzłam obok czekolady. Płatki kukurydziane wtedy były suchsze i bardziej chrupiące, ale nie jakoś mocno. Tak czy inaczej płatki trochę wlepiały się w zęby.
Jedząc, miałam wrażenie, że corn flakesy dominowały ilościowo nad orzechami - obstawiam, że to przez ich podrobienie. Orzechów czułam niedosyt, bo i dodatki były różnie rozmieszczone (np. trafiło się sporo kostek bez orzechów). 
 
W smaku pierwsza pojawiła się słodycz w parze z mlekiem. Tylko co pomyślałam, że są wyrównane, a słodycz pognała do przodu. Przedstawiła się jako cukrowa i dominująca.

Mleko w zasadzie też było dość wyraziste, ale w obliczu tej przesadzonej słodyczy, i tak wydało mi się dość płytkie.

Z samej czekolady rozchodziło się echo orzechów laskowych - baza odrobinę nimi przesiąkła (dało się ich doszukać nawet w kęsach bez orzechów). W kęsach z orzechem, motyw laskowców był intensywniejszy, ale nie pomógł na plastikowość. Może jednak odrobinkę tonował słodycz? 
Corn flakesy za to ukrywały się.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa słodycz tak wzrosła, że drapała w gardle. Mleko starało się nadążyć, ale wciąż zostawało w tyle, za cukrem. Za jego sprawą plastikowość panoszyła się bezkarnie. Dodatki niby trochę rozbijały smakowe zacukrzenie, ale to i tak męczyło na poziomie gardła.

Dodatki gryzione wcześniej, obok czekolady, wydawały się średnio wyraziste - orzechy bardziej, płatki kukurydziane mniej -  jednak baza kontrastowo jawiła się jako jeszcze bardziej plastikowa.
Ja wolałam zostawić je na koniec.

Gdy gryzłam dodatki na koniec, wychodziły... Różnie. Jak osobno, to było wyraźnie czuć jedne lub drugie. Gdy orzechy - naturalnie słodkawe, delikatnie prażone orzechy laskowe, w których przewijała się drobna goryczka.
Gdy corn flakesy - lekko pieczone płatki kukurydziane, acz chwilami mniej jednoznaczne. 
Z kolei gdy gryzłam je razem, połączenie czasem robiło się specyficzne. Chwilami orzechy bardzo dominowały, a czasami szły w goryczkowatym kierunku i wtedy płatki były mniej kukurydziane. Bardziej ogólno zbożowe i wręcz wafelkowe. Dominowały raczej laskowce, chyba że płatków zebrało się bardzo dużo.
Ja wolałam pogryźć najpierw płatki, potem orzechy. Tak połączenie to wydawało się ciekawe.

Po zjedzeniu został posmak w dużej mierze dodatków, a więc prażonych orzechów laskowych i o wiele delikatniejszych od nich płatków kukurydzianych, ale też cukrowej, mleczno-plastikowej czekolady. Do tego czułam drapanie słodyczy w gardle.

Czekolada wyszła poprawnie - była, czym miała być, ale w wydaniu po linii najmniejszego oporu. I w sumie wyszła całkiem ciekawie ze względu na to zestawienie dodatków, ale bez wad się nie obyło. W połączeniu chwilami wydawały osobliwe, że aż nie umiem jednoznacznie stwierdzić, czy na plus, czy na minus. Ogół był jednak na pewno zdecydowanie za słodki i aż plastikowo-tani. Nie moja bajka, ale wydaje mi się, że może smakować, jak ktoś jest przyzwyczajony do takich słodkich tabliczek i nie liczy na wysoką półkę. Ja po prostu nie jestem grupą docelowa, więc trochę spróbowałam w górach, kostkę w domu, by zweryfikować odczucia. Choć w dzisiaj opisywanej - przynajmniej dla mnie - trafiły się o wiele lepiej zrobione płatki kukurydziane, to jednak ta podpadła mi czym innym niż RS Kaffee Knusper z przesadzoną ilością płatków o ostrych brzegach i nutce soli. Dziś przedstawiana wyszła bardziej tanio - kawa ze wspomnianej sprawiała jednak, że tamta była mniej plastikowa. Obie wyszły kiepskawo, tylko że z innych powodów i obie chyba mogą bardziej smakować tym, którzy czego innego niż ja oczekują od czekolad.

Zjadłam 5 kostek, resztę oddałam Mamie. Opisała: "No taka zwykła czekolada raczej kiepska, ale to w końcu Ritter, on po prostu jest kiepski i za słodki. Orzechy dobre, ale ich mało w stosunku do tych płatków kukurydzianych. A tych mi akurat trafiło się tak dużo, że aż czasami w podniebienie i język nieprzyjemnie drapały. Taka w sumie fajna, ciekawe połączenie, tylko że baza plastikowa i tania, przez co ogół taki... niewywołujący emocji". Jak Mamie trafiły się łagodniejsze płatki w Ritter Sport Kaffee Knusper, tak mi w tej. Przynajmniej jednak w dziś przedstawianej żadna z nas nie czuła soli - i tym wygrywa ze wspomnianą, a także zwyczajnie tym, że jest, czym na być (bo ciemnej warstwy we wspomnianej warstwowej nie czuć).


ocena: 6/10
kupiłam: Auchan
cena: 6,49 zł (ojciec płacił)
kaloryczność: 551 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: cukier, prażone orzechy laskowe, tłuszcz kakaowy, miazga kakaowa, pełne mleko w proszku, laktoza, ziarna kukurydzy, odtłuszczone mleko w proszku, bezwodny tłuszcz mleczny, emulgator: lecytyny sojowe, sól, ekstrakt słodu jęczmiennego

wtorek, 25 lutego 2025

Ritter Sport Kaffee Knusper ciemna 50 % i mleczna kawowa z kawałkami płatków kukurydzianych

Mimo że nie przepadam za Ritter Sport, ich czekolady raz po raz pojawiają się u mnie. Te, które zawierają dodatki do gryzienia, wydają się w porządku, niewymagającymi opcjami do zabrania w góry. Nie wiem jednak, co to musiałby być za wariant, bym sama go sobie kupiła. Na dziś przedstawianą sama się co prawda natknęłam, ale było to podczas zakupów z ojcem, za które on płacił, więc tylko dlatego się na nią zdecydowałam. Ostatnimi czasy przeszła mi zupełnie kawa, ale jej połączenie z płatkami kukurydzianymi wydało mi się tak dziwne, że aż postanowiłam spróbować. O tym jednak, jak dziwna, warstwowa to czekolada jest, dowiedziałam się jednak już przygotowując posta pod recenzję i planując, gdzie ją wezmę.
Nie zaplanowałam jej na żadne konkretne miejsce, acz obstawiałam, że otworzę ją jakoś... ja wiem? Jeszcze przed samym Koprowym? Jako pierwsza, przed Frey Supreme Crunchy Dark Fruit & Nut. Tak się jednak nie stało. Musiała trochę poczekać (wcześniej nie było dobrego miejsca, a nie chciałam przeznaczyć potencjalne gorszej tabliczki na sesję na szczycie). Koprowy Wierch upatrzyłam sobie już jakiś czas temu, jednak odkładałam go zawsze na kiedyś tam, bo nie widziało mi się iść tą samą drogą tam i z powrotem, a moja wymarzona pętla przerażała długością wszystkich i jakoś nie miałam, jak się tam wybrać. Aż wreszcie, acz z lichą nadzieją, poszłam. Gdy z Koprowego Wierchu zeszłam na Koprową Przełęcz, w oddali, gdzieś pewnie nad Rysami, zaczęło błyskać. Nad trasą, którą weszłam, chyba padało, więc prawie oczywistym było pójście niebieskim szlakiem do Tri Studnicky, czyli wreszcie mogłam zrobić moją wypatrzoną pętlę! Hlinską Dolina (którą potem poszłam do Doliny Koprowej) robiła ogromne wrażenie, choć musiałam trochę się spieszyć, bo bałam się, że burza zacznie mnie ścigać. Co nie znaczy, że nie znalazłam chwili na sesję zdjęciową czekolady. 

Ritter Sport Kaffee Knusper to (36%) ciemna czekolada o zawartości 50% kakao na (59%) warstwie czekolady mlecznej kawowej z (5%) kawałkami płatków kukurydzianych.

Po otwarciu poczułam zapach słodkiej, mlecznej kawy czekoladowej z zaznaczonym akcentem kakao. Słodycz była wiodąca, ale nie bardzo wysoka czy cukrowa. Dodatki nie ujawniły się nawet przy i po podziale.

Tabliczka złożona z dwóch warstw na wierchu wyglądała jak polewa kakaowa, a od spodu wydawała się bardziej ulepkowata, potencjalnie proszkowa. Choć z opisu wynika, że więcej było kawowej, pod względem struktury tak tego nie odebrałam.
Łamana dała się poznać jako twarda i krucha. Raczyła mnie raczej chrupnięciami i chrzęstem, za który odpowiadały dodatki, niż trzaskami. Przekrój potwierdził, że nie pożałowano małych i średnich kawałków (które prześwitywały na spodzie). Umiejscowiły się tylko w beżowej części.
Próbowałam warstwy rozdzielić, ale nie udało mi się to ani zębami, ani w domu przy pomocy noża.
W ustach czekolada ogólnie rozpływała się chętnie, w tempie umiarkowanym, ogólnie łatwo rzednąc. Dół trochę stopowały dodatki, więc zostawał czasem razem z wierzchem, ale coś czuję, że gdyby nie one, zniknąłby pierwszy. Całość była zbita, ale nie bardzo twarda, a z pewną miękkością, mimo że czekolada zbyt miękka też nie była. Dół odznaczał się lekką pylistością, wierzch szedł bardziej w kierunku mazistej, maślanej polewy. Niby był gładki, ale jakby niezupełnie.
Obie części były tłuste.
Dość szybko na języku i podniebieniu zaznaczały swoją obecność kawałki kukurydzianych płatków. Wiele z nich miało ostre brzegi.
Tylko na próbę w przypadku może ze dwóch kęsów pogryzłam je obok czekolady - wolałam zostawiać je na koniec.
Corn flakesy gryzłam, gdy wszystko inne już zniknęło. Były chrupiące i twarde, tylko nieliczne trochę częściowo nasiąkły i zmiękły. Gryzione już oczywiście tak - wtedy wlepiały się w zęby.

W smaku niezależnie od tego, jak ułożył się kawałek, witała mnie słodka kawa. Od samego początku dominowała. 

Ewidentnie była to kawa mleczna. Mimo jednak łagodności, wprowadziła lekką gorzkość.

Pomyślałam o kawie zrobionej na znacząco palonych ziarnach, ale z dodanym mlekiem i mnóstwem cukru. Słodycz znacząco rosła.

Gorzkość odrobinę też, ponieważ ciemna czekolada wkroczyła do gry. Wciąż jednak nawet nie starała się wyprzedzić delikatnej gorzkości kawowej. Całość ułożyła się w wizję czekoladowej kawy.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa cukrowa słodycz dawała się we znaki, mimo że wyłaniały się corn flakesy, trochę ją rozbijające. Niegryzione w smaku niewiele wnosiły. Po prostu zaznaczały swoją obecność. Pogryzione na próbę obok czekolady okazały się średnio intensywne, ale spodziewanie cornflakesowo-zbożowe. 
Ogólnie do głowy zawitało wyobrażenie o... Płatkach kukurydzianych z mlekiem kawowym? Oczywiście dosłodzonych do przesady.

Gdy spróbowałam trochę osobno spodu, okazał się zaskakująco dobrze wyważony. Bardzo słodki, ale jeszcze nie bardzo przesadnie, bo jednocześnie mocno mleczny i wyraźnie kawowy.
Wierzch z kolei przedstawił się jako przecukrzony zupełnie, trochę palono gorzki w polewowym stylu i bez polotu. W zestawieniu po prostu trochę wspierał część kawową kakaową nutką. Niestety jednocześnie przełożył się też na przesłodzenie. I... Trochę pralinowy charakter całości? W smaku czuć, że kawowa część stanowi większość.

Z czasem cukrowa słodycz drapała w gardle.

Myśl o przesłodzonej, czekoladowej kawie z mlekiem utrzymała się. Jej echo z cukrowością robiło za niewyraźne tło płatkom kukurydzianym. Te dziwnie, w zasadzie pozytywnie dopóki nie odezwała się sól (a odzywała się nie przy każdym kęsie), zgrywały się z kawową czekolada. 

Corn flakesy gryzione na koniec smakowały wyraźnie sobą. Nie trafiłam na mocniej pieczone, za to dość często pojawiała się w nich odrobinka soli. Nie w przypadku wszystkich kęsów, ale epizodycznie ją czułam. Wyraźnie mniej więcej w połowie zjedzonych kostek

W posmaku zostały głównie płatki kukurydziane, czasem z lekko słonawym echem, ale też odczuwalna ogólnie, także w gardle, cukrowa słodycz. W oddali majaczyła kawa z odrobiną mleka.

Całość nie usatysfakcjonowała mnie pod względem gorzkości - ciemna czekolada miała zdecydowanie zbyt spolegliwy charakter. Jak dla mnie to ona powinna być bazą. Płatków kukurydzianych za to miałam przesyt i nie podobało mi się, że zdarzały się słonawe. Z zaskoczeniem uznałam, że częściowo (te niesłone) w zasadzie pasowały do czekoladowo-pralinowej kawy z mlekiem. Jednak zostaje jeszcze kolejna wada: kaleczyły język i podniebienie. Pojawiająca się w nich sól do niczego mi w tej kompozycji nie pasowała. Ona, jak i w ogóle dodatek, pewnie miały zwyczajnie przełamać słodycz, ale gryzły się na smak z resztą, a słodycz i tak była drapiąca. Wydaje się jednak przesadzona tylko trochę, niektórym pewnie może się spodobać.
Jako ciekawostkę trochę można zjeść, ale raczej tak ot, w górach. W domowych warunkach nie sprawiała mi przyjemności i zjadłam tylko trochę, by zweryfikować. Ogólnie wystarczyło mi 7 kostek (w tym jedna w domu), a potem... No już jakoś miałam przesyt.

Resztę oddałam Mamie. Podsumowała: "Smaczna, ale szkoda, że taka słodka. Tak słodka, że całej na pewno bym nie dała rady. Nie czułam, by coś z ciemnej w niej było. Taka po prostu mleczna kawowa z płatkami kukurydzianymi. Mi się słone nie wydały. Albo nie trafiłam, albo tak się na tej słodyczy wszechobecnej, zasładzającej skupiłam. Za słodka, a tak byłaby bardzo fajna. No i może jeszcze przesadzili z ilością tych corn flakesów".


ocena: 6/10
kupiłam: Auchan
cena: 6,49 zł (ojciec płacił)
kaloryczność: 537 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Składniki: cukier, tłuszcz kakaowy, miazga kakaowa, mleko pełne w proszku, kukurydza, laktoza, kawa (mielona) 1,5%, masło klarowane, emulgator: lecytyna sojowa; sól, słód jęczmienny. 

środa, 10 lipca 2024

Choceur Erdnuss & Flakes mleczna z prażonymi, solonymi orzeszkami ziemnymi i płatkami kukurydzianymi

Po wypadzie w góry w środku lutego nie mogłam przestać myśleć o górach i już mi w głowie siedział kolejny wyskok. W ramach wracania do dawnej formy postanowiłam pozaliczać trasy piękne, ale mniej wymagające. O Sarniej Skale myślałam od dawna, bo słyszałam wiele zachwytów widokiem z niej na Giewont. Biorąc pod uwagę, że jak na samym Giewoncie byłam, widoczność była chyba gorzej niż zerowa, uznałam, że z ochotą zobaczę go z oddali, tak jak i resztę okolicznych szczytów. Czekoladę wzięłam ze sobą bardziej ryzykowną - jako że to krótka, niemęcząca trasa, nawet gdyby miało się skończyć, że za wiele jej nie zjem, nie byłoby tak źle. Dodałam ją do jednego zamówienia z Mamą, które chciała, bym nam zrobiła na Allegro. Dodając do koszyka byłam pewna, że to czekolada po prostu z orzeszkami i płatkami kukurydzianymi. Dopiero w domu odkryłam, że zawierała orzeszki... solone, jak głosił opis. Cóż, zaczęło mi grozić, że nie dość, że się zacukrzę, to jeszcze zasolę. Na konkretnych trasach nie zafundowałabym sobie czegoś takiego, ale prosta droga z Doliny Strążyskiej, a w końcu sama Sarnia wydawały się w miarę odpowiednie na potencjalne niespodzianki. W kierunku Drogi nad Reglami szlak w zasadzie był dosłownie prosty - wtedy zaczęło coś mi świtać, że trasę planowałam inną, no ale trudno. Ta też wyglądała na zacną. Dopiero potem droga zaczęła iść trochę pod górę. Mijałam sporo szumiącej wody, wodospady... Śniegu było niewiele, że na całą trasę raczki przydały się tylko przez chwilę. Do Czerwonej Przełęczy przyjemnie szło mi się po naturalnych, kamiennych jakby schodach (jedyne, jakie lubię - bo zwykłe to zło). Króciutki odcinek na szczyt i z powrotem był co prawda już o wiele trudniejszy jako że wzrostu za wiele nie mam, ale dotarłam. Nie wiem, gdzie tu niby miałabym widzieć sarnę w tych skałach, ale co tam. Na pewno wiem, że straszliwie wiało. A jednak i tak parę chwil przyjemnie tam spędziłam, porobiłam zdjęcia czekoladzie, trochę się bojąc, że mi ją zwieje, a potem zeszłam ku Czerwonej Dolinie, uważając, by nie poślizgnąć się na czerwonawej glinie. Nim wróciłam na parking w Dolinie Strążyskiej zahaczyłam jeszcze o Siklawicę. Tu już mnie utwierdziło, że poszłam jakoś dziwnie inaczej niż planowałam, bo normalnie powinnam pójść jakby chyba trochę odwrotnie, by wodospad zaliczyć przed Sarnią. No i ominęłam Kalatówki, gdzie też chciałam zajść, ale trudno.


Choceur Erdnuss & Flakes to mleczna czekolada o zawartości 32% kakao z prażonymi, solonymi orzeszkami ziemnymi (20%) i płatkami kukurydzianymi (5%); wyprodukowana przez WIHA GmbH (właścicielem jest grupa Storck) dla niemieckiego Aldi.

Po otwarciu poczułam wyrazisty zapach jednoznacznie kojarzący się z amerykańskim masłem orzechowym o wysokiej, nieco waniliowej słodyczy i z odrobineczką soli. Płatki kukurydziane prawie się ukryły, choć po podziale raz czy drugi chyba mi mignęły. Całość jawiła się też jako ryzykownie słodka, może lekko plastikowa.

Także wyglądająca na trochę plastikową, gruba tabliczka przy łamaniu głośno trzaskała. Wydała mi się nieco krucha, acz to z racji ilości orzeszków i posiekanych płatków kukurydzianych. Tych nie pożałowano.
Czekolada w ustach rozpływała się w tempie umiarkowanym. Ochoczo lekko miękła, stając się gładką masą mocno oblekającą dodatki. Wyszła tłusto mleczne, ale nie ciężko.
Gdy dodatki wyłaniały się niechętnie z czekolady, część płatków wydała mi się ostra, potencjalnie kalecząca podniebienie, ale na szczęście to tylko pierwsze wrażenie.
Ogólnie dodatków było mnóstwo, miejscami aż nieco za dużo, że tabliczka szła w kierunku ich zlepa. Rozmieszczono je za to bardzo dobrze, że trafiałam przeważnie i na to, i na to, a raz na orzeszka, raz na płatki.
Zdarzało mi się podgryzać dodatki wcześniej, ale większość przeważnie zostawiałam na koniec. 
Gryzione fistaszki okazały się lekko chrupiące i ni twarde, ni miękkie. Wyszły świeżawo - podprażono je naprawdę minimalnie. Dodano je w postaci połówek i całych orzeszków. Trafiłam na tylko kilka mniejszych kawałków.
Płatki kukurydziane zaś wystąpiły w postaci posiekanej i drobnej. Było ich bardzo dużo, miejscami stanowiły zbitki kawałków. Gryzione dały się poznać jako bardzo chrupiąco-trzeszczące. Ostrość jakoś umykała, a niektóre z czasem w ogóle lekko nasiąkały i miękły. Nie rozpuszczały się jednak zbytnio.
W czekoladzie na szczęście prawie nie było soli w postaci kryształków (a tego się trochę obawiałam) - raz czy drugi w natłoku dodatków może i coś się przewinęło, ale tak zgranie, że nie przeszkadzało.

W smaku czekolada przywitała mnie stonowaną słodyczą. W tle zawisła sugestia wanilii, a do słodyczy dopłynęła lekka mleczność.

Nagle pojawiła się myśl o łagodnym, słodkim maśle orzechowym amerykańskim. Takim... sugestywnie mlecznym. Motyw masła orzechowego płynął z całości - czekolada musiała nieco przesiąknąć arachidami.

Do mleka dołączyła lekka maślaność, umacniająca skojarzenie z kremem z fistaszków. Czekoladowość jednak niestety otarła się o drobny plastik. Słodycz wzrosła, przypieczętowując to. Nie było jednak najgorzej. Dodatkowo plus, że słodycz cały czas trzymała się nieprzesadzonego poziomu. Była wyraźna, ale nie wysoka jak na zwykłą mleczną.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa mleczność także się rozkręciła, a ja pomyślałam o smakowym mleku w wariancie "peanut butter". W tle przewinął się jakby... kajmak? W którym właśnie osiadło plastikowe echo. Mimo to, słodycz wciąż próbowała się prezentować jako delikatna. Wydaje mi się, że choć sól prawie nie była wyczuwalna, wydobyła wady tej tabliczki, w tym tę lekką plastikowość.

Dodatki nierozgryzane coraz więcej wtrącały. Fistaszki ewidentnie pobrzmiewały, zaś corn flakesy różnie. Raz chyba dodały lekko prażonej nutki, raz nikły; czasem wyłaniały się też dość jednoznacznie. Raz po raz właśnie wśród płatków mignęła lekko słonawa nuta.
Po tym, jak trafiło mi się parę kęsów pozbawionych soli, a także kilka z nią, jednoznacznie mogę stwierdzić, że niewiele wnosiła od siebie, a wskazywała to, co gorsze, czyli plastikowość i jakoś niepotrzebnie wzmacniała słodycz.

Przy dodatkach czekolada wyszła jeszcze bardziej mlecznie, plastikowo i niestety jawniej cukrowo, choć wciąż nie mocno słodko. Po prostu pochodzenie słodyczy przy nich jakoś się zdradziło. Ta pobrzmiewała im jako echo.

Gryzione fistaszki okazały się podprażone bardzo delikatnie, były bliskie surowych. Skórki się nie trafiały, a orzeszki pokazały swój słodki, delikatny i jakże intensywny w tej delikatności, smak. Może tylko raz czy dwa przy orzeszku mignęła mi odrobinka soli.

Płatki kukurydziane podczas gryzienia dały się poznać jako mocno wypieczone, charakterne. Były wyraziste w swój smak, który z natury nie miał imperatywnych zapędów. To przy nich zaplątało się nieco więcej soli, co raz po raz podszepnęło im niemal wytrawniejszy charakter. Świetnie się to zgrało z arachidami.

Gdy gryzłam dodatki, dominowały fistaszki, ale nie zupełnie - płatki im towarzyszyły, a sól była jedynie delikatnymi wtrąceniami. Kolejne kęsy czekolady przez nie wydawały się jednak słodsze. 

Po zjedzeniu został posmak bardzo słodkiej, nieco plastikowej czekolady z echem masła orzechowego oraz płatków kukurydzianych z solą i arachidów. Do tego czułam lekkie zmęczenie słodyczą. Nie wysokie przesłodzenie, ale cukrowość podkreślona naturalniejszymi dodatkami i słoną nutką, niepotrzebnie się wybiła.

Czekolada była ciekawa. W smaku samej bazy coś mi nie grało - mimo że nie była przesłodzona, szła w plastikowym kierunku. Co prawda kryła się w niej interesująca nuta masła orzechowego, ale to za mało, by mnie zachwycić. Cudowne orzeszki to ogromna zaleta. Pasujące płatki kukurydziane wyszły przyjemnie, a i sól dodano z głową. Aby utwierdzić się we wnioskach, część dojadłam już w warunkach domowych, po górach, ale w nich mnie jakoś męczyła i reszta powędrowała do Mamy. Mimo to muszę jej przyznać, że jest, czy miała być.

Mama podsumowała: "Czekolada byłaby bardzo smaczna, wręcz idealna, dokładnie taka, jaka miała być, gdyby nie ta sól. Słoność wyczuwalna chwilami niczego dobrego nie wniosła, a podkreśliła wady, taką lekką tandetę i słodycz chyba podkręciła. Zupełnie niepotrzebnie, bo tak całość była naprawdę dobra i ciekawa".


ocena: 7/10
kupiłam: Allegro
cena: 11,99 zł (za 200g)
kaloryczność: 548 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: cukier, orzeszki ziemne, mleko w proszku (15,7%), tłuszcz kakaowy, miazga kakaowa, kukurydza, maślanka w proszku, laktoza, olej rzepakowy, sól, lecytyna sojowa, ekstrakt słodu jęczmiennego, ekstrakt wanilii

środa, 1 listopada 2023

J.D. Gross Czekolada Mleczna 32 % Cocoa Kokos mleczna z kokosem i płatkami kukurydzianymi

Wraz z kokosową (limitowaną) edycją Merci ojciec przywiózł mi także obiekt dzisiejszej recenzji, wychodząc z założenia, że kokosowych słodyczy nigdy za wiele i pewnie będę zachwycona możliwością takiego porównania. Jeśli miałam być szczera, na ten moment byłam trochę zmęczona kokosem, ponieważ żadna próbowana nie była najlepsza. A jednak i tę przygarnęłam i otworzyłam niedługo po wspomnianych, przedłużając kokosową serię. Otóż logika podpowiadała, że ta czekolada wyjdzie smaczniej. W końcu to Gross... Oczywiście jednak nie łudziłam się, że nawet on "chwyci mnie na dłużej". Nie przy tej ilości cukru. Naszła mnie jednak myśl, że ta czekolada jest niespotykana, ponieważ zawiera wiórki kokosowe i płatki kukurydziane, które przeważnie dodają do czekolad białych. Hm, jak to miało wyjść w mlecznej? Szczerze mówiąc, wyobrażenie sobie tego nie było takie proste.

J.D. Gross Czekolada Mleczna 32 % Cocoa Kokos to mleczna czekolada o zawartości 32 % kakao z wiórkami kokosowymi (9%) i płatkami kukurydzianymi (2%).

Po otwarciu poczułam wyrazisty zapach wiórków kokosowych, które tylko trochę wybijały się przed cukrowo-waniliową słodycz mocno mlecznej, wręcz śmietankowej czekolady, zalatującej jednak plastikiem. Ewidentnie czułam też płatki kukurydziane, powiedziałabym, że wraz ze sztukami palonym bardzo mocno i łączące się z lekko karmelowo-prażoną nutą.

Bardzo blada (a przez to niezachęcająco wyglądająca) tabliczka była jedynie twardawa, a przy łamaniu krucha, jednak niewątpliwie tłusta. Nie trzaskała i wydawało mi się, że już nie może się doczekać, by zacząć się rozpuszczać. Od razu widać mnóstwo zatopionych w niej dodatków. Spód to wręcz ich zatrzęsienie, a przekrój jeszcze to potwierdzał.
W ustach rozpływała się w tempie umiarkowanym, z łatwością mięknąc. Była tłusta i bardzo, bardzo gęsta. Cechowała ją śmietankowość, jednak szybko zmieniała się w zlepek dodatków. Te prędko się spod niej wyłaniały. Dodano ich mnóstwo: całych, wielkich i mniejszych oraz posiekanych wiórków kokosowych, a także znacznie mniej rozmaitej, acz raczej drobnej, wielkości płatków kukurydzianych.
Dodatkami zajęłam się, gdy czekolada już zniknęła. Corn flakesy okazały się chrupiące, twardawe, choć po dłuższym czasie lekko nasiąkały. Odznaczały się świeżością, podobnie zresztą jak wiórki. Te trzeszczały i skrzypiały dość długo, lecz jeszcze nie mocno irytująco.

W smaku od razu zaszarżowała słodycz. Była bardzo wysoka, połączyła w sobie mnóstwo cukru i trochę wanilii. Słodycz rozchodziła się na śmietankowo-kokosowym tle.

Kokos prędko się odezwał, acz raczej delikatnie. Mignął mi jakby aromatem kokosowym, po czym pozwolił popłynąć mleczno-śmietankowej bazie. Pomyślałam o pełnym, naturalnym mleku i śmietance, do których z czasem dołączyło też sporo masła. Wszystko to jednak znacząco zabarwione kokosem i... z plastikowym echem.

Na tej śmietankowej fali kokos z czasem wypłynął niemal na pierwszy plan. Od wiórków odchodził ich smak, budując naturalniejszy klimat. Epizodycznie wtórowały im płatki kukurydziane. Również były wyraziste - czuć je nawet bez gryzienia. Cały czas jednak w tle pobrzmiewał mi aromat kokosowy.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa słodycz osiągnęła apogeum i drapała w gardle. Kokos, czy raczej słodki kokosik, mknął tuż za cukrem, lecz to on dowodził. Wanilia jakoś odpadła... a słodycz pokierowała kompozycję w jednoznacznie plastikową stronę. Choć kokos i mleczność próbowały nadążyć za słodyczą, wydźwięk zrobił się tani. Tym bardziej, że kokosa trzymała się sztuczność. Słodycz tak rozgrzewała, piekąc w gardle, że pomyślałam o jakimś tandetnym likierze cukrowo-kokosowym.

Śmietanka i mleko niby próbowały ten cukier jakoś tam poskromić, ale bez powodzenia. Po likierze do głowy przyszło mi coś jakby plastikowo-kokosowe toffi z racji prażonego akcentu, który sporadycznie rozchodził się od płatków kukurydzianych.

Bliżej końca dodatki zdawały się wirować na równych prawach z cukrem i śmietankowym echem, aż zostały tylko one.

Gdy je gryzłam, właściwie za słodki smak tonowały, eksponując siebie. Przewodziły wiórki z racji ilości. Płatków kukurydzianych było bowiem mniej, acz gdy się trafiły, to one przyciągały uwagę z racji wyrazistości. Płatkismakowały czystymi sobą, niektóre były bardziej poprzypalane. Wiórki wyszły raczej zwyczajnie świeżo. Cechowała je naturalna słodycz. W zasadzie tylko dzięki temu, jak dodatki starały się neutralizować tanio-przesłodzony smak, byłam w stanie robić kolejne kęsy.

Po zjedzeniu został posmak kokosa i płatków kukurydzianych, ale też śmietanki i dosłownie słodziusiej czekoladki o waniliowych zapędach, wraz z przecukrzeniem i drapaniem w gardle. Za cukrowym pożarem tlił się motyw aromatu - już nie tak jednoznacznie kokosowego, bo naturalne wiórki zepchnęły go w siną dale, ale coś tam zostało.

Całość wyszła poniżej przeciętnego poziomu, z poważnymi, kardynalnymi wadami. Na pewno ją przesłodzono - to po pierwsze. Nie był to czysty sam cukier, ale niestety strasznie się rządził do tego stopnia, że czekolada z czasem pobrzmiewała plastikiem. Nie wiem też, czy to tylko przez to, że faktycznie dodali aromat kokosowy - jeśli tak, psuł efekt. Kokos, mleko i śmietanka jedynie starały się to ograć. Tych czuć mnóstwo, podkreślanych sporadycznie pojawiającymi się corn flakseami, co wyszło prawie przyjemnie. Stąd mam jeszcze większy żal o to przesłodzenie - wśród tylu białych tabliczek z takimi dodatkami aż się prosi zrobić kompozycję o wiele mniej słodką. Nie wiem też, co dodało tak nachalną plastikową nutę. Do tego konsystencja mnie męczyła - nie lubię takich zlepków, co to czekolada pełni w zasadzie jedynie funkcję czegoś, co te wiórki zlepia. Potencjał w niej drzemie, ale niestety... Śpi głęboko, snem kamiennym. To nie wystarczyło, bym miała ochotę zjeść więcej niż jedną kostkę (a byłam pewna, że dwie na pewno zjem... niestety ta słodycz, ten wydźwięk i konsystencja...). Wyszła jeszcze bardziej tanio niż Merci Coconut Collection White Coconut Crisp.

Mamie też nie smakowała, w konsekwencji czego spora reszta tabliczki poszła do ojca. Mama podsumowała: "Aż nie mogłam uwierzyć, że to Gross. Już zapach taki tani, nieprzyjemny, a smak? Nie dość, że cukrowy, to jeszcze plastikowy, nawet nie jak czekolada, a figurki czekoladopodobne, tandetne i tanie. Tylko te wiórki i chrupki kukurydziane w niej fajne, ale i tak... taki to ulep z nich. Chociaż przy tym smaku nie chciałabym, by czekolady było więcej".


ocena: 4/10
kupiłam: dostałam od ojca (on kupił w Lidlu)
cena: jak wyżej (ale zapłacił chyba około 6-7 zł za 125g)
kaloryczność: 577 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: cukier, tłuszcz kakaowy mleko w proszku odtłuszczone, wiórki kokosowe, miazga kakaowa, bezwodny tłuszcz mleczny, płatki kukurydziane (kukurydza, sól, ekstrakt ze słodu jęczmiennego, emulgator: mono- i diglicerydy kwasów tłuszczowych), lecytyna sojowa, naturalny aromat, ekstrakt z laski wanilii

czwartek, 21 września 2023

Merci Coconut Collection White Coconut Crisp biała z wiórkami kokosowymi i chrupkami kukurydzianymi

Czasem zdarza się, że ojciec kupuje mi jakieś "słodycze lub inne durnoty", które on akurat uzna za "fajne", a i mnie w jakiś sposób się spodobają lub chociaż zaciekawią. Tym razem padło na edycję limitowaną Merci - wszak produktu od lat przez ludzi uważanego za pomysł na dobry prezent. Nigdy się do tej grupy nie zaliczałam z prostego powodu: po prostu nie jestem fanką tych czekoladek, nie rozumiem ich fenomenu. Złymi jednak też ich nie nazwę, na przestrzeni lat pojawiały się na blogu różne smaki. Zestaw kokosowych w zasadzie ojciec kupił sobie i swojej partnerce, mnie wpadły tylko wszystkie ciemne nadziewane (o nich niedługo), bo nie lubią ciemnej czekolady oraz po jednej każdego smaku... W dodatku byli na tyle mili, że dostałam nieotwarte opakowanie, "bym mogła sobie porobić zdjęcia jak lubię". Przyjęłam w sumie z ochotą; zorientowałam się bowiem, że nigdy nie jadłam względnie czystej białej Merci (kawowa Coffee & Cream się nie liczy, bo kawa zbyt mocno ją urozmaiciła). W dodatku połączenie takie - kokosa i białej czekolady - kiedyś uwielbiałam i tak trochę sentymentalnie postanowiłam sobie z ciekawości spróbować. Mimo że białej czekolady już nie lubię, ta czekoladka nie wyglądała strasznie. Co prawda żałowałam, że zawiera "jakieś chrupki" oprócz wiórków, a nie jak wygooglana 100 gramowa biała z kokosem właśnie same wiórki, ale co tam... Dopiero w dniu degustacji odkryłam, że to tłumacz nawalił, a w czekoladkach nie ma chrupek kukurydzianych, a płatki kukurydziane / corn flaks'y, czyli wpisuje się w typ dość popularny, podobny jak świetna Chateau Weisse Kokos / Biała z Kokosem i płatkami kukurydzianymi.


Merci Coconut Collection White Coconut Crisp to biała czekolada z wiórkami kokosowymi i płatkami kukurydzianymi, wchodząca w skład kokosowej limitowanej edycji Merci; produkowana przez Storck.
Tłuszcz kakaowy to 28%.

Po otwarciu poczułam zapach wiórków kokosowych i płatków kukurydzianych w słodkiej, trochę waniliowo-wanilinowej toni mleka... mleka w proszku niestety, co wraz z wysoką słodyczą wyszło ciężko. Mimo że kokos starał się chyba nadać temu lekkości. Raz czy drugi mignął mi lekki kwasek - prawie nieuchwytny, ale obecny (kokosowy? patrząc na skład obstawiam też maślankę). Całość przywodziła na myśl białe czekolady ze średnio-niskiej półki. Zapach ogółem miał stonowany charakter, cechowała go średnia wyrazistość.

W dotyku czekolada była trochę tłusta i zarazem lekko proszkowa, a do tego sugestywnie lepkawa - jakby zaraz miała zacząć się rozpuszczać w dłoniach (ale nie robiła tego). Przy łamaniu wydawała średniej głośności pyknięcia. Zaskoczyła swoją twardawością (jak na białą). Kruszyła się trochę z racji obecności dodatków.
W ustach rozpływała się łatwo i dość szybko. Była tłusta w mleczny sposób. Miękła, wykazując chwilową gęst...awość. Znikała łatwo, już rzadziej. Dodatki, a więc drobne (posiekane) i średniej wielkości wiórki oraz średnie kawałki płatków kukurydzianych wyłaniały się szybko Nie pożałowano ich. W zasadzie bardzo blisko było już do przesady i efektu zlepka dodatków, a nie czekolady z dodatkami.
Zajęłam się nimi na koniec. Wydaje się, że dodano ich po równo, acz płatki kukurydziane bardziej zwracały na siebie uwagę przez masywność i wielkość. Były głośno chrupiące, do końca chrupiąco-twarde w świeży sposób. Wydaje mi się, że mogły być pokryte cukrem (bo chyba corn flaks'y są?).
Wiórków w ustach zostawało pełno, ale raczej dlatego, że je podrobiono. Tu i ówdzie któryś wiórek bardziej krucho-chrupko skrzypnął. W większości trzeszczały i szybko znikały.

W smaku przywitała mnie wysoka, ale nienapastliwa słodycz. Wydała mi się lekko waniliowa, a lekko zalatująca waniliną.

Stała za nią śmietanka, której to smak płynął odważnie niemal od razu. Bazowo czekolada wyszła właśnie raczej mlecznie-śmietankowo, delikatnie. Wykorzystała to szybko rosnąca słodycz oraz nutka kokosa, którą całość przesiąkła.

Waniliowo-kokosowa słodycz płynęła wraz z rosnącą słodyczą cukru. Kumulacja tego mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa nieco zadrapała w gardle, a całość wydał mi się ciężka. W mlecznej toni wyłapałam echo mleka w proszku. Wychwyciłam aluzję do kwasku... kokosa? Śmietanki? Przełożyło się to na efekt przeciętnej, taniej białej czekolady - mimo że nie zabijającej cukrem, to nie najwyższych lotów.

Wówczas na języku zaczęło pojawiać się coraz więcej dodatków. Wiórki podkręcały kokosa, a od płatków kukurydzianych rozchodził się ich specyficzny smak z palono-pieczonym akcentem, przełamującym słodycz.

Śmietankowe zasłodzenie aż do zniknięcia czekolady było mocno wyczuwalne, końcowo dodatki ukryły mleko w proszku, przeplotły słodycz. Pomykająca sugestia kwasku łączyła kokosa ze śmietanką - jedynie pobrzmiewała, splatając się ze sztucznością (plastikiem?). Z echem śmietankowo-plastikowej białej czekolady na koniec zostały dodatki.

Gdy je gryzłam, oczywiście smakowały sobą. Wiórki okazały się świeże i delikatne, ale dobrze wyczuwalne. Płatki kukurydziane były się wyrazistsze, świeże i smakujące po prostu sobą. Przełożyło się to na smakowe wyrównanie, odpędzenie sztucznej słodyczy.

W posmaku wyłoniło się i przesłodzenie, i mleko w proszku. Czułam śmietankę, ale też ciężkość cukru, także aromatu. Jakbym zjadła białą czekoladę z niższej półki. Mimo że także dodatki pozostawiły po sobie wspomnienie - płatków kukurydzianych i wiórków - jedynie zrównały się z aspektami białej czekolady. Ta porządnie zasładza już po zjedzeniu połowy czekoladki.

Całość wydała mi się do bólu tanio-przeciętna. Biała czekolada bardzo słodka (ale nie cukrowa, to trzeba przyznać), z nutą mleka w proszku i plastiku, ciężka, acz przynajmniej nie ciężko-tłusta, była po prostu kiepska. Zacny duet wiórków i płatków kukurydzianych w udany sposób przełamał słodycz, a jedne do drugich pasowały. Czuć je, jak należy, ale niestety obok nieprzyjemnych wątków czekoladowych.
Czekoladka ta to kiepskie wykonanie tego wariantu. Ok, nie lubię białych, ale ona po prostu... smakowała kiepsko, zwłaszcza, gdy pomyśleć o tym, jak Merci się ceni. Mnie znudziła, zmęczyła już połowa czekoladki, acz nie wzbudziła żadnych skrajnych emocji. To jednak najgorsza czekolada o tym smaku, jaką jadłam, a choć wątpię, że na dzień dzisiejszy wystawiłabym np. Kaufland Classic Schokolade Weisse Kokos Flakes tak wysoką ocenę, to na pewno kauflandowa wygrywa.

Połówkę oddałam Mamie, która była przerażona tym, jak "słynne Merci" wyszło: "Niesmaczna. Czuć jakiś plastik jak w tanich, złych białych czekoladach. Wiórki i płatki kukurydziane wyszły bardzo dobrze, to jej jedyna zaleta, chyba tylko one na te 5 zasługują. Choć już i ja białych po prostu nie lubię. No ale ta... smakuje po prostu tanio. To ma być Merci?!".


ocena: 5/10
kupiłam: dostałam od ojca (on kupił w Biedronce)
cena: jak wyżej (ale zapłacił chyba około 16 zł za opakowanie 250g)
kaloryczność: 606 kcal / 100 g (wartość podana zbiorowo dla wszystkich smaków)
czy kupię znów: nie

Skład*: cukier, tłuszcz kakaowy, mleko pełne w proszku, pełnotłuste mleko w proszku, wiórki kokosowe (5,6%?), odtłuszczone mleko w proszku, laktoza, maślanka w proszku (?), tłuszcz mleczny, lecytyna sojowa, kukurydza, aromaty (?), sól
*Skład na opakowaniu był zbiorczy, więc tu pozbyłam się składników, których niemal na pewno nie ma akurat w tym wariancie, a procent wiórków kokosowych - nie wiem, ten akurat zostawiłam bez zmian.

Podparłam się składem pełnowymiarowej białej z wiórkami znalezionym w internecie: cukier, tłuszcz kakaowy pełne mleko w proszku 18,4%, wiórki kokosowe, odtłuszczone mleko w proszku, tłuszcz maślany, naturalne aromaty, lecytyna sojowa, sól

Skład zbiorczy dla wszystkich smaków (przepisany z opakowania): cukier, tłuszcz kakaowy, tłuszcze (shea, palmowy), mleko pełne w proszku, pełnotłuste mleko w proszku, wiórki kokosowe 5,6, miazga kakaowa, odtłuszczone mleko w proszku, laktoza, maślanka w proszku, tłuszcz mleczny, siekane migdały 0,6%, lecytyna sojowa, kukurydza, aromaty, sól, ekstrakt słodu jęczmiennego