Kupując, nie zagłębiałam się dokładnie w to, czym ta tabliczka jest. Wzięłam ją jako czekolada z orzechami. Może powinnam była sprawdzić, w jakiej formie dokładnie? Niby czułam, że to nie coś, czego chciałabym mieć dużo, ale tu właśnie na przeciw wyszła mi przystępna do tylko spróbowania niska gramatura. Dopiero po degustacji tej trochę poczytałam. Cacao Crudo piszą o sobie, że przedstawiają nowy sposób produkcji i delektowania się czekoladą tak, by zachować cenne właściwości kakao. To nieznany mi, ponoć pierwszy włoski producent surowej czekolady. Tworzą z amazońskiego Criollo, którego nigdy nie przetwarzają w temperaturze wyższej niż 42°C. Klasyczny proces prażenia ziaren kakaowych zastąpili się powolnym suszeniem w atmosferze ochronnej. Nie wiedziałam, czego się spodziewać, więc ucieszyło mnie, że mieli małe tabliczki z dodatkami. Pomyślałam, że w tym sezonie trochę się szarpnę, jeśli chodzi o czekolady w góry, by nie zabierać w nie rozczarowującej kiepścizny. Jako pierwszą wzięłam, jak najpierw myślałam, najklasyczniejszą, bo z orzechami. Przepisując skład odkryłam jednak, że czeka mnie podwójnie orzechowa czekolada, bo nie poprzestali na dodaniu kawałków. Miazgę kakaową wymieszali z miazgą z orzechów, konkretniej odmiany Tonda Gentile Romana.
Jak planowałam, zabrałam ją w góry. Z sidzińskiej Wielkiej Polany poszłam połączeniem szlaków czarnego i zielonego przez Halę Krupową do czerwonego szlaku biegnącego przez Złotą Grapę. Nim też doszłam na Policę. Z niej wspaniale było widać Tatry, niestety jednak słońce świeciło z ich strony, więc na zdjęcia się nie załapały.
Cacao Crudo Gianduia Granellata / Crunchy Gianduja / Le Gianduja Croquant Dark Organic Chocolate Raw Cru Peru to ciemna surowa czekolada o zawartości 43,5% surowego kakao Criollo z Peru, typu "gianduja", czyli z miazgą z surowych orzechów laskowych i z kawałkami surowych orzechów laskowych.
Po otwarciu poczułam ciężką, ale nie wysoką słodycz karmelowej whisky i palone drewno. Choć ogólnie słodycz była średnio-niska, czułam bardzo dużo karmelu, przechodzącego w melasę. Do głowy przyszły mi też suszone, cierpkawe wiśnie, oblane gęstym, półpłynnym karmelem. Orzechy laskowe zaznaczyły się subtelnie, mieszając się i trochę wręcz kryjąc w motywie ziemi.
W dotyku tabliczka wydawała się trochę sucha, a przy łamaniu krucha i trochę się kruszyła. Nie trzaskała, łamała się z łatwością, jednak mimo delikatności, wykazywała pewną twardość.
Przekrój ujawnił mikroskopijne, pojedyncze kawałeczki orzechów. Na oko powiedziałabym, że sama czekolada będzie bardzo proszkowa, może nawet ziarnista.
W ustach czekolada rozpływała się łatwo i dość szybko, mimo że dosłownie w pierwszych sekundach myślałam, że będzie stawiać opór. Początkowo wręcz obklejała podniebienie, potem robiła się coraz bardziej tłusto-mazista i lepkawa jak miękkawa setka. Okazała się bardzo tłusta w nieco oleistym kontekście. Czułam w niej lekką proszkowość, w porywach wręcz ziarnistość, którą próbowała ukryć w kremowości jakby kremu orzechowego 100%. Wydawało się, że starała się być gładką, ale jej to nie szło. Z czasem masa robiła się wręcz luźna, a na języku zaznaczały się drobinki orzechów. Okazało się, że tych mikroskopijnych drobinek było sporo, że aż w zasadzie nie tak łatwo o kęs bez nich (by spróbować trochę samej czekolady, musiałam ją spiłować zębami z brzegu). Czekolada znikała, pozostawiając po sobie pyliście-suche wrażenie.
Orzechowa drobnica była tak mała, że nawet nie dało się wszystkich kawałeczków pogryźć, niektóre po prostu jakoś się w ustach gubiły.
Ze dwa razy pogryzłam je na próbę obok czekolady, ale zdecydowanie wolałam zostawiać je na koniec.
Gryzione orzechy, czy wcześniej czy później, były delikatne i trzeszczące. Niektórym blisko było do miękkości nieprażonych orzechów. Skórki zaplatały się dosłownie tylko parę razy.
W smaku najpierw poczułam wyrazistą i dosadną gorzkość, która wiązała się z czarną, wilgotną ziemią.
Z oddali doleciał jeszcze węgiel i trochę dymu, a zza niego wyłoniła się subtelna słodycz i drobny kwasek. Przemknęły... cierpkie, dojrzałe wiśnie? Szybko zmieniły się w wiśnie w likierze (wiśniowym?).
Słodycz zaczęła rosnąć, eksponując swój mocno palono karmelowy charakter. Zaczęła zalewać wiśnie, przywodząc na myśl... wiśnie w likierze karmelowym? Suszone wiśnie oblane gęstym, lepkim karmelem.
Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa wiśnie zatonęły w ziemi. Ta trochę wycofała się z pierwszego planu, ale wciąż była bardzo wyraźna. Gorzkość też nie odpuszczała, ale została mocno dosłodzona.
Do kompozycji wkradł się orzech laskowy. Też lekko gorzkawy? W oddali doszukałam się nieśmiałego, palono karmelowego, mało słodkiego nugatu i kremu 100% z orzechów laskowych z lekką goryczką. Były wkomponowany w karmel, który tak rozkręcił się w swojej paloności, że poszedł aż w melasowym kierunku.
Słodycz rosła coraz bardziej ochoczo. Może nie była wysoka, a średnia, ale miała dosadny wydźwięk. Nie walczyła z gorzkością - wręcz przeciwnie! Do głowy przyszedł mi lekko gorzkawy od mocnego palenia karmel oraz gorzkawy karob o naturalnie słodkawym, ciepłym charakterze. Wyszedł wręcz ciężkawo.
Wyłaniające się orzechy laskowe niewiele wnosiły. Ogólna orzechowość nie była ani silna, ani nawet cały czas bardzo jednoznaczna. Nuta surowych orzechów laskowych wyłaniała się epizodycznie. Z melasą mieszało się za to echo... Oleju orzechowego? Chował się jednak w węglowo-dymnym wątku.
Słodycz bardzo wzrosła. Karmel, melasa... I jakiś mocny, karmelowo słodki alkohol? Whisky? Usilnie krył soczyste echo wiśni. Te w oddali znów raz po raz się przewinęły, i to w wydaniu soczystym, świeżym. Starały się, całkiem udanie, rozbić ciężki wydźwięk.
Orzechy gryzione na koniec smakowały wyraźniej. Na pewno wyraźniej niż miazga orzechowa w bazie. Były to przeciętne, delikatne orzechy, które sporadycznie pobrzmiewały gorzkością. I to nie gorzkością skórek, choć i trochę skórek się trafiło. Powiedziałabym, że orzechy były nieprażone albo prażone bardzo lekko (w rzeczywistości były nieprażone).
Po zjedzeniu został posmak orzechów laskowych, które z zaskakująca łatwością zagłuszały samą czekoladę. Ta pobrzmiewała lekko głównie ziemią, orzechami ale bardziej ogólnie motywem orzechowym niż konkretnie laskowcami oraz paloną, ciężko słodką melasa.
*Normalnie wstawiłabym 8, ale 7 wystawiam ze względu na to, że jednak chyba nie tego oczekuje się od czekolad orzechowych, gianduja itp.. Sama ziemistość, dym, węgiel - wszystko to mi bardzo smakowało, bo czułam się, jakbym jadła charakterną ciemną czekoladę, ale strasznie to przytłaczało tytułowe orzechy. Chyba surowe kakao jest zbyt mocarne do tabliczek typu gianduja. Nie przekonała mnie krucho-pylista struktura, mięknięcie i szybkie rozpływanie się, a orzechowa drobnica wyszła po prostu kiepsko. Nie podobała mi się ani w smaku, ani w strukturze. Gdyby sprawę orzechów lepiej rozwiązano, mogłaby mieć o punkt więcej. Struktura to kolejny punkt, więc to w sumie tabliczka z potencjałem na 9.
kaloryczność: 605 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
czy kupię znów: nie
Skład: surowa miazga kakaowa (43,5%), nieprażona pasta z orzechów laskowych Tonda Gentile Romana (26%), skoncentrowany sok z kwiatów kokosa, nieprażone siekane orzechy laskowe Tonda Gentile Romana (9%)