Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Novi. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Novi. Pokaż wszystkie posty

środa, 27 września 2023

Novi Nero Nero 70 % Cacao Extra Fondente con Pistachio Croccante / Extra Bitter Chocolate with Pistachios ciemna z karmelizowanymi pistacjami

Choć trochę się pozastanawiałam nad zakupem tej czekolady w Auchanie (czyt. po mojemu, czyli "oszołomie"), jej zakup poniekąd uważam za impulsywny. Kupiłam, bo kiedyś brakowało mi czekolad z pistacjami, a także ubolewałam, że jak już są, to z pistacjami solonymi. Nie rozumiem, jak można zrobić coś takiego biednym pistacjom... Dzisiaj prezentowanej sama i tak bym nie kupiła, lecz to ojciec płacił. To pomogło włożeniu jej do koszyka, a jednak i tak nie byłam do niej przekonana. W niej pistacje z kolei bowiem skarmelizowano, a tego zabiegu w czekoladach nie lubię. Sięgnęłam po nią nie mając żadnych większych wyobrażeń, obstawiając, że pewnie szybko mnie znudzi lub zmęczy.

Novi Nero Nero 70 % Cacao Extra Fondente con Pistachio Croccante / Extra Bitter Chocolate with Pistachios to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao z karmelizowanymi kawałkami pistacji ("pistacjowym krokantem"), produkowana przez Elah Dufour.

Po otwarciu  uderzył mnie mocno palony zapach, zawierający w sobie spaleniznę, a należący głównie do palonej kawy, palono-przypalonych, niedookreślonych orzechów oraz poprzypalanego ciasta. Czułam także palony cukier, faktycznie karmel. Także sam w sobie mocno palony, ale i jakby jako słodycz tego ciasta... To przywiodło na myśl wypiek z mnóstwem jakiś olejków migdałowych, orzechowych itd. W ilości tak przesadzonej, że nasuwającej na myśl zapachowe świece i woski. Pistacje da się z tego wyłapać, ale zasłodzone cukro-karmelem.

Spod powierzchni dało się dostrzec kawałki pistacji.
Cienka tabliczka łatwo się łamała, wydając średniej głośności trzaski, jakby strzały bardzo cieniutkich, suchych gałązek.
W ustach rozpływała się łatwo i bazowo gładko. Wydała mi się śliskawa, mazista i tłusta. Rozpływała się raczej wolno, z czasem wykazywać zaczęła jakby tłustą wodnistość. Dość prędko na języku poczułam obecność dodatków, choć zwarta masa trzymała je w sobie uparcie.
Gdy jednak w końcu kawałki pistacji zaczęły wyraźniej wyłaniać się spod czekolady, okazało się, że wiele z nich pokrywała warstwa cukru. Poniekąd rozpuszczał się z otoczeniem.
Dodatku nie pożałowano, kawałek czekolady w ustach z czasem zaczynał wydawać się nabity, najeżony aż przesadnie.
Kawałki pistacji w większości pokrywała skorupa cukru, która dodawała im twardego, chrupiącego efektu. Pod nim kawałki były wciąż chrupiące, ale w nieco bardziej miękkawy, naturalny sposób.
Pistacje bardzo podrobiono, a przez ich pokaźną ilość całość jawiła się jako nieprzyjemny, tłusty zlepek-ulepek, czekoladowy szyszko-jeż.

W smaku pierwszą poczułam gorzką spaleniznę i jakby przypalono-karmelową słodycz ciasta. Ogólna paloność dowodziła od początku. Była mocna, a charakter miała raczej tani.

Pojawiła się w niej gorzkość odtłuszczonego kakao oraz kojarząca się z kawą i... przypalonymi orzechami? Albo orzechową kawą. Zrobiło się trochę cierpko, lecz w tym momencie słodycz odważnie zaczęła rosnąć. Pomyślałam o cieście, także przypalonym, z mnóstwem rozmaitych olejków, m.in. migdałowym, orzechowym.

Mimo chwilowego zastoju, ogólna słodycz była bardzo silna i ewidentnie cukrowa. Przejawiała coraz więcej i pseudo orzechowych, i ciastowo-waniliowych nut, ale cukier, w tym palony cukier jako karmel czuć przede wszystkim.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa za cukrowością odnotowałam jakby marcepanowo-pistacjowy motyw... Orzechy zlewały się z nim. W całości czuć ogrom orzechowego podkręcenia, ewidentnej sztuczności, która szybko skojarzyła mi się ze świecami i woskami zapachowymi. To było sztuczne i parafinowe. Pistacje, które wylegały na język, przekładały się głównie na pojedyncze, epizodyczne szarże słodyczy, choć i z ogólną orzechowością się zgrały.

Kontrastowo chwilami czekolada jawiła się bardziej jako gorzko-cierpka, palona, ale nieambitna. 

Bliżej końca słodycz nieco się uspokajała, a czekoladowa baza ułożyła się w przypalone ciasto kawowo-waniliowe z orzechami i pistacjami, a także takowymi olejkami. Im było mniej masy czekoladowej w ustach, tym wyraźnie czuć właśnie pistacje.

Pozostałe na koniec raz po raz zaserwowały jeszcze smak palonego cukru i cukru po prostu, ale też już całkiem wyraźną pistacjowość wykazywały. Były prażone i średnio intensywne. Trochę tonowały słodycz. Wydawały mi się okrojone z charakteru.

Po zjedzeniu został posmak cukru i pistacji prażonych, w zasadzie "orzechowo rozmytych". Czułam też jakby cierpkość palonej kawy, łagodzoną maślano-ciastowym wątkiem. Do tego cierpkie kakao odtłuszczone i cierpkość aromatów / olejków "orzechowawych".

Całość była spodziewanie kiepska. W zasadzie wyszła jak tania czekolada zrobiona z przypalonego, i głównie tylko dlatego gorzkiego, kakao z nijakim dodatkiem, przedstawiającym się jako "cukrowo karmelizowane jakieś posiekane orzechy". To, że to akurat pistacje wcale się tak specjalnie nie uwidaczniało. Choć w zasadzie je czuć, a i kawałków nie pożałowano, nie przełożyło się to na smak i zacny odbiór. Całość była kontrastowo nieprzyjemnie cukrowa (i cukrowo palona), a do tego przearomatyzowana. Jak pierwsza lepsza z byle jakimi orzechami z niższej półki. Karmelizowanie pistacji nie wyszło im na dobre, tylko je popsuło. Zupełnie nie widzę sensu, by coś takiego jeść. Myślałam, że zjem pasek, ale już jedna kostka wykrzywiła mi twarz.
Mama spróbowała i stwierdziła, że "niesmaczna, w ogóle nie czuć, że pistacje, a tak jakieś tam sobie orzechy". Też nie chciała więcej i oddałyśmy ojcu.


ocena: 3/10
kupiłam: Auchan
cena: 11,19 zł (za 75g)
kaloryczność: 581 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, karmelizowane kawałki pistacji 15% (pistacje 11,3%, cukier), kakao niskotłuszczowe, aromaty naturalne

środa, 26 lipca 2023

Novi Nero Nero 88 % Cacao Extra Fondente Vigoroso ciemna

 Swego czasu naprawdę poważnie zaczęłam się martwić, co zrobię, gdy skończą mi się czekolady do degustacji. Miałam na myśli te, których jeszcze nie jadłam, a mam możliwość ich kupienia. Czy to miałoby oznaczać rzadsze pisanie recenzji? Odkrywać nieznane, opisywać mogłam też nieco gorsze, lecz i tych nie z najwyższej półki, ale jednak wciąż dobrych, wartych uwagi też widziałam dla siebie coraz mniej. Jestem sceptyczna do niektórych czekolad, które chcą wyglądać na ekskluzywne i mają wysoką zawartość kakao, a do marki Novi w ogóle mam mieszane uczucia, jednak tę kupiłam. Trochę w akcie desperacji, trochę z rezygnacją. Aby jakąkolwiek niejedzoną kupić, acz z wątłą nadzieją, że może pozytywnie zaskoczy.

Novi Nero Nero 88 % Cacao Extra Fondente Vigoroso to ciemna czekolada o zawartości 88 % kakao, produkowana przez Elah Dufour.

Po otwarciu poczułam poprzypalany biszkopt z morelami w towarzystwie kawy. Morele zagrzmiały i wyszły na pierwszy plan - były niezwykle jednoznaczne. Część należała do jakiegoś mocno przypieczonego keksu, część była świeża i soczysta. Słodka i z nutą... pestek! Bardzo wyraźną. Przeplotły się z nią orzechy, a także sporo palonego drewna, zapewniając harmonię z ciastowymi, przypalanymi nutami. Sporo czułam też masła, może trochę w nugatowym sensie, oraz palonej kawy. I jakby wszystko to było posłodzone wanilią.

Cienka tabliczka wyglądała na polewową i w takim charakterze trzaskała. Robiła to jednak bardzo, bardzo głośno i trochę głucho.
W ustach pozostała poniekąd twarda i zbita, rozpływała się powoli, początkowo niezbyt chętnie. Miękła powierzchownie. Szybko ujawniła swą wysoką i dość ciężką tłustość. Miała w sobie coś z lepkawej polewy, która gnie się, gnie i... choć opornie zaczyna się rozpływać, także z ociąganiem maziście znika.

W smaku najpierw rozeszła się gorzkość o spokojnym charakterze. Wydała mi się tak delikatna, że w sumie to raczej jedynie gorzkawość.

Otuliła ją słodycz wanilii, a w tle odnotowałam cierpkość miodu. Słodycz ogólnie zaczęła dość wyraźnie rosnąć. Nie robiła tego jednak ani specjalnie mocno, ani szybko. Sprawiała wrażenie w pewien sposób ciepłej... otarła się o przyprawy korzenne, po czym przeszła w prostą i trzymała się wyważonego, średniego poziomu bardzo długo.

Gorzkość za to trochę się nasiliła z racji palono-przypalonego wątku. Reprezentowało go palone drewno, ale ono mieszało się z czasem po prostu z drzewami. Je podkręciły migdały, a mi do głowy przyszły gorzkie pestki moreli.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa bowiem pojawił się bardzo jednoznaczny, mocno przypieczony keks z morelami właśnie. Na pewno słodzony wanilią, choć słodki bardziej soczyście. Może też z innymi głównie słodkimi, a lekko tylko kwaskawymi, suszonymi owocami; bakaliami... Morele jednak dominowały.

Wyskoczyły na pierwszy plan. Pokazały się nie tylko jako słodkie, suszone owoce, ale też świeże i soczyste. Poczułam się, jakbym wgryzała się w soczysty miąższ moreli i... zębami trafiła na pestkę.

Ta przypomniała o palonym drewnie, które chwilami wydawało się zupełnie spalone, wplatało tym samym węgielną nutkę. I może cierpkość przypraw?

W wypieku z morelami zaczęłam też trafiać na migdały. Keks, biszkopt, ciasto - wiązało się przede wszystkim ze słodyczą. Ta nie wzrosła jakoś szczególnie, ale z czasem zaczęła zwracać na siebie więcej uwagi. W pewnym momencie wydała mi się trochę kwiatowa, kwiatowo-waniliowa.
Mimo to, także kwaskawe przebłyski czułam. Obok moreli, w tym może moreli czerwonych (kwaśniejszych od zwykłych), doszukałam się nieśmiałych czerwonych owoców i odrobinki wina. Czerwonego, cierpkawego... Nawet nieco ziemistego?

A jednak złagodzonego, jak i pestki, drzewa maślanością i ciastowością. Słodkie wypieki z migdałami pod koniec dominowały, ogólnie maślaność wyszła na przód.

Pod koniec cierpkość wina i lekka węgielność przywołały na pomoc kawę. Trochę kawy wykończyło kompozycję, podtrzymując się nawzajem z ziemią.

Po zjedzeniu został węgielny posmak spalonego drewna, kawowo-ziemista cierpkość oraz maślaność i słodycz nugatu migdałowego. Wydał mi się słodko-ciepły, trochę waniliowy... co też przypomniało o maślaności bardziej ciastowej i znów lekko przypalonej nucie. Ta wyszła jako gorycz... niby kakaowa, ale nie tylko.

Całość była w porządku, jednak nie zachwyciła mnie. Łagodzona maślanymi nutami zarówno w smaku, jak i konsystencji wyszła ciężkawo. Spokojna, ciastowa i prosta. Trochę przypalona, słodka w zwykły, ale nieprzesadzony sposób - przystępna. Jednocześnie miała parę ciekawych nut, np. jednoznaczne morele mnie zachwyciły. Trochę drzew i drewna, keks, wino, migdały - te również były miłe. Mogłoby być więcej gorzkości i byłoby cudnie.


ocena: 8/10
kupiłam: Auchan
cena: 12,49 zł (za 75g)
kaloryczność: 632 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, naturalny ekstrakt z ziaren wanilii

niedziela, 9 lipca 2023

Novi Nero Nero 70 % ciemna

Nie lubię marki Novi Nero, jednak przyznaję, że jadłam głównie tabliczki z dodatkami, a tego typu po prostu za bardzo nie lubię. A jednak, mimo wszystko, Novi Nero Nero 70 % Extra bitter / Dark Chocolate with Cocoa Nibs zdobyła aż 8. Nibsów nie cierpię, stąd bardzo żałowałam, że nie była gładka. Gładką jadłam Novi Nero Ecuador 75 %, ale ta już wyszła nieco gorzej. Stąd jednak, gdy zobaczyłam czystą 70%, postanowiłam kupić. Aczkolwiek nie ukrywam, że niczego wybitnego się nie spodziewałam.

Novi Nero Nero 70 % Cacao Extra Fondente Delicato to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao, produkowana przez Elah Dufour.

Po otwarciu poczułam zapach mocno przypieczonej, aż miejscami na sucho, babki kawowej i samej palonej kawy. Babka ta kryła soczystość - chyba była więc z suszonymi owocami: morelami i figami, może też śliwkami. Te wiązały się ze słodyczą wanilii i jakby nieco charakterniejszą, chłodną - lukrecjową? Obok kawy znalazło się trochę orzechów - wskazałabym mieszankę fistaszków i nerkowców. Pod wpływem tego wszystkiego, ta ciasto-babka kawowa szła nieco w kierunku bardziej samej jeszcze przygotowywanej masy na ciasto kawowe.

Cienka tabliczka na dotyk wydała mi się trochę polewowa, potencjalnie tłustawo-pylista. Przy łamaniu trzaskała średnio głośno, w chrupki sposób. Przy tym wydawała się średnio twarda, jednak gdy kawałek odgryzałam, twardość okazała się wyższa.
Czekolada podtrzymała ją poniekąd w ustach. Rozpływała się w wolnym tempie, miękko i średnio chętnie. Była tłustawa, mazista w średnio przyjemnym sensie. Nieco ulepkowatymi warstwami siebie, smugami obklejała trochę podniebienie. Cechowała ją plastyczna gęstość i jakby udawana aksamitność. Czułam w niej też śliskość, ale nie pełną gładkość. Z czasem coraz bardziej ściągała.

W smaku od początku zaczęła rozchodzić się słodka ciastowość i wyraźnie palona gorzkość.

Gorzkość przedstawiła się jako dym, acz bardzo szybko dołączyło do niego sporo cierpkawej kawy. Umocniła się błyskawicznie i zalała usta.

Ciastowości podyktowała oczywiście ciasto kawowe. Pomyślałam o przypieczonej na sucho z wierzchu, na brzegach, a miękko-wilgotnawej wewnątrz babce, czymś keksowatym. Poprzez ten wypiek rosła słodycz. Ewidentnie waniliowa, ale i trochę jak... ciasto waniliowe. Waniliowo-kawowe. Znowu pojawiła się myśl o surowej masie na ciasto. Z drożdżową nutką? Za nią przepłynęła leciuteńka cierpkość czerwonego wina, cały czas czająca się w oddali.

Obok tego, niezależnie rozchodził się smak palono-kawowy. Kawa rozpłynęła się na wszystkie strony. Wyłoniła się z niej mieszanka orzechów arachidowych i nerkowca.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa maślano-drożdżowa ciastowość odsłoniła lekką rześkość. Trochę chłodną, przez co pomyślałam o mrożonej kawie, chyba z mlekiem. Z drugiej strony rześkość była lekko owocowa. Słodycz przez moment wydała mi się lekko miodowa, przemknęła anyżo-lukrecja. Owoce obok okazały się mandarynkami, które zaraz zniknęły na rzecz suszonych, dodanych do ciasta. To były morele i figi, właśnie same w sobie trochę złudnie miodowe. Może też pojedyncze suszone i upite śliwki.

Słodycz tonęła w maślaności ciasta, jednak za sprawą palonej kawy i dymu, tę mocno nasączyły orzechy swoim smakiem. Nabrały mocy, powiedziałabym, że na ten moment nerkowce, wsparte fistaszkami. Prażone lekko, nienachalne.

Owoce zmieszały się z chłodem i mocniejszymi nutami, po czym zaobfitowały w czerwone, cierpkie wino. Już się nie powstrzymywało. Rozlało się na cały bukiet i choć nie dominowało, wydawało się nasączać wszystko. Z owoców ostały się tylko słodkie, lekko upite suszone śliwki. One jednak też tonęły w winie. Słodycz zahaczyła przy okazji o pospolitą cukrowość, acz jakby cukru rozmoczonego winem.

Kawowe ciasto zniknęło na rzecz palonej kawy i nibsów. Ich postać przybrała część orzechów, po zetknięciu się z winem właśnie. Dym i jego cierpkość nieco osłabły, a w ich miejsce weszła wilgotna, czarna ziemia.

W posmaku została cierpka kawa z nibsowo-orzechowym, nieco ciastowym tłem. Dym i palony wątek zacieśnił ten splot, który nasączyło cierpko-soczyste czerwone wino. Czułam też wysoką słodycz ciastowo-waniliową i pewien chłodek. Ziemi, dymu i lukrecji? One też jakby pochodziły z wina.

Całość była smaczna, jednak nie w pełni zachwycająca. Ciastowość i maślaność odegrały za wielką rolę jak na mój gust. Mimo że gorzkości też nie brakowało. Wizja kawowej ciasto-babki w zasadzie na plus, surowego ciasta ciekawa, a suszone owoce i dym, lukrecja to miłe dodatki. Pozytywnie zaskoczyło mnie wino, które najpierw pobrzmiewało, a potem aż uderzyło. A jednak cała słodycz... była silna. Poprzełamywana, ale wszędobylska. Wanilia maskowała co prawda zwyklejszą, acz ogólnie wyszła dość mocno; pod koniec jedzenia uznałam ją za ryzykowną. Nie odpowiadała mi natomiast na pewno tłusto-ulepkowata konsystencja.

Trochę przypominała Novi Nero 70 % Extra bitter / Dark Chocolate with Cocoa Nibs dymem, kawą, lukrecją i babkowato-biszkoptowym wątkiem. Podlinkowana jednak wydawała mi się bardziej śmietankowa niż maślana; co ciekawe, obie były "czymś": podlinkowana jak kakaowe lody na bazie śmietanki dzisiaj prezentowana jak kawowe ciasto z dużą ilością masła. Dodane nibsy podniosły gorzkość i zasugerowały piwo. Coś alkoholowego było więc w obu. Wolę wino, jednak przy zupełnie czystej czekoladzie czuć, że struktura mogłaby być lepsza. Szkoda, bo właśnie przy czystej smak wyszedł jeszcze lepiej.


ocena:
 8/10
kupiłam: Auchan
cena: 11,19 zł (za 75g)
kaloryczność: 588 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, odtłuszczone kakao w proszku, lecytyna sojowa, naturalny ekstrakt z ziaren wanilii

czwartek, 28 października 2021

Novi Fondente Nero 72 % ciemna

Co jakiś czas, gdy w Auchanie pojawiają się nieznane mi czekolady, rzucam się na nie zaciekawiona. Często jednak rozczarowują, a ja jestem zła na siebie. Dzisiaj prezentowaną w ogóle kupiłam jakoś bezmyślnie (co od dłuższego czasu mi się nie zdarzało). Najpierw mi się podobała, potem (już w domu) uznałam, że "to pewnie jakiś badziew". Za jakiś okres czasu odkryłam Novi Nero, marka zaczęła kusić, ucieszyłam się, że to tabliczka z nią związana, a potem ze dwie zjadłam... Rozczarowałam się i... widzicie? Prawdziwy roller coaster emocji. Normalny człowiek by po prostu wziął i zjadł, a nie - ja musiałam rozmyślać. Aż w końcu nastał sądny dzień. "Oby nie wykolejenia bądź pawiem zakończony" - przemknęła mi myśl gdy już z pewnym bagażem doświadczeń i myśli po tabliczkę sięgnęłam.


Novi Fondentenero 72 % to ciemna czekolada o zawartości 72 % kakao, produkowana przez Elah Dufour.

Po otwarciu sreberka poczułam wyrazisty, acz mający delikatny charakter, zapach "waniliowaty z czymś". Przypisałabym go waniliowo-pistacjowym ciasteczkom. Gorzkość również zaznaczyła się wyraźnie, ale wydawała się niska, nie mocno palona, choć cierpkawa... jak jakiś syrop... owocowy? Bez większej rześkości, ale na pewno dodający słodyczy. Na pewno nie przytłaczał: nie był duszny czy ciężki.

Tablica za to, na dotyk, sprawiała wrażenie ciężkiej i konkretnej. Przy łamaniu musiałam użyć dużo siły, by wreszcie usłyszeć głośne trzaski. Mimo to, wydawała się dość krucha, zwłaszcza przy robieniu kęsa.
W ustach rozpływała się powoli. Niby bez oporu, ale też nie jakoś szczególnie chętnie. Minimalnie podchodziła pod plastik, długo zachowując pierwotny kształt. Okazała się tłusta w maślany sposób, który dla mnie był za wysoki. Aż otłuszczała usta. Mimo ogólnej gładkości, pod koniec wykazywała lekko pyłkowy efekt.

Gdy tylko zrobiłam pierwszego kęsa, poczułam delikatną słodycz. Skojarzyła mi się z nienachalnym słodzikiem, miała wydźwięk mgiełki, chłodnej jak... nieostra lukrecja? Pomyślałam o lukrze, ale zaraz naleciała na to odrobinka wanilii i słodycz stała się przystępna; nieambitna, ale też nie odpychająca. Umacniając wanilię, rosła jedynie do pewnego, nieźle trafionego, momentu.

Po paru chwilach po ustach rozeszła się gorzkość. Zaczęła odważnie, jak gorzkie, soczyste orzechy, potem jakby się zawahała. Pomyślałam o cierpkawym, orzecho...owym syropie? Czymś orzechowym, goryczkowato-cierpkim, ale wciąż waniliowo-słodkim. Może ciastkach z orzechami? Z kremem orzechowym? Doszukałam się naaromatyzowania w waniliowej nucie, która zrobiła się bardziej waniliowo-pistacjowa.

Cierpkość syropu i "czegoś" w drugiej połowie rozpływania się kęsa zdawała się kryć owoce. Oczami wyobraźni widziałam jakieś żółte syropy owocowe, pulpy z owoców... Może brzoskwiniowe? Ze słodkawymi bananami? Przejęły chłodno-waniliowo-lukrową słodycz. Było to dość lekkie, choć niespecjalnie soczyście-rześkie. Wszystko to wydawało się złagodzone tłuszczem kakaowym, jego specyficzną maślanością.

Delikatna słodycz owocowych "czegosiów" powoli podporządkowała się słodkawym, bliżej końca coraz bardziej gorzkawym ciastkom z orzechami i ciastu orzechowo-kakaowemu. Orzechy wraz z pistacjowo-aromatową sugestią nieco się oddaliły, a ja pomyślałam o ciastkach. Takich zwykłych, kakaowych. Pod koniec goryczka i cierpkość najprostszego, ale smacznego kakao wyszła na pierwszy plan.

Po zjedzeniu w ustach pozostała cierpkość kakao o łagodnym charakterze, pewna ciasteczkowość, coś neutralnego... jak ciasteczka czy lekko naaromatyzowane twory z rześko-chłodnawą nutą orzechową i rześkością owoców, ale bez wyraźnych jednoznacznych.
Mimo odczuwalnej drobnej suchawości w ustach, na ustach czułam tłuszcz, co wyszło nieprzyjemnie kontrastowo.

Całość w zasadzie była w porządku. W miarę smaczna, bardzo przystępna. Nie za słodka, lecz niestety też nie za mocno gorzka. Nie było w niej żadnych męczących nut, ale też żadnego wyrazistego, pysznego punktu kulminacyjnego. Wolałabym inną konsystencję, bo jej tłustość niezbyt do mnie przemówiła, ale tragedii nie było.
Pomyślałam o niej jako o lepszym jakościowo Wedlu 80 %.


ocena: 6/10
kupiłam: Auchan
cena: 3,99 zł
kaloryczność: 591 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, odtłuszczone kakao w proszku, naturalny aromat

środa, 11 sierpnia 2021

Novi Nero Nero 70% Extra Bitter chocolate with blueberries and almonds ciemna 70 % kakao z jagodami i migdałami

 Gdy została mi już ostatnia czekolada tej marki, bardzo się cieszyłam. A jednocześnie było mi trochę smutno, że tę radość czuję. Otóż wybierając czekolady pomyślałam przez chwilę, że może to właśnie ta będzie jedną z lepszych, a jak nie... to że na pewno jest najciekawsza. Wyjątkowo rzadko trafiam bowiem na ciemne z jagodami. Oczywiście od razu przypomniał mi się Lindt Excellence Blueberry Intense, ale samo zrobienie takiego wariantu to jeszcze nie wszystko. Ważne, by go zrobić dobrze. Podlinkowany nie zachwycił mnie, a co do dzisiaj przedstawianej tabliczki miałam złe przeczucia (podyktowane doświadczeniem).

Novi Nero Nero 70% cacao Extra Fondente con Mirtilli E Granella Di Mandorle / Extra Bitter chocolate with blueberries and almonds to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao z kawałkami jagód / borówek amerykańskich i migdałów.

Przy rozrywaniu pazłotka, zostałam uderzona intensywnym zapachem jagodowym, który w pełni oddawał galaretki, może landrynki i skojarzył mi się z ciastkami typu Delicje. Czekolady właściwie spod tego nie czuć... chyba że sugestywnie. Dziwnie się przez to czułam. Nie było to bowiem odpychające, tylko że... niejedzeniowo-czekoladowe. Jakbym wąchała galaretki / żelki - sztuczne, ale w ich przypadku mogłoby to być nawet przyjemne. W odniesieniu do czekolady nie.

Przy łamaniu tabliczka trzaskała, wykazując przy tym twardą kruchość, za którą stało mnóstwo dodatków: sporych kawałków migdałów. Najpierw myślałam, że jagód dali tak mało, że nie mogę ich znaleźć, jednak okazało się, iż trafiłam na sporo, tylko straszliwie podrobionych. Były to kawałki mikroskopijne i dosłownie drobinki, więc nie sposób o choćby "spiłowanie wiórka" czekolady zębami bez nich.
W ustach rozpływała się gładko-ślisko, gdy o samą czekoladę chodzi, w tempie powolnym i z czasem trochę opornie prze dodatki, mimo silnego poczucia tłustej wodnistości. Zwarta, niechętnie wypuszczała z siebie sporo dodatków.
Migdały były chrupiącymi, minimalnie podprażonymi kawałkami, a jagody drobinkami wyczuwalnymi na języku. Kawalątki nieco większe trochę nasiąkały, ale miałam wrażenie, że to przemielone skórki i tyle. Wydaje mi się, że rozlokowano je jakoś głównie na wierzchu czekolady.
Czekolada całościowo była więc przesadnie wypełniona irytującą drobnicą i kawałkami, które po prostu chrupią. Zajmowałam się nimi na koniec (bo tak lubię), ale w trakcie rozpływania się kęsa przeszkadzały mi... bo było ich tyle, że trochę nie wiadomo, co z kęsem robić (ssać czy co?). W ustach przybierało to postać nieprzyjemnego zlepka.

W smaku już od umieszczania kawałka w ustach uderzały perfumowo-galaretkowate jagody. Trochę sztucznawe i nawet w tym urocze. Słodkie, jagódkowe, aż w swej galaretko-żelkowości nieco goryczkowate.

Z czasem czekolada zawalczyła o siebie, serwując nieco gorzkości. Przywiodła na myśl dym, który dosłownie miesza się z niemal namacalnymi, wiszącymi w powietrzu perfumami. Motyw galaretek jagodowych pochodził od aromatów - to pewne. I nawet aż tak nie waliło chemią, tylko... po prostu było smakiem słodyczy nieczekoladowych, prawie zupełnie zabijającym czekoladę.

Szybko zrobiło się słodko, w co wpisywały się i jagody (też borówki amerykańskie?), i po prostu cukier. Czekolada pozwoliła słodyczy na objęcie prowadzenia, sama bazowo stając się głównie maślaną. Maślaność szła w parze z gorzkością, co z czasem zaczął przeszywać smaczek suszonych jagodo-borówek.

Wraz z wyłaniającą się coraz większą ilością drobinek jagód, pojawiał się ich kwaskawy smak suszonych owoców, trudnych do określenia, czy to jagody, czy borówki amerykańskie, czy co. Ich smak wydawał się jakiś bez życia. Były słodkie, w dużej mierze naturalnie, ale też specyficznie kwaskawe i lekko cierpkie. Zdecydowanie przy większych kawałkach podskakiwał cukier.

Migdały wnosiły jedynie delikatną nutkę samych siebie (gdyby wmawiali mi, że to np. laskowce, uwierzyłabym), a tak... jeszcze bardziej rozbijały / rozrzedzały smak czekolady. Gryzione już na koniec okazały się świeżawo-neutralne. Smaczne, ale przez całe to otoczenie, pozbawione charakteru.

Bliżej końca na prowadzenie wracał smak galaretek jagodowych i... cierpkości perfumo-aromatu, jeszcze trzymającego się w miarę naturalnych realiów. Gdy po zniknięciu czekolady dorozgryzałam drobnicę jagód, umocniły naturalny charakter. Migdały jednak niemal zupełnie je zagłuszały takim "podprażono-orzechowym" motywem.

Po zjedzeniu został posmak, a właściwie niesmak perfumowo-landrynkowych jagódek, ale zestawiony z jagodami naturalnymi oraz maślano-cukrowa... baza, w sumie nawet mało czekoladowa. Lekka cierpkość i delikatny kwasek wpisywały się w owoce, nie w kakao, co dziwnie wyszło. Posmak migdałów odstawał. Był, bo był.
Usta z kolei były dość otłuszczone, mimo że ogólnie tłustość aż tak we znaki się nie wdawała.

Całość uważam za mocno przeciętną, a nawet poniżej tej przeciętności. Nie była tragiczna, ale jej smak wyszedł po prostu nie tak, jak czekolada z jagodami powinna smakować. Konsystencja zupełnie mi nie odpowiadała, ale zdaję sobie sprawy, że nie była tragicznie obiektywnie. To po prostu nieprzyjemny zlepek-ulepek. Średniej jakości baza, której prawie nie czuć, z mnóstwem dodatków ledwo zadowalających. To coś, czego nie chcę jeść. Wąchać... w sumie mogłabym, ale nie za długo, bo już pod koniec robienia zdjęć i wstępnych notatek, zapach zaczął chylić się w słodziaśnie mdlącym kierunku. Spoko dla żelek, dla czekolady nie. Poszła dla ojca prawie w całości.


ocena: 4/10
cena: 13,50 zł (za 75g)
kaloryczność: 584 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, jagody 8% (jagody, cukier), odtłuszczone kakao, migdały 5,5 %, naturalne aromaty

poniedziałek, 12 lipca 2021

Novi Nero Nero 70% Extra Bitter chocolate with raspberries and almonds ciemna 70 % kakao z malinami i migdałami

Nie lubię tworzyć sobie błędnego przekonania w kwestii danej marki. Nie lubię ani być uprzedzoną, ani idealizować. Lubię mieć za co uwielbiać / nie znosić. Tak się jakoś stało, że Novi uznałam za markę wartą uwagi i nie mogąc zdobyć upragnionej konkretnej tabliczki, kupiłam, co w internetowym sklepie Bottega Del Gusto mieli. To, na co ostatnio trafiałam (np. Novi Nero 70% Extra Bitter chocolate with lemon peels and ginger crystals czy już kupiona w Auchanie Novi Fondente Nero 72 %), nie satysfakcjonowało. W konsekwencji na dziś przedstawianą łypałam ponuro. Znaczy... to może za dużo powiedziane, bo... chyba po prostu z rezygnacją spodziewałam się nudnej tabliczki, którą "od biedy można zjeść". Uznałam, że sprawdzi się na dzień zapchany konwersatoriami online. Oby tylko te 3 % malin okazały się czymś więcej, niż pestki.

Novi Nero Nero 70% cacao Extra Fondente con Lamponi E Granella Di Mandorle / Extra Bitter chocolate with raspberries and almonds to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao z kawałkami malin i migdałów.

Zaraz po otwarciu poczułam łagodny zapach orzechowo-palonej czekolady o wysokiej słodyczy. Paloność przejawiała się jako trochę kawowa gorzkawość i mieszała się z nutką migdałów. Słodycz zaś wydała mi się ciepło-soczysta, bo ewidentnie malinowa. Kojarzyło się to z zasładzającym syropem malinowym (albo mieszanką dwóch) i trochę czekoladowym. Zwłaszcza po podziale, w trakcie degustacji maliny wydały mi się soczyście-konfiturowe, co kontrastowo podkreśliło kawowość bazy.

Cienka tabliczka była zaskakująco twarda w trochę kruchym kontekście. Trzaskała / chrupała głośno ze względu na dodatki, które łamały się wraz z nią. Już spód i przekrój pokazały, że ich nie pożałowano. O kęs bez nich naprawdę trudno.
W ustach rozpływała się powoli i ulepkowo tłusto. Próbowała jakby zmięknąć i zgęstnieć na krem, ale ledwie miękła i zostawiała jakieś tłusto-wodniste smugi. Niechętnie odsłaniała spore i średnie kawałki migdałów jak i pestki malin z lichymi farfoclami samych owoców. Wydawało mi się, że najwięcej dali tu pestek. Chrupały, trzaskały i irytowały, a migdały... ratowały sytuację. Okazały się bowiem chrupiące i twardawo-świeże, naprawdę porządne. Mimo to, nie podobała mi się konstrukcja tej tabliczki, bo to dosłownie czekoladowy jeż / szyszka; zdecydowanie zbyt zapchana dodatkami.

W smaku najpierw wyrwało się gorzko-cierpkie odtłuszczone kakao w proszku, na które czekolada zaraz nasunęła bardziej wyważony, palony motyw. Był nieco kawowy, nieco maślany. Na pewno baza uplasowała się jako jedynie gorzkawa.

Chwilowo jakby onieśmielona, przymglona słodycz ruszyła po chwili z impetem. Była prosta, rosła kojarząc się z cukrem pudrem, jednak poziomu przesady nie osiągnęła. Zatrzymała ją nutka malin. Też poniekąd w słodycz się wpisała, gdyż całość wydawała się nią przesiąknięta. Dało to efekt przesłodzonego, ale wciąż soczystego syropu malinowego. Może trochę likierowego?

W tym czasie i migdały zaczęły się tam snuć. Połączyły likierowo-słodki motyw z maślanością i palonym akcentem. Nimi też czekolada przesiąkła. W pewnym momencie wydała mi się aż nieco dymna. O słodyczy dziwnie przymglonej i chłodnej jak efekt mięty / lukrecji.

Wraz jednak z odsłanianiem się kawałków, a więc jakoś w połowie rozpływania się kęsa, dodatki zaczęły odgrywać coraz ważniejszą rolę. Maliny od syropowo-konfiturowo-przetworowych przeszły w bardziej suszone i jakby chwilami w tym "rzygowinowe" (chyba przez pestki). Kwaskawe, mniej słodkie, ale nienachalne. W końcu były to głównie pestki.
Łagodniejsze migdały z własną inicjatywą w zasadzie przez większość czasu nie wychodziły - jedynie osłabiały słodycz i pobrzmiewały.

Sama czekolada przy dodatkach wydawała się smakowo rozrzedzona, wodnista i tłusta. W swej delikatności i słodyczy aż się zatracała, czegoś mi w niej brak. Za palonością prawie nic nie stało. Przewijała sięjako orzechowo-palona nutka, wzmacniana przez dym i migdały, ale na tym koniec.

Pod koniec gorzkawość wsparła lekka cierpkość zwykłego kakao, ale kontrastowo i słodycz wyszła na pierwszy plan.

To wykorzystały maliny, sugerując lukier malinowy. Gdy czekolada zniknęła, to dodatki dały popis - głównie słodkawo-kwaskawe szuszone maliny, acz już w tym momencie w większości pestki. Po nich odezwały się świeżo-surowe, lekko soczyste i jedynie zadowalająco wyraziste migdały.

Po zjedzeniu został posmak pestek malin z nutką malin jako owoców i kontrastowo słodko-nijakiej, dymno-maślanej czekolady. Po niektórych kęsach wyraźniej czułam też migdały, ale wnikające się w resztę. Trwała też cierpkawość, orzechowość i paloność, ale... jakby bez charakteru.

Całość widzi mi się jako po prostu nudna. Nudna baza bez wyrazu, o nieprzyjemnej strukturze i byle jakie dodatki na zasadzie "aby coś napchać". Gdyby jeszcze napchali to np. dobrymi malinami... nie zaś takimi prawie samymi pestkami... A to nie. Czegoś takiego po prostu nie chce się jeść, więc większość oddałam ojcu. Jednocześnie nawet drastycznie wielkich zarzutów do niej nie mam.
Jednak nawet taki Lindt Excellence Raspberry Intense Dark prezentuje się znacznie lepiej.


ocena: 4/10
cena: 13,50 zł (za 75g)
kaloryczność: 590 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: miazg kakaowa, cukier, masło kakaowe, odtłuszczone kakao, maliny liofilizowane 3%, migdały 3%, naturalny aromat

środa, 21 kwietnia 2021

Novi Nero Nero 70% Extra Bitter chocolate with lemon peels and ginger crystals ciemna ze skórką cytryny i imbirem

Marka Novi Nero jakoś mi się opatrzyła, odkąd zaopatrzyłam się w kilka tabliczek. Emocje opadły, ale wciąż sądziłam, że smaki może niepowalające, ale takie, które mogły wyjść prosto i smacznie. Zaczęłam od dodatku, który wydał mi się najfajniejszy. Ciemna z cytryną? Lubię cytrynowe nuty w ciemnych czekoladach, a owoc ten jako dodatek wydaje mi się pomijany... mimo że taki zacny! Odnoszę wrażenie, że producenci o wiele chętniej łączą z cytrynami czekolady białe, co jest dla mnie niepojęte. Rozumiem, że niby "na zasadzie kontrastu", ale... to rzadko kiedy się udaje, bo trzeba naprawdę trafić. A ciemna i cytryna? Mogły się dobrze uzupełniać, przeplatać... Miałam przynajmniej nadzieję, że wyjdzie to, jak sobie wyobrażałam. Niestety jednak, dopiero przepisując skład zorientowałam się, że... nie jest to czekolada z cytryną tak po prostu. To czekolada z cytryną i imbirem - jak już dają cytrynę, to patrzę, że z nim łączą. Dziwne to. Od razu przypomniała mi się Libeert Organic Dark Chocolate Lemon & Ginger.
Po przeczytaniu składu od razu pomyślałam też o żelkach obtoczonych kwaśnym cukrem. Zaczęłam się bać (i przed jedzeniem zaczęła mi się kojarzyć niepochlebna recenzja, której postanowiłam nie szukać, wmawiając sobie, że "to nie o niej" - po spróbowaniu jednak tekst odszukałam i zapraszam na recenzję Olgi z Livingonmyown).

Novi Nero Nero 70% cacao Extra Fondente con Scorzette di Limone e Cristalli Allo Zenzero / Extra Bitter chocolate with lemon peels and ginger crystals to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao z kandyzowaną skórką cytrynową i imbirem (w postaci kryształków cukru o smaku imbirowym) oraz cukrem cytrynowym.

Gdy tylko rozerwałam sreberko, uderzył mnie wręcz przenikliwy, goryczkowato-słodko-kwaśny zapach cytryny. Bez wątpienia przerysowany, był poniekąd naturalnie soczysty, ale też znacznie "dosłodzony". Mnie skojarzył się z płynem do naczyń (ale Mama przechodząca obok stanowiska do zdjęć skomentowała, że "wcale nie, bardzo ładnie, cytrynowo pachnie"). Rysował się na słodko-gorzkawym tle czekolady. Miała ciepły i delikatny, znacząco cukrowy wydźwięk. Ten ostatni podkreślała kandyzowana nuta, która nasiliła się po podziale i kiedy pierwsze cytrynowe uderzenie trochę się rozeszło.

Tabliczka, mimo że cienka, była bardzo twarda. Trzaskała jednak "pusto", a przy odgryzaniu kawałka wydawała się krucho-chrupka. W przekroju widać mnóstwo dodatków o niewielkim rozmiarze, co nie było zaskoczeniem biorąc pod uwagę, że widać je spod czekolady. Gdy robiłam kęsa, chrupała i rzęziła z racji cukrowych elementów. Pokuszę się o stwierdzenie, że niemożliwym jest nietrafienie na choćby drobinkę.
W ustach rozpływała się w tempie umiarkowanym i jedynie gęstawo. Dość silne było w niej poczucie rozrzedzenia. Nasiliły to dodatki, którymi najeżono ją przesadnie. Prędko wyłaniały się spod czekolady.
Wyróżniłabym dwa rodzaje "cukrów". Pierwszy to drobne kryształki zwykłego cukru - rozpuszczały się raczej szybko. Drugi: spore kulki i bryły ("granulko-cukier") częściowo rozpuszczały się razem z czekoladą, trochę zostawały, można je było pochrupać, bo rozpuszczały się od czekolady wolniej. Zostawione same sobie, dzwoniły trochę o zęby. Były twarde i rzężące. Uwypukliły jej wodnistość (albo to one za nią stały). Okropny wypełniacz. 
Skórki z kolei wyszły twardo tylko w pierwszej chwili. Zaraz dały się poznać jako w miarę miękkawe i kruche zarazem. Gdy nasiąkły, sprawiały wrażenie świeżawych, a trochę jak z dżemo-galaretki, lepiły się do zębów, ale minimalnie. Niektóre były suchsze. One jednak nie były bardzo denerwujące.

W smaku czekolada od samego początku roztaczała po ustach lekką gorzkawość i pewną siebie słodycz. Gorzkość miała dymno-palony wydźwięk, ale wydawała się nieśmiała. Całość mocno przesiąkła goryczką cytrynowego dodatku. Tu wyróżniłabym aromat cytrynowy i cytrynę z żelek / galaretek.

Słodycz szybko rosła. Może nie była bardzo przesadzona, ale odosobniona, a przez to męcząca. Reprezentowała czysty biały cukier i może w jakimś stopniu i tylko chwilami nieudany, cukrowy karmel. Słodki, mało wyrazisty... jakby przydymiony? Dołączyła do niego leciutka pikanteria, coś ziołowego, ale rozganianego przez te bardziej cukrowe dodatki.

Smak aromatu cytrynowego, goryczka skórek cytrusów niby rozchodził się od nich, ale o wiele łatwiej zwracałam uwagę na epizodycznie i drastycznie podskakującą przy nich i przy kryształkach cukru  cukrowość. Czysty cukier, chwilami zmieszany z niewyraźnym kwaskiem cytrynowych żelek, atakował mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa. Sprawił tym samym, że sama baza straciła na znaczeniu, idąc w bardziej maślanym kierunku.

Niby karmelowa słodycz jakby się nieco odymiła. Zdecydowanie miała kandyzowany profil. Dym mniej więcej w drugiej połowie rozpływania się kęsa zdawał się skrywać odrobinkę imbiru - to jednak tylko chwilami, nie przy wszystkim kęsach. On też wpisał się w cukrowe kandyzowanie. Ogólnie to coś, co ukrywał także wpisało się w ciepło-zadymiony motyw. Bazę... jakby zgłuszył nijaki aromat i cukrowo-kandyzowana zasłona. Cukier pozwolił sobie na ordynarne ukłucia. Moje myśli cały czas obracały się wokół cukru pudru i cukru cytrynowego. Cytryna nie mogła zaskoczyć na wyrazistszy i naturalny tor. Jej nieśmiały, słodko-gorzkawy smak kandyzowanej skórki snuł się w oddali. Odrobinka kwasku splatała się z paloną cierpkością kakao.

Bliżej końca czułam aromat cytrynowy, sztuczną słodycz (żelkową?) i palono-ciepły motyw imbiru. Było bardzo cukrowo, ale nie przeraźliwie słodko. Po prostu trudno było o jakikolwiek inny smak. Cierpkość dogorywała.

Gdy na koniec zajęłam się dodatkami, ssąc je i gryząc, okazało się, że kryształki tradycyjnie smakują... cukrem, niektóre bardziej słodko-niczym, inne cukrem i delikatnym kwaskiem cytrynowym, jeszcze inne cukrowo-ciepło ("imbirowo"?), a skórki... przerażały smakową nijakością i sugestią kandyzowania oraz kartonu. Z lichą goryczką.

W posmaku udało jej się zrównać kandyzowanej skórce-nieskórce z cytrusową nutą aromatu. Aromat wydawał się gryzący w ciepły sposób, co przypomniało o imbirze. Ten jednak sam w sobie nie był specjalnie wyczuwalny, jak i baza. Delikatna dymna gorzkość uległa cukrowi i nijakości.

Całość... sprawiała wrażenie smakowo rozwodnionej. Mimo że nie waliła sztuczną cytryną, miałam wrażenie, że aromat tak się powgryzał w pewne jej elementy, że... trudno doszukać się czegoś oprócz niego. Mimo że nie był straszliwie silny jak w np. w perfumowej Carrefour Selection Noir Saveur Mangue & Poivre Sichuan (tak mi się mango i pieprz skojarzyły z cytryną i imbirem, nawet nie wiem, dlaczego). Mnogość dodatków odwracało uwagę od czekoladowej bazy, nie dając jednocześnie nic od siebie. Właściwie imbir do przeoczenia, ale i cytryna nie była specjalnie wyrazista. Nawet o kwasek tu wbrew pozorom trudno. Smak kandyzowania za to był. A jednocześnie skórki wydawały się nijakie. Zlepek byle czego, zlepiony... byle czym. Niby nic, po czym miałabym traumę, ale idealna reprezentantka kategorii "nie chcę jeść tego ani trochę". Smak jeszcze mogłabym zmęczyć, ale forma dodatków to porażka (piszę to bardzo subiektywnie). Struktura według mnie nudna i kiepska, ale zastanawiam się, czy po prostu Włosi przypadkiem nie lubią czekolad z rzężącym cukrem. Wszak mają cały taki rodzaj czekolady (Modica). Wtedy może i ta czekolada ma sens. Dla mnie irytujący granulat wydawał się beznadziejny - o tyle bardziej, że smakował po prostu cukrem.


ocena: 3/10
kupiłam: Bottega Del Gusto
cena: 13,50 zł (za 75g)
kaloryczność: 545 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, 7 % cukier o smaku imbirowym (cukier, woda, imbir, sól), odtłuszczone kakao, 5 % kandyzowana skórka cytrynowa (skórka cytrynowam syrop glukozowo-fruktozowy, cukier, regulator kwasowości: kwasek cytrynowy)m cukier o smaku cytrynowym (cukier, woda, koncentrat soku cytrynowego, regulator kwasowości: kwasek cytrynowy), olejek esencjalny z cytryny, naturalny aromat

niedziela, 27 grudnia 2020

Novi Nero 70 % Extra bitter / Dark Chocolate with Cocoa Nibs ciemna z nibsami

Zanim zjadłam Novi Nero Ecuador 75 %, marka bardzo, bardzo mnie zainteresowała i nie mogłam o niej zapomnieć. Po podlinkowanej jednak trochę mi to przeszło. Może nie bez znaczenia był fakt, że moją szufladę zapełniło kilka tabliczek z dodatkami? Przygodę z nimi postanowiłam zacząć od zawierającej kawałki ziaren kakao, które zazwyczaj mi w tabliczkach tylko przeszkadzają, ale które czasem... potrafię tolerować czy nawet docenić wykonanie. Może nie to, bym się do nich przekonała, ale już nie wydawały się takie straszne. Mimo to, ryzykowny w moim odczuciu dodatek wolałam puścić przodem.

Novi Nero Nero 70 % Extra bitter / Dark Chocolate with Cocoa Nibs to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao z kawałkami nibsów, czyli ziaren kakao, produkowana przez Elah Dufour.

Gdy tylko otworzyłam opakowanie, poczułam zapach waniliowego, jasnego biszkoptu i lodów śmietankowych. Nie bez znaczenia był ich chłód - odgrywał istotną rolę. W tle zaznaczył się też palony motyw sugerujący kawę. Czułam się, jakby wszystko to zostało mi podane w zacienionym miejscu; jakbym z oddali patrzyła na jezioro, od którego twarz chłodził mi letni wietrzyk.

Tabliczka w dotyku wydała mi się polewowo-śliska, ale była twarda i ładnie trzaskała, ujawniając mnóstwo średniej i małej wielkości kawałków kakao.
W ustach rozpływała się w tempie umiarkowanym, raczej wolno niż szybko, lecz bez oporu. Miękła szybko, mimo że długo zachowywała kształt. Robiła się bowiem zlepkiem najeżonym dodatkiem, który sam w sobie był tłusty i znikający wodniście tłusto. Jak... polewa. Zupełnie nie podobała mi się ta struktura.
Na język niechętnie wypadały z tego kawałki kakao; ja zostawiałam je na koniec, dopiero wtedy rozgryzałam.
Drapały nieprzyjemnie podniebienie, ale nie pokaleczyły go do krwi. Okazały się lekko chrupiące, miękkawo-soczyste, dość świeże, mimo że jakby wypalone na krucho.
Uważam, że przesadzono z ich ilością przy tak cieniutkiej tabliczce, bo mimo że nie potworne, to i tak przeszkadzały.

W smaku czekolada od początku była gorzka jak dym. Utrzymywał się w oddali, w tle przez całą degustację. Po chwili dołączył do niego chodnikowy chłód i... znów przeniosłam się w cień, pod parasol. Czułam się, jakbym siedziała w jakimś kompleksie turystycznym, patrząc na jezioro, od którego wiał chłodny wiatr. Czyżbym właśnie zaczęła raczyć się gorzko kakaowymi lodami?

Tabliczka miała wydźwięk lodów, które po chwili zaserwowały mi skąpą słodycz. Lody zrobione na śmietance, delikatne i tłuste... Zaraz ich słodycz zaczęła się rozkręcać, a mi do głowy przyszedł biszkopt. Czyżby wszystko to dosłodzono wanilią? Zwiewne, słodkie przyprawy wpisały się w chłód i dym. Pomyślałam o lukrecji, ale nie pojawiła się żadna ostrość. W połowie rozpływania się kęsa wzrosły za to babkowo-biszkoptowe nuty.

Czułam, jakbym przepiła to wszystko kawą. Jej gorzkość zmieszała się z gorzkimi lodami kakaowymi. W niej też obracała się sugestia dymu. Czyżby była już jakaś chłodniejsza?

Paloność i dym rozchodziły się też od nibsów. Początkowo kawowo-kakaowe, rozgryzane bliżej końca i na koniec podkreślały smak dymu. Kilka z nich podrzuciło motyw piwa. Ciemnego, zimnego piwa.

Po zjedzeniu został posmak kawy, dymu i piwa. Czułam śmietankową tłustość lodów i ich chłodek. Chłodek ogółem. Na koniec może trochę bardziej słodzikowo-lukrecjowy. Pikantniejszy, bo wzmocniony piwem.

Całość przywodziła na myśl wakacje: zacieniony kompleks turystyczny z lodami i piwem, nie ciężki, ale poważniejszy - "dla dorosłych na urlopie". Biszkopto-babka mi niezbyt pasowała do tego wydźwięku, ale poprzez chłodek i lody śmietankowe, wanilię na smak... w zasadzie nie było zgrzytów. Do czasu rozgryzania nibsów. Wydały się dziwnie odstawać przez chociażby piwo. Spokojnie, spokojnie i nagle bum!
Czekolada była smaczna, ale niestety jej struktura zupełnie mi nie odpowiadała. Zjadłam 2/3, resztę oddałam ojcu, bojąc się o podniebienie, które znalazło się na granicy pokaleczenia do krwi. Na smak z ochotą zjadłabym całość. Nie było jednak przyjemnie jeść, będąc drapaną dodatkiem. Jednocześnie... nie mogę powiedzieć, by czekolada była zła.


ocena: 8/10
kupiłam: Bottega Del Gusto
cena: 13,50 zł (za 75g)
kaloryczność: 589 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, emulgatory, ekstrakt z wanilii

wtorek, 14 lipca 2020

Novi Nero Ecuador 75 % ciemna z Ekwadoru

Jakoś nie mogłam wyrzucić z głowy recenzji Novi Nero Ghana 70% Olgi z livingonmyown .Wprawdzie zjedzony później Zotter Labooko Ghana 72 %, w pełni mnie usatysfakcjonował, ale... Nie był czekoladą Novi Nero. Czasami mam tak, że dana marka czy rzecz tak mi bez większego powodu wejdzie do głowy, że po prostu muszę ją zdobyć. Pożądana tabliczka była wprawdzie poza moim zasięgiem, ale udało mi się kupić inne, a w ramach mini współpracy ze sklepem internetowym Bottega Del Gusto, dwie dostałam bonusowo. Jako że wśród nich tylko jedna była czysta, postanowiłam od niej zacząć. I nie miałam ochoty zwlekać, jak to mam w zwyczaju.

Novi Nero Ecuador 75 % Extra Bitter Chocolate to ciemna czekolada o zawartości 75 % kakao z Ekwadoru, produkowana przez Elah Dufour.

Gdy tylko rozerwałam sreberko, poczułam raczej delikatny, acz przyjemnie wyrazisty zapach kawy i wanilii. Ta druga wydała mi się trochę perfumowa, a trochę wplatająca się w przypieczono-rześkawy motyw owoców. Owoców mocno przypieczonych - jak w jakimś ciasto-placku, ciastkach (a nie np. konfiturze). Potem doszukałam się w tym też odległych, gorzkawych orzechów laskowych, właściwie to nawet bardziej ich łupin.

Niemal czarna tabliczka w dotyku wydawała się tłustawa, ale nie ulepkowata.
Przy łamaniu trzaskała nie za głośno. To bardziej eleganckie strzelanio-pykanie, co przy robieniu kęsa nadawało poczucia chrupkości.
Przekrój wydał mi się ziarnisty, jakby nie tylko za sprawą kakao, ale też od cukru.
W ustach rozpływała się w tempie umiarkowanym (ale szybciej niż wolniej), łatwo. Odrobinę miękła. Zachowywała zwartą formę tłustego kawałka, opływającego tłusto-mazistymi smugami i wodniście-pylistą zawiesiną. Całość była gładka, a ta pylistość... chwilami wydawała się iluzoryczna, acz na koniec robiła się cierpko-ściągająca. Nie podobało mi się to połączenie tłustości i wodnistości.

Gdy tylko zrobiłam pierwszy kęs, poczułam cierpkość i goryczkę kawy, przy czym w tej pierwszej po chwili dowodziły owoce. Czerwone: najpierw cały miks niemal podfermentowanych, zgniecionych na miękką masę, a potem wyraźnie wiśnie.

Słodycz, zaznaczająca się szybko i nieznacznie rosnąca, waniliową nutą trochę je hamowała. Powstrzymywała i trzymała na wodzy, ale nie zagłuszała. W niej samej było coś lekko cierpkiego, ale i wręcz zwiewnego. Przez moment pomyślałam o lukrecji. 

Gorzkość rozlała się na całe usta. Należała do kawy i przypalonego motywu. Za sprawą konsystencji pomyślałam o mielonej kawie na dnie filiżanki, kwaskawej kawie z ekspresu, potem o namokającej czarnej ziemi... ziemi zwęglonej. Węgielne nuty odegrały ważną rolę mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa. Wyeksponowały nieco pieczoną aurę, a następnie odeszły w kwaskawo-kawową, ziemistą toń. Niepewnie pomykała w tym także orzechowo-zbożowa, niejednoznaczna nuta (taka trochę "przyziemna" - ach, jak adekwatnie; tańsza?).

Z owoców wyłoniła się bowiem mocniejsza cierpkość, z wiśniowych, czerwonoowocowych meandrów wchodząc na teren cytrusów. To one wraz z węglem łączyły kawowo-ziemiste nuty z owocami. Było więc rześko i... ciężko jednocześnie. Do głowy przyszły mi poprzypalane kakaowe ciastka z owocami, które właśnie też się na gorzko przypaliły. Pobrzmiewająca cierpkość i pieczoności zasugerowały zbożowe chrupki kakaowe (i stało się jasne, że to zbożowość, a nie orzechy). Waniliowatość i zwiewność je podkreśliła, jako "coś lżejszego od ciastek". Oczami wyobraźni zobaczyłam chłodny budyń, dodatkowo leciutko "dochłodzony efektem lukrecji".

Towarzysząca temu wszystkiemu leniwie rosnąca słodycz pod koniec uprościła się, cierpkość się w nią wmieszała, lekki kwasek nie był już tak jednoznacznie owocowy, a bardziej węgielno-ziemisty i kawowy. Wciąż czułam wiśnie, ale wymieszane z cytrusami.

W posmaku pozostały taninowo-podfermentowane wiśnie, przypalona nuta  kakaowych ciastek lub chrupek i kawa z ziemią o nieco kwaskawym charakterze. Po zjedzeniu słodycz wydała mi się chamska w wydźwięku, ale niezaprzeczalnie nie za mocna. Czułam też ściągnięcie, cierpkość i lekką, chłodną ostrość lukrecji.

Całość wyszła niby nieźle smakowo, przejrzyście, ale było w niej coś denerwującego. Kwaski i cierpkość lawirowały między smakowitymi, a nieudanymi (wiśnie, kawa, ziemia, cytrusy, a jednak poprzypalana nuta ciastek / płatków zbożowych, a więc pospolitego kakao i słodycz chwilami dziwnie "waniliowata"). Ogólnie jednak poziom gorzkości i słodyczy odebrałam pozytywnie. Zupełnie nie podobała mi się struktura. Tłusto, a niezbyt gęsto, dziwnie. Fajnym nutom zabrakło polotu. Pod względem wydźwięku i konsystencji przypominała mi czekolady Alexandre, które to mi nie leżą.


ocena: 7/10
kupiłam: Bottega Del Gusto
cena: 13,50 zł (za 75g)
kaloryczność: 603 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, emulgatory, ekstrakt z wanilii