Gdy wybierałam, co wziąć ze sobą w góry, dotarło do mnie, że coś za słodko-mlecznie mi wyszło, więc zgarnęłam jeszcze ciemną, która widziała mi się jako "nie aż tak ciekawa na co dzień". Dodatek żurawiny specjalnie nie robi na mnie wrażenia, choć miło wspominam Moser Roth z żurawiną (i jabłkiem). Wersja Terravity podobała mi się z racji prostoty, ale tym samym... taka to u mnie tylko na szlak.
Otworzyłam ją idąc na Szpiglasowy Wierch. Jak zwykle podczas kwietniowej wyprawy znalazłam miejsce względnie osłonięte od wiatru i porobiłam zdjęcia. Chwilami mnie zwiewało; zapowiadali jeszcze burzę śnieżną, więc aż się dziwię swojej głupocie, że poszłam. Postanowiłam jednak, że gdy tylko coś, zawrócę. Kwestia porobienia zdjęć czekoladzie była ostatnim, o czym chciałam myśleć. Wytołkowałam sobie, że tym razem muszę odpuścić sesje na szczycie. A poza tym... W taką pogodę byłaby mało, że nieprzyjemna. Mogłaby źle się skończyć. Nie chciałam stracić ani telefonu, ani czekolady (ani życia - ale nie dramatyzujmy). Tak piźdz... wiało, że sobie ani jednej fotki nie zrobiłam (a i, szczerze, na sam wierch to nie doszłam). A może szkoda, bo na pewno czerwona na twarzy i z soplami z nosa wyglądałam bardzo atrakcyjnie.
Po otwarciu uderzył mnie tak intensywnie żurawinowy zapach z akcentem wiśniowo-bombonierkowym, że aż wydał mi się przerysowany, ale nie mniej smakowity. Cukrowo-ciemnawa czekolada zaznaczyła się jedynie w tle.
Tabliczka była twarda, łamała się z trzaskiem, ale daleko jej do kamienności. Żurawiny nie zatopiono w niej zbyt wiele, acz takiej, na jaką się zdecydowano, nie wiem, czy chciałabym dużo więcej.
W ustach rozpływała się raczej w średnim tempie, łatwo i gładko-kremowo. Tłustawa na odpowiednio niskim poziomie. Trochę oblepiająco-mazista, ale nie zbyt ulepkowata, miękka czy coś. Może minimalnie polewowa. Tylko bliżej końca pojawiał się lekko pylisty (ale nie suchy) efekt.
Żurawina z kolei rozczarowała tym, jak sucho-nijaka się okazała. Zawarła w sobie element dziwnego "podsuszenia", nakręconego dziwną warstwą, przez co rzęziła trochę jak kawałki gruszek w np. jogurtach - skład i smak sugerują, że to wina mąki ryżowej. Najpierw myślałam, że to jakieś kandyzowanie, ale właśnie nie. Mąka. Wyczuwalna jako irytująca, proszkowa warstwa.
Żurawiny dodano kawałki, nie zaś całe sztuki, co dodatkowo odebrało jej świeżość. Trupio-skórkowa, z czasem miękła. Bliżej końca robiła się bardziej farfoclowata, minimalnie soczysta.
W smaku czekolada rozpoczęła występ silną słodyczą, do której dołączyła maślaność. To przede wszystkim łagodny splot, bez szarży. Słodycz powoli wzrastała do poziomu naprawdę silnego, ale nie czysto cukrowego. Gorzkości czy kwasku na próżno tu szukać.
Pojawił się za to motyw wiśniowej bombonierki. Palone kakao trzymało się maślaności, ale mniej więcej w połowie wraz z tą nutą zdobyło się na odrobinkę gorzkawości wymieszanej z cukrem takowej bombonierki.
Gdy zaczęły odsłaniać się dodatki, z "wiśniowawego" posmaku wyszedł wyrazistszy smak żurawiny. Był to owoc głównie słodki. Miałam wrażenie, że podcukrzony albo przynajmniej z wyeliminowanym w dziwny sposób charakterem; kwasku brak. Czułam za to coś nijako-mącznego, dziwacznego.
Żurawina wpasowała się w przesłodzoną, dość maślaną, acz całkiem przyjemną czekoladę.
Dzięki żurawinie końcówka zaserwowała mi odrobinkę cierpkości i namiastkę gorzkości w słodko czekoladowej toni. Był w tym suchawy smakowo element - pochodził nie tylko od kakao, co w dużej mierze od żurawiny. To nie suszona nuta, a coś dziwnego, mdłego.
Rozgryzane pod koniec owocowe zdążyły już nasiąknąć i uwalniały kolejną (silniejszą) falę smaku słodkiej żurawiny, ale dalej bez kopa tego owocu. Niektóre z kawałków wnosiły niemrawy kwasek.
W posmaku pozostała dość mdła żurawina i lekka cierpkawość / suchawość kakao, wtoczone w maślano-słodkie otoczenie w zasadzie ciemnej czekolady, jednak takiej bardzo, bardzo łagodnej. Miałam wrażenie, że czuję też aromat, który kojarzył mi się z wiśniową bombonierką.
Nie znalazłam tu rażących wad, kompozycja wyszła całkiem w porządku, choć nudno i bez szału. Gdyby tak ogarnąć lepszą żurawinę, np. po prostu całe suszone owoce, a nie kawałki w mące (?), czuję, że byłby charakterek i 8.
ocena: 7/10
kupiłam: terravita.pl (dostałam)
cena: 8,99 zł (za 250 g; ja dostałam)
kaloryczność: 519 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
Skład: miazga kakaowa, cukier, kawałki żurawiny 8% (żurawina, cukier, mąka ryżowa, olej słonecznikowy), kakao o obniżonej zawartości tłuszczu, tłuszcz kakaowy, lecytyna sojowa, aromat naturalny, ekstrakt wanilii
Skład: miazga kakaowa, cukier, kawałki żurawiny 8% (żurawina, cukier, mąka ryżowa, olej słonecznikowy), kakao o obniżonej zawartości tłuszczu, tłuszcz kakaowy, lecytyna sojowa, aromat naturalny, ekstrakt wanilii
W sumie dobrze że wzięłaś tą tabliczkę w góry, bo faktycznie wydaje się trochę nudnawa na domową degustację :p ja też tak często robię - jak jadę np do babci to biorę tam takie sobie słodycze, a w domu testuję te najlepsze XD ale naprawdę bardzo podobają mi się te zdjęcia na górskim tle! Fajne masz hobby :) ja sama nie znoszę chodzić po górach i podziwiam ludzi którzy to robią :D
OdpowiedzUsuńBo w końcu home sweet home. :D
UsuńCo tu podziwiać? Każdy ma jakieś inne pasje.
W ogóle nie masz zmysłu artystycznego! Przecież czerwona na twarzy pęknie komponowałabyś się z czerwienią na opakowaniu...
OdpowiedzUsuńZapach milutki, lubię taki. Coś ta bombonierka wiśniowa ostatnio między nami krąży. Lubię rzężenie gruszek, o ile są to gruszki. Inne produkty nie powinny rzęzić. Mąka? Yff. Zjadłabym coś dobrego z żurawiną. Flapjacka od Wholebake.
Haha, zamiast jednorożców jeszcze by się gdzie tu w blogosferze jakieś byki pojawiły.
UsuńTo fakt. I bardzo dobrze, skoro obie lubimy tę nutę.
Gruszki ok, ale właśnie... Żurawina? Z mąką, pff.
Ja też, niedługo otwieram Grossa z nadzieniem żurawinowym, obstawiam, że usatysfakcjonuje.