piątek, 7 lipca 2023

krem Sticky Blenders Matcha Nerkowiec z białą czekoladą

Bardzo lubię zieloną herbatę, ale znawczynią nie jestem - może właśnie dlatego jakoś szczególnie matcha, tak ceniona, mnie nie zachwyca. Nie przeszkadza mi jej algowa, przez niektórych nazywana rybią, nuta, po prostu jakoś tak ogółem... Czasem jednak coś z jej dodatkiem zaciekawia. Uwielbiany przeze mnie producent Sticky Blenders swój krem z nią zachwala jako wprowadzający do ich manufaktury piąty smak, czyli umami. Użyli konkretnie oryginalnej japońskiej matchy od Matcha Bros. Nie piłam jej, ale z tego co mi brzmiało... że mięsna nuta? W kremie z białą czekoladą? W sumie już jej dodawanie do kremów orzechowych niezbyt mi się widzi. A takie połączenie? W niezdrowy sposób mnie zaciekawiło. Ech, ta ciekawska natura.

Sticky Blenders Matcha Nerkowiec z białą czekoladą to "naturalny krem z lekko prażonych orzechów nerkowca z białą czekoladą i zieloną herbatą matcha".

Po otwarciu uderzył zapach niemal dziecięco uroczej białej czekolady. Był wysoce słodki i mocno mleczno-maślany. Do głowy przyszło mi wyidealizowane i w nerkowcowej wersji Kinder Bueno White (recenzja z 2015 oraz z 2020, ale i tak odnośnie pasty mowa o wyobrażonym). Maślaność miała głównie białoczekoladowy charakter, nerkowcowy nieco tonął w otoczeniu. Matcha najpierw wydała mi się bardzo nieśmiała, a w trakcie mieszania i jedzenia... do wychwycenia, ale wciąż bardzo subtelna i raczej słodka.

Na wierzchu nie wydzieliło się ani trochę oleju, natomiast dostrzegłam jakieś kulki - jak się potem okazało, "biało czekoladowego tłuszczu" (czytałam o tym na stronach różnych producentów - że wydzielają się czasem w czekoladowych naturalnych kremach kulki tłuszczu kakaowego - zalecają wtedy krem na trochę podgrzać i wymieszać, jednak ja tego nie robiłam).
Krem już wyglądał na zwarty i gęs...tawy. Nie taki mocno gęsto-zbity, bo ciągnął się i wykazywał plastyczność. Kleił się znacząco.
W trakcie jedzenia kleistość się potwierdziła, jako że maziście zalepiał zupełnie, po czym eksponował swoją zwartość i gęstawość. Nie był gęsty czy ciężki, ale esencjonalny. Wydawał się miękki, nieco mięsiście żujny  i "tłusto-nietłusty". Realną tłustość, wzbogaconą nieco o kremowo-czekoladowy aspekt, niby czuć, ale nie była nachalna.  Pasta rozpływała się w tempie średnim, acz szybko okazała się pylista, z czasem nawet nieco szorstkawo pylista. Pylista tak... konkretniej? Jakby raz po raz zawinął się tam nawet element minimalnej miazgowości.
Kremie trafić można na małe, czarne kropki. Jak się uprzeć i je rozgryźć, okazywały się twardo-chrupiące, acz były tak mikroskopijne, że by to zrobić, trzeba się postarać.
Okazało się, że kulek tłuszczu nie wytworzyło się wiele, ale nie były niczym przyjemnym.

W smaku w pierwszej sekundzie odnotowałam jakby rześkość, może nawet "soczystość", jednak już ułamek sekundy później zagrzmiała biało czekoladowa burza. Błyskawicznie rozlała się po całych ustach i była smakiem głównym, wiodącym. To mocno śmietankowa biała czekolada, ewidentnie maślana i słodka, ale nieprzesłodzona.

Maślaność rozwinęła się jako częściowo orzechowa... nerkowcowa. Pomyślałam o dziwnie wręcz śmietankowo delikatnych orzechach, wraz ze słodyczą i czekoladą przywodzących na myśl nerkowcową i wyidealizowaną wersję Kinder Bueno White. 

Pasta wydała mi się bardzo mleczna. Ze śmietankowo-mlecznej właśnie, słodkiej toni, uwolniły się z czasem nerkowce. Były delikatne, same w sobie słodkie i jakby nieprażone. Nawet nie starały się zdominować kompozycji, a trzymały się tyłów i na pewien czas gubiły się zupełnie.

Mniej więcej w połowie rozpływania się porcji w ustach do coraz słodszej śmietankowości dołączyła nutka zielonej herbaty. Choć łagodna, nakazała słodyczy nieco zwolnić, zabarwiając ją... sobą. Oto nieco wyraźniej poczułam subtelną, słodkawą matchę i zaraz pomyślałam o matcha latte, a więc tej zielonej herbacie ze spienionym mlekiem. Zielona herbata wyszła tu bez najdrobniejszych algowych przebłysków, ale ze szlachetnie gorzkawym, wytrawniejszym wątkiem.

Matcha wprowadziła pewną "zieloną soczystość", świeżość, rześkość na pewien czas. Potem jednak zaczęła się bardzo mieszać z białą czekoladą i nieco słabnąć. Nerkowce, a w zasadzie w ogóle orzechowość z czasem niemal zupełnie się ukryła.

Słodycz natomiast wzrosła niemiłosiernie, aż drapiąc w gardle. Pod koniec dosłownie mordowała, dając się poznać jako przesłodzona biała czekolada. Wciąż nie był to czysty smak cukru, a twór "pełniejszy", esencjonalny, ale mnie męczyła. Poczułam też motyw mleka w proszku, które jakoś tam cały czas trochę trzymało z matchą. 

Po zjedzeniu matcha jako szlachetna i bardzo delikatna zielona herbata została w posmaku, jednak o wiele istotniejsza okazałą się biała czekolada. Była dominująca; bardzo słodka i mleczno-maślana. W gardle drapało. Orzechy nerkowca czuć w zasadzie jedynie jako echo.

Całość mi nie smakowała przez intensywny, dominujący smak białej czekolady i przesłodzenie z nim związane. Choć nie czysto cukrowa, obiektywnie może nawet nie tak tragicznie przesłodzona, dla mnie zdecydowanie za słodka. Bolało mnie też, że prawie zupełnie zagłuszyła nerkowce. Lecz lekkie skojarzenie z nerkowcowym białym Bueno było miłe, nie powiem. Mogłoby jednak być bardziej istotne. Matchę dodano łagodną, bez algowych posmaków - ona też sama w sobie wydawała się słodka. Choć "świeża", niewiele to pomogło przy tak imperatywnej białej czekoladzie. Wszystko to przełożyło się na czystą słodycz - brak bowiem elementów przełamujących. Szkoda, bo ogólnie w połączeniu drzemie potencjał. Jednak... tej białej czekolady to dałabym o wiele, wiele mniej. Ogólnie pasta nie była zła, bo poniekąd była, czym być miała. Zmęczyłam nawet jakoś trochę ponad połowę, ale więcej po prostu nie byłam w stanie. Za biało czekoladowo (a próbowałam zjeść, bo Mama z kolei nie lubi rzeczy z zieloną herbatą), więc trafił do Mamy.

Mama stwierdziła: "No taki biało czekoladowy, orzechów tam rzeczywiście tylko trochę czuć, ale to wszystko mi akurat nie przeszkadza. Bardziej ten posmak zielonej herbaty ni jak mi tam nie pasuje". Trochę jednak zjadła z waflami ryżowymi. O tym połączeniu powiedziała, że jest "zjadliwe". Próbowała też z kaszą manną, ale skomentowała: "kasza nic temu kremowi nie pomogła. Nie dość, że i tak niesmaczny, to jeszcze jakoś się nawet nie rozpuszczał. Aż się miodem wspomagać musiałam."

Nutura Premium Krem Orzechowy Matcha wyszedł o wiele lepiej, bardziej orzechowo, nie tak zabójczo biało czekoladowo (w końcu do niego czekolady nie dodano). Dzisiaj opisywany krem bowiem właśnie za dużą ilością czekolady według mnie zawalił sprawę. Do nerkowców i matchy była po prostu za silna.


ocena: 6/10
kupiłam: stickyblenders.com
cena: 25,90 zł za 200g
kaloryczność: 602 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: orzechy nerkowca 80%, biała belgijska czekolada (cukier, tłuszcz kakaowy, mleko w proszku, lecytyna sojowa), matcha Matcha Bros™

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.