Kiedyś uwielbiana przeze mnie marka Lidla ostatnimi czasy trochę straciła w moich oczach, jednak wciąż uważałam te czekolady za dobre jak na swoją cenę. Nadziewane limitki, jakie zawitały do sklepów jesienią i zimą 2024 zwróciły moją uwagę głównie ze względu na Mamę, w której szafce parę razy widywałam Schogetten Praline Noisettes. Nugatowy Gross widział mi się na tyle nieźle, że uznałam, iż mogę spróbować, czy poziomem jako tako dorównuje J.D. Gross Orzechy laskowe 32 % mleczna z musem orzechowym i orzechami laskowymi czy J.D. Gross Selection Chocolat Edel-Nougat / Milk Nougat. No, na pewno w kwestii gramatury jest to tabliczka niepowtarzalna (skąd pomysł na akurat 99g?).
J.D.Gross Czekolada Mleczna Chrupiący Nugat to mleczna czekolada o zawartości 32 % kakao "z (31%) nadzieniem nugatowym (orzechowo-kakaowym) z (2,8%) pokruszonymi karmelizowanymi orzechami laskowymi i (1,8%) kawałkami wafli"; edycja limitowana na jesień/zimę 2024; marki własne Lidla.
Po otwarciu poczułam zapach cukru i orzechów, złączone mlekiem. Słodycz już na tym etapie wydała mi się przesadzona i drapiąca. Mieszając się z laskowcami, stworzyła pralinowy klimat, w którym sporo miejsca znalazło się też dla pełnego, niemal śmietankowego mleka.
Tabliczka niby była ciężka i masywna, ale sprawiała wrażenie krucho delikatnej. W dotyku wydawała się pyliście-tłusta. Łamała się właśnie nieco krucho, łatwo i bez żadnego dźwięku.
Każdą kostkę nadziano sporą ilością kremu, wyglądającego na sucho-zbity i kruchy, urozmaiconego złotymi malutkimi kawałeczkami. Warstwa czekolady była pokaźnie gruba. Oddzielenie jej od nadzienia było średnio trudne; możliwe przy pomocy noża.
W ustach czekolada rozpływała się w tempie średnio-szybkim, bardzo mlecznie tłusto i kremowo. Była gładka i gęsta, trochę lepko-mazista.
Nadzienie szybko wyłaniało się spod niej, łącząc się z nią w miękką, lepką masę. Było znacznie tłustsze w bardziej oleistym kontekście, acz i maślaności mu nie brak. Rozpływało się mniej więcej w tempie czekolady. Cechowała je zbitość i bazowa gładkość. Tę urozmaiciły kawałeczki dodatków. Wyłaniały się bez pośpiechu.
Z czasem na języku zaznaczały się kawałki. Jak się okazało były dwóch rodzajów: nieco większe to karmelizowane kawałki orzechów (tych było mniej) oraz mikroskopijne wafelki (całe mnóstwo). Trudno je wyłuskać i gryźć obok czekolady - ja wolałam zostawiać na koniec.
Karmelowa otoczka z orzechów chyba częściowo się rozpuszczała wraz z resztą, jednak do końca zostawało jej dużo. Orzechy pokryte nią gryzione na koniec okazały się bardzo twarde i chrupiące. Przy niektórych przewinął się lepkawy element (od karmelu).
Malusieńkie wafelki też wykazywały twardość, ale bardziej chrupiąco skrzypiały. Dodawały całości chrzęstu.
O ile trafiały się kęsy bez kawałków orzechów, tak zrobienie kęsa, by nie trafić na łam waflowy, było niemożliwe. Chwilami dodatki nieprzyjemnie aż trochę drapały podniebienie i język.
W smaku czekolada zaczęła od roztoczenia pełnego, naturalnego mleka, zahaczającego o śmietankę posłodzonego w stopniu wysokim, trochę przesadzonym. Cukier jednak nie myślał na tym poprzestać i rósł w siłę, przesadzając. Próbowała przy nim zaznaczyć się wanilia, jednak czekolada zdawała się bazować na cukrze z mlekiem (w tej kolejności). Czekolada w kompozycji miała imperatywne zapędy.
Spróbowanie osobno ujawniło, że była wręcz okrutnie cukrowa, mimo że wciąż mocno mleczna.
Nadzienie podłączyło się pod mleczny wątek. Wplotło łagodną, pralinową orzechowość. Słodyczy też nie szczędziło. W zestawieniu z czekoladą jednak nugat wcale nie wydawał się taki cukrowy. Słodki, bo słodki, ale na poziomie adekwatnym. Orzechowość mieszała się w nim z mlekiem i maślanością - chwilami wydawała się nieco rozmyta. Wnętrze okazało się głównie mleczne.
Nie pomogło, że czekolada przytłaczała ten krem.
Gdy spróbowałam kremu osobno, potwierdziło się, że był trochę bardziej zachowawczy w kwestii słodyczy w stosunku do czekolady, a także przede wszystkim mleczny; dopiero potem orzechowy.
Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa na języku zaczęły zaznaczać się dodatki. Trochę podniosły słodycz nugatu, raz po raz przemycając palono-prażone akcenty w dużej mierze karmelu.
Kumulacja słodyczy z czasem drapała w gardle, wszystko zrobiło się ciężkie, mimo że mleczność, wręcz śmietanka robiły, co mogły, by ratować sytuację. Gdy jednak kremu i czekolady robiło się coraz mniej, nawet niegryzione dodatki, coraz więcej znaczyły. Za ich sprawą zmienił się wydźwięk słodyczy - na bardziej palono-karmelizowany.
Dodatki gryzione w trakcie rozpływania się czekolady, "obok", wydawały się trochę nijakie w kwestii, co to tak właściwie - słodycz kompletnie odciągała od nich uwagę. A i one były słodkie: palono-cukrowe.
Dodatki gryzłam więc na koniec, po zniknięciu reszty.
Orzechy laskowe smakowały przede wszystkim mocnym karmelizowaniem, jakby wręcz wysmażeniem w palonym cukrze, a dopiero później trochę sobą. Niektóre tak był karmelizowane, że aż mało - jak nie prawie wcale - orzechowe, inne jednak nieco bardziej orzechowe. Kontynuowały zasładzanie - mimo paloności - i nieco słabiej orzechowy charakter całości.
Malutkie wafelki też miały karmelowo-pieczony akcent, były trochę cukrowe, ale jednocześnie neutralnawe, niczym połączenie papierowych andrutów i wafli duńskich. Niektóre wypieczone aż przesadnie, inne średnio.
Po zjedzeniu zostało przesłodzenie totalne, wraz z drapaniem w gardle i posmak mleczno-pralinowy. Ogrom mleka mieszał się z orzechami laskowymi i nijako-waflowym, papierowym wątkiem. Nie poskromiło to słodyczy. Orzechy wyszły trochę nieśmiało, ale laskowość czuć też w posmaku.
Czekolada niezbyt mi pasowała. To, że to nie moja bajka, to jedno, ale... widziałabym ją inaczej. Przecukrzona, ciężka czekolada przytłoczyła mocno mleczne, za mało orzechowe nadzienie. W nim wydawało się, że jest dużo dodatków - ze względu na to, jak je posiekali. I... w moim odczuciu nie tych, co trzeba. Dominowały bowiem wafelki, które nie wniosły niczego pozytywnego, wolałabym, by ograniczyli się do orzechów i tych dali więcej. Najlepiej nie karmelizowanych, bo tak, jak je zrobili, czasem dało by się przeoczyć, że to orzechy. Jak rozumiem, nimi chcieli podkręcić "chrupiącość"... No, to się udało, ale wolałabym, by skupili się na smaku. Intensywna, wyrazista mleczność na plus, jednak szkoda, że tak ją dosłodzili.
Miała potencjał, ale niestety - słodycz i żałowanie orzechów podczas robienia czekolady orzechowej odbiły się na ocenie. Jednocześnie nie można pominąć, że to - oprócz przesłodzenia - dobra jakościowo czekolada w przystępnej cenie. Obie czekolady wspomniane we wstępie były jakoś bardziej "z głową" zrobione.
Ja podziękowałam po 1,5 kostki - założyłam, że zjem 2, ale ta ilość cukru i wafelków szybko przestała mi sprawiać jakąkolwiek przyjemność z jedzenia.
Większość trafiła do Mamy. Jadła ją w dwóch podejściach, opisując: "w pierwszej chwili coś mi nie pasowało, ale potem całość okazała się naprawdę smaczna. Tylko że strasznie słodka, przesłodzona. A skoro ten krem miał być orzechowy, to czułam za mało orzechów, przez co w metaliczność mi szły. Kawałki dodatków fajnie chrupały, podobało mi się to, ale nie wiem, co tam chrupało. Nie powiedziałabym, że orzechy. Wafelki? Fajny pomysł, pasowało do tego kremu. Szkoda tylko, że to było tak słodkie, że aż nie dałabym rady na raz zjeść".
ocena: 7/10
kupiłam: dostałam (ojciec kupił w Lidlu)
cena: 6,49 zł (za 99 g; sprawdziłam)
kaloryczność: 561 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, mleko w proszku pełne, 10% orzechy laskowe, miazga kakaowa, laktoza, mleko w proszku odtłuszczone, bezwodny tłuszcz mleczny, mąka pszenna, lecytyna sojowa, ekstrakt waniliowy, tłuszcz kokosowy, syrop cukru skarmelizowanego, sól
Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, mleko w proszku pełne, 10% orzechy laskowe, miazga kakaowa, laktoza, mleko w proszku odtłuszczone, bezwodny tłuszcz mleczny, mąka pszenna, lecytyna sojowa, ekstrakt waniliowy, tłuszcz kokosowy, syrop cukru skarmelizowanego, sól
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.