Tę czekoladę, podobnie jak jej "siostrę" o wyższej o 10% zawartości kakao i Sabadi Il Cioccolato Taormina 60 %, kupiłam sama. Surowa 80tka po prostu przemówiła do mnie na jednej ze stron internetowych, mimo że marki nie znałam. Gdy jedząc otrzymane jako gratis do zamówienia neapolitanki odkryłam, że Sabadi prawdopodobnie wszystkie swoje czekolady robi we włoskim typie Modica (z kryształkami cukru), załamałam się trochę. To się władowałam! Aż wstyd, jednak... na swoje usprawiedliwienie mam tylko tyle, że nigdzie nie było napisane, że to takie twory. Po Sabadi Zucchero sugar-free chocolate 100% Cacao i ogólnie, wychwytując spod cukru, czułam, że mają pyszne bazy - to właśnie je chciałam poczuć, nie cukrowość.
Czytając o tej czekoladzie, dowiedziałam się, że Sabadì kupuje ziarna kakaowe bezpośrednio od producentów w Ekwadorze, a ziarna obrabia w temperaturze nieprzekraczającej 42 stopni. Taką czekoladę można nazwać surową - żadna bowiem nie jest zupełnie niepoddawana obróbce termicznej. Sabadi swoich tworów nie konszuje. Chwali się, że używa jedynie dobrze sfermentowanych (ta, bo gdyby było inaczej, na pewno by napisali...), które przetwarza na zimno, praży krótko i właśnie, jak już wspomniałam, w niezbyt wysokich temperaturach.
Sabadi Cruede Raw Chocolate 80 % to ciemna czekolada o zawartości 80 % surowego kakao Nacional Fino de Aroma z Ekwadoru; typ Modica.
Po otwarciu uderzył soczysty i wytrawny zapach czerwonego wina z mocnym, ziemistym tłem. Czułam gorzkość dymu (ale nie paloną nutę) oraz płatków róż. Ich goryczka mieszała się z nieco gnilną słodyczą, a ta zaprosiła też podfermentowane, przejrzałe wiśnie, dopasowujące się do wina. W tle pojawiły się też migdały w skórkach, nutka wilgotnego ciemnego chleba i rześkość. Cytrusy tchnęły ją w kompozycję, dodały kwaśności. Przełamały też karmelowo-melasową słodycz, która chyliła się w ciężkim kierunku. Całość nie była lekka (acz ciężka też nie).
Tabliczkę cechowała twardość i masywność. Przy łamaniu wydawała dźwięk łączący średnio głośny trzask potwierdzający jej "pełnię", masywność, ale też zdradzający skrzypienie cukru. Przekrój miała zwarty i ziarnisty, z pojedynczymi lśniącymi kryształkami cukru, których na szczęście za wiele nie dostrzegłam.
W ustach rozpływała się powoli, ale bez oporu. Początkowo wydała się kremowa, jednak już w ciągu kolejnych sekund ujawniła szorstkość i ziarnistość. Była tłusta, odrobinę oleista. Kryształki cukru szybko zaczęły zaznaczać się na języku, wyłaniając się z gęstej mazi i rozpuszczając wraz z nią, jakby wmieszane w nią nie chciały się od niej odłączyć. Rozpuszczając się, dodawały jej wodnistego efektu, pojedyncze zostawały już na sam koniec, by sobie chrupnąć, ale... w przypadku tej czekolady nie były nadto irytujące. Dało się je znieść.
W smaku pierwsza, niczym grom, uderzyła gorzkość. Skojarzyła mi się z dymem (ale nie chodzi o nutę palenia / prażenia) i chłodną, wilgotną ziemią. Pokryły ją liście tabaki, wilgotniejące i nasiąkające od niej.
Po chwili odnotowałam cukier. Karmelowo-melasowy, szlachetny, ciemny. Szybko wsunął słodycz między inne nuty, ale obyło się bez zgrzytów, bo miał w sobie pewną rześkość. Pomyślałam o rosie i mgle. Cukier wyszedł jakby zgaszony i z wpisaną goryczką.
Rześkość zaraz wydobyła i podkręciła cytrynę tak, że na chwilę wyskoczyła ponad wszystko inne. Była kwaśna, soczysta, a także z echem goryczkowatej skórki. Nasączyła ziemię. Ziemistość szalała dzięki surowemu kakao. W pewnym momencie kwasek, mieszający się z goryczką wydał mi się wręcz siarkowy. Nie mogę jednak powiedzieć, by czekolada była szczególnie kwaśna - o to już dbała karmelowo-cukrowa słodycz oraz echo kawy.
Cytryna po chwili wprowadziła też kwaskawo-wytrawne czerwone wino. Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa cytryna nieco zwolniła, a na pierwszy plan wpłynęło czerwone wino. Ziemia i dym, jakby piwniczny motyw dodały mu charakteru. Pomyślałam o leżących w piwnicy drewnianych beczkach z winem.
Słodycz przewijała się przez to epizodycznie. Pobrzmiewała leciutko cały czas, czasem wychylając się jako silna i wyrazista. Podskakiwała nagle, zaskakując swoim intensywnie karmelowo-melasowym smakiem. Bez trudu za jego sprawą wchodziła w bardziej gorzkie wątki.
Beczki i liście tabaki z czasem zmieniły się w migdały. Słodycz podpowiedziała też kokosa. Oczami wyobraźni patrzyłam na całego orzecha kokosowego oraz migdały w gorzkawych skórkach. Trochę łagodziły kompozycję. A liście, wysuszone, lecz zawilgocone, przemknęły w słodycz.
Wino za sprawą słodyczy przeszło w nutę zawilgoconych, wilgotnych płatków róż. Dominowały świeże. Raz czy drugi pomyślałam o płatkach róży ucieranych z cukrem; konfiturze różanej. Karmelowy wątek był bardzo znaczący, a jednak pod koniec (wbrew obawom) trochę się krył. Podsunął za to dojrzałe, a nawet przejrzałe, nieco podfermentowane wiśnie. Słodycz w pewnym momencie wydała mi się aż przypalono ciastkowa - mowa o migdałowych wypiekach z różnymi takimi "dżemikami". I posypanymi suszonymi płatkami róż?
Melasowo-karmelowa słodycz zmieniła wilgotną ziemię i motyw mokrego asfaltu, który pod koniec jej towarzyszył, w kawę. Słodką, karmelową, ale też gorzką. W pewnym momencie jakbym te słodkości nią przepiła i... Ziemia z echem dymu i w niej podkreśliła jednak też kwasek. Cytryny? Trochę przenikliwie siarkowy?
Długo utrzymujący się posmak należał na pewno do cytryny oraz ziemi, jak również delikatniejszej kawy i migdałów... Czy raczej migdałowych ciastek z płatkami róży? Czułam palono-przypaloną słodycz melasy, aż nieco za mocną, gdy akurat po czekoladzie został jakiś kryształek. Normalnie, gdy nie zostawał, wcale za słodko nie było.
Całość bardzo mi smakowała i bardzo zasmuciła. Choć typ Modica, a więc kryształki, tu aż tak nie dawały się we znaki... były i trochę w język drapały, odwracając uwagę od smaku przepysznej bazy. Ta bowiem serwowała gorzkość ziemi, dymu i kawy oraz cytrynę, wino i wiśnie. Cudnie w tym wszystkim wyszła surowość kakao! Płatki róż, zawilgocenie, migdały - wszystko to w zasadzie nawet bardzo do karmelowo-melasowej słodyczy i rześkości cukru kokosowego pasowało, jednak naprawdę... ileż bym dała, by wszystko to poczuć w formie gładkiej, bez kryształków... Nie obniżam za nie oceny, bo po prostu mogłam przed zakupem porządnie doczytać*, co robi Sabadi (czekolady włoskie).
*Chociaż nigdzie tak wprost nie piszą, że robią inny typ, niż tradycyjny. A przecież nie każda czekolada włoska musi być taka, nawet nie każda z miejscowości Modica chyba musi być z kryształkami (?).
Bardzo podobna do neapolitanek, acz mniej słodka (w nich wyraźnie też czuć nuty wnoszone przez dany cukier), a bardziej kwaskawo-ziemista, gorzka. Dym, migdały, róże, wino i wiśnie, cytryna, trochę kawy - wszystkie nuty Ekwadoru czuć dosadniej, nie zagłuszył ich cukier, a w dodatku surowe kakao też pokazało swą moc, odciągając uwagę od cukru. Konsystencja tłustszej, bardziej kakaowej tabliczki też o wiele lepiej zaabsorbowała kryształki.
ocena: 9/10
Skład: miazga kakaowa, cukier kokosowy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.