Nie mogłabym żyć bez czekolady, a wszystkie inne słodycze mogłyby dla mnie nie istnieć. Czasem jednak mam jakieś strzały: a to najdzie mnie na zjedzenie czy spróbowanie czegoś... pozornie niemojego. I czasem potrafi mi nawet smakować. Za ciastkami typu jaffa cakes, na które to w języku polskim brakuje mi fajnego określenia (tak, wiem, że przyjęło się mówić: "delicje"), nigdy specjalnie nie przepadałam. Może dlatego że nie lubię galaretek? Mając jednak do czynienia z kilkoma czekoladami z galaretkami, nauczyłam się je tolerować i... pewnego dnia naszło mnie właśnie na jakieś "plebejskie delicje". Tylko że może jakieś ciekawsze...? Sama nie wiedziałam. W sumie to miałam chyba bardziej ochotę na formę, a więc możliwość obgryzienia części wokół galaretki, zjedzenia biszkoptu, zdrapania czekolady itd., ale to było raczej abstrakcyjne, bo nie poszłam i nie kupiłam. Jako jednak że lubię banany i smuci mnie, że tak mało jest udanych bananowych rzeczy łatwo dostępnych, uznałam, że jak już jakieś jaffa cakes mam spróbować, będą to te. Obstawiałam, że żadne mi nie posmakują, więc chciałam, by chociaż w miarę ciekawe były.
Zdecydowałam się więc na produkt o naprawdę parszywej szacie graficznej. Jakaś zbyt zielonkawa kolorystyka i zielone banany nie wyglądały zachęcająco, nawet dla mnie, która lubi czasem też te zielone (acz preferuję czarne - skrajności, a co).
Delisana Jaffa cakes bananowe to "biszkopty z galaretką o smaku bananowym (50%) w białej czekoladzie", produkowane przez Delicpol. Paczka zawiera 135 gramów.
Po otwarciu zaatakował mnie "sztuczny bananek". Miał przede wszystkim chemiczny charakter, ale też uroczo-słodki, dziecięcy wydźwięk. Nie wydał mi się zbyt napastliwy. Był słodki, ale z goryczkowatą nutą galaretek / żelek. Wyszło zaskakująco zachęcająco.
Na dotyk ciastko wydało mi się tłusto-suche, zarówno polewa, jak i biszkopt. Wyglądało na niskiej jakości.
Biszkopt okazał się dość suchawy, trochę się kruszył. Mimo to, czuć w nim lekką tłustość. W ustach szybko nasiąkał, miękł i rozpływał się w sekundę. Nie był kamieniem.
Miejscami cienka, a miejscami porządnie gruba warstwa czekolady była bardzo miękka i proszkowa. Proszkowość wydała mi się aż kryształkowo-drobinkowo cukrowa. Nie umiem myśleć o niej jako o czekoladzie; to po prostu ulepkowata, chwilowo plastelinowa polewa. Stała za wysoką tłustością i szybko się rozpuszczała na wodę.
Galaretka z kolei to twór mięciutki, rwący się i gibiący się. Nie lepiła się do zębów, w ustach ochoczo rozpływała się w taki "rozchodzący się" sposób. Bardziej kojarzyła mi się z miękką żelką, niż z galaretką (ale nie mam doświadczenia).
Całość okazała się zadowalająco zgrana: taka szybko znikająca, mięknąca, a jednocześnie rozwarstwiająca się przez niską jakość.
Biszkopt smakował bardzo słodko i nijako, niebiszkoptowo. Od razu czuć w nim taniość i szereg aromatów, w tym sztucznego, słodziuteńkiego banana, którym przesiąkł.
Słodycz do przesady doprowadzała "czekolada", na którą złożyła się mocarna słodycz dziwnie sztucznawa, słodycz cukru i słodko-sztucznego banana. W tle majaczyło coś mleczno-margarynowego. Polewowość mordowała. Nuta banana była sztuczna; bardzo, bardzo kojarzyła mi się z cukrową żelką, ale nie wydała się natarczywa.
Jej napastliwość wyszła dopiero przy samej galaretce. To już banan chemiczny, prosto z laboratorium, ale o dziwo nie taki mocny w smaku. W zasadzie galaretka była lekko bananowa, bo jej smak przewodni to sztuczna słodycz i cukier. Okropnie słodka galaretka przypominała raczej mdło-bananowe żelki. Tak słodkie, że aż właściwie nijakie.
Gdy wszystko się mieszało, było słodko-słodko, sztucznie-cukrowo i polewowo-tanio, że aż mało bananowo. To była czysta słodycz i sztuczna taniość, okropność. Odrzuciło mnie raptem po połowie ciastka.
W posmaku, ostał się chemiczny i słodki banan oraz ogólna tandeta, przesłodzenie totalne. Czułam drapanie w gardle, chciało mi się pić, a w dodatku na ustach czułam aż oblepienie... Słodyczą i tłustością.
Całość zasładzała i szarżowała sztucznością, jednak... o dziwo nie było to odpychające. Sama sztuczność byłaby znośna, ale słodycz? Nie. Jakość kuleje ogółem, więc to też przeszkadzało.
Reszta ciastek powędrowała, jak planowałyśmy do Mamy. Uznała je za "śmieszne, ale fajne". Gdy tylko je wspomniałam, na jej twarzy pojawiał się banan (huehue) i komentowała jakoś w stylu: "dziwne, takie inne, ale no... ciekawe / fajne". Podzieliła je sobie na dwa razy i drugiego dnia stwierdziła, że już "dziwnością nie cieszyły, ten sztuczny banan przeszkadzał, banany wolę w naturze. Tu jeszcze ten biszkopt jakiś niebiszkoptowy".
ocena: 2/10
kupiłam: Lewiatan (Mama kupiła)
cena: nie wiem
kaloryczność: 375 kcal / 100 g; ciastko 12g - 46 kcal
czy kupię znów: nie
Skład: galaretka 50% (syrop glukozowo-fruktozowy, cukier, woda, substancja utrzymująca wilgoć: glicerol; substancja żelująca: pektyny; regulatory kwasowości: kwas cytrynowy, cytryniany sodu; aromat, proszek bananowy 0,2% - w galaretce), biszkopt 33% (mąka pszenna, masa jajowa pasteryzowana, cukier, skrobia pszenna, syrop glukozowy, substancja utrzymująca wilgoć: glicerol; emulgatory: E471 i E475; olej rzepakowy, substancja spulchniająca: węglany amonu; sól, aromat, barwnik: karoteny), czekolada biała 17% (cukier, tłuszcz kakaowy, mleko w proszku pełne, mleko w proszku odtłuszczone, bezwodny tłuszcz mleczny, emulgator: lecytyny; aromat)