Po Loft Kulinarny Kremie czekoladowym z orzechami laskowymi niespecjalnie chciałam myśleć o braniu się za czekolady tej marki. Uznałam, że przejem trochę innych kremów, by o tamtym wspomnienia nie były tak żywe i dopiero wezmę się za jedną z dwóch otrzymanych tabliczek. O dzisiaj opisywaną sama poprosiłam i nie widziałam powodów, by miało być z nią coś nie tak.
Loft Kulinarny Czekolada Gorzka Koneserska 70 % Ekwador to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao z Ekwadoru.
Po otwarciu poczułam wyrazisty zapach suchej, rozgrzanej czarnej ziemi, która być może skrywa wilgotniejszą gdzieś głębiej, a także prażone orzechy. Tak otoczone wędzonymi owocami i specyficzną, ciężką soczystością, że aż niejednoznaczne. Wśród owoców dominowały wędzone (lub marynowane?) wiśnie, którym towarzyszyło chili z cynamonem. Może też kropelka alkoholu? Do głowy przyszła mi specyficzna soczysta wytrawność czekolad z mięsem suszonym (swego czasu popularnych w USA, np. Vosges Mo's Dark 62 %) z nutką soli. Ta wprowadziła też sporo mocno palonego karmelu, właśnie też chyba z solą. Ogólnie kompozycja wydawała się soczyście-wytrawna, ale też niemało słodka. W trakcie degustacji doszukałam się jeszcze wątku ciężko-słodkich suszonych róż. Słodsze i wytrawniejsze nuty połączyło sporo dymu.
Tabliczka wyglądała na suchawą, lecz już w dotyku zdradzała kremowość. Łamała się z głośnym trzaskiem, nie zawsze po liniach podziału. Wydawała z siebie głuche dźwięki. Przy odgryzaniu kawałka sprawiała wrażenie twardo-chrupkiej.
W ustach rozpływała się powoli i gęsto. Była zbita i mazista, tłusta w maślany sposób. Trwało to długo, a w czasie tego procesu tłustość rosła lekko. Pojawiała się też drobna soczystość. W niemal idealnie gładkiej czekoladzie sporadycznie trafiały się drobinki niedomielonego kakao. Na koniec zostawiała minimalnie sucho-ściągający efekt.
W smaku pierwsza rozbłysła słodycz z wchodzącym ledwie sekundę czy dwie później dymem. Był lekki, ale wyraźny i zdecydowany.
Słodycz mignęła mi szczyptą cukru pudru, po czym rozwinęła się ochoczo na banany i karmel. Myślę o owocach soczystych, średnio dojrzałych, a o karmelu jako o tworze mocno palonym. Palonym aż do goryczki. Było to więc bardzo słodkie, wyraziste, ale nieprzesłodzone, a z charakterem. Raz czy drugi przy karmelu mignęła mi nutka soli.
W tle zamajaczyły kwiaty. Słodkie, choć niezbyt jednoznaczne. Z czasem wyłoniło się z nich trochę konkretnie suszonych płatków róż. Nieopodal zaznaczyły swą obecność niemal lekko ostrawe zioła. Kwiato-zioła, chwasty? Obok zaraz przemknęły wędzone, słodkie owoce czerwone. Pomyślałam o wiśniach, ale nie tylko. Owoce wpisywały się w wytrawność dymu, ale i słodycz podniosły, wzbogacając ją o ciężką soczystość.
W tym czasie z dymu wyłoniła się ziemia. Było jej dużo i wiązała się z ciepłem. Wyobraziłam sobie rozgrzaną słońcem, czarną i suchą ziemię. Gorzkość rosła tak, że w połowie rozpływania się kęsa była odważna i dosadna, prawie dominująca.
Za gorzkością weszły orzechy. Nie były zbyt jednoznaczne, ale wśród ich całej mieszanki chyba wyłapałam arachidy i pekany. Wszystkie na pewno mocno prażone. Orzechy pekan wprowadziły drobną maślaność, acz nie złagodziły kompozycji. Pomyślałam o orzeszkach w chili. Od niego rozchodziło się wędzenie.
Jakby słodka wędzona papryka podkradła się do owoców. W tej części w tym czasie pojawił się ananas i porzeczki czerwone. Za ich sprawą do wysokiej, soczystej słodyczy dołączyła kwaśność. Chyba lekko podkręcona cytryną (marynowaną? jakimś alkoholem cytrynowym?). Wędzenie i tu wtrąciło swój akcent. Pomyślałam o mieszance wiśni z chili. Może likierze czy czekoladkach w takim wariancie. Ananas z kolei zrobił się jakby marynowany. Lub lekko kandyzowany? I obtaczany cukrem pudrem. Ten z kolei pozwolił na wyeksponowanie się słodkim bananom. Na chwilę wyszły na pierwszy plan, po czym znów trochę odpuściły.
Do owoców dołączyło chili i cynamon, nadając im właśnie cięższego charakteru. Do głowy przyszły mi jakieś owocowe alkohole - nalewki? Za marynowanymi słodko-kwaskowatymi, wytrawnymi owocami plątały się już jakby nieśmiałe banany. Może banany suszone, dosłodzone chipsy bananowe? Czułam też cierpkość suszonej miechunki.
Gorzkość bliżej końca jeszcze rosła. Chili i cynamon ją wydobyły. Dym podbił z kolei ich ostrość i tchnął lekką goryczkę. Goryczka podkradła też trochę słodyczy, przypominając o palonym karmelu. Wyklarowały się orzechy pekan. Orzeszki arachidowe zostały nieco za nimi, w tyle. Jedne i drugie musiały być w wytrawnie-soczystych i słodkawych przyprawach, a więc mieszance chili i cynamonu.
Ostrość wmieszała się też w ziemię, nad którą zawisł dym dbający o mocno paloną nutę. Karmel na końcówce również wszedł wyraźnie. Mocno palony (aż do goryczki?), kontynuował myśl o cukrze pudrze, jakby to z niego został zrobiony.
Po zjedzeniu czułam posmak dymu i ziemi o wysokiej gorzkości, a także pikanterię chili i cynamonu. Do tego sporo wędzonych czerwonych owoców, marynowanych egzotycznych (ananasa z porzeczkami?) i palonego karmelu. Temu słodyczy dodały banany i echo suszonych kwiatów. Odnotowałam też lekką cierpkość miechunki i czerwonych owoców lub alkoholu z nich.
Czekolada była ciekawa i smaczna, a do tego zaskakująca. Mocno gorzka dzięki dymowi i ziemi, z wyczuwalnymi kwiatami jak to Ekwador, ale już soczysta w niecodzienny sposób. Tu bowiem czułam soczystość wędzonych owoców, słodkiej papryki i chili. Pojawiło się skojarzenie z czekoladami z mięsem czy karmelem z solą. Potem orzechy (pekan i fistaszki) w chili, jeszcze więcej ziemi i dymu... Zbudowały wytrawność, mimo sporej ilości słodyczy karmelu, bananów i owoców. Za wiśniami pojawił się ananas wsparty miechunką i czerwonymi porzeczkami. Słodycz wyszła wiec poskromiona, a kwaśność nie była za wysoka. Smakowało mi to, choć wolałabym nieco mniej prażono-wędzonych nut. Wytrawność chwilami gryzła mi się z wydźwiękiem słodyczy, ale ogół i tak wyszedł dobrze.
ocena: 8/10
kupiłam: dostałam od Loft Kulinarny
cena: ja dostałam, ale ich cena to 24 zł
kaloryczność: 538 kcal / 100 g
kaloryczność: 538 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
Skład: miazga kakaowa, cukier, lecytyna sojowa