Pokazywanie postów oznaczonych etykietą czekolada: kokos. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą czekolada: kokos. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 15 września 2025

Fin Carre Weisse Kokos & Flakes biała z wiórkami kokosowymi i płatkami kukurydzianymi

Czy to takie dziwne, że choć nie lubię czekolad Fin Carre i nie znoszę białej czekolady, zawitała na moim blogu ta tabliczka? I tak, i nie. Okazało się, że chyba wycofano najlepszą znaną mi białą czekoladę, Chateau Weisse Kokos / Biała z Kokosem i płatkami kukurydzianymi. I to akurat wtedy, gdy chciałyśmy ją sobie z Mamą przypomnieć! Zdesperowane, zamówiłyśmy na Allegro, jednak okazało się, że sprzedający miał już tylko po terminie i nie chciał ich wysłać nawet na naszą odpowiedzialność. Zaproponował, że ma bardzo podobną. Licząc więc, że będzie to chociaż namiastka, kupiłyśmy. Nie ufałam tej tabliczce, ale pomyślałam, że może będzie choć trochę podobna i w górach uda mi się jakoś w nią wkręcić. Specjalnie pod nią za cel obrałam Halę Śmietanową - by było tematycznie, a co! Z Policy dalej poszłam czerwonym szlakiem do Kiczorki, zwanej przeważnie Cylem Hali Śmietanowej. Mając wspaniały widok na Babią Górę w całej jej okazałości uznałam, że to idealna chwila na potencjalnie śmietankową czekoladę.
Po zdjęciach obrałam żółty szlak na wieżę widokową na Mosornym Groniu. Nie planowałam wchodzić i na nią, ale jakoś tak mi się zachciało. Potem zeszłam do Hali Krupowej zielonym szlakiem i czekał mnie znany już odcinek do parkingu na Wielkiej Polanie, w Sidzinie.

Fin Carre Weisse Kokos & Flakes to biała czekolada z prażonymi wiórkami kokosowymi (18%) i płatkami kukurydzianymi (7%), marki własnej Lidla, wyprodukowana przed Ludwig Weinrich GmbH.

Po otwarciu poczułam intensywny zapach wiórków kokosowych i mleka, które aspirowało do śmietanki. Za nimi odnotowałam też lekką, kwaskawą taniość kiepskich białych czekolad. Słodycz stanęła na średnio wysokim poziomie, bo trochę ją hamowała pieczona nutka corn flakesów. Nie były nutą jednoznaczną, ale łatwo je nazwać.

W dotyku tabliczka zdradzała tłustość, choć była konkretna i twarda - to jednak wynikało z grubości. Przy łamaniu słychać było chrzęst dodatków.
Przekrój potwierdził, co zdradzał już spod - dodatków zatopiono mnóstwo: zarówno wiórków kokosa (ledwo widocznych), jak również drobnych płatków kukurydzianych. By spróbować samej czekolady, musiałam aż dosłownie spiłować trochę z brzegu.
W ustach czekolada rozpływała się w średnim tempie. Była tłusta i kremowa, a także bardzo zbita. Miękła, długo zachowując kształt. Dodatki wyłaniały się z niej niechętnie, były zatopione porządnie i jakby trochę utrudniały rozpływanie się.
Z czasem robiła się z tego zbitko-grudka trochę posiekanego kokosa i płatków. Wydawało się, że to one są bazą, a czekolada robi za dodatek. Czy to gryzione w trakcie rozpływania się bazy, obok niej jak się dało, czy już na koniec, były chrupiące. Ja wolałam gryźć na koniec, choć sporadycznie podgryzałam trochę już wcześniej.
Gryzione na koniec wiórki kokosowe były chrupiąco-trzeszczące. Świetnie zgrały się z chrupiącymi i twardymi płatkami kukurydzianymi. Te nawet gdy trochę nasiąkły i zmiękły, nie zaniechały chrupania. 
Dodatki wyszły przyjmie świeżo, mimo ilości, nie drażniły, nie drapały podniebienia i języka.

W smaku pierwsza rozbrzmiała średnio wysoka słodycz, a tuż za nią echo kokosa. Wiórki kokosowe częściowo starały się zabarwić sobą słodycz. Nawet trochę wydawało się, że poniekąd płynie z nich.

Zaraz odezwało się też mleko. Takie przeciętne, może trochę mdławe? Zalatywało trochę taniością, lecz zaraz zalał ją bardziej śmietankowy motyw.

Kokos rósł w siłę i stanął na pierwszym planie. Słodycz umacniała się w średnim tempie i wcale nie tak mocno. Weszła na ryzykowny poziom, ale ze względu na rozbijanie dodatkami, jak na białą była znośna. Śmietanka jednak odpuściła jakoś mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa. Całość była bardziej przeciętnie mleczna niż śmietankowa.

Dodatki czuć bez gryzienia. Do kokosa dołączyła nuta płatków kukurydzianych. Wciąż rządził kokos, ale wystąpiły jako zgrany duet. Zdominowały kompozycję i stały na straży słodyczy.

W tle i tak jednak przewijała się delikatna taniość. Motyw kwaskawej, kiepskiej białej czekolady bardziej dawał się we znaki w przypadku kostek brzegowych, gdzie czekolady było minimalnie więcej. Ogólnie więc im więcej dodatków, tym dla tej kompozycji lepiej, jednak nie dały rady ukryć taniości zupełnie.

Czasem dodatki gryzłam już wcześniej, obok czekolady, czasem dopiero na koniec.
Gdy gryzłam dodatki wcześniej, na zasadzie kontrastu podskakiwała słodycz i przeszkadzała. Acz wiórki kokosowe i corn flakesy były intensywne i nic sobie z niej nie robiły.
Gdy gryzłam dodatki na koniec, zerwały smakową słodycz i zagłuszały taniość. Zostało tylko lekkie drapanie w gardle.

Gryzione razem wiórki i corn flakesy smakowały tak samo intensywnie. Wiórki i płatki tworzyły świetny duet. Czasem jednak płatki jawiły się jako dosadniejsze.
Płatki kukurydziane miały wyraźnie kukurydziany, lekko pieczony smak.
Wiórki kokosowe uderzały naturalne słodkawym smakiem, który wydawał się lekko podprażomy (możliwe, że ze względu na pieczoność corn flakesów).

Po zjedzeniu został posmak wiórków kokosowych i płatków kukurydzianych ze znikomym echem mocno białej czekolady, z której na jaw wylazła cukrowość. Czułam też drapanie w gardle.

Czekolada wyszła zjadliwe w małej ilości ze względu na mnóstwo bardzo dobrych dodatków. Dzięki nim jej słodycz odebrałam jako znośną. Niestety, sama w sobie czekolada była nieprzyjemnie tania.

Miałam dość po 2 kostkach w górach, ale z braku innej zjadłam jeszcze 1, a w domu dla weryfikacji nut kolejną 1. Kompletnie mnie nie chwyciła, bo co mi po pysznych dodatkach, jak sama czekolada raz po raz zajeżdżała taniością? Wyszła jak kiepska podróbka Chateau Weisse Kokos / Biała z Kokosem i płatkami kukurydzianymi. Nie była jakoś straszliwie okrutna, ale też nie było w niej niczego, co by mnie zachęciło do jedzenia.

Większość więc wróciło do domu, do Mamy. Jej opinia: "Ta czekolada jest po prostu... poprawna. Jak ktoś po prostu lubi białe, to pewnie mu bardzo posmakuje. Ja obecnie nie przepadam za białą, więc jestem bardziej wymagająca i mi ona za słodka, a dodatków aż za dużo, bo się czuję chwilami, jakbym cukier chrupała. Sama czekolada mi nie wydaje się jakoś strasznie tania, ale taka... no na 6, trochę ponad przeciętna. Zjadłam jakieś 100 gramów, potem jeszcze trochę, ale więcej - już dosłownie końcóweczki - nie chcę, chyba oddam*. A Chateau nigdy bym nikomu ani kostki nie dała".
*Resztę oddałyśmy ojcu, jak powiedziała Mama.


ocena: 6/10
kupiłam: zamówienie przez internet od os. prywatnej
cena: 13 zł (za 200g)
kaloryczność: 579 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, wiórki kokosowe 18%, pełne mleko w proszku, płatki kukurydziane 7% (kukurydza 6,5%, cukier, sól spożywcza, słód jęczmienny), śmietana w proszku, serwatka, lecytyny, sól kuchenna, naturalny aromat waniliowy

sobota, 7 czerwca 2025

Vanini Tasting Experience Cioccolato Fondente Cocco e Mandorla ciemna 56 % z wiórkami kokosowymi i kawałkami migdałów

Gdy ostatnio szłam przez Czerwone Wierchy, Krzesanicę minęłam szybko ze względu na tłumy. Gdy jednak znalazłam się tam kończąc sezon chodzenia w Tatry przed zimą, były może ze trzy osoby. A że szczyt to rozległy, znalazłam sobie dogodną przestrzeń i urządziłam zdjęcia czekoladzie. Obstawiałam, że będzie najlepsza z wszystkich zabranych na tę trasę.

Vanini Tasting Experience Cioccolato Fondente Cocco e Mandorla to ciemna czekolada o zawartości 56% kakao z siekanymi migdałami i wiórkami kokosowymi.

Po otwarciu poczułam mocny zapach kokosa, który pochodził głównie z aromatu. Skojarzył mi się przelotnie z perfumami, jakimiś kosmetykami kokosowymi oraz likierem kokosowym, acz bez alkoholu. Może był to jakiś sos kokosowo-czekoladowy? Przełożył się na lekką gorzkość, mieszkającą się z cukrową słodyczą. W tle przewinęło się też coś orzechowego. Przemknął do tego trudny do określenia, lekki kwasek. 

Twarda tabliczka przy łamaniu trzaskała średnio głośno w chrupko-kruchy sposób. Choć spod i przekrój tego nie zdradzały, była bogato wypełniona malutkimi kawałkami migdałów i posiekanymi wiórkami kokosowymi. Nie sprawiły jednak, że się kruszyła czy coś. Zrobienie kęsa bez dodatków graniczyło z cudem. Ja trochę spiłowałam zębami, a w domu nożem, by spróbować czekolady osobno.
W ustach czekolada rozpływała się w średnim tempie, choć dodatki trochę ją poganiały. Miękła, lecz zachowywała pewną zbitość i kształt. Acz luźny. Była trochę mazista, tłusta i wydawała się bazowo gładka. Szybko jednak wyłaniały się z niej dodatki. Okazała się nimi przesadnie najeżona - to był dosłownie zlep dodatków. Za nimi wydawała się coraz bardziej wodnista, chociaż wciąż tłusta.
Parę razy na próbę pogryzłam dodatki obok czekolady uprzednio je od niej oddzielając językiem.
Wyszły trzeszcząco-chrupko, w zasadzie prawie tak samo, jak zostawione na koniec. Wolałam jednak gryźć je dopiero, gdy czekolada zniknęła. Wtedy w przypadku niektórych kęsów mogłam się pobawić i porozdzielać je językiem, by gryźć oddzielnie kokosa, oddzielnie migdały. Nie było to jednak zbyt łatwe.
Wydawało się, że mocno podrobione wiórki dominowały. W porywach były chrupkawe, ale w większości prawie typowo wiórkowo trzeszcząco-skrzypiące. Tylko trochę masywniejsze (za sprawą prażenia?).
Pojedyncze kawałeczki migdałów gubiły się w kokosie. Gdy gryzłam je razem, migdały dało się przeoczyć. Gryzione w skupieniu okazały się chrupiąco-twarde. W większości (wszystkie?) pozbawione skórek.

W smaku od razu poczułam słodki aromat kokosowy. Był wyrazisty, ale w sumie nie męczył. Może dlatego, że zaraz doskoczyła do niego odrobinka wanilii? Ogólna słodycz rosła bez skrupułów. Niestety bardziej za sprawą cukru, co dość wyraźnie czuć.

Cukrowość, mieszając się z aromatem kokosowym, zaobfitowała w motyw likieru kokosowego. Trochę przesłodzonego, ale też z nutką gorzkawą - może więc był to likier czekoladowo-kokosowy?

Gorzkość zaznaczyła się subtelnie. Najpierw w ogóle jako tylko gorzkawość, potem trochę wzrosła. Likierowi dodała nie tylko czekoladowe, ale też... orzechowe echo? Pomyślałam o palonych orzechach (laskowych?) i migdałach, podkreślających gorzkość, mimo słodyczy umacniających szlachetnie-wytrawniejszy charakter. 

Gorzkość, niezależnie od przesadzonej słodyczy, całkiem nieźle się rozwinęła, dając się poznać jako palona. Acz docukrzona. Likierowy sos, syrop mógł być dodany do... kawy? Taka mocno nim podkręcona na moment przyszła mi do głowy, acz zaraz to właśnie tam ten syropowo-likierowy wątek wychodził na przód (i kawa nie rozwija się dalej, a znikała). Niby cierpki, ale też bardzo słodki. Trochę likierowo-ciemnoczekoladowy? Także do niego dolatywać zaczęło orzechowe echo.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa sos ten zmienił się w likier czekoladowo-orzechowo-kokosowy. W jedno połączył te trzy motywy. Słodycz znów wzrosła. Wanilia się zgubiła, a cukier i likier pozwoliły sobie na wiele.

Gorzkość była średnia. Pomogło, że obok niej trwał orzechowy motyw. Doszukałam się maślanego echa, ale w zasadzie trzymało się tyłów.

Im więcej wyłaniało się wiórków, tym bardziej czuć ich smak. Trochę tonował kokosa z aromatu, udającego likier, ale nie udało mu się z nim wygrać. Czuć go jednak nawet bez gryzienia. Z czasem przełożył się na myśl o likierowym kokosowym marcepanie. Niestety bowiem wiórki cały czas stały za aromatem.
Migdałów w zasadzie prawie nie czuć bez gryzienia.

Kiedy trochę czekolady spiłowałam (zębami/nożem) i spróbowałam osobno, czułam motyw likieru kokosowego, ale czy wiórków? Trudno było stwierdzić, acz odrobinę chyba tak (inna sprawa, że tu się w sumie nie dało na pewno 100% samej czekolady oddzielić).

Gdy spróbowałam gryźć dodatki przy czekoladzie, wiórki kokosowe czuć dobrze, migdały nie bardzo, a sama czekolada wyszła prościej, bardziej cukrowo i prawie plastikowo mimo gorzkości. W wiórkach wtedy, jakby na zasadzie kontrastu, przemykał... kwasek?

Przy gryzieniu razem i kokosa, i migdałów, kokos zdecydowanie dominował. Migdały zaznaczały się lekko epizodycznie, albo i nie. Czasem więc "zadawałam sobie trud", by się pobawić i najpierw oddzielić i gryźć same wiórki, a potem migdały czy odwrotnie.

Ogólnie migdały na koniec smakowały łagodnie sobą. Powiedziałabym, że prażonymi minimalnie. W zasadzie stanowiły w kompozycji marginalny element.
Wiórki kokosowe gryzione były bardzo intensywne i słodkawe, chwilami wręcz trochę soczyste. Tonowały poczucie słodyczy bardzo udanie.

Po zjedzeniu został posmak gorzki, kojarzący się z jednocześnie cukrowym, likierowym sosem czekoladowo-kokosowym i trochę z kawą. Było to nieco palone, cierpkawe połączenie. Bardzo wyraźnie czuć zrównane z nim wiórki kokosowe. Wszystko wieńczyła wysoka, nieco drapiąca w gardle słodycz sosowo-likierowo cukrowa, może z odrobinką wanilii. Przy niektórych kęsach zdarzyło się nawet zaznaczyć migdałom - tym gorzkawym. 

Największa wada tej tabliczki to przesadne najeżenie i to, że przez ilość dodatku szła aż w wodnistość. Mogłaby też być mniej słodka, a i nie obraziłabym się za mniej aromatu. Jak już połączyli kokosa z migdałami, to mogli przemyśleć proporcje i formę (tak podrobione migdały się zgubiły). Bo choć dodano tyle samo migdałów i kokosa, 4% migdałów tak podrobionych jakoś zniknęło, za to przy takim podrobieniu 4% kokosa wydawało się, że jest go tam ogrom.
Czekoladę odebrałam tak samo w domu, choć nie w górach bardziej przeszkadzało mi to najeżenie.


ocena: 7/10
kupiłam: Auchan
cena: 14,99 zł (za 75g)
kaloryczność: 550 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowe, siekane migdały (4%), suszone i siekane płatki kokosowe (4%), pasta z orzechów laskowych, emulgator: lecytyna sojowa; naturalny aromat kokosowy, ekstrakt waniliowy

wtorek, 18 marca 2025

Auchan Bio Lait Eclats de coco mleczna z prażonymi wiórkami kokosowymi

Mleczne od dawna mnie nie ciekawią, acz w góry zdarza mi się zabierać je, jeśli dostanę. Dziś przedstawianą jednak kupiłam sama, uznając, że akurat z kokosem to może i opcja bardziej słodka jakoś da radę. Zwłaszcza, że ciemnych z kokosem wydaje mi się, że jest jakoś mało. Otworzyłam ją przy schronisku przy Zielonym Stawie Kieżmarskim, do którego doszłam z Kieżmarskiej Białej Wody, oczywiście żółtym szlakiem.

Auchan Bio Lait Eclats de coco to mleczna czekolada o zawartości 33% kakao z prażonymi wiórkami kokosowymi, marki własnej Auchan.
 
Po otwarciu poczułam bardzo mleczny i równie bardzo kokosowy, wyrównany zapach. Odlegle zamajaczyła wanilia, a słodycz ryzykownie spoglądała w kierunku plastiku, acz tak nieśmiało, że jeszcze nic nie było przesądzone.

W dotyku tabliczka wydała mi się dość tłusta i gładka, a przy łamaniu wykazywała twardość. Nawet lekko trzaskała, wzmacniając to porządnym chrzęstem dodatków. Zrobienie kęsa samej czekolady, bez wiórków, było w zasadzie niemożliwe.
W ustach czekolada rozpływała się łatwo, w tempie umiarkowanym, dając się poznać jako bazowo kremowa i tłusta w pełno mleczny sposób. Odnotowałam też drobną proszkowość, chowającą się między wiórkami Szybko okazała się sowicie wypełniona dużymi wiórkami.
Wiórki zostawiałam raczej na koniec.
Początkowo były wręcz przyjemnie twardawe. W ogólnym rozrachunku krucho-chrupiące. Dopiero z czasem robiły się bardziej trzeszczące. Nie memłały się ani trochę.

W smaku pierwszą poczułam względnie stonowaną, leciuteńko waniliową słodycz, do której po chwili doszła... Obietnica kakao? 

Słodycz zaczęła rosnąć, a po ustach polało się mleczne tsunami. Na mlecznych falach płynęły wiórki kokosowe, dobrze wyczuwalne nawet niegryzione. Ledwo się wyłaniały, a już skupiały na sobie ogrom uwagi. Tworzyły idealnie zgrany duet z pełnym, naturalnym mlekiem. 
(Gdy z trudem zgryzłam / spiłowałam zębami odrobinkę czekolady z wierzchu, bez wiórków, nie wydała się nimi szczególnie przesiąknięta, za to jej słodycz miała więcej do powiedzenia).

Słodycz rosła znacząco, wręcz ryzykownie. Cukier wyłaniając się, zagroził plastikiem, acz wychwyciłam też odrobinkę wanilii. W sumie jednak nie wyszło bardzo za słodko ze względu na to, że naturalne, pełne mleko dobrze sobie z nią radziło. Absorbowało ją, a wiórki kokosowe rozbijały. Ich smak oczywiście nasilał się wraz z tym, jak się wyłaniały.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa podprażone, bardziej neutralne niż normalnie wiórki (może przez kontrast do bardzo słodkiej bazy?) stały na równi z... Czekoladową otoczką, która przybrała postać jakby... Nieco buenowatego kremu w wersji kokosowej? Ledwo pomyślałam o produkcie Kindera, a odnotowałam lekkie drapanie w gardle i myśl ta umknęła.

Została za to ryzykowna słodycz, którą wciąż na szczęście przeplatało wyraziste mleko. Końcowo jednak to i tak głównie na wiórkach się skupiałam.
Gryzione obok czekolady wyszły trochę nijako, a sama czekolada za nimi sprawiała wrażenie bardziej plastikowo-słodkiej. Wolałam więc zostawić je na sam koniec, gdy czekolada już zniknęła.

Gryzione wiórki potwierdziły swój wyrazisty, podprażony smak o rzadko spotykanym, bardzo neutralnym, a nie słodkim wydźwięku. Idealnie tonowały słodycz czekolady, zostawiając mleczne echo. Niestety nic nie poradziły na drobne drapanie w gardle.

Czekoladę uważam za dobrą, ale żałuję, że już skoro bio, to nie posłodzili jej cukrem trzcinowym - wtedy mogło by być idealnie. Świetnie dobrali proporcje - zacnych wiórków było mnóstwo, ale nie uczyniły z tabliczki zlepka-ulepka. W ogóle takie podprażone wyszły bardzo zacnie. A sama czekolada - no, bazowo każda mleczna powinna właśnie mniej więcej tak smakować - pełno mlecznie. Mnie była za słodka, ale ogólnie zjadłam 7 kostek (6 w górach, co prawda z braku alternatywy, bo druga wzięta na trasę czekolada była koszmarna; a jedną w domu, do weryfikacji). Rzadko się zdarza, bym wolała jakąkolwiek mleczną niż nawet kiepską ciemną, jednak w tym przypadku tak właśnie było.

3 kostki otrzymała Mama. Powiedziała: "Bardzo, bardzo smaczna. I czekolada, i kokos. Czekolada mocno mleczna, ale mogłaby być tak odrobinę mniej słodka, a wtedy to już w ogóle całość by była idealna".


ocena: 8/10
kupiłam: Auchan
cena: 9,99 zł
kaloryczność: 575 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: cukier, pełne mleko w proszku, tłuszcz kakaowy, prażony kokos 15%, miazga kakaowa, emulgator: lecytyny; naturalny aromat waniliowy

poniedziałek, 20 stycznia 2025

Dolfin Chocolat Noi - Puur - Dark Noix de coco Dark Chocolate with coconut ciemna 60 % z karmelizowanym kokosem

Z polanko-przełęczy Medzirozsutce ruszyłam czerwonym szlakiem na Wielki Rozsutec. Było to dość ostre podejście, trochę łańcuchów, ale w zasadzie nie takie trudne. Wspinaczkę bardzo uprzyjemniły widoki! Radość ze zdobycia szczytu postanowiłam uhonorować czekoladą. Bardzo się na nią cieszyłam, bo Dolfina już lata nie jadłam, a większość czekolad tej marki bardzo mi smakowała. 

Dolfin Chocolat Noi - Puur - Dark Noix de coco Dark Chocolate with coconut to ciemna czekolada o zawartości 60% kakao z karmelizowanym kokosem.

Po otwarciu poczułam intensywny zapach prażonych wiórków kokosowym, mieszających się z idealnie wyważonym, gorzko-słodkim zapachem ciemnej czekolady z palono karmelowym tłem. Wydawało się, że kokos chce dominować, ale jakoś jednak nie odważył się. Czekolada też była bowiem wyrazista. Pojawiła się też mgiełka palonych orzechów. Gorzkość przybrała wydźwięk likieru kakaowo-kokosowego, a w wyrazistej, palonej toni znalazła się też odrobina kawy. Z likierem kokosowym? 

Twarda tabliczka bardzo głośno trzaskała podczas łamania. Mimo że dodano do niej sporo wiórków dużych i posiekanych, nie wyszła krucho.
W ustach rozpływała się łatwo, ale bez pośpiechu. Była maślana i kremowa. Pokrywała podniebienie mazistymi smugami, wśród których szybko zaczął ujawniać się kokos.
Z części wiórków chyba rozpuszczała się lekka, karmelowa otoczka, acz karmelizowanie w dużej mierze się ukrywało. Gryzłam wiórki dopiero, gdy czekolada już zniknęła. Nim to jednak nastąpiło, ani przez chwilę czekolada nie robiła się ulepko-zlepkowata. A kokosa było  mnóstwo. Gdy więc czekolada zniknęła trochę wodniście, było co gryźć.
Kokos końcowo okazał się w porywach lekko kruchy, podprażony, a potem coraz bardziej trzeszcząco-miękki.

W smaku przywitała mnie idealna harmonia gorzkości i słodyczy. Słodycz wyszła trochę dynamiczniej, ale po tym, jak się zaprezentowała, pozwoliła gorzkości zaprezentować się w pełni. 

Ta pokazała swój mocno palony charakter, poprzez który polała się kawa. Kawa wyraźnie karmelowa, bo słodycz, choć nie napastliwie, rosła mocno właśnie w karmelowy sposób. 

Dobiegł mnie akcent kokosa - czekolada chyba troszeczkę nim nasiąkła, a i rozchodził się na pewno od powoli wyłaniających się wiórków. 

Za nimi baza mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa zasugerowała delikatne, palone orzechy, a zaraz potem więcej kawy, lecz gorzkość już nie rosła. Tym razem była to bowiem kawa doprawiona likierem kokosowym. 

Zaczęło się robić coraz bardziej kokosowo. Spójność między palono-kawową gorzkością i słodyczą zapewnił przybierający na znaczeniu palono karmelowy motyw. Ten również rozchodził się wraz z dodatkami, ale z czasem powoli znów trochę się chował.

Gorzkość wygładziła się. Akcent palonych orzechów wydał mi się w niej nieco istotniejszy, a kawa... Kawa zrobiła się ryzykownie słodka od likieru kokosowego, acz jakby z wygaszaną alkoholowością. 

Za to odpowiadały rozkręcające się wiórki kokosowe. Skupiły na sobie uwagę nawet niegryzione. Były wyraziste i naturalnie słodkawe, co poskromiło słodycz bazy, trzymając ją w ryzach. Karmelowe echo jakby tylko je podkreśliło.

Gryzione wiórki tylko sporadycznie serwowały podskoki słodyczy za sprawą karmelowego echa, acz ogółem wydawały się lekko przesiąknięte karmelem. Znikało to jednak w dużej mierze w mocnym smaku kokosa. 

Po zjedzeniu został posmak karmelowo słodki i wyraźnie palony. Czułam mnóstwo kokosa, a za nim karmel, kawę z likierem i coś orzechowego, ale nie orzechy... Orzech kokosowy? Słodycz wydała mi się wysoka, ale dzięki wiórkom nieprzesadzona. 

Czekolada wyszła bardzo smacznie - ciemna czekolada mimo wysokiej słodyczy, nie zapomniała o gorzkości, a kokos był bardzo wyrazisty lecz nie przesadzony. Podobała mi się ilość: dodano dużo porządnych, dużych i posiekanych wiórków, ale nie przesadzono z tym (to wciąż czekolada z dodatkiem, nie zlep). Skarmelizowany tak leciuteńko, że to podkreśliło jego smak i połączyło wraz z bazą bardzo harmonijnie - żadnej zbędnej warstwy karmelu czy coś. Mi było co prawda ryzykownie słodko, ale w zasadzie do takiego dodatku i ta słodycz się sprawdziła. Dawno nie jadłam tak dobrej czekolady z kokosem.


ocena: 10/10
kupiłam: Piccantino
cena: 16,99 (za 70g)
kaloryczność: 543 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier, 10% karmelizowany kokos (orzech kokosowy, cukier) tłuszcz kakaowy, lecytyna sojowa, naturalny aromat

środa, 15 stycznia 2025

Henry Lambertz Piña Colada Milk Chocolate with Pina Colada truffle filling mleczna z kremem Pina Colada

Przy Fin Carre Limited Edition Enjoy Chilled Type Mango Passion Fruit Hola Amigos wspomniałam, że ojciec raz przywiózł mi całe mnóstwo czekolad. Jedną od razu mu wcisnęłam z powrotem, nawet nie otwierając, ale... coś tam wzięłam nawet lekko zaciekawiona. Z marką dziś przedstawianej tabliczki miałam już do czynienia - kojarzyłam, że Henry Lambertz Lebkuchen Zartbitter i Zimtsterne Vollmilch mi i Mamie niezbyt przypadły do gustu, ale pomyślałam, że nadziewanych alkoholowych ciemnych mogę spróbować, bo dawno żadnych tego typu nie jadłam. Z tym że... wpadła mi też mleczna. Co prawda w nielubianym wariancie pina colada, ale z kolei... o tyle ciekawa, że mleczna, a nie biała (dalej nie rozumiem, dlaczego wszyscy uparli się łączyć kokosa z ananasem właśnie w białej czekoladzie). 

Henry Lambertz Piña Colada Vollmilch Schokolade mit Pina Colada Truffelfullung / Milk Chocolate with Pina Colada truffle filling to mleczna czekolada o zawartości 30 % kakao nadziewana (35%) kremem truflowym z likierem o smaku Pina Colada.

Po otwarciu poczułam intensywny zapach pina colady: ananas i kokos splatały się na likierowej scenie. Alkohol zaznaczył się wyraźnie, lecz choć miał dość ciężkawy charakter, nie napastliwie, a wręcz subtelnie. Mieszał się ze sporą ilością cukru i mleczną czekoladą. Czuć ją bardzo dobrze zza drinka, z którym to poprzez śmietankowo-mleczny ton i słodycz bardzo spójnie się połączyła. Był to przyjemny, mimo że przesłodzony, zapach.

W dotyku czekolada była dość tłusta i już sugestywnie lepkawa. Nie topiła się, ale ciągle miałam wrażenie, że zaraz zacznie. Nie była specjalnie masywna, ale delikatna w sumie też nie. Przy łamaniu wykazywała kruchość, ale nie trzaskała.
Nadzienie wyglądające jak grudkowaty, lepki i dość gęsty żel całkiem porządnie wypełniało wszystkie beczółko-kapsułki. Czekolada jednak stanowiła większość, to pewne, bo robiła za bardzo grubą warstwę.
W ustach czekolada rozpływała się w tempie umiarkowanym, trochę lepiąco i miękko. Początkowo próbowała zachować kształt, ale zaraz odpuszczała. Była tłusta w śmietankowo-maślany sposób, a także niegładko-chropowata ze względu na proszkowość.
Nadzienie wyłaniało się z niej po pewnym czasie. Wyszło lekko grudkowato, trochę jak połączenie budyniu z kisielem. Jednocześnie robiła słabe aluzje do marcepanu, ale z kolei bez realnych grudek czy drobinek. Wnętrze cały czas wykazywało pewną lepkość. Było średnio gęste i zupełnie nie zbite, ale też nie rzadkie. To gęstawy, trochę śmietankowy żel. Chwilami było w nim coś śliskawego. Znikał szybciej niż czekolada. Ta na koniec niby traciła gęstość i znikała rzadko, ale do końca czuć jej masywność. 
Rzednące i znikające nadzienie wydawało się trochę przytłoczone czekoladą, acz w zasadzie zgrane z nią. Gdy tak miękły razem, trochę przytykały.

W smaku czekolada przywitała cukrową słodyczą, do której szybko doleciało intensywne mleko. I tak jednak wydawało się nieco spłycone... Prze słodycz i przez echo nadzienia, którym znacząco przesiąkła. Mleczność poszła w śmietankowym kierunku, ale nie pomogło to ogółowi przez wątek aromatu kokosowego, za którym jak cień pobrzmiewał aromat ananasa. Przez to czekolada chyliła się ku tandecie, ale jeszcze udało jej się jakoś obronić. Była wyczuwalna w zasadzie cały czas, choć w punkcie kulminacyjnym, gdy nadzienie rozbrzmiało pełnią smaku, bardzo w tle.

Nadzienie samo w sobie dało o sobie znać prędko. Krem także był bardzo słodki, ale nie w tak czysto cukrowy sposób, a bardziej likierowo. Pierwszy pokazał się lekko soczysty ananas, a zaraz potem mocno likierowy, słodki kokos. Bardzo łatwo o myśl o pina coladzie. Ananas próbował pokazać się z naturalniejszej strony jako sok anansowy, ale czuć wyraźnie, że jego likierowy charakter podkręcono aromatem (choć to nie była napastliwa sztuczność). Owocowość nadzienia trochę rozmyła śmietanka, a alkohol dodał temu nieco powagi, nawet ciężkości, ale nie narzucał się. Ananas i kokos były bardzo wyważone.
Czekolada trzymała się z tyłu.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa słodycz - kumulacja czekolady i wnętrza - drapała w gardle. Ananas poszedł w nieco cukierkowym kierunku - przy tym poziomie cukrowości, krem robił się troszeczkę bardziej sztuczny, ale wciąż nie jakoś rażąco. Tu wszedł kokosowy likier, raz czy drugi wychylający się nawet przed ananasa, przygłuszając jego cukierkowość.
Alkohol choć nie był chamski, wydał mi się dosadny, a przez to jak rozgrzewał gardło, słodycz wydawała się jeszcze bardziej mocarna.

Z czasem nadzienie zaczęło tonąć w cukrowo-mlecznej, czekoladowej toni. Echo likieru ananasowo-kokosowego i pewna cukierkowość ostały się, ale dopiero za cukrowo-plastikowawą czekoladą. Końcowo czekolada jawiła się jako dosłownie czysty cukier z mlekiem. Zrobiła się plastikowa - chyba alkohol ją tak trochę spłycił.

Po zjedzeniu został posmak cukrowo słodkiej czekolady wraz z drapaniem w gardle i cukierkowość związana z nadzieniem. Dołożył się do tego alkohol - ewidentnie likier. To za jego sprawą czuć i ananasa, i kokosa. Były czysto likierowe. Za likierem pojawiły się aromaty, cukierkowość.

Czekoladę uważam za w miarę dobrze zrobioną, mimo że nie była zbyt w moim typie. 4 kostki jako ciekawostkę zjadłam (przy 4 poczułam, że jeszcze trochę, a to już zmęczy, bo i tak czułam się trochę zbyt przysłodzona). Połączenie mlecznej czekolady i pina colady pasowało - mleczność czekolady dobrze współgrała ze śmietankowym wnętrzem. Kokos i ananas były dobrze wyczuwalne, procenty też się odnalazły - a jednocześnie nic z tego nie było zbyt napastliwe. Pochwalić muszę to, jak zgrane i harmonijne wyszły. Niestety, wszystko było okrutnie słodkie. I z wkradającą się sztucznawą cukierkowością. Kolejnym moim zarzutem jest to, że jednak czekolada - ciężka i gruba - przytłoczyła jedynie gęstawe nadzienie. Jak się robi czekoladę nadziewaną, to co jak co, ale nadzienia żałować nie można (tym bardziej, że czekolada była cukrowa i dodatkowo spłycona przez alkohol, to nie było to coś, co chciało by się czuć na 1. planie).

Resztę oddałam Mamie, która powiedziała: "No, ta czekolada jest dokładne tym, czym ma być! Co prawda nadzienia w niej mało, ale w sumie nie wiem, czy było aż tak pyszne, bym pragnęła go więcej. Z drugiej strony sama czekolada też taka po prostu ok. Na pewno jednak właśnie mleczna bardzo pasuje do kremu pina colada. Faktycznie, można zjeść jako ciekawostkę, bo już samo to, że jest, czym ma być i niezły skład, to w dzisiejszych czasach rzadkość".


ocena: 7/10
kupiłam: dostałam od ojca
cena: nie znam
kaloryczność: 520 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, 17,5% likier śmietankowy o smaku Piña Colada (zawiera mleko), mleko w proszku pełne, miazga kakaowa, tłuszcz mleczny, syrop glukozowy, mleko w proszku odtłuszczone, emulgator: lecytyny z soi; substancja żelująca: agar; naturalny aromat

sobota, 16 listopada 2024

(Millano) Delicadore Czekolada z wiórkami kokosowymi ciemna 40 %

Ta czekolada znalazła się tu tylko i wyłącznie dlatego, że zostałam nią poczęstowana. Gdy robiłam zdjęcia DM Bio Schokolade Single Origin 72 % Kakao Sierra Leone Feine Bitter mit Kokoschips, znajomy wyjął ją z uśmiechem z plecaka. Co prawda zdziwił się, że chcę spróbować tak niecierpianego producenta, ale ja wręcz uwielbiam różne porównania! Baronowi-Millano tym razem trafiło się aż nieadekwatnie do niego cudowne - szlachetne? - otoczenie, bo zajęłam się nim tuż pod Świnicą (na samym szczycie był tłum), na którą weszłam z Zawratu.

(Millano) Delicadore Czekolada z wiórkami kokosowymi to ciemna czekolada o zawartości 40% kakao z wiórkami kokosowymi, produkowana przez Millano-Baron.

Po otwarciu sreberka poczułam zapach cukru i wiórków kokosa z plastikowym kakałkiem w tle. Powiedziałabym, że to polewowa i raczej mleczna czekolada, kojarząca się z tanimi figurkami czekoladopodobnymi - na pewno nie miała charakteru ciemnej. Kokos bardzo dobrze się z niej wyłonił, trochę ratując sytuację.

Tabliczka już w dotyku zdradzała ulepkowatość i tłustość. Wydawała się polewowa. Mimo że twardawa, łamała się prawie bez trzasku, ale z chrzęstem wiórków.
Tych w przekroju widać ogrom. Dodano ich tyle, że nie da się zrobić kęsa bez nich.

W ustach czekolada rozpływała się łatwo i szybko jak masło w ciepłe. Była tłusta, że aż śliskawa, a do tego odrobinę wodnista, acz od tego trochę odwracał uwagę wiórki, którymi była wręcz najeżona.
Wiórki kokosowe gryzłam głównie, gdy czekolada już zniknęła. Okazały się twardawo chrupkawe, niektóre twardawe i kruche. Gryzione dłużej trochę trzeszczały i skrzypiały, ale nie memłały się.

W smaku pierwsza zaszarżowała wysoka słodycz i masło, które nakierowało ją w mleczną stronę, ale mleka jako takiego w sumie nie czuć... A może jednak echo?

Obok niego szybko zaznaczył się kokos, nawet niegryziony. Przemknęły mi przez myśl draże kokosowe, ale w o wiele słodszej wersji.

Przodem jednak poleciała prosta słodycz, przeginając. Było bardzo cukrowo i drapało w gardle, mimo że przesłodzony smak starały się tonować wiórki.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa doleciał lekko kakaowy... czy w zasadzie jedynie "kakałkowy", prawie nesquikowy akcent i dziwna oleistość. Na pewno nie było gorzko, ale mlecznie też nie. Maślano jednak owszem. Masło łącząc się z kokosem i za sprawą aromatów kojarzyło się jednak z mlekiem.

Końcowo sama czekolada była okrutnie, cukrowo słodka i plastikowa, trochę jak mleczno czekoladowy plastik czy polewa. Miała znikomy akcent kakao, ale takiego... figurkowo-polewowego.

Wiórki gryzione obok czekolady w zasadzie czuć nieźle, ale lepiej, gdy gryzłam już na koniec, kiedy czekolada już zniknęła. Wiórki okazały się podprażone i naturalnie lekko słodkawe, z echem prawie orzechowawym. 

Po zjedzeniu zostało przecukrzenie wraz z drapaniem w gardle, ale w smaku zmieszane z nieco tonującymi, intensywnymi wiórkami kokosowymi. Zaznaczyło się echo plastiku, sztuczności i maślaność, udająca mleczno czekoladowa polewę.

Trudno mi znaleźć jakieś plusy tej tabliczki oprócz wiórków. Za nie jednak też nie mam zamiaru jej za bardzo chwalić, bo wiórki z zasady są dobre. To jednak, do czego je dodano... Strasznie słodka, tanio-plastikowa baza, która nie jest ani mleczna, ani ciemna... Może zamysł był, by stworzyć coś uniwersalnego? Jednak ta jej maślaność i pobrzmiewające aromaty nie wyszły dobrze. Nie sądzę, by komuś spodobał się efekt echa kakałka i udawanego mleka. Wydaje się, że baza miała być tylko nośnikiem pod dodatek, jaki stanowił ogrom dobrych wiórków. I znów - gdyby baza była smaczna, ilość by aż przytłoczyła, a tak... no chyba tylko o nie chodziło. Dla mnie bez sensu, by to jeść.

Znajomemu smakowała "ze względu na tego kokosa. Po prostu bardzo lubię kokosa i mi wiele więcej do szczęście nie trzeba. On tak zdawał się trochę słodycz przygaszać". Poczęstowałam się od niego niecałymi 3 kostkami, z czego 1 przywiozłam Mamie. Opisała ją: "Tak szybko, tłusto i jak woda się rozpłynęła, a kokosa tak dużo, że aż trudno o samej czekoladzie coś powiedzieć. Na szczęście niczym paskudnym nie powaliła, ale za dobra chyba też nie była. No widać, że w niej najważniejszy ten kokos, którego bardzo dużo było".


ocena: 3/10
kupiłam: poczęstowałam się
cena: ktoś dostał z krwiodawstwa
kaloryczność: 548 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: cukier, miazga kakaowa, wiórki kokosowe 18%, tłuszcz kakaowy, tłuszcz mleczny, emulgatory: lecytyna sojowa, polirycynooleinian poliglicerolu; aromat

środa, 13 listopada 2024

DM Bio Schokolade Single Origin 72 % Kakao Sierra Leone Feine Bitter mit Kokoschips ciemna z karmelizowanym kokosem

Gdy zamawiałam czekolady marki własnej Drogerii DM, zwróciłam uwagę na obiekt dzisiaj przedstawiany, myśląc, że z ogromną ochotą wzięłabym taką w góry, ale ze względu na cenę i fakt, że w komodzie nazbierało mi się sporo tabliczek w góry, a także to, że nie wiedziałam, czy marka jest dobra, nie kupiłam. Krótko po zachwyceniu się DM Bio Schokolade Single Origin 72 % Kaka Sierra Leone Feine Bitter zaczęłam szukać, gdzie drogerie te są stacjonarnie. Okazało się, że ojciec ma blisko, więc zleciłam mu kupno podlinkowanej oraz właśnie dziś przedstawianej. Tak jak pomyślałam w pierwszej chwili, wzięłam ją w góry.
Szpiglasowy Wierch zalazł mi do głowy już dawno temu, bo w 2016, kiedy to wyprawiłam się na niego z Terravita Czekolada gorzka z Żurawiną. Wtedy jednak warunki pogodowe trochę mnie zmogły i doszłam jedynie do Szpiglasowej Przełęczy. Gdy tylko na dobre znów wróciłam w góry, szczyt ten był na szczycie mojej listy priorytetów, więc ruszyłam na niego z Palenicy Białczańskiej trochę jak nad Morskie Oko, ale przy Wodogrzomotach Mickiewicza odbiłam w kierunku Doliny Pięciu Stawów. Przy schronisku, gdy znajomy zajął się ogarnianiem internetowej mapy i przyglądaniu się planowanej trasie, ja zajęłam się czekoladą.

DM Bio Schokolade Single Origin 72 % Kakao Sierra Leone Feine Bitter mit Kokoschips to ciemna czekolada o zawartości 72% kakao z Sierra Leone, z dystryktu Kono z karmelizowanym kokosem; marki własnej Drogerii DM.

Po otwarciu czekał mnie zapach czarnej, gorzkiej kawy i miodu, który mieszał się z akcentem miodowego karmelu i niejednoznacznym, ale w sumie rozpoznawalnym, kokosem. W tle przewinęła się owocowo-soczysta nuta, w tym bardzo słodkich bananów oraz kwasku... owoców czerwonych? Kokos mieszał się jeszcze z orzechowym echem, przez co pomyślałam o całym orzechu kokosowym.

Tabliczka była twarda i przy łamaniu trzaskała chrupko i z chrzęstem, bardzo głośno. W przekroju widać całkiem sporo biało-brązowych płatków, które za chrzęst odpowiadały. 
W ustach czekolada rozpływała się w średnim tempie, coraz bardziej mięknąc. Miałam wrażenie, że rozpływanie znacząco przyspieszyły dodatki. Wydawała się tłusta - chyba przez kontrast do dodatków i gładko-mazista. Jej kremowość zaburzały twardawe płatki / chipsy kokosa, częściowo pokryte rzężącym karmelem i odrobiną wiórków kokosowych. Zaznaczały się na języku, ale trzymały się czekolady. Ze sporej części wyraźnie rozpuszczała się z nich cukrowa otoczka.
Gryzłam je dopiero, gdy czekolada zniknęła, tylko nieliczne podgryzałam już wcześniej, obok czekolady - te pokryte karmelem mocno wtedy chrupko rzęziły w twardo cukrowy sposób. 
Płatki kokosowe gryzione na koniec przypominały hybrydę prażono-kruchych płatków migdałów i skrzypiąco-soczystych wiórków kokosowych. Niektóre były bardziej, inne mniej chrupiące, ale wszystkie raczej twardawe i masywne. Na niektórych zostało jeszcze trochę rzeżącego, ale już nie twardego, cukrowego karmelu. Tych dodano bardzo dużo.
Część kokosa to wielkie wiórki (obstawiam, że mogły to też być podrobione chipsy kokosowe, które udawały wiórki). Też były chrupkawe, ale wraz z gryzieniem pokazywały się jako bardziej trzeszcząco-soczyste. Wyszły delikatniej.

W smaku od początku czułam wysoką słodycz o śmietankowym charakterze. Podkradła się do niej drobna soczystość dojrzałego banana i jakby... słodka roślinność? Przemknęła mi jakby dosłownie namiastka śmietanki.

Zaraz pojawiła się też gorzkość, wprowadzając palony motyw. Z nim wiązała się kawa. Mocna i czarna, ale dopuszczająca do siebie karmel. Karmel z ciemnego, cierpkawego miodu?

Po paru chwilach odezwały się dodatki. Karmel rozchodzący się wraz z wyłaniającymi się płatkami kokosa podkręcił miodowy klimat, jaki przybrała słodycz. Pomyślałam o ciemnym, charakternym miodzie, mieszającym się z bananem w jakiś deser.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa do kawy dołączyło palone drewno. Trochę łagodziło ogólną gorzkość, ale ta i tak miała się dobrze. Pomyślałam o ziarnach kawy w ciemnej czekoladzie. Wizja ta zgrała się z chwilowo podskakującą karmelowo-cukrową słodyczą.

W tle przewinęła się soczystość. Do bananów podkradły się niedookreślone owoce. Suszone morele? I jakieś czerwone owoce? Nie pchały się na pierwszy plan, pozwalając działać bardzo miodowo-karmelowo słodkiej i przyjemnie gorzkiej czekoladzie.

Od soczystości bowiem trochę odciągał uwagę kokos. Okazał się jednak zaskakująco mało kokosowy. Gdy już karmelowa skorupka zniknęła, odezwał się trochę odważniej.

Kokos gryziony na koniec serwował motyw pieczonych, prażonych płatków kokosowych. W prażeniu, które pamiętało jeszcze karmelowość, aż trochę nikła kokosowość. Tę znacząco podkreślały wiórki, ale jako że proporcje były nierówne, nie przebiły się za mocno. Zapewniły trochę naturalnej słodyczy, prażono kokosowego echa i na tym kończyły.

Po zjedzeniu został posmak prażonych... Płatków kokosa, udających trochę migdały, echo wiórków kokosowych i karmelowo-miodowej słodyczy. Była palona i charakterna, świetnie dopasowana do palonej kawy i echa bardzo słodkich, ale soczystych owoców - bananów? 

Czekolada, podobnie jak DM Bio Schokolade Single Origin 72 % Kaka Sierra Leone Feine Bitter, była bardzo dobra. Rozczarował mnie jednak kokos - czuję, że wiórki sprawdziłyby się znacznie lepiej. Dodane chipsy kokosowe nie zapewniły aż takiej kokosowości jak mogłyby wiórki. Sprawę zawaliło karmelizowanie, które nic pozytywnego nie wniosło. Wpisało się poniekąd w nutę ciemnego miodu, ale wolałabym, by się nie pojawiło, dzięki czemu kokos mógłby wyjść bardziej kokosowo.


ocena: 8/10
kupiłam: Drogeria DM (ojciec mi kupił)
cena: 7,95 zł (za 80g)
kaloryczność: 554 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier trzcinowy, karmelizowane płatki kokosowe (kokos, cukier trzcinowy), tłuszcz kakaowy

PS Ceny wciąż rosną - to nie nowość, ale... przy jednej czekoladzie mnie poraziło, że AŻ tak. Zapraszam na aktualizację tekstu o Nussbeiser Czekolada gorzka / ciemna mleczna 43 % z całymi orzechami laskowymi i rodzynkami.

wtorek, 9 kwietnia 2024

Sobieraj Chocolate Czekolada Ciemna Mleczna 45 % kokosowa wegańska

Jak wspomniałam przy Sobieraj Chocolate Czekolada z Miętą drugim otrzymanych serduszkiem była propozycja znacznie mniej w moim typie, bo "mleczna" wegańska. Uwielbiam pasty 100% kokosowe, mleczko kokosowe gości w mojej kuchni, a dania indyjskie z nim bardzo lubię, jednak w czekoladach kokos jakoś według mnie zwyczajnie nie wychodzi. A do słodzików jestem bardzo sceptyczna, więc nie spodziewałam się zachwytów. Acz tak siląc się na obiektywność, propozycja może i ciekawa, pod warunkiem, że miałaby wyjść.

Sobieraj Chocolate Czekolada Ciemna Mleczna to ciemna wegańska "mleczna" kokosowa czekolada o zawartości 45 % kakao z miazgą / pastą 100% z kokosa; słodzona słodzikiem ksylitolem, u mnie jako miniaturka, czyli czekoladka "serduszko", ważące 6g.

Zapach od razu jednoznacznie skojarzył mi się z masą, blokiem czekoladowym ze zmielonymi herbatnikami i wiórkami kokosowymi. Miał nieco tani, domowy charakter. Jego słodycz była średnio wysoka, ale jej wydźwięk był specyficznie wyrazisty w chłodny, rześki sposób. Nie wyszła jednak jawnie słoldzikowo. Wiórki i bardziej ogólna, mleczna kokosowość starały się to zdominować, ale był wyczuwalny i kokos, i to wszystko inne prawie na równych prawach, acz chwilami rzeczywiście z dominacją mleczka kokosowego. Gorzkość wydała mi się również średnio mocna, ale intensywna. Oddawała ziemię i zawarła w sobie paloną nutę. Zaznaczyła się w niej cierpkość, mieszająca się z olejem kokosowym.

Serduszko w dotyku wydało mi się trochę plastikowe, a także twarde i masywne. Doznałam jednak szoku przy odgryzaniu kawałka, bo zęby dosłownie zjechały mi po zbitej, nie miękkiej, ale i nie twardej masie (bliżej jej jednak do miękkości). Raz po raz zatrzeszczała w kryształkowy sposób. Wydała mi się strasznie tłusta i polewowo-wodnista.
W ustach ta czekolada za nic nie kojarzyła się z czekoladą, a z masą czekoladową. Było to bardzo ciężkie i tłuste, niczym masa z tłuszczu i proszku. Nie do końca miękkie, ale i nietwarde. To było jak jakiś konkretny, minimalnie lepkawy, ziarnisty zlepek z twardą wodą. Czuć proszek, drobinki i kawałki wiórków kokosa, a także wręcz śliskość tłustości. Osobliwe i odpychające.
Na koniec w ustach zostawały kawałki przemielonych wiórków kokosowych. Gryzione trzeszczały i skrzypiały dość soczyście. Niektóre były masywniejsze, prawie chrupkie i ewidentnie twardsze. Nie memłały się, a znikały dość szybko.

W smaku przywitała mnie kokosowa słodycz, która po chwili została wzmocniona inną, niedookreśloną. Wzrosła, wykazując rześkość i drobną jakby kokosową soczystość.

W słodyczy zaplątał się chłód, acz doleciała do niego także gorzkość, kierująca myśli ku zimnej, zbitej i czarnej ziemi. Musiała być to ziemia wilgotna, może przemarznięta po zimie. Gorzkość zaszarżowała, acz nie była siekierą, zaraz się opamiętała. Kakaową rozbijała i łagodziła drobna goryczka oleju kokosowego.

Gorzkość kakao walczyło jednak o siebie, zaraz przytaczając wizję przypalonej, domowo-taniej polewy czekoladowo-kakaowej. W nucie spalenizny odnotowałam jakby metaliczną nutę przypalonej blachy, a potem też maślaność takowej masy.

Kokos po chwili płynął już na wielu płaszczyznach, a maślaność mu pomogła. Łączył słodycz z cierpką goryczką. Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa przedstawił się jako wyraźnie śmietanka i mleczko kokosowe, z zawartą w nich lekką jakby mdławą tłustością smakową. Kokos był słodki w łagodny sposób, jednak obok niego słodycz rosła znacząco.

I oddzieliła się od niego - poczułam wyraźnie słodzik. W nim ulokowała się rześkość, do której dołączyła jakby słodko-ziołowa cierpkość. Pomyślałam o mięcie, eukaliptusie itp. Także ona wydawała się spłycać smak kakao, a dziwnie podkreślać olej kokosowy. 

Bliżej końca kompozycja przedstawiła się jako zdrowa wersja budżetowego, domowego bloku, masy czekoladowej z przemielonymi maślanymi herbatnikami i wiórkami. I tu pojawiła się przypalona polewa kakaowo-czekoladowa. Smak słodkich wiórków kokosowych i miazgi kokosowej 100% próbował się przebić, ale tonął w reszcie. Nieco nakręcał się od kawałków kokosa.

Tło jednak... Było tłuste, goryczkowate i słodkie... Chwilami słodzik próbował udawać słodycz konwencjonalną, ale rześkość i chłód stały mu na drodze. Mimo wyrazistości poszczególnych nut, wydawało się to kryć lekką wodnistość.

Kawałki kokosa, wiórków na koniec wyszły wyraźnie kokosowo - słodkawo, świeżo.

Po zjedzeniu został posmak goryczkowatego oleju kokosowego, mieszającego się z palono-ziemistą gorzkością kakao oraz kokosa bardziej mleczkowo-wiórkowego. Ten wyszedł słodko, choć słodycz należała głównie do zimnego, jakby wodnistego, a strasznie słodkiego, słodzika. 

Czekoladkę uważam za złą. Tragiczna, nieczekoladowa struktura tłustego zlepa z proszku była obrzydliwa, a smak kojarzący się z tanim, ale zdrowym blokiem czekoladowym i przypaloną polewą czekoladową nie uratował sytuacji. Gorzkość kakao podbita olejem kokosowym oraz zimny słodzik zdominowały kompozycję. Kakao miało niewiele do powiedzenia, a mleczko, śmietanka i wiórki kokosowe nie znalazły przyjemnej płaszczyzny do popisu. Myślę, że jak na "mleczną" czekoladę wegańską, smakowo jeszcze nie było tak zupełnie najstraszliwiej - w strukturze jednak nie umiem się nawet na siłę niczego pozytywnego doszukać.
Mimo że to takie maleństwo, dosłownie gryza zostawiłam Mamie, chcąc jej pokazać paskudę. Mama podzieliła moje zdanie: "Jakie to było okropne, takie małe, a tak odpychające. W ogóle z czekoladą się nie kojarzyło. Tłusty zlep, w smaku jakby udawał ciemną czekoladę, a gorzki był jakoś dziwne. Ziołowa, lekowa gorycz i jakby z chwastami, co to ktoś przy drodze nazbierał. Słodzikowe to... I okropne. Nie wiem, po co to jeść. Jakby ktoś nie mógł cukru i mleka, to już lepiej nic niż to coś. A konsystencja oblech". Mama jak ja nie cierpi słodzików, ale ona i mleczka kokosowego nie lubi (w przeciwieństwie do mnie).
Nie jesteśmy docelowymi odbiorczyniami, ale żadna z nas nie umie powiedzieć, kto niby miałby celem tego czegoś być.


ocena: 2/10
kupiłam: dostałam od sobierajchocolate.pl
cena: jak wyżej, ale cena to 23 zł za tabliczkę 70g
kaloryczność: nie znam
czy kupię znów: nie

Skład: miazga kakaowa 45%, pasta kokosowa / miąższ z kokosa 28,5%, tłuszcz kakaowy, ksylitol
fiński