Pokazywanie postów oznaczonych etykietą czekolada: jabłko. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą czekolada: jabłko. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 2 września 2025

Fin Carre Flavour Baked Apple Cinnamon Crumble Milk Chocolate mleczna z cynamonem, ciastkami i jabłkami

W 2025 wróciłam w góry znacznie szybciej niż się spodziewałam. Szybciej nawet niż rok wcześniej! Nagle bowiem pod koniec stycznia poczułam niemal wiosenne powietrze, pogoda sprzyjała... Oczywiście nie miałam zamiaru pchać się w Tatry, gdzie jeszcze panowała zima, ale gdzieś niżej - dlaczego by nie? Wybrałam nie za długą pętlę z Ochotnicy Dolnej na Lubań. Na wieżę widokową dotarłam niebieskim szlakiem przez las (w którym wcześniej poczęstowano mnie Choceur Orzechowa Czekolada Mleczna z Całymi Orzechami Laskowymi). Wieża jednak zasnuła się mgłą, mimo że straszliwie wiało. Oba te czynniki wykluczały ładne zdjęcia na niej, więc kombinowałam pod wieżą. Potem zachciało mi się jeszcze pójść na Średni Groń, i... na nim się zorientowałam, że mgła na Lubaniu odpuściła. Zawróciłam więc, by jednak coś z tej wieży zobaczyć. Parę zdjęć zrobiłam więc na nowo - bo dlaczego nie? No i czekolada towarzyszyła mi w lodowo-błotnistej drodze powrotnej szlakiem żółtym przez bazę namiotową, a potem zielonym przez Morgi z powrotem do Ochotnicy. Tam już poczułam trochę zimy, więc wariant czekolady okazał się bardzo adekwatny.

Fin Carre Flavour Baked Apple Cinnamon Crumble Milk Chocolate to "mleczna czekolada o zawartości 30% kakao "o smaku jabłkowo-cynamonowym z 12% kawałkami ciastek i 2% kawałkami liofilizowanego przecieru z jabłka" (kawałkami jabłkowymi) oraz cynamonem, inspirowana pieczonymi jabłkami i cynamonową kruszonką; edycja limitowana na zimę 2024/2025; marki własnej Lidla.

Po otwarciu poczułam intensywny zapach cynamonu, który bez dwóch zdań dominował nad resztą, a także pewne pieczone ciepło i motyw szarlotki. Jabłka stanowiły subtelną, kwaskawo-soczystą nutkę, a jeszcze dalej za nimi doszukałam się orzechów - chyba trochę podpinających się pod wspomniane ciepło. Wszystko to na cukrowo słodkim tle mlecznej czekolady.

Tłustość tabliczki czuć już w dotyku. Wydała mi się też potencjalnie lepkawa. Przy łamaniu okazała się średnio twardo-krucha i słychać było lekkie trzasko-chrupnięcia. Dodatki dołożyły się do chrupania. 
Zarówno na spodzie, jak i w przekroju widać dużo średnich i małych kawałków jasnych ciastek i dosłownie kilka średnio-sporawych jabłek w formie bladożółtawej kawałko-kostki. Dodano ich tyle, że w zasadzie nie da się zrobić kęsa bez dodatków. By spróbować trochę czekolady osobno, musiałam dosłownie spiłować trochę z wierzchu, brzegu zębami. Miejscami bowiem ciastko dosłownie siedziało na ciastku.
W ustach czekolada rozpływała się średnio szybko, ochoczo mięknąc. Acz pewną zbitość zachowywała. Baza wykazywała niemal idealną gładkość. Była mazista i tłusta w sposób maślano-śmietankowy.  Po paru chwilach językiem wyczułam dużo dodatków: głównie suchawo-kruche ciastka, a tylko nieliczne, częściowo rozpuszczające się, mięknące kawałki jabłkowe. Wydawały się wilgotne i lepkawe.
Trudno było gryźć dodatki obok czekolady, bo z czasem tworzyły zawiesinę, która mieszała się z czekoladową masą, stając się jednością. Ja więc zostawiałam je na koniec, dając wszystkiemu spokojnie się rozpuścić. 
Z czasem niektóre ciastka wypadały z czekolady. Do złudzenia przypominały kruchą, wilgotniejącą, mączną kruszonkę.  Okazało się, że miejscami wystąpiły jako zbitki ciasteczkowych grudek. Częściowo rozpuszczały się i one. Minimalnie nasiąkały i zmieniały się w pyliście-mączną zawiesinę z grudek. Gryzione ciastka trochę twardo chrupały, ale ogólnie nie były twarde.
Kawałki jabłkowe gubiły się wśród nich. Gryzione trochę trzeszczały, robiąc się coraz bardziej miękkawo-lepkie. Zaplatało się w nich znikome zżelowanie.

W smaku od początku czułam wysoką słodycz i intensywny cynamon. Otarł się o sztuczne przerysowanie, ale zaraz odciągnęła od tego uwagę rosnąca słodycz. Potem już cynamon jednak poszedł w rozgrzewającym, naturalniejszym kierunku.

W tle przemknęła mi nieśmiała szarlotka oraz motyw pieczono-ciastowy. Nie tak nieśmiały. Wydaje mi się, że osiadła w nim dosłownie półnuta orzechowa. 

Dodatki bardzo szybko dawały o sobie znać, po czym zaraz zajmowały miejsce obok czekolady, rozbrzmiewając z nią w harmonii. Mleczny wątek znalazł sobie miejsce na tyłach.

Kiedy spróbowałam samej czekolady osobno, była mleczna i cukrowo słodka, ale wyraźnie sama w sobie też smakowała ostrawym cynamonem i szarlotką z kruszonką. Nie jednak tak, jakby przesiąkła dodatkami, a jakby dodano taki aromat.

Ciastka szybko dały o sobie znać - nie trzeba było ich gryźć. Skojarzyły mi się z mączystą, słodką kruszonką. Cukrowa czekolada, mieszając się z nimi, podszepnęła na moment cookie dough, lecz zaraz zniknęło.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa, słodycz zaczęła piec w gardle. Cynamon umocnił to uczucie. Cały czas czuć go sporo.

Dodatki, choć też słodkie, próbowały chociaż trochę opóźnić zacukrzenie. Były bowiem słodkie łagodniej niż czekolada.

Szarlotka w tej kompozycji to bardziej... Kruszonka przesiąknięta nutą słodkich, niemal tylko złudnie kwaskawych jabłek. Kiedy trafił się jabłkowy kawałek, ten smak się trochę nasilał, ale  nigdy nie doganiał ciasteczkowości.

Z czasem cukrowość bardziej dawała się we znaki, ale cynamon i pieczony wydźwięk trochę ją urzyjemniły. Mleko za to cały czas nie pchało się na przód, ale go nie brakowało.  Było za słodko, ale w sposób niewykluczający smaczności.

Im więcej kawałków na koniec się wyłaniało, tym bardziej zawłaszczały sobie smakowa scenę. Prezentowały się na niej głównie kruszonkowe ciastka, którym przygrywał cynamon. Echo jabłek zdecydowało się na odrobinę słodyczy i prawie kwasku.

Jabłkowe kawałki, a właściwie to, co z nich zostało (w sumie trochę tego było), gryzione smakowały delikatnie niczym jabłkowy przecier z prażonych jabłek. Były słodkie, leciutko soczyste; kwaskawe jedynie niektóre i to przelotnie. 
Gryzione ciastka fundowały wyrazisty, słodko-mączny smak kruszonki. 
Dodatki trochę tonowały przecukrzenie, ale to na koniec i tak było wysokie.

Po zjedzeniu został posmak mączystej kruszonki z echem soku jabłkowego. Otoczyła je wysoka, cukrowa słodycz, paląca w gardle i na języku. Umocnił to cynamon, który na koniec wydał mi się wpisywać trochę w pewne przerysowanie.

Czekoladę odebrałam pozytywnie, jednak szkoda, że trochę zapomniano o jabłkach i przesadzono z cukrem. Wyszła uroczo kruszonkowo-ciasteczkowo i charakternie cynamonowo, co ratowało od przesłodzenia totalnego. Niestety, szarlotki i jabłek czułam niedosyt. Nutka się pojawiła, ale kawałków jabłkowych pożałowano. A szkoda, bo w tych kawałkach czuć potencjał. Pewnie gdyby jabłek było więcej, słodycz zostałaby lepiej przełamana.
Tak, niestety, wyszła nieco gorzej niż podobnie zrobiona Fin Carre Limited Edition Enjoy Chilled Milk Chocolate Type Banana Ciao Cacao, gdzie dzięki owocom lepiej wszystko zagrało. Choć we wspomnianej było tylko 2,5% bananów, to w przypadku liofilizownego przecieru, jak widać robi to różnicę. 1,3% przecieru jabłkowego w dziś przedstawianej niestety trochę niedomagało.

W górach szła fajnie, mimo że za słodko, w domu jednak słodyczą nadto męczyła. Kończyłam ją więc jakoś w 3 podejściach, za każdy razem się zacukrzając (ale była na tyle ciekawa i smaczna, że się jej nie pozbyłam!).


ocena: 8/10
kupiłam: dostałam (a ojciec kupił w Lidlu)
cena: sprawdziłam: 5,99 zł
kaloryczność: 524 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, mleko w proszku odtłuszczone, miazga kakaowa, mąka pszenna, słodka serwatka w proszku, bezwodny tłuszcz mleczny, tłuszcz kokosowy, zagęszczony przecier jabłkowy 1,3%, miazga z orzechów laskowych, cynamon 0,1%, sól, skrobia z manioku (tapioka), emulgator: lecytyny; substancja spulchniająca: węglany sodu; ekstrakt waniliowy, naturalny aromat

czwartek, 9 maja 2024

Zotter Utopia Wine & Fruit / Obst mleczna 50% z kremem śmietankowym z białym winem oraz kremem jabłkowo-gruszkowym z miodem

W zasadzie owocowe nadziewane czekolady mleczne można krótko zaklasyfikować jako "nie dla mnie", ale zdarzają się wyjątki. Gdy mogę dostać jakiegoś dziwnego, ciekawego Zottera za darmo, w przypadku niektórych kompozycji włącza mi się tryb "dlaczego nie?". Ten był w sumie w miarę ciekawy - z racji nadzienia z jabłek i gruszek, które bardzo rzadko występują w czekoladach. W ogóle właśnie opis nadzienia na stronie był bardzo ciekawy, sympatyczny. Wg Zottera idealnie odzwierciedla symbiozę wina i owoców w jego winiarni, gdzie winogrona na wino rosną w cieniu drzewek owocowych w systemie mieszanym (ponoć najlepszym). Podobnie w tej tabliczce winny krem znalazł się pod kremem z owoców. Interesująca inspiracja.


Zotter Utopia Wine & Fruit / Obst to ciemna mleczna czekolada o zawartości 50 % kakao nadziewana śmietankowym kremem "ganache" z białym winem Souvignier gris i grappą oraz kremem z jabłek, suszonych gruszek i miodu.

Po otwarciu poczułam bardzo mocny i słodki zapach alkoholu, dyktującego ciężki klimat kompozycji. Pomyślałam o białym, owocowo słodkim winie i grappie. Mieszały się ze słodyczą
miodu oraz słodką, wyraźnie mleczna czekoladą o nieco chlebowo-orzechowym charakterze. Spód wydawał się nieco bardziej owocowy i słodko-ciężko-alkoholowy. Choć nasiliło się to po przełamaniu, wtedy ujawniła się też wyrazista śmietankowość. Wpisała się w ciężkość słodkiego alkoholu, który dominował.

Tabliczka była niby konkretna, ale miała w sobie coś z delikatności. Łamana nie trzaskała, mimo że nie była miękka. Sama czekolada łamała się krucho, ale wnętrze było miękkie i ewidentnie delikatne. Obie warstwy odznaczały się plastycznością.
Nadzienie dolne, winne, wyszło bardziej maziście-tłusto. Wyglądało na rzadkie. Górne wydawało się zżelowano-dżemowatym, średnio zbitym kremem z grudkami, pojedynczymi kawałeczkami owoców.
W ustach całość rozpuszczała się w szybkawo-umiarkowanym tempie.
Czekolada rozpływała się kremowo i maziście. Dała się poznać jako gęsta i tłusto maślana. 
Nadzienia szybko do niej dołączyły z racji swojej miękkości. Winne okazało się mocno śmietankowe i maziste, bardzo miękkie i wręcz rzadkie. Znikało najszybciej, z czasem wydając się, mimo gładkości,  trochę pudrowym.
Krem owocowy przypominał połączenie trochę zżelowanego dżemu i soczystego, grudkowatego marcepanu z owoców zamiast migdałów. Wydał mi się rozlazły i bardzo, bardzo plastyczny, gibki. Nie rozpuszczał się jednak tak szybko. W ogóle to bardziej się.. rozchodził.
Na koniec zostawało sporo trzeszcząco-skrzypiących drobinek (mieszanka mikroskopijnych skórek i jakby zmielonych wiórków kokosowych?) i pojedyncze, soczyste i jędrne, wciąż jakby zżelowane kawałki owocowe. To trochę malutkich farfocli i trochę większych żelkowatych kawałków o wyższej soczystości (obstawiam jabłka). Do tego kawałki jędrne i ze skórkami (rodzynki?) i o niższej soczystości, z wyczuwalnymi rzężącymi kuleczkami (gruszki). Gryzione to wszystko było raczej miękkie. Sporadycznie zaplątało się coś trzeszczącego (też soczystego).
Żaden z kawałków nie zaprezentował się jako gąbczaste, suszone owoce, czego można by się spodziewać. Za to, co mnie chyba nie powinno dziwić, biorąc pod uwagę moje "szczęście" - trafił mi się kawałek łuski od jabłka.

W smaku czekolada przywitała mnie karmelową słodyczą i mleczno-maślanym smakiem. Wydała mi się kryć niemal wiejską nutkę, siankowo-orzechowy akcent. Chlebowy akcent już chciał się zaznaczyć, gdy do gry weszły nadzienia.

Alkohol odezwał się bardzo szybko - miałam wrażenie, że czekolada nim lekko przesiąkła. Winny krem podłączał się pod czekoladę konsekwentnie, natomiast owocowe przeszywało ją i bardziej zwracało na siebie uwagę motywem soku jabłkowego.

Krem winny okazał się bardzo słodki. Wydał mi się nieco biało czekoladowy i mocno śmietankowy. Rozgrzewał alkoholem i cukrem. Także w nim pojawiły się soczyste akcenty, ale nie samych owoców, a rześkiego, owocowego białego wina. Alkohol wydał mi się zaskakująco mocny i podkręcił słodycz. Rozgrzał gardło już w ciągu paru sekund. Przewinęła się winogronowa nuta, a ja pomyślałam o grappie. Podpięła się pod kwasek drugiej warstwy, acz winny krem spróbowany osobno okazał się sam w sobie też lekko kwaskawy.

Krem owocowy wplótł w całość trochę kwaśności. Pomyślałam o soku jabłkowym, mieszającym się z kwaskawymi jabłkami, wkomponowanymi w słodką, przecierową masę. Wyobraziłam sobie masę z pieczonych jabłek i gruszek, zalanych miodem. Tego nie pożałowano, acz wydaje mi się, że pod miodem i tu kryła się alkoholowa nuta (nie wykluczam, że warstwa przesiąkła drugą). Wyszło to jak połączenie dżemu jabłkowego z dodatkiem słodkich gruszek i przecieru-musu owocowego (zwłaszcza, gdy spróbowałam osobno, to skojarzenie było mocne). Przewinęły mi się tam jeszcze rodzynki i... jeszcze coś nieuchwytnego. Ten krem dołożył się do rosnącej słodyczy całości, a jego kwasek delikatnie przeplatał całość. W pewnej chwili, mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa, okazał się podkręcony cytryną. Chyba też przewijała się tam nuta czerwonych owoców.

Mimo kwaśności, gdy miód z dżemowatej warstwy i alkohol z drugiej się połączyły, zrobiło się zdecydowanie za słodko. Drapało i rozgrzewało, a wszystko pod wpływem tych mocnych czynników nieco się spłyciło. Słodycz zrobiła się ciężka i zaczęła męczyć. Kremy połączyły się, że ich owocowość była nierozerwalna i trochę już niedookreślona, choć jabłka akurat czuć cały czas. Słodycz i alkoholowość nakręciły się nawzajem.

Gryzione kawałki owoców w dużej mierze były słodkie w sposób bardzo soczysty, ale dzięki nim czasem wracał też kwasek. Czułam wyraźnie słodko-dżemowate, chwilami kwaskawe, a chwilami wyraźnie suszone, ale soczyste jabłka. Do tego kwaskawe wtrącenia niedookreślone, chyba m.in. rodzynek, a także sporadycznie słodkie, delikatne gruszki.

Po zjedzeniu został posmak mocnego alkoholu o słodko-owocowym smaku, rozgrzanie nim wywołane, a wzmocnione słodyczą oraz sporo owoców. Czułam kwaśno-słodkie jabłka, gruszki, ale i mnóstwo innych. Kwasek był niejednoznaczny. Słodycz zwieńczył miód i białoczekoladowo-śmietankowy, może nawet lekko kokosowy wątek.

Całość zupełnie mnie nie przekonała, mimo że potencjał w niej czuć. Dżemowata warstwa z jabłek i gruszek była bardzo przyjemna. Mimo miodowej słodyczy, nie brakowało w niej soczystego kwasku. Specyficzna, dżemowato-żelowata struktura zacnie wyszła. Takie coś połączone z "białym kremem" mogłoby robić za alternatywę dla typowych nadziewanych czekolad, ale... właśnie ten biały krem za bardzo się rządził. Wyszedł za ciężko do drugiej, ciekawszej warstwy. Ogrom alkoholu, słodycz - to wszystko zaczynało z łatwością męczyć. Gdyby ten krem zrobić delikatniejszym, bardziej bazowym, kompozycja mogłaby zachwycać. A tak wyszła z potencjałem, a spłycona.

Z 72g zjadłam 33g i tyle wystarczyło, by nacieszyć się ciekawostkowością jabłkowej warstwy i bez emocji resztę oddałam Mamie. Opisała czekoladę tak: "Sama czekolada na wierzchu dobra, ale jakaś za słodka do tego wnętrza mi się wydawała. Górne nadzienie z jabłek i gruszek bardzo, bardzo ciekawe, ma ogromny potencjał, ale jego efekt zepsuła cała reszta. Ten biały krem stłamsił ten owocowy. Mocny alkoholowo, białe wino i coś jeszcze czuć, takie to intensywne, słodkie i aż niepotrzebnie. Za bardzo uwagę przyciąga, a to ta owocowa warstwa powinna stanowić sedno tabliczki. Przekombinowane, za bardzo złożone. Z czasem tam nawet coś jakby piernikowego poczułam, co może i fajne było, ale za dużo tego wszystkiego i w końcu za słodko się trochę robi. Dostawałam od Ciebie lepsze Zottery, bo ten po prostu niezły był".


ocena: 7/10
kupiłam: dostałam od zotter.pl
cena: 18,90 zł (cena półkowa za 70 g)
kaloryczność: 469 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, miazga kakaowa, suszone jabłka (11%), mleko pełne w proszku, syrop cukru inwertowanego, miód, sok jabłkowy (4%), suszone gruszki (3%), rodzynki, odtłuszczone mleko w proszku, białe wino (2%: zawiera siarczany), masło, grappa, syrop skrobiowy, karmelizowane mleko w proszku (odtłuszczone mleko w proszku, cukier), koncentrat soku cytrynowego, suszone maliny, słodka serwatka w proszku, verjuice – sok z zielonych winogron, suszona żurawina, proszek kokosowy (pasta kokosowa, mleko kokosowe, mąka kokosowa), napój ryżowy w proszku (ryż, olej słonecznikowy, sól), emulgator: lecytyna sojowa; sól, sproszkowana wanilia, chipsy kokosowe, pełny cukier trzcinowy, cynamon, ziele angielskie, proszek cytrynowy (koncentrat soku cytrynowego, skrobia kukurydziana, cukier), emulgator: lecytyna słonecznikowa

piątek, 9 października 2020

Vosges Cheddar and Apple 45 % Milk mleczna z jabłkami, cynamonem i serem cheddar

Po obłędnej Vosges 67 % Parmesan Walnut and Fig pozostałe smaki już na oko robiły na mnie mniejsze wrażenie, postanowiłam więc schodzić z zawartością kakao (kolejno: mleczna, biała), by potem skoczyć do ciemnych innych. Dzisiaj opisywana to ser, tym razem brytyjski, który bardzo lubię, acz w okolicach degustacji mocno przypominał mi o daniu, które na moją prośbę, pod moje dyktando robił mi ojciec - paszteciki dyniowe a'la z Pottera, ale na wytrawnie, bo właśnie z dynią i długodojrzewającym cheddarem.
W dzisiejszej tabliczce znalazł się ser z mleczarni Cabot Clothbound. Obstawiam, że nie przypadkowo, bo Katrina, czyli właścicielka Voesges otwarcie przyznaje, że uwielbia małe degustacje i poczęstunki różnościami. Czy to czekolady, sery, likiery, krakersy czy trufle (także jej wyrobu). Według niej czekolada i ser to dwa fermentowane produkty, które świetnie do siebie pasują. Nie jestem pewna, czy podzielam to zdanie, ale na razie jeszcze nie trafiłam na złą czekoladę z serem (tanie walące sztucznym serem się nie liczą).

Vosges Cheddar and Apple 45 % Cacao Milk to mleczna czekolada o zawartości 45 % kakao z jabłkami, cynamonem i dojrzewającym 12 miesięcy serem Cheddar z Vermontu.

Już otwierając poczułam intensywną i smakowitą woń cynamonu w słodkim otoczeniu, w którym odnotowałam słodkie jabłka (trochę konfiturowo-szarlotkowe). Dzięki palono-pieczonej nucie pomyślałam o ciasteczkach cynamonowo-jabłkowych (z dżemikiem!), słodzonych jakimś... miodo-karmelem. Zahaczyło to o skojarzenie z tworem typu batony Fig Bar (jadłam figowy).
Jednocześnie równie wyraźnie czułam poważniejsze nuty dymu i wędzenia. Tu znalazło ujście mleko oraz wędzono-soczysta serowość. Była to wytrawna mleczność, odwołująca się jednak w pewien sposób do słodyczy. Zaskoczyła mnie harmonia tego.

Tabliczka już na dotyk zdradziła swą tłustość. Łamała się jedynie z pyknięciem, nie była zbyt twarda sama w sobie (a jedynie przez grubość). To pewnie dodatki stały za efektem dźwiękowym. Tych nie pożałowano. Już w przekroju widać ich mnóstwo: kawałków ogromnych i mniejszych. Szczególną uwagę zwróciłam na okropnie wyglądające słupki sera cheddar.
Nie da się w zasadzie zrobić gryza, by na nic nie trafić (a tym samym poczuć samą bazę).
W ustach czekolada rozpływała się przyjemnie łatwo, w umiarkowanym tempie i gęstawo. Zmieniała się w zalepiający krem, wykazując przy tym lekką proszkowość. Odsłaniała tak mnóstwo dodatków. Mimo to nie wyszła jak bezsensowny zlepek-ulepek.
Sera dodano najwięcej. Jego słupki początkowo były dość twardawe, potem jednak nieco nasiąkały. Ciamkając i gryząc bliżej końca / na koniec odkryłam, że to zacnie świeżawe kawałki o strukturze twardawej, lekko sprężystej i specyficznie serowo-kruchej. Był suchawy w sposób charakterystyczny i pożądany (nietłusty). Niektóre niestety miejscami wyszły jak ser, który wysechł i tyle, ale w większości czuć charakterystyczną strukturę cheddarów.
Jabłka wystąpiły w różnej wielkości i formie. Niektóre były trzeszczące jak wiórki kokosowe, inne jednocześnie chrupiąco-soczyste i miękkawe jak świeże lub też chrupiąco-twardawe, mięknące jak suszone, a jeszcze inne tak małe i farfoclowate... że w sumie trochę nijakie. Taka mieszanina jednak przełożyła się na skojarzenie z jabłkami z jakiejś masy... prażono-konfiturowej, czy to jak z ciasta / ciastek.

W smaku już wgryzając się poczułam słodycz palonego karmelu. Była znacząca, ale nie przesadzona. Natychmiast zalało ją pełne, naturalne mleko. Miało to wydźwięk ciepły i milusi, więc zaraz pomyślałam o mleku z miodem.

Za tym ciepłem niewątpliwie stała nutka cynamonu. Ujawniła się także w słodko-soczystym motywie jabłek, nieśmiało wołającym z tła. Poczułam prażone z cynamonem jabłka, takie szarlotkowe, w wydaniu "na ciepło", słodziutkie, a jednak soczyste i rześkie. Obudowała je pieczono-palona nuta.

Samą bazę właśnie mocno paloność cechowała. Oprócz słodyczy palonego karmelu czuć w niej leciutką goryczkę "orzechowego" kakao, gorzkawość dymu. Mniej więcej w połowie wydała mi się niemal wędzona, mocno palona i soczysta w kontekście... wytrawniejszym. Mleko zrobiło trochę miejsca serowym nutom.

Kawałki dodatków zaczęły wylegać na język. Nie musiałam ich gryźć, by poczuć a to mocniejszy smak słodkich, minimalnie kwaskawych jabłek, a to jakby podwędzany, słodko-słonawy ser żółty - ewidentnie cheddar. Podkreśliła go sól, która też się pojawiła w ilości nieprzesadzonej. Wyraźniej zabrzmiał lekko ostry cynamon, który podsycił serową pikanterię. Nie było to bardzo ostre, ale przyjemnie przypiekające język.

Mieszając się z karmelowo-korzenną słodyczą, ułożyło się to w szarlotkowy smak, ciasteczkowo-korzenny (myślę o jakiś ciastkach / Fig Barach z nadzieniem jabłko&cynamon). Mignął mi jakiś lekko orzechowy motyw. Ciepło i cynamon w asyście lekkiej goryczki kakao, genialnie łączyły się ze słodyczą czekolady. Zaznaczyła swoją obecność także w gardle, co skojarzyło mi się z miodem.

Była to jednak kumulacja rozgrzania cynamonem i słodyczy karmelo-miodu, ale także tej naturalnej cynamonu. Wszystkie te nuty zdawały się podłapywać jakieś wątki cheddara. Wciąż epizodycznie czułam też odrobinkę soli - od sera właśnie. Ten z kolei nie wybiegał przed naturalne mleko, które wydało mi się zawierać swoistą słodycz.

Dodatki gryzione prawie pod koniec i na koniec oczywiście zrównywały się z bazą, a nawet chwilami wychodziły przed nią. Ser jednak dziwnie podkreślił orzechowość i mleczność samej czekolady. Cheddar to czysty cheddar, jabłka z kolei... to cała paleta. Głównie kojarzyły mi się z prażoną konfiturą, taką masą do ciasta / ciastek (zacną, z kawałkami, które nadto nie rozmiękły), ale raz i drugi padła sugestia świeżych. Suszone jabłka jakoś najmniej czułam (nie powiedziałabym, że takie dodali - obstawiałabym raczej wmieszanie prażonych czy konfitury). Czasem przecięły resztę drobnym kwaskiem.

W posmaku pozostał właśnie soczyście wytrawny ser żółty, jego lekka pikanteria i cynamon oraz palona, karmelowa czekolada. Paloność / prażenio-pieczenie też czułam, z leciutką gorzkością. Jabłka po zjedzeniu wydawały się już bardziej słodko-kwaskawe i nieco surowsze.

Całość była genialna! Niezwykle spójna i wyrazista. Wszelkie nuty stanowiły jedność. Słodycz wchodziła w wytrawność, wytrawność w przyprawy, dodatki itd. Spora ilość pikantnie-słodkiego cynamonu nie zagłuszyła tegoż samego w serze, a właśnie ser... też aż tak się nie narzucał, trzymając się mleka. Palono-gorzkawa nutka kakao zdawała się czuwać nad wszystkim i dodawać szlachetności. A tej nie brakowało, bo i słodycz taka była - głęboka, miodowo-karmelowa.
Pyszna czekolada. Znacząco słodka, trochę drapiąca, ale... charakterna i pyszna. W dziwny sposób przypomniała mi Pralusa Costa Rica Trinitario 75 % (jakby jego nuty podrabiała dodatkami).
Bardzo przypadły mi do gustu jabłka, bo nie lubię gąbczastych suszonych, a te... z takimi nic wspólnego nie miały.


ocena: 9/10
kupiłam: vosgeschocolate.com za czyimś pośrednictwem
cena: 8 $ (za 85g)
kaloryczność: 500 kcal / 100 g
czy znów kupię: mogłabym

Skład: mleczna czekolada (cukier trzcinowy, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, ziarna wanilii), ser cheddar Cabot Clothbound (pasteryzowane mleko, kultury serowe, sól, enzymy, barwnik: annatto), suszone jabłka (jabłka, dwutlenek siarki). cynamon

sobota, 19 października 2019

Coppeneur a'la Apfelstrudel mit Vanille im Vollmilch-Chocolade mleczna z nadzieniem z jabłkami, migdałami, orzechami laskowymi, rodzynkami, rumem i cynamonem

Dość długo nie mogłam się zdecydować, czy na koniec przygody z Coppeneur zostawić mleczną czy ciemną. Najpierw, po białej chciałam zjeść ciemną, aby jakoś dać szansę marce na pokazanie, że zna inne składniki niż cukier, ale prawie w ostatniej chwili zmieniłam zdanie. Może zamiast skakać, lepiej tak zamknąć wszystko na poważnie? A i jakoś zachciało mi się (bo było to niedługo po Moser Roth z żurawiną i jabłkiem) czekolady jabłkowej.

Coppeneur a'la Apfelstrudel mit Vanille im Vollmilch-Chocolade to mleczna czekolada o zawartości 34 % kakao z jabłkowym nadzieniem z migdałami, orzechami laskowymi, rodzynkami, rumem i cynamonem; stylizowana na szarlotkę z wanilią.
Nadzienie stanowi 67 % całości.

Po otwarciu poczułam intensywny zapach słodkiego "jabłka w cukrze", z nienachalnie zaznaczonym owocowym kwaskiem oraz cukrowo-mleczną czekoladą w tle. Po przełamaniu nasilił się mleczno-śmietankowy wątek, a czekoladę podkreślił cynamon i subtelny, ciepły motyw alkoholu.

W dotyku tabliczka wydała mi się tłusto-proszkowa (jak jakaś biała), ale nie topiła się. Łamała się z trzaskiem, była w pewien sposób twarda, ale tylko z racji grubości wierzchniej warstwy. Nadzienie odznaczało się bowiem tłusto-miękką plastycznością. Już na oko widać w nim było średniej wielkości kostki jabłek.
W ustach czekolada rozpływała się w tempie umiarkowanym, minimalnie opornie-gęsto. Oprócz tłustości i echa proszkowości, cechowała ją wodnistość (z racji wysokiej zawartości cukru?). Ogólnie jednak sprawiała wrażenie sucho-proszkowo kremowej.
Nadzienie to miękko-plastyczna masa przypominająca owocowy marcepan: niby gładko-kremowa z racji dużej zawartości śmietanki, a jednak z częściowo przemielonego czegoś (owoców, migdałów i laskowców). Tłustawa, a jednocześnie rzadka w mleczno-soczysty sposób.
Tak jak pisałam, nadzienie było częściowo przemielone, a więc niegładkie, ale farfoclowo-grudkowate, ze skórkami i sporymi kawałkami. Rodzynki to raczej mikroskopijne, ale wciąż jędrne kawałko-skórki, jabłka z kolei... ich kostka mnie zaskoczyła. Zachowała bowiem pewną soczystość. Była miękka, ale nie jak suszone jabłka, a miękkie kawałki jabłek w cieście / konfiturze. Trochę skórek nadało rzężącego efektu. Pod względem struktury zacnie wyszły przy wręcz soczyście-świeżo miękkawych i nieco chrupiących migdałach (i orzechach, odgrywających mniejszą rolę).

W smaku czekolada od pierwszych sekund szarżowała cukrem, do którego zaraz dołączyła maślaność. Po chwili doszło mleko, ujawniające smak wnętrza (którym czekolada ewidentnie przesiąkła). Wszystko to sprawiło, że kojarzyła się wręcz trochę cukrowo-białoczekoladowo. Z czasem tylko ogólna orzechowość jej pomogła.

Nadzienie bardzo szybko podbiło słodycz, acz nadało jej trochę waniliowego wydźwięku. Wanilia surfowała jednak na pewnej... desce sztucznawej cukrowości, przy której pojawił się słodko-ciężki alkohol. Dzięki temu że robiła to na wyraziście śmietankowych falach, wyszła w miarę w porządku. Po oswojeniu się z cukrem, po paru chwilach poczułam w oddali słodkie jabłka. Wszystko to podkreślił cynamon.

Pewne nuty sztucznej cukrowości mniej więcej w połowie ułożyły się w posmak rumu. Ten wymieszał się z cynamonem i rozgrzał kompozycję. Raz i drugi przełożył się nawet na gorzko-alkoholową nutę, która zdziałała wiele dobrego.

Słodycz owocowa miała problem z przebiciem się spod cukru, ale soczystość nabrała odwagi właśnie po tym przyprawieniu. Ze wsparciem rumu, kwaskowato-słodkie rodzynki otworzyły drogę słodko-kwaskowatym, szarlotkowo-konfiturowym jabłkom. Nie kojarzyły się z suszonymi, a z pieczonymi, ciastowymi i przetworowatymi. Pomogły w tym rodzynki i...

...początkowo nieuchwytna, w drugiej połowie coraz bardziej znacząca, orzechowa nuta. Przodowały migdały, choć cynamon przyjemnie podkreślił ogólną orzechowość. Z racji alkoholu raz i drugi pomyślałam o rumowo-migdałowym, "ciastowym" marcepanie... z jabłkami i rodzynkami. Spora ilość masła dodała obrazu szarlotki z orzechową kruszonką. Cynamon bliżej końca, wzmocniony przez nieordynarny rum, tchnął odrobinę ciepłej pikanterii, idealnie zmieszanej z gorzkością rumu.

Migdały i orzechy dominowały, gdy je rozgryzałam. Okazały się pełne smaku i świeżutkie. Wyrazistsze były migdały.
Jabłka z kolei... wnosiły więcej takiej słodkiej, jabłkowej delikatności.
O większe kawałki rodzynek trudno, ale jak już się trafiły, to mieszały się z resztą. Zwłaszcza z cukrem, bo pod nim to wszystko tonęło.

Całość była smaczna, dobra, interesująca, ale niestety zepsuta ilością cukru. Pomysłowe rozwiązanie w kwestii nadzienia kupiło mnie, ale nie miałam żadnej przyjemności z jedzenia przez cukier. Nienachalny, ale wyraźnie wyczuwalny rum, jabłka w zacnym wydaniu i duża ilość cynamonu oraz migdałów, orzechów... to miało taki potencjał! Trochę mało rodzynek, zdecydowanie za mało kakao, ale... Najpierw cukier, potem cukier, długo nic i dopiero te smaki... Szkoda.
Połowę oddałam Mamie, bo mi po prostu za dużo w tym cukru. Jej smakowało o wiele bardziej, mimo że nie zgadła, że to czekolada szarlotkowa. Powiedziała, że "jadła, czuła słodkie i jej smakowało". Tyle. Ocenę oczywiście wystawiłaby wyższą niż ja. I... myślała, że to jakiś Zotter jej wpadł.


ocena: 6/10
kupiłam: LuxFood
cena: 22,63 zł (za 75g)
kaloryczność: 510,83 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, 15% pełne mleko w proszku, woda, 7% nadzienie jabłkowe (suszone jabłka, cukier, skrobia modyfikowana, skrobia, regulator kwasowości: kwasek cytrynowy, aromat), migdały, miazga kakaowa, rum jamajski, orzechy laskowe, 2% rodzynki sułtańskie, cukier inwertowany, koncentrat soku jabłkowego, lecytyna sojowa, naturalny aromat wanilii, cynamon

niedziela, 29 września 2019

Moser Roth Dark Chocolate Cranberry ciemna 52 % z żurawiną i jabłkami

Żurawina to owoc, który postrzegam jako smaczny, ale jest mi kompletnie obojętny. Nie umiem więc powiedzieć, po co mi dzisiaj przedstawiana tabliczka. Chyba przeważyło to pierwsze i to, że w dniu, gdy podjęłam decyzję o zakupie, miałam lepsze niż obecnie mniemanie o Moser Roth. Obecnie także do niej, jak do dodatku, mam obojętny stosunek. Dobrze się jednak złożyło, że niedługo po niej miałam otworzyć wersję Terravity - ot, takie małe porównanie. No, i zestawienie z drugim smakiem - też takim typowo suszonoowocowym. Swoją drogą, o jedzeniu świeżej żurawiny nawet nigdy nie słyszałam.
Dopiero w dniu degustacji z kolei dowiedziałam się, że oprócz żurawiny, w tej tabliczce znalazły się też jabłka - nie jako skład owocowych cząstek. Takowych w ogóle miałam w niej nie uświadczyć, a po prostu żurawinę oraz jabłka. Zapowiadało się ciekawie - nawet nie zdążyłam się wystraszyć, że jabłka mogą być suszono-gąbczaste, czyli takie, do jakich czuję wstręt.

Moser Roth Limited Edition Dark Chocolate Cranberry to ciemna czekolada o zawartości 52 % kakao z "kawałkami słodzonej żurawiny (15%)"; a dokładniej z żurawiną i jabłkami.
Edycja limitowana na jesień / zimę 2018; w opakowaniu 5 minitabliczek (łącznie 125g).

Po otwarciu poczułam soczyście żurawinowo-wiśniowy i ogólnie słodko-kwaskowato-owocowy zapach, wkomponowany w przecukrzoną, acz niewątpliwie cierpką czekoladę ciemną.

Przy łamaniu tabliczka wydała mi się tłustawa i rwąca za sprawą dodatków. Ich sporych kawałków było mnóstwo: zarówno słodzono-suszonej żurawiny (której skórka czasem trochę mnie denerwowała), jak i podsuszonych jabłek.
W ustach czekolada rozpływała się szybko i gładko, nie tłusto, a trochę wodniście, ale w porządku. Szybko odsłaniała dodatki. Żurawina okazała się jędrna, acz średnio soczysta. Jabłka z kolei... początkowo twarde, z czasem, gdy nasiąkały, coraz bardziej skrzypiąco-trzeszcząco-soczyste. Nie były miękko-gąbczasto-suszone, a jakieś... dziwne. Jakby karmelizowane ale bez karmelu?

W smaku czekolada od początku zaszarżowała cukrowością, do której doszedł wyraziście, choć nie za mocno palony smak kawy z pianką. Paloność... to też przypieczoność ciasta, które wilgoć zachowało. To jakby kawowy murzynek. Kawowo-kakaowy biszkopt maślany - słodki i wilgotny, mało gorzki, ale intensywny w swe smaki. Pobrzmiewała tu taka zwykła kakaowość i cierpkawość.

Obok nich mignął mi smak cukrowo-likierowy, kojarzący się trochę z wiśniąą...owym syropem czy czymś... podcukrzonym, choć soczystym. Oto poczułam słodko-podkwaszony smak czerwonych owoców. Przy odsłaniających się dodatkach wreszcie wyłoniła się żurawina. Obok niej pojawił się kwaskowato-słodki motyw szarlotkowych jabłek. Z kwaskowatych robiły się coraz słodsze, acz wciąż soczyste.

To tak, jakby do tego kawowo-kakaowego, miękkiego ciasta dodano mnóstwo soczystych owoców: żurawiny i jabłek.

Gdy pod koniec gryzłam owoce, to ich smak dominował. Pozostał też w posmaku, jako bardzo słodki i lekko soczyście-ukwaszony. Mieszał się z łagodną cierpkawością cukrowej, palonej czekolady.

Całość wyszła za słodko, ale przyjemnie wilgotnie-ciastowo-owocowo. Smak prosty, czekolada to jedynie całkiem w porządku tło dla ciekawych, raczej umiejętnie obrobionych dodatków. Podobała mi się forma jabłek, że nie były to te miękkie, suszone oblechy, a coś innego. Z zachowaną soczystością.


ocena: 8/10
kupiłam: Aldi
cena: 9,99 zł (za 125g)
kaloryczność: 513 kcal / 100 g; 1 minitabliczka (25g) - 128kcal
czy kupię znów: nie

Skład: cukier, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, żurawina 7,7%, kawałki jabłek 4,9%, lecytyna sojowa, olej słonecznikowy, kwas: kwas cytrynowy, wyciąg z wanilii

PS Jak już o żurawinie i czekoladzie mowa... Nie mogę nie wspomnieć o Original Beans Arhuaco Businchari 82 %, która ma właśnie m.in. żurawinowe nuty i którą po prostu kocham - w czym utwierdziłam się wczoraj i zapraszam do małej aktualizacji podlinkowanej recenzji.

czwartek, 14 marca 2019

Chateau Winter Apfel mleczna z cynamonowym kremem mleczno-śmietankowym z orzechami laskowymi, płatkami kukurydzianymi i jabłkami

First Nice Czekolateria Czekolada mleczna z nadzieniami o smaku szarlotki zdenerwowała mnie podwójnie. Nie dość, że mi nie smakowała, to jeszcze rozbudziła we mnie ochotę na dobrą, szarlotkową czekoladę. To ciasto teoretycznie lubię, praktycznie mogłoby dla mnie nie istnieć, a za rzeczami na nią stylizowanymi nie latam, ale po tym niewypale miałam potrzebę zjedzenia smacznej takowej. Całe szczęście, że w listopadzie 2018 w Aldim pojawiła się limitowana zimowa edycja Chateau w formie mini-czekoladek / batoników. Najpierw były mi prawie obojętne ze względu na formę ("ot, przejadę się... może jedną kupię"), ale gdy okazało się, że już wykupili, zapragnęłam ich. Pognałam do drugiego Aldi i wyszłam z niego biedniejsza pieniężnie, ale bogatsza o cztery wielkie czekolady i szczęśliwa (choć trochę przerażona gramaturą).

Chateau Winter Apfel to mleczna czekolada o zawartości 32% kakao z cynamonowym nadzieniem mleczno-śmietankowym (40,8%) z kawałkami orzechów laskowych (4,3%), płatkami kukurydzianymi (1,9%) i kawałkami jabłek (1%); w formie batoników.
Opakowanie zawiera 11 szt. (po ok. 18,2g), czyli 200g.
Edycja limitowana, która pojawiła się w Aldi w listopadzie 2018 r.

Po rozwinięciu papierka poczułam przesłodzony, ale przepiękny zapach cynamonu i jabłek, jednoznacznie kojarzący się z szarlotką / jabłecznikiem w towarzystwie dużej ilości naturalnego, wyrazistego (też słodkiego) mleka. W tle pobrzmiewała orzechowo-czekoladowa nuta.

Batoniki wydały mi się tłuste, acz kruche, a nie miękkie. Przy łamaniu wydawały pewien dźwięk (ale nie trzask) - pewnie z racji grubości i dodatków. Wnętrze było pełne całkiem sporych różności: płatków, orzechów i kawałków jabłek. Ich wielkość sprawdziła się, jednak uważam, że jabłek dodano za mało.
Czekolada rozpływała się gładko, tłusto-kremowo i bagienkowo zalepiając. Powoli odsłaniała również kremowo-gładkie i nieco mniej lepiące, ale tłustsze (na szczęście w sposób do potęgi mleczny, a więc nie ciężki) nadzienie.
Je wypełniały świeżo-miękkie, odrobinkę chrupiące orzechy (prawie wszystkie bez skórek), chrupiąco-trzeszczące płatki i kawałki jabłek: skrzypiące, a z czasem mięknące, soczyste oraz kilka twardych.

Czekolada przywitała uderzając siłą wyrazistego, pełnego mleka. Szybko wyszło na jaw, że to mleko bardzo, bardzo słodkie i może trochę waniliowe. Słodycz szybko zaczęła dominować, jednak cynamon towarzyszył jej już od prawie pierwszej chwili. Jego nutka połączyła się z lekko orzechowym smakiem czekolady.

Nadzienie podbiło słodycz przynajmniej dwukrotnie, ale zaraz reflektowało się i zalało usta jeszcze większą ilością mleka. Tym razem, za sprawą nadzienia, mleko podchodziło pod śmietankę. Dodatki bardzo szybko się ujawniały, bo nimi nieźle przesiąknęło. Cynamon zajął wśród nich nadrzędną rolę.

Cynamon był cały czas wyczuwalny, ale mniej więcej w połowie zszedł na dalszy plan.
Przebił się delikatniusieńki kwasek jabłek, wraz z ich słodyczą. Nie był to smak suszonych owoców, ale świeżych też nie. To po prostu... takie ciastowo-dżemowo-przetworowe, jędrno-kapciowate jabłka. Cudnie zeszły się z cynamonem. Rozgryzane raczyły już głównie swoją naturalną słodyczą.
W tym czasie zaczęłam trafiać na chrupacze. Rozgryzane orzechy laskowe cudownie podbiły śmietankę, wyszły łagodnie, a z racji słodyczy pomyślałam o wręcz pralinowo-nugatowych, ale  wciąż korzennych klimatach. Niektóre jednak dodawały także odrobinkę goryczki.
Płatki kukurydziane dodały trochę cukrowości, ale swoim wyrazistym zbożowym smakiem płatków kukurydzianych właśnie też poczucie słodyczy stabilizowały. Chyba nie muszę pisać, jak świetnie wyszły z mlekiem i śmietanką...

Bliżej końca, gdy właśnie zajęłam się rozgryzaniem ("obok czekolady") dodatków, orzechy i płatki kukurydziane z cynamonem zaczęły mi przypominać delikatną kruszonkę, mleko i śmietanka wmieszały je w bezkresną słodycz, a cynamon znów przybrał na znaczeniu do prawie-pikanterii. Wydobył z resztek czekolady nutkę kakao. Słodycz nieco odpuściła (chyba głównie ze względu na smak płatków kukurydzianych i laskowców).

W posmaku pozostały płatki kukurydziane, bezkresna toń mleka i śmietanki z cynamonem oraz dość urocza, orzechowa czekoladowość. Wszystko to niestety za prętami klatki zasłodzenia.

Czekolada wyszła smacznie i bardzo zimowo, ale nie była na tyle ciekawa, bym miała do niej wracać przez kilka dni (jeden powrót z chęcią zrobiłam), więc cztery sztuki powędrowały do Mamy.
Miała ciepły wydźwięk. To takie... zasłodzone cieplutkie mleko z cynamonem, ale też mleko z płatkami kukurydzianymi. Oczywiście też orzechy i delikatna, niemal dziecinnie słodka czekolada z szarlotkową nutą. Dodatki nakręciły skojarzenie z kruszonką, która schowała szarlotkę (szkoda, że nie z szarlotką z kruszonką). Skojarzeń z proszkowo-cukrowymi, dziecięcymi kinderkami nie było... to czekoladki o wiele od nich lepsze: takie urocze, puszczające oczka zimowe lolitki.
Moim jedynym zarzutem jest tylko zbyt duża ilość cukru, a za mała jabłek (naprawdę nie widzę problemu, by w miejsce części cukru dać więcej owoców). Co prawda podyskutowałabym jeszcze nad sprawą cynamonu (czuć go bardzo wyraźnie, ale nie był taki znowuż pikantny, więc dodałabym jeszcze przyprawę, a nie sam ekstrakt).
Jestem pod wrażeniem jakości i struktury. Wszystko pierwszej świeżości, wyważone. Batoniki mimo tłustej bagienko-kremowości nie wyszły nazbyt tłusto, a sowita ilość dodatków nie zrobiła z nich słodycza do chrupania. Przyjemnie rozpływało się to w ustach, mimo że parę rzeczy wymagało schrupania (ja część gryzłam w trakcie "obok", a część zostawiłam na koniec). 

Bardzo dobra, acz przesłodzona zimowa propozycja, tylko... trochę mało zgodna z tytułem - zasadniczego jabłka trochę mało. Wolałabym, żeby zamiast kawałków jabłek, dali warstwę dżemu (naprawdę podobał mi się zamysł Czekolaterii...).


ocena: 8/10
kupiłam: Aldi
cena: 6,99 zł (za 200g)
kaloryczność: 571 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: mleczna czekolada (cukier, pełne mleko w proszku, tłuszcz kakaowy, miazga kakaowa, maślanka w proszku, laktoza, lecytyna sojowa, ekstrakt z wanilii), tłuszcze roślinne (palmowy, shea), cukier, pełne mleko w proszku 11%, produkt z serwatki, orzechy laskowe, kukurydza, kawałki jabłek, lecytyna sojowa, aromaty, ekstrakt z cynamonu, sól, ekstrakt słodu jęczmiennego, kwas cytrynowy

poniedziałek, 7 stycznia 2019

First Nice Czekolateria Czekolada mleczna z nadzieniami o smaku szarlotki

To aż dziwne, ale sięgając po tę tabliczkę nie miałam co do niej żadnych uczuć ani przeczuć. Zawsze coś obstawiam, jakoś tam się ustosunkuję, a tu... po prostu nic. Dobrze pamiętałam zarówno całkiem spoko First Nice Czekolateria Czekolada mleczna z nadzieniem o smaku sernika z truskawkami jak i okropną Czekolateria Czekolada deserowa z nadzieniami o smaku czekoladowym i czarnej porzeczki. Mówiłam sobie, że w sumie to bliżej jej do sernikowej, bo na pewno First Nice, ta sama seria i też taki "ciastowy smak". Serniki wprawdzie zawsze miały u mnie pierwszeństwo przed szarlotkami / jabłecznikami, ale jako smak czekolady, dzisiaj przedstawiana wydała mi się nawet łatwiejsza do zrobienia.

Czekolateria Czekolada mleczna z nadzieniami o smaku szarlotki to mleczna czekolada o zawartości 32 % kakao z nadzieniem (22%) o smaku cynamonowym i nadzieniem (18%) "jabłko z cynamonem", stylizowana na szarlotkę, produkowana przez markę własną Lidla First Nice - edycja limitowana.

Po otwarciu poczułam wyrazisty zapach bardzo słodkiej i głęboko mlecznej czekolady. Właściwie nie był to zapach tylko mlecznej czekolady, ale też po prostu mleczny. Przywodził na myśl ciepłe mleko z cynamonem, przy czym zaznaczyła się nutka ciasta z jabłkami.

Tabliczka, ku mojemu zaskoczeniu, okazała się twardawa i ani trochę nie topiła się w rękach.
Jak się okazało w trakcie sesji zdjęciowej, warstwa czekolady była gruba, a nadzienia wyglądały na mniej więcej równe.
Czekolada rozpływała się tłustawo-kremowo na najzwyklejsze w świecie bagienko, powoli odsłaniając nadzienia.
Na dole było gęste i zbite, tłuste w margarynowy sposób oraz nieco sucho-gumowate.
Na wierzchu znajdował się gęsty, lepiący, ale nie ciągnący się, jakby suchawy sos... albo lekko scukrzony żel. Ten raczył lekką soczystością wymykającą się spod czekolady nieco szybciej; margarynowa gumka dotrzymywała czekoladzie towarzystwa do końca.

W smaku natychmiast uderzyła mnie silna słodycz, którą po chwili opłynęło wyraziste, smakowite mleko. Poczułam mglisty posmak sztucznego cynamonu, co było dość dziwne. Zaraz nadciągnęła kolejna fala cukru, sprawiając, że już na początku było za słodko.

Spod czekolady wycisnął się delikatny smak soku jabłkowego: leciuteńko kwaskowaty i słodki w sposób... zaskakująco jabłkowy. Pojawił się prawdziwy (nie z aromatu) cynamon, co od razu przywiodło na myśl jakieś korzenne przetwory jabłkowe.

Ogólna, nieubłagana słodycz rosła, ale na szczęście także smak mleka stawał się coraz silniejszy. Sama czekolada bardzo dobrze łączyła się z cynamonem, który w mniej więcej połowie robił się wręcz pikantny. Przez chwilę rzeczywiście pomyślałam o szarlotce / jabłeczniku, jednak gdy rozeszło się nadzienie jabłkowo-cynamonowe, a dominować zaczął dół, oprócz przesadzonej cukrowości, pojawił się posmak margaryny. Przez niego mleczność zaczęła wydawać się mdła, a i sztucznawość znów się zaplątała.

Na koniec jednak wszystko i tak tonęło w cukrze.
W posmaku zostały cynamon, mleko i jabłkowa nutka, ale czułam także straszne przesłodzenie i tłuszcz na ustach (margaryny / oleju palmowego?).

Już dwiema kostkami się zasłodziłam, w całości było za dużo akcentów sprawiających, że wcale nie chciałam jeść więcej... To był cukier w cukrze bez uroku, ale rzeczywiście wpisujący się w tytułowy smak. Czekolada... nie wyszła źle jak na swoją półkę, ale też nie tak, by było za co pochwalić.

Nie mogę pojąć, po co ten aromat cynamonowy... Przecież samą przyprawę sypnąć to chyba nie problem? Reszta składu... no dobra, ale nawet to...? A może to połączenie innych aromatów z cynamonem... Ale też: po co?


 ocena: 5/10
kupiłam: Lidl
cena: 2,19 (za 100 g)
kaloryczność: 512 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: cukier, nadzienie "jabłko z cynamonem" (cukier, sok jabłkowy z zagęszczonego soku jabłkowego 27%, sryop glukozowo-fruktozowy z pszenicy, regulator kwasowości: kwas cytrynowy; substancja zagęszczająca: pektyny; cynamon 0,1%, aromaty), pełne mleko w proszku, tłuszcz kakaowy, tłuszcz roślinny w zmiennych proporcjach (palmowy, shea z masłosza Parka), miazga kakaowa, odtłuszczone mleko w porszku, lecytyna sojowa, naturalny aromat cynamonowy, aromaty

sobota, 16 grudnia 2017

Zotter Goelles Apple Balsamico ciemna 70 % z kremem czekoladowym z grappą i galaretką z jabłkowym octem balsamicznym, warstwą białej czekolady oraz nugatem z orzechów włoskich

Bardzo lubię ocet balsamiczny, choć zdaję sobie sprawę, że łatwo z nim przesadzić. Bardzo lubię też (kocham!) orzechy włoskie i... uważam, że z nimi nie da się przesadzić. No, a co z galaretkami? Nie cierpię, ale te zotterowskie uwielbiam, bo właściwie daleko im do typowych galaretek. To tak "w skrócie" w odpowiedzi na pytanie: "dlaczego dzisiaj opisywana tabliczka była moim must try?" i, co chyba ważniejsze, dlaczego poprzeczka zawisła bardzo wysoko.
W przypadku tej czekolady użyto konkretnego octu, bo marki Gölles, słynnej właśnie z wyrobu m.in. ekskluzywnych octów jabłkowych leżakujących w dębowych beczkach.


Zotter Gölles Apple Balsamico to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao nadziewana kremem czekoladowym z jabłkowym octem balsamicznym Golles i grappą, galaretką z jabłkowym octem balsamicznym otoczoną cieniutką warstwą białej czekolady oraz nugatem z orzechów włoskich.

Po otwarciu poczułam wyrazistą ciemną czekoladę, orzechy (włoskie, ale też jako "orzechowa nuta czekolady") ze szczyptą cynamonu i "pewną wytrawnością" (może i pod ocet podchodzącą), ale... pachnącą wyraźnie octem jabłkowym balsamicznym, głębokim i soczystym (bo wysokiej jakości), dopiero po przełamaniu.

Przy tym właśnie łamaniu tabliczka lekko trzaskała, ale część jej środka (galaretka i krem czekoladowy) aż się ciągnęła. Nugat zaś wydał mi się suchawy i zbity, treściwy, w ustach okazał się jednak odpowiednio tłustawy. Z kolei miękko-mokry krem czekoladowy miał w sobie pewną suchawość. Podobnie było z czekoladą - cudownie kremową, ale jednak pozostawiającą pewne pyliste wrażenie.

Ta pylistość napędzała skojarzenie z truflami obtoczonymi kakao. Ogólnie nie trudno tu o truflowe skojarzenia, ale po kolei. Od razu zaznaczam, że kawałeczek porozdzielałam na warstwy, by się w nie lepiej wczuć, ale najlepiej smakowało, gdy przegryzałam się przez całość - smaki cudownie się podkreślany i nakręcały wzajemnie.

Najpierw po ustach rozchodził się pyszny, głęboki smak czekolady o nutach palonej kawy, prażonych orzechów, przy której bardzo szybko nakręcała się "truflowość" i przy której bardzo szybko do głosu dochodziła nuta orzechów włoskich.

Nugat z orzechów włoskich miał bardzo wyrazisty smak. Orzechy włoskie pokazały, co potrafią, niosąc orzechową "prawie-goryczkę". Ich smak podkreślił cynamon, a w całej kompozycji cudownie zespoiły się z również "neutralnawo-orzechową" nutą soi.

Szybko przebijała się też soczystość niosąca słodycz i delikatną, owocową nutę połączenia jabłek i zielonych winogron. Przy tym pojawiał się specyficzny smaczek octu balsamicznego, nie za mocny, ale wyraźny. Bardzo dobrze wyszedł tu alkohol. Stworzyło to poczucie czegoś wytrawnego, ale nie ordynarnego, bo doprawionego przyprawami i leciutko miodem.

Soczystość i naprawdę sporo (ale nie zbytecznej) słodyczy pochodziło od galaretki, która miała formę ciągnącego, soczystego i trochę lepiącego musu. Była zachwycająco naturalna i smakowała... głównie słodko, nieco owocowo z zaznaczonym octem (co nadawało jej charakteru).

Świetnie pasowała do kremu czekoladowego - również miękkiego, a także mazistego (choć była w nim i pewna suchawość - prawdopodobnie dzięki soi) z neutralnawo-orzechową nutą (też soja?) doskonale komponująca się z orzechami włoskimi. Część ta była znacząco słodka, dosadnie (ale nie chamsko) alkoholowa (w owocowym kontekście) i jakby nasączona sporą ilością octu. Smakowała czekoladowo, ale wcale nie jakoś mocno kakaowo.

To pewnie sprawka warstewki białej czekolady, która smakiem gęściutkiego, słodzonego mleczka przyjemnie to wszystko zespajała. Nie zasładzała zbytnio, bo sama nasiąkła trochę octem, ale sprawiała, że całość była bardziej przystępna.

Nugat z orzechów włoskich świetnie radził sobie ze słodyczą, przełamując ją wyrazistymi orzechami i genialnie komponując się z octem balsamicznym, dodatkowo podkreślonym i "uwytrawnionym" kropelką alkoholu.

Końcówka była mocno orzechowa, nasączona octem i podkreślona czekoladą. Było soczyście, a owocowe nuty wraz z przyprawami stworzyły cieplutką atmosferę.

Całość wyszła wyraziście, ale nie przesadnie mocno. Smaki było czuć wyraźnie, kompozycja oparła się na orzechach i truflowości, a ocet odegrał ogromną rolę, ale w granicach smakowitości. Było słodko, ale dzięki odpowiedniemu doprawieniu i neutralizującym czynnikom, wyszło nie za słodko, a tak... wytrawniej.

Całość naprawdę bardzo mi smakowała, choć wolałabym, żeby krem czekoladowy miał bardziej kakaowy smak, a galaretka mogła by być np. jabłkowa. To jednak szczegóły, bo to udana tabliczka; kontrowersyjna kompozycja okazała się spójna i bardzo przemyślana.


ocena: 9/10
kupiłam: foodieshop24.pl
cena: 16 zł
kaloryczność: 492 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: surowy cukier trzcinowy, miazga kakaowa, jabłkowy ocet balsamiczny, tłuszcz kakaowy, orzechy włoskie, syrop glukozowy z cukru inwertowanego, pełne mleko w proszku, miód, masło, mleko, odtłuszczone mleko w proszku, grappa, proszek sojowy (soja, maltodekstryna, skrobia kukurydziana), substancja żelująca: pektyna jabłkowa; słodka serwatka w proszku, nierafinowany cukier trzcinowy, koncentrat soku cytrynowego, sól, lecytyna sojowa, wanilia, cynamon, anyż