Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Idilio Origins. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Idilio Origins. Pokaż wszystkie posty

sobota, 10 listopada 2018

Idilio Origins 1er Criollo Cru Barlovento ciemna 70 % z Wenezueli

Czasem mam "chwile zastoju", w których wpatruję się w listę posiadanych czekolad i nie bardzo wiem, co na kolejny czy któryś tam dzień zaplanować. Lubię wiedzieć wcześniej skąd, z jakiej plantacji itd., ale czasem po prostu nie wiem, co wybrać. Gdy wszystkie daty są tak samo długie, gramatury i zawartość kakao podobne, a ja nie mam ochoty na nic konkretnego, zazwyczaj wybieram coś z "pojedynczych sztuk", czyli np. jedyną posiadaną danej marki, jedyną z danej serii itp. Tym razem wzrok raz po raz zatrzymywał się na dzisiaj przedstawianej - na tamten moment jedynej Idilio Origins, której jeszcze nie jadłam (tych z nibsami nie liczę, bo mnie nie interesują ze względu na dodatek).
Gdy się na nią zdecydowałam, postanowiłam wreszcie znaleźć coś o regionie Barlovento, o którym czytam często rzeczy w stylu "kakao z długą historią", "historia kakao sięgająca czasów niewolnictwa"... niestety. Dalej jestem w punkcie wyjścia, bo najwidoczniej historia kakao związana z tym obszarem to "długa historia" z tych "długich historii", do których w nawiasie można dołączyć "czyt. nic ci do tego". Mając przed sobą zjedzenie tabliczki ukochanego Idilio wzruszyłam tylko ramionami, mimo że jestem dość ciekawska. Sama czekolada ciekawiła milion razy bardziej.

Idilio Origins 1er Criollo Cru Barlovento to ciemna czekolada o zawartości 70  % kakao criollo z regionu Barlovento (na wschód od miasta Caracas) z Wenezueli.
Na stronie nie znalazłam tłumaczenia na angielski, ale wydaje mi się, że chodzi o criollo rosnące w regionie, gdzie rośnie głównie trinitario? (chodzi o opis na opakowaniu)

Po otwarciu poczułam piękny, smakowity i bardzo skomplikowany zapach. Był tak bogaty, że aż trudno wyróżnić w nim coś oprócz woni żywych drzew i soczyście wilgotnej ziemi z ogromem owoców. Chwilami na myśl przychodziło mi czerwone wino z owocowo-drewnianymi nutami... W chwili otwierania byłam pewna, że czuję śliwki, w trakcie degustacji dołączyły jednak słodko egzotyczne nuty moreli, brzoskwiń, mango itp. - słodkich, żółtych owoców. Mimo to, całość miała ciepło-prażony, wręcz przyprawiony wydźwięk, choć on... sprawiał wrażenie wędzonego, nie prażonego.

Niepozornie wyglądająca tabliczka trzaskała zachęcająco. O ile jej przekrój wydał mi się ziarnisty, tak rozpływanie się to synonim kremowej gładkości. Każdy kęs leniwie, powoli oblepiał usta gęstą, odpowiednio, a więc nie mocno tłustą mazią, która chwilami wydawała się opływać sokiem, a na koniec leciutko pyliście wysuszać.

W pierwszej chwili po umieszczeniu kawałka w ustach, poczułam subtelną, wysublimowaną gorzkawość z wędzonym motywem, wmieszaną w niemal maślaną neutralność.

Czekolada jednak błyskawicznie jakby wypuściła sok owoców, na którego fali popłynęła dojrzała śliwka oraz śliwka wędzona i kwasek żurawiny. Za jego sprawą pomyślałam również o winie, od którego odchodziły nieco drewniano-wędzone nuty.

Soczyście podwędzany smaczek trochę został przy suszonej żurawinie i śliwce, ale pomknął też dalej. Lekko drewniano-ziemiste tony wyszły obłędnie czekoladowo niczym... coś do potęgi czekoladowego, oblanego czekoladą i mięknącego błogo w ustach, ciesząc w nich kakao. Oczami wyobraźni zobaczyłam wyidealizowane czekoladowe pierniki w czekoladzie, przy których stało wiele pomniejszych nutek takich jak maślaność czy lekkie przyprawy: słodki cynamon (i chyba wanilia?).

Z czasem zwróciłam uwagę również na prażone tło tych delikatnych, czekoladowo-maślanych akcentów. Zespojone z wędzeniem, dodało do kompozycji sporo orzechów (ziemne - takie masłoorzechowe - chyba przewodziły).

Wszystko to miało ciepły wydźwięk, ale też... pewne ciepło egzotycznych krajów przejawiające się w soczystości - rześkiej i owocowej, a także specyficznie słodkiej. Czułam owoce takie jak brzoskwinie i morele, już tylko świeżą śliwkę, niezwykle dojrzałe mango i słodkie pomarańcze.

Do pomarańczy właśnie pod koniec dołączała wędzono-prażono-dymna gorzkość, znów wyraźniejszy wydał mi się wędzony smaczek, który podwędził śliwkowe nuty. Wraz z piernikowo-kakaowymi tonami przełożyło się to na przyjemną, kakaowo-winną cierpkawość.

Pozostała ona w posmaku wraz z silną słodyczą owoców i czekoladowych pierników.

Całość wyszła głównie słodko, ale wcale nie mało charakternie. To po prostu esencja czekoladowej słodyczy i słodyczy dojrzałych, egzotycznych owoców. Nie zasładzała jednak, gdyż cały czas była głęboka i wytrawna, za sprawą wędzonego pazurka i sugestii a to wina, a to pierników.
Wyszła podobnie do Idilio Origins 4rto Carenero Urrutia Superior, bo też miała nuty egzotycznych owoców i przypraw "piernikowych", klimat przypieczony... Obie bardzo słodkie, ale jednak Barlovento wydała mi się bardziej esencjonalna, dzięki czemu inaczej odebrałam słodycz. Wędzenie czy choćby tylko sugestie wina - to ją odróżnia (może niektórzy powiedzą, że "uordynarnia" smak - chyba trochę rzeczywiście, ale właśnie taki kocham).
Korzenne przyprawy, mango i "czekoladowa esencjonalność" przywiodła na myśl również Franceschi Chocolate 60 % Venezuela Carenero, ale Idilio wyszła o wiele pyszniej.


ocena: 10/10
cena: 18 zł (za 80 g; dostałam zniżkę)
kaloryczność: nie podana
czy znów kupię: tak

Skład: miazga kakaowa, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy

wtorek, 11 września 2018

Idilio Origins 15nto Idilio Con Leche mleczna 42 % z Wenezueli

Nie mam określonego systemu poznawania marek czekolad, jednak nie ukrywam, że na koniec lubię sobie zostawić te, które mogą okazać się najlepsze. Czasem nie mam możliwości wyboru, bo np. dzisiaj opisywaną udało mi się zdobyć już po spróbowaniu tych, które są na blogu. Sama raczej nie zostawiłabym na koniec mlecznej, ale skoro tak wyszło... Nie miało to większego znaczenia. Liczyło się, że skoro zdążyłam już na dobre pokochać Idilio Origins, wiedziałam, że będzie dobrze.

Idilio Origins 15nto Idilio Con Leche to mleczna czekolada o zawartości 42  % kakao z dorzecza Orinoko z południowo-zachodniej części Wenezueli

Już przy rozrywaniu sreberka poczułam zapach świeżego, naturalnego mleka zespojonego z orzechową sugestią (pochodzenia kakaowego), co przełożyło się na skojarzenie z serem. Wykwintny ser podany z owocami? W tle była nutka przełamująca... a no właśnie. Wszystko to opiewała bezkresna, szlachetna słodycz. "Zagęściła mleko i nadała mu złotego koloru" (tak to widzę), gdyż prezentowała wysokiej jakości karmel, niemal "karmelowe", mięciutkie i soczyste daktyle oraz charakterny miód (też "karmelowawy").

Tabliczka bardzo jasnego koloru (kojarzącego mi się z orzechami laskowymi) przy łamaniu wydała mi się niemal miękka, nie trzaskała. Nie rwała się jednak, a troszeczkę kruszyła. W ustach rozpływała się w umiarkowanym tempie, idealnie kremowo, mięknąc i oblepiając usta mazistymi smugami.

Gdy tylko umieściłam kostkę w ustach, poczułam wykwintną słodycz, a moje usta zalała fala mleka. Było to mleko naturalne i wyraziste, niewiarygodnie świeże.

Wydało mi się zagęszczone różnymi słodzidłami, których smak rozchodził się. Przede wszystkim czułam karmel, ale wzbogacony o orzechową nutę.
Ta orzechowa nuta po jakimś czasie zaczęła mi podszeptywać pewną "słodką goryczkę", co przywodziło na myśl złotobrązowy miód gryczany.

Charakterny miód szybko jednak zmienił się w również złotobrązowe daktyle: calutkie, świeże i soczyste. Takie o karmelowo-owocowej nutce. Nuta ta łączyła się z delikatną rześkością z tła, której nie umiem jasno określić ze względu na to, jak bardzo ulotna była. Wydała mi się trochę cytrusowa.
Mleko cały czas trzymało kompozycję w ryzach, porywało i mieszało w swych falach poszczególne nuty. Oto poczułam jakby mleko daktylowe (aż gęste!) i... orzechowo-pistacjowe?

Wspomniane orzechy częściowo weszły w słodycz, ale częściowo wyłapały też z poczucia "naturalności" to, co najlepsze. Zaczęły wyraźniej niż z takowym mlekiem, kojarzyć mi się trochę z nugatem pistacjowym oraz samymi pistacjami. Delikatnymi i charakternymi jednocześnie, jakby samoistnie słonawymi.

Opływał je słodziutki, słodziuteńki miód, co znowu miało wydźwięk takiego "innego karmelu" - o wiele szlachetniejszego, bogatszego niż normalnie.

W posmaku pozostawał właśnie słodki, delikatny miód i ogrom mleczności, za sprawą której wyszedł bardzo wyraźny posmak "naturalny", a więc naturalnie słonawo-mleczny, kojarzący się wręcz z serem, a także naturalnie orzechowo-pistacjowy.

Czekolada wyszła bardzo słodko, jednak to "przegląd" najbogatszej słodyczy, a więc dobrego karmelu, daktyli i miodu dokonany przez ogrom mleka, które do głosu dopuszczało liczne "przełamywacze" takie jak orzechowo-pistacjowe nuty czy sugestia owocowej rześkości.
Tabliczkę widzę jako "konkurs na najlepszy karmel, zorganizowany dla różnych naturalnych smakołyków".

Przy pierwszych kostkach pomyślałam, że kakao bardzo niewiele wniosło, ale przypomniała mi się Idilio Origins 1er Criollo Cru Orinoco 72%, która właśnie miała wiele słodkich nut miodu, pralinek / nugatu (co prawda migdałowego) i daktyli. Mleko i większa ilość cukru Con Leche ewidentnie uwypukliła te nuty. Oczywiście 72 % bardziej skupiła się na kakao, jego gorzkości i owocowych nutach, ale podobieństwo jest. Kakao wybrane do Con Leche wydaje się wręcz stworzonym do mlecznych kompozycji.

Sięgając po tę czekoladę miałam ochotę na jakąś z niższą zawartością kakao, ale w sumie nie widziało mi się zasłodzenie. Ta poniekąd była zasładzająca (ale nie była przesłodzona), ale w taki... uzależniający sposób, z wbijanymi w to zasłodzenie szpileczkami. Kupiły mnie nuty daktyli i miodu wkomponowane w karmel, ale zupełnie przepadłam, gdy z orzechowego wątku wychwyciłam pistacje (choć też nie aż tak bardzo-bardzo jednoznaczne).

Przyznaję, że z wystawieniem oceny miałam problem. Z jednej strony wolę jeszcze bardziej czuć kakao, jak np. przy boskiej Original Beans Femmes de Virunga 55 %, albo Akesson's Bali 45 % Milk Chocolate with Fleur de Sel & Coconut Blossom Sugar - która jednak nie jest zwykłą mleczną, a wzbogaconą o konkretne składniki... ale z drugiej, jeśli myśleć o tych po prostu mlecznych, nie ciemnych-mlecznych czekoladach z wyższej półki... IO przebiła p\wszystkie mleczne Domori i np. OB Esmeraldas Milk 42 %. Dzisiaj przedstawianej dycha się po prostu należy!


ocena: 10/10
kupiłam: Czekolady Świata
cena: 30 zł (dostałam rabat; za 80 g)
kaloryczność:  590 kcal / 100 g
czy kupię znów: mogłabym do niej wrócić, gdybym np. dostała

Skład: surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, miazga kakaowa, pełne mleko w proszku, odtłuszczone mleko w proszku, śmietanka w proszku

wtorek, 3 lipca 2018

Idilio Origins 1ero Porcelana Criollo Puro ciemna 74 % z Wenezueli

Uwielbiam dni, gdy już od chwili otwarcia oczu wiem, że degustacja będzie udana. Wstaję, a chwila wyciągnięcia cudeńka z szuflady się zbliża... Gdy wreszcie sięgam po tabliczkę jednej z najukochańszych marek, serce przyspiesza. Jeszcze tylko zdjęcia, a potem... cały świat znika. Jestem tylko ja i czekolada. Dobra, wracamy na ziemię: w tle muzyka, gdzieś obok kręcąca się Luna, a obok czekolady brudnopis. Na ziemię? A może to właśnie te czynniki budują magiczną atmosferę i przenoszą mnie do innego świata?

Idilio Origins 1ero Porcelana Criollo Puro to ciemna czekolada o zawartości 74 % kakao criollo Porcelana z Wenezueli, ze stanu Zulia.
Czas konszowania to 48 h.

Po otwarciu niemal sparaliżowała mnie skala czekoladowości zapachu. Ciągle rozrastający się czekoladowy kosmos pełen słodko-cytrusowych układów oraz galaktyk żywych, ogrzewanych przez słońce kwitnących drzew owocowych. Gdy zamknęłam oczy i wąchałam tabliczkę normalnie czułam, jakby na twarz padały mi promienie słońca. Z owoców czułam dojrzałe, słodkie pomarańcze i nuty jakiś czerwonych. Odchodził od tego... jakby grejpfrut wnikający w ziemiste klimaty? Ale i inne, niecytrusowe owoce czerwone.

Tabliczka zaintrygowała mnie kolorem, była bowiem wyjątkowo ciemna, ale z pomarańczowymi przebłyskami. Przy łamaniu trzaskała raczej delikatnie; w ustach rozpływała się błogo kremowo, idealnie gładko z lekkim efektem typowo cytrusowej soczystości. Chwilami stawała się ściągająca.

W smaku już w pierwszej sekundzie trafiłam na cały bukiet cytrusów, mających w sobie tyleż samo owocowego kwasku, co naturalnej słodyczy. Rozchodziły się w dwóch kierunkach.

Mocniejszy, bardziej charakterny był kierunek kwaskowato-gorzki. Miał wydźwięk szlachetny, ale dosadny. Do głowy przyszła mi ciemna, rozgrzana ziemia nasączona sokiem z cytrusów. Niewątpliwie czuć też skórki i pewną owocową cierpkość. Cierpkość mignęła mi jako smaczek ni winogron, ni jeżyn i uciekła na stronę słodyczy. Na jej miejsce wskoczyła wyraźna nuta dymu, która łącząc się z ziemią zasugerowała mi grejpfrutowo-ananasowy miks.

W tym czasie, najpierw nieśmiało, potem coraz odważniej, rozwijały się też słodkie cytrusy, a grejpfruty robiły wycieczki do jakby... malin...owego serka? Winogronowa cierpkość zmieniła się tu w suszone owoce: rodzynki i figi, by następnie spleść się z dojrzałymi pomarańczami. Soczyste i słodkie pomarańcze ogrzane słońcem.

W ustach rozlała się cała droga mleczna (właściwie to śmietankowa). Całe mnóstwo pysznej śmietanki, która wciągnęła pomarańcze i wcześniej pojawiającego się ananasa, tworząc cudowny, śmietankowy krem owocowo-czekoladowy.
Bardzo wyraźnie czułam też słodziutki serek malinowy.

Dymno-drzewne gorzkie nuty przeistaczały się w prażenie, a kwaski wtulały się w słodycz. Skojarzyło mi się to ze słodko-kwaskowatymi miodami: malinowym i pomarańczowym. Mojej uwadze nie uszły także łagodne (niemal maślane?) orzeszkowe przebłyski.

O ile najpierw pomyślałam o fistaszkach, tak im bliżej było końca i rozchodziło się ciepłe prażenie, coraz wyraźniejsze były orzechy laskowe. Nie brakowało przy nich drzew i ziemi rozgrzanych słońcem, ale właśnie i zaskakująco orzechowo się zrobiło. Charakter prażenia i dymu, wraz z kwaskiem, na moment przemycił i nutkę kawy.

To leciutka kwaskawa cierpkość (owoców i prażenia) pozostawała w posmaku wraz z soczystością i ziemistymi nutami. Oprócz tego pozostawało poczucie po prostu boskiej czekoladowości.

Ta tabliczka to harmonijne zestawienie kontrastów: ziemi, drzew i dymu z dość mocno prażoną końcówką ze słodyczą pomarańczy, ananasów, malin wkomponowanych w błogo śmietankowe otoczenie z odrobinką miodu. Powiedziałabym, że to czekoladowość oraz ciepło, "słoneczność" tak to zespoiły. Promienie słońca, dzięki którym owoce dojrzały i które rozgrzały ziemistość, tchnęły życie, pewną lekkość, nie pozbawiając niczego charakteru. Wszystko to zamknięte w czekoladzie, gdyż kompozycja cały czas była obłędnie czekoladowa.

Wyrównane uderzenie smaków: naturalnej słodyczy, charakternej gorzkości i owocowej soczystości. 
Zakochałam się, gdyż nie mogłam odegnać od siebie myśli, że to jakby połączenie 5nto Cooperativa Amazonas (będącej jedną z moich ulubionych czekolad tak ogółem) z 1er Criollo Cru Orinoco z dodatkiem Zottera Labooko Peru 100 %.
Wszystkie wspomniane IO pochodzą z tego samego miejsca, różnią się gatunkiem kakao i... nie powiedziałabym, że Porcelana, a więc łagodne ziarna, wyjdą najcharakterniej.
Zapałałam do niej miłością jeszcze większą niż do 5nto, większą niż do (zupełnie innej) Domori 70 % Porcelana, i chyba tak tak samo "na zabój" co do (też innej porcelany) Original Beans Piura Malingas 75 %.
To wszechświat smakowitości.


ocena: 10/10
cena: 343,99 zł (za 80 g; dostałam zniżkę)
kaloryczność: 565 kcal / 100 g
czy znów kupię: tak

Skład: miazga kakaowa, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy

czwartek, 5 kwietnia 2018

Idilio Origins 12imo Finca Torres ciemna 72 % z Wenezueli

Kiedy czas przeprowadzki zbliżał się coraz większymi krokami, zaczęłam systematycznie wyjadać najważniejsze dla mnie tabliczki. Nie chciałam narażać ich na długie podróże itp., więc zabrałam się za niedawno zakupione Idilio. Patrząc "co ja tam mam", odkryłam, że jedna pochodzi z tajemniczego Choroni, z którym świadomie spotkałam się na razie jedynie dzięki Franceschi, do którego miłością nie pałam, a która to czekolada i tak mi smakowała.
Dopiero po degustacji tej, gdy do głowy przyszło mi, że była w sumie podobnie bardziej "orzechowa, inna" niż owocowa (pozostałe wydają mi się Idilio właśnie przede wszystkim owocowe) jak jedzona ostatnio Chuao zwróciłam uwagę na to, że... przecież to też region Choroni. Kakao dzisiaj prezentowanej czekolady pochodzi jednak z innej plantacji, należącej do Idilio - Hacienda Torres.

Idilio Origins 12imo Finca Torres to ciemna czekolada o zawartości 72 % kakao z Wenezueli, z regionu Choroni. Czas konszowania wynosi 48 godzin.

Po otwarciu poczułam ciepły i zarazem rześki zapach, który zestawił w sobie konkrety takie jak lekko zakurzone, odymione orzechy i palona kawa wraz z nutką delikatnych owoców. Do wspomnianej kawy podano wysokiej jakości budyń waniliowy... Było przy tym mnóstwo soczystej słodyczy - oczami wyobraźni zobaczyłam suszone, miękkie i niemal czarne figi oraz rodzynki. Te... wraz z budyniowymi nutami z kolei zasugerowały mi niedojrzałe banany.

Twarda i ciemna (koloru podchodzącego pod bordo) tabliczka wydawała z siebie jakby suchy, ale pełny trzask. W ustach rozpływała się błogo, bo powoli i idealnie gładko, kremowo.

Od pierwszych sekund poraziła mnie moc orzechów i kawy. Lekko palone ("odymione") orzechy, powiedziałabym, że brazylijskie albo ziemne, wydały mi się solone.
Analogicznie cudownie rozwijała się rześka, o niemal drzewnych nutach, kawa, która zdefiniowała wytrawną, subtelną gorzkawość.

W tle rozchodziła się i rosła też słodycz, jednak była niezwykle naturalna, nie za mocna. Miała wydźwięk jakby... karmelowości suszonych owoców; taki "zdrowy karmel" własnej roboty (jak np. ludzie robią z daktyli itp.). W owocowej sferze wyraźnie poczułam brzoskwinie. Kojarzyły mi się trochę "dżemorowato", a w ich towarzystwie pojawiały się figi i rodzynki.

Jako że początkowo wyczuwalne nuty zyskały lekkość owoców, wracał budyń z zapachu. Budyń waniliowy... wydał mi się czymś bardziej mlecznym, może wręcz śmietankowo serkowym. To jakby... kremowy sernik. Sernik czekoladowy!
Cała ta kremowość zmieniła orzechy w kremowe masło orzechowe. Wychwyciłam też migdały.
Nie wiem dlaczego, ale znów budyniowość, sernikowość, tym razem z masłem orzechowym i stosunkowo delikatnymi nutami owoców skojarzyły mi się z bananami.

Pod koniec pojawiały się jeszcze charakterniejsze śliwki (a wraz z nimi jakby nutka przypraw - cynamon? pieprz?), ale szybko tonęły w bardziej palonych, gorzkawych tonach orzechów i kawy. Nie... zwłaszcza orzechów, wciąż z poczuciem lekkości budyniu / sernika i owoców (pomarańczowych, żółtych). I to właśnie one pozostawały w posmaku, wraz z poczuciem wytrawności.

Tabliczka wydała mi się bardzo zrównoważona - właściwie nie kwaśna, ale i niezbyt mocno gorzka, a już na pewno nie za słodka - a przy tym intensywna i wyrazista.

Tę czekoladę widzę jako mocno czekoladowy budynio-sernik z gładką warstwą z masła orzechowego i bananów oraz odrobiną brzoskwiń na wierzchu, na obłędnie chrupiącym orzechowo-migdałowym spodzie, do którego dodano posiekane suszone owoce, solidnie posypano orzechami i który podano w towarzystwie kawy.

Bardzo mi smakowała, na pewno znalazła się wśród lepszych jedzonych czekolad (tak ogólnie), jednak w innych Idilio pokochałam charakterystyczną moc owoców. Ta była mniej owocowa, podobnie jak Chuao, a że nie umiem wybrać, która mi bardziej smakowała (może jednak Finca?) wystawiam tę samą ocenę.
Kilka nut wyszło podobnie jak Franceschi - akcenty mleczne, brzoskwinie, ale ogół prezentuje się diametralnie inaczej: jak tu w końcu porównać budynio-sernik do mango lassi (Franceschi)?


ocena: 9,5/10
cena: 33,99 zł (za 80 g; dostałam zniżkę)
kaloryczność: 589 kcal / 100 g
czy znów kupię: mogłabym

Skład: miazga kakaowa, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy

poniedziałek, 26 marca 2018

Idilio Origins 14rto Chuao ciemna 72 % z Wenezueli

Może niektórym wyda się to nieprawdopodobne, ale mimo że doceniam najlepsze, najcenniejsze odmiany kakao na świecie, to nie robią na mnie aż takiego wrażenia. Widać na delikatność kakao z pewnych regionów mam za plebejski gust, ale akurat że "wioska Chuao daje zacne kakao", to zapamiętałam dzięki Pralusowi i Domori. Ucieszyłam się, że do grona marek, których czekolad stamtąd próbowałam, dołączy też jedna z moich czołowych ulubionych. Właściwie... na czekolady Idilio zawsze cieszę się już kilka dni przed degustacją, więc skąd kakao by nie było... no, ale dobra, tym razem kakao było akurat z Chuao, położonego w Choroni (dość istotne, wraz z kolejną recenzją na dniach się wyjaśni).

Idilio Origins 14rto Chuao to ciemna czekolada o zawartości 72 % kakao z Chuao, położonego w regionie Choroni w Wenezueli. Czas konszowania to 48 h.

Po otwarciu poczułam zapach o ciepłym, palonym (trochę wręcz pod dym podchodzącym) wydźwięku, na który składał się uroczy "biszkopcik", wypiek zrobiony z jakiejś "innej mąki" (np. migdałowej, jaglanej - takiej charakterniejszej), wchodzący w trochę drzewne tony oraz orzechy - grillowane laskowce i ziemne.

Przy łamaniu tabliczka była dość twarda, trzaskała, jakby był bardzo pełna i gęsta, co znalazło odzwierciedlenie w rozpływaniu się. Robiła to bowiem łatwo, choć powoli, bo właśnie w gęsty i cudnie kremowo-gładki sposób.

Przywitała mnie słodycz o palonym (leciutko dymnym) charakterze i owocowa.
Pierwsza od razu przyniosła skojarzenie z przypieczonym, "bułkowatym", esencjonalnie czekoladowym brownie zrobionym z jakiejś fajnej mąki (migdałowa, jaglana - z tych innych głównie z nimi miałam do czynienia i z nimi mi się to kojarzyło), a więc naturalnie lekko orzechowym. O tak, orzechy zaznaczały się już na początku.

Druga część słodyczy należała do owoców, ale miałam problem z dokładnym ich nazwaniem. W pewnym momencie poczułam słodziutki owoc granatu. Od razu wyobraziłam sobie brownie posypane jego pesteczkami i... polane jakimś owocowym sosem. Coś z żółtych owoców?

Wszystkie paloności z czasem wychodziły wyraźniej na wierzch - nie wszystkie na raz, ale i nie jakoś kolejno. Oczami wyobraźni widziałam konkretnie przypieczone brzegi biszkopto-brownie...
Nagle do kompozycji dołączała spora ilość ciepłych przypraw piernikowych, czyli trochę gorzkawego cynamonu i mnóstwo gorzkiej gałki muszkatołowej.
To one niesamowicie podkreśliły smak orzechów. Ewidentnie czułam fistaszki, orzechy laskowe i migdały.

Nuta owoców nie oddaliła się jednak zbytnio. Po prostu się zmieniła. Raz po raz podszczypywała zawadiacko lekkim kwaskiem. Na pewno był bardzo przyjemny i cytrusowy.
Chwilami, przez te wszystkie bardziej palone nuty, myślałam też o jakiś suszonych pomarańczach czy czymś... nie wiem, to było zbyt mgliste.

Pod koniec  robiło się mniej owocowo, a bardziej prażono-palono (orzechy + przyprawy) i tak... esencjonalnie brownie-czekoladowo, choć wciąż z nutą owoców (granat? jakieś żółte? cytryna?).

To chyba jedna z mniej owocowych Idilio, jakie jadłam, ale nie mniej pyszna. Jak zwykle zachwyciła mnie jej jednoznaczność i obrazowość (ciasto z charakternej mąki z owocami, fistaszki i laskowce, gałka), a także jej charakterek. Była bardziej palona i charakterna, coś jak Pralus i również z nieokreśloną cytrusową nutką, ale Pralus był mimo wszystko bardziej owocowy. Przyprawy i orzechy można skojarzyć z Domori, ale Domori była tak wyważona i delikatna, że Idilio zdecydowanie wygrywa (bo porywa!). Nie lubię wystawiać połówek, ale jestem zmuszona, bo chcę wyróżnić jakoś szczególnie te Idilio, na których punkcie oszalałam (te z 10-tkami).


ocena: 9,5/10
kupiłam: Sekrety Czekolady
cena: 34,99 zł (za 80 g; dostałam zniżkę)
kaloryczność: 582 kcal / 100 g
czy znów kupię: mogłabym

Skład: miazga kakaowa, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy

czwartek, 22 lutego 2018

Idilio Origins 4rto Carenero Urrutia Superior ciemna 70 % z Wenezueli

Pewne regiony uprawy kakao ciekawią mnie mniej, inne bardziej. Tabliczki pewnych marek ciekawią mnie wszystkie, niezależnie od regionu. Gdy zaś mam sięgnąć po czekoladę takiej marki z regionu co najmniej tajemniczego... Dawna ja czułaby się onieśmielona. Obecnie zauważyłam, że to się zmieniło w jakąś... satysfakcjo-"ruszajmypoprzygodę". Tym razem do regionu Urrutia w Barlovento, skąd pochodzi kakao Carenero Superior, czyli zacna odmiana trinitario zawdzięczająca swą nazwę portowi, z którego je eksportowano ("oryginalny" pomysł).

Idilio Origins 4rto Carenero Urrutia Superior to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao zwanego Carenero z regionu Barlovento z Wenezueli.

Od razu po otwarciu poczułam bardzo intensywny zapach o słodziutkim charakterze. Pomyślałam o czymś (pewnie nieistniejącym) w stylu "kwiatowy lukier lub karmel". Później (w trakcie degustacji) "kwiaty" zmieniły się w jakieś wodniste owoce oraz pomarańcze (a przynajmniej jakieś żółte owoce). To wszystko tonował palony akcent dymu i pumpernikla z wręcz sojowo-roślinną nutą.

Ciemna (choć na sposób tych bardzo ciemnych śmietankowych) tabliczka wydała pełny trzask, a przekrój wydał mi się lekko (ale i tak zaskakująco) ziarnisty. Co w tym było dziwnego? A bo rozpływała się, jak trzaskała, czyli w pełny sposób, niczym gładki krem lub lekko lepiąca pełnomleczna czekolada.

W smaku od pierwszej chwili czułam słodycz.

Jej nieco bardziej soczysta strona przywodziła na myśl sok pomarańczowy zagęszczony marchwią i bananami.

Spod tego wypływała niemal dziecinna słodycz jasnego miodu i mleka z takim miodem lub waniliowego. Tu jednak szybko angażowała się lekko roślinna, owocowa nuta. Zmieniała to w wizję "daktylowego mleka", a potem (przez delikatnie palone nutki z tła) w wypiek... być może jakiś chlebek daktylowy lub daktylowy spód czegoś bardziej kremowo-mlecznego. Przez leciutko opalano-gorzkawe niuanse pomyślałam o takowym nasączonym w kawie, przyprawionym słodziutkim cynamonem, a przez owoce (które po debiucie dopiero po czasie znów zaczynały grać odważniej, ale o nich za moment) do głowy przyszły mi jakieś "zdrowe pączki z marmoladą".

Była to na pewno nie za słodka, gładka i wodnista marmolada. Z jakiś żółtych owoców (i znów jakby akcent pomarańczy). Ta wodnistość sugerowała mi pewną egzotykę - melony? Na innych blogach wszyscy piszą o lychee - to chyba będzie trafne (mi do głowy nie przyszło, bo już nawet nie pamiętam, kiedy je ostatnio jadłam).

Końcówka była bardziej "ciastowa", słodko wypieczona i z nieco konkretniejszymi nutami przypraw (cynamon, goździki), przez co zaczęłam myśleć też o takich owocach "z konkretniejszym wnętrzem" - jak jakieś papaje czy coś. To one i "przypieczona roślinność" pozostawały w posmaku.

Całość wyszła bardzo słodko, ale to taka nieprzesłodzona, a naturalna słodycz. Nie brak jej głębi, choć ciężko w jej przypadku mówić o jakiejkolwiek gorzkości czy kwasku.
Niezwykle łagodna, wręcz dziecinnie. Kupiła mnie wszelkimi daktylowymi akcentami i ciekawymi egzotycznymi owocami.

Zdziwiło mnie, jak wiele nut pokryło się z Franceschi 60 % Carenero (mleko, wanilia, cynamon, goździki i egzotyka). Egzotyczne owoce miały podobny, lekki charakter, jednak Idilio była o wiele poziomów głębsza, wyrazistsza. Przy Franceschi kombinowałam z jakimiś "egzotycznymi gruszkami", "może mango", a tutaj... taka soczysta esencja - słodziutko, ale w ambitny, bogaty sposób.


ocena: 9/10
cena: 26,99 zł (za 80 g; dostałam zniżkę)
kaloryczność: nie podana
czy znów kupię: mogłabym

Skład: miazga kakaowa, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy

poniedziałek, 12 lutego 2018

Idilio Origins 1er Criollo Cru Orinoco ciemna 72 % z Wenezueli

Jak pomyślę o tym, że minął prawie rok odkąd poznałam markę Idilio Origins, zakochując się w niej od pierwszego kęsa, a także o tym, jak później cierpiałam z powodu niekupienia od razu wszystkich tabliczek... Aż mi się trochę dziwnie zrobiło, serce zaczęło łomotać niczym zakochanej, nieśmiałej nastolatce przed pierwszą randką, kiedy skierowałam się ku szufladzie, by wyciągnąć pierwszą z nowo zakupionych tabliczek...
Zaczęłam od tej, bo nie bardzo mogłam zorientować się, czym aż tak bardzo różni się od  5nto Cooperativa Amazonas 72 % - chyba tylko kooperatywami, od których kakao pochodzi (więc pewnie i nutami, choć trochę, bo tamta była z dziko rosnącego kakao).

Idilio Origins 1er Criollo Cru Orinoco to ciemna czekolada o zawartości 72  % kakao criollo z dorzecza Orinoko z południowo-zachodniej części Wenezueli

Już przy otwieraniu poczułam się, jakbym wsadziła nos do szklanki z sokiem tylko co wyciśniętym z najsłodszych, najdoskonalszych pomarańczy. Równie wyraźnie poczułam podprażony charakterek kakao, które zachowało też pewną wilgoć. Nazwałam to sobie "ziemistymi migdałami", które zostały złączone z pomarańczami słodyczą błądzącą między suszonymi owocami, miodem, a czekoladowym sosem.

Sama tabliczka wyglądała niepozornie, bo miała jakby szarawy odcień (choć nie był to ani nalot, ani żaden osad), a przy łamaniu trzasnęła "pustym" dźwiękiem, odsłaniając lekko ziarnisty przekrój.
W ustach w pierwszej chwili wydała mi się soczyście-wodnista i jakby zaraz miała zrobić się oleista, ale z czasem zaczęła robić się coraz bardziej niczym gęsta i idealnie gładka mleczna czekolada, nie za tłusta i nie zalepiająca, a jedynie pozostawiająca "czekoladowe smugi".

Najpierw poczułam subtelną gorzkawość, a dokładniej nieprażone migdały ze skórką. Była przy nich też czekoladowość, która wydała mi się wzbogacona o goryczkowaty miód. To były takie wilgotne nuty, które po chwili zalały usta ogromem soczystości.

Otóż uderzył mnie smak dojrzałych, słodkich pomarańczy i mandarynek. Zaraz pojawiały się przy nich również słodkie nuty suszonych owoców - moreli, suszonych pomarańczy (nie mam na myśli skórki). Bardzo wyraźnie czułam kapciowate, suszone, słodkie śliwki kalifornijskie i jakby odrobinkę (również kapciowatych) daktyli (albo to myślenie życzeniowe). Wszystko jednak było bardzo soczyste, nasączone...

Całe poczucie wilgoci napędzał wyraźny smak mleka i śmietanki. To do niego na dłuższy moment przylgnęły migdały, sprawiając, że czułam się, jakbym jadła najwyższej jakości migdałowe pralinki / nugat migdałowy.

Doskonale pasowało to do leciutko prażonej gorzkawości, która po debiucie owoców znów wybijała się wyraźniej jako smak migdałów i trochę kawowy. Przez mleko i soczyste owoce pomyślałam nawet o jakimś łagodnym marcepanie... w którym kryły się nuty różane.

Posmak pozostawał na bardzo długo i również nie był jednostajny, bo najpierw wyraźnie słodziutki, a potem (co przychodziło z lekkim efektem suchości) coraz bardziej prażony i migdałowo-kawowo-ziemisty.

Muszę przyznać, że była podobna do 5nto; mimo zestawienia tak słodkich nut, nie zasładzała, bo cały czas czuć, że to kakao tak czaruje. Nie brak jej gorzkawości, ale to gorzkość bardzo subtelna i zespojona ze smakowitą słodyczą; kwasków tu brak (i dobrze, bo nie pasowałyby do mleczno-pralinowych nut). Wystawiłabym jej najwyższą ocenę, gdyby nie to, że chciałam wyróżnić bardziej daktylowo-kawową, i z ciekawym grzybowym akcentem, 5nto Cooperativa Amazonas 72 %.


ocena: 9/10
cena: 22,99 zł (za 80 g; dostałam zniżkę)
kaloryczność: nie podana
czy znów kupię: mogłabym

Skład: miazga kakaowa, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy

czwartek, 23 marca 2017

Idilio Origins 16xto Trinchera 74 % ciemna z Wenezueli

Wyciągając z szuflady ostatnią posiadaną tabliczkę Idilio Origins nie mogłam uwierzyć, jak szybko miał skończyć się pierwszy etap mojej przygody z tą marką. Mimo wszystko, cieszyłam się z tej degustacji, bo czekolady tej marki zachwyciły mnie i wiem, że zrobię wszystko, by zdobyć resztę. Na razie jednak miałam przed sobą kolejny region Wenezueli do odkrycia. W dodatku, ta czekolada miała nieco więcej kakao, ale czas konszowania (48 h) ten sam.

Idilio Origins 16xto Trinchera to ciemna czekolada o zawartości 74 % pochodzącego z wenezuelskiej wioski Las Trincheras, rosnącego na stromych zboczach wśród bogatej roślinności.

Po otwarciu sreberka poczułam piękny zapach kojarzący się z zielonym lasem na chwilę po deszczu oraz żółtymi owocami, wyraźnie słodkimi, choć bez przesady. Z czasem postawiłabym tu na mango.

Czekolada miała stateczny zapach, nie był on mocno prażony, a jej kolor kojarzył mi się z czymś lepiącym i mokrym, choć w przekroju wydała mi się ziarnista, krucha. Nic z tego nie potwierdziło solidne chrupnięcie twardej tabliczki.
W ustach robiła się kremowa - i to cudownie kremowa - mimo że była jedynie minimalnie tłustawa.

Jako pierwsze wystrzeliły owoce, ale nie były jednoznaczne, a jakby wręcz hamowane. Hamowane? Przez co? A przez feerię smaków składających się po prostu na poczucie mocnej... czekoladowości.
Po tym pierwszym wrażeniu zaczęłam próbować wyróżnić jakieś owoce, ale zdałam sobie sprawę, że ta czekolada właściwie nie była owocowa, mimo że czułam mango, nektarynki - wiecie, słodkie, żółte owoce. Jeszcze nie takie w pełni dojrzałe, ale i nie kwaśne.

Owoce były tłamszone przez wspomnianą czekoladowość. Co przez to określenie rozumiem? Ciepłe nuty o statecznym charakterze. Zdecydowana ziemia, drzewa, może i jakieś łagodne orzechy, a także wanilia. Wśród nich próbowała się "rozsiąść" lekko karmelowa słodycz, ale pozostawała wycofana.

Pod koniec degustacji, mniej więcej w tym momencie, wydawało mi się, że czuję też przebłyski jakiś czerwonych owoców, ale w końcu nie jestem ich pewna.

Jakoś w połowie dochodziło do powolnego połączenia owoców i tej czekoladowości wraz ze słodyczą, co dało mocne skojarzenie z... bananami z ogniska, które już nie płonęło ze względu na wilgotne drewno i ogólnie mokry (deszczowy?) dzień. Banany te leżały wśród drewna, na ziemi, i wcale nie dziwiło, że ktoś obficie polał je czekoladowym sosem (może również trochę karmelowym).
Było słodko i świeżo, trochę dziwnie, może nawet dziko, ale pysznie uzależniająco.

Właśnie z tym skojarzeniem i posmakiem słodyczy i drzewno-ziemistego kakao pozostałam na bardzo długo.

Ta czekolada była bardzo stateczna i w sumie łagodna, choć wcale nie taka słodka. Wyrazista, ale bez konkretnych nut, i tak wydała mi się ciekawa. Może momentami zwyczajna, momentami dziwna, ale przepyszna.
Miałam problem z oceną, bo chciałam jakoś wyróżnić ukochane 5nto Cooperativa Amazonas2ndo Seleccion Amiari Meridena , ale smakowała mi bardziej niż 3ero Seleccion Cata Ocumare. Nie cierpię wystawiać połówek, ale... tu po prostu nie mogłam tego nie zrobić.


ocena: 9.5/10
kupiłam: Sekrety Czekolady
cena: 34 zł (dostałam zniżkę <3) za 80 g
kaloryczność: 588 kcal / 100 g
czy znów kupię: kiedyś możliwe

Skład: miazga kakaowa 74 %, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy

niedziela, 26 lutego 2017

Idilio Origins 2ndo Seleccion Amiari Meridena 72 % ciemna z Wenezueli

Czasem sama nie wiem, czym kieruję się wybierając czekolady do degustacji. Kiedy lubię jakąś markę, uważam ją za swego rodzaju pewniaka, a nie mam żadnych konkretnych tabliczek, sięgam trochę "byle jak". Np. na tę zdecydowałam się, bo: pierwsza próbowana (Idilio Origins 5nto Cooperativa Amazonas 72 %) nie zdobyła nagród Akademii Czekolady, a u mnie ma 10/10, druga (3ero Seleccion Cata Ocumare) zdobyła brąz, a mi smakowała nieco mniej. Jak będzie ze złotem? A z kolei jeszcze jedna posiadana wydała mi się jakaś "daleka", bo ma 16ty numer. Dziwna selekcja? Może, ale przynajmniej w końcu którąś wybrałam.

Idilio Origins 2ndo Seleccion Amiari Meridena to ciemna czekolada o zawartości 72  % kakao zwanego Sur del Lago ze stanu Zulia z Wenezueli.

Po rozerwaniu sreberka poczułam wyraźnie ciepły zapach łączący w sobie rozgrzaną ziemię, trochę drzew i cały ogrom dojrzałych na słońcu, soczystych pomarańczy, trochę ich skórek oraz akcent, który przypisałam nutom wiśniowym. Niewątpliwie czułam też prażenie - ale delikatne.

Czekolada miała piękny, żywy i również ciepły kolor, który jak nic kojarzył mi się z aromatycznymi pomarańczami, a przekrój wyglądał na ziarnisty, albo raczej... jakby były tam sproszkowane pomarańcze czy coś. Zobaczyłam go oczywiście dopiero po przełamaniu, któremu towarzyszył "trzask gałązki".

W ustach czekolada rozpływała się najbardziej kremowo ze wszystkich jedzonych dotąd Idilio. Aksamitna kremowość, lekka tłustość.

W pierwszej chwili aż poraził mnie smak słodziutkiej pomarańczy. To było po prostu boskie! Jakbym właśnie rozgryzła cząstkę najbardziej dojrzałego i najsłodszego owocu na świecie. Tutaj warto zauważyć, że ta czekolada nie wydawała się specjalnie owocowa, a już na pewno nie była cytrusowo kwaśna. Tylko słodycz w niej była owocowa.

Bardzo szybko doszły do tego orzechowe nuty, które jakby wynikały z drzewnego zapachu. Orzechy... niezbyt prażone w końcu zamieniły się w migdały. Przy nich czekolada stała się jeszcze cieplejsza, poczułam się, jakbym łyknęła właśnie jakąś przyprawioną herbatę.

Pomarańcze przybrały bardziej skórkowy wyraz, a ogół zrobił się nieco bardziej prażony. Wtedy to wypłynęły przyprawy korzenne, z subtelnym cynamonem na czele.

Słodka nuta pomarańczy wypuściła spod swoich skrzydeł więcej słodyczy, jednak wciąż wydawała się jedynie naturalna i nieprzesadzona (jakby sama siebie przełamywała). Nazwałabym to "słodkimi suszkami". I tutaj dotarło do mnie, że nuta wiśni, jaką wywąchałam na początku, była tak naprawdę słodkimi, suszonymi śliwkami, a może i soczystymi rodzynkami.

Zwieńczały one czekoladowość kojarzącą się z mokrym i wyrazistym ciastem z ogromną ilością kakao. Takim w dodatku zjedzonym w towarzystwie... herbacianego, bezalkoholowego grzańca z pomarańczami, owocowymi suszkami i cynamonem. Takim, wystawiającym wszystkich na pokuszenie, charakternym i igrającym, ale jednak bez nawet odrobiny alkoholu.

Bardzo kojarzyła mi się z Domori Sur del Lago Venezuela 70 % (to chyba nie dziwne), ale bez najciekawszych nut tej Domori, jakimi były wiśnie i lukrecja. Idilio zachwycała... wszystkim innym, w wielkim stylu. Nawet "nalewkowatość" Domori tutaj była bezalkoholowa, ale to właśnie Idilio miała charakter. Słodkie pomarańcze, przyprawy, migdały i wszelkie suszki zagrały tak cudownie, że smakowała mi o wiele bardziej, niż przytoczona Domori.
Mimo wszystko bardziej smakowała mi Idilio Origins 5nto Cooperativa Amazonas 72 %, jednak... dzisiaj opisywana to czysta, charakterna słodycz w najlepszym, cieplutkim wydaniu.


ocena: 10/10
kupiłam: Sekrety Czekolady
cena: 34 zł (dostałam zniżkę <3) za 80 g
kaloryczność: nie podana
czy znów kupię: kiedyś możliwe

Skład: miazga kakaowa 72 %, tłuszcz kakaowy, cukier trzcinowy

środa, 22 lutego 2017

Idilio Origins 3ero Seleccion Cata Ocumare 72 % ciemna z Wenezueli

Tak coś czułam, że czekolady Idilio Origins mogą mi posmakować, mieć w sobie "to coś". Po pierwszym zachwycie tabliczką tej marki (Idilio Origins 5nto Cooperativa Amazonas) uznałam, że na kolejną degustację muszę wybrać kolejną także spod ich skrzydeł. Zdecydowałam się na

Idilio Origins 3ero Seleccion Cata Ocumare to ciemna czekolada o zawartości 72  % kakao criollo ocumare z plantacji Cata położonej na wybrzeżu atlantyckim w okolicach miasta Ocumare de la Costa z Wenezueli.
Co ciekawe, wyczytałam, że na tej plantacji kakao rośnie pośród rozmaitych tropikalnych owoców, więc... może znajdzie to odzwierciedlenie w smaku?

Po otwarciu poczułam wyraźnie prażony, ale delikatny zapach. Na pewno znalazła się tu czarna kawa pita w ogrodzie pełnym kwitnących jabłoni, przy stole z paterą jabłek i miseczką orzechów. Ot, taki miły obrazek o poranku. Wąchając czekoladę dłużej, wychwyciłam w niej przyprawy, w które w połączeniu z rześkim charakterem zaczęły nasuwać mi na myśl anyż, ale w bardzo nieoczywisty sposób - równie dobrze może to być mieszanina kwiatów i przypraw korzennych.

Kolor tabliczki był ciepły i dość intensywny, ale i tak sprawiała wrażenie suchej.
Potwierdził to trzask, bo właśnie taki "suchy" był.
W ustach jednak czekolada okazała się miękka i wręcz bagienkowata, jak taki idealnie gładki krem.

W smaku jednak poczułam coś niepasującego do tego. Była to bowiem moc kakao, która potem cały czas słabła ujawniając coraz to kolejne nuty.

Najpierw była to mokra ziemia, wydająca młodziutką, zieloniutką trawkę. Świeżość aż biła od tego, ale wtedy wkraczał odrobinę ściągający kwasek.
Utworzył on przejście do prażonej nuty kawy, która jednak nie była aż tak jednoznacznie kawowa. Bardziej po prostu "smakowicie gorzka", choć nie była to siekiera. Nazwałabym ten smak subtelnie mocną gorzkością, no bo na pewno nie słodyczą czy coś.

Słodycz pojawiała się powoli, jakby badając grunt. W pierwszej chwili skojarzyła mi się ze słodkimi suszonymi jabłkami, ale i innymi owocami (rodzynkowatymi jakimiś?), ale od nich moją uwagę odwróciły... migdały w cynamonie! I ta nuta rozeszła się na niejednoznaczną orzechowość oraz przyprawy korzenne. Wolałam co prawda pierwsze skojarzenie, a nie te rozpędzone, niejasne nuty, ale i tak były smakowite.

Przy tym podziale wyłoniła się nieśmiała karmelowa nuta, a przyprawy (z cynamonem na czele) przybrały orzeźwiający wyraz (już pasujący do zapachu).

Owoce wywinęły mi numer, bo stały się jakimś dzikim smoothie. Nie wiadomo, co się w nim znalazło. Ta nuta jakby chciała usunąć się na bok, ale wciąż gdzieś była. Wydała mi się bardziej świeżo owocowa, niż Idilio 5nto, która była bardziej suszono owocowa, ale nie wiem. Do tych, o których już pisałam jakby doszły truskawki, mango, może marakuja... Owocowo, ale w tle, więc nie będę się tu dłużej rozwodzić.

Całość była bardzo subtelna, spokojna, ale mimo to było tu parę kontrastowych elementów. Ziemistość, a jednak lekkość. Gorzkość kawy, ale nie siekiera, a przy tym mnóstwo nieoczywistych owoców (jabłka, "suszki" i egzotyczne) i przypraw (korzennych?). Smakowała mi, a jakże, ale zabrakło mi wyrazistości, którą pokochałam w Idilio Origins 5nto Cooperativa Amazonas, a dzisiaj opisywana skojarzyła mi się z Domori Puertofino 70 % - myślę tu o nutach przypraw i orzechów, ale właśnie: w Domori to one aż... biczowały swoją mocą.
"Trójeczka" od Idilio była przepyszna, ale po prostu nieco słabsza od wspomnianych. Idealnym epitetem jest tu "subtelna" (ale charakterna). O owocach rosnących na tej samej plantacji poczytałam dopiero po degustacji, więc w sumie dziwi mnie, że nie były wyrazistsze, ale to taki tam szczegół.


ocena: 9/10
kupiłam: Sekrety Czekolady
cena: 34 zł (dostałam zniżkę <3) za 80 g
kaloryczność: nie podana
czy znów kupię: nie

Skład: miazga kakaowa 72 %, tłuszcz kakaowy, cukier trzcinowy