czwartek, 7 grudnia 2023

Beskid Chocolate Nikaragua Mila Czekolada Rzemieślnicza Gorzka 70 % ciemna z Nikaragui

Zupełnie przypadkowo wybrałam, która z czekolad Beskidu z tego nikaraguańskiego duetu będzie pierwsza. Tabliczka ta różni się od Amai fermentacją, jest z innej pododmiany (bo wciąż nie wiem, czy "odmiana" to nie za wiele powiedziane) oferowaną przez fermentownię Cosecha Partners i nosi zwyczajową nazwę Mila.
Po Beskid Nikaragua Amaya 70 % szybko przyszła pora na dzisiaj przedstawianą. Niewiele wiedziałam, co też innego w niej odkryję, ale jednego byłam pewna. Bardzo podobały mi się opakowania - proste, względnie podobne, bo oba z tygrysami, acz jak bardzo różniącymi się. Ciekawiło mnie, czy czujny, bacznie coś obserwujący tygrys z Amai i spokojnie leżący z dzisiejszej nawiązują jakoś do charakterów czekolad, czy to już moja nadinterpretacja (i to, że za dużo myślę?). A dzień przed degustacją do głowy przyszło mi skojarzenie z Milą Jovovich, na które się uśmiechnęłam.


Beskid Chocolate Nikaragua Mila Czekolada Rzemieślnicza Gorzka 70 % Kakao to ciemna czekolada o zawartości 70% kakao odmiany Mila z Nikaragui; czas konszowania min. 72 godzin.

Po otwarciu poczułam zapach ziemi, nieco złagodzony słodkimi orzechami laskowymi i nerkowca oraz słodkim kokosem, a dokładniej miazgą 100% z kokosa. Rozbrzmiały też wyraziste, bardzo słodkie owoce tropikalne - cała mieszanina, że aż trudne na szybko do rozróżnienia. Były tak słodkie, że otarły się o lekką pudrowość. Podkręciły to kwiaty, w tym wielkie, ciężkawe lilie (wyobraziłam sobie kwiaty białe i żółte). Z owoców przodował ananas podkręcony kwaskiem cytryny i gruszka, ale przewinął się wśród nich też chyba banan i niemal miodowo słodkie suszone figi. Te kryły się w wątku bardziej kwiatowym... czy raczej kwiatowo-owocowym? Skojarzył mi się trochę z owocowymi, dziewczęcymi perfumami. Na szczęście jednak drewno, drzewa nadały temu wszystkiemu bardziej wytrawnego charakteru. Wspierała je wspomniana już ziemia i chyba odrobinka fusów (herbaty?).

Bardzo twarda tabliczka łamała się z głośnym trzaskiem, zdradzając, że będzie gęsta.
W ustach się to potwierdziło. Rozpływała się powoli, mięknąc. Trochę lepiąco pokrywała podniebienie tłusto-kremowymi falami. Z czasem pojawiła się w niej niemała niezaburzająca gęstości soczystość.

W smaku najpierw poczułam wysoką słodycz wanilii i lilii. Kwiaty okazały się prężniej rozwijającą się nutą. Pomyślałam o wielkich, białych i żółtych, dość ciężkich liliach, a po chwili też o kwiatowym, lekko cierpkim miodzie. I kwiatowo-miodowo słodkich figach? Raczej suszonych, ale nie tylko...

Owoce bowiem też pomknęły słodką trasą, ale wykazały się świeżością i rześkością. Była to tropikalna mieszanka, w której znalazła się obietnica cytrusowego kwasku.

Zza nich wyjrzała delikatna gorzkość, też zapowiadając, że z czasem wzrośnie. Na początek zaserwowała nutę palono-prażoną... Jakby palone drewno? Ze szczyptą pieprzu?

Owoce w tym czasie rozwinęły się w swojej słodkiej soczystości. Z gruszek oraz chyba melonów sok lał się litrami. Były rześkie i słodkie w nieco kwiatowy sposób. Za sprawą owoców rosła słodycz, a choć były bardzo soczyste, o kwasku zupełnie nie zapomniały. Gruszka z czasem wydała mi się jakaś egzotyczna... Jej słodycz jeszcze podkręciły dojrzałe banany i... przemknęło mi coś jakby czerwonego i egzotycznego oraz nieśmiała pitaya (smoczy owoc). Kwasek jedynie niepewnie pomykał wśród owoców. Raz po raz wyłapałam słodko-kwaśną pomarańczę deserową z akcentem skórki.

Cała ta soczystość, rześkość do palonego drewna dodała nutkę świeżo-słodkiego kokosa... Orzecha kokosowego i miazgi 100% z kokosa, mieszających się z kwiatami. Kwiaty zasugerowały napar, herbatę... Trochę drzewną, goryczkowatą i leciuteńko cierpką.

Pojedyncze suszone figi wyłuskały z owocowej toni suszonego ananasa w czekoladzie oraz trochę suszonej pomarańczy też w czekoladzie, acz ta nuta dosłownie przemknęła i zaraz zniknęła.

Wszystko szalało na delikatnym, a zarazem bardzo istotnym, maślano-orzechowym tle. Czułam sporo nerkowców, do których mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa dołączyły orzechy laskowe. Część z nich mogła być pokryta ciemną, soczyście-winną czekoladą. 

Gorzkość, zmotywowana narastającą orzechowo maślaną nutą, też wzrosła. Uderzyła w palono-prażony akcent. Jako że i kwiatów czułam wciąż sporo, pomyślałam o herbacie i jej fusach... A jednak palony charakter podpowiadał raczej kawę. Jedno i drugie podkreśliła odrobina ziemi i jeszcze więcej drewna, podkreślonego odrobiną gorzkawego pieprzu.

Z racji słodyczy po chwili pomyślałam o drzewie sandałowym. Wydało mi się słodkie, lekko goryczkowato-drzewne... I słodkie pikantnie. Wraz z kumulacją owoców soczystych i słodkich, wspartych kwiatami, przełożyło się to myśl o przesłodzonej mrożonej herbacie z owocami, głównie z kwaskawą cytryną i pomarańczą. Owoce przez moment otarły się o lekką pudrową cukierkowość cz może dziewczęce rześkie perfumy owocowo-kwiatowe.

Odnotowałam pikantny, kwiatowy miód jakby karmelizowany, co dodało mu lekkiej, palonej goryczki. Wróciły niemal miodowo słodkie figi suszone. Osiadły w cięższej części słodyczy, wsparte kwiatami (liliami?) i chyba wanilią... Nie było jednak za słodko, bo orzechy nerkowca swoją łagodnością stały na straży słodyczy.

A jednak kwiaty znalazły się też w bardziej rześko-słodkiej strefie owoców świeżych. Stąd pomyślałam też o świeżych figach i... jakiś egzotycznych kwaśniejszych. Tu też pojawiła się subtelna kwaśność cytryny i pomarańczy. Ośmieliła ananasa i odrobinę wiśni... Wydobyła też niedojrzałe świeże figi i zielone winogrona. Wydały mi się lekko soczyście-cierpkie. Z cytrusowym tłem.

Po zjedzeniu został posmak ziemiście-drzewnej herbaty oraz maślanych nerkowców. Do tego czułam wysoką słodycz kwiatów i miodu, niemal lekką pudrowość. Leciutki kwasek zdawał się wpisany w słodycz. Choć czułam cytrusowo-egzotyczną soczystość, on sam w sobie nie był jakiś konkretny. Krył się w słodszych gruszkach, winogronach, ananasie i wątku czerwonoowocowym (też egzotycznym).

Całość bardzo mi smakowała. Ogrom słodyczy wanilii, kwiatów, miodu i wreszcie samych owoców na szczęście zetknął się z całkiem wysoką gorzkością. Paloność należała do drewna i kawy, acz nie brak w niej też bardziej drzewno-ziemistych i herbacianych tonów, co zacnie zgrało się z rześkością kokosa oraz maślanymi nerkowcami. Soczysty bukiet gruszek, ananasów, chyba melonów i akcenty cytrusów, czegoś czerwonego ciekawie rozegrały figi - te wystąpiły i jako suszone, i jako świeże, łącząc słodycz bardziej miodowo-ciężką z rześką i soczystą. To bardzo owocowa kompozycja, która jednak na szczęście nie zapomniała też o takiej... ciemnoczekoladowej powadze.

Pod względem niektórych wątków przypominała Amayę - miód wchodzący w owocowość, kwiaty, maślaność orzechów, świeżość (w Amai bardziej związana z drzewami, w Mili kokosowa), ogólna orzechowość i cytrusowe akcenty (Amaya była bardziej cytrusowo pomarańczowa, ale wcale nie mocno kwaśniejsza). Obie były kwiatowe, acz Mila bardziej. Nie oznacza to, że wyszła łagodniej. Podobnie bardzo słodka, ale bardziej gorzka. Amaya była mniej gorzka. Kwaśne były może i na tym samym poziomie, ale soczystość Mili sprawiła, że w jej przypadku kwasek odegrał ważniejszą rolę. Obie bardzo smaczne na tym samym poziomie, ale inaczej.
Chyba nieco bardziej niż Amaya przypominała Beskid Nicaragua Chuno Clasico 70 % ze względu na maślaność i orzechy, paloność kawy, suszone figi, ale ogólnie wyszła od niej o wiele bardziej owocowo.


ocena: 9/10
kupiłam: Beskid Chocolate (dostałam)
cena: 23,90 zł (za 60 g; ja dostałam)
kaloryczność: 534 kcal / 100 g
czy kupię znów: mogłabym do niej wrócić

Skład: ziarno kakao, cukier trzcinowy nierafinowany

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.