Pokazywanie postów oznaczonych etykietą chałwa. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą chałwa. Pokaż wszystkie posty

sobota, 28 października 2023

Dzika Czekolada Chałwa

Przypadkiem trafiłam na stronę niewielkiej manufaktury czekolady, Dzika Czekolada i ustaliłam z jej właścicielem, że dostanę paczkę w ramach współpracy, w której znajdzie się nie tylko czekolada (Dzika Czekolada Philippines - Regalo 80 %), ale też chałwa. Po chałwie Koska Diabetic / Diyabetik Helva chodziła za mną dobra, klasyczna, bez udziwnień. Było to zanim w Auchanie kupiłam kolejne. Przesyłka dzikości się opóźniała, a ja przed latem postanowiłam wziąć się za Koska Tahin Helva / Halva Sade / Plan i wówczas przyszła do mnie paczka z chałwą robioną ponoć po turecku, ręcznie. Pomyślałam, że miło będzie je tak ze sobą zestawić, choć nie ukrywam, że miałam mały przesyt różności niezbyt moich (nieczekolad) w ostatnim czasie.

Dzika Czekolada Chałwa to chałwa ręcznie wyrabiana; u mnie bez dodatków, acz w ofercie są chałwy z różnymi dodatkami na wierzchu (np. prażonymi pistacjami, orzechami laskowymi, migdałami itp.). W moim przypadku opakowanie zawierało 200g.

Jeszcze przed otwarciem poczułam bardzo intensywny zapach sezamu. Po otwarciu zaś dosłownie zwalał z nóg, dając się poznać jako lekko gorzki i prażony. Obok tego nie zabrakło charakteru cukrowo-słodko chałwowego. Miała niby ciężkawy klimat, lecz wyłapałam też pewną rześkość. Jakby świeżość sezamu?

Już na pierwszy rzut oka chałwa zaskoczyła mnie intensywnym, złotym kolorem - tak odmiennym od anemicznie bladych chałw sklepowych.
Najpierw wierzch trochę osuszyłam chusteczką, bo chałwa wykazywała wysoką tłustość - pokryła olejem cały pojemniczek.
Chałwę z kubeczka wyciągnęłam przy pomocy noża, wykrajając ją, co było średnio trudne. Krojąc, usłyszałam bardzo głośny chrzęst i skrzypienie cukrowo-chałwowe. Raz czy dwa chyba zarzęziły kryształki cukru. Masa była pozornie, powierzchownie dość twarda, ale ustępowała łatwo z racji tego, jak bardzo włóknista, wręcz jakby włosowata była. Okazała się też łatwoo podzielna, bo rozwarstwiała się i krucho rwała na konkretne, szkliste włókna.
W trakcie jedzenia jej włókna były twardo-skrzypiące i dość twarde; częściowo bardzo twarde. Gdy ugryzłam, trafiłam na wysoką twardość jakby włókna z cukru. To było cukrowo-szkliste, raz czy dwa mignęła mi myśl o lizakach (w głowie pojawiły mi się szkliste walentynkowe serca, choć uczucie, jakie to wywołało było dalekie od miłości). Do zębów ogólnie chałwa średnio się kleiła, lecz pojedyncze włókna twardniały i obklejały zęby bardziej niż inne. Chałwa rozpływając się, wydawała się jakby opływać bardziej miękkawą i pylistą, raczej rzadką zawiesiną. Wydawało się, że wewnątrz niej, bazowo, jakby twardnieje cukrowa nitka. Wydawała się średnio jak na chałwę tłusta, a właśnie bardzo... szklista. Rozpuszczała się dość szybko. Trzeszczała i skrzypiała podczas gryzienia niczym cukier i szkło (nie mam tu na myśli "szkiełka z cukru", jakie jest np. w Lindt Whisky). Trafiło mi się w niej kilka wręcz ostrych, kłujących i nieprzyjemnych włókien.
Wydaje mi się, że to może być typowa chałwa turecka albo bliska takiej - właśnie z takich włosów. Do mnie jednak taka AŻ tak szklista, twardo-cukrowa i włóknista struktura nie przemówiła.

W smaku pierwszy wyrwał się wprawdzie cukier, lecz sezam zaraz też się pojawił. Słodycz rozeszła się jako splot cukru i właśnie naturalna słodycz sezamu. Ta troszeczkę złagodziła szarzę.

Sezam zaprezentował swój intensywny, średni prażony, gorzki smak, a słodycz jakby go otuliła, opłynęła... Coraz to kolejne fale słodyczy nie wydawały się już tak chamsko cukrowe, a właśnie niosące sezamową chałwowość oraz jakby ciepło palonego cukru (nie mam na myśli karmelu). I tak jednak ustanowiły słodycz na bardzo, bardzo wysokim poziomie, co zaskutkowało rozgrzewaniem gardła. Po paru kęsach słowa "paleniem w gardle" bardziej pasują.

Mniej więcej w połowie gryzienia czy rozpuszczania kęsa pojawiała się gorzkość sezamu i wraz z jakby ciepłem prażenia zaraz nasiliły się, acz... To już właśnie bardziej to ogólne poczucie ciepła niż prażenie, ale na pewno podkreślające sezamowość wraz z goryczką i... budzące pewną rześkość? Odnotowałam ledwo uchwytny kwasek cytryny, soczystość w całym tym paleniu słodyczy.

To spowodowało, że na końcówce cukrowość, choć trzymająca się chałwowego klimatu, wydała mi się o wiele za mocna, męcząca. Wyprzedziła sezam sam w sobie, eksponując się z ciężko-palonej, wręcz gorącej strony.

Po zjedzeniu został posmak szlachetnego, słodkiego sezamu o gorzkim echu oraz palenie cukru, jakby wpisanego w ogólne ciepło, też uczucie zgęstnienia śliny.

Chałwa była w smaku w porządku, ale mnie nie chwyciła. Muszę jej przyznać, że wyszła ciekawie, bo czysto sezamowo-cukrowo i niecodziennie rozgrzewająco (co jednak zachwytu we mnie nie wzbudziło). Szybko mnie zasłodziła - słodycz miała jawnie cukrowy charakter, choć na szczęście jakby nieco ozdobiony palonym ciepłem, a kwasek - niby ledwo uchwytny - nie pasował, nie pomógł. Zacna sezamowość chwilami wydawała się zbyt stłamszona imperatywnym cukrem. Ta konsystencja to też jakoś nie moja bajka - pierwszy raz miałam do czynienia z taką i obstawiam, że taka ma być. Włókna jakby ze szkła i cukru, trzeszczenie / skrzypienie i to rozwarstwianie się, rwanie - pewnie jak to chałwa turecka, a jednocześnie taka twardość tych włókien i aż tak łatwe rozwarstwianie się mi nie leżało. Choć nigdy nie jadłam, w internecie parę razy widziałam tureckie chałwowe kłębki z nitek, tzw. pismaniye. To nie chałwa, acz coś podobnego. Mam wrażenie, że produkt Dzikiej Czekolady znalazł się gdzieś pomiędzy zwykłą chałwą, a właśnie tymi kłębkami. Jedząc tak o, zmęczyła mnie już po jakiś 10 gramach, lecz nie była zła, bym miała jej zupełnie podziękować po tej ilości - wymyśliłam sobie na nią sposób. Osobiście wolę jednak Koska Tahin Helva / Halva Sade / Plan. W ogóle chyba wolę, jak jednak coś - cokolwiek, choćby i odrobina waniliny, której nie lubię - powstrzymuje taki sam cukier. Oceniam bez przekonania. Punkt podciągnęłam za taką dziwność, inność.

Większość (158g oddałam Mamie). Oczywiście nie zjadła od razu. Po pierwszych 60 gramach powiedziała: "Jaka dziwna! Nigdy takiej nie jadłam. Struktura okropna, takie twarde i ostre nitki w niej są, jakby ze szkła z cukrem, to mi się nie podoba. Ale smak... Smak jest już dziwny pozytywnie, chociaż nie wiem, czy bym chciała zjeść jej więcej. Jest wyraźnie sezamowy, czuć gorycz sezamu, ale i ta słodycz taka mocna aż pali. Bardzo w gardle aż piecze, przesadziłam z tymi 60 gramami na raz, ale z tej jej dziwności, inności nie mogłam się powstrzymać". Po kolejnej porcji stwierdziła, że "dobra i ciekawa, ale za słodka".

Doszłam do wniosku, że jej słodycz po prostu potrzebuje jakiegoś hamującego otoczenia, stąd 32 g dodałam do jogurtu typu greckiego Piątnicy wymieszanego z 2 łyżkami surowego kakao.

Gorzki od kakao jogurt podkreślił w chałwie właśnie goryczkę sezamu, wydobywając tym samym sezamowość spod cukru. Ten wciąż był mocnym zawodnikiem, jednak że miał chałwowo-palony klimat, w tej kompozycji nie męczył... Tak bardzo, bo i tak zasłodził. Lekki (bo osłabiony kakao) kwasek jogurtu podsycił rześką soczystość chałwy, acz tego rozgrzewania cukrem nie zabił. Deser ogólnie więc nie był ciężki, jednak przesłodzony na pewno.
Dość szybko rozpuszczająca się, krucho rozwarstwiająca się chałwa niby jakoś się odnalazła, ale z kolei twarde i aż kłujące włosowate włókna jakby ze szkła i jakby popuszczanie cukrowej wody już mi przeszkadzało. I to bardzo.
Wyszło spoko, choć nie zachwyciło. Do zjedzenia, ale... na dłuższą metę to za bardzo męczy. Założyłam, że dodam 40g, ale 32g wystarczyło.


ocena: 7/10
kupiłam: dostałam od dzikaczekolada.pl
cena: normalnie cena to 10 zł za 100 g
kaloryczność: 550,5 kcal / 100 g nie podana, choć z moich wyliczeń to będzie jakieś 544 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: sezam 55%, cukier, 45%, sok z cytryny

piątek, 20 października 2023

chałwa Koska Tahin Helva / Halva Sade / Plan

Przejrzawszy kolejkę postów pomyślałam, że dziwnie wyszło, jak nie u mnie - tyle rzeczy nieczekoladowych się skumulowało! Albo nawet i czekolad, ale nie tak bardzo w moim typie. Jednak nadchodzące lato zmotywowało mnie do wzięcia się za produkty odkładane na kiedyś tam. Tę chałwę kupiłam z myślą o deserze, bo z chałwą Koska Diabetic / Diyabetik Helva mój jogurt kawowy mnie nie usatysfakcjonował. Jednocześnie podlinkowana chałwa nie zabiła mojej wiary w to, że Koska może mieć dobrą, zwykłą chałwę. I tak miała najlepszy skład i najwygodniejszy dla mnie rozmiar z tych, które w sklepach widywałam. Zależało mi na chałwie niekombinowanej, a po prostu... chałwowej. 


Koska Tahin Helva / Halva Sade / Plan to "chałwa sezamowa" (w oryginale jej opis na tym się końcu, a jedynie polski tłumacz dodał "o smaku waniliowym").

Po otwarciu poczułam średnio intensywny zapach lekko prażonego sezamu wkomponowanego w bezkres słodyczy. W tej czułam cukier w charakterystycznie dusznym, chałwowym kontekście, z naleciałością pseudo wanilii (jeszcze nie sztucznej waniliny, ale też nie prawdziwej wanilii; nuta charakterystyczna dla rzeczy "o smaku / zapachu wanilii"). 

Chałwa w dotyku nie była tłusta, ale lepka. Choć zwarta, brak jej twardości. Tę czułam jedynie przy krojeniu. Podczas łamania, kiedy to szła w specyficzne dla chałwy strzępy, wydawała z siebie trzeszczący chrzęst. Wyglądała na kruchą, lecz to tylko pozory.
W trakcie jedzenia okazała się delikatna. Rozpuszczała się dość szybko i zaskakująco miękko; skojarzyła mi się z gumą rozpuszczalną z nieco chałwowym elementem. Przez pewien czas rozpływała się i zachowywała swój coraz bardziej plastyczny, zwarty kształt, a potem zmieniała na minimalnie gęstawą zawiesinę i rozchodziła na miękkie grudki. Gryziona prawie nie obklejała zębów. Może na sekundę czy dwie, po czym znikała łatwo i dość rzadko. Dała się poznać jako dość gładka, choć i skrzypiąco-włóknisty efekt w niej czuć. Zaskakująco jednak lichy.

W smaku przywitała się stonowaną, acz wyraźną słodyczą. Dała się poznać jako cukrowa w charakterystyczny dla chałw sposób i... jakby ta cukrowość integralnie wpływała w sam sezam.

Sezamowość bowiem była intensywna. Wkroczyła już po chwili i z czasem wydała się wszechobecna. Był to sezam lekko prażony, słodki i z goryczką.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa czy też w połowie ciamkania / gryzienia, gorzkość trochę wzrosła, dbając, by sezam umocnił swoją pozycję. Była jak najbardziej przystępna i przyjemna.

Oto bowiem otoczyła i zasnuła go słodycz. Słodka toń była definicyjnie chałwowa: cukrowa, z ciężkawym "waniliowatym" echem (nie naturalnie waniliowym, ale też nie sztucznym). Zaznaczyła swoją obecność w gardle, trochę jakby cukrowo ogrzała, acz nie wydała mi się jakoś szczególnie napastliwa tak ogółem.

Słodycz, choć intensywna, nie zagłuszyła jednak sezamu, świetnie wyczuwalnego do samego końca. Duet ten układał się w prostą chałwowość po prostu. Raz po raz mignęła mi nawet jakby pewna świeżość, rześkość, rozbijająca ogólny lekko ciężkawo-duszny charakter produktu. 

Mocno słodka, trochę duszna sezamowość została w posmaku wraz z przesłodzeniem i poczuciem zgęstnienia śliny.

Wiem, że to dobra chałwa w tej cenie, jak również, że nie dałabym radę jej zjeść za wiele tak o, samej. Wyszła bazowo, tak zwyczajnie, bez żadnych wymyślności czy coś - to według mnie jej ogromna zaleta. Wysoka słodycz (dla mnie za wysoka) zgrała się z sezamem, któremu nie brak goryczki. Nie ma w niej co szukać szlachetności, smakuje tym, czym jest: zwykłą chałwą, co w moim odczuciu jest zaletą (bo w dzisiejszych czasach różnie z tym bywa), jednak wolałabym, by jej struktura nie była tak gumowo miękko-plastyczna, brakowało jej trochę typowej chałwowości, ale nie wyszła źle i tak. Na pewno nie narzekam na niezalepianie zębów! Acz pewnej gęstości i chałwowego skrzypienia miło by było poczuć więcej. To produkt nie z mojej bajki, ale szczerze ją polecam, lecz nie osobom, które szukają definicyjnej chałwy z wyższej półki.

Ja kupiłam ją jako "małą i zjadliwą chałwę do deseru" (jogurt typu greckiego Piątnicy 150g wymieszany z łyżką kawy rozpuszczalnej Jacobs Creme). Pokruszyłam ją i dodałam na wierzch - w tej formie się sprawdziła. Nie rozpuszczała się w jogurcie, zaczynała dopiero w ustach. W nich jej w miarę szybkie rozpuszczanie się i niemęczenie zębów obklejaniem świetnie pasowało do takiego deseru. Wciąż wydawała mi się chwilami zbyt gumowa, ale w deserze jakoś to w sumie uszło, nie przeszkadzało.
W smaku wniosła intensywny, wyraźnie chałwowy element i mnie nie zasłodziła. Dokładnie o to chodziło. Była satysfakcjonująco wyrazista i wydaje się, że kawa, którą dosypałam do jogurtu podkreśliła jej sezamową goryczkę. Dodana łyżka kawy przy ilości prawie 40g chałwy (trochę zjadłam osobno na potrzeby recenzji) pasowała doskonale (acz uprzedzam, że taki duet dodatków przekłada się na zgęstnienie i spienienie śliny - pierwsze od słodyczy, drugie od kawy - których na szczęście względnie łatwo się pozbyć poprzez umycie zębów). Było ciut za słodko, ale nie chciałam zostawiać dosłownie paru gramów chałwy. Czasem, niektórym kompozycjom trochę wyższa niż normalnie lubię, słodycz nawet uchodzi.

Na pewno lepsza w każdym względzie od Koska Diabetic / Diyabetik Helva. Przede wszystkim wygrała strukturą i charakterem. Choć też nie była to chałwa definicyjna, to jednak ogólnie wyszła o wiele przyjaźniej dla konsumenta i mimo wszystko miała nieco bardziej chałwową konsystencję (bo jednak i ona miała ten miękko-gumowy element). W smaku jednak poszczyciła się wyrazistością. Niestety w tym słodyczy. Osobiście jednak wolę już znieść przesłodzenie, ale mocny smak sezamu, niż ogólnie mdły smak i niedomagający sezam jak w przypadku chałwy ze słodzikiem.

Mama też jadła tę chałwę i stwierdziła, że w smaku według niej w porządku, acz nie zapadająca w pamięć. Miała jednak zarzuty wobec konsystencji: "Dziwnie taka gumowa była. Miękka gumowo, a potem tylko trochę gęstniejąca czy twardniejąca, coś trochę podobnie jak ta ze słodzikiem, ale nie aż tak oczywiście. Nadrobiła smakiem. Tylko też nie tak, by się jakoś mocno zachwycać.".


ocena: 8/10
kupiłam: Auchan
cena: 4,49 zł (za 40g)
kaloryczność: 550 kcal / 100 g
czy kupię znów: tak

Skład: pasta sezamowa 57%, cukier, emulgator (mono- i diglicerydy), wyciąg z korzenia mydlnicy, regulator kwasowości (kwas cytrynowy), aromat (wanilin)

-----------
Aktualizacja z dnia: 03.04.2025:

Obecnie nie kupiłabym sobie chałwy do jedzenia, jednak jako że z Mamą miałyśmy robić ciasto z kremem chałwowym, pomyślałam, że fajnie byłoby je jeszcze lekko chałwą posypać. Tak, można było zrobić domową, ale tylko na posypanie jakoś mi się nie chciało. Ruszyłam więc na łowy, by jakąś z niepaskudnym składem kupić. I zaczęły się problemy, bo o taką trudno. Na szczęście ta, znana mi, była w Kauflandzie. Jako że były tylko duże, wzięłam, wychodząc z założenia, że resztę z ochotą zgarnie Mama. Zanim jednak chałwa zmieniła się w posypkę do ciasta, musiałam sprawdzić, czy się nie zmieniła, i czy odbiorę ją tak samo, jak małą wersję.

Po otwarciu rozszedł się znajomy, średnio silny zapach nie za mocno prażonego sezamu i wręcz dusznej, typowo chałwowej słodyczy. Nie wyszła jednak męcząco.

Duża chałwa była zwarta i dość twarda, twardsza niż jej mała koleżanka. Oprócz tego, struktura w zasadzie bez zmian. W trakcie jedzenia też. 

W smaku i tym razem słodycz nie szalała od razu. Najpierw pokazała się jako łagodna, choć cukrowa. Sezam z kolei od początku był bardzo wyrazisty, z zaznaczoną goryczką. Słodycz, choć potem wzrosła, nie wyprzedziła sezamowości. Oczywiście do potęgi chałwowej.

W posmaku słodycz najbardziej dawała się we znaki. Czuć jednak też także sezam.
Smak odebrałam tak samo.

Chałwa ta nieźle sprawdziła się jako posypka do ciasta, acz mogłaby być trochę mniej twardo-zbita do takich celów. Gdy chciałam ją pokruszyć na naprawdę malutkie kawałki, trochę średnio to szło.

Ogólnie podtrzymuję opinię, że to przystępna chałwa, wyróżniająca się na rynku.

Większość, co nie poszło na posypkę, przejęła Mama i parę dni później kupiła sobie kolejną. Jej opinia: "Bardzo mi ta chałwa smakuje. Najlepsza z tych, co ostatnio jadłam. Słodka, ale nie czysty cukier, i wyraźnie taka... chałwowa. Dokładnie taka, jaka chałwa powinna być. I dobry skład, i wcale nie taka droga!".

sobota, 5 sierpnia 2023

chałwa Koska Diabetic / Diyabetik Helva

Jeszcze niedawno bym nie uwierzyła, że ta recenzja się tu pojawi. A jednak jest! Zarówno ją piszę bez przekonania, jak i bez przekonania poczyniłam ten zakup. Chałwa ze słodzikiem? Słodzików nie cierpię, a jedyny twór chałwowy, jaki lubię (a dokładniej uwielbiam) to Nutura Premium Krem Chałwowy. Chałwy prawdziwe to od lat już nie moja bajka - smak lubię teoretycznie i tyle. A jednak wzięło mnie na jakieś jogurtowe kompozycje w tym wariancie. Z wymieszanym kakao było bardzo smacznie, jednak dodawanie kremów do jogurtów średnio do mnie przemawia. Lata temu jadłam babeczkę Cupcake Corner, którą wówczas, nie ciastowa ja, się zachwyciłam. Ta mnie zainspirowała do wymieszania jogurtu z kawą rozpuszczalną i posypania tego chałwą, lecz zanim doszło do wykonania deseru, długo nie mogłam się zdecydować, jaką chałwę do tego kupić. Nie znoszę smaku białego cukru, nie cierpię słodzików. Potrzebowałam takiej, którą bym jednego dnia zjadła i miała spokój, więc niewielką. W końcu po prostu popatrzyłam na zawartość sezamu i uznałam, że ta w sumie od biedy może być. Tym bardziej, że markę kojarzyłam, że jest ok (dzięki Koska Tahin Helva Fistikli Pistachio).


Koska Diabetic / Diyabetik Helva to sezamowa chałwa "waniliowa bez dodatku cukru, słodzona słodzikiem maltitolem".

Po otwarciu poczułam wyrazisty zapach najzwyklejszej chałwy złożony z ogromu sezamu i trochę dusznej, ciężkawej słodyczy. Wysoka słodycz sugerowała zwykły, biały cukier (którego chałwa nie zawiera), lecz nie przesłodzenie.

Cienka chałwa była trochę tłusta, zostawiała na chusteczce drobne plamy oleju. Podczas krojenia dała się poznać jako bardzo twarda. Przy łamaniu, a w zasadzie łamanio-rwaniu, jako bardziej przystępna, gdyż rozchodziła się na sezamowe włókna. Jako że chałwy zawsze jadałam widelczykiem, także ją tak spróbowałam, ale nie pracowało to najlepiej ze względu na twardość i to, że właśnie tak twardo się kruszyła.
Gryziona okazała się zbita, twarda i masywna. A jednocześnie... gumowata? W pierwszej chwili skrzypnęła raz, drugi w dość chałwowym stylu, jednak po chwili przez moment robiła się gumiasta, po czym zbijała się w kamienną gumę. Rozpuszczała się niezbyt gęsto, powoli. Zęby jednak zalepiała jak w miarę zwyczajna, acz nieco bardziej twardo-zbita, chałwa.
Bazowa kamienna twardość i gumowość były mało chałwowe i nieprzyjemne, denerwujące.

W smaku początkowo zaserwowała mi delikatny motyw sezamu i jakby nieco mleczny. Zaskoczyła mnie stosunkowo niska, przygaszona słodycz. Po chwili sezam nabrał pewności siebie.

Wtórowała mu słodycz już także nieco odważniejsza. Była wyważona i udawała zwykłą, białego cukru. Z sezamem utworzyła typowo chałwowy splot.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa czy też ciamkania-gryzienia, pojawiała się leciuteńka goryczka sezamu, podkręcająca chałwowość. A jednak smak i tak całościowo jawił się jako przygaszony. 

Mimo to, słodycz bliżej końca nawet drapała trochę w gardle w zaskakująco cukrowy sposób. Z czasem doszukałam się też jakiejś nuty, skrytą za goryczką. Jakby próbowała ją podkreślić? To było jakby trochę mydlano-jajeczne (myślę o białku jaja)... Czułam także drobną ciężkawość - poniekąd chałwową, ale też jakby kurzową i sztucznawą. Ukryta i przygaszona, niejasna słodzikowość?

Po zjedzeniu został posmak bardzo słodkiej od cukru, ale nie przecukrzonej, chałwy z wyraźnie sezamową bazą. Wszelkie goryczki zniknęły. 

Całość zaskoczyła mnie tym, iż w zasadzie nie czuć w niej słodzikowości jako takiej. Czuć natomiast elementy, za którymi słodzik mógł stać. Udawała zwykłą, acz nie strasznie przecukrzoną chałwę. Jej słodycz była jakby zgaszona, acz ogólny smak nie popisał się intensywnością. Mimo to, jedyny wielki zarzut mam wobec konsystencji. Niby częściowo była chałwowa, ale niesatysfakcjonująco, bo też bardzo nieprzyjemnie twardo-gumowa. Zbijająca się w kamień i denerwująca.
Na pewno jest to niezła chałwa z alternatywą białego cukru, a i nie najgorsza, bo nie przecukrzona niezjadliwie na rynku chałw ogółem, ale nie uważam jej za produkt warty uwagi. Ja nie widzę sensu jedzenia czegoś takiego osobno. Nudne i denerwujące za bardzo.

Mnie była potrzebna "mała, nieobrzydliwa chałwa do deseru". W takiej formie, pokruszona i dodana na wierzch, jakoś tam przeszła. Wniosła bowiem chałwowy element, na którym mi zależało, a jednocześnie nie zacukrzyła mnie. Niestety, nie ma co mówić o chałwowym uderzeniu. A deser i tak dała radę trochę nadto dosłodzić (i drapać w gardle). To jeszcze jednak znośne. Struktura jednak bardziej dawała mi się we znaki. To zmienianie się w gumę, a potem zbijanie na twardo bardzo denerwowało. Do tego stopnia, że choć myślałam, że zjem całą, do deseru poszło niecałe 20 gramów (wcześniej zjadłam odrobinę pod recenzję) i na więcej po prostu za nic ochoty nie miałam (19 gramów poszło do Mamy). I nawet żałowałam, że nie zdecydowałam się na konwencjonalną chałwę z cukrem, bo już wolałabym chyba cukrowe zasłodzenie niż tę okropną strukturę niechałwy i zgaszony smak.

Mama zjadła, bo zjadła i skomentowała trochę obojętnie: "no niektóre słodycze to chyba po prostu muszą być plebejskie, z lepszym składem nie wychodzą. Chałwa, żeby była chałwą, chyba musi mieć cukier. Ta była taka dziwna nietłusta, a nagle twardniejąca i zalepiała zęby tak, że odkleić jej nie można. Tak to może być, ale bez szału, nie zapada w pamięć". 


ocena: 5/10
kupiłam: Auchan
cena: 2,19 zł (za 40g)
kaloryczność: 495 kcal / 100g
czy kupię znów: nie

Skład: pasta sezamowa 57%, substancje słodzące: syrop maltitolowy, izomalt, sorbitol; polidekstroza, emulgator: mono- i diglicerydy kwasów tłuszczowych; ekstrakt z korzenia mydlnicy, aromat: wanilina

piątek, 28 kwietnia 2023

chałwa Zaharni Zavodi Halva Zlatea Sunflower

Są produkty, do których już od lat się nie zbliżam, bo nie lubię lub np. z innego powodu nie jestem w stanie ich jeść. Chałwa należy do tej drugiej kategorii. Otóż mam niską odporność na słodycz i choć teoretycznie lubię jej smak, gdy stykam się z realną, cukrowość, słodycz mnie zabijają i produkt mnie po prostu... obrzydza. Znalazłam jednak radę i teraz po prostu co jakiś czas wracam do kremu Nutura Premium Krem Chałwowy Sezam z cukrem kokosowym. Mama też chałwę lubi, ale ona jeszcze do niedawna była w stanie jeść normalne. Gdy jednak znalazłam jej taką udziwnioną, z dobrym składem (fakt, cukru mnóstwo, ale bez syropu f-g itp.), pokazałam jej i kupiła. Ze słodyczy lubi ciągle coś innego jeść, więc uznałam, że to - nawet gdyby miała być nie tak smaczna jak z sezamu - ją ucieszy. I ucieszyła, ale gdy jadła... miała bardzo mieszane uczucia. Trochę niejasno tłumaczyła mi jej dziwność, aż wreszcie uznałam, że odrobinę sama spróbuję. W dodatku od jakiegoś czasu widywałam pasty 100 % ze słonecznika i zastanawiałam się, czy warto się takimi (czy nawet trochę słodzonymi) zainteresować. Czy poszłyby w kierunku podobnym, co pasty orzechowe, czy raczej w wytrawność jak czysta tahini?
Co do spróbowanej ilości - nie tyle jednak, by mówić o całej degustacji, stąd to raczej post z moimi przemyśleniami, opinią Mamy niż moja cała typowa recenzja.

Zaharni Zavodi Halva Zlatea Sunflower to chałwa słonecznikowa.


Zdjęcia chałwie porobiłam trochę jak na mnie byle jak, ale nie chciało mi się jej wyciągać i zbytnio macać, skoro możliwe, że Mama by ją jeszcze kończyła (lub miałaby powędrować do ojca). Zawartość opakowania była zaskakująco sucha, mało tłusta i lepkawa minimalnie. A jednak wydawała się lekko śliska. Widać, że bloczek jest masywny i zwarty. Przy dzieleniu okazał się bardzo twardy, prawie jak kamień. Chałwa słonecznikowa nie szła zbytnio w specyficzne, typowe dla chałw sezamowych włókna.
Mama pokroiła ją sobie i jadła widelczykiem, ja skubęłam mały kawałek.
W trakcie jedzenia chałwa potwierdziła swoją zwartość. Była masywna i zbita, ale w ustach nie twarda. W zasadzie łatwo miękła i wykazywała gibką plastyczność. Wyginała się jak z gumy. Element chałwowy, jakieś trzeszczenie w zasadzie pojawiały się jedynie jako domniemanie. Im dłużej chałwa przebywała w ustach, tym bardziej przypominała gumę rozpuszczalną, tylko że trochę tłustawą. Nie jednak tak bardzo, jak chałwy potrafią być. Niemiłosiernie za to kleiła się do zębów (też właśnie jak guma rozpuszczalna). Wydała mi się obleśna (nienawidzę gum do żucia).

Zapach to głównie mdląca, jakby lukrowo-nugatowa, cukrowa słodycz z rozpoznawalną nutą słonecznika. Ten dodał całości wytrawniejszej naleciałości, ale nijak nie przełamał słodyczy i na pewno do niej nie pasował. Było to duszne i mdlące, słodycz nie ułożyła się w chałwową, która ma pewien specyficzny charakterek. Tu może i pobrzmiewał aromat waniliowy... ale waniliową też bym jej nie nazwała.

W smaku porażała cukrem od samego początku. Wyobraziłam sobie bloczek zrobiony z lukru i cukru, trochę nugatowy. Odnotowałam jakiś aromat... nie jestem pewna czy wanilinę, ale jakiś słodko-duszny na pewno.

Po chwili do nugatu dołączyły pestki słonecznika. Nie wydały mi się prażone, ale i nie surowe. Pomyślałam o pestkach z chlebów ze słonecznikiem. Podpieczonych, a zawilgoconych (już od chleba). Była to nuta, posmak. Zdecydowanie wiązała się z lekką wytrawnością, ale nie przebiła się w pełni przez słodycz.

Ta szalała od pierwszych sekund, a z czasem już w ogóle mordowała. Drapała w gardle i mdliła, aż mnie od niej wykrzywiło. Cukrowość, przesycona dusznym wątkiem, zahaczająca o lukry i cukrowe nibynugaty.... zdominowała smak produktu.

Po zjedzeniu już malutkiego kęsa zostało przesłodzenie, posmak cukro-lukru, jakiś aromat jakby... sztucznego nugatu z cukru? A także echo słonecznika.

Całość mnie odrzucała, że od pierwszych sekund miałam ochotę wypluć. Paskudna struktura tłustawej (ale nawet nie bardzo tłustej) gumy rozpuszczalnej i straszliwie cukrowo-duszny smak przesłodzony po tysiąckroć z nutą słonecznika... nugatowego słonecznika, który za nic nie ułożył się w chałwę. Wydaje mi się, że słonecznik nie pasuje do takich produktów na słodko. Odstawał od słodyczy, a ta mordowała.

Opinia Mamy: "Na pewno, ani w smaku, ani z zapachu nie czuć wanilii. Słonecznik czuć i to nieźle, tylko że on nie pasuje. W ogóle to nie smakuje chałwowo. Wiedziałam, że to nie sezam, ale myślałam, że będzie się kojarzyć z chałwą, a to nie. Prawie sam cukier. Tak słodkie, że z trudem nałożoną sobie porcję zjadłam i na resztę nie mam ochoty, po prostu to jest takie, że się tego nie chce więcej jeść. Niby skład prosty i jak na chałwę dobry, całość niby nie niesmaczna, ale wrażenie, jakbym prawie sam cukier jadła, a z nutą słonecznika, który do słodyczy nie pasuje". 
Gdy zapytałam ją o ocenę, męczyła się, bo nie lubi oceniać w skali i podpiera się: "no,  rzeczy gustu. Mi nie smakowała, komuś, kto ma inny może smakować", ale wymusiłam i nieśmiało powiedziała, że "5, może 6 za pomysł i nowatorskość", ale gdy dodałam, że ukraińskie chałwy słonecznikowe to żadna nowość (chyba są najpopularniejsze, acz dziś prezentowana była akurat bułgarska), stwierdziła, że 5 i zapytała, co bym ja wystawiła. Gdy powiedziałam, usłyszałam: "o, to ja raczej 4, bo już się bałam, że zaczniesz drążyć, czemu ją tak nisko oceniam". 


ocena: 2/10
kupiłam: Biedronka
cena: 4,99 zł (za 180g; Mama płaciła)
kaloryczność: 554 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: pasta z ziaren słonecznika (50%), cukier, emulgator: mono- i diglicerydy kwasów tłuszczowych, substancja pieniąca: ekstrakt z mydlnicy lekarskiej; regulator kwasowości kwas cytrynowy; aromat

niedziela, 8 listopada 2020

Sultan Chałwa sezamowa pistacjowa

Coraz rzadziej nachodzi mnie na słodycze inne niż czekolady... W zasadzie ostatnimi czasy już wcale. Zdarza się jednak, że pomyślę, iż warto choć jedną taką rzecz w domu mieć, na wypadek gdyby akurat jednak mnie kiedyś naszło. Właśnie tak kupiłam kiedyś obiekt dzisiejszej recenzji. Bo pistacje lubię, a mordęgą jest wyłuskiwanie ich, bo... dobra chałwa to w sumie (teoretycznie) dobra rzeczy, ot... Przyszły upały, włożyłam ją do lodówki, po czym w sumie zapomniałam o jej istnieniu. Przypomniałam sobie w dniu, kiedy to pakując do siatek zakupy w Biedronce z Mamą znalazłam na stoliku... chałwę waniliową. Oczywiście ją wzięłyśmy dla Mamy, mimo że miała opory ("w końcu ktoś kupił i chyba zapomniał"). A ja? No cóż. I wtedy sobie o mojej chałwie przypominałam.


Sultan Chałwa sezamowa pistacjowa / Sesame Halvah to chałwa sezamowa z pistacjami; wyprodukowana w Polsce przez "ELIS" Ali Eski.

Zaraz po otwarciu poczułam delikatny, zaskakująco gorzkawy zapach sezamowo-chałwowy. W udany sposób goryczka ta sprawiała, że wysoka słodycz wyszła przyjemnie. Po chwili w tej harmonijnej i naturalnej chałwowości zarejestrowałam orzechową nutę.

Do zdjęć przygotowałam cały sprzęt: chusteczki, foliówkę na opakowanie, by odsączyć batona z.... I tu czekało mnie pierwsze zaskoczenie. Chałwy w zasadzie nie było z czego odsączać. Wprawdzie na chusteczce zostawiła trochę plan, a na dotyk była wilgotna, ale to tyle.
Jadłam ją widelczykiem z talerzyka, co się w jej przypadku sprawdziło w miarę nieźle.
Chałwa okazała się dość twarda i zwarta, ale współpracująca dlatego, że rozchodziła się na długie, nieco zbyt ciągnące się włókna. Wśród nich niestety zaplątało się kilka kamiennie-cukrowych, ale da się to przeżyć. Łatwo ją podzielić, przy czym łamała się, a dokładniej rwała w strzępy / włókna. Łatwo ją też przekroić, o ile nie trafiło się na pistację. Te nasiliły ogólną kruchość, jednak mimo sporej ich ilości, nie rozlatywała się.
Podczas jedzenia dała się poznać jako jedynie tłustawa, jedynie w sposób zrozumiały dla chałwy. Chwilami wydała mi się nawet zaskakująco sucha (co dla mnie było miłym zaskoczeniem). Rozpuszczała się, na chwilę tworzyła wokół siebie cukrowo-gęstą zawiesinę, po czym gęstniała i zbrylała się. Podgryzana trzeszczała / skrzypiała za sprawą... typowej dla chałw struktury. Natłuszczenie odpowiednie, a pistacje dodatkowo odciągały od tłustości uwagę. Były chrupiąco-twardawe, miałam wrażenie, że... wręcz kruchą suchawość też przejawiają - żadnego zawilgocenia. Bardzo porządne sztuki. Wystąpiły jako kilka całych, jak i kawałki różnej wielkości (od średnich po mikroskopijne); także brązowe skórki.

W pierwszej chwili zaskoczyła mnie jej delikatność smakowa. Od początku czułam wyrównaną sezamowość i słodycz. Obie szybko nabierały intensywności, przy czym cukrowość szybciej się rozchodziła, osiągając poziom wysoki. Sporadycznie odnotowywałam w niej akcent... orzechowo-słodki?

Ten mieszał się z sezamowością samą w sobie. Słodycz jakby opadała, przepuszczając sezam. Goryczka sprawiła, że chałwa wyszła charakternie sezamowo chałwowo, czysto (żadnej np. wanilii). Z czasem wyłapałam aż nutę oleju sezamowego, ale o dziwo nie przeszkadzał, a wpasował się. Bazowo to była taka... czysta sezamowość. Splot smaków ogółem współpracował, przy czym słodycz z czasem zrobiła się dość zachowawcza. Goryczka chwilami uwypuklała orzechowy wątek. Jak się okazało, nasilał się przy kawałkach i skórkach pistacji. Jako one same za wiele nie wniosły, ale osłabiały słodycz.

Nawet cale pistacje jakoś średnio się wyróżniały. By je poczuć, musiałam przynajmniej nadgryźć. Wtedy okazały się całkiem zadowalające w smaku, acz średnio wyraziste; raczej średnio prażone. Rozbijały słodycz i przytulały się do sezamu, wcale jakoś mocno się z nim nie mieszając. To był zacnie dobrany duet chałwowo goryczkowato-słodkiego sezamu raz po raz urozmaicony delikatną pistacją.

Bliżej końca, przy przełykaniu śliny, chałwa niestety robiła się mi nieco za słodka, trochę przypiekając w gardle cukrem. To jednak było takie... w chałwowym klimacie. Chwilami czułam też mdławo-mydlany posmak, ale wyszedł neutralnie, o dziwo tak bardzo nie przeszkadzał. Gdy to pistacja została na koniec - wiadomo, posmak należał do niej.

Pod koniec jedzenia całej porcji czułam już przesadnią cukrowość w gardle, ale nie było to na tyle przeszkadzające, by nie skończyć - wszak chałwa i pistacje wciąż prezentowały się przyjemnie. W moim przypadku to jednorazowy romans, ale wiem, że gdy mnie kieedyś najdzie na chałwę, Sultana wydają się w miarę bezpieczne.
Sama nie wiem, czy wolę dzisiaj prezentowaną, czy Koska Tahin Helva Fistikli Pistachio. Wiem, że gdybym miała którąś kupić, sięgnęłabym po Sultana ze względu na niższą tłustość i gramaturę.

Całość uważam za bardzo zacną. Podobało mi się, że wyszła tak czysto sezamowo chałwowo, a pistacje były dodatkiem. Oba smaki czuć wyraźnie, ale nie przeszkadzały sobie, żaden żadnego nie zagłuszał. Pistacje... mogłyby być co prawda wyrazistsze, ale i tak było dobrze. Naturalnie pasowały; były tylko one - bez np. wanilii, która w tym wariancie byłaby zbędna . Słodycz, mimo iż z czasem nieco za wysoka, wydawała się uzasadniona. Podobała mi się nietłustość, aczkolwiek nie obraziłabym się, gdyby była bardziej puszysto-krucha, niż krucho-twardawa.


ocena: 8/10
kupiłam: Lewiatan
cena: 5 zł (za 100 g)
kaloryczność: 537 kcal / 100 g
czy kupię znów: raczej nie

Skład: miazga sezamowa 52%, cukier, pistacje 8%, emulgator: E471; korzeń mydlnicy, regulator kwasowości: E330

wtorek, 20 października 2020

Tesco Chałwa sezamowa z orzeszkami ziemnymi

Przy chałwie czekoladowej z pomarańczą Odry wyjaśniłam, dlaczego ją kupiłam, zdradzając, że pojawi się dzisiejsza recenzja (i tu zaginam czasoprzestrzeń, ponieważ podlinkowaną opublikowałam znacznie szybciej przez to, że to limitka; jadłam je w odstępie miesiąca-dwóch). Przymus kupienia spowodowany zamykaniem sklepu do najmilszych nie należy, samo zaś próbowanie produktu, którego pewnie nie będę miała możliwości znowu kupić jest trochę nielogiczne, ale cóż... Obiecałam sobie kiedyś chałwę tę spróbować, to po prostu musiałam to zrobić. Nie napaliłam się na nią jakoś specjalnie, bo i ostatnio czuję, że smak chałwy lubię tylko teoretycznie, ale też nie miałam żadnych większych powodów, by nastawiać się specjalnie negatywnie. Tym bardziej, że jedzona parę dni wcześniej Naive Molecules jakoś przypomniała mi batona Legal Cakes Chiacho, właśnie kojarzącego się trochę z chałwą z fistaszkami. I też stosunkowo niedawno znów jadłam wafelki Familijne chałwowe, więc takie smaki się mnie trzymały. Chociaż właśnie - czułam się trochę niepewnie, bo po wafelki te sięgam, gdy nachodzi mnie na coś chałwowego. Rzadko, bo rzadko, ale jednak, ponieważ stanowią "przyjaźniejszą" dla mnie formę chałwy - czyściej się to je, a i mniej słodkie. Sama bowiem mam z chałwą taki problem, że trochę mnie brzydzi. Jak sobie z tym radzę? Jem widelczykiem, i może akurat ta wiedza Wam do szczęścia potrzebna nie jest, służy mi potem za wykałaczkę, haha (taki fajny, malutki).


Tesco Chałwa sezamowa z orzeszkami ziemnymi to chałwa z sezamu z kawałkami fistaszków wyprodukowana dla Tesco w Polsce.

Po otwarciu poczułam delikatny zapach chałwy, w którym lekko goryczkowaty sezam wyrównany był z silną słodyczą kojarzącą się z cukrem pudrem, a tym samym ciężko-duszną. W duszności doszukałam się też akcentu fistaszków.

Zdziwiłam się, trafiając na (jak na takie produkty) nie za wiele olejo-syropu. Tradycyjnie odsączyłam ręcznikiem papierowym, jednak nie zostało na nim specjalnie dużo plam. W dotyku chałwa była tylko trochę lepko-tłusta, nieco nawet suchawa i zwarta.
Sprawiała wrażenie mocno zmielonej, na gęsto-zbito; z drobnymi włóknami, a z sowitą, acz nieprzesadzoną ilością średniej i małej wielkości orzeszków. Łamało się i kroiło ją z łatwością, przy czym wykazywała kruchość i pewną miękkawość.
Kiedy jadłam widelczykiem, trochę się rozwalała, ale można ją uznać za zadowalająco zwartą, a jednocześnie nie przesadnie zbitą czy ciężką.
W trakcie jedzenia lepiła się do zębów, ale przyjemnie przy tym trzeszczała i skrzypiała, co brzmiało jak chodzenie po śniegu, który tylko co spadł. Była tłusta w typowy dla chałw sposób, owszem, acz jednocześnie dość sucha i krucha. Rozpuszczała się trochę w cukrowo-wodnisty sposób, znów przywodzący na myśl cukier puder. Potem jednak na zębach zostawały zbitki cukru, które trudno do czegoś porównać. Na szczęście jednak nie zostawały na długo, a uwagę od nich odciągał dodatek.
Orzeszki wyszły chrupiąco, dość świeżo - nie zawilgotniały od reszty.
Strukturę ogólnie uważam za niezłą.

W smaku od początku do końca dominowała słodycz. Uderzyła, rozeszła się po ustach jakby komuś rozerwała się torba cukru i wpadła do rzeki syropu glukozowego, zagęszczonej "błotkiem" z lukru. Takie skojarzenia (na szczęście dość wątłe) towarzyszyły mi cały czas, ponieważ nie był to czysty biały cukier, a "zabarwiony rozmaitościami". Na pewno czułam coś sztucznawego, ale w zasadzie uszło w tle.

Drugim po słodyczy, bardzo wyraźnym wątkiem na szczęście był już sezam, toteż mimo słodyczy, wraz z jedzeniem, chałwową gorzkawość uznałam za zaskakująco intensywną. Sezamowi udało się smakować sobą, takim raczej łagodnym, lekko podprażonym, z zaznaczoną przyjemną goryczką.

Prażoność i goryczkę podkreślił motyw orzeszków ziemnych, którymi trochę nasiąkła. Nie jestem pewna, czy dziwne skojarzenia co do słodyczy podkreśliły czy właśnie przygłuszyły je... Na pewno jednak mocny smak fistaszków nasilał się przy ich kawałkach, co dodatkowo obniżało poczucie słodyczy. Do samej sezamowości chałwy z kolei pasowało i nie zabiło jej.

Po zjedzeniu pozostało straszliwe przesłodzenie, także jako palenie w gardle, ale też smaczek chałwowo-orzeszkowy. Czuć sezam, tłuszczowość chałwy (tę to nawet na ustach jako warstwa). Orzeszki (nawet zostawione i rozgryzane na koniec) traciły szybko na znaczeniu.

Całość uważam za... niezłą. Trochę dziwną, gdy chodzi o suchawość, ale przynajmniej przyjemnie nietłustą. Orzeszki były, i choć może rewolucji nie przeprowadziły, to bez nich lepiej pewnie by nie wyszło. Smak samej chałwy... wydawał mi się bardzo słodki i po prostu chałwowy - o tyle interesujący, że właśnie nie waniliowy, a sezamowy. Sezamowo-słodko-jakiś. Nie było to złe, a całkiem ok.
Wprawdzie przeszkadzało mi przylepianie się do zębów, a także jakby sama chałwowa specyfika, ale i tak ta chałwa jest warta polecenia (a cechy typowo chałwowe... wiadomo).
Trochę zmęczyła mnie z czasem, toteż 1/4 dałam Mamie, by sobie przypomniała i powiedziała mi, co ona myśli. Dla niej była za gorzka, więc zdecydowanie woli "zwykle czyste waniliowe np. z Lidla czy Biedry".


ocena: 7/10
kupiłam: Tesco
cena: 0,99 zł (za 50g)
kaloryczność: 546 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie (ale chciałabym mieć możliwość kupienia)

miazga sezamowa 49%, syrop glukozowy, cukier, orzeszki ziemne 9%, olej rzepakowy, emulgator (mono- i diglicerydy kwasów tłuszczowych), białko jaja w proszku, ekstrakt z korzenia mydlnicy, aromat

wtorek, 4 lutego 2020

Odra Chałwa sezamowa z czekoladą i skórką pomarańczową

Chałwy w swoim życiu za wiele nie przejadłam, ale teoretycznie bardzo lubię jej smak. Realnie jest mi za słodka i zbyt zalepiająca. Normalnie, żeby nie psuć sobie myślenia o niej, raczej żadnej bym nie kupiła... Moje Tesco jednak zostało zamknięte. Gdy ogłoszono tę decyzję, z Mamą ruszyłyśmy się zaopatrzyć w produkty marki własnej, które lubiłyśmy. Wiedziałam bowiem, że nie będzie mi się chciało jeździć na drugi koniec miasta po pojedyncze rzeczy. Od wielu lat miałam zamiar spróbować chałwę z Tesco z fistaszkami i zawsze stwierdzałam: "poczeka", "kiedyś tam". Znalazłam się jednak pod murem! Musiałam ją kupić. Jak więc już miałam chałwę z dodatkiem, niestandardową...
Gdy Mama kupiła limitowane, dość dziwne jak na chałwy, smaki Odry... byłam mięciutka i plastyczna na sugestie, że "może jeszcze takie, też z dodatkami do porównania". Jak ta kobieta mnie zna! Nie byłam przekonana ani do smaku karmelu w chałwie, ani tym bardziej do soli. Patrząc na skład, bałam się... W zasadzie planowałam oddać ją Mamie z powrotem, nie próbując. Pomyślałam jednak, że to chyba za dziwne smaki, by miały mnie ominąć. I tak zdecydowałam się na zaczęcie od wariantu bezpieczniejszego, choć trochę kojarzącego mi się z niezłym pomysłem Wedla: pomarańczowo-piernikową. A decyzję przyspieszyłam, bo mimo jeszcze obiecanych 5 miesięcy ważności, chałwa trochę popuściła - opakowanie było mokre od oleju! Całe szczęście, że trzymałam ją ze słodyczami "potencjalnie dla Mamy".


Odra Chałwa sezamowa z czekoladą i skórką pomarańczową to chałwa sezamowa z czekoladą ciemną o zawartości 70 % kakao i kawałkami kandyzowanej skórki pomarańczowej; edycja limitowana na zimę 2019/20.

Już otwierając poczułam smakowite połączenie goryczki sezamu i skórki pomarańczowej, bardzo znaczących dla bardzo słodkiej chałwowej bazy. Była przy tym zaskakująco soczysta, a ogół jak najbardziej kuszący.

Niestety jednak... z chałwy coś aż się lało ( to z kolei odrzucało): lepiąca wydzielina z... oleju, słodkiego syropu i jakby czegoś wodnistego? Odsuszałam to ręcznikami papierowymi bez końca. Ze zdziwieniem odkryłam, że nie był to sam tłuszcz. I tu po raz pierwszy pomyślałam, że dodatki chyba zmielono / stopiono i wmieszano w masę chałwową, a nie że dosypano kawałki. Nawet kolor wydał mi się dość ciemnawy jak na chałwę.
dowody zbrodni
Mała chałwa okazała się bardzo twarda. Przełamywana szła w strzępy, a kroić... było ciężko. Spróbowałam, ale nóż udało mi się wbić do połowy, reszta ułamała się. Te strzępy jednak też nie były takie, jak w normalnej chałwie. Kryły dziwne białe włókna - w pierwszej chwili wystraszyłam się, że patrzę na robaka, ale to chyba "coś", co się zrobiło z cukru i syropu glukozowego.
Mimo tłustości i pewnej soczystości, okazało się to zaskakująco kruche. Kruche i twarde, więc jedzenie widelczykiem było prawie niemożliwe.
Właśnie już przy jedzeniu spotkało mnie kolejne zaskoczenie. Oto chałwa była twarda, a w ustach niemal natychmiast częściowo się rozpuszczała, wykazując lekką soczystość. W ciągu następnej sekundy pozostała już tylko twarda, cukrowa gruda i dziwne włókna jak z plastiku (z czasem też się powoli rozpuszczały). Te jej strzępy... nie były chałwowe, a... dziwne (jak kamienne cukierki?). Przypominała... kawałek Daima albo wyjątkowo spory dodatek z Toblerone. Przylepiała się do zębów, w inny sposób niż zwykłe chałwy. Typowego dla chałwy skrzypienia prawie nie uświadczyłam; o delikatności mowy nie ma. Może tylko złudna suchawość.
Skórek przeciętnej wielkości znalazłam w niej zaskakująco sporo. Okazały się miękkie, nasączone i lekko cukrowe. Z jednej strony złe, z drugiej nie aż tak jak chałwa.

W smaku od początku poczułam wysoką słodycz i soczysty smak soku pomarańczowego.
Zaraz jednak pomarańcza zrobiła się bardziej goryczkowata, odsunęła się na tył. Wyraźniej rozszedł się smak bazy.

To wyrazisty sezam o zadowalającym poziomie gorzkości, wymieszanej z mnóstwem słodyczy. Nie odebrałam jej jako czysto cukrowej, acz niestety coś mi właśnie w niej nie grało. Pobrzmiewała czymś sztucznym, bliżej nieokreślonym, ale na szczęście nie stało to na pierwszym planie.
Goryczka sezamu mniej więcej w połowie wzrosła, dołączyła do niej nutka kakao. Lekko goryczkowato-cierpkie, dodatkowo osłabiło słodycz.

Po wszystkim pozostał posmak głównie pomarańczy, obrzydliwe zasłodzenie spowodowane nie tylko cukrem oraz goryczkowaty motyw sezamu. W gardle paliło, a usta wydawały się straszliwie otłuszczone.

Po pierwszym, malutkim skubnięciu-kęsie obrzydziło mnie to do tego stopnia, że chciałam wszystko szurnąć do śmieci i mieć spokój, ale jak już poznałam, z czym mam do czynienia, jak powiedziałam sobie, że taka struktura - choć tragiczna! - nie zabije mnie... Próbowałam to rozwalać widelczykiem i pozwalać temu rozpuszczać się w ustach, bo pogryźć się nie dało. No, a jednak chciałam coś tam zjeść, by zrecenzować... I tak zmęczyłam połowę.
Zaskakująco nie przesłodzona, niestety mająca dziwny wydźwięk słodyczy. Czekolada (rozpuszczona?) wzmocniła goryczkę sezamu, ale jako czekoladowej chałwy tej nie odebrałam. Skórka w zasadzie wyszła znośnie... Gdyby tak zamiast syropu był tylko cukier, obstawiam, że byłaby to chałwa świetna. A tak nie dość, że popsuł smak to jeszcze sprawił, że konsystencja to jakaś kpina.
Drugą połowę oddałam Mamie. Według niej to nie chałwa, a jakaś tragedia: "Tego się pogryźć nie dało! To ma być chałwa? To jakiś dziwny kamień i tak dziwnie się utwardzało." Żeby powiedziała coś o smaku, aż musiałam cisnąć, bo przez strukturę chyba prawie nie zwróciła uwagi: "No smak jak smak, wolę te zwykłe chałwy". Drugi wariant postanowiłam oddać. Ta i tak była obrzydliwa, więc jak jeszcze pomyślałam o dodatku cukru z masłem i solą, byłam pewna, że to nie dla mnie.
(Btw, utwierdziłam się w tym, powąchawszy, gdy Mama jadła. Poczułam bowiem maślaną krówkę i palone masło. Od razu pomyślałam, że ni jak nie chciałabym tego mieszać z chałwą. Potem... zobaczyłam, jak Mama wyciąga z ust karmel (a uwielbia karmel!). Tłumaczyła, że "Tego się pogryźć nie da... a i chałwy przez to nie czuć. Ale chyba sama chałwa lepsza niż ta czekoladowo-pomarańczowa.")


ocena: 2/10
kupiłam: Kaufland (Mama kupiła)
cena: mówiła coś o 2,50 zł (za 40g)
kaloryczność: 526 kcal / 100 g; sztuka (40g) 210 kcal
czy kupię znów: nie

Skład: miazga sezamowa 41 %, syrop glukozowy, cukier, czekolada ciemna o 70% zawart. kakao 4% (miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, tłuszcz mleczny, lecytyna sojowa), kandyzowana skórka pomarańczy 4% (skórka pomarańczowa, syrop glukozowo-fruktozowy, cukier, regulator kwasowości: kwas cytrynowy), olej rzepakowy, tłuszcz palmowy, aromaty, białko jaja w proszku

środa, 7 marca 2018

E.Wedel Chałwa Królewska pomarańczowo-piernikowa

Nie lubię wyrobów Wedla, ale nie wynika to z uprzedzeń. Po prostu co kiedyś coś spróbowałam, to mi nie smakowało, ale są produkty, których zawsze będę bronić, np. CzekoWafel. Zawsze też uważałam wedlowskie chałwy za "przystępniejsze" (chodzi i o smak, i o rozmiar - forma także batonikowa) od innych powszechnie dostępnych. Ostatnio jednak, przy całej mojej miłości do chałwy, nie jem jej (niby kocham, ale zawsze okazuje się za słodko, składy - wiadomo, a robić - za dużo zachodu). W kwestii niejedzenia chałw Wedla pewnie nic by się nie zmieniło (znam, mam pozytywne nastawienie, ale nie czuję potrzeby jedzenia), gdyby nie limitowana nowość, którą wypatrzyłam stojąc w biedronkowej kolejce tak długo, że aż straciłam rachubę.


E. Wedel Chałwa Królewska pomarańczowo-piernikowa to chałwa sezamowa z kawałkami pomarańczowymi i przyprawami korzennymi.

Po otwarciu poczułam zapach sezamu w chałwowym kontekście, nawet z lekką goryczką i wyraźną mieszanką przypraw korzennych. Z czasem jednak zorientowałam się, że goryczka to nie tylko prażony sezam, ale też skórką pomarańczy.

Chałwa była konkretna, zbita i taka "gęsta", jak na chałwę przystało, a także odpowiednio natłuszczona, bo mimo specyficznej tłustości, wcale nie odebrałam jej jako mocno tłustej (do czego na pewno przyłożyły się kawałki pomarańczowe). Raczej cukrowo-chrzęszcząca, zbyt cukrowa, ale w sumie nie mam jej do zarzucenia nic oprócz dosłownie paru białych drobinek (cukru? stopionego syropu?). Trochę za bardzo się kruszyła (mimo że była zbita), ale z racji ogromnej ilości pomarańczowych kawałków, to zrozumiałe i wybaczalne.
Te były jędrne, soczyste, dzięki czemu to bardziej kawałki owoców, niż np. galaretki, ale też oblepiały troszeczkę zęby. To nie skórki.

Chałwa okazała się bardzo słodka, ale i niewątpliwie sezamowa. Nie czułam w niej żadnych posmaków - była "czysta" (żadnej waniliny czy coś). Silna, niemal cukrowa, słodycz była jednak jak na "sklepową chałwę" znośna. Miała całkiem przyjemny korzenny (cynamonowo-goździkowy) klimat. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że odrobinkę sezamowej goryczki czuć. W dużej mierze maskowała ją jednak nuta słodkiej pomarańczy, ale chwilami przyprawy (np. gorzkawa gałka) trochę wyciągały ją na wierzch.
Przewodził cynamon, ale i pikanteria imbiru ładnie się wybijała. Gorzkawo-ostry kardamon i pieprz także, zwłaszcza na końcówce lekko rozgrzewały jęzor.

Pomarańczowe cząstki... smakowały w dużej mierze właśnie pomarańczą. Słodką, naturalną, ale i z leciuteńką goryczką. Minimalny kwasek wnosił do tego pewną rześkość, gdyż był jedynie owocowy i nieprzesadzony. Najbliżej im smakowo chyba do soku pomarańczowego.

W ustach pozostawał przyjemny posmak "korzennej pomarańczy", nie zaś poczucie zacukrzenia.

Całość wyszła ciekawie i smacznie. Wolałabym skórki pomarańczy i mniej słodzideł (lepszy skład), ale ogólnie zjadłam ze smakiem (zostawiłam sobie aż 200g, oddając Mamie około 50g., mimo że założenie przy krojeniu było odwrotne).
Na tle tego, co ogólnodostępne w sklepach, zasługuje na uwagę i jednorazowy zakup.


ocena: 7/10
kupiłam: Biedronka
cena: 6,99 zł (za 250 g)
kaloryczność: 510 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: miazga sezamowa 45%, syrop glukozowy, cukier, cząstki pomarańczowe 9% (owoce: zagęszczony przecier z jabłek, zagęszczony sok pomarańczowy 9%, substancja utrzymująca wilgoć: glicerol; syrop fruktozowo-glukozowy, syrop glukozowy, błonnik z pszenicy, cukier, skrobia ryżowa, tłuszcz palmowy, substancja żelująca: pektyny; regulator kwasowości: kwas cytrynowy; naturalny aromat pomarańczowy, przeciwutleniacz: kwkas askorbinowy, barwnik: kurkumina), tłuszcz palmowy, przyprawa piernikowa 0,16% (cynamon 42%, cykoria, goździki, kolendra, gałka muszkatołowa, imbir, kardamon, czarny pieprz), sól, białko jaja w proszku

wtorek, 29 sierpnia 2017

Eridanous Halva with almonds chałwa z migdałami

Teoretycznie lubię chałwę, ale praktycznie... prawie jej nie jem. To chyba jednak wciąż jeden z naprawdę nielicznych (jedyny?), produktów, których cukrowość mi nie przeszkadza, bo chałwy raczej z założenia takie są (choć wiadomo, bez przesady). Dzisiaj opisywaną kupiłam bardzo dawno temu podczas wspólnych zakupów z Mamą, a postanowiłam wrzucić teraz, bo akurat znowu jest tydzień grecki w Lidlu. Było to w okolicach zakupu smacznej chałwy Koska Tahin Helva Fistikli Pistachio i chciałam porównać, co lepiej wyjdzie w chałwie - pistacje czy migdały? Niestety, byłyśmy wtedy zbyt zagadane, żebym dokładniej wczytała się w skład, bo na pierwszy rzut oka było ok - 50 % sezamu, 7 % migdałów... pomiędzy tymi składnikami niestety szpetna niespodzianka, przez którą dziś tego tworu bym nie kupiła. A jak już kupiłam...


Eridanous Halva with almonds to "chałwa sezamowa z migdałami 7 %" z Lidla z tygodnia greckiego.
Ponoć wyprodukowano ją w Grecji, ale po węgiersku jest coś o Budapeszcie i Etiopii, co nie napawa optymizmem biorąc pod uwagę to, że producent się nie ujawnił.

Po otwarciu poczułam przyjemny, mocny zapach chałwy o zdecydowanej goryczce.

Przy krojeniu i próbie wydobycia części z opakowania chałwa wydała mi się bardzo twarda, w trakcie wydzielania sobie porcji nieco dziwna, bo mimo konkretnej struktury, rozchodziła się w takie "chałwowe włókna", ale nie kruszyła się, była zwarta. Kiedy wreszcie zrobiłam pierwszy kęs, i tak się bardzo zdziwiłam. Okazała się strasznie gumiasta. Oblepiała zęby i rozpuszczała się jak jakieś gumy rozpuszczalne. Obleśność.

W smaku czuć goryczkę sezamu, w ogóle sezam był wyraźnie wyczuwalny, ale oprócz tego wszystko było... okrutnie, natarczywie słodko. Nie cukrowo, ale tak dziwnie słodko w obrzydliwy sposób. I to nie była sama wanilina, tylko jeszcze coś.

Migdały okazały się cudownie prażone, twarde i chrupiące, ze skórkami, które dodawały charakterystycznej goryczki. To chyba jedyna zaleta tej chałwy, jednak w całej obrzydliwej, gumowej słodyczy i one jakoś zanikały.

Zjadłam może kilkanaście gramów i miałam dość... Ta obleśna konsystencja gumy do żucia, dziwna słodycz... Po prostu fu. O tak, syrop fruktozowo-glukozowy, który przecież zwiększa plastyczność masy, do której się go doda, odegrał tu główną rolę (byłam zszokowana, że oprócz niego nie dodali ani odrobiny cukru, na co zwróciłam uwagę dopiero przepisując skład). Okropność.

Resztę oddałam Mamie - jej też ta chałwa nie pasowała, ale nie ze względu na słodycz, a na goryczkę sezamu (i pewnie skórek migdałów). Stwierdziła, że jej było za gorzko. Warto zauważyć, że Mama nie przywiązuje wagi do składu słodyczy, lubi te bardzo słodkie i zwyczajne, zawierające syrop fruktozowo-glukozowy.

W takim razie chyba mogę być pewna stwierdzenia, że chałwa nie jest przesłodzona (jak na chałwę), zawalił tylko wybór składnika słodzącego. Jeśli ktoś nie jest aż tak jak ja wyczulony na kiepski skład, chyba może śmiało tę chałwę kupić. Ja jednak nie polecam kupowania czystej śmierci o obleśnej konsystencji.
Chyba nie muszę pisaćć, że pistacje i zwykły cukier wygrały.


ocena: 3/10
kupiłam: Lidl, tydzień grecki
cena: 9,99 zł (za 250g)
kaloryczność: 573 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: zmielone nasiona sezamu 50 %, syrop glukozowo-fruktozowy, migdały 7%, olej palmowy, ekstrakt z mydlnicy lekarskiej, wanilina