sobota, 16 grudnia 2023

Letterpress Chocolate Vietnam Ben Tre Cacao 70 % Dark Chocolate ciemna z Wietnamu

Swego czasu parę czekolad z Wietnamu nie tylko mnie zachwyciło, ale też zaintrygowało, stając się moimi ulubionymi. Marka Erithaj, chyba można powiedzieć, że zmieniła moje postrzeganiu niektórych czekolad. Stąd, gdy nabrałam przekonania, że Letterpress to naprawdę obiecująca amerykańska firma, wybierając, które ich tabliczki zamówić, wietnamskiej nie mogłam pominąć. Jako ciekawostka-przypomnienie, na stronie producenta można przeczytać, że kakao rośnie w Wietnamie od 19 wieku, kiedy to przywieźli je tam Francuzi.

Letterpress Chocolate Vietnam Ben Tre Cacao 70 % Dark Chocolate to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao trinitario z Wietnamu, z prowincji Ben Tre.

Po otwarciu poczułam wysoką, ciepłą słodycz karmelu, mieszającego się z orzechami włoskimi i ziemią. Ciepło palonego karmelu chyba robiło nieśmiałą aluzję do korzenności, zaś ziemia wydawała się nasączona kwaskawym, owocowym sokiem. Z cytryny i chyba odrobiną z brzoskwini. O niej pomyślałam za sprawą bananów, które z czasem zajęły mocną pozycję obok karmelu. Doszukałam się przy nich też bardzo słodkich, suszonych fig i rodzynek wręcz czysto słodkich, a jednak z żywicznym zacięciem, podpowiedzianym przez ziemię.

Wysoce twarda tabliczka już w dotyku zdradziła kremowość. Przy łamaniu trzaskała głośno i nieco krucho, jakby była stwardniałym, bardzo gęstym kremem.
W ustach rozpływała się wolno i gęsto. Cechowała ją aksamitna, masywna miękkość. Kremowo pokrywała podniebienie. Okazała się dość tłusta w pełny, maślany sposób.
 
W smaku najpierw odezwała się słodycz w dużej mierze bananów. Za nimi mknął też karmel... a w zasadzie to banany częściowo w ten karmel przechodziły. Zdrowy karmel, zrobiony z bananów i miodu lub syropu klonowego? Dołączyły do nich figi.

O karmelu pomyślałam, bo szybko swoją obecność zaznaczyło pewne słodkie ciepło. Tak subtelne, że aż trudne do określenia.

Zaraz po ustach rozeszła się gorzkość za sprawą ziemi. Ona również wpisała się w ciepło. Mimo wysokiej słodyczy, to ziemia zdawała się rządzić kompozycją. Oczami wyobraźni widziałam ciemną, rozgrzaną słońcem ziemię. I... pomyślałam o przekopywaniu się do jej wilgotniejszej części - tej, która nie poznała jeszcze słońca.

W tle przemknął mi lekki, owocowy kwasek. Bananowa słodycz najpierw zasugerowała niezbyt dojrzałą brzoskwinię... Może także odrobinkę, dosłownie kropelkę cytryny?

W tym czasie do ziemi dołączyły prażone / pieczone orzechy włoskie. Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa zaczęły skupiać na sobie więcej uwagi, niż ona. Potem jednak zrównały się i razem płynęły spokojnie jako splot gorzkości i łagodniejszego wątku orzechowego. 

Słodkie ciepło zaczęło się nasilać jako szczypta cynamonu, chyba cejlońskiego.

Wzmocniła się również owocowość i wyraźnie wróciły banany. Choć dojrzałe i przede wszystkim słodkie, okazały się soczyste. O soczystość całości zadbała cytryna - też już w nieco większej ilości. Wciąż jednak kwaśność była wręcz znikoma, bo nawet sama cytryna trochę ją hamowała akcentem swojej goryczkowatej skórki. Figi przypomniały o sobie, brzoskwinia zakręciła się raz po raz, a ja wyłapałam jeszcze zielone winogrona, które jakby błyskawicznie się ususzyły na niemal czysto słodkie suszki. Ciepło i prażono-pieczone orzechy podpowiedziały im goryczkowaty, szlachetnie żywiczny akcent.

Wysoka bananowa słodycz nie odpędziła ciepłego karmelu zupełnie... Karmelu lub / i syropu klonowego Zaopiekowała się nim, przekładając się na myśl o ciepłym jeszcze wypieku, a dokładniej sowicie przypieczonym po brzegach bananowym chlebku z orzechami włoskimi i cynamonem. Dodatkowo lekko nasączonym sokiem z cytryny, który to dosłownie na końcówce bardzo przybrał na znaczeniu.

Po zjedzeniu został posmak karmelu chyba w jakiejś zdrowszej, naturalniejszej osłonie i bananów, wpisujących się częściowo w ciasto-chlebek z orzechami z nutą cytryny. Właśnie sporo orzechów włoskich czułam, które zwieńczyła odrobinka ziemi.

Czekolada była przepyszna, mimo że nieco za słodka. Mnóstwo bananów, akcenty fig, brzoskwiń i rodzynek spotkały się jedynie z odrobiną kwasku cytryny, a do ogromu słodyczy dołożył się jeszcze karmel. Zaobfitowało to w skojarzenie z ciastem chlebkiem bananowym. Czułam też bardzo słodki cynamon. Ziemia i orzechy włoskie zrobiły kawał dobrej roboty, wprowadzając gorzkość i pewne stonowanie, szlachetność. Ziemia podtrzymywała ciepło, bo kompozycja jawiła się właśnie jako ciepła. Głównie słodka, przyjemnie gorzka i leciuteńko kwaśna. Pyszna, acz od zakochania się dzieliło lekkie przesłodzenie.

Gdy pomyślałam o Marou Ben Tre 78 %  i jej drzewno-pergaminowych nutach, niemal mięsnej soczystości, zdrowych wypiekach (biszkoptach) i maśle orzechowym o niemal fasolowym charakterze oraz o żółtych owocach tropikalnych, w tym bananach czy owocowym karmelu, które mocno dosłodziły wytrawną kompozycję, przyszło mi do głowy, że coś podobnego w nich jest. Choćby i słodyczy było bardzo dużo, czekolady z wietnamskiego Ben Tre wychodzą dość wytrawnie. Nie były jednak bardzo podobne pod względem konkretnych nut.


ocena: 9/10
kupiłam: letterpresschocolate.com (przez osobę pośredniczącą)
cena: $12 (za 57g)
kaloryczność: nie podana
czy znów kupię: nie

Skład: ziarna kakao, surowy cukier trzcinowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.