Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Sabadi. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Sabadi. Pokaż wszystkie posty

piątek, 28 lipca 2023

Sabadi Cruede Raw Chocolate 90 % ciemna surowa z Ekwadoru

Gdy tylko uzmysłowiłam sobie, że wszystkie Sabadi to czekolady typu Modica, a więc z kryształkami cukru, znając też neapolitankę Zucchero sugar-free chocolate 100% Cacao, wiedziałam, że 90% będzie najmniej problematyczna. Po 80 % w ogóle wrócił optymizm, że wreszcie będę mogła się wczuć w bazę, nie utyskując za bardzo na cukrowość. I tak jednak było mi bardzo smutno, bo chciałabym obie zjeść w zwykłym, gładkim wydaniu. Niby mogłam kupić setkę, ale właśnie to nie to... Jak dla mnie, czekolada musi mieć odrobinkę cukru. Tylko błagam... nie kryształkowego.

Sabadi Cruede Raw Chocolate 90 % to ciemna czekolada o zawartości 90 % surowego kakao Nacional Fino de Aroma z Ekwadoru; typ Modica.

Po otwarciu poczułam wiśnie i cytryny, przeszyte poważniejszym, jakby nieco siarkowym kwaskiem i z ciężkim, alkoholowym tłem. Tu dominowało wino czerwone, może nawet jakiś winiak... ale też wyraźnie sporo białego wytrawnego czułam. Do głowy przyszedł mi szampan i słodkości stylizowane na niego. Mieszał się z pewnym orzeźwieniem. W tej kwestii sporo do powiedzenia miały kwiaty. Tchnęły rześkość i wprowadziły wysoką słodycz. Właśnie bardzo słodko pachniała wbrew pozorom ta czekolada. Czułam karmel i palony ciemny cukier, po prostu. Do tego trochę orzechów i kokosa, wpisujących się w słodycz. Całość próbowała być rześka, lecz ziemia jej na to nie pozwoliła, Wraz z gęstym dymem otoczyła całość. Mimo dymu, nie odebrałam kompozycji jako palonej (a tylko w kwestii cukru).

Twarda tabliczka była masywna i konkretna, co potwierdziło się przy łamaniu. Musiałam w to włożyć sporo siły! Wydała mi się nadzwyczaj pełna, gęsta. Trzaskała dość głośno. W przekroju była zbita i jakby sprasowana, gładka, a także trochę połyskująca od pojedynczych kryształków cukru.
W ustach rozpływała się łatwo, acz powoli. Najpierw była kremowo-mazista, gładkawa, lecz po paru chwilach zaczęła robić się trochę szorstka i ziarnista. A potem coraz bardziej i bardziej. Ujawniła tłustość i lekką oleistość, która niczym smar pokrywała podniebienie. Całość trochę zalepiała, jednak zaraz z ziarnistości wyłaniały się coraz to kolejne kryształki cukru. W dużej mierze rozpuszczały się wraz z masą. Trochę ją w tym poganiały i rozrzedzały. Sporadycznie zostawały na koniec, by chrupnąć.
Jak na typ Modica, wyszło to bardzo przystępnie.

W smaku pierwsza rozbrzmiała gorzkość. Była odważna i nieco ściągająca. Wyłonił się z niej dym, jakby najpierw tylko badając teren. W oddali przewinęła się cierpkość.

I nagle uderzyła kawa. Czarne, mocne espresso z pianką. Ewentualnie mocna czarna kawa z automatu. Cierpkość i pewna kwasowość rozgościły się w tym czarnym napoju, a za chwilę poczułam jakby wyraźnie smak jego beżowej pianki. Ta zaprosiła lekką słodycz, która jakoś w tle mignęła już nieco wcześniej. Nie pchała się jednak.

W tym czasie gorzkość kawę zmieszała z ziemią. Pomyślałam o zagaszonym wodą ognisku. Czułam pewną wilgoć, dym... I popiół! A także skały, kamienie - jakby palenisko było nimi otoczone. Mokre skały miały w sobie sporo rześkości, a także powagi.

Pianka espresso przytoczyła naturalnie słodkawe, a jednocześnie gorzkawe orzechy. Orzechy... włoskie? I migdały w skórkach.
Przy naturalnej słodyczy orzechów poczułam motyw kwiatów. Wilgotnych i miękkich płatków różowych róż oraz delikatnych kwiatów migdałowca. Słodycz częściowo rozwijała się jakby obok tych mocniejszych nut. Rosła powoli, nic sobie z nich nie robiąc.

W tle przewinął się kwasek. Najpierw mało spożywczy, kojarzący się z siarką, dymem... a potem też łagodniejszy. To były szpileczki, które nabierały ciągłości jako soczysty kwasek kokosa. Owoców?

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa gorzkość kontynuowała ziemistość. Pomyślałam o czarnej ziemi zlanej deszczem, a także asfaltowej drodze prowadzącej przez ziemiste tereny. I ona była mokra, po deszczu, specyficznie rześka. Mokry chodnik, mokre kamienie - ich gorzkość była i ciężka, esencjonalna, a jednocześnie miała w sobie lekkość deszczu.

Owoce zaserwowały cytrynę i wiśnie. Kwaśne i charakterne, połączyły się w nucie czerwonego wina. Kwitnące migdałowce-drzewa zasugerowały mu słodkawy akcent oraz motyw drewnianej beczki, w której mogło leżakować. Potem jeszcze przyszedł mi na myśl kompot wiśniowy.

Orzechy z kolei zyskały na słodyczy, otoczył je karmel. Epizodycznie pojawiał się wyraźniej, aż w końcu się wygładził, mieszał z czekoladą w miarę harmonijnie i wciąż rósł. Czasem z mocniejszymi wyskokami, gdy akurat kryształek znalazł się na języku. Karmel, palony cukier mieszał się ze słodyczą kwiatów, za którą optowała rześkość. W pewnym momencie to kwiaty i karmel wyszły na prowadzenie.

Akurat, by potem alkohole zasunęły trochę cierpkości. W głowie miałam teraz już białe wino, szampana, jakiegoś winiacza... Cierpkość cytryny je podkreśliła, po czym uległa wiśniom. Świetnie czuć przy tym surowość kakao! Wiśnie połączyły kwaśność i słodycz pomagając sobie czerwonym winem. Dojrzałe, słodko-kwaśne wiśnie z czasem weszły w skład w karmelowo-kawowego tortu z wiśniami. I migdałami?

Karmel przyśpieszył, podkreślił słodycz wiśni. Tort, wiśniowy kompot, wino podano razem z mnóstwem słodkim kwiatów. Ziemia i kawa jedynie majaczyły w tle. Dym... prawie zniknął, choć mignął mi jakąś papierosową, "liściową" nutą.

Posmak jednak był wyraźnie ziemiście-kawowy. Znów w głowie miałam chodniki i skały po deszczu, z wplecionym kwaskiem. Ten podkręciła soczysta cytryna. Nie było jednak bardzo kwaśno. Rześko kwiatowo i karmelowo słodko natomiast tak. Po zniknięciu czekolady czasem zostawały jeszcze pojedyncze kryształki i wtedy po prostu czuć cukier kokosowy.

Gorzkość dymu, chodnik, piwnica oraz wiśnie, róże, wysoka słodycz karmelu i melasy - to wszystko czułam w 80% i było to bardzo podobne do tego, co czułam w dziś przedstawianej. Tę jednak cechowała wyższa kwaśność i gorzkość. Słodycz chyba na zasadzie kontrastu ograniczyła się do łagodniejszego od melasy karmelu.
Bardzo podobna do neapolitanki 100%, tylko że właśnie jakby z dosypanym cukrem.

Czekolada smakowała mi, jednak nie tak, jak można by się spodziewać. Wyszła trochę jak setka z dosypaną szczyptą kryształków karmelowego cukru. Po prostu bardzo nie moja forma, ale też nie wydaje mi się najlepsza do prezentacji nut kakao. Ogrom dymu, skał, asfaltu, chodnika, kawy oraz orzechy i migdały, mnóstwo soczystości wiśni i cytryny, wino, kwiaty - wszystko to pasowało do lekkości cukru kokosowego. Niezwykle rześko to wyszło, a i karmel był na miejscu, jednak wolałabym, by wszystko to gładko wymieszano. Mam na myśli i gładki smak (bez takiego podskakiwania słodyczy), i konsystencję.


ocena: 9/10
kupiłam: EcoWybrane.pl
cena: 21,60 zł (za 50g)
kaloryczność: 477 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier kokosowy

poniedziałek, 24 lipca 2023

Sabadi Cruede Raw Chocolate 80 % ciemna surowa z Ekwadoru

Tę czekoladę, podobnie jak jej "siostrę" o wyższej o 10% zawartości kakao i Sabadi Il Cioccolato Taormina 60 %, kupiłam sama. Surowa 80tka po prostu przemówiła do mnie na jednej ze stron internetowych, mimo że marki nie znałam. Gdy jedząc otrzymane jako gratis do zamówienia neapolitanki odkryłam, że Sabadi prawdopodobnie wszystkie swoje czekolady robi we włoskim typie Modica (z kryształkami cukru), załamałam się trochę. To się władowałam! Aż wstyd, jednak... na swoje usprawiedliwienie mam tylko tyle, że nigdzie nie było napisane, że to takie twory. Po Sabadi Zucchero sugar-free chocolate 100% Cacao i ogólnie, wychwytując spod cukru, czułam, że mają pyszne bazy - to właśnie je chciałam poczuć, nie cukrowość.
Czytając o tej czekoladzie, dowiedziałam się, że Sabadì kupuje ziarna kakaowe bezpośrednio od producentów w Ekwadorze, a ziarna obrabia w temperaturze nieprzekraczającej 42 stopni. Taką czekoladę można nazwać surową - żadna bowiem nie jest zupełnie niepoddawana obróbce termicznej. Sabadi swoich tworów nie konszuje. Chwali się, że używa jedynie dobrze sfermentowanych (ta, bo gdyby było inaczej, na pewno by napisali...), które przetwarza na zimno, praży krótko i właśnie, jak już wspomniałam, w niezbyt wysokich temperaturach.

Sabadi Cruede Raw Chocolate 80 % to ciemna czekolada o zawartości 80 % surowego kakao Nacional Fino de Aroma z Ekwadoru; typ Modica.

Po otwarciu uderzył soczysty i wytrawny zapach czerwonego wina z mocnym, ziemistym tłem. Czułam gorzkość dymu (ale nie paloną nutę) oraz płatków róż. Ich goryczka mieszała się z nieco gnilną słodyczą, a ta zaprosiła też podfermentowane, przejrzałe wiśnie, dopasowujące się do wina. W tle pojawiły się też migdały w skórkach, nutka wilgotnego ciemnego chleba i rześkość. Cytrusy tchnęły ją w kompozycję, dodały kwaśności. Przełamały też karmelowo-melasową słodycz, która chyliła się w ciężkim kierunku. Całość nie była lekka (acz ciężka też nie).

Tabliczkę cechowała twardość i masywność. Przy łamaniu wydawała dźwięk łączący średnio głośny trzask potwierdzający jej "pełnię", masywność, ale też zdradzający skrzypienie cukru. Przekrój miała zwarty i ziarnisty, z pojedynczymi lśniącymi kryształkami cukru, których na szczęście za wiele nie dostrzegłam.
W ustach rozpływała się powoli, ale bez oporu. Początkowo wydała się kremowa, jednak już w ciągu kolejnych sekund ujawniła szorstkość i ziarnistość. Była tłusta, odrobinę oleista. Kryształki cukru szybko zaczęły zaznaczać się na języku, wyłaniając się z gęstej mazi i rozpuszczając wraz z nią, jakby wmieszane w nią nie chciały się od niej odłączyć. Rozpuszczając się, dodawały jej wodnistego efektu, pojedyncze zostawały już na sam koniec, by sobie chrupnąć, ale... w przypadku tej czekolady nie były nadto irytujące. Dało się je znieść.

W smaku pierwsza, niczym grom, uderzyła gorzkość. Skojarzyła mi się z dymem (ale nie chodzi o nutę palenia / prażenia) i chłodną, wilgotną ziemią. Pokryły ją liście tabaki, wilgotniejące i nasiąkające od niej.

Po chwili odnotowałam cukier. Karmelowo-melasowy, szlachetny, ciemny. Szybko wsunął słodycz między inne nuty, ale obyło się bez zgrzytów, bo miał w sobie pewną rześkość. Pomyślałam o rosie i mgle. Cukier wyszedł jakby zgaszony i z wpisaną goryczką.

Rześkość zaraz wydobyła i podkręciła cytrynę tak, że na chwilę wyskoczyła ponad wszystko inne. Była kwaśna, soczysta, a także z echem goryczkowatej skórki. Nasączyła ziemię. Ziemistość szalała dzięki surowemu kakao. W pewnym momencie kwasek, mieszający się z goryczką wydał mi się wręcz siarkowy. Nie mogę jednak powiedzieć, by czekolada była szczególnie kwaśna - o to już dbała karmelowo-cukrowa słodycz oraz echo kawy.

Cytryna po chwili wprowadziła też kwaskawo-wytrawne czerwone wino. Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa cytryna nieco zwolniła, a na pierwszy plan wpłynęło czerwone wino. Ziemia i dym, jakby piwniczny motyw dodały mu charakteru. Pomyślałam o leżących w piwnicy drewnianych beczkach z winem.

Słodycz przewijała się przez to epizodycznie. Pobrzmiewała leciutko cały czas, czasem wychylając się jako silna i wyrazista. Podskakiwała nagle, zaskakując swoim intensywnie karmelowo-melasowym smakiem. Bez trudu za jego sprawą wchodziła w bardziej gorzkie wątki.

Beczki i liście tabaki z czasem zmieniły się w migdały. Słodycz podpowiedziała też kokosa. Oczami wyobraźni patrzyłam na całego orzecha kokosowego oraz migdały w gorzkawych skórkach. Trochę łagodziły kompozycję. A liście, wysuszone, lecz zawilgocone, przemknęły w słodycz.

Wino za sprawą słodyczy przeszło w nutę zawilgoconych, wilgotnych płatków róż. Dominowały świeże. Raz czy drugi pomyślałam o płatkach róży ucieranych z cukrem; konfiturze różanej. Karmelowy wątek był bardzo znaczący, a jednak pod koniec (wbrew obawom) trochę się krył. Podsunął za to dojrzałe, a nawet przejrzałe, nieco podfermentowane wiśnie. Słodycz w pewnym momencie wydała mi się aż przypalono ciastkowa - mowa o migdałowych wypiekach z różnymi takimi "dżemikami". I posypanymi suszonymi płatkami róż?

Melasowo-karmelowa słodycz zmieniła wilgotną ziemię i motyw mokrego asfaltu, który pod koniec jej towarzyszył, w kawę. Słodką, karmelową, ale też gorzką. W pewnym momencie jakbym te słodkości nią przepiła i... Ziemia z echem dymu i w niej podkreśliła jednak też kwasek. Cytryny? Trochę przenikliwie siarkowy?

Długo utrzymujący się posmak należał na pewno do cytryny oraz ziemi, jak również delikatniejszej kawy i migdałów... Czy raczej migdałowych ciastek z płatkami róży? Czułam palono-przypaloną słodycz melasy, aż nieco za mocną, gdy akurat po czekoladzie został jakiś kryształek. Normalnie, gdy nie zostawał, wcale za słodko nie było.

Całość bardzo mi smakowała i bardzo zasmuciła. Choć typ Modica, a więc kryształki, tu aż tak nie dawały się we znaki... były i trochę w język drapały, odwracając uwagę od smaku przepysznej bazy. Ta bowiem serwowała gorzkość ziemi, dymu i kawy oraz cytrynę, wino i wiśnie. Cudnie w tym wszystkim wyszła surowość kakao! Płatki róż, zawilgocenie, migdały - wszystko to w zasadzie nawet bardzo do karmelowo-melasowej słodyczy i rześkości cukru kokosowego pasowało, jednak naprawdę... ileż bym dała, by wszystko to poczuć w formie gładkiej, bez kryształków... Nie obniżam za nie oceny, bo po prostu mogłam przed zakupem porządnie doczytać*, co robi Sabadi (czekolady włoskie).
*Chociaż nigdzie tak wprost nie piszą, że robią inny typ, niż tradycyjny. A przecież nie każda czekolada włoska musi być taka, nawet nie każda z miejscowości Modica chyba musi być z kryształkami (?).

Bardzo podobna do neapolitanek, acz mniej słodka (w nich wyraźnie też czuć nuty wnoszone przez dany cukier), a bardziej kwaskawo-ziemista, gorzka. Dym, migdały, róże, wino i wiśnie, cytryna, trochę kawy - wszystkie nuty Ekwadoru czuć dosadniej,  nie zagłuszył ich cukier, a w dodatku surowe kakao też pokazało swą moc, odciągając uwagę od cukru. Konsystencja tłustszej, bardziej kakaowej tabliczki też o wiele lepiej zaabsorbowała kryształki.


ocena: 9/10
kupiłam: EcoWybrane.pl
cena: 21,60 zł (za 50g)
kaloryczność: 576,6 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier kokosowy

piątek, 21 lipca 2023

Sabadi Il Cioccolato Taormina 60 % ciemna z Ekwadoru z morwą i kocimiętką

W sumie lubię morwę, acz nie jadam jej. Dziwna jest, przyznaję, ale w moim odczuciu raczej pozytywnie. Kocimiętkę mam i znam, bo ogólnie siedzę w tematyce ziół. Przyznać się jednak muszę, że kupiłam ją dopiero, gdy zobaczyłam tę czekoladę w internecie. Jako ciekawostkę z mojego życia dodam, że kiedy w przeszłości kupowałam smakołyki dla Luny (mojej kotki) właśnie z kocimiętką, nie robiły na niej najmniejszego wrażenia (co innego waleriana). Połączenie jednak tych dodatków w czekoladzie wydało mi się na tyle dziwne, że aż warte spróbowania. To była jedna z zakupionych czekolad Sabadi, do których wpadły mi gratisy w postaci neapolitanek. I w sumie... to właśnie po neapolitankach zaczęłam trochę żałować zakupu, tchórzyć. Zaczęło mnie nawiedzać niemiłe przeczucie, że wszystkie tabliczki tej marki są typu Modica, a więc z całymi kryształkami cukru.
Ta czekolada wchodzi w skład linii, dla której każda jedna jest dedykowana jakiemuś miastu. Ta np. Taormina.

Sabadi Il Cioccolato Taormina 60 % to ciemna czekolada o zawartości 60 % kakao Nacional Fino de Aroma z Ekwadoru z morwą i kocimiętką; typ Modica.

Po otwarciu poczułam delikatny zapach wyraźnie oddający zioła i kwiaty. Pomyślałam o suszonych białych kwiatach; coś w tym było, co skojarzyło mi się ze "słodkim papierem". Oczami wyobraźni zobaczyłam też kruche nitki karmelu, twardy i szklisty karmel-ozdobę. W tle pojawiły się niejednoznaczne orzechy, sucha ziemia i soczyście-goryczkowata cytryna.

Tabliczka wyglądała na surową, masywną. Okazała się twarda i krucha. Odskakiwały z niej... kryształki cukru. Trzaskała średnio głośno, a temu towarzyszył chrzęst cukru. Było go całe mnóstwo dużo, a przekrój ogólnie wyglądał na ziarnistą zbitkę z cukrem.
W ustach rozpływała się w średnim tempie. Zaczęła łatwo i kremowo, dość tłusto. Zaraz jednak pojawiła się soczystość i ziarnistość. Kryształki prędko zaczęły delikatnie drapać w język i wyłaniać się coraz bardziej. Drapały w sposób coraz bardziej denerwujący. W zasadzie zdominowały całość, miałam wrażenie, że w ustach mam zlepek kryształków w "jakiejś gęstawej mazi" (czekoladzie). Kryształków i kawałków dodatków. To mikroskopijne, nasiąkające kawałeczki i patyczki ziół oraz kawałeczki suszono-wilgotniejących owoców morwy. Były to jakby jędrno-żelkowe, twardo-miękkie drobinki z miękkimi farfoclami (pestki z miąższem?).

W smaku, gdy odgryzałam kawałek, pierwszy uderzał cukier o... czystym smaku cukru, acz w tym przypadku wyraźnie z "karmelowawą" nutą, bo to trzcinowy. Gdy po prostu umieszczałam kawałek w ustach, nie było aż tak źle, acz to właśnie też karmelowo-cukrowa słodycz mnie witała.

Szybko zaznaczyła się jednak także gorzkość. Wzrosła błyskawicznie, przedstawiając się jako czarna ziemia. Była sucha, acz jakby chłodna. Odnotowałam węgiel z nieco naturalnie słodkawym echem i kawę. Kawę ziarnistą, zaparzoną i... już przestudzoną? Ziemia zaczęła przy niej nabierać wilgoci. Z oddali kibicowała jej nutka-nuteczka wina.

W tym samym czasie, ale jakby zupełnie obok, nieintegralnie rozchodziła się słodycz. Reprezentowała karmel. Trochę jakby zgaszony. Palony... ale nawet nie mocno. Po prostu nie strasznie słodki. Oczami wyobraźni widziałam kruche, wyglądające jak bursztynowe szkło, nitki-pajęczyny ozdobnego karmelu. Karmel pomieszał się z kwiatami.

Kwiatów zebrało się sporo. Wiązały się z suszonym motywem. Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa do głowy przyszedł mi suchy i słodki papier. Wniósł lekką cierpkość, a kwiaty przywołały zioła. Za kwiatowo-ziołowym, słodkim splotem mignął kwasek podobny do cytryny. Nie jednak w pełni cytrynowy, a bardziej jak ziołowo-goryczkowata, lekko słodka cytryna.

Gorzkość ziemi i kawy zrobiła trochę miejsca orzechom włoskim. Może także migdałom? Lekko marcepanowym, i łagodzącym bazę? Czekolada jednak jakby nie chciała złagodnieć. Kawa wylała się na ziemię i oto poczułam niemal dominującą, wilgotnie-soczystą ziemię. Cytrusowość znalazła w niej upust i też ją podkreśliła. Wyłoniło się z niej także czerwone wino. Wytrawne i cierpkie w jednej chwili, a za moment...

Znacznie słodsze. Na język zaczęły wylegać kryształki, a wraz z nimi drastycznie podskoczyła słodycz. Ziemia NIEMAL dominowała, bo jednak to właśnie cukier skupiał na sobie lwią część uwagi. Osłodził wino, przekierowując je na nutę wiśniowo-kwiatową. Pomyślałam o kwitnącej wiśni i... jeżynach rosnących na niskich krzewach, na których obok owoców było sporo białych kwiatów. Cukier do wszystkiego dodał karmel. Poczułam słodko-cierpką nutę jakby połączenia wiśni, jeżyny i morwy białej (znam tylko taką) - obstawiam, że to właśnie dodatek jeżyny morwowej się odezwał.

Epizodycznie wśród kryształków pojawiały się drobinki ziół, dodatków, które podkręcały cytrusowo-ziołową, słodko-rześką lub papierowo-kwiatową, jakby nasączoną winem nutkę - zależy, co to akurat było. Raz po raz smak robił się trochę apteczny, jednak gdy akurat to cukier się skumulował, do głowy przychodziła mi słodzona kawa.

Pod koniec czekolada wydała mi się bardzo ziemista i jakby ziemia ta była nasączona winem i cytryną. Z lekką goryczką cytryny i wysoką, cukrowo-drapiącą słodyczą, co skojarzyło mi się z naturalną apteką.

Gdy czekolada rozpuściła się, został cukier robiący to nieco wolniej od niej, ale w końcu też znikający,  zostawały tylko małe kawałeczki dodatków.
Kocimiętka smakowała jak orzeźwiająca "cytrynowa mięta". Zawarła w sobie słodycz i lekką cierpkość, pozostawiając odrętwienie języka jak anyż (wydaje mi się, że kakao bardzo podkręciło jej smak).
Z kolei jeżyna morwowa kojarzyła mi się z połączeniem jeżyny i wiśni przerobionych na apteczny syrop, splecionych sucho-kwiatową, jakby zgaszoną słodyczą (suszoną morwę jadłam tylko białą, ta była podobna, ale jakby właśnie wymieszana z tymi ciemnymi owocami).

Po zjedzeniu został posmak cukru trzcinowego przede wszystkim, lekka ziemistość i dość mocna, ziołowa słodycz nasuwająca na myśl miętę oraz splątana z cierpkością. Do tego echo wina, orzecho-marcepanu... i czułam też zmęczenie cukrem. Nie było to jakieś strasznie przesłodzone, ale w denerwujący sposób jawnie cukrowe.

Całość bardzo mnie rozczarowała, bo czuć cudny, ziemiście-winny, kawowo-orzechowy smak samej bazy - prawdopodobnie rewelacyjnej, a także cytrynową soczystość, kwiaty. Wydaje mi się, że kocimiętka i morwa mogły świetnie zgrać się i nawzajem podkręcać z tymi ekwadorskimi, jednak... od wszystkiego jakby usilnie cały czas starał się odciągać uwagę cukier. Czuć go bardzo wyraźnie, a przez strukturę aż trudno skupić się na innych aspektach czekolady. Denerwował mnie, drapał i szorował język i podniebienie, przez co miałam wrażenie, że ucieka mi to, co naprawdę warte uwagi i nie umiałam się tym cieszyć, przez co po 1/4 skończyłam. Nie chciałam zostać z niemiłymi wspomnieniami i zmęczeniem strukturą - ta kryształkowa wyjątkowo mnie odpycha (a jednak ogół, a więc taka niewielka zawartość kakao i "czekolada z dodatkami" nie są warte tego, bym miała się próbować przemóc).
Oddałam Mamie. Ona co prawda nie czuła w niej żadnych konkretnych nut, ale i tak czekolada ją zachwyciła. Powiedziała: "I ta słodycz, i kwaśność przyjemna w niej była, że ogólnie bardzo mi smakowała. W sumie nawet tych dodatków jakoś specjalnie nie czułam, tylko w zębach zostały, ale tak to pyszna. I ten typ taki fajny. Pewnie dlatego, że ten cukier tak wyraźnie wyeksponowano, to mi smakowała, choć ciemna". Wtedy też zgadłam, że pewnie smakuje jej tak bardzo, bo to cukier trzcinowy, a Mama odparła: "No, to skoro trzcinowy, to pewnie masz rację, bo uwielbiam go. Ostatnio to w ogóle się w nim zakochałam, w tym jego smaku... to i ta czekolada pewnie mi dzięki niemu smakowała" (a zakochała się, bo zaczęła piec ciasta i właśnie trzcinowego używa).

Jak dla mnie typ Modica to odbieranie potencjału znakomitej bazie i marnowanie ciekawych dodatków. Wszystkie one bowiem nikły w obliczu cukru, którego było paskudnie dużo. Może gdyby jeszcze to była czekolada np. 80% kakao... ale przy 60% ilość cukru doprowadzała do szału. Mimo że całość nie wyszła cukrowo przesłodzona. I choć rozumiem, że to taki typ, to uważam, że trzeba wiedzieć, do czego on pasuje, a do czego nie. Poza tym, mam ogromny żal do producenta, że nigdzie nie zaznaczył, iż jest to właśnie czekolada tego typu.


ocena: 6/10
kupiłam: EcoWybrane.pl
cena: 20,80 zł (za 50g)
kaloryczność: 483 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier trzcinowy, jeżyny morwowe 2%, kocimiętka Nepetella 0,8%

środa, 5 lipca 2023

(neapolitanka) Sabadi Zucchero 75% cacao with Panela unrefined sugar ciemna

O cukrze Panela możliwe, że kiedyś coś obiło mi się o uszy, ale w sumie jako że ogólnie nie interesuje mnie cukier, można powiedzieć, że moja wiedza o nim ogranicza się do zera. Stąd przy okazji tej, ostatniej już otrzymanej neapolitanki, doinformowałam się w Googlu. Okazało się, że to zupełnie nieprzetworzony cukier trzcinowy. Koniecznie trzcinowy i koniecznie z Filipin, bo z innych miejsc na świecie może występować pod innymi nazwami. Czasem ponoć błędnie jako synonim stosuje się nazwy Muscovado i Panela, ale właśnie to jednak ponoć coś innego, bo chyba różni je nie tylko pochodzenie, ale też zawartość melasy. Panela obrabiany jest ręcznie. Trzcinę mieli się w specjalnych, małych młynkach, żeby uzyskać z niej sok, który potem jest formowany w bloki. Muscovado także występuje w blokach, ale podobno Paneli najbliżej do wysuszonego soku, przy czym jako cukier ponoć jest najbardziej mokrym cukrem... I tak pewnie wszystko mi się pomiesza i niedługo to zapomnę, ale warto wiedzieć, że są jakieś takie różności na świecie. Mnie tylko smuciło, że znowu będę to próbować w czekoladzie typu Modica, a więc z nierozpuszczonymi kryształkami.

Sabadi Zucchero Organic chocolate 75% cacao with Panela unrefined sugar to ciemna czekolada o zawartości 75 % kakao, słodzona surowym cukrem Panela (z linii Zucchero); typu Modica, jako neapolitanka ważąca 7g.

Po otwarciu poczułam delikatny zapach, reprezentujący dym, sporo melasy i jakby w zasadzie melasowy, nie za ciemny miód. Melasowość zawierała sugestię paloności, ale jawiła się zaskakująco świeżo, rześko, roślinnie. Tę rześkość wzmocniło soczyste, czerwone wino, co najmniej półsłodkie. Kompozycja mimo leciutkiej ziemistości i chyba nawet kawy w tle, przedstawiła się jako bardzo słodka.

Neapolitanka mimo tego, jak mała była, wykazywała twardość i przy łamaniu trzaskała głośno, acz z dziwnym pogłosem, jakby była zawilgocona. Gdy odgryzałam kawałek, rzęziła i potwierdzała swą twardość. Cały czas też przejawiała kruchość. Okruchy i kryształki cukru leciały na wszystkie strony.
W ustach rozpływała się powoli i dość twardo, trochę szorstko, ale nie jakoś szczególnie irytująco. Była średnio zbita i jakby mokra, wilgotna. Nie miała jednak nic wspólnego z wodnistością; czekolada zmieniała się w gęstą masę z leniwie rozpuszczającymi się kryształkami, kojarzącymi się z mokrym, grubym piaskiem. Tłustości w niej w sumie ani śladu, a choć piaskowego cukru dodano całe mnóstwo, jakby soczyście-gęsto rozpuszczał się w większości wraz z bazą. Tylko częściowo trochę na krótko zostawał, by lekko i mokro porzęzić na koniec. Jak na typ Modica, konsystencja wyszła przystępnie.

W smaku przywitał mnie gorzkawy dym, który roztaczał się nad... oceanem miodu. Na miodowych falach przybyły zaraz winne bałwany i w sumie można już mówić o drugim: oceanie czerwonego wina. Wino uderzyło niczym małe tsunami. Połączyło lekką, cierpkawą wytrawność i ogrom słodyczy. Pojawiły się gnilne, podfermentowane przejrzałe wiśnie i kwasek.

Dym odsunął się od wina, spowił słodycz. Pomyślałam o ciepłej herbacie z mnóstwem miodu i cytryną. Towarzyszyła jej zadymiona melasa, która przejawiała sporo palonych akcentów, ale wcale tak mocno palona nie wyszła. Bardziej po prostu ciepło. Zasugerowała leciutką korzenność, ciepło... może właśnie raczej motyw jakby gotowała się... jakby w ciepłej czarnej herbacie mieszać, rozpuszczać miód.

Do głowy przyszła mi miodowa melasa. Wyszła świeżo, w pewnej chwili nawet lekko kwiatowo. Pojawił się łagodniejszy, lżejszy karmel. Nuty karmelu palonego do goryczki przewijały się tylko, słodycz bowiem cały czas zmierzała ku niby melasowej, ale jednocześnie miodowej i karmelowej, delikatniejszej i bardziej "słodziusiej" strefie. Trzymała się skojarzenia z herbatą.

Gorzkość jednak nie próżnowała i mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa wyskoczyła nuta nieco mocniejsza od herbaty - czarna, trochę palona kawa z miodem. Zasłodzona miodem! Miodowość i jakby miodową melasę czuć wyraźniej, gdy na języku zaczęły wylegać drobinki cukru.

Wino również cały czas dbało o swoją pozycję, acz pod naporem miodowo-melasowej słodyczy i jej goryczki, nieco uległo. Soczystość jednak wciąż podkreślało, więc kolejną myślą były soczyste, a jednak bardzo goryczkowate rodzynki. Znowu zawinął się przy nich dym.

Melasa przyozdobiła się rodzynkami, karmelem i miodem. Pod koniec, pod tym co słodziutkiego i rześkiego płynęło od samych kryształków, baza odezwała się jeszcze dymem, wykazała nawet ziemistość, polała wino... ale słodsze i nieco bardziej korzenno-rozgrzewające. Trochę chowające się za ciepłą herbatą z miodem i cytryną

Nieliczne kryształki zostały po czekoladzie, ale gdy do tego doszło, oczywiście skupiły uwagę na swoim smaku jakby miodowej melasy, aż zasładzając przesadnie.

W posmaku została właśnie ta "miodowa melasa", ale też trochę dymu i ziemi. Na pewno czuć sporo rześkości i soczystość, przy czym w dużej mierze była to soczystość czerwonego wina i herbaty z miodem i cytryną.

Całość smakowała mi, i to bardzo, ale znowu odpychała mnie struktura czekolady typu Modica - rozumiem jednak, że ma taka być. W dodatku ten przypadek, z Panelą, był interesująco mokry.
Sam smak zaskoczył mnie swoją rześkością i soczystością. Sporo wina, rodzynki wplotły wytrawność, wiśnie i ziemię, ale to i tak melasa przyciągała większość uwagi. Nie była jednak aż tak od nich odstająca, a sama w sobie też charakter miała niecodzienny. Jej miodowości, wywołującej skojarzenie z herbatą z miodem i cytryną, za nic się nie spodziewałam. Myślę, że dane mi było bardzo dobrze poczuć smak cukru Panela, a jednak żałuję, że nie dopieścił on bazy, a objął dowodzenie. Pod nim bowiem czuć, że baza była rewelacyjna, ale właśnie - głęboko pod nim. I kryształki... ale tak, typ Modica, co zrobić? W przypadku Paneli i tak wyszło to najmniej irytująco. Gdyby nie to, że dzisiaj przedstawiana neapolitanka wyszła aż tak słodko, jednoznacznie nazwałabym ją najlepszą z serii. Myślę, że na Modicę, ten typ cukru, świetnie sprawdziłby się raczej przy co najmniej 80%.

O ile np. Sabadi Muscovado wydała mi się mocno melasowo-melasowa, tak dzisiaj przedstawiana to jakby "miodowa melasa", łagodniejsza pod względem "paloności" melasy, a bardziej jakby melasa rześka, soczysta. To mi odpowiadało bardziej, mimo że jednocześnie wydawała się nieco słodsza. Bliżej jej trochę do tej z cukrem kokosowym, ale... to rześkość i soczystość zupełnie innego rodzaju.


ocena: 8/10
kupiłam: dostałam od EcoWybrane.pl
cena: jak wyżej
kaloryczność: nie podana
czy znów kupię: nie

Skład: miazga kakaowa, surowy brązowy cukier trzcinowy Panela

poniedziałek, 26 czerwca 2023

(neapolitanka) Sabadi Zucchero 75% cacao with unrefined sugar from coconut palm flowers ciemna

Zachwycona neapolitanką Sabadi Zucchero sugar-free chocolate 100% Cacao, jednak wściekła na typ Modica (z nieroztopionymi kryształkami cukru), na który trafiłam w również "bazowo pysznej" Sabadi Zucchero 75% cacao with Muscovado sugar, na kolejną degustację wybrałam miniaturkę z cukrem znanym mi i... dość kontrowersyjnym w moim odczuciu. Podoba mi się jego smak np. w pastach orzechowych (w sensie, już jak muszą je słodzić, np. Mixitella Brownie czy Nutura Krem chałwowy), gdy nie ma go za dużo, ale już do czekolady nieszczególnie mi pasuje. W dodatku niemal zawsze cukier kokosowy występuję - albo ja tak trafiam - pod postacią kryształków, czego to w słodyczach bardzo nie lubię. Byłam niemal pewna, że trafię na nie i tutaj, przez co było mi przykro, bo czuć, że bazy czekoladowe Sabadi są naprawdę warte uwagi. Szkoda, że w przypadku neapolitanek nie rozpisali się na swojej stronie o używanym kakao.
Napisali za to coś o tym, jak pozyskuje się cukier kokosowy. Zbiera się jakoś sok z ciętych kwiatów palmowych, a potem delikatnie gotuje, by przybrał stałą formę. To umożliwia uformowanie go w bloku, które następnie kruszy się i mieli, ażeby mieć kryształki. Przypisuje mu się nawet owocowe nuty, a ogólnie chwali za to, że zawiera nie tylko składniki odżywcze, ale też jedynie 56% sacharozy - mniej niż inne cukry.

Sabadi Zucchero Organic chocolate 75% cacao with unrefined sugar from coconut palm flowers to ciemna czekolada o zawartości 75 % kakao, słodzona surowym brązowym cukrem z kwiatów palm kokosowych (z linii Zucchero); typu Modica, jako neapolitanka ważąca 7g.

Po otwarciu poczułam mocny zapach palonego karmelu i melasy, dosłownie ścigających się. W oddali została za nimi palona gorzkość kawy i drobna ziemistość. Z karmelem wiązała się pewna rześkość, soczystość... jakby "orzechowawy" kokos? Zdecydowanie jednak to szlachetna słodycz palonego karmelu i melasy dominowała.

Mała czekoladka była aż zaskakująco twarda i przy łamaniu głośno trzaskała. Kryształki i okruszki odskakiwały od niej, a przekrój potwierdził obecność kryształków, czyli typ Modica.
W ustach rozpływała się powoli i szorstko. Nie była tłusta, a mimo wrażenia obecności zawilgoconego cukru oraz trochę nawet wodnistości, była raczej suchawa. Kryształków z czasem wyłaniało się mnóstwo. Drapały język i podniebienie. Przypominały mokry piasek i zawilgocony cukier.

W smaku pierwsza pojawiła się bardzo soczysta, słodka wiśnia z towarzyszącym jej, acz trochę ociągającym się winem. Czerwonym, dość wytrawnym i jednocześnie słodkim. Słodycz od razu była dość wysoka, acz nieprzesadzona, bo wiśnie zadbały też o trochę kwaśności na boku.

Po chwili zaznaczyła się gorzkość. Odrobinka dymu spowijała wilgotną, chłodną ziemię, ale zaraz jedno i drugie uciekły na tyły.

Pierwszy plan bowiem zajął karmel. Mocno palony i intensywny, trochę melasowy. Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa wydał mi się dziwnie rześki, a melasa przybrała na znaczeniu. Podkręciła paloność ogólną. Karmel i melasa dominowały przez pewien czas zupełnie, zwłaszcza gdy na język zaczęły wylegać kawałki cukru.

Z tyłu nieśmiało mignęła czarna, palona kawa i... jakby "orzechowawy", słodko-rześki kokos. Pomyślałam o kwiatach... i chłodzie, wietrze. Aż jakby... mróz przypiekł w język? 

A soczystość przelewała się przez to wszystko dość wyraźnie. Słodko-soczysta, kwaskawa wiśnia zasugerowała kwitnące wiśnie, w znaczeniu: ukwiecone owocowe drzewa. Zimna ziemistość, jakby wręcz goryczkowato-ostrawa, i odrobinka dymu kibicowały z kolei soczystemu winu, z nieco beczkowym tłem. A jednak karmelowo-melasowy splot nie dawał im w pełni dojść do głosu. Był i jakby obok, i wgryzał się w nie. Echo kawy walczyło, ale dało efekt bardzo karmelowej kawy, i to ledwo wyczuwalnej.

Cukier zostawał dłużej od czekolady i wtedy dał się poznać jako on sam, czyli słodki jak palony karmel, melasa, ale nie taki czysto i chamsko słodki, a szlachetniej, ambitniej. Wydał mi się rześki. Wciąż jednak był to po prostu cukier osobno, co w moim odczuciu w jedzeniu jest odpychające.

Po zjedzeniu został bardzo słodki, cukrowy posmak karmelu związanego z rześkością. Mimo że czuć, iż to "inny", jakiś zacniejszy cukier, to jednak wciąż cukier. Lekko kwiatowo-wiśniowo-winne i gorzkawo ziemiście-dymne tło nie pomogło, bo... jakby uległo pod melasowym karmelem. Głównie... posmak cukru, nie czekolady.

Całość zasmuciła mnie, bo czekoladowa baza pełna ziemistości, kawy i dymu, bardzo wiśniowa i wyraźnie czerwono winna, została tak dosłodzona cukrem kokosowym o rześkim, intensywnym smaku palonego karmelu i melasy, że zupełnie odciągało to uwagę od tego, co najlepsze - kakaowej bazy. Sama baza... gdyby była gładka, ma potencjał na 10!
Struktura ciekawa, mokry piasek i kryształki - taka ma być, wiadomo, ale jak dla mnie paskudna. Trzeba to lubić. I przez ten efekt już po kęsie nie miałam ochoty na więcej, że po połowie tej drobinki (!) sobie darowałam. Rozumiem typ, ale... dla mnie to typ okropny.
Dzisiaj prezentowana od Sabadi z cukrem Muscovado była bardziej karmelowo-melasowa i "chłodniejsza". Cukier w dzisiaj przedstawianej podkreślił "chłodną ziemię", rześki chłód, bo we wspomnianej o wiele istotniejszy był dym, całość wyszła cieplej (i tak bardziej jak to czekolady słodzone cukrem trzcinowym).

Reszta - drobiażdżek - przypadła Mamie. Była zachwycona i, po dopytaniu, czy ten cukier "ma tak być?" (wyjaśniłam jej, że to typ Modica), stwierdziła, że w takim razie "jest zrobiona doskonale". Rozwinęła: "Nawet ten cukier tak nie ujawniał się od początku, a dopiero z czasem. Czuć szlachetną gorzkość, kwaśność, wszystko, jak trzeba. Ten cukier bardzo ciekawie wyszedł. I nawet mnie, raczej nieprzepadającej za ciemną czekoladą, wszystko tu się bardzo podobało. A może już lubię ciemną?".
Stąd... trzeba brać namiar na to, czym jest. I... no, chyba dobrze eksponuje cukier kokosowy, jednak ja nie chcę "eksponowania cukru", wolałabym "połączenie cukru z czekoladą".
Ocenę o punkt podciągnęłam po konsultacjach z Mamą, bo w sumie... nie mogę się czepiać czekolady, że jest typu, jakiego ma być, choćbym uważała go za najbzdurniejszy na świecie. Jak na typu Modica, to bardzo dobra czekolada.


ocena: 8/10
kupiłam: dostałam od EcoWybrane.pl
cena: jak wyżej
kaloryczność: nie podana
czy znów kupię: nie

Skład: miazga kakaowa, surowy brązowy cukier z kwiatów palm kokosowych

niedziela, 18 czerwca 2023

(neapolitanka) Sabadi Zucchero sugar-free chocolate 100% Cacao ciemna

Sabadi Zucchero Organic chocolate 75% cacao with Muscovado unrefined sugar smakowała mi jeśli chodzi o bazę. Bardzo mnie bolało, że zrobiono ją właśnie w taki sposób - z kryształkami cukru Muscovado. Setki nie są w moim typie, jednak z tej w końcu zaczęłam się cieszyć. Jak bowiem zobaczyłam gratisy, o tej pomyślałam akurat "łeee, setka". A po spróbowaniu  wspomnianej, wszystkie inne słodzone zaczęły mi się widzieć jako wątpliwe. I traf chciał, że ta niestety trafiła do mnie z rozerwanym opakowaniem, ale to szczegół. W przypadku tej miniaturki nie byłam w pełni pewna, co do pochodzenia kakao. Z tego, co sprawdziłam, mają pełnowymiarową Criollo Ocumare cocoa beans from Cata, Venezuela. To niby mogłaby być jej mała wersja, ale jakoś czułam, że nie. Że na miniaturkę dali blend czy coś. Co do miniaturki, którą znalazłam na stronie sabadi.it, było, że robią ją z ziaren z letnich zbiorów kakao, jednak... skąd je zbierają? Tego już nie dopisali. Logika podpowiada, że z Ekwadoru, ale w sumie ten gatunek kakao może być hodowany wszędzie.

Sabadi Zucchero Organic sugar-free chocolate 100% Cacao o zawartości 100% kakao Arriba Superior, bez cukru (z linii Zucchero); jako neapolitanka ważąca 7g.

Po otwarciu uderzył zapach wytrawnego czerwonego wina o wysokiej cierpkości, na pewno ciężkiego i z oleistym tłem. Poczułam też orzechy, sporo, ale nie do nazwania. Wydawało się jednak, że to na nich wszystko się opiera. Z wina wydobyta z czasem została słodsza nutka za sprawą jakby kompotu wiśniowego, mieszającego się z kwiatowym wątkiem. Ten w pewnym momencie wydał mi się bardzo istotny.

Czekoladka była bardzo twarda i właśnie w taki twardy, pełny sposób głośno trzaskała przy łamaniu. W tym momencie dostrzegłam niedomielone drobinki kakao.
W ustach rozpływała się długo, maziście. Była oleiście tłusta i lepkawa, acz nieprzesadnie. Z czasem wysiliła się na bardziej miękką jakby proszkowo-ziarnistą kremowość. Płynęła z niej wtedy pewna soczystość, tłustość, a pylisty efekt jakby próbował to zgrać i... wyszło mu to doskonale. Dziwnie, ale przyjemnie.

W smaku najpierw nieśmiało zbadał grunt delikatny, słodkawy nugat. Okazał się smakowo tłusty, w tym niedookreślony, ale nie mdły, a ewidentnie orzechowy.

Nagle wsunęła się kwaśność. Soczysta, acz z tłem... przenikliwym i nieco siarkowym? To jednak zaraz przysłoniły jasne, niedojrzałe wiśnie. Poczułam też kwaśne rodzynki. Trochę wyparły świeże wiśnie, na których to miejsce wlało się czerwone, wytrawne wino.

Wino cechowała ciężkość i kwaśność, ale też owocowość. Tak, jakbym jadła rodzynki i najpierw trafiała na same kwaśne, potem zaś już tylko na słodkie, ewentualnie słodko-kwaśne. Ogólna wiśniowość zbuntowała się, spojrzała tęsknie ku nugatowi i sama przybrała na słodyczy. Pomyślałam o wiśniowym kompocie.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa od nugatu wymknęła się delikatna nuta śmietanki. Kwaśność zupełnie oddzieliła się od owoców, zmieniając się w kwaśną śmietanę. Nie była jednak mocno kwaśna, bo mieszała się z innymi tłustymi smakami mlecznego pochodzenia. Pomyślałam o maśle... ale zaraz przypomniał o sobie nugat.

Śmietany i masło zniknęły na rzecz delikatnych orzechów makadamia. Zrobiło się bardzo orzechowo, orzechy w zasadzie wyszły na pierwszy plan. Podkreśliła je gorzkość ziemi i drewna. Drewna kominkowego? Pomyślałam też o orzechach laskowych. Już niekoniecznie jako o nugacie.

Z orzechami makadamia przybyła subtelna kwiatowość... Kwiaty, choć słodkie, skryły trochę cierpkości. Napomknęły o ziemi i cytrusach. Słodkich cytrusach. Wręcz słodziuteńkich mandarynkach, które to zamknęły cały występ.

W posmaku zostały właśnie słodkie mandarynki, wiśniowy kompot i orzechy makadamia, dodatkowo złagodzone jeszcze śmietankowym echem. Może również odrobinka kwiatów?

Całość była smaczna i intrygująca. Ta nagle wręcz słodziuteńka, mandarynkowa końcówka zszokowała mnie. W ogóle była zadziwiająco słodka jak na setkę. Wytrawne, ciężkie czerwone wino, osładzanie go poprzez nugat, orzechy makadamia, kompot i rodzynki wyszło ciekawie, jak i ciekawa była jednoznaczność orzechów makadamia. Ziemiste tony zadbały o powagę. Czekolada jawi mi się jednak jako przede wszystkim orzechowa - bo to właśnie orzechowość była bazą pod wszystko inne; mimo że odczuwalnie tego "wszystkiego innego" było w sumie tyle samo (jak nie więcej?) co orzechowości.


ocena: 9/10
kupiłam: dostałam od EcoWybrane.pl
cena: jak wyżej
kaloryczność: nie podana
czy znów kupię: mogłabym do niej wrócić

Skład: miazga kakaowa

czwartek, 15 czerwca 2023

(neapolitanka) Sabadi Zucchero 75% cacao with Muscovado sugar ciemna

Na nazwę "Muscovado" zawsze przypomina mi się czekolada Zotter Labooko Cacao Nature 75% with Muscovado sugar crackers, której wprawdzie nie mogę nazwać niesmaczną, ale która przyprawia mnie o grymas. Drobinki cukru - brr. On sam w sobie ponoć przypomina mokry piasek, więc myśląc o takiej strukturze, nie pasuje mi to do czekolady. Jakoś nie widzi mi się, by to miało dobrze pracować. Stąd, z otrzymanych gratisów z jakiegoś zamówienia internetowego, to czekoladkę z tym cukrem postanowiłam zjeść jako pierwszą. Dostałam bowiem 4 różne Sabadi: trzy słodzone różnymi alternatywami białego cukru i jedną 100%.

Sabadi Zucchero Organic chocolate 75% cacao with Muscovado unrefined sugar to ciemna czekolada o zawartości 75 % kakao, słodzona cukrem Muscovado (z linii Zucchero); typu Modica, jako neapolitanka ważąca 7g.

Po otwarciu poczułam wyrazisty zapach czerwonego wina i słodko-palonej melasy. Przy niej zawinęła się nieco palona nutka, jedynie stykając się z goryczkowatym wątkiem kakao. Pojawiły się też słodkie, miękkie wiśnie i chyba odrobinka kwiatów. Owoce i wino kontrastowo podkreśliły motyw brązowego cukru - wyobraziłam sobie wino, nasączające cukier właśnie.

Do przełamania czekoladki musiałam włożyć sporo siły, bo była bardzo twarda. Pyknęła-trzasnęła jednak średnio głośno. Już gołym okiem widać w niej sporo dużych kryształków cukru. Przy odgryzaniu kęsa, dodawały specyficznego chrzęstu.
W ustach czekolada rozpływała się powoli. Długo, niemal do końca zachowywała pierwotny kształt. Sprawiała wrażenie wodnistej i jednocześnie trochę suchej, choć sucha na pewno nie była. Rzadko-tłustawe fale spływały ze sporej ilości kryształków cukru. Były dość duże i rozpuszczały się wraz z czekoladą, podkręcając wodnistość. Okazały się jednak zaskakująco mięknące. Przypominało to trochę miękki, mokry piasek. Czasem trochę kryształków zostało, gdy baza już zniknęła. Gryzione okazały się jakby miękkimi grudkami zawilgoconego cukru.

W smaku pierwsza uderzyła gorzkość, przedstawiając się jako dym. Mignęła ziemia w duecie z cierpkością kakao. Przywiodło to na myśl ziemiste trufle belgijskie obsypane kakao.

Dosłownie w kolejnych sekundach polało się wino. Wpłynęło odważnie na pierwszy plan. Niosło ze sobą ogrom soczystości, i choć najpierw przedstawiło się jako czerwone wytrawne, zaczęła rosnąć słodycz.

Poniekąd słodycz była soczysta, ale w dużej mierze miała palono-karmelowy, melasowy charakter. Melasa nasilała się, gdy na języku pojawiały się kryształki cukru.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa przybyły wiśnie. Słodkie i soczyste owoce częściowo łączyły wino z melasą. Słodycz tej jednak tak rosła, że chwilami smakowała po prostu ciemnym cukrem. Soczysta część podkreśliła ją na zasadzie kontrastu.

Tym samym jednak, soczystość też została podkreślona właśnie tymi cukrowo karmelowo-melasowymi wpływami. Wiązało się to-to z pewnym ciepłem, stąd z czasem pomyślałam o tym jak to jakieś wiśniowo-melasowe wino rozgrzewa ostrością. Było to wino na pewno słodkie. Słodkie od kwiatów? Dym i jego gorzkość też wyszły tak... pikantniej? Pikantniej w kwiatowo-ziołowym sensie? Mimo wysokiej słodyczy, dym wciąż dbał, by także gorzkości nie zabrakło, acz jej impet z czasem słabł.

Nagle dym wchłonął w siebie słodycz i zaserwował mi sporo lukrecji i / lub anyżu. Słodki, ostry chłodek jednak jakby wyciszył czekoladowość i na końcówce zrobiło się bardziej wodniście-maślano w odniesieniu do bazy i cukrowo-karmelowo - ten wątek trwał jakby "obok wszystkiego". Choć nie zasładzała, przez to była za cukrowa.
Zwłaszcza, gdy trochę cukru zostało jeszcze po zniknięciu samej czekolady.

W posmaku zostały lukrecjowy chłód, pikantnawe wino oraz maślaność i po prostu brązowy cukier. Taka... szlachetniejsza, mniej słodka, a nieco jakby palona cukrowość z melasowym echem.

To czekolada zupełnie nie w moim typie, bo nie lubię tych z całymi kryształkami cukru (typu Modica). Takie coś odciąga uwagę od smaku. A sam w sobie smak, pomijając cukier, wydawał się zacny. Wiśnie i wino, dym... chciałabym to poczuć w normalnej czekoladzie. Lukrecja wydawała się jednak dzieckiem kakao i tego właśnie cukru, więc... sama nie wiem. Przypomniała mi się Taza Chocolate Mexicano Super Dark 85% i tak sobie myślę, że jak już robić czekoladę z nierozpuszczonym cukrem, to właśnie musi być jak najwięcej kakao. Ta wyszła tak, że nawet tej całej drobinki nie zjadłam, bo za bardzo denerwowało mnie to szorowanie cukru o podniebienie i język.

To czekolada o takiej strukturze, że ja po prostu nawet nie chcę mieć tego w ustach, nie sprawia mi przyjemności. A jednak rozumiem, że to taki typ - jak na typu Modica to bardzo dobra czekolada, więc po konsultacjach z Mamą o punkt podciągnęłam (najpierw chciałam sieknąć 7, zła na "szorowanie" i kryształki).
Resztkę z ciekawości przejęła Mama (jako że spada jej tolerancja na słodycz, już się przed ciemną czekoladą aż tak nie broni). Ciekawił ją i typ Modica, i sam cukier Muscovado. Powiedziała zaskoczona: "Wiesz, że mi ona nawet smakowała? Wcale nie za mocno gorzka, słodka tak ciekawie, a ten cukier... No, ten właśnie ciekawie wyszedł. Mi nie przeszkadzał." 


ocena: 8/10
kupiłam: dostałam od EcoWybrane.pl
cena: jak wyżej
kaloryczność: nie podana
czy znów kupię: nie

Skład: miazga kakaowa, brązowy cukier trzcinowy Muscovado