Pokazywanie postów oznaczonych etykietą czekolada: kruszone kakao. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą czekolada: kruszone kakao. Pokaż wszystkie posty

piątek, 21 lutego 2025

Cote D'Or Melk BonBonBloc Vanille & Crispy Cacao mleczna z nadzieniem waniliowym z kawałkami karmelizowanego kakao / nibsami

Ta czekolada wydaje się tak nie moja, że wciąż się dziwię, że w ogóle tu trafiła. Dostałam ją od ojca, ale zamiast od razu mu ją zwrócić czy oddać Mamie, przyjęłam ją, myśląc, że w sumie mogę spróbować. Pomyślałam o niej jako o tabliczce ni cookies&cream, ni stracciatella i się zastanowiłam, czy coś takiego jako czekolada w ogóle mogłoby się udać. Tknęło mnie, że już w sumie może się to okazać bardziej funkcjonalne niż lody czy jogurty w tym wariancie, w których kawałki czekolady zazwyczaj wychodzą jak blaszki bez smaku (zazwyczaj? tu z kolei zastanowiłam się, kiedy coś takiego ostatnio jadłam... że już nawet nie pamiętam, a od wielu osób słyszałam, że w tych wariantach czekoladowe kawałki wychodzą smacznie). A jednak mimo wyglądu, to nie miała być tabliczka stracciatella, a z nibsami, o czym dowiedziałam się, już ją mając. Nibsów nie lubię nawet w ciemnych, a białe z nimi lepiej nie wychodzą. Na co więc się porwałam? Sama nie wiedziałam. Obstawiałam, że spróbuję, a reszta pójdzie do Mamy.

(Côte d'Or) Cote D'Or Melk BonBonBloc Vanille & Crispy Cacao to mleczna czekolada z (39%) nadzieniem waniliowym z (4%) kawałkami karmelizowanego kakao / nibsami; produkowana przez Mondelez.

Po otwarciu poczułam intensywny zapach wanilii, wpisanej jednoznacznie w lody śmietankowe o smaku waniliowym. Wysoka słodycz tego splotu mieszała się z cukrowością samej czekolady, która stanęła tuż za nimi. Chyliła się trochę ku plastikowi.
Po podziale na znaczeniu jeszcze przybrały lody waniliowo-śmietankowe, ujawniając mocno wanilinowe skłonności. Czekolady jednak nie zagłuszyły,

Wielka i gruba tabliczka w dotyku wydała mi się bardzo tłusta. Była masywna ze względu na grubość, ale nie twarda. Nie trzaskała i wydawało się, że najchętniej to by się w ogóle rwała. Cały czas miałam wrażenie, że zaraz zacznie rozpuszczać się w dłoniach (realnie tego nie robiła).
Przekrój ujawnił, że miękkie i plastyczne nadzienie w zasadzie idzie po całości, a nie tylko wypełnia wybrzuszenia kostek. Gdy zaś połamie się czy przegryzie kostkę, widać, że nie pożałowano go. I pokazały się też pojedyncze drobne punkciki kakao. Sama czekolada też stanowiła grubą warstwę - da się ją zdjąć nożem jako tako z kremu ze względu na miękkość, co zrobiłam, by popróbować tych części osobno.
Robiąc kęsa, stykałam się z ogólną miękkością.
W ustach czekolada rozpływała się łatwo, w tempie szybko-umiarkowanym. Była kleista i maziście-kremowa, a także bardzo tłusta w śmietankowy sposób. Szybko ujawniała nadzienie, łącząc się z nim spójnie.
Krem był jeszcze tłustszy. I to o znacząco, w śmietankowo-oleisty sposób. Okazał się też o wiele bardziej miękki, a do tego plastyczny. Wydał mi się gładki i lepki. Znikał szybciej niż czekolada. Nibsy zaznaczały się na języku po pewnym czasie, ale nadzienie mocno je otulało, więc łatwo nie zwracać na nie uwagi, aż reszta się rozpłynęła. Od niektórych rozchodziła się pewna wodnistość - obstawiam otoczkę z cukru ("karmelizowanie").
Nibsy gryzłam na koniec, tylko na próbę może ze dwa gryząc wcześniej "obok czekolady" - oddzielenie ich od reszty stanowiło wyzwanie ze względu na bagnistą kleistość całości. Przy tych o wiele bardziej zaznaczała swoją obecność cukrowa otoczka - jakby po prostu były obklejone drobnym cukrem. Przez niego aż trudno było skupić się na samych nibsach.
Gryzłam je więc na koniec, gdy wszystko się rozpłynęło. Były wówczas średnio twarde i krucho-chrupiące; suche. Niektóre jeszcze potrafiły bardziej rzężąco-chrupnąć ze względu na cukier, który zdążył zniknąć tylko częściowo.

W smaku mleczna czekolada przywitała mnie mocno mlecznym smakiem. Już sekunda-dwie później wysoka słodycz wyprzedziła mleko. Cukrowość szybko zaczęła dominować, spłycając smak czekolady do cukrowo-plastikowej polewy, w której mleko nie nadążało.
Spróbowana osobno jakby próbowała udawać Milkę, ale w jeszcze bardziej budżetowej wersji.

Nadzienie jednak trochę podbiło mleczny wątek, umacniając go nie tylko mlekiem, ale też wręcz śmietanką. Ta zabrzmiała  równocześnie z waniliową nutą. Skojarzyło mi się to z lodami o smaku waniliowym na bazie mleka i śmietanki. Wyraźnie "o smaku", bo wanilia zdradzała pochodzenie z aromatu. Słodycz rosła nieubłaganie, a nadzienie w dodatku podyktowało jej ciężki, wręcz wanilinowy charakter.
Na czas debiutu nadzienia czekolada trochę się wycofała. To nadzienie stanowiło o mleczności ogółu.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa zrobiło się za słodko i aż drapało w gardle. Powodowała to głównie cukrowa czekolada. Mimo ogólnej cukrowości i tego, że nadzienie choć starało się być po prostu waniliowym, jawiło się jako wanilinowo sztuczne. Wyłaniające się, niegryzione nibsy za sprawą karmelizowania jeszcze podwyższyły cukrowość.
Za nieubłaganą słodyczą cukru i waniliowo-wanilinową ciężkością odnotowałam też mglistą oleistość. Nadzienie zaczęło robić się trochę bardziej mdławe, niby było mleczne, ale jakby mleko i śmietanka osłabły z sił. Wykorzystała to sztuczność waniliny i plastikowość czekolady.

Końcowo czekolada wydała mi się bowiem jeszcze bardziej plastikowa i wręcz czysto cukrowa.

Nibsy gryzione na koniec jeszcze pamiętały cukrowość otoczki - przy niektórych zaplątały się drobne kryształki białego cukru, który wyraźnie czuć. Nibsy same w sobie okazały się palone i gorzkie, nawet sporadycznie lekko kawowe. Po kumulacji słodyczy i ciężko-plastikowym echu, wyszły jednak zgaszone, bardzo delikatne. Trochę tonowały słodycz, ale tylko tę smakową - w gardle drapało i tak.
Gryzione obok czekolady w zasadzie prawie nic nie wniosły. Otoczenie bardzo je stłamsiło, zgubił się smak nibsów, za to bardzo dobrze czuć po prostu cukier.
Wolałam więc zostawiać je na koniec.

Po zjedzeniu został posmak cukru i sztucznej wanilii, przywodzącej na myśl lody śmietankowo-waniliowe, ale rozrzedzone wodą. Czułam też leciuteńką goryczkę nibsów oraz cukrową, lekko mleczną plastikową polewę, która udaje czekoladę.

Całość była mocno kiepska - nie tylko dlatego, że nie w moim typie. Cukrową, tandetną czekoladę wypełniało przesłodzone, oleiste nadzienie. Oddawało tanie lody waniliowe na śmietance i mleku. Tak, było mocno waniliowe, ale wyszło dość sztucznie, wanilinowo. Mimo że krem napędzał mleczność, była to mleczność stłamszona słodyczą, z tandetną naleciałością. Nibsy wyszły zaskakująco niewyraźnie. Mimo że gorzkawe, to zagubione. Dodano ich chyba za mało i za bardzo je podrobiono, by mogły pomóc reszcie. A w ogóle ich "karmelizowanie", czyli jakieś oklejenie cukrem uważam za kpinę. Po co?
Zjadłam kostkę, a resztę oddałam Mamie. Opisała: "No strasznie słodka całościowo była. Ta czekolada na wierzchu taka polewowa trochę, a nadzienie niezbyt waniliowe. Powiedziałabym, że śmietankowe. Najfajniejsze to w niej były takie kawałki chrupiące. Karmel? Bo chrupały fajnie i przebijały resztę. To były karmelizowane nibsy?! Nie zgadłabym, ale ja się nie znam. Taka tania, ale zwyczajna".


ocena: 3/10
kupiłam: dostałam od ojca
cena: nie znam
kaloryczność: 549 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: cukier, oleje roślinne (palmowy, słonecznikowy, rzepakowy), odtłuszczone mleko w proszku, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, laktoza, serwatka w proszku, kawałki kakao / nibsy 2%, tłuszcz mleczny, emulgator: lecytyna sojowa; ekstrakt waniliowy, naturalny aromat

środa, 29 stycznia 2025

Auchan 74 % Dark Cocoa Nibs ciemna nowa po zmianach 2024

Ze znanego mi już nieźle miejsca Téryho chata ruszyłam w nieznane i intrygujące, żółtym szlakiem prosto na Czerwoną Ławkę. Uznałam, że na tabliczkę zupełnie nową czy interesującą, to zbyt ekscytująca trasa, więc wzięłam tam ze sobą coś, co już na blogu się pojawiło, Auchan Noir Degustation 74 % eclats de feves de cacao, a co zmieniono. Gdy zobaczyłam, że oprócz nowego opakowania, zmienił się skład, w którym zmniejszono nielubiane przeze mnie nibsy, spojrzałam na nią przychylnie. Wzięłam się za nią na samej słynnej czerwonej ławce z deski, zawieszonej na skałach, ale by tego miejsca za długo nie blokować, z resztą sesji zdjęciowej przeniosłam się na skały tuż pod nią. Weszłam tam trasą z łańcuchami, acz mało ich używając. Potem czekała mnie długa, i mimo że już ku dołowi, to wciąż widokowa i ciekawa trasa przez Zbójnicką Chatę do Starego Smokoveca.

Auchan 74 % Dark Cocoa Nibs to ciemna czekolada o zawartości 74 % kakao z karmelizowanymi nibsami; zmieniona wersja od 2024.

Po otwarciu poczułam mocno palony zapach, wręcz sugerujący lekką, goryczkowatą spaleniznę. Palonego słodu? Zlała się z tym nienachalna słodycz, której czuć cukrowy charakter. Wszystko to starał się złagodzić maślany motyw. W oddali odnotowałam soczyste... Chyba śliwki? Ciemne owoce. Wydaje mi się, że doszukałam się też nutki kakao w proszku.

W dotyku czekolada jakby obiecywała lekką tłustość, a przy łamaniu trzaskała głośno ze względu na twardość. Wykazywała też kruchość, którą napędzały pewnie kawałki dodatku.  
W ustach czekolada chwilę utrzymywała twardość, ale nie była oporna. Rozpływała się powoli, eksponując tłustość. Miała w sobie coś kremowego, a także odrobinę wodnistego. Nibsy odsłaniała szybko, acz te trzymały się jej, nie wypadały.  Od nich rozpuszczała się delikatna, cukrowo-szklista otoczka, właśnie podkręcająca wodnistość.
Parę razy podgryzłam nibsy obok czekolady, bo była ryzykownie zlepkowata, co aż wymuszało gryzienie, ale w smaku nie była to najlepsza opcja. Wolałam zostawiać je na koniec.
Końcowo na kawałkach kakao prawie nie zostało już cukrowej otoczki. Sporadycznie - dodała wówczas subtelną szklista chrupkość. Gryzione porządniej okazały się nawet lekko soczyste, miękkawe.
Ilościowo było ich ryzykownie dużo - chwilami, choć nie zawsze robił się z tego zlep dodatków. 
Niestety po dłuższym czasie kawałki kakao drapały denerwująco podniebienie i język, przez co czułam ich przesyt.

W smaku pierwsze równocześnie zabrzmiały wyrównane gorzkość i słodycz. Słodycz zaraz zaczęła wychodzić na przód.

Gorzkość dała się poznać jako mocno palona. Zdarzało się, że już na początku mignęło w niej kakao w proszku. Paloność rosła, idąc w kawowo-słodowym kierunku. Do głowy przyszła mi lekko soczysta, czarna kawa. Z naturalną nutką jakiś ciemnych owoców? 

W tle odnotowałam jakby palone drewno zmieszane z drewnem ze skansenu. Skansenu, w którym obok drewnianych chat rosną zioła? Czułam echo jakby prawie, w zasadzie sugestywnie kwaskawej cierpkości.

Ogólna słodycz z łatwością rosła, przy czym czuć jej cukrowy charakter, który nasilał się wraz z wyłaniającymi się nisbami. Od nich bowiem rozpuszczała się otoczka. Smakowała po prostu cukrem. 
Całość chyba leciuteńko przesiąkła nibsami, acz trudno wsmakować się w samą czekoladę, bo niezahaczenie zębem o nibsy graniczyło z cudem.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa poczułam soczystość niewiarygodnie słodkich węgierek. Gorzkość przycichła ze względu na maślaność, która pojawiła się i rosła w siłę.
Raz po raz jednak, gdy trafił się kęs z mniejszą ilością dodatku, przemykało echo kakao w proszku. 

Węgierki pod wpływem słodyczy zmieniły się w bardzo słodki dżem śliwkowy. Może z dodatkiem wiśni i jeżyn? Zasłodzony jednak tak, że o kwasku nawet nie było mowy. 

Palona nuta trzymała się kawy i drewna, jednak nibsy umocniły też palony słód. Kawa rozmyła się, przywodząc na myśl już nie tyle mocną kawę zaparzoną na ziarnach, co... nieco wodnistą kawę rozpuszczalną?

W tle przemknęła bawarka, herbata z tłustą śmietanką, ale nie tylko ze zwykłej herbaty, a jej mieszanki z ziołami i... Śliwkową nutką? 

Od nibsów rozchodził się palony, ale jednocześnie specyficznie soczysty motyw kakao. Baza jeszcze trochę złagodniała. Wyobraziłam sobie trochę dżemowo-śliwkowy creme brulee. 
Końcowo pomyślałam też o soczystych, podwędzono-kompotowych śliwkach z cukrowym echem. Słodowo-kawowa paloność podyktowała im pewną ciężkość.

Nibsy gryzłam na koniec, gdy czekolada zniknęła. Pociągnęły i umocniły nutę słodu, któremu towarzyszyły ziarna kawy i delikatna, kwaskawa soczystość jakby wręcz winnej śliwki. A do tego echo jeżyn? Gorzko palona nuta zamknęła to wszystko w sobie.

W posmaku czułam soczysto-palone nibsy i ogólnie motyw palony, trochę słodowy. W nibsach ukryły się ciemne owoce.

Od Auchan Noir Degustation 74 % eclats de feves de cacao z 2019 różniła ją nieco mniejsza ilość nibsów. To mi się podobało, bo w podlinkowanej dodatek trochę mi przeszkadzał. Wciąż nie przekonałam się do nibsów, ale w dzisiaj prezentowanej mniej denerwowały i trochę łatwiej było mi skupić się na samej czekoladzie. Ta wyszła lepiej, co mnie zaskoczyło, skoro dodali kakao w proszku - wydaje mi się jednak, że pasowało, bo zapewniło harmonię i bardziej kakaowy w prosty sposób smak.
Większość zjadłam w górach, ale pod koniec zaczęłam bać się o podniebienie. Jeszcze trochę (niecałą kostkę) dojadłam w domu, by zweryfikować odczucia. W warunkach domowych taka tabliczka do gryzienia zupełnie mnie nie chwytała. Oceniam, biorąc pod uwagę, że czekolady z nibsami trzeba zwyczajnie lubić - obstawiam, że lubiącym takowe bardziej siądzie. Połowie już nie dałam rady przez tak drapiące kawałki nibsów. Choć może w odbiorze wyszła ogólnie ciut lepiej od tej z 2019, to jednak znacznie wyższa cena skłoniła mnie do zostawienia oceny.

Resztę dałam Mamie. Opisała: "Najpierw, jak wzięłam do ust, to po chwili chciałam wypluć, że co to w ogóle jest, jakaś taka niedobra mi się wydała, ale potem wzięłam drugi kawałek i zaczęłam gryźć. To muszę przyznać, że gryząc, się wciągnęłam i nawet smaczna, ciekawa mi się wydała. Ale... chyba nie o to chodzi w czekoladzie, by ją po prostu gryźć. Nie podoba mi się taki dodatek - jak takie nibsy mogą się podobać? Niczego pozytywnego nie wnoszą. No, ale jak widać, skoro takie czekolady robią, to są ludzie, którzy takie lubią. No właśnie że to taka czekolada, że chyba po prostu trzeba lubić ten typ".


ocena: 7/10
kupiłam: Auchan
cena: 7,99 zł
kaloryczność: 556 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier, karmelizowane ziarna kakao 10 % (ziarna kakao 70%, cukier), tłuszcz kakaowy, kakao w proszku o obniżonej zawartości tłuszczu, lecytyna sojowa, aromat

środa, 18 września 2024

Niederegger Glucklichsein Innere Kraft Kakao Marzipan mit Kakaonibs ciemna 50 % z kakaowym marcepanem z nibsami

Zobaczywszy tę czekoladę w internecie, myślałam, że wezmę ją w góry, jednak w końcu uznałam, że wolę nadziewanych nie brać - jeszcze się nadtopią, rozwalą i problem będzie. Marcepan akurat jest nadzieniem bezpieczniejszym, ale jakoś i tak... Ostatnimi czasy mi nieco przeszedł, lecz dobry docenić umiem. To, że marka Niederegger słynie z marcepanów, wiem. Czekolada Niederegger Marzipan Classic była dobra. A dziś przedstawiana... wydała mi się strasznie prosta, a jednocześnie niespotykana, że aż musiałam spróbować. To aż dziwne, że w zasadzie chyba nie ma marcepanów kakaowych. Byłam bardzo ciekawa efektu - na tyle, że nawet nibsy tu nie wydawały mi się zbędne. Czułam, że i one mogą zagrać.

Niederegger Lübeck für ein bisschen Glücklichsein Innere Kraft Kakao Marzipan mit Kakaonibs to ciemna czekolada o zawartości 50% kakao z kakaowym marcepanem z krokantem z nibsów (karmelizowanymi ziarnami kakao).

Po otwarciu poczułam intensywnie alkoholowo-truflowy zapach rozchodzący się spod cierpkiej, a jednocześnie mocno cukrowej czekolady. Marcepan przewinął się jedynie w oddali. Mimo słodyczy wyszło ciężko i poważnie. Po podziale i w trakcie jedzenia alkoholowo-truflowy motyw znacząco nasilił się, idąc w kierunku alkoholowej, kakaowo-czekoladowej babeczki o truflowo-brownie charakterze. Raz po raz wydał mi się nieco przerysowany. Alkohol sprawiał wrażenie pełni wgranego, wmieszanego we wszystko inne - nie uderzał jako on sam w sobie.

Tabliczka wydała mi się masywna, jednak jednocześnie było w niej coś z delikatności. Przy łamaniu ukazała się twarda, a czynność tę wieńczył dość głośny trzask grubej warstwy czekolady. Pod nią znalazło się sporo grudkowego marcepanu, który wyglądał na soczysty. Czekoladę łatwo podważyć i oddzielić od nadzienia - w zasadzie przy łamaniu na kostki czy odgryzaniu kęsa sama miejscami odskakiwała. Jako że także marcepan był konkretny, twardawy, nie wgniatała się w niego przy podziale.
W ustach czekolada rozpływała się w tempie średnim. Początkowo była zbita, potem kremowo rzedła, wykazując mazistość i dość tłustą, gładką kremowość. Spowijała marcepan przez pewien czas - wyłaniał się spod niej szybko, a chwilami w ogóle czekolada oddzielała się od niego (mimo świeżości i kilkumiesięcznej daty). W trakcie jedzenia nie było to specjalnie spójne.
Gęsto-zawiesinowa czekolada mieszała się więc z gęstym marcepanem. Cechowała go zwarta plastyczność i grudkowość, wydawał się słabo przemielony i miękki w konkretny, syty sposób. Początkowo wydawał się podeschnięty, jednak zaraz zaskakiwał na nieco wilgotny tor. Długo zachowywał zbitość. Rozpuszczał się, a właściwie rozchodził na coraz luźniejsze grudki średnio wolno. Ujawniał pojedyncze, średniej wielkości nibsy oraz nieco więcej bardzo drobnych nibsów. Niektóre pokrywała chyba cienka warstewka cukru, rozpuszczającego się wraz z resztą tak, że na koniec zostawały prawie same nibsy.
Kawałki kakao i resztki marcepanu zostawiłam już na koniec, gdy wszystko inne się już rozpłynęło.
Drobinki i wiórki marcepanu lekko trzeszczały, wykazując miękkość. Nibsy również okazały się miękkie. W ich przypadku chrupnięcia były marginalne i epizodyczne. Na dosłownie kilku jeszcze na koniec została bardziej chrupka warstewka cukru.
Raz po raz spróbowałam jednak wyłuskać kawałek nibsa i podgryźć obok marcepanu - wtedy jawił się jako twardszy i bardziej chrupiący, przy czym bardzo czuć nieprzyjemne rzężenie cukru.

W smaku czekolada uderzyła cukrem, na który po chwili nadciągnęła cierpkość. Cierpkość wzrosła w truflowo-alkoholowym sensie.

Nadzienie szybko dało o sobie znać, jednak przystało na to, by najpierw to czekolada porządnie pokazała, co ma do zaoferowania. Poczułam lekką gorzkość o mocno palonym charakterze. Rosła powoli, spokojnie i daleko za słodyczą. Sama czekolada przesiąkła nadzieniem, więc cukrową słodycz podbiła alkoholowa nuta. Była silna nawet, gdy spróbowałam czekoladę osobno. Wtedy też doszukałam się w niej znikomego śmietankowego echa.

Marcepan także był cukrowo słodki, lecz znacząco mniej, a do tego wyrazisty w smak kakaowy. Nie jednak jak czekolada, a niczym trufle kakaowo-migdałowe. Po chwili dołączyła do tego wizja ciasta przypominającego zakalcowe, wilgotne brownie, ale o bardziej marcepanowo-migdałowym i truflowym charakterze. Alkohol dodał temu powagi, mimo że ogólna słodycz wyszła aż drapiąco. Marcepanowość dziwnie kryła się za wątkiem cukierków typu trufle.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa pomyślałam o truflach kawowych. Od nibsów sporadycznie wyłaniających się z nadzienia odchodziło trochę gorzkości, a także sporadycznie cukrowość. Robiło się przez to niebezpiecznie za słodko. Do słodyczy czekolady doszła jeszcze wanilia, kierując ją już w mdlącą przesadę, jednak marcepan o intensywnie truflowym, alkoholowym w niechamski, ale poważny i dosadny sposób speszył słodycz czekolady. Trochę się wycofała, jako że z czasem to środek dominował. Marcepan jako marcepan czuć wtedy trochę wyraźniej, acz potem znów osiadł jakby w realiach brownie babeczki zrobionej na bazie zmielonych migdałów i nasączonej alkoholem. Zrobiło się ciężko, a alkoholowość wnętrza wydała mi się nieco sztucznie podkręcona.
Marcepan spróbowany osobno wyszedł trochę bardziej marcepanowo niż marcepanowo-truflowo (to więc pewnie podszepnęła czekolada). Niegryzione nibsy miały marginalny wkład. Raz czy drugi spróbowałam pogryźć któregoś obok czekolady i marcepanu - przedstawił się owszem, jako gorzki, ale też bardzo cukrowy.

Końcowo czułam drapanie słodyczy w gardle, ale gdy czekolady zostawało coraz mniej i w końcu całkiem zniknęła, słodycz słabła i końcowo znacząco zelżała. Drapanie utrzymało się jednak, wzmocnione rozgrzewaniem alkoholu. Migdałowo-kakaowo-kawowe trufle z alkoholem miały się świetnie, zaznaczając się też na języku - chyba wraz z aromatami.

Drobinki marcepanu gryzione na koniec smakowały wyraźnie migdałowo ze słodkim echem. Nibsy zaś zaskakująco się wśród nich gubiły. Dodały tylko leciutką gorzkość, chyba że trafiło się ich więcej - wtedy i tak jednak jedynie zrównywały się z marcepanem. Osobno, gdy gryzłam tylko poszczególny kawałek kakao, wyraźnie czuć mocno paloną, prostą gorzkość. Jedne i drugie starały się zatrzeć wspomnienie o przesadzonej słodyczy, acz nie zawsze się to udawało, bo gdy szybciej brałam się za gryzienie także pozostałej drobnicy, słodycz się zachowała - płynęła też od nich.

Po zjedzeniu został posmak jakby truflowo-kakaowo-migdałowego ciasta nasączonego alkoholem, a także niemal mdląca słodycz. Połączyły się w niej wanilia i cukier, a alkohol jeszcze jakby nasilił ich drapanie i rozgrzewanie gardła.

Całość wyszła bardzo dobrze, ale zaskakująco mało marcepanowo. Powiedziałabym, że to raczej czekolada z nadzieniem truflowym, zrobionym na bazie migdałów, w sumie nawet z marcepanem, ale nie nadziewana marcepanem. Było znacząco i poważnie alkoholowe, wręcz ciężkie, choć alkohol sam w sobie nie uderzał. Wpisał się w kakaową czekoladowość. Marcepan jednak oczywiście czuć, ale nie tak, jak się spodziewałam. Efekt jednak uważam za ciekawy. Z tym, że żałuję, że tak przesłodzili czekoladę. Podobnie nibsy, mające być gorzkimi punktami, tu przez karmelizowanie też jeszcze tej słodyczy dorzuciły, że wyszło to aż chwilami mdląco. Fakt, nibsy nakręciły kakaowość, ale bez cukrowej otoczki zrobiłyby to lepiej. Jestem zaskoczona, że wyszły tak mało znacząco w ogóle, a ja dzięki temu odebrałam je raczej pozytywnie (z zastrzeżeniem w kwestii cukru). Mimo jednak przesłodzenia, ogół miał interesujący charakter i był smaczny. Wydaje mi się, że w marcepanie wcale tak dużo alkoholu nie było, ale że był on podkręcony np. aromatem alkoholowym (?). Mniej cukru w czekoladzie i aromatów w marcepanie, lepsza spójność, a to naprawdę byłaby pyszna tabliczka. Nawet gdyby nie to rozwalanie się, w zasadzie spokojnie miałaby 7. A gdyby kosztowała chociaż trochę mniej mniej (sprawdziłam na stronie producenta - tam kosztuje jakieś 13 zł), to i 8. Potencjał miała.

Już ostatnią kostkę oddałam Mamie - wiedziałam, że nie jej bajka, ale ciekawiło mnie, czy podobne odczucia będzie miała. Powiedziała: "Sama czekolada mi nie smakował, a marcepan był za bardzo kakaowy, a jakiś taki za mało marcepanowy. I te nibsy jeszcze... Alkoholowe specjalnie mi się to nie wydało. No zamysł kompletnie nie mój, no nie lubię kakaowych wariantów, więc mi to nie podeszło". 


ocena: 6/10
kupiłam: Allegro
cena: 17,70 zł (za 110g)
kaloryczność: 535 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: 51% ciemna czekolada (miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, lecytyna sojowa, ekstrakt waniliowy), 26% migdały, cukier, 1,9% krokant kakaowy (nibsy kakaowe, cukier), syrop cukru inwertowanego, 1,1% kakao odtłuszczone alkohol, naturalny aromat kakaowy, naturalne aromaty

piątek, 15 marca 2024

Loft Kulinarny Czekolada Gorzka Koneserska 75 % Prażonych Ziaren Kakaowca Tanzania ciemna z Tanzanii z nibsami

Jak pisałam w opisie Loft Kulinarny Czekolada Gorzka Koneserska 70 % Ekwador od marki dostałam dwie tabliczki, przy czym prosiłam tylko o podlinkowaną, wyjaśniając, że lubię tylko czyste ciemne. Uszczęśliwiono mnie jednak jeszcze tabliczką z nibsami. Bardzo żałowałam, że ich czekolada 75% kakao, czyli o zawartości, którą preferuję, w dodatku z lubianego przeze mnie regionu jakim jest Tanzania, została wydana tylko jako tabliczka z dodatkiem. I to takim, którego nie lubię. Zostawiłam ją na koniec, nie licząc na nic szczególnie dobrego. 

Loft Kulinarny Czekolada Gorzka Koneserska 75 % Prażonych Ziaren Kakaowca Tanzania to ciemna czekolada o zawartości 75% kakao z Tanzanii z nibsami, czyli prażonymi ziarnami kakao (też z Tanzanii).

Po otwarciu poczułam intensywny zapach orzechów i biszkoptu kawowego. Był bardzo słodki i łagodny, do głowy przyszły mi też jakieś czekoladowe cukierki o smaku cappuccino i kakaowy mousse. Lody na bitej śmietance? Wyraźnie przewinęła się właśnie ciężka bita śmietanka. Pomyślałam o lodach na bitej śmietance lub deserze z nią z nutą ciemnych owoców... o jakiejś "czekośliwce"? W tle czułam goryczkę dymu oraz soczystą cierpkość ziemi. Nakręciły ją palone nibsy. Orzechy wydawały się bliżej nieokreślone. Pomyślałam o pekanach i migdałach jako element np. czekoladek.

Tabliczka była bardzo twarda i suchawo-kremowa w dotyku. Przy łamaniu trzaskała głośno i krucho, nierówno. Nibsy w większości trzymały się mocno, częściowo odpadały. Wydała mi się bardzo krucho-chrupka.
W ustach rozpływała się wolno i gęsto-maziście. Była maślana, ale nie mocno tłusta. Długo zachowywała kształt, jakby niechętnie wypuszczając z siebie kawałki kakao.
Nibsy okazały się twarde, ale nie kamiennie, niby w miarę przystępnie... Ale. Niektóre jednak nazbyt ostro twarde - a to wystarczyło, by mi przeszkadzały. Wszystkie wyprażone, acz nie mocno, bo gryzione ujawniały lekką soczystość.

W smaku peirwsza rozeszła się wysoka słodycz biszkoptu kawowego. Lekko gorzkiego, mocno przypieczonego, ale jeszcze nie przypalonego. Podkreśliła go delikatna nuta dymu.

Słodko kawowy smak częściowo zmieniał się w kakaowe lody na bitej śmietance. Śmietanka złagodziła kompozycję, która wyrwała ku gorzkości. Poskromiła jej zapędy. Ciężka, tłusta bita śmietanka przełożyła się na wizję kakaowego deseru, zwieńczonego bitą śmietanką i słodką, kakaową kawą również z koroną ze śmietanki.

Bita śmietanka, być może w wersji kakaowej, mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa zaprezentowała się na... sowicie przypieczonych na chrupko gofrach. Gofry związały się z maślanym wątkiem, choć i kakao nieźle się przy nich zaprezentowało. Znowu odnotowałam dym, a do tego odrobinę goryczkowatych przypraw.

Było to zwykłe kakao z proszku, może dodane do samej masy na gofry, z racji czego pojawiła się lekka cierpkość. Cierpkość przywołała ziemistość. Dzięki temu ogólna gorzkość wzrosła dość znacząco. Z przypraw wyraźnie na chwilę wyłonił się pieprz, a także jeszcze coś... Chłodno-goryczkowata lukrecja? Wmieszały się jednak w kakao.

Jednocześnie słodycz też rosła i wydała mi się nieco ciężka. Wróciła myśl o kawowym biszkopcie, tym razem już przesłodzonym oraz o czekoladkach w polewie kakaowej z kawowym... może kawowo-orzechowym środkiem.

Pojawiło się bowiem sporo orzechów i migdałów. Mieszały się z kawą jako jakieś niejednoznaczne nadzienia czekoladek / cukierków i... może jakby tak zajadać się ciastem migdałowo-kawowym?

Daleko w tle przewinęła się lekka soczystość... jakby śliwek w niemal winnym wydaniu? Te czułam głównie w kęsach z nibsami - kawałek tabliczki trafił mi się bez nich i tam tej nuty prawie nie czułam.

Od nibsów rozchodził się palono-ziemisty, cierpkawo-goryczkowaty smak. Choć czuć ich gorzki smak niezaprzeczalnie, chwilami podkręcały kawową nutę.

Gryzione na koniec nibsy okazały się soczyście-ziemiste, cierpkie i leciutko kwaskowe jak wytrawne wino... śliwkowe? Zawarły jednak też palony akcent, wpisujący się w fuzję nibsów i kawy. Niektóre mignęły ziemiście-grzybowo i to w negatywnym sensie. Końcowo na pewno tonowały słodycz.

Po zjedzeniu został posmak kawowo-biszkoptowy, jakby po cappuccino i ciężkiej bitej śmietance, ale też mocno palona nuta. Gorzka, acz prosta - to było kakao w proszku i soczyste, ziemiste nibsy. Słodycz była ciężka i nieco odstająca, ale nie męcząca. Na języku czułam lekką pieprzność, lukrecjowość - ale bardziej efekt niż ich smak.

Czekoladę uznałam za całkiem w porządku, jednak to i tak nie moja forma, nie mój dodatek. Nie dość, że nie lubię nibsów, to jeszcze formy "posypki". A jednak same w sobie nibsy tu wyszły przystępnie. Nie zachwyciła mnie jednak baza o łagodnym, biszkoptowo-maślanym smaku, w którym ogromny udział miała bita śmietanka. Trochę ziemi, dymu i przypraw, orzechów i migdałów, gofry - wszystko to podporządkowało się śmietankowej nucie i znaczącej słodyczy. Uwypukliło je przeciętne kakao w proszku. Może nie było za słodko czy z dużymi wadami, ale nie znalazłam w niej niczego atrakcyjnego, by zjeść więcej niż jakieś 20g. A i tak starałam się wybrać fragmenty, gdzie dodatku było jak najmniej.

Mama, nielubiąca nibsów jak i ja, spróbowała tylko trochę i stwierdziła, że nie ma zamiaru kończyć: "Okropna. Te nibsy od razu nieprzyjemnie drapią czy to język, czy podniebienie i w ogóle bardziej przeszkadzają, niż coś pozytywnego wnoszą. A sama czekolada niesmaczna, że w ogóle nie chce się jeść. Dla mnie jakaś taka gorzka w lekowy, nachalny sposób.".
Reszta powędrowała do ojca. Jego opinia: "Dla mnie ona niesłodka, a kawałki kakao zupełnie zbędne". Przy czym "niesłodka" w jego rozumieniu w odniesieniu do czekolady to ogromna wada.


ocena: 6/10
kupiłam: dostałam od Loft Kulinarny
cena: ja dostałam, ale ich cena to 24 zł
kaloryczność: 586 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: czekolada (miazga kakaowa, cukier, lecytyna sojowa, sproszkowana wanilia), prażone ziarno kakaowca 10%

środa, 9 listopada 2022

(Halba) Naturaplan Cacaonibs Ecuador Chocolat Noir 60% Nacional Arriba Bio ciemna z Ekwadoru z nibsami

Niestety, mimo podkreślania, że interesują mnie tylko czyste ciemne, przy czym myślę głównie o plantacyjnych, takich w zasadzie dostałam niewiele w paczce od Halby. Plantacyjne z dodatkami to nie moja bajka, bo do dodatków szkoda mi dobrego kakao, gdy przychodzi mi za coś takiego płacić i... w zasadzie obecnie już przestałam kupować czekolady z dodatkami ogółem. A tu do mnie taka za darmo trafiła. Nie moja zawartość, nie mój dodatek, ale... pamiętałam, że nawet (Halba) Fair Donkere Zwitserse Bio-Chocolade met Pepermunt-Crisp z kryształkami wyszła smacznie (inna sprawa, że tak męcząco pod względem formy, że nie byłam w stanie jej za wiele zjeść). Oczywiście więc także tej dałam szansę. W końcu czystej, ekwadorskiej Halby i tak nie miałam, a szkoda.

(Halba) Naturaplan Cacaonibs Ecuador Chocolat Noir 60% Nacional Arriba Bio to ciemna czekolada o zawartości 60 % kakao Nacional Arriba z Ekwadoru z kawałkami ziaren kakao (nibsami).

Po otwarciu poczułam słodki, ale ewidentnie palony karmel skonfrontowany z palonymi, powidlanymi śliwkami, wyrazistą ziemią i kawą. Ziemia wydała mi się wilgotna, wplatająca kwasek i soczystość, jednak kawa kompozycję łagodziła. Razem z niemal maślanym karmelem tonowała mocniejsze zapędy. Pomyślałam o waniliowym cappuccino i kwiatach. Te ostatnie nadały śliwkom lekkości. Podprowadziły też trochę słodkich i świeżych. Dosłownie widziałam te wielkie, okrągłe, miękkawe i soczyste owoce, jak również drzewa-śliwy, czerpiące z żyznej ziemi.

Przeciętnie twarda tabliczka przy łamaniu wydawała średnio głośne trzaski. Okazała się jednak bardzo krucha z racji mnóstwa wtopionych w nią różnej wielkości nibsów. 
W ustach czekolada rozpływała się bardzo kremowo i powoli. Była jedynie gęstawa, jakby nieco rozrzedzały ją kawałki kakao. Tych wcale tak chętnie nie wypuszczała ze swych gęstych objęć; miękła do formy zlepka-ulepka, trzymając je. Dopiero z czasem wprowadzała lekką soczystość, dzięki której wydostawały się z niej. Wydaje mi się, że kryła się w nich leciuteńka pylistość. Potwierdziło się, że nie pożałowali.
Nibsy wystąpiły pod postacią drobineczek, kawałków od małych po spore oraz jakby skorupko-płatków kakao.
Gryzieniem ich zajęłam się już na koniec, gdy czekolada zniknęła. W większości były chrupiąco-twarde, a porządnie gryzione szły aż w jakby pyłek. Niektóre zaś miękkawe i jakby odrobinkę soczyste. Łuskowate płatki kakao okazały się pozytywnym zaskoczeniem, bo nadały dodatkowi bardziej chrzęszcząco-trzeszczącego charakteru. Były delikatniejsze i uprzyjemniły całość. Wszystkie przystępne, ale te płatki wręcz ciekawe i fajne.
Nie podobało mi się, jak przy niektórych kęsach czekolada zmieniała się w ustach w taki zbitek, jednak mimo to, na szczęście nic nie kaleczyło podniebienia, języka etc.

W smaku najpierw rozeszło się maślano-karmelowe tło. Słodycz okazała się wysoka, ale jednocześnie szlachetna i palona. Karmel prędko wzbogacił się o śmietankowy wątek.

Soczysta nutka owoców zaznaczyła swoją obecność początkowo delikatnie, ale wcale nie nieśmiało. Przystała na wysoką słodycz, z karmelem mieszając się poprzez paloność. Za jej sprawą pomyślałam o powidłach, acz początkowo niejednoznacznych.

Pojawiła się kawa ze śmietanką. Sporą jej ilością, ale wciąż racząca także przyzwoitą gorzkością. Gorzkość palonej kawy wiązała się jednak z subtelnym kwaskiem. Najpierw pomyślałam o ziemi. Czarną ziemię porastały drzewa owocowe, chyba właśnie kwitnące. Sporo kwiatów zapewniło gładkie przejście od karmelowo-słodkich tonów, do tych znacznie żywszych, słodkich, ale także soczystych.

Motyw owoców tworzył jedność z drobnym kwaskiem z oddali. Z czasem powidła nabrały pewności siebie, prezentując śliwki. Zaraz jednak odeszły na tyły, gdzie spoczęły razem z karmelem, jakby przyglądając się temu, co działo się na pierwszym planie. Pojawiać się zaczęło sporo słodko-kwaśnych śliwek z pełni lata. Oczami wyobraźni widziałam wielkie i soczyste, idealnie dojrzałe i miękkie, okrągłe śliwki, lśniącymi bardzo jasnymi odcieniami fioletu. Trzymała się ich pewna kwiatowa łagodność, jednak kwasek mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa i tak zajął całkiem znaczącą pozycję. Oprócz tego miałam wrażenie, że nibsy nieco "rozrzedzają nicością" smak bazy.

Śliwkom pomogły soczyste, dojrzałe czarne porzeczki. Podszepnęły więcej kwasku. Sporadycznie wyłapywałam chyba cytrynowy akcent, po czym owoce zaczęły tonąć w kawie.

Kwaśność zniknęła, owoce zostawiły sobie tylko soczystość i słodycz, a kawa rozlała się. Była wszędzie. Wyrazista, a jednak też bardzo słodka. Karmelowo-śmietankowa? Sowicie - nieco przesadnie - posłodzona wanilią. Wyszło to na szczęście dość szlachetnie, poważnie. Częściowo też dzięki palonej nucie. Ta rozchodziła się także od wyłaniającej się coraz większej ilości nibsów. Pod koniec czekolada zabłysła wyrazistą, karmelową kawą i kwaskiem. Wydaje mi się, że wraz z kolejnymi kęsami paloność nibsów pozostała w posmaku, jakoś podbiła słodycz bazy następnego kęsa, skierowała na nią uwagę.

Gryzione nibsy natychmiast przejęły pałeczkę, neutralizując zupełnie ogólne poczucie słodyczy. Zza palonego smaku upuściły mnóstwo kawy właśnie. Czarnej i ziarnistej. Nasączyły ją sowicie kwaskawo-słodkimi czarnymi porzeczkami, po czym porzeczki zasłoikowały jako powidła. Niektóre nibsy potrafiły mignąć jakby podfermentowaną nutką, inne sucho-taniawym kakao w proszku.

Po zjedzeniu został głównie posmak nibsów jako kawa i czarne porzeczki, ale czułam też karmelowo-kwiatową słodycz i słodziuteńkie śliwki, niczym z pełni sezonu na nie. Słodycz wanilii i śmietanka przełożyły się na złagodzenie ich.

Całość była pyszna, jednak niestety przesadzili z ilością nibsów. Konsystencję zepsuły, mimo że wyszły zaskakująco przystępnie. Było ich tak dużo, że odwracały uwagę od smaku. Choć same smakowały przyjemnie kawą i czarnymi porzeczkami, to jednak kawowych i śliwkowo-ziemistych nut bazy z chęcią poczułabym więcej. Kwiaty zacnie zgrały je z wysoką słodyczą. Ta nie wiem, czy właśnie z nibsami nie wyszła zbyt kontrastowo. Niby ją przełamywały, niby nie była za silna, ale... wydawała mi się ryzykowna. Mogli chociaż z wanilii zrezygnować - czuję, że wersja czysta bez nibsów mogłaby już mimo wszystko tym wszystkim męczyć. Czuć podobieństwo ze śliwkowo-ziemistą Fair Dunkle Schweizer Bio-Schokolade 70 %, acz baza na pewno nie jest ta sama. W dzisiaj prezentowanej czuć nuty Ekwadoru, ale też ogrom karmelu, płynącego z cukru. Dzięki rodzajowi na szczęście nie wyszła cukrowo, i tak jednak w moim odczuciu, można by "towarzystwo" kakao jakoś jeszcze lepiej ogarnąć. Mnie osobiście zarówno słodycz, jak i struktura (no jednak to najeżenie i ciągłe gryzienie) w połowie zaczęły męczyć, ale myślałam, że i tak zjem całość (dla ojca trochę żałowałam). Jednak jakoś ostatnia 1/3 była już tak najeżona, a przez to w moim odczuciu tak nieatrakcyjna do jedzenia, że jednak jemu zostawiłam tę resztkę.


ocena: 8/10
kupiłam: halba.ch (dostałam)
cena: nie znam
kaloryczność: 568 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: miazga kakaowa, surowy cukier trzcinowy, kruszone ziarno kakao 8%, ziarna wanilii

środa, 21 września 2022

Manufaktura Czekolady / Chocolate Story House Blend Milk 44 % Kakao + prażone ziarno kakaowca mleczna z nibsami

Gratisy od Manufaktury Czekolady przybyły do mnie w dobrym dla nich czasie. Akurat miałam całkiem niezły humor na próbowanie rzeczy nie w moim typie, skoro dostałam za darmo. Mlecznej tabliczki z nibsami jednak chyba bym nie spróbowała, bo nie lubię nibsów ani mlecznej czekolady obecnie, gdyby nie to, że... dosłownie dzień przed otworzeniem paczki od Manufaktury jadłam Halba Cafe Madagascar, która bardzo mi posmakowała - a właśnie byłam prawie pewna, że czekolady kawowe mi nie leżą. Z kolei nibsy w Pacari Raw 100% Cacao + 1 Nibs Mini Bar też mi nie przeszkadzały, a nawet uznałam je za całkiem ok. Chciałam sprawdzić, jak poradziła sobie z nimi polska marka - czy udało im się je zrobić tak, że nawet ja zaklasyfikuję je jako przystępne?

Manufaktura Czekolady / Chocolate Story House Blend Milk 44 % Kakao + prażone ziarno kakaowca to mleczna czekolada o zawartości 44 % kakao (blend ziaren) z prażonym ziarnem kakao (nibsami).

Po otwarciu rozszedł się bardzo słodki zapach mleka z wanilią. Był subtelny, z dodatkiem kwiatów (wyobraziłam sobie kwiaty wanilii), a także z delikatniusim, goryczkowato-palonym kakao tuż obok. Za jego sprawą pomyślałam o jasnym, właśnie delikatnym kakao zrobionym na mleku. W tle zaplątał się motyw kawy z mlekiem / mlecznej latte oraz pewna orzechowość, co wydało mi się zaskakująco spójne.

Tabliczka łamała się z lekkim trzaskiem. Była dość twarda, a nibsy wtopiono w nią porządnie, w sowitej ilości. Część odpadała, ale większość trzymała się bardzo dobrze (choć ich obecność utrudniała łamanie).
W ustach czekolada rozpływała się w tempie umiarkowanym, średnio chętnie. Miękła i gięła się, trochę udawała gładki, mleczno-maślany nugat. Gdy o jej tłustość chodzi, kojarzyła się z tłustym mlekiem. Była średnio zbita, z racji obecności nibsów z łatwością rzedła. Wydawała się zmieniać w zawiesinę, odsłaniającą je. Na szczęście, choć twarde, nie drapały / nie kaleczyły podniebienia. Większość odpadała od czekolady i turlała się po ustach, inne jakby się w jej masę wlepiały.
Kawałki kakao były twarde, chrupiące i z czasem wykazujące znikomą soczystość. Miały różną wielkość: od malutkich, po całkiem spore.

W smaku pierwsza uderzyła wysoka słodycz wanilii i lekko palonego karmelu... Czy nawet karmelo-kajmaku. Zaraz dołączyło do tego mleko, a ja pomyślałam o przesłodzonej kawie latte. W dużej mierze uwaga skupiała się na mlecznej piance, ale kawa i jej palony aspekt nie umknął uwadze.

Po paru chwilach rozeszła się nieco orzechowa nutka, przez co myśli zaczęły krążyć wokół kaw smakowych, a więc jakiś orzechowych latte, może... może czekoladowo-kajmakowym cappuccino? Odnotowałam bowiem lekką gorzkawość.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa palona nuta nasiliły się. Latte i łagodne kakao na mleku choć nie miały w sobie gorzkości, pewien charakterek kryły. Słodycz i tak jednak aż drapała w gardle, bo nibsy w trakcie rozpływania się kęsa niewiele wnosiły.

Z czasem baza wciąż jawiła się jako słodko waniliowo-karmelowa, wyraźnie mleczna, ale... nieco zbyt cukrowa. Wciąż aż maślano-kajmakowa, drapiąca, nugatowa. Natłok słodkości męczył.

Zostawione na koniec nibsy okazały się mało wyraziste, lekko gorzko-palone, niektóre (zwłaszcza te większe) trochę złudnie kawowe. Nie brakowało im cierpkości, ale nie upuściły żadnej soczystości czy coś.

W posmaku została przesadzona słodycz wręcz nijaka oraz motyw przesłodzonego kakao czy kawy, ale już oczywiście też z gorzkością palonych ziaren kakao. Te po zjedzeniu czuć mocniej, ale jako przepalone na sucho kakao i tyle.

Kompozycja nie chwyciła mnie. Wydaje mi się nudna, zrobiona bez polotu, aby tylko powiększyć ofertę. Nijaka, niby przyjemnie waniliowa, ale w gruncie rzeczy przeciętna czekolada mleczna z nibsami, które po prostu nie były zły, a zwyczajnie palone, to coś nudnego, ale w zasadzie w porządku. Chyba właśnie idealna jako "gratis / aby coś wrzucić do paczki". Jakościowo nie mam do czego specjalnie się przyczepić, ale też nie mam za co chwalić.

To wyraźnie House Blend Milk 44 % z nibsami. Niezła, ale za słodka, z przeciętnym dodatkiem i w średnio atrakcyjnej formie, lecz będąca tym, czym ma być. Spróbowałam trochę i resztę oddałam Mamie. Zdanie miała podobne do mojego. Powiedziała, że: "sama czekolada dobra, nawet bardzo dobra, ale w zasadzie zwyczajna; za to te nalepione kawałki kakao bez sensu - żeby podniebienie podrapały? Nic, tylko je wypluwać". Przez niedogodność, nielubienie takiej formy "z nalepką" oraz nibsów, zostało jeszcze i dla ojca. A taki to drobiażdżek! Z tym, że... taki, że właśnie wcale się tego jeść nie chce.


ocena: 7/10
kupiłam: dostałam od manufakturaczekolady.pl
cena: jak wyżej, ale cena to 8,75 zł (za 25g)
kaloryczność: 567 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: cukier, prażone ziarno kakao 29%, tłuszcz kakaowy, mleko w proszku odtłuszczone, lecytyna słonecznikowa, laska wanilii

sobota, 30 lipca 2022

Pacari Raw 100% Cacao + 1 Nibs Mini Bar ciemna surowa z Ekwadoru z nibsami (miniaturka); 2021

Z tą miniaturką wiąże się zabawna historia. Otóż dostałam ją razem z Raw 100 % Cacao Mini Bar jako gratis, wpisałam obie na listę, ale pod jedną pozycją (obstawiałam, że zjem jednego dnia). Potem zapomniałam dokładnie, "co to tam było" i niedługo przed degustacją, myśląc, że będzie to "setka z nibsami" zdziwiłam się, trafiwszy na zwykłą setkę. Rozejrzałam się po komodzie - była tylko ona. Uznałam więc, że dostanie tej z nibsami sobie wymyśliłam, że się pomyliłam. Jakoś nie rozpaczałam, bo setki są nie w moim typie, a nibsów nie lubię. Jakiś czas później, przekładając czekolady, odkryłam, że jednak nie wymyśliłam dostania jej. Była. A że podlinkowana okazała się zmienioną na lepsze Raw 100 %, nawet się ucieszyłam. Otóż czekało mnie sprawdzenie, czy także Raw 101% poprawiono. Zdziwił mnie spadek kalorii o ponad 100, bo trochę nie mogłam rozszyfrować, jak to możliwe. Może nowa wersja jest mniej tłusta?

Pacari Raw 100% Cacao + 1 Nibs Mini Bar to ciemna czekolada o zawartości 100 % surowego kakao z Ekwadoru z dodatkiem nibsów, czyli kawałków kakao - w tym przypadku nieprażonych; w wersji 10g (miniaturka).

Otworzywszy poczułam wyrazisty zapach wina i róż, otoczonych czarną, wilgotną ziemią. Od niej odchodziła zarówno cytrynowa kwaśność, jak i słodowo-orzechowa gorzkość nibsów. Można się ich doszukać w zapachu. Odnotowałam też gorzkość skórek cytrynowych, łączących to w jedno. Chwilami, już w trakcie degustacji słodowo-ziemisty splot zahaczał o ziarnistą kawę. I... chyba przemykała tam gnilna słodycz kwiatów. "Chyba", bo róż było zatrzęsienie - zarówno jako kwiaty żywe, może trochę jakieś "wody różane", to i takie mogły się tam zaplątać.

Mała, acz gruba tabliczka była raczej twarda. Trzaskała średnio głośno, jakby wcale nie chciała ulec. Wydawała się przy tym utwardzoną masą. 
Nibsy, które pokazały się dopiero w przekroju, dodały jej trochę chrzęstu; były dobrze wtopione.
W ustach rozpływała się bardzo powoli i kremowo tłusto, minimalnie oleiście. Była gładka, nieco miękła i gięła się, cały czas trzymając w sobie drobne kawałki dodatku. Wydała mi się sycąca i ciężka (w pozytywnym sensie).
Wydawało się, iż nibsów było mnóstwo. Rozmiaru mikroskopijnego (że niektórych w zasadzie nawet nie trzeba gryźć); jedynie pojedyncze sztuki były większe. Nie drapały podniebienia ani nic. Stanowiły nienachalny (ale do odnotowania) dodatek.
Same w sobie, gryzione na koniec, okazały się chrupiąco-kruche, ale nie twarde. Trochę jak świeżo-naturalnie miękkawe orzechy. Część z nich pod koniec przybierała na soczystości. Odciągały uwagę od tłustości. W odróżnieniu od 100%, ta czekolada nie ściągała nawet minimalnie (nibsy odciągały uwagę też od tego?)

W smaku pierwsza pokazała się gorzka ziemia z różanym echem. Pomyślałam o słodkich konfiturach różanych z płatkami kwiatów, jakiejś wodzie różanej i kwiatach po prostu... potem o bardziej goryczkowatych, jadalnych świeżych kwiatach, a następnie... coraz mniej świeżych. Cierpkich i zalegających na wilgotnej, czarnej ziemi? Czerń zdawała się roztaczać i nasilać jako... goryczkowato-kwaśna smoła, gorący asfalt.

Kwaśność wzrosła jako cytryna, nadając kompozycji więcej lekkości, rześkości. Była soczysta, a ze względu na ziemiste tło, w którym swoją obecność zdradzały nibsy, do głowy przyszło mi orzeźwiające piwo cytrynowe. Cytryna zaraz jednak zaczęła robić się coraz lżejsza. Wsparły ją wiśnie, powoli zmieniające alkoholowość w czerwone wino. Takie o intensywnych nutach kwiatów.

W tle goryczka, gorzkość mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa mignęły bardziej gorzko orzechową nutą, ziarnami kawy... Gdy nibsy się odsłaniały, gorzkość stała się bardziej ziarnista, właśnie kawowa, ale też słodowa i w porywach odlegle przywodząca na myśl ciemne piwo (ale nie ciężkie, a np. z sokiem cytryny?). Choć podkręcały gorzkość od początku, to dopiero z czasem bardzo zwracały na siebie uwagę. Na pewien czas, kontrastowo, baza wydała mi się bardziej maślana / maślano-orzechowa.

Pod koniec jednak zreflektowała się; nuta wina uderzyła, zalewając wszelkie kwaśności (piwo się wystraszyło; zniknęło). Wytrawne czerwone wino wysunęło się na pierwszy plan, dopuszczając do siebie więcej słodyczy. Nieco winnej, nieco kwiatowej... Róże i konfitura czy jakieś nadzienie różane miały się świetnie. Końcówka złagodniała i wydała mi się zaskakująco słodka, a jednak z utrzymującą się kwaśnością kakao obok.

Po zniknięciu czekolady zajęłam się nibsami. W pierwszej chwili uderzały goryczką słodu, typową dla ziaren kakao, dodały do niej trochę dymną nutą ("wilgotnego dymu"? nigdy nie paliłam, ale i tak wyobraziłam sobie fajkę wodną), a potem roztaczały kwasek ewidentnie kakaowy, z nutką cytryny. Z której kwaśny sok płynie po goryczkowatej skórce. Niektóre decydowały się także na lekki motyw piwa, inne na soczystego czerwonego wina i ziemi.

Po zjedzeniu został posmak wina czerwonego, skórek cytryn oraz kwaśność. Zarówno cytrynowa, jak i kakaowa po prostu; właśnie kakao pokazało się jako ziemiście-słodowy, soczyście-kwaskawy i gorzki splot pochodzenia nibsowego, ziarnistego.

Całość okazała się smaczna; baza to Raw 100% Cacao Mini Bar (recenzja z 2022), ale leciutko zmieniona przez bardziej słodowo-winne nibsy, które całkiem sporo wniosły (ale rewolucji nie przeprowadziły). Uczyniły całość bardziej gorzką niż kwaśną; a przynajmniej zamknęły kwaśność w czysto kakaowym motywie nibsów. Z racji bardziej kakaowego smaku, wydała mi się nieco mniej kawowa. Chyba też nieco odciągnęły uwagę od maślano-oleistych nut. Nie były jednak aż tak znaczące, co w dawnej pełnowymiarowej Pacari Raw 101% Chocolate 100 % Cacao + 1 % Nibs (recenzja z 2018) - to jednak dobrze, bo w podlinkowanej "nibsy ratowały tłustą bazę", a tu nic nie musiało niczego ratować, wszystko było smaczne i pasujące (mimo że to i tak nie mój typ). To tak... jakby nieco wymieszać pełnowymiarową dawną 101% (2018) z miniaturką 100% (2022). Jestem zaskoczona, że aż tak dobrze odebrałam setkę z nibsami (bo ani to moja zawartość, ani mój dodatek). Ta została po prostu świetnie zrobiona (a jednak i tak nie zakochałam się, więc 10 nie dam).


ocena: 9/10
kupiłam: dostałam od Sekrety Czekolady
cena: -
kaloryczność: 645 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: miazga kakaowa, ziarno kakao (1%)

środa, 9 marca 2022

Vanini 74% Bitterschokolade mit Schokoladebohnen ciemna z Peru z nibsami (kruszonymi ziarniami kakao)

Na koniec przygody z trzema kupionymi Vanini zostawiłam sobie dzisiaj opisywaną, bo w pierwszej chwili wydała mi się najbardziej kakaowa i potencjalnie najbliższa czystej. Mimo że jestem sceptyczna do dodatku nibsów (osobiście go nie lubię bardzo), wiem też, że potrafię tolerować dobrze zrobione. Liczyłam więc, że w tej jakoś to wyjdzie, że może nie będzie ich za wiele, bo niestety w moich sklepach żadnej czystej Vanini nie widziałam. A z chęcią taką bym zjadła, jako że to właśnie ta marka stała za rewelacyjnymi czystymi Tesco finest (np. Madagascan 71 %, Ecuadorian 74 %).

Vanini 74% Bitterschokolade mit Schokoladebohnen / fondente con granella di cacao to ciemna czekolada o zawartości 74 % kakao z Peru z prowincji Bagua z nibsami, czyli kawałkami palonego ziarna kakao (10%).

Po otwarciu poczułam gorzko-kurzowy zapach. Oczami wyobraźni patrzyłam na starą szafkę, w której stała zakurzona torba / pudełko z kakao w proszku. W jakiejś kuchni przesiąkniętej ciężką nutą "waniliowatą" (nie naturalną, ale też nie sztuczną). Czułam... pewną starość, jakby... stęchławe masło i orzechy, takie o plastelinowych zapędach. Niska słodycz też na ciężkość przystała, a już w trakcie jedzenia / po połamaniu tabliczki kakao się rozruszało, przytaczając woń nibsów i ziemi. Nasiliły się smakowite orzechy, a w oddali pojawiły się nuty soczystych, kwaskawo-cierpkich owoców: wiśni, porzeczek, jeżyn. Całość jednak nie zachwycała. Niby gorzka, a jednak z tandetą zaczajoną w tle.

Choć tabliczka była twarda i głośno, krucho trzaskająca, miała w sobie coś ulepkowatego. Kłóciło się to z tym, że nieco się kruszyła. To za sprawą dużych kawałków nibsów, których nie pożałowano. W przekroju groźnie łypało na mnie mnóstwo sporych, krucho-solidnych nibsów. Zrobienie kęsa bez nich było niemożliwe.
W ustach czekolada rozpływała się powoli i z oporem. Skojarzyła mi się z twardą plasteliną. Była minimalnie mazista, trochę polewowo-ulepkowata. Miękła, z czasem wykazując tłustość. Dodatki cały czas kurczowo się jej trzymały, nadając temu efektu ostrych kamieni opływających plastelino-smarem. Okazała się czekoladowym jeżem, nieprzyjemnie drapiącym podniebienie.
Nibsy okazały się początkowo twardo-chrupiące, skore do miękkiego skrzypienia w trakcie gryzienia już po zniknięciu czekolady. Ja czekolad nie gryzę, więc zupełnie się to u mnie nie sprawdziło - gdy czekolada się rozpływała, niby smakowo nic nie wnosiły, a rozbijały jej smak. Zdecydowanie tabliczka do gryzienia, a więc zupełnie nie dla mnie. 

W smaku jako pierwsza rozbrzmiała bazowa lekka gorzkawość. W dużej mierze wiązała się z prostym kakao w proszku, które mieszało się z maślaną nutą. Dało to efekt bardzo łagodny, chwilami kojarzyło się z mdławym gorącym kakao zrobionym na wodzie. 

Smakowa tłustość z czasem pokusiła się o orzechy. Nie były zbyt jednoznaczne, zagłuszało je masło i prażona nuta. Nasilała się, wydobywając pewną cierpkość. Skierowała się ku lekkiej ziemistości, pobudziła gorzkość.

Dość szybko swoją obecność zgłosiła także słodycz. Była zachowawcza, a jednak ciężka i też w pewien sposób cierpka. Mignęła mi waniliną, po czym przeszła w strefę po prostu słodką, nijaką... pomyślałam o starej szafce i dusznym zapachu ("smaku zapachu") stojących tam zasładzaczy: torby z cukrem, scukrzonego, jasnego miodu. Trochę waniliowata, jakby zakurzona, była irytująca, mimo że nie taka wysoka.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa pojawiała się i trwała do końca soczystość i drobna kwaskawość wina. Trochę rozchodziła się od nibsów. Wzrosła cierpkość i kwasek. Także wiązały się z odtłuszczonym kakao i jego kurzowością, ale właśnie także owoce się rozkręciły. Poczułam owoce leśne, jeżyny i chyba wiśnie. Przy kolejnych kęsach, gdy się już trochę nibsów poprzegryzało, wydobywały z czekolady smak czerwonego wina i owoców leśnych, w tym jeżyn.

Bliżej końca nibsy zaczęły zupełnie od środka rozbijać smak czekolady. Wróciło kakao na wodzie, cierpka słodycz, a tłustość smakowa zagłuszyła prażono-poważniejsze nuty. Baza wydawała się niedomagać i tak aż zniknęła.

Nibsy rozgryzane pod koniec ostrożnie, pojedynczo obok czekolady smakowały prawie niczym, gorzko-palonym półsmakiem. Były mało wyraziste. Te zostawione po czekoladzie cieszyły się już wyższą intensywnością. Wydały mi się bardziej soczyste, bardziej jeżynowe i kwaskawe. Gdy skumulowało się ich dużo smakowały jak czerwone wino. Niektóre bardziej kwaśne. Mimo to, trzymała się ich ciężka słodycz i kurzowość, tłuszczowa mdłość czekolady.

Po zjedzeniu został posmak maślano-tłusty, kakao w proszku i ciążka słodycz cierpko-miodowa. Nibsy zostawiły palony, sugestywnie taninowy i kawowy wątek ziaren palonych średnio mocno. Czułam, jakbym jakieś takie w taniej polewie kakaowej zjadła.

Całość wydała mi się średnia. Smakowała bardzo znajomo, ale nibsy sprawiły, że jednak w 100 %ach pewna nie jestem. Baza czekoladowa była niczym pyszna (Vanini) Tesco finest Peruvian 70 %, ale pozapychana tłuszczem, kakao w proszku i rozrzedzona smakowo kawałkami kakao. Niska słodycz, prażony smak i owoce leśne, cierpkość słodyczy (trochę przyciężkiej) przegrały z ogromem dodatku. Właściwie... to nibsy o ostrych krawędziach powleczone czekoladą, a nie odwrotnie. Jakościowo / smakowo do nich nic nie mam, ale przegięli z ilością, która dyktuje sposób jej jedzenia (gryzienie). Cóż... jak widać, uznali, że takie sowite wypełnienie jej uzasadnia zrobienie gorszej jakości bazę. Smutne. Nie chcę całości mocno zjechać za to, że po prostu nie w moim typie. Jak na czekoladę z nibsami do gryzienia, chyba wypada przeciętnie. Zupełnie nie dla mnie; tabliczka raczej dla tych, co lubią czekolady gryźć, więc większość powędrowała do ojca.


ocena: 5/10
kupiłam: Kaufland
cena: 6,99 zł
kaloryczność: 595 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, ziarna kakao, niskotłuszczowe kakao w proszku, lecytyna sojowa, ekstrakt z wanilii