środa, 20 grudnia 2023

Pure&Good Dark Chocolate with coconut / Czekolada Gorzka z kokosem ciemna 52 % bez cukru

Ta czekolada wpadła do mnie prawie przypadkiem. Zamówiłam przez internet kaszę manną razową, nie mogąc jej znaleźć nigdzie stacjonarnie, jednak czas oczekiwania na wysyłkę niemiłosiernie się przedłużał. W końcu zaproponowano mi w ramach rekompensaty trzecią paczkę tej kaszy. Nie chciałam jednak robić takich zapasów, tym bardziej, że kaszę akurat tego producenta kupowałam pierwszy raz. Zaproponowali mi więc dowolny produkt z rzeczy, jakie wystawiali w określonym przedziale cenowym i po prostu nie znalazłam niczego ciekawszego czy czegoś, co po prostu bym chciała. Nie sprawdziłam dokładnie składu tej czekolady, a miałam ochotę na ciemną z kokosem. Skład wystraszył mnie dopiero po czasie - malutko kakao, mnóstwo słodziku... To już sugerowało, że mnie nie zachwyci. A jednak pocieszałam się, że wpisze się w swego rodzaju kokosową serię, jaka mi wyszła z racji wstawienia na bloga kokosowych Merci i Grossa. Oby ta była choć trochę lepsza.

Pure&Good Dark Chocolate with coconut No Sugar Added / Czekolada Gorzka z kokosem Bez dodatku cukru to ciemna czekolada o zawartości 52 % kakao z kokosem; bez cukru (słodzona słodzikiem maltitolem).

Po otwarciu poczułam wyrazisty zapach kokosa, który dominował nad nieco ulepkowatą, cierpko-paloną ciemną czekoladą. Cechowała ją niska, acz obecna gorzkość oraz bardzo wysoka słodycz o rześkim charakterze. Wydała mi się roślinnie-słodzikowa i trochę drzewna. Oczami wyobraźni widziałam drzewo z powiewającymi na wietrze liśćmi. Do głowy przyszedł mi jakby słodki syrop z brzozy. Coś w tej słodyczy było jednak lekko drapiącego, chyba już sama jej ilość w stosunku do gorzkości i kokosa.

Tabliczka w dotyku wydała mi się ulepkowato-tłusta. Łamała się z głośnym, chrupkim trzaskiem. Była nieco krucha.
W ustach rozpływała się w tempie umiarkowanym, ochoczo mięknąc, acz zachowując kształt. Była tłusta i wodnista, bazowo gładka. Maziście pokrywała podniebienie, powoli odsłaniając sporo wiórków. Chwilami wykazywała jakby zwięzłą ulepkowatość.
Kokosa nie pożałowano, acz to wyszło na jaw dopiero, gdy czekolada prawie zniknęła. Po niej zostało w ustach mnóstwo różnej wielkości wiórków: i trochę całych, i bardzo dużo posiekanych. Wiele z nich była naprawdę mocno posiekana, bardzo drobna, co też pewnie przełożyło się na wrażenie, iż dodatku jest bardzo dużo.
Wiórki okazało się świeży miękko-trzeszczące, lekko chrupkie i szybko znikające z ust. 

W smaku pierwsza zwaliła się na mnie wysoka słodycz i podążająca za nią, a jakby niemogąca dogonić, delikatna, palona gorzkość. Trzymała się jej leciuteńka cierpkość, zabiegająca o ciemny wydźwięk czekolady.

Sama słodycz bez skrępowania rosła. Przez moment wydała mi się prawie cukrowa, acz ta cukrowość... zaraz zrobiła się bardziej roślinna, słodzikowa. Po paru chwilach obrała chłodny jak mięta kurs. Z samą miętą, czy raczej miętowym słodzikiem też się trochę kojarzyła.

Gorzkość, choć i tak niska, za nią uległa maślaności i właśnie słodyczy. Zrobiła się jeszcze bardziej wycofana, przypominając tylko o palonym wątku. Cierpkość mignęła mi zwykłym, odtłuszczonym kakao w proszku.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa do tej gorzkawości dołączył kokos. Czułam raczej aromat... pomyślałam o syropie, sosie czy likierze pozbawionym alkoholu kokosowym. Z maślanością czekolady związał się wątek jakby kokosowo-orzechowy.
A z racji słodzikowego chłodu pomyślałam o słabej, mrożonej kawie czarnej (konkretnie o pitym może ze 2 razy w życiu cold brew).

A wiórki kokosowość podkręcały, ale w innym, naturalniejszym stylu. Cechowała je jakby rześko-soczysta słodycz. Wydały mi się podprażone minimalnie, wpisując się tym samym w ogólną paloność.

Słodycz trochę się uspokoiła i prawie już nie rosła, choć rządziła się bardzo. Nieco drapała, mimo chłodu i rześkości. Znowu pomyślałam o drzewach z liśćmi powiewającymi na wietrze, korze brzozy i miętowym słodziku. Choć było mi za słodko, nie zabiło to lichej gorzkości i kokosa. W zasadzie... z czasem słodycz nawet nieco soczystemu kokosowi uległa.

Kokos na samej końcówce wyszedł na prowadzenie. Był to kokos naturalny, ale podkręcony aromatem kokosowym. Ten związał się i podkręcił wzajemnie z cierpkością odtłuszczonego kakao w proszku.

Wiórki podkreślały kokosowość, na szczęście naturalną. Były dość wyraziste już wtedy, gdy czekolada je odsłaniała, bo słodzik w zasadzie jakby starał się wpisać w ich soczystość, ale znacznie wyrazistsze, gdy zniknęła. Gryzione okazały się smakować w pełni sobą. Jakby soczystymi, słodkimi i choć względnie delikatnymi, to właśnie w tę delikatność wyrazistymi.

Po zjedzeniu został niezbyt przyjemny posmak aromatu kokosowego zmieszanego z cierpkim, prostym kakao, ale też motyw palony, lekko gorzkawy czekolady jakby przesyconej motywem wiórków. Same wiórki też zaznaczyły się także w posmaku. Wszystko to przy jednoczesnym przesłodzeniu. Choć nie było straszne, napastliwe, to... po prostu drażniące.

Czekolada w zasadzie wyszła w porządku, ale trudno tu o coś, za co mogłabym ją szczerze i w pełni entuzjastycznie pochwalić. Czułam niedosyt gorzkości, mimo że jakaś tam się pojawiła. Wydawało się, że kokosa jest sporo (ze względu na podrobienie) i nie zrobił z czekolady zlepka-ulepka - z ilością wiórków świetnie trafili. Pobrzmiewały aromaty, co mi przeszkadzało. Słodzik, zwłaszcza w tej ilości, odebrałam jednak zaskakująco nie źle. Wpisywał się swoją "roślinnością" w kokosa, ale i tak sprawił, że słodycz ogółu była za wysoka. Szkoda, że pożałowali kakao, bo myślę, że gdyby czekolada miała go tak z 70%, byłaby to smaczna propozycja nie tylko dla osób stroniących od białego cukru. A tak to... ot, można trochę zjeść, jak już jest. Nałożyłam sobie połowę, zjadłam trochę się zasładzając, ale zaspakajając ochotę na ciemną czekoladę z kokosem i podziękowałam jej. Nie miałam ochoty na drugie podejście, mimo że strasznie złego wspomnienia nie zostawiła.

Resztę oddałam Mamie, ale nie dorwałam jej na spytki od razu po zjedzeniu, a dopiero po paru dniach i usłyszałam tylko: "Ja tę czekoladę już i słabo pamiętam, bo nie smakowała jakoś szczególnie, a tylko wyróżniała się tymi niespotykanie drobnymi, posiekanymi wiórkami i cały czas się zastanawiałam, czy to, że są takie malutkie mi przeszkadza, czy się podoba... Chyba wolę duże, całe wiórki, przynajmniej do takich przyzwyczajona jestem. Czekolada ogólnie mi smakowała, ale nie umiem o niej za wiele powiedzieć".


ocena: 6/10
kupiłam: dostałam ze sklepu z Allegro
cena: jak wyżej, ale cena to 8,54 zł (za 75g)
kaloryczność: 490 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: substancja słodząca: maltitol, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, rozdrobniony orzech kokosowy (8%), inulina, odtłuszczone kakao w proszku, lecytyna słonecznikowa, aromaty: kokosowy i naturalny waniliowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.