niedziela, 30 lipca 2023

Meybol Cacao Solo Kakao 80 % Chuncho Single Plantation - Peru Limited Edition ciemna

Nie raz pisałam, że te najsubtelniejsze, najdelikatniejsze, najbardziej cenione i ozłacane na konkursach odmiany kakao w moim odczuciu często są za łagodne i aż tak mnie nie chwytają. Chuncho nie robi więc na mnie jakiegoś szczególnego wrażenia, ale w przypadku Meybol... Gdy wreszcie zobaczyłam ich tabliczkę o zawartości 80 % kakao, jego gatunek był mi obojętny.


Meybol Cacao Solo Kakao 80 % Chuncho Single Plantation - Peru Limited Edition to ciemna czekolada o zawartości 80 % kakao Chuncho z Peru; edycja limitowana.

Po otwarciu poczułam wyraźnie słodko-gorzkie, jakby zgorzkniałe rodzynki i kwaśny kefir. Mieszał się ze śmietanką, wprowadził pewną łagodność... A łagodność związała się z wytrawnością. Do głowy przyszedł mi olej z orzechów i w końcu same orzechy laskowe. Do kwaśności nabiału z kolei dołączyły nektarynki oraz brzoskwinie w bardzo słodkiej zalewie. Te miały w sobie coś z... przetworzenia? Podfermentowania? Jakby gnilnej pikanterii? Nadała kompozycji mocno słodkiego charakteru, mimo że wśród owoców odnotowałam też akcent cytrusów - bardziej jakiegoś podsłodzonego "cytrusika" wołającego z tła.

Zbita, raczej sucha w dotyku tabliczka była twarda. Łamana trzaskała w masywny i kruchy sposób sposób. Nie sprawiała jednak problemów, nie musiałam wkładać w to dużo siły.
W ustach rozpływała się łatwo, w tempie umiarkowanym. Okazała się lekko tłustawa w śmietankowy sposób, a także znacząco pylista. Z czasem nawet proszkowo-szorstkawa. Na pewno jednak nie sucha. W odsieczy z czasem przybywało mnóstwo soczystości. Dzięki temu choć nie brak jej esencjonalności, wyszła lekko.

W smaku najpierw mignął mi jakby karmel, ale z taką soczystością niemal natychmiast go zalewającą, że albo karmel z rodzynek, albo po prostu same rodzynki o karmelowym charakterze. Słodko-soczyste, ciemne i jasne - różne. Niektóre aż lekko zgorzkniałe.

Goryczka rodzynek paradoksalnie wprowadziła jeszcze więcej słodyczy. Oto polał się niemal czarny miód gryczany z lekko pikantnym echem.

W tym czasie pojawiła się też goryczka oleju kokosowego. I subtelny kokosowy kwasek? Zaopiekowała się nim ziemia, zasypując go niemal zupełnie. Zwróciła na siebie więcej uwagi. Zrobiło się porządnie gorzko. W mojej głowie pojawiły się obrazy gęstego lasu, mnóstwa drzew z szumiącymi liśćmi, leszczyny. Gorzkość jednak jakby od środka po paru chwilach zaczęła przełamywać maślaność. Pomyślałam o oleju z orzechów laskowych - takim wydzielonym na wierzchu miazgi 100% z orzechów?

Orzechy laskowe same w sobie wydały mi się lekko słodkawe i maślane. Z czasem jednak nuty te rozstały się. Orzechy poszły swoją drogą, masło swoją.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa za rodzynkami poczułam "cytrusika". To nuta cytrusowa, niby kwaśna, ale też słodka o uroczym wydźwięku. Słodycz mieszała się z ogromem soczystości - bo to właśnie bardziej soczystość niż po prostu kwaśność. Słodycz rosła cały czas, ale już o wiele spokojniej niż na początku.

Poczułam słodkie nektarynki, z których leje się sok. Miękkawe, dojrzałe... Te świeże i surowe mieszały się z czasem z brzoskwiniami. Brzoskwinie były to nie tylko świeże i same w sobie, ale też jakby z jakiejś słodkiej zalewy. Może miodowej? Do tego wyłapałam też jasne śliwki. Nawet całkiem sporo.

Rodzynki zdawały się dowodzić "słodkim kwaskiem". Wskoczyły do motywu nabiału. Masło zmieniło się w kefir, a oczami wyobraźni zobaczyłam jakiś owocowo-kefirowy deser z rodzynkami.

Orzechy laskowe wydały mi się nie pierwszej świeżości. Trochę suche, goryczkowate... Chyba odnotowałam też drzewa i... zioła? O, te już wyszły o wiele bardziej świeżo. Nagle uderzył rozmaryn. Może karmelizowany? Cynamon i miód wyłoniły się i zmieszały z nim. Pomyślałam o goryczce i ostrości miodu gryczanego, a potem znowu po prostu o ziołach i przyprawach. Ostro-goryczkowatych, acz ze słodyczą. Tylko że bardzo szlachetną. I taką... rześko-świeżą.

Pod koniec goryczka ziół zmieszała się z rodzynkową, co dało świeży efekt, a na języku odnotowałam jakby odrętwienie od słodko-ostrego korzenia lukrecji. Laskowce pojawiły się jako oleisto-maślane, ale wciąż orzechowe złagodzenie. Wyobraziłam sobie przypalone (miejscami spalone na węgiel?) ciastka maślane z rodzynkami i orzechami. Karmelizowany i miodowy wątek odnalazł się właśnie w tych ciastkach.

W posmaku zostały i orzechy laskowe, i olej kokosowy z pikanterią podkręconą ziołami. Do tego doszła lekko drzewna nuta i rodzynki. Były słodkie i soczyste, trochę podsycone cytrusami i żółtymi owocami (brzoskwiniami i śliwkami?).

Całość nie dość, że bardzo mi smakowała, to jeszcze zaintrygowała. Nuty oleju kokosowego i z orzechów laskowych (też starych orzechów), potem na szczęście przykryte mocno orzechami i ziemią były niespotykane. Rodzynki pokazały kilka oblicz, a owoce: nektarynki, brzoskwinie i trochę śliwek z cytrusami całkiem nieźle to rozegrały. Wprowadziły rześkość, świeżość. Przyprawy, w tym bardzo jednoznaczny rozmaryn, i zioła nieźle to zakończyły - ku aprobacie ziemi.
Gorzkość wysoka, kwaśność i soczystość w punkt, a choć i słodyczy było tu dużo, nie przeszkadzała, bo pokazywała raz po raz pazurki.


ocena: 9/10
kupiłam: Dom Czekolady (dostałam, dziękuję!)
cena: cena to 33 zł (za 70g)
kaloryczność: 644 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: miazga kakaowa, surowy cukier

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.