Oto idealny dowód na to, dlaczego nie lubię w pośpiechu odwiedzać kompletnie nieznanych mi sklepów, do których prawdopodobnie w ciągu najbliższych lat nie wrócę. Włącza mi się wtedy tryb kupowania tego, czego nie znajdę nigdzie indziej. Było to też w czasie, gdy prawie wykończyłam czekolady w góry, sezon niby się kończył, ale jeszcze planowałam parę tras. Uznałam, że w sumie taka chyba mogłaby być... I tak pewnego dnia, pakując plecak, zerknęłam dokładniej... Toż to nadziewaniec! Od razu wyobraziłam sobie ciągnący się kilometrami lepiszczy karmel - o nie, to w góry za nic nie przejdzie. Stąd, niepocieszona, uznałam, że otworzę w warunkach domowych. Patrząc jednak na skład: ze złymi przeczuciami. Nadziewana czekolada, tym bardziej z kiepskim składem, kompletnie mi się nie widziała. Zaproponowałam Mamie, że ją jej oddam nie otwierając, ale skrzywiła się na tę myśl, więc jednak najpierw ja się wzięłam za tę tabliczkę.
Millennium Exclusive Chocolate Collection Dark Chocolate with Salted Caramel to ciemna czekolada o zawartości 49% kakao nadziewana kremem mleczno-kakaowym z kawałkami solonego karmelu; w formie czekoladek (w opakowaniu 8 sztuk).
Po rozchyleniu papierka poczułam zapach, kojarzący się z czekoladkami Kinder Chocolate (acz w wersji bardziej kakaowej) o przesadzonej, wanilinowo-cukrowej słodyczy i niewątpliwie z mlecznym wątkiem. W ciemno nie zgadłabym, co czekoladki skrywają. Po przełamaniu mleczno-maślanego karmelu może i dało się doszukać, choć to było bardziej... jak niedookreślone słodkie nadzienia, np. jakaś mieszkanka czegoś kakaowego ze środkiem figurek Goplany (?), przeplecione lekką, paloną cierpkością ciemnej, choć cukrowo słodkiej, polewy.
Mała tabliczko-czekoladka w dotyku kojarzyła się z polewą i czekoladkami-pralinkami. Nie wydawała się delikatna, ale krucha. Przy łamaniu tylko krucho pykała, nie trzaskała. Nie była twarda, ale miękka też nie. Przy podziale pojedynczych kostek, czekała mnie kolejna niespodzianka: wnętrze to wyglądający na suchawe, jasne nadzienie przypominające krem nugatowy / pralinowy.
Czekoladki nadziano sowicie, po całości tłustym, zwartym kremem. Był masywny i choć w dotyku twardawy, na pewno nie suchy. Doszukałam się w nim małych, połyskujących punkcików.
Jak się okazało w trakcie jedzenia, do czekoladek dodano mało kawałków karmelu. W dodatku to drobnica.
W ustach czekolada rozpływała się w tempie szybkawo-średnim. Była tłusta i miękko-mazista, sama sprawiała wrażenie trochę margarynowej. Zmieniała się w rzadkawą, gibką zawiesinę. Po krótkim czasie wydobywało się spod niej nadzienie. Potwierdziła się jego tłustość. Zbitość utrzymywało się pewien czas. Cały czas było miękkie i coraz bardziej plastyczne niczym margaryna. Zmieniało się w zawiesinę w tempie średnim. Raz po raz wyłaniały sie z niego malutkie, szkliste kawałeczki. Częśćiowo się rozpuszczały, ale w większości zostawiałam je na koniec i wtedy i tak było, co pogryźć.
Szkliście chrupały-trzeszczały. Pod naciskiem zębów niektóre kawałki były się bardziej miękkie, inne twardsze.
Gorzkość stanęła na niskim poziomie. Przedstawiła się raczej jako cierpkość kakao w proszku i kiepskawej polewy. Niby ciemnoczekoladowa, ale tak słodka, że ta "ciemność" schodziła na dalszy plan. Nie umiałam o niej myśleć inaczej niż o taniej polewie kakaowej.
Kiedy spróbowałam trochę czekolady osobno, wydawała mi się sama w sobie lekko margarynowa - może przesiąkła kremem?
Wnętrze dość szybko zaznaczyło swoją obecność, jeszcze bardziej spłycając czekoladę. Smakowało bowiem mieszanką margaryny, jeszcze raz margaryny i masła z cukrem. Jego słodycz trzymała się średniego poziomu, ale w niczym to nie pomogło. Przewinął się tam motyw kakałkowy i pseudo karmelowy.
Spróbowanie nadzienia osobno nie pomogło w dookreśleniu jego smaku - był słodkawo (nie za mocno) nijaki.
Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa poczułam przesłodzenie, acz raczej przez czekoladę. Mocno dosładzała nadzienie. Jego słodycz nie raziła aż tak, jak margarynowość i taniość. Odnotowałam w nim sztuczny motyw nadzienia maślano-cappuccinowo-karmelowego, niemającego wiele wspólnego z karmelem - pojawił się w kęsie bez karmelu.
Zaznaczające się na języku kawałeczki karmelu w tym wszystkim niewiele wnosiły - tylko karmelkowe echo i odrobinę soli. Ta spotęgowała margarynowość i słodycz, która pomknęła w prosto sztucznym kierunku.
Czekolada końcowo jawiła się jako niemożliwie cukrowa i jeszcze bardziej polewowo tania. Sama też margarynowa.
Kawałki karmelu na końcu - czy to gryzione, czy rozpuszczające się - wyszły bardziej jak słodkie w sztuczny sposób karmelki. Palonej nuty w nich nie uświadczyłam. Za to całkiem sporo - ale nie że aż "dużo" - soli się w nich znalazło.
Po zjedzeniu został posmak margaryny i sztucznego... karmelo-kakałkwoego kremu z tanich czekoladek / pralinek. Cierpkość kakao wyszła tu tanio, polewowo, a nie czekoladowo. Słodycz męczyła na poziomie gardła, a na języku jako wanilinowa sztuczność.
Czekoladki wyszły źle. Mylące opakowanie już na wstępie mi się nie podobało, ale efekt smakowy - porażka. Zapach kinderkowy mnie zaskoczył, ale jeszcze neutralnie. Forma ogółu zaś po prostu negatywnie. Nadzienie było margarynowe, w zasadzie nijakie, namieszane - w końcu aż producent jakoś szczególnie go nie dookreślił. Tytułowy karmel stanowił marginalny dodatek. Też nie wyszedł najlepiej, bo karmelkowo, nie karmelowo, ale w dodatku go poskąpiono - niewiele wnosił, nawet gdy całkiem sporo drobnicy w ustach zostało (to jednak takie drobiażdżki, że i tak niewiele dawały). Z solą może i nie przesadzono, ale nic dobrego też nie wniosła. Ogół bardzo mi nie odpowiadał, ale nie mogę też powiedzieć, by jakąś traumę wywołał. A jedank... czekoladki z dobrym kremem (ale jakimś, np. karmelowym, czekoladowym etc. a nie margarynowym) i kawałkami karmelu...? To pomysłowe, no ale wykonanie leży.
Po połowie czekoladki kompletnie nie miałam ochoty na resztę i oddałam Mamie. Zjadła resztę mojej plus dwie całe (resztę odkładając dla ojca) i opisała: "No ta czekolada na wierzchu okropna, taka tandetna jakaś, ale środek mi smakował. Kawałki karmelu jakoś przeoczyłam, ale ten sam krem dobry był. Tylko czekałam, aż ta czekolada się rozpuści, by go poczuć. W niektórych kęsach, bo co dziwne, nie we wszystkich, zalatywał mi kawą. Takim delikatnym, słodkawym cappuccino. Tylko że właśnie nie zawsze i tylko w pierwszej chwili, jak nadzienie dochodziło do głosu. Mi wcale taki mocno margarynowy się nie wydawał, a ogół taki no... nie taki zły. Powiedziałabym, że to jakaś tania ok czekolada". Po tym jej opisie aż jeszcze trochę spróbowałam, szukając tej nuty cappuccino, ale ja tego tak nie odebrałam. Tam w jednym momencie, jak mniej karmelu było, może faktycznie można się czegoś takiego doszukać, ale nie powiedziałabym, że te czekoladki smakowały kawowo.
Połówkę przyznałam za to, że przynajmniej się to-to jakoś szczególnie nie ceni, mimo że "sprowadzana", nie była droga, a potencjał no, jakiś miała.
ocena: 3,5/10
kupiłam: Dealz
cena: 5 zł
kaloryczność: 523 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
Skład: czekolada (cukier, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, serwatka w proszku, lecytyna sojowa, wanilina), nadzienie 40% (tłuszcz roślinny: olej palmowy, olej z ziaren palmowych; cukier, mleko w proszku odtłuszczone, serwatka w proszku, solony karmel 2%, mleko w proszku pełne, kakao w proszku, lecytyna sojowa, sól, barwnik mikromiczny żółty