Pojechałam do sklepu po konkretne lody, czyli tak, żeby się nie szwendać, bo ostatnio właśnie takie robienie zakupów najbardziej mi odpowiada. Wybrałam sobie na cel Ben & Jerry's Cheesecake Brownie, ponieważ sernik i brownie to moje ulubione ciasta. Połączenie ich wydało mi się w pierwszej chwili doskonałe dla mnie, ale wtedy zorientowałam się, że... najzwyczajniej w świecie w zamrażarce ich nie było. Mój wzrok padł wtedy na inną półkę, na którą wcześniej nie patrzyłam.
Prigel Family Creamery Caramel Prezel, czyli lody karmelowe z preclami, chyba jakiejś lokalnej produkcji (stan Maryland), sprawiły, że wytrzeszczyłam oczy, a moje brwi uniosły się chyba o dobre parę centymetrów. Karmel i precle? Przecież to kolejne rzeczy, na punkcie których jestem totalną wariatką. Kalkulacja: jeżdżenie i szukanie tamtych się nie opłaci; sernikowe haageny są w Polsce, a brownie w lodach nie jest niezwykłym dodatkiem. Precle w lodach natomiast.... widzę po raz pierwszy. Z czekolady z preclami zrezygnowałam na rzecz innej... Lody wylądowały w sklepowym koszyku, a następnie w tymczasowo mojej zamrażarce.
Otworzyłam je w końcu i powąchałam. Poczułam coś, co trochę mimo wszystko mnie skołowało: lekko sztucznawy zapach, kojarzący mi się z amerykańskim marketem. Przebijały się tu nuty nieco mleczko-śmietankowe, ale wciąż nie mogłam zaliczyć tego do kategorii lekkich i przyjemnych.
Wbiłam łyżkę, lody były zbite i twardawe, co w pewnym sensie było dobrym znakiem.
Spróbowałam więc jasną masę, licząc na to, że smak zatuszuje nie najwyższych lotów zapach. Lekko tłustawa grudka zaczęła się rozpuszczać, uwalniając cukrową wręcz słodycz. Było to tak silne i irytujące od pierwszego momentu, że miałam ochotę wstać i wyrzucić tę lody za okno.
Cukier zmieszał się z mlekiem i śmietanką, co dało efekt wyjątkowo zacukrzonych śmietankowych lodów. To było tak słodkie, że aż wykrzywiało twarz.
Próbując się doszukać czegokolwiek, natrafiłam na jeszcze więcej cukru i odrobinę karmelu, więc właściwie wciąż cukru.
Był to karmel słodki i trochę maślany, więc w zasadzie można to nawet toffi nazwać.
Sól? Ani grama nie wyczułam. Palonych nut także nie było. Właściwie, nic dziwnego, bo sam karmel był tylko posmakiem, to jak tu oczekiwać od niego jakiejś złożoności? Zero, nic kompletnie oprócz cukru i śmietanki. Dobrze właściwie, że ani nie rozwodnione, ani nie zbyt tłuste, ale kogo obchodzi dobra konsystencja, gdy smak jest tak bardzo przeciętny, za nieprzeciętną cenę?
Był to karmel słodki i trochę maślany, więc w zasadzie można to nawet toffi nazwać.
Sól? Ani grama nie wyczułam. Palonych nut także nie było. Właściwie, nic dziwnego, bo sam karmel był tylko posmakiem, to jak tu oczekiwać od niego jakiejś złożoności? Zero, nic kompletnie oprócz cukru i śmietanki. Dobrze właściwie, że ani nie rozwodnione, ani nie zbyt tłuste, ale kogo obchodzi dobra konsystencja, gdy smak jest tak bardzo przeciętny, za nieprzeciętną cenę?
Dodatkiem, którego było strasznie mało, ale który jednakowoż się tu znalazł, były precle. Osobiście je uwielbiam i zawsze, gdy tylko mam okazję, kupuję te krakowskie, sprzedawane na rynku, cienkie i chrupiące.
Tutaj dosypano takie malutkie, cienkie i, z założenia chrupiące, precelki, typowa amerykańską przekąskę. Wiem, że smakowałyby mi, ale... nie w lodach. W połączeniu z nimi, stały się trochę jakby wilgotne i... stwardniały. Wilgotne, znaczy się: utraciły swój chrupiący atut. Gdy je gryzłam, autentycznie bolała mnie szczęka. Miałam uczucie jakbym jadła twardą, wilgotną grudkę ze skórek chleba.
Smaku praktycznie nie miały. Zostawiłam tę lody, nie chcąc nigdy więcej do nich wracać po paru łyżkach.
Następnego dnia zrobiłam kolejne podejście, tym razem spróbowałam dać lodom rozpuścić się na języku, a gdy zostawał sam precelek, po prostu go schrupać. To już pracowało lepiej, bo precle po paru sekundach w ustach minimalnie zmiękły, a i smak dobrze wypieczonych precelków dało się wyczuć. Znalazłam w nim odrobinę soli, ale tylko mnie ta jej znikoma ilość rozdrażniła.
Co miałam zrobić? Niezbyt dobre lody, a nikt inny nie lubił karmelu i precli. Dosypałam soli. Dopiero ten zabieg wydobył nieco karmelowy smak. Po dosłownie kilku szczytach, lepiej mi się je jadło. Nawet, kiedy zjadłam posolona warstwę; niższa wciąż była przecukrzona, ale odrobinę bardziej karmelowa, a i sól z samych precli wydała się nieco silniejszym akcentem.
Precli było jakoś tak mało, ale biorąc pod uwagę ich twardość i dziwnie mdły smak, ta ilość była mi obojętna.
Oprócz tego, zupełnie nie współgrały z samymi lodami. Wyglądało na to, że ktoś dodał przypadkowy dodatek, do pierwszych lepszych lodów, a następnie wymieszał z cukrem w proporcji 1:1.
Konsystencja lodów jest świetna, dobrze wyważono ilość mleka i śmietanki. Karmel? Prawie tyle, co nic. Wyobrażałam sobie jakieś słono-palone nuty, a tu guzik. Co prawda smak to tylko 'caramel', nie 'salted caramel'.
Precle też mnie rozczarowały, aczkolwiek sposób z solą dobrze na nie podziałał.
Nie mogę sobie wybaczyć, że wybrałam to, a nie jakiekolwiek lody znanej mi firmy, której jakości i smaku byłabym pewna. Możliwe, że te odebrałam gorzej, niż smakowały w rzeczywistości, właśnie przez rozgoryczenie, co jednak i tak nie zmienia faktu twardości precli i dużej ilości cukru.
ocena: 5/10
kupiłam: Graul's
cena: 3.99 $
kaloryczność: nie podana