Na polską markę czekolad rzemieślniczych BTB Chocolate trafiłam w internecie (a konkretniej na ich stronę na Facebooku) zupełnie przypadkiem, a że parę ciemnych, które wówczas zobaczyłam, prezentowało się naprawdę dobrze, postanowiłam napisać do producenta. W ramach współpracy wysłał mi swoje czyste ciemne czekolady, za które jestem bardzo wdzięczna. Na pierwszy ogień wybrałam czekoladę najmniej w moim typie, o najniższej zawartości kakao. Nigdy nie zrozumiem, dla kogo tak naprawdę są czekolady z zawartością około 50 %, zwane przez większość "deserówkami". Miałam nadzieję, że mimo wszystko ta wyjdzie lepiej niż taka "typowa deserówka".
BTB Chocolate Czekolada Ciemna Peru 50 % to ciemna czekolada o zawartości 50 % kakao z Peru.
Po otwarciu poczułam mocno palony zapach drewna, orzechów i migdałów z lekkim podkreśleniem ziemi. Obok zarysowała się soczystość jakiegoś deseru czy sorbetu cytrynowego ze świeżo startą skórką. Przewinął się bardzo słodki, ciemny agrest oraz jeszcze słodszy dżem z ciemnych owoców. Jego slodycz wydała mi się palono-karmelowa i nieco... palono-wędzona w kontekście owoców. Lekka gorzkawość stała za słodyczą, którą przypieczętowały jeszcze kwiaty.
Twarda, masywna tabliczka trzaskała średnio głośno jakby w kruchy sposób i właśnie jawiła się przy tym jako dość krucha.
W ustach rozpływała się średnio powoli i średnio gęsto. Była zbita, a kształt zachowywała długo. Wydała mi się maślana, choć nie bardzo tłusta. Pokrywała usta dość lekką warstewką, a z czasem wzbogaciła się o soczystość. Końcowo wydała mi się wodnista, bo znikała tak łatwo i szybko.
W smaku pierwsza pojawiła się wysoka słodycz z nieco soczystym echem. Miało klimat wielkich, okrągłych i wręcz słodko-mdłych, soczystych śliwek, a potem doszedł jeszcze karmel i to on skupił na sobie większość uwagi.
Karmel był wyraźnie palony, acz paloność tę określiłabym jako średnio mocną. Poprzez paloność właśnie weszła lekka gorzkość kawy. Kawy karmelowej? Karmel niby zbliżał się do niej, ale z oporem... Rozwijał się jakby obok, szybko rosnąć.
Słodką, ale czarną kawę podkreśliła odrobinka ziemi tak, że zajęła pozycję na pierwszym planie, a ja poczułam subtelną cierpkość.
Cierpkość dżemów z ciemnych owoców? Też z palonym akcentem, ale i jeszcze podnoszących słodycz. Przemknęły jasnofioletowe i niemal muląco słodkie śliwki, chyba odrobina bardziej soczyście-cierpkiego bzu i bardzo dojrzały, słodki agrest ciemny. Wszystkie z nich wpisywały się w słodką dżemowość, acz śliwki i agrest chwilami podrzucały akcent wciąż słodkich, ale surowo-świeżych owoców.
Przez moment zapowiadało się, że nadciągnie kwasek, ale już mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa wyklarował się jedynie jako domniemanie. Pomyślałam o bardzo słodkim deserze, sorbecie cytrynowym ze startą goryczkowatą skórką. Cytryna także wpisała się w słodycz, już ewidentnie drapiącą.
Wyobraziłam sobie cytrynę w cukrze - może kandyzowaną, może jeszcze jakoś obtoczoną cukrem pudrem. Słodycz wydobyła z palonego wątku wędzoność, rysując się jako soczyście-wędzone, muląco słodkie śliwki. Słodycz bez oporów zaczęła drapać w gardle, jako że dołączyły jeszcze kwiaty (drzewek owocowych?).
Leciutka gorzkość jeszcze spróbowała coś ugrać, prezentując kawę i odrobinę ziemi... paloność częściowo zmieniając w rozgrzany asfalt i przypalone orzechy, migdały - niezbyt jednoznaczną mieszankę. Raz po raz wyłonił się z niej orzech włoski. Kawę jednak jak już przesłodzono, nie opuściła jej ta drapiąca słodycz.
Odnotowałam też odrobinę drewna, jakby zalegającego gdzieś na ziemi. Albo drewna z ogniska, nad którym pieczono cytrynowe pianki "marshmallow"? Na końcówce gorzkość została zupełnie złagodzona maślaną nutą.
Po zjedzeniu został słodko-cierpkawy posmak wędzonych śliwek i cukrowej cytryny - w głowie kłębiły mi się obrazy duszonej w cukrze, kandyzowanej i jako cytrynowe pianki z ogniska, a także ziemi. Ziemi z palonym akcentem słodkiej kawy? Delikatnej, ale na pewno czarnej. Było też bardzo karmelowo i po prostu za słodko, z poczuciem drapania w gardle.
Całość wyszła zaskakująco bogato w nuty jak na 50%. Niestety... przez słodycz jakby niedomagały. Było ich sporo, ale wyszły przygłuszone. Kawa i ziemia, palone orzechy, trochę drewna i dużo śliwek, ciemne dżemy, agrest, cytryny zrobione na słodko przemieszały się z wysoką słodyczą karmelu i kwiatów. Ta była przesadzona, acz wcale nie taka oderwana od reszty nut. Wyszło to dość zgrane, ale czułam niedosyt gorzkości i kwaśności (którą pewne nuty nawet sugerowały, ale jej nie zapewniły). Nie mój typ, lecz prawie całość zjadłam (pasek zostawiłam już dla Mamy), do połowy z tego w zasadzie nawet z przyjemnością, ale jako czekoladę niewymagającą. Potem słodycz zaczęła z czasem męczyć, a całość nudzić.
Mama powiedziała: "Ja tam zawsze o wiele mniej wyczuwam, więc tu w sumie nic nie czułam, a tylko słodycz. Gorzkość taka lekka tam była, a właśnie kiedyś bym powiedziała, że 50% to dla mnie już gorzka, ciemna, a ta była głównie słodka. Jak już mam jeść ciemną, to oczekuję od niej kwaśności, a w tej niczego takiego nie było. Słodka i nudna".
ocena: 7/10
kupiłam: dostałam od BTB Chocolate
cena: jak wyżej, ale cena to 10 zł (za 50g)
kaloryczność: 571 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
Skład: ziarno kakao min. 50%, cukier trzcinowy nierafinowany, tłuszcz kakaowy