Pokazywanie postów oznaczonych etykietą czekolada: surowa. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą czekolada: surowa. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 14 września 2025

Cacao Crudo Gianduia Granellata / Crunchy Gianduja / Le Gianduja Croquant Dark Organic Chocolate Raw Cru Peru ciemna 43,5% nugatowa / orzechowa z orzechami laskowymi

Kupując, nie zagłębiałam się dokładnie w to, czym ta tabliczka jest. Wzięłam ją jako czekolada z orzechami. Może powinnam była sprawdzić, w jakiej formie dokładnie? Niby czułam, że to nie coś, czego chciałabym mieć dużo, ale tu właśnie na przeciw wyszła mi przystępna do tylko spróbowania niska gramatura. Dopiero po degustacji tej trochę poczytałam. Cacao Crudo piszą o sobie, że przedstawiają nowy sposób produkcji i delektowania się czekoladą tak, by zachować cenne właściwości kakao. To nieznany mi, ponoć pierwszy włoski producent surowej czekolady. Tworzą z amazońskiego Criollo, którego nigdy nie przetwarzają w temperaturze wyższej niż 42°C. Klasyczny proces prażenia ziaren kakaowych zastąpili się powolnym suszeniem w atmosferze ochronnej. Nie wiedziałam, czego się spodziewać, więc ucieszyło mnie, że mieli małe tabliczki z dodatkami. Pomyślałam, że w tym sezonie trochę się szarpnę, jeśli chodzi o czekolady w góry, by nie zabierać w nie rozczarowującej kiepścizny. Jako pierwszą wzięłam, jak najpierw myślałam, najklasyczniejszą, bo z orzechami. Przepisując skład odkryłam jednak, że czeka mnie podwójnie orzechowa czekolada, bo nie poprzestali na dodaniu kawałków. Miazgę kakaową wymieszali z miazgą z orzechów, konkretniej odmiany Tonda Gentile Romana.
Jak planowałam, zabrałam ją w góry. Z sidzińskiej Wielkiej Polany poszłam połączeniem szlaków czarnego i zielonego przez Halę Krupową do czerwonego szlaku biegnącego przez Złotą Grapę. Nim też doszłam na Policę. Z niej wspaniale było widać Tatry, niestety jednak słońce świeciło z ich strony, więc na zdjęcia się nie załapały.

Cacao Crudo Gianduia Granellata / Crunchy Gianduja / Le Gianduja Croquant Dark Organic Chocolate Raw Cru Peru to ciemna surowa czekolada o zawartości 43,5% surowego kakao Criollo z Peru, typu "gianduja", czyli z miazgą z surowych orzechów laskowych i z kawałkami surowych orzechów laskowych.

Po otwarciu poczułam ciężką, ale nie wysoką słodycz karmelowej whisky i palone drewno. Choć ogólnie słodycz była średnio-niska, czułam bardzo dużo karmelu, przechodzącego w melasę. Do głowy przyszły mi też suszone, cierpkawe wiśnie, oblane gęstym, półpłynnym karmelem. Orzechy laskowe zaznaczyły się subtelnie, mieszając się i trochę wręcz kryjąc w motywie ziemi.

W dotyku tabliczka wydawała się trochę sucha, a przy łamaniu krucha i trochę się kruszyła. Nie trzaskała, łamała się z łatwością, jednak mimo delikatności, wykazywała pewną twardość.
Przekrój ujawnił mikroskopijne, pojedyncze kawałeczki orzechów. Na oko powiedziałabym, że sama czekolada będzie bardzo proszkowa, może nawet ziarnista.
W ustach czekolada rozpływała się łatwo i dość szybko, mimo że dosłownie w pierwszych sekundach myślałam, że będzie stawiać opór. Początkowo wręcz obklejała podniebienie, potem robiła się coraz bardziej tłusto-mazista i lepkawa jak miękkawa setka. Okazała się bardzo tłusta w nieco oleistym kontekście. Czułam w niej lekką proszkowość, w porywach wręcz ziarnistość, którą próbowała ukryć w kremowości jakby kremu orzechowego 100%. Wydawało się, że starała się być gładką, ale jej to nie szło. Z czasem masa robiła się wręcz luźna, a na języku zaznaczały się drobinki orzechów. Okazało się, że tych mikroskopijnych drobinek było sporo, że aż w zasadzie nie tak łatwo o kęs bez nich (by spróbować trochę samej czekolady, musiałam ją spiłować zębami z brzegu). Czekolada znikała, pozostawiając po sobie pyliście-suche wrażenie.
Orzechowa drobnica była tak mała, że nawet nie dało się wszystkich kawałeczków pogryźć, niektóre po prostu jakoś się w ustach gubiły.
Ze dwa razy pogryzłam je na próbę obok czekolady, ale zdecydowanie wolałam zostawiać je na koniec. 
Gryzione orzechy, czy wcześniej czy później, były delikatne i trzeszczące. Niektórym blisko było do miękkości nieprażonych orzechów. Skórki zaplatały się dosłownie tylko parę razy.

W smaku najpierw poczułam wyrazistą i dosadną gorzkość, która wiązała się z czarną, wilgotną ziemią.

Z oddali doleciał jeszcze węgiel i trochę dymu, a zza niego wyłoniła się subtelna słodycz i drobny kwasek. Przemknęły... cierpkie, dojrzałe wiśnie? Szybko zmieniły się w wiśnie w likierze (wiśniowym?).

Słodycz zaczęła rosnąć, eksponując swój mocno palono karmelowy charakter. Zaczęła zalewać wiśnie, przywodząc na myśl... wiśnie w likierze karmelowym? Suszone wiśnie oblane gęstym, lepkim karmelem.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa wiśnie zatonęły w ziemi. Ta trochę wycofała się z pierwszego planu, ale wciąż była bardzo wyraźna. Gorzkość też nie odpuszczała, ale została mocno dosłodzona.

Do kompozycji wkradł się orzech laskowy. Też lekko gorzkawy? W oddali doszukałam się nieśmiałego, palono karmelowego, mało słodkiego nugatu i kremu 100% z orzechów laskowych z lekką goryczką. Były wkomponowany w karmel, który tak rozkręcił się w swojej paloności, że poszedł aż w melasowym kierunku.

Słodycz rosła coraz bardziej ochoczo. Może nie była wysoka, a średnia, ale miała dosadny wydźwięk. Nie walczyła z gorzkością - wręcz przeciwnie! Do głowy przyszedł mi lekko gorzkawy od mocnego palenia karmel oraz gorzkawy karob o naturalnie słodkawym, ciepłym charakterze. Wyszedł wręcz ciężkawo.

Wyłaniające się orzechy laskowe niewiele wnosiły. Ogólna orzechowość nie była ani silna, ani nawet cały czas bardzo jednoznaczna. Nuta surowych orzechów laskowych wyłaniała się epizodycznie. Z melasą mieszało się za to echo... Oleju orzechowego? Chował się jednak w węglowo-dymnym wątku.

Słodycz bardzo wzrosła. Karmel, melasa... I jakiś mocny, karmelowo słodki alkohol? Whisky? Usilnie krył soczyste echo wiśni. Te w oddali znów raz po raz się przewinęły, i to w wydaniu soczystym, świeżym. Starały się, całkiem udanie, rozbić ciężki wydźwięk.

Orzechy gryzione obok czekolady wyszły nijako, w zasadzie nie czuć za bardzo, co to. 
Orzechy gryzione na koniec smakowały wyraźniej. Na pewno wyraźniej niż miazga orzechowa w bazie. Były to przeciętne, delikatne orzechy, które sporadycznie pobrzmiewały gorzkością. I to nie gorzkością skórek, choć i trochę skórek się trafiło. Powiedziałabym, że orzechy były nieprażone albo prażone bardzo lekko (w rzeczywistości były nieprażone).
 
 Po zjedzeniu został posmak orzechów laskowych, które z zaskakująca łatwością zagłuszały samą czekoladę. Ta pobrzmiewała lekko głównie ziemią, orzechami ale bardziej ogólnie motywem orzechowym niż konkretnie laskowcami oraz paloną, ciężko słodką melasa.

*Normalnie wstawiłabym 8, ale 7 wystawiam ze względu na to, że jednak chyba nie tego oczekuje się od czekolad orzechowych, gianduja itp.. Sama ziemistość, dym, węgiel - wszystko to mi bardzo smakowało, bo czułam się, jakbym jadła charakterną ciemną czekoladę, ale strasznie to przytłaczało tytułowe orzechy. Chyba surowe kakao jest zbyt mocarne do tabliczek typu gianduja. Nie przekonała mnie krucho-pylista struktura, mięknięcie i szybkie rozpływanie się, a orzechowa drobnica wyszła po prostu kiepsko. Nie podobała mi się ani w smaku, ani w strukturze. Gdyby sprawę orzechów lepiej rozwiązano, mogłaby mieć o punkt więcej. Struktura to kolejny punkt, więc  to w sumie tabliczka z potencjałem na 9.


ocena: 7/10*
kupiłam: brainmarket.pl
cena: 7,19 zł (za 30g)
kaloryczność: 605 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: surowa miazga kakaowa (43,5%), nieprażona pasta z orzechów laskowych Tonda Gentile Romana (26%), skoncentrowany sok z kwiatów kokosa, nieprażone siekane orzechy laskowe Tonda Gentile Romana (9%)

wtorek, 12 sierpnia 2025

Cokoladovna Lana RAW BIO 73 % ciemna surowa z Republiki Dominikany

Bardzo żałuję, że aż dwa opakowania czeskich czekolad Lana trafiły do mnie rozerwane, przez co nie mogłam ich sobie rozłożyć w czasie, w kolejności jakiej by mi się podobało. A dziś przedstawianą z ogromną ochotą zostawiłabym na koniec ze względu na wysokie oczekiwania, jakie wobec niej miałam. Z drugiej jednak strony, dawno nie jadłam surowej czekolady, więc może nie tak źle, że kolejna otwierana Lana to właśnie ta? Swoją drogą, miło, że postawili na kakao z Dominikany, a nie jak producenci przeważnie jak robią surową czekoladę, to z przeznaczają na to kakao z Peru.


Čokoládovna Lana RAW BIO 73 % to ciemna czekolada o zawartości 73% surowego kakao z z Republiki Dominikany.

Po otwarciu poczułam kwaśny zapach cytrusów z cytryną na czele oraz ziemi - też jakby kwasowatej, mieszającej się z różnymi, goryczkowato-kwaskawymi, świeżymi ziołami. Słodycz wystąpiła jako połączenie miodu i syropu. Przejawiała mocno palony wydźwięk. Podszepnęła cytrusom trochę miodowo-cytrynowych landrynek / tabletek na gardło. Za nią rozchodziły się strączki - powiedziałabym, że pieczone np. ciecierzyca, fasola, których wytrawność łagodziły niedookreślone orzechy. Z kolei co kwaśniejsze zapędy cytrusów łagodziły morele i ogólny, przemieszany, niejednoznaczny owocowy wątek. W oddali przemknęła jeszcze łagodna, rześka maślanka.

Prawie czarna, lśniąca czekolada wyglądała na kremową i tłustą. Przy łamaniu trzaskała średnio głośno, w stłumiony sposób. Wydawała się też kryć coś zawilgoconego. 
W ustach rozpływała się średnio wolno i maziście-kremowo. Mimo chropowatego początku, z czasem zrobiła się gładka i aksamitna. Wykazywała niską tłustość, z czasem łatwo rzednąc. Poczucie tłustości osłabiała łagodna, zawiesinowo-proszkowa mgiełka. Miękła, zachowując zwarty kształt niemal do końca. 

W smaku pierwszą poczułam intensywną i dość ciężką, ale średnio wysoką słodycz palonego karmelu. Wtórowała jej maślanka, pilnując, by nie pozwoliła sobie na za wiele. Przemknęło też coś owocowego, ale bardzo nieokreślonego. Maślanka dała się poznać jako łagodna, ze znikomym kwaskiem. W dodatku orzeźwiła nieco ciężkawe zapędy karmelu.

Słodycz umocniła palony ton. Paloność rosła, a wraz z nią lekko też sam poziom słodyczy. Do karmelu dołączył syrop. Zaczęły się mieszać, a jako że był to intensywny syrop ziołowy, zaraz znacząco przygłuszył karmel.

Za subtelnym kwaskiem maślanki przewinął się sok morelowy i... jakieś cierpkawe owoce, podkradające się do tego syropu. Syropu... ziołowo-wiśniowego? Mimo kwasku i cierpkości, bardzo też słodkiego.

Maślanka na chwilę pochyliła się ku wytrawniejszemu motywowi... sera wędzonego? Do głowy przyszedł mi jakiś niecodziennie niesłony oscypek podany z sosem wiśniowo-morelowym.

Gorzkość przebudziła się i zaczęła rosnąć powoli, trochę wręcz leniwie. Była subtelna i początkowo próbowała wpisywać się w paloność słodyczy, nawet ją trochę na zasadzie kontrastu uwypuklając, ale potem zrezygnowała. Odnotowałam strączki - pieczone? Ciecierzyca i fasola zaczęły się jednak mieszać z surowymi, naturalnie słodkawymi orzechami, odlegle przywodząc na myśl jakieś zdrowe desery, budynie kakaowe właśnie z nich zrobione.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa do wytrawniejszej, subtelnej mieszaniny dołączyła ziemia i nadała jej charakteru. Gorzkość zaczęła odważnie prężniej rosnąć. Przy ziemi znalazły się jeszcze pojedyncze zioła. A jednak porządny, siekierowy wzrost uniemożliwiło temu echo masła. Masła z ziołami?

Zioła zdradzały świeżość, rześkość, która trochę rozkręciła kwaśność. Nagle ta subtelna, wręcz mglista kwaskawość maślanki zmieniła się w owoce. Trudno było je połapać i ponazywać. Wyszedł z tego słodko-egzotyczny, multiwitaminowy splot, z którego tylko morele i banany ambitniej dawały o sobie znać. Kwaśność dodatkowo wzmocniły cytrusy z cytryną na czele. A jednak i słodycz się nasiliła. Na moment z czasem przypomniały o sobie wiśnie, wiążąc się w duet z bananem, po czym w głowie znowu zrobił mi się owocowy, raczej egzotyczny mętlik.

Cytryna nasączyła ziemię, nadając jej trochę kwasowego wydźwięku, mimo że kwaśność nie zagościła na długo. Zaraz i zaczęła słabnąć, acz przełożyła się na to, iż w mojej głowie widziałam ziemię bardzo wilgotną. Obok stanęły świeże, też lekko kwaskawe, ale już i bardziej goryczkowate zioła. Zioła te mieszały się z cytryną, zwracając uwagę na jej świeżo startą skórkę.

Karmel zgubił gdzieś palony motyw i zaczął przechodzić w miód. Nie do końca, ale jednak. Pomyślałam o jakimś ziołowym miodzie, a po chwili ziołowym syropie sporządzonym na miodzie. Zioła zdradzały pikanterię - może nie wysoką, ale aż lekko gryzącą w język. Do czego chyba też słodycz próbowała się dołożyć? I nawet lekko zaznaczyła się w gardle.

Maślanka z kolei zmieniła się w masło, a mi do głowy przyszło ziołowe masło z miodem. Końcowo słodycz pokazała się jako ryzykownie, ale jeszcze nie przesadnie, wysoka.

Po zjedzeniu został posmak znacząco słodki, łączący i mieszający w niejednoznaczny splot karmel, miód i syrop oraz motyw ziemi i strączków. Otulały je nieśmiałe zioła i orzechy, a także nasączała lekka, kwaskawo-goryczkowata cytryna. Trzymała się jej niedookreślona owocowość (trochę rozmytych moreli i bananów?); multiwitamina.

Całość prezentowała się naprawdę smacznie i głęboko. Podobało mi się, jak nagle wystrzeliła gorzkość, ziemia, zioła, strączki - cały wytrawniejszy wątek. Ogólna wysoka słodycz karmelu, miodu i syropu sprawiła, że nie była to jednak siekierowa kompozycja. Kwaśność zaskakująco niska jak na surową czekoladę - lekka maślanka, trochę niedookreślonych owoców wpasowały się jednak w resztę kompozycji udanie. Bardzo polubiłam się z łagodnie ziołowym motywem. Cytryna ożywiła niektóre nuty, co też ciekawie wyszło. Strączkowy deser kakaowy - niecodzienne skojarzenie. Ze względu na palony charakter słodyczy, nie zgadłabym, że to czekolada z surowego kakao. Ale może i dominikańskie ziarna się na to przełożyły? Chyba jeszcze nie jadłam surowej tabliczki z Dominikany. Ta jednak trochę ryzykownie wysoka słodycz odciągała uwagę od surowości - to mój jedyny większy zarzut.


Niedookreślony sok, sok marchwiowy, a więc słodki, ale wytrawniejszy, trochę wiśni maślankę i jakiś napar, które czułam w Czarna Czekolada Dominikana Hispaniola 74 % trochę się kojarzyły z niektórymi nutami dzisiejszej. 
Kiwi i banany, duszono-wędzone śliwki i likier kawowy Zdrowej Sowy Czekolada 80 % Dominikana z kolei w ogóle nie kojarzyły się z dzisiejszą. Ogólnie wydała mi się taka... niby dominikańska, ale niekoniecznie.


ocena: 8/10
kupiłam: cokoladovna_lana na Instagramie (dostałam)
cena: 145 Kč (24 zł; za 80g; jak wyżej)
kaloryczność: nie podana
czy kupię znów: nie

Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy

wtorek, 28 maja 2024

(SuroVital) CoCoa Raw 99 % Dark Chocolate ciemna surowa z Peru

Choć kupując myślałam, że czekolada ta jest bardzo ciekawa, z czasem trochę zwątpiłam. Za nic nie mogłam wygonić z głowy wspomnień o niesmacznych czekoladach keto tej marki (CoCoa KETO Raw Dark Keto Chocolate i KETO Focus Chocolate Lion's Mane + Guarana + Matcha). A przecież wcześniej ją bardzo lubiłam! I w sumie... nadal lubiłam, ale bałam się, że i ta tabliczka zawiedzie. To, że setki to nie mój typ czekolad, to wiem. To, że cukier kokosowy rzadko w moim odczuciu wychodzi dobrze w czekoladzie, też wiem. On jest bowiem za intensywny, a wg mnie czekolada potrzebuje trochę cukru, ale właśnie - trochę! Może jednak niepotrzebnie się bałam? Może właśnie tak znikomy dodatek to sposób na to, by cukier w czekoladzie wyszedł zacnie, nie nazbyt intensywnie?

(SuroVital) CoCoa Raw 99 % Dark Chocolate to ciemna czekolada o zawartości 99 % surowego kakao z Peru.

Po otwarciu poczułam słodko-paloną melasę z nieco delikatniejszymi, karmelowymi wtrąceniami oraz słodko-soczyste, dojrzałe wiśnie. Wyobraziłam sobie miękkie owoce o bordowym kolorze, które zahaczały o czerwone wino. Do tego czułam sporo ziemi, wplatające kwaśność smoły i cytryny. Ostatnia stanowiła w zasadzie tylko drobny akcent. Za nim kryło się jeszcze... coś. Swoista rześkość - pomyślałam o palmach kokosowych, ale nie samym kokosie, tylko o liściach plamy.

Gruba tabliczka, choć bardzo, bardzo twarda, nie trzaskała tak głośno, jak się spodziewałam, acz w jej brzmieniu słychać twardość, konkret. Wydała mi się lekko zawilgocona i stwardniało-chrupka.
W ustach rozpływała się powoli i maziście. Początkowo była gładkawo-oleista i ciężka. Potem ta gładkość ukryła się w pylistości. Chwilami czekolada wydawała się wręcz ziarnista, tłustość zelżała, jednak ciężkość została. Niby gęsto-zbita, ale nie typowo czekoladowo gęsta. Kształt utrzymywała prawie do samego końca. Wtedy lekko ściągała.

W smaku pierwsza rozeszła się jakby nieco zgaszona gorzkość. Wprowadziła dym, który dopiero gęstniał i zbierał się w sobie.

Przemknęła niedookreślona maślaność. Przyszła mi na myśl kokosowa, wegańska alternatywa dla masła (wyobrażenie), ale nie olej czy miazga kokosowa, a jakieś takie bardziej kokosowe masło w kostce (?). Maślaność powoli zmieniała się w oleistość (kokosową?).

Gorzkość zaczęła się umacniać. Do dymu doszła gorąca smoła. Dym sam w sobie niósł ciepło, ale nie paloność. Ciepło czy raczej... cierpką ostrość?

W tle pojawił się karmel, za którego sprawą do kompozycji weszła słodycz. Zdawała się przydymiona, jakby dym ją starał się trochę ukryć, speszyć, ale ona rosła. Wzmocniła ją melasa, przy której pojawiła się nuta spalenizny. Słodycz niby miała w sobie pewną paloność, ale nie taką czystą i typową, a zestawioną z nietypową rześkością.

Gorzkość pod wpływem akcentu spalenizny przytoczyła przypalony, żytni chleb na zakwasie. Wprowadził do kompozycji kwasek.

Także obok słodyczy zaczęły błyskać drobne, kwaskawe iskierki. Początkowo po głowie chodził mi kwaskawo-cierpki dym i smoła, acz z czasem zaczęła dolatywać do tego niejasna soczystość. Coś je jednak jakby cały czas hamowało. Pomyślałam o ciemnym, przypalonym chlebie z wiśniami lub np. kromce z nałożoną na nią konfiturą z kwaśnych wiśni.

Czułam też dziwne niepalone palenie. To nie tyle palona nuta, co ciepła pikanteria, jakby ogień... Zimne ognie? Ogień zagaszony lodowatą wodą? I właśnie pewna wodnistość. Pewna taka przenikliwość i może właśnie ostrość, szczypanie lodu?

Melasę przełamała karmelowo-kokosowa rześkość. Jakby nieco skarmelizowany kokos? Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa melasa i kokos niemal zupełnie zniknęły. Polała się cytryna, a już po chwili słodycz zmieniła wydźwięk na owocowy. To słodycz wzbogacona soczystą kwaśnością, oddająca ciemne, miękkie wiśnie.

Słodko-kwaskawe wiśnie przechodziły częściowo w ciężkawe, ale nie mocno alkoholowe (zwietrzałe?) wino (podane w lodzie i z lodem?).

Ostro-chłodne nuty wydobyły z oddali przyprawy: anyż i lukrecję. Optowały za chłodniejszym klimatem, który jakby przymroził, przygłuszył niektóre nuty. Przyprawy te przywróciły za to trochę karmelu, a ja wyobraziłam sobie karmel lukrecjowy, koloru czarnego, który szczypał w język.

Dym odsłonił trochę jakby zwietrzałej kawy, sam trochę zrzedł, a gorzkość na moment osłabła. Nagle jednak się zreflektowała i tupnęła, wskakując na pierwszy plan. Kawa zniknęła prawie zupełnie, wrócił dym. Tym razem wsparła go czarna ziemia, zdradzająca lekką pikanterię i wilgoć. Ulokował się w niej anyż i lukrecja.

Soczystość też wsiąknęła w ziemię. Ściągające wino, być może także nieco przyprawione, wyszło ciężko i taninowo, ale wciąż z echem słodyczy. Ta jednak wydała mi się końcowo rozmyta... Trochę rześko-kokosowa? To przywiodło na myśl goryczkowato-kwaśny olej kokosowy, którym posmarowano (?) kromkę przypalonego, ciemnego chleba.

Po zjedzeniu został posmak kwaśnego wina, akcent wiśni i cytryny oraz oleju kokosowego o rześko-goryczkowatym smaku. Zaznaczył się na języku wraz z anyżem i lodem. Czułam skąpą słodycz karmelu z lukrecją, a także nutę przypalonego żytniego chleba na zakwasie.

Czekolada wyszła ciekawie, ale nie przekonała mnie w pełni. Intrygujące były tu gorące akcenty, ale nie paloność. Mnóstwo dymu, smoliste wtrącenia i ziemia, echo przypalonego chleba i kawy świetnie się zgrały, a jednak kokosowa oleistość, jaka się wkradła, czy nawet lekka wodnistość mi nie leżały. Anyż i lukrecja, wino na plus, ale choć kwasku było sporo, tego owoców (wiśni i cytryny) czułam niedosyt. Niska słodycz mi się podobała, a ogół smakował. Zmierzała w kierunku setkowym, ale do setki wydawało się, że jeszcze jej daleko.

Przypominała CoCoa Raw 88 % Dark Chocolate, ale wspomniana wydawała się... poniekąd bardziej intensywna. Więcej w niej owoców, np. skórek pomarańczy, fig; była nuta asfaltu. Była słodsza, ale w sposób jakiś oderwany i nieadekwatny - i właśnie też sama słodycz cukru kokosowego była intensywniejsza, co mi nie leżało. Dziś przedstawiana lepiej zaadoptowała słodycz cukru kokosowego, ale te oleiście-wodniste akcenty, jakby zwietrzałość (nut, nie czekolady!) chyba bardziej dawały się we znaki. Mimo to, jak na czekoladę tak bliską setce, wyszła naprawdę bardzo dobrze i przystępnie.


ocena: 9/10
kupiłam: octochocolate.pl
cena: 11,90 zł (za 50g)
kaloryczność: 584 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: nieprażone ziarno kakaowca, cukier kokosowy

sobota, 27 stycznia 2024

(SuroVital) CoCoa KETO Raw Dark Keto Chocolate ciemna 60 % z Peru z olejem kokosowym

Gdy przyszło mi sięgnąć po dzisiaj prezentowaną czekoladę... już - stety-niestety - wiedziałam, czym jest dieta keto. W moim odczuciu? Czymś okropnym. Dieta tłuszczowa bez węglowodanów? Podziękuję. Kupując tę czekoladę pomyślałam, że po prostu z ciekawości zobaczę, czym jest czekolada keto jako że na pierwszy rzut oka nie wyglądała podejrzanie. Co prawda posłodzono ją erytrytolem, którego nie lubię, ale zamawiając uznałam, że dam szansę. Po (Surovital) CoCoa Keto Krem Kakaowy, który otrzymała gratis, dotarło do mnie, jak wielki błąd zrobiłam.


(SuroVital) CoCoa KETO Raw Dark Keto Chocolate to ciemna czekolada o zawartości 60% surowego kakao z Peru ze sproszkowanym olejem MTC z kokosa, słodzona erytrytolem (bez cukru).

Po otwarciu poczułam mocno kokosowy zapach. To świeże, wręcz rześkie wiórki kokosowe i słodkawa w naturalny sposób miazga kokosowa, ale też przemykający olej kokosowy. Do głowy przyszło mi kokosowe cappuccino. Słodycz kokosa wzmocnił karmel, przechodzący w melasę. W oddali zaznaczyła się soczysta ziemia i odrobina dymu, wywołanego palono-melasową słodyczą. I jakby... karmelizowanym kokosem? Do tego odnotowałam kwaśność soku czy raczej napoju pomarańczowego.

Matowa tabliczka była twarda, ale wcale tak głośno nie trzaskała przy łamaniu. Wydawała raczej masywne chrupnięcia, a jej przekrój sugerował ziarnistość i proszkowość.
W ustach, po tym jak przez dwie-trzy sekundy nie działo się z nią nic, rozpływała się raczej w tempie umiarkowanym. Okazała się gładka, niemal śliskawa i bardzo oleista. Przypominała taflę zrobioną z oleju. Pokrywała podniebienie oleiście-wodnistą smugą i znikała jak woda; przyspieszała rozpuszczanie się dopiero pod koniec. Pozostawiała usta otłuszczone.

W smaku pierwsza rozbłysła słodycz. Wydała mi się wręcz dojmująca. Należała do karmelu i kokosa. Kokos tchnął rześkość, soczystość i po chwili pomyślałam o jakby karmelowym, karmelizowanym kokosie?

Słodycz zarysowała się... na początkowo mdłym tle. W końcu pojawił się tam... jakby piasek rozgrzany słońcem, który nieco rozgrzewa gardło i język oraz... zimne ognie? Olej kokosowy zaznaczył swoją obecność.

Przemknął kwasek. Najpierw wydał mi się cytrynowy, potem też lekko kokosowy, a następnie przez moment niedookreślony. Z czasem jednak wyklarowała się jakby siarka, coś niespożywczego... Co jednak z czasem utonęło w cytrynie. Cytrynie i soku pomarańczowym?

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa pomyślałam o nasączonej cytryną ziemi. Wyobraziłam sobie czarną, mulistą ziemię. Rozgościła się w niej lekka goryczka oleju kokosowego. Za sprawą ziemi gorzkość nagle rozkręciła się, dominując kompozycję. Wyszła ciężko - nie była to tylko gorzkość kakao. Ono jednak miało całkiem sporo do powiedzenia, wtłaczając jeszcze kwasek i cierpkość kakao surowego... Uładzonego smakiem wiórków kokosowych i... przechodzącego w jakby kokosowe cappuccino - nieco lurowate i... posłodzone wanilią?

Co jednak potem zeszło się z jakby wodnistą słodyczą. Mimo echa wody, była bardzo wysoka i aż przenikliwa. Do głowy przyszedł mi aloes. Po dłuższym czasie wyklarował się jej słodzikowy wydźwięk, wgryzający się też w goryczkę. Pomyślałam o okropnie i nijako słodkiej wodzie, przemieszanej z karmelem i syropem kokosowym. Może... miodem, ale... jakimś dziwnym, kokosowym? Roślinnie-rześkim?

Sucha, rozgrzana ziemia wróciła... nie była jednak już zbyt jednoznaczna, a z lekką naleciałością... korzenną? Sugestia ostrości połączyła ziemię czarną, mulistą z tą suchą jakby nieco cynamonową mgiełką. Znów trochę to przypiekło, wraz z przesadzoną, irytującą słodyczą, w język.

Po zjedzeniu został posmak oleju kokosowego, mdłych wiórków kokosowych i ziemi. Do tego czułam słodycz o niedookreślonym charakterze. Była wysoka, męcząca, ale jakaś wodnista z charakteru. Cierpkość i goryczka wydawały się przy niej bardzo dosadne.

Czekolada nie posmakowała mi, a konsystencja wydała mi się obrzydliwa. Śliska tabliczka z oleju była okropna. Smak... Miał i lepsze nuty, np. ziemię, ogólną kokosowość, ale też odpychające elementy takie jak za duża ilość oleju kokosowego i wodnista, a silna i irytująca, nijaka słodycz. I tak jednak smak był lepszy niż struktura.
Zjadłam 3 kostki - gdyby nie tłustość, oleistość może mogłabym więcej, ale i tak... poznałam, czym jest czekolada keto i wolałabym żyć w niewiedzy. Zdaję więc sobie sprawę, że jako produkt keto to pewnie jest względnie przeciętne, ale czekolada jak dla mnie - keto czy nie - ma przede wszystkim smakować.
Mama spróbowała tylko trochę i oddałyśmy ojcu. Podsumowała: "O smaku tej czekolady w zasadzie nawet nie ma co mówić. Taka po prostu zwyczajnie niesmaczna, nie budząca skrajnych emocji. Konsystencja za to okropna, wcale nie czekoladowa, a jakby tabliczka z oleju, aż dziwne, jak to zrobili. Ale jak to ma być keto - dieta tłuszczowa, tak? - , to może i zrozumiałe".


ocena: 5/10
kupiłam: octochocolate.pl
cena: 11,60 zł (za 40g)
kaloryczność: 521 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: nieprażone ziarno kakao, substancja słodząca: erytrytol, tłuszcz kakaowy, sproszkowany olej MCT z kokosa (olej MCT z kokosa 70%, błonnik z akacji 30%), sproszkowany miąższ kokosowy, wanilia Bourbon

sobota, 13 stycznia 2024

(SuroVital) CoCoa Raw 88 % Dark Chocolate ciemna surowa z Peru

O zmianach firmy Surovital pisałam trochę przy okazji (Surovital) CoCoa Keto Krem Kakaowy, który to dostałam jako gratis do kilku zamówionych czekolad. Wśród nowości znalazło się bowiem parę takich, które uznałam za ciekawe, a jedną nawet za bardzo obiecującą. Trochę więc nietypowo dla mnie od niej zaczęłam (spodziewanie najlepsze przeważnie zostawiam na koniec).
Trochę śmiesznie się złożyło, bo krótko przed tą tabliczką zjadłam Goodio Craft Chocolate 71 % Cacao również z surowego, peruwiańskiego kakao i też słodzoną cukrem kokosowym. To nieczęsto spotykane połączenie, a tu tak jedna tabliczka zaraz po drugiej. I to zupełnie przypadkiem, bo planując degustacje myślałam, że wspomniana jest z Ekwadoru.

(SuroVital) CoCoa Raw 88 % Dark Chocolate to ciemna czekolada o zawartości 88 % surowego kakao z Peru.

Po otwarciu poczułam uderzenie zapachu słodko-ciężkiej melasy i ziemi. Za melasą pojawiło się sporo suszonych fig, a ziemię wsparła piernikowo-chlebowa nuta. Pomyślałam o wilgotnym wypieku zrobionym na kwaśnym zakwasie. Kwasek podkreśliły też cytrusy, jakby sucha - aż skrzypiąco-trzeszcząca - mandarynka i skórki pomarańczy... Z kolei suszone i porozkładane w szafie z ubraniami (skórzanymi? futrami?). Całość zasnuł ciężki dym i przypieczętował ciężkość. Kompozycja jawiła się jako nie mocno słodka, ale słodka w bardzo istotny, skupiający uwagę sposób.

Gruba tabliczka była bardzo twarda, lecz przy łamaniu wcale głośno nie trzaskała. Robiła to dosadnie, ale w stłumiony sposób, jakby była nieco zawilgoconą, twardą masą. Konkretnie... trochę jak zawilgocone drewno?
W ustach rozpływała się wolno i dość ciężko. Była niemal śliskawo gładka, oleista. Pokrywała podniebienie tłustymi smugami, bazowo zachowując zbity kształt niemal do końca. Wtedy nieco ściągała.

W smaku najpierw poczułam delikatną słodycz jakby karmelowej rosy. Cała rześkość rosy, mżawki się w tym zawarła, acz jawiło się to słodko. Karmel nie był mocno palony, ale trochę palony na pewno. Palono-ciężki?

Pod karmel podkradła się suszona figa i po chwili rozbrzmiała bardzo wyraźnie. Choć też ciężko-słodka, to jednak wprowadziła lekką soczystość.

Rześkość wody, a wiec rosy i mżawki, podkręcił zaraz wręcz chłód. Skojarzył mi się z anyżem i miętą; ich połączeniem. Soczystość za nimi zaczęła rosnąć. Przemknął kwasek... Wytrawnego wina z anyżem? I z nieśmiałym echem smoły.

Potem polała się gorzkość. Gorzkość przepleciona kwaskiem? Pomyślałam o asfalcie. O deszczu padającym na niego i asfalcie parującym. Jakby był gorący i zlał go deszcz. Gorzkość błyskawicznie wzrosła w dosadnym kontekście. Wzmocniła ją ziemia. Pomyślałam o czarnej wilgotnej, zimnej ziemi. Wydawała się wręcz... przenikliwa? Wszechobecna i podkreślona smołą.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa suszone figi i karmel zaczęły przechodzić w bardziej paloną, gorzkawą melasę. Wpisywała się poniekąd w słodkawy i przypalony pierniko-chleb na zakwasie. Na za dużej ilości zakwasu, przez co kwaśny. Wyobraziłam sobie ciemny, mimo powierzchownego przypalenia, wilgotny wewnątrz wypiek.

Pomyślałam o pierniku z winem... Czerwonym, wytrawnym... Nieco skwaśniałym? Odnotowałam jakby gnilną, podfermentowaną nutę... Trzymała się alkoholu, z czasem już nie wina, a nalewki... Z czerwony owoców? Porzeczek?

Od chłodu i rześkości rozchodziło się coraz więcej goryczkowatych ziół. Słodką miętę z czasem nieco odsunęła szałwia. Ta była bardziej gorzkawa. Podkreśliła ziemistość, a na zasadzie kontrastu przez pewien czas wydawało mi się, jakby kompozycja skrywała smakową oleistość, wodnistość. Łagodziła trochę ogół.

Z czasem jednak anyż się zbuntował, wzmocniła go słodko-chłodna, pikantnawa lukrecja, wymykająca się z piernika i odciągająca od niego uwagę. Pomyślałam o dymie... jakby ogień zagasić ogromną ilością wody. Oleistość zrobiła się, chyba przy pomocy ziemi, bardziej smolista. Kwaskawa też w tym kontekście.

Kwaśność połączyła się wówczas z soczystością, obfitując w cytrusy. Czułam przede wszystkim goryczkowate, suszone skórki pomarańczy, jakby porozkładane w drewnianej szafie ze skórzanymi ubraniami i futrami oraz cytrynę. Cytryna dbała o kwaśność bardziej soczystą. W tle pojawił się wątek suchych, aż trzeszczących i mdławych mandarynek. I jakby... wina wytrawnego skwaśniało-cytrusowego?

Po zjedzeniu został posmak asfaltowo-ziemisty, bardzo gorzki i cytrusowo kwaśny. Słodycz czułam niską, ale wydała mi się dosadna i wręcz przenikliwa, ciężka od melasy i chłodna od ziół i lukrecji / anyżu. Pojawiła się też winna taninowość, ale nie sam posmak wina. Bardziej skwaśniałej nalewki.

Całość mi smakowała, jednak nie obyło się bez "ale". O ile gorzkość asfaltu i ziemi, doprawiona dymem oraz kwasek mi się podobały, tak złagodzenie za sprawą wodniście-oleistego motywu już na pewno nie. Kwasek był, chwilami zaskakująco niski, cytrusowo-taninowy, a czasami... nie tyle mocny, co przenikliwy jak kwaśne, nalewkowate wino. Suszone nuty skórek pomarańczy i fig ciekawie przeplotły się tu z mżawką, rosą, deszczem. Ciężkość melasy, słodyczy wydała mi się jakoś... trochę oderwana i nieadekwatna, mimo że wcale nie wysoka. Na szczęście jednak nie przytłaczała. Trochę ziół (w tym bardzo wyraźna szałwia), anyżu i lukrecji wyszły zacnie charakterystycznie. Nawet gnilno-skwaśniale nuty wina i czerwonych porzeczek wyszły tu raczej na plus. Czekolada była ciężkawa, ale jak najbardziej do przyjęcia.

Odlegle przypominała (SuroVital) CoCoa Raw Dark Chocolate 80 %, ale w wersji o wiele mniej słodkiej, nie tak przytłaczająco melasowej. Mżawka, ziemia, asfalt i dym były niemal identyczne, ale 80% zawarła w sobie o wiele więcej owoców, np. gnilnych truskawek, porzeczek oraz wina. Dzisiaj przedstawiana jawiła się bardziej nijako pod względem kwasku, a bardziej gorzko. Jej kwaśność kojarzyła się bardziej ze skwaśniałym połączeniem wina i nalewki. O ile jednak 80% słodycz jakoś pasowała do wydźwięku, tak tu mimo że niska, wydawała się dziwnie doklejona chwilami.


ocena: 8/10
kupiłam: octochocolate.pl
cena: 11,90 zł (za 50g)
kaloryczność: 561 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: nieprażone ziarno kakaowca, cukier kokosowy

piątek, 29 grudnia 2023

Goodio Craft Chocolate 71 % Cacao ciemna surowa z Peru

Jadłam tylko jedną czekoladę Goodio i ta marka zapisała się w mojej pamięci za jej sprawą porządnie i to bardzo dobrze. Gdy więc nadarzyła się okazja, by zaopatrzyć się w kolejną, nie mogłam jej przepuścić. Podobnie jak Goodio 80 % Pure Nacional from Peru Raw, tak i dzisiaj prezentowana została zrobiona z surowego kakao zmielonego w kamiennym młynie w manufakturze w Helsinkach. I... obie były z Peru, mimo że dzisiaj przedstawianą kupiłam jako tabliczkę z Ekwadoru. Widać trafiłam akurat na czas, w którym to zmieniali. Kiedyś Goodio miało w ofercie tabliczkę 71% z Ekwadoru. Szkoda, że jej nie poznałam, ależ by to było porównanie!

Goodio Craft Chocolate 71 % Cacao to ciemna czekolada o zawartości 71 % surowego kakao Arriba z Peru; słodzona cukrem kokosowym.

Po otwarciu poczułam wyrazisty zapach ziemi, dymu i jakby soczystych ziaren kawy.  Zawarły w sobie pewną świeżość, która łączyła subtelną gorzkość z silną słodyczą. Ta należała głównie do karmelu, acz właśnie też jakby rześkiego. Dzięki temu z resztą bardzo spójnie wymieszały się owoce o silnej, nieco drapiącej słodyczy. Pomyślałam o syropach i dżemach z ciemnych owoców, w tym z czarnego bzu. Przewinęły się w tym też słodkie, syropowo-dżemowe truskawki. Do tego czułam jakby syrop, nalewkę z kwiatów czarnego bzu, zapewniających jeszcze większą spójność, też z wątkiem kwiatowym. Z tą ogólną rześkością jednak walczyło echo ciężkiej melasy, które trzymało się karmelu. 

Bardzo twarda tabliczka wydawała sie zbita i bardzo tłusta, aż sugestywnie oleista już w dotyku. Trzaskała głośno, właśnie jakby była gęstą i zbitą, łamliwą taflą, nie trzymając się linii podziału i trochę się krusząc.
W ustach rozpływała się wolno, eksponując tłustość i początkowo gładkość. Cechowała ją oleistość i kremowość, która tylko trochę oblepiała podniebienie. Już po paru chwilach gładkość odeszła w niepamięć, wyparta narastającą szorstkością. Ta wydawała się trochę kryształkowo-cukrowa. Przełamało to tłustość, choć ta i tak była... i kojarzyła mi się trochę z awokado. Pod koniec za to wyłamała się z niej lekka wodnistość, mieszająca się z oleistością i przekładająca się na łatwe, szybkie znikanie (za czym nie przepadam). Wyszła dość ciężko.

W smaku przywitała mnie bardzo wysoka słodycz kwiatów i bardzo słodkich, jakby wodnistych i mało wyrazistych truskawek. Słodycz lekko zaleciała palonym aż do goryczki karmelem, lecz zawarła w sobie mnóstwo rześkości. Owocowa wodnistość mieszała się jakby z poranną rosą.

To jednak owoce dynamiczniej się rozwinęły i rozeszły. Truskawki nieco się umocniły, acz jako syrop lub dżem truskawkowy. Taki, który słodyczą aż dosadnie zaznacza się na języku, rozgrzewając. Dołączyły też inne owoce - ciemne, ale niejednoznaczne. Chyba trochę czarnego bzu, może odrobinka jeżyn. Zrobiły drobną aluzję do słodkiego czerwonego wina.

W tle zaznaczył swoją obecność gorzki dym. Nie był mocny, wydawał się unosić niczym mgła nad ziemią... Mgła? Ona też przemknęła, wprowadzając jakby chłodną rześkość. Dym wolał trzymać się z dala. Ziemia jednak ruszyła odważnie i szybko przełamała słodycz, zrównując się z nią. Gorzkość osiągnęła w pewnym momencie naprawdę wysoki poziom.

Ziemię mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa wsparły soczyste ziarna kawy. Ich smak nasilił się, płynąc obok ziemi. Ta zaopiekowała się dymem tak, że w głowie zabłysła mi myśl o wulkanicznej glebie, ziemi i wilgotnych skałach. Intensywna gorzkość po wspięciu się na wyżyny, nieco osłabła.

Owoce oraz owocowe syropy i dżemy postawiły na ciemne. Truskawki mieszały się z leśnymi jagodami, sporadycznie kwaskawo-cierpkimi. Tu jednak raz po raz sprzeciw zgłosiła odrobina wiśni, podkreślających truskawki i ocierających się o czerwone wino.

Rześkość wody i owoce połączyły kwiaty -w dużej mierze kwiaty bzu. Pomyślałam o dżemie, jakiejś słodkiej, duszonej masie i z owoców czarnego bzu, i z jego kwiatów; mieszanej. Wyszło to trochę drapiąco słodko, mimo że wciąż rześko. Pomyślałam o owocowo-kwiatowym czerwonym winie lub nalewce (acz bez alkoholowego charakteru).

W drapiącej słodyczy odezwał się karmel wsparty melasą, która wysforowała go niemal na pierwsze miejsce w słodkiej strefie. Słodycz zrobiła się nieco za silna, przy czym czuć wyraźnie jej specyfikę cukru kokosowego. Pomyślałam o karmelizowanych ziarnach kawy, przypominających kontastowo o gorzkości.

Odlegle mignął mi nieśmiały cytrus i wiśnia (kibicująca truskawce?) - jakby chciały wkroczyć do gry, a nie bardzo mogły i potrafiły.

Pod koniec poczułam jeszcze więcej czarnej ziemi oraz kawy, zmagających się ze słodyczą. Gorzkość po tym jak osłabła, znów nieco wzrosła... czułam przy niej też chłód jakby dymu zmieniającego się w mgłę (zupełnie abstrakcyjne wyobrażenie) i sugerującego odrobinkę chłodno-słodkiej lukrecji. Ta nieco stłumiła owocowość słodyczy i... gorzkość?

Kompozycja zrobiła się trochę maślana, delikatniejsza i bardzo kwiatowa.

Posmak należał jednak do jakby soczystych ziaren kawy, podkreślonych ziemią. Czułam też rześkość mgły, rosy oraz ciężko-soczyste syropy i dżemy z ciemnych owoców wymieszanych z truskawkami. Wydawały się doprawione ostrą lukrecją, szczypiącą w język. Do tego też sporo samych, słodko-wodnistych truskawek i dużo kwiatów, też kwiatowego syropu oraz karmelowo-melasowy, ale rześki wątek bardziej drapiąco-cukrowy.

Całość była bardzo ciekawa i smaczna, jednak dla mnie zdecydowanie za słodka. Rześkość, soczystość i owoce właśnie też dużo słodyczy w sobie zawarły, bo wpisywały się w syropy i dżemy. Dużo ciemnych, w tym czarny bez, trochę jagód i jeżyn przemieszanych z truskawkami oraz sporo kwiatów i kwiatowego syropu spotkały się z mocno ziemiście-kawowym splotem, acz nie mocną gorzkością. Trochę dymu, rześkość rosły i mgły wydały mi się intrygujące. Żałuję jednak, że kwaśności w zasadzie nie uświadczyłam. Było natomiast aż za dużo karmelu i melasy wyrazistego cukru kokosowego. A to, że kakao było surowe dało się poznać, ale o dziwo nie było to aż tak klarowne.
Nie przemówiła do mnie też konsystencja tłusto-oleista i kojarząca się z awokado wymieszana z tą szorstkością.

Ziemistość i rześkość, kojarząca się z poranną rosą i owocami, w tym jeżyny, trochę czerwonych (we wspomnianej wiśnie i żurawina) odlegle skojarzyła mi się z Goodio 80 % Pure Nacional from Peru Raw. Co mnie utwierdziło, że mi wpadła peruwiańska 71% Goodio. Ciekawe.


ocena: 7/10
cena: 34 zł (za 48g; dostałam zniżkę)
kaloryczność: 549 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład; ziarna kakao, cukier kokosowy, tłuszcz kakaowy

czwartek, 4 maja 2023

Raaka 63 % Cacao Tahini Swirl Unroasted Dark Chocolate ciemna surowa 75 % z Dominikany i czekolada biała kokosowa z tahini

W przypadku tej tabliczki żywiłam o wiele większe nadzieje niż do Raaka Oat Haus 60 % Cacao Pumpkin Swirl Unroasted Dark Chocolate. W tamtej było mi za dużo wszystkiego, ale nawet pomijając to - wiem, że dynia w np. czekoladzie raczej się tak wyraźnie nie wyeksponuje. Tahini jednak, dla mnie jako dla wielbicielki sezamu, już dało pole do popisu, gdy wyobrażałam sobie, jak może wyjść taka czekolada z nim. Chałwowo? 
Jako ciekawostkę dodam, że znowu przypadkiem ułożyła mi się mini seria, bo na udziwniane, nadziewane itd. czekolady w semestrze zimowym przeznaczyłam sobie piątki. I traf chciał, że ta przypadła na piątek po Zotterze Miso Caramel and Sesame - sezamowa seria? O tak! A że nieplanowana? Przynajmniej humor sobie jeszcze bardziej poprawiłam, bo mnie to aż rozbawiło. Tym bardziej, że sezam nie jest częstym dodatkiem do czekolad. 
Do produkcji tej tabliczki użyto tahini marki Seed + Mill, zrobione z sezamu z Etiopii.

Raaka 63 % Cacao Tahini Swirl Unroasted Dark Chocolate to ciemna surowa czekolada o zawartości 75% kakao z Republiki Dominikany, z regionu Zorzal (w czekoladzie ciemnej*) i czekolada biała kokosowa (wegańska) z tahini (miazgą 100% z sezamu).

Gdy tylko otworzyłam, poczułam ogrom słodkiego mleczna kokosowego i kremu-miazgi 100% z kokosa oraz subtelną nutkę czekoladowej chałwy w tle. Do tego pojawił się mocno palony, trochę mleczny karmel. Słodycz ogólna jednak była dość niska, bowiem sporo płynęło ziemistości i orzechów z ciemnej części. Wszystko przeplotła minimalnie kwaskawa soczystość, łącząca w sobie cytrusy i jakby świeżego kokosa.

Choć ilościowo ciemna przeważała i była bazą, jasnej nie pożałowano - niekiedy stanowiła naprawdę grubą warstwę, zrównując się z ciemną, ale nigdy osobno. Ciemnej natomiast zdarzyło się wystąpić samej, ale to malutkie fragmenty.
W dotyku tabliczkę całościowo cechowała drobna ulepkowatość. Części beżowe były bardziej proszkowe, ewidentnie skore do mięknięcia, z sugestią lepkości, a ciemne tłusto-kremowe. Trochę jakby do ciemnej dolepiono utabliczkowioną gładką pastę 100% orzechów.
Łamana, okazała się twarda i masywna, jakby bardzo pełna. Tam, gdzie białej było malutko, nawet trzaskała. Trochę się kruszyła. Przy odgryzaniu kawałka części jasne zaskoczyły mnie swoją miękkością masła - aż się wgniatały.
W ustach czekolada ogólnie rozpływała się w tempie średnim, tłusto-kremowo. Ogólnie miała w sobie coś z ulepka. Ciemna była gładka, aż trochę śliskawa, a mimo to także minimalnie pylista. Odznaczała się gęstością i mazistością, czym zalepiała usta porządnie.
Beżowa (czy raczej koloru ecru) czekolada była dodatkiem do ciemnej. Znaczącym jednak (bo miejscami było jej naprawdę dużo). Dodawała całości miękkości, bo ona była... dosłownie miękkim kremem zmienionym w tabliczkę. Okazała się tłusta niczym miazga z sezamu wymieszana z ciepłym masłem. Była lekko proszkowo-chropowata. Trafiały się też pojedyncze zmielone, lekko trzeszczące wiórki kokosowe (może też drobinki sezamu?).

W smaku, niezależnie od tego, jak umieszczałam kawałek w ustach czy jak się nie wgryzałam, czekolada witała mnie słodyczą. Przeważnie mleczną, acz czasem bardziej miodowo-mleczną (nawet w przypadku, gdzie trafiło się bez białej, i tak myśli kierowały się ku karmelowi zrobionemu z miodu, chyba lekko mlecznemu). Wydaje mi się, że ciemna lekko przesiąkła kokosową i tyle.

Mleczko kokosowe rozchodziło się po ustach błyskawicznie. Na jego fali płynęła nutka jakby mlecznej chałwy. W pierwszej chwili wydała mi się bardzo nieśmiała. Do tego dołączyła maślaność, a ja pomyślałam o nugato-chałwie, bo jasna część miała wydźwięk właśnie też nugatowy. To bardzo roślinna, złożona biała czekolada, w której i sezam okazał się bardzo świeży. Powiedziałabym, że surowy, delikatny.
W przypadku jasnej spróbowanej osobno, sam sezam ciut-ciut bardziej wyczuwalny, ale też nie tak, jak można by się spodziewać. Całościowo wyszła właśnie kokosowo z nutą sezamu, a także z pojedynczymi szpileczkami soli. Wkłuwała je w kompozycję raz po raz.

Czekolada ciemna początkowo płynęła jedynie w tle jako łagodna gorzkość. Zawarła w sobie maślaność i sporo orzechów. Dopiero po paru chwilach dołączyła do jasnej odważnie. Wprowadziła gorzkość, która zaczęła rosnąć, eksponując czarną, wilgotną ziemię i odrobinkę wina czy raczej beczki z winem. Jej goryczka z kompozycji wydobyła olej kokosowy, a także chyba sezamowy.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa słodycz drastycznie wzrosła - kumulowała się słodycz obu czekolad. Pomyślałam o palonym karmelu z miodu za sprawą ciemnej czekolady i o cukrze kokosowym za sprawą jasnej (ma on specyficznie, rześko-karmelowy smak). Jednak jasna i cała jej mleczność, słodziuteńkość robiła także aluzje do wanilii. I w końcu... to mi się zaskakująco miodowe wydało. Jakby tak były tam: bardzo miodowy nugat sezamowo-kokosowy i równie miodowa chałwa, a także brownie z miodem. Brownie w wersji zdrowej... kokosowe, z olejem kokosowym (i sezamowym?), acz lepkie od miodu. Wszystko to potrafiło aż raz czy dwa zadrapać w gardle.

Jasna część miała w sobie roślinną rześkość, co poniekąd "rozładowało" tę słodycz. Odnotowałam w niej kwasek kokosa, co razem przywiodło na myśl świeżego kokosa (nie miałam do czynienia z takim świeżym-surowym orzechem, ale tak go sobie wyobrażam). Do tego, zwłaszcza po tym, jak panoszyć się zaczęły słodkości, dodała odrobinę słoności. Raz po raz przełamała nią słodycz, kierując uwagę na czekoladę ciemną. Nie wyszło to jednak najlepiej, ta nawet odrobinę pobrzmiewająca słonawość, jeszcze bardziej osłabiała sezamowość.

Ciemna część jeszcze lepiej zadbała o to, by nie zrobiło się za słodko, przeszywając kompozycję soczystością. Najpierw mignęły mi słodko-kwaskawe pomarańcze, nasączające czarną ziemię. Może to też karmelizowano-kandyzowane pomarańcze? Ziemistość i orzechy trochę je przygłuszyły, łącząc z odległym kwaskiem kokosa w mniej jednoznaczny splot. Może to zdrowe brownie nasączone pomarańczą / wypełnione skórką? Takie też z ziemistym echem.

Potem jednak soczystość wychynęła z kokosowo-sezamowej toni i zdrowego brownie z olejem kokosowym i/lub sezamowym jako soczyste, wytrawne wino czerwone... Takie winne wiśnie? Też trzymały się ziemistości. Nie śmiały wyłonić się bardziej, uwalniając się z drewnianych beczek tylko epizodycznie. Przemknęła mi też myśl o słodkiej whisky, biorąc pod uwagę całą karmelowość, ziemię i... roślinność sezamu? 

Pod koniec, przy ziemistości i soczystości ciemnej, sezam zdecydował się na bardziej świeży, delikatny charakter. Wciąż przegrywał z kokosowym duetem mleczka i oleju, ale czuć go. Lekka goryczka ogólna nieco pomogła. Słodycz zelżała - jako że to ciemna zostawała na koniec - odlegle sugerując bardzo czekoladową chałwę / nugato-chałwę.

Po zjedzeniu został posmak goryczkowatej czekolady o orzechowo-ziemistym charakterze, zdrowego brownie kokosowego, lekko nasączonego pomarańczą, z nutką oleju kokosowego oraz sezamu. Mimo ogólnie wysokiej słodyczy i "tłustszych nut" (maślaność, nugat, oleiste brownie), czułam rześkość.
Gdy zjadłam akurat kęs, gdzie to jasnej część było bardzo dużo, dochodziło do tego echo soli.

Czekolada mi smakowała, ale też trochę rozczarowała. Wyraźnie czuć w niej charakterek ciemnej czekolady - dużo ziemi, orzechów i soczystość pomarańczy, wiśni przechodzących w wino były cudowne. Kokosowość też wyszła zacnie, bardzo mlecznie, a olej kokosowy był nutą "w punkt" (nie narzucał się). Wysoka słodycz została umiejętnie przełamana. Jej złożony charakter okazał się więc miły. A jednak brakowało mi... sezamu. Czuć go bardzo delikatnie. Wyszedł surowo-roślinnie, trzymał się za mleczkiem. Nugat sezamowy to jedynie wątek, do chałwy to w ogóle w zasadzie tabliczka tylko aluzje robiła. Tego mi żal. W dodatku nie jestem przekonana, czy akurat do tej kompozycji pasuje ten region i właśnie te owocowe, soczyste akcenty. A już na pewno według mnie nie pasowała tam sól. Niby łatwo przejść nad jej obecnością do porządku dziennego, bo nie było jej dużo, ale po prostu nie rozumiem, po co ona tam.
Konsystencja była taka sobie - w zasadzie ciemna całościowo wyszła w porządku, choć właśnie jako ciemna wydała mi się nazbyt tłusta, a jasna... no, taka miękkość do mnie nie przemawia, ale była kremowa, "pastowa", wcale nie taka zła. Całość była zgrana i przyjemna jako ciekawostka, ale bez szału. Smakowo spokojnie mogłaby mieć 8 - gdyby to nie miała być czekolada sezamowa. Jako że tytułowy element tak nie zagrał, ocenę obniżyłam.


ocena: 7/10
cena: € 3,38 (za 50g; dostałam rabat)
kaloryczność: 520 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, prażony kokos, pasta 100% z sezamu "tahini" Seed + Mill, lecytyna słonecznikowa, różowa sól morska

*Sama ciemna czekolada to chyba 75% kakao, ale na opakowaniu z przodu jest 63%, bo tyle to składniki kakaowe całości, czyli dolicza się kokosa, tahini etc.

sobota, 11 marca 2023

(SuroVital) CoCoa Raw Dark Chocolate 80 % ciemna surowa

Dawno już nie jadłam niczego od Surovital / CoCoa, a przecież lubianego przeze mnie polskiego producenta. Chociaż... bo ja wiem, czy producenta? Na pewno cenię linię CoCoa. Ogólnie Surovital miałam za złe, że skupili się na linii OCTO, a więc produktów nie w moim typie, słodszych i nietabliczkowych, jakby CoCoa olewając. Do tego doszła tęsknota za surową czekoladą, której też dawno nie jadłam. Jakże się więc ucieszyłam na widok ich nowości, w dodatku o tak bardzo mojej zawartości kakao! Natychmiast zamówiłam i nie mogłam się powstrzymać, by nie zjeść jej stosunkowo szybko.

(SuroVital) CoCoa Raw Dark Chocolate 80 % to ciemna czekolada o zawartości 80 % surowego kakao.

Po otwarciu poczułam zaskakująco znaczącą słodycz melasy, karmelu i żywicy. Była ciężka i poważna, ale nasycona nie mniej istotnymi cytrusami. Miały nieco egzotyczny wydźwięk, stąd do głowy przyszedł mi azjatycki cytrus yuzu. Do tego sporo owoców czerwonych, chyba głównie porzeczek, jako palono-duszone dżemy i kompoty. Od tych kwaśności odbiegała jakby nieco mniej spożywcza nutka, którą zapisałam sobie jako acetonowo-siarkową. Kryła się w gorzkim dymie, który to zgrał się z ziemią. Podkreślił ją, że obok melasowo-karmelowego splotu i cytrusów znalazła się na pierwszym planie. Doszukałam się też kawy - jakby na ziemię ją ktoś wylał.

Tabliczka była bardzo twarda, co jeszcze wzmocniła jej grubość. Skojarzyła mi się z zawilgoconym drewnem, wydając trzask porządny, ale stłumiony.
W ustach rozpływała się powoli, mocno trzymając kształt. Nie było w tym jednak oporu. Wydała mi się lekko śliskawo-oleista, ciężka. Opływała trochę wodnistymi, ale lepkimi smugami. Cechowała ją gładkość. Była niczym bardzo, bardzo gęsty i zbity maślany krem, który ktoś próbował niezbyt umiejętnie rozrzedzić. Otłuszczała podniebienie i usta, po czym dość rzadko znikała, pozostawiając tłustawo-cierpkawe wrażenie.

W smaku najpierw poczułam delikatną słodycz i rześkość jak podczas mżawki. W zasadzie były jednością. Wychwyciłam kwasek w tle, ale słodycz nie dała mu dojść do głosu. Słodycz miała karmelowy charakter. To karmel palony, szlachetny, jakby zgaszony, Szybko dołączyły do niego kadzidlano-żywiczne nuty, a potem jeszcze melasa. Słodycz rosła.

Po paru chwilach w jej toni zaznaczyła się soczystość. Podskoczyła błyskawicznie, ukazując słodkie mandarynki, które okazały się nutą znaczącą i długo wyraźnie się utrzymującą.. Cytrusowość nakręciła cytryna. Jej sok polał się i zaraz przemieszał z egzotycznym motywem, obfitując w np. azjatyckie yuzu. Pewnie też jakieś inne "cytrusowate" egzotyczne owoce. 

Po paru chwilach leniwie, ale konsekwentnie rozchodziła się gorzkość. Była odważna i wydawała się bezkompromisowa. Nie wyszła wprawdzie przed poprzednio opisane, a tylko zrównała się z nimi, ale gorzka ziemia w pewnym momencie bardzo, bardzo skupiała na sobie uwagę. Osnuł ją dym i wylano na nią zimną, mocną, czarną kawę. Espresso. Choć dym także reprezentował gorzkość, wplatał kadzidlano-żywiczną słodycz.

Za tym wszystkim raz po raz przemykały czerwone owoce... czy raczej wino o ich nutach. Czerwone i słodkie...
Słodycz ogólnie tak się panoszyła, że w pewnym momencie aż nieco rozgrzała gardło.

Z racji rześkości mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa pomyślałam o asfalcie po deszczu i zimnej kawie wylanej na czarną glebę. Przeciskał się tam też dym, a w nim kryła siarka. Nastąpiła seria kwaskawych, mniej spożywczych błysków. Siarka i aceton z czasem zmieniły się jednak w gnilną, ostrzejszą nutę.

Słodycz osiągając dość wysoki poziom, ustatkowała się i zelżała. Była rześka jak dym z lżejszego kadzidła, ale jednocześnie ciężka, bo mocno melasowa i palona. W pewnym momencie wydała mi się przyjemnie niska. Melasa zaczęła przechwytywać te ostrzejsze i gnilne nuty. Czerwone wino raz czy drugi polało się, by zaraz wsiąknąć w ziemię. Kryło lekką pikanterię.

Chwilami wyłaniały się przyprawy korzenne: czarny kardamon, goździki oraz lukrecja i anyż - splot ostro-rześki, słodki.

Po pewnym czasie czerwone owoce umocniły się. Okazało się, iż to nie tylko one, ale też cierpka aronia i jeszcze jakieś ciężko-kwaśno-cierpkie... Na pewno czułam czerwoną porzeczkę i wiśnię. Najpierw otarły się o dżemowo-kompotowy motyw, jednak inne nuty dopowiedziały im raczej gnilną pikanterię, podfermentowanie. Dodatkowo cierpkość cały czas nakręcała aronia. Uderzyły nieco gnilne truskawki, zagłuszając resztę swoją specyficzną słodyczą, która po chwili osłabnięcia, znów zaczęła rosnąć.

Wzrosła za sprawą karmelu i melasy, które nie zapomniały o rześkości.

Po zjedzeniu został właśnie rześki posmak, równie rześka, soczysta egzotyka czerwonych i cytrusowych owoców o znaczącej kwaśności oraz ziemisto-dymny motyw. Dym mieszał się ze słodyczą, reprezentowaną przez melasę. Do tego czułam lekkie ściągnięcie jak po cierpko-gnilnych owocach.

Całość smakowała mi, jednak zaskoczyła tak znaczącą słodyczą. Nie była wprawdzie bardzo wysoka, ale melasy, żywic i karmelu czułam mnóstwo. Mandarynki i yuzu, gnilne czerwone owoce (porzeczki i truskawki), podkręcone aronią i winem ciekawie się odnalazły z charakternymi dymem, ziemią i asfaltem. Dym połączył gorzkość i słodycz kadzidłem, co również dało interesujący efekt. Do tego ta rześkość deszczu! Bardzo udana tabliczka, czuć surowy charakterek, a jednak mam wrażenie, że lepiej by było, gdyby była posłodzona czymś mniej imperatywnym niż cukier kokosowy, np. cukrem trzcinowym.

Dym, ziemia, mgła - podobnie rześki wydźwięk miała SuroVital CoCoa Raw Czekolada Klasyczna Gorzka 70%. Słodsza od nut miodowo-karmelowych, też była bardzo, a nawet bardziej, melasowa. W niej czułam sporo wina, a pikanteria była korzenna, w dziś przedstawianej o wiele więcej w niej z gnilności. 


ocena: 9/10
kupiłam: CzaryMary.pl
cena: 13,05 zł (za 50g, ale miałam kupon rabatowy, normalna cena to 13,48zł)
kaloryczność: 612 kcal / 100 g
czy znów kupię: raczej nie

Skład: nieprażone ziano kakaowca, cukier kokosowy, tłuszcz kakaowy