wtorek, 12 sierpnia 2025

Cokoladovna Lana RAW BIO 73 % ciemna surowa z Republiki Dominikany

Bardzo żałuję, że aż dwa opakowania czeskich czekolad Lana trafiły do mnie rozerwane, przez co nie mogłam ich sobie rozłożyć w czasie, w kolejności jakiej by mi się podobało. A dziś przedstawianą z ogromną ochotą zostawiłabym na koniec ze względu na wysokie oczekiwania, jakie wobec niej miałam. Z drugiej jednak strony, dawno nie jadłam surowej czekolady, więc może nie tak źle, że kolejna otwierana Lana to właśnie ta? Swoją drogą, miło, że postawili na kakao z Dominikany, a nie jak producenci przeważnie jak robią surową czekoladę, to z przeznaczają na to kakao z Peru.


Čokoládovna Lana RAW BIO 73 % to ciemna czekolada o zawartości 73% surowego kakao z z Republiki Dominikany.

Po otwarciu poczułam kwaśny zapach cytrusów z cytryną na czele oraz ziemi - też jakby kwasowatej, mieszającej się z różnymi, goryczkowato-kwaskawymi, świeżymi ziołami. Słodycz wystąpiła jako połączenie miodu i syropu. Przejawiała mocno palony wydźwięk. Podszepnęła cytrusom trochę miodowo-cytrynowych landrynek / tabletek na gardło. Za nią rozchodziły się strączki - powiedziałabym, że pieczone np. ciecierzyca, fasola, których wytrawność łagodziły niedookreślone orzechy. Z kolei co kwaśniejsze zapędy cytrusów łagodziły morele i ogólny, przemieszany, niejednoznaczny owocowy wątek. W oddali przemknęła jeszcze łagodna, rześka maślanka.

Prawie czarna, lśniąca czekolada wyglądała na kremową i tłustą. Przy łamaniu trzaskała średnio głośno, w stłumiony sposób. Wydawała się też kryć coś zawilgoconego. 
W ustach rozpływała się średnio wolno i maziście-kremowo. Mimo chropowatego początku, z czasem zrobiła się gładka i aksamitna. Wykazywała niską tłustość, z czasem łatwo rzednąc. Poczucie tłustości osłabiała łagodna, zawiesinowo-proszkowa mgiełka. Miękła, zachowując zwarty kształt niemal do końca. 

W smaku pierwszą poczułam intensywną i dość ciężką, ale średnio wysoką słodycz palonego karmelu. Wtórowała jej maślanka, pilnując, by nie pozwoliła sobie na za wiele. Przemknęło też coś owocowego, ale bardzo nieokreślonego. Maślanka dała się poznać jako łagodna, ze znikomym kwaskiem. W dodatku orzeźwiła nieco ciężkawe zapędy karmelu.

Słodycz umocniła palony ton. Paloność rosła, a wraz z nią lekko też sam poziom słodyczy. Do karmelu dołączył syrop. Zaczęły się mieszać, a jako że był to intensywny syrop ziołowy, zaraz znacząco przygłuszył karmel.

Za subtelnym kwaskiem maślanki przewinął się sok morelowy i... jakieś cierpkawe owoce, podkradające się do tego syropu. Syropu... ziołowo-wiśniowego? Mimo kwasku i cierpkości, bardzo też słodkiego.

Maślanka na chwilę pochyliła się ku wytrawniejszemu motywowi... sera wędzonego? Do głowy przyszedł mi jakiś niecodziennie niesłony oscypek podany z sosem wiśniowo-morelowym.

Gorzkość przebudziła się i zaczęła rosnąć powoli, trochę wręcz leniwie. Była subtelna i początkowo próbowała wpisywać się w paloność słodyczy, nawet ją trochę na zasadzie kontrastu uwypuklając, ale potem zrezygnowała. Odnotowałam strączki - pieczone? Ciecierzyca i fasola zaczęły się jednak mieszać z surowymi, naturalnie słodkawymi orzechami, odlegle przywodząc na myśl jakieś zdrowe desery, budynie kakaowe właśnie z nich zrobione.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa do wytrawniejszej, subtelnej mieszaniny dołączyła ziemia i nadała jej charakteru. Gorzkość zaczęła odważnie prężniej rosnąć. Przy ziemi znalazły się jeszcze pojedyncze zioła. A jednak porządny, siekierowy wzrost uniemożliwiło temu echo masła. Masła z ziołami?

Zioła zdradzały świeżość, rześkość, która trochę rozkręciła kwaśność. Nagle ta subtelna, wręcz mglista kwaskawość maślanki zmieniła się w owoce. Trudno było je połapać i ponazywać. Wyszedł z tego słodko-egzotyczny, multiwitaminowy splot, z którego tylko morele i banany ambitniej dawały o sobie znać. Kwaśność dodatkowo wzmocniły cytrusy z cytryną na czele. A jednak i słodycz się nasiliła. Na moment z czasem przypomniały o sobie wiśnie, wiążąc się w duet z bananem, po czym w głowie znowu zrobił mi się owocowy, raczej egzotyczny mętlik.

Cytryna nasączyła ziemię, nadając jej trochę kwasowego wydźwięku, mimo że kwaśność nie zagościła na długo. Zaraz i zaczęła słabnąć, acz przełożyła się na to, iż w mojej głowie widziałam ziemię bardzo wilgotną. Obok stanęły świeże, też lekko kwaskawe, ale już i bardziej goryczkowate zioła. Zioła te mieszały się z cytryną, zwracając uwagę na jej świeżo startą skórkę.

Karmel zgubił gdzieś palony motyw i zaczął przechodzić w miód. Nie do końca, ale jednak. Pomyślałam o jakimś ziołowym miodzie, a po chwili ziołowym syropie sporządzonym na miodzie. Zioła zdradzały pikanterię - może nie wysoką, ale aż lekko gryzącą w język. Do czego chyba też słodycz próbowała się dołożyć? I nawet lekko zaznaczyła się w gardle.

Maślanka z kolei zmieniła się w masło, a mi do głowy przyszło ziołowe masło z miodem. Końcowo słodycz pokazała się jako ryzykownie, ale jeszcze nie przesadnie, wysoka.

Po zjedzeniu został posmak znacząco słodki, łączący i mieszający w niejednoznaczny splot karmel, miód i syrop oraz motyw ziemi i strączków. Otulały je nieśmiałe zioła i orzechy, a także nasączała lekka, kwaskawo-goryczkowata cytryna. Trzymała się jej niedookreślona owocowość (trochę rozmytych moreli i bananów?); multiwitamina.

Całość prezentowała się naprawdę smacznie i głęboko. Podobało mi się, jak nagle wystrzeliła gorzkość, ziemia, zioła, strączki - cały wytrawniejszy wątek. Ogólna wysoka słodycz karmelu, miodu i syropu sprawiła, że nie była to jednak siekierowa kompozycja. Kwaśność zaskakująco niska jak na surową czekoladę - lekka maślanka, trochę niedookreślonych owoców wpasowały się jednak w resztę kompozycji udanie. Bardzo polubiłam się z łagodnie ziołowym motywem. Cytryna ożywiła niektóre nuty, co też ciekawie wyszło. Strączkowy deser kakaowy - niecodzienne skojarzenie. Ze względu na palony charakter słodyczy, nie zgadłabym, że to czekolada z surowego kakao. Ale może i dominikańskie ziarna się na to przełożyły? Chyba jeszcze nie jadłam surowej tabliczki z Dominikany. Ta jednak trochę ryzykownie wysoka słodycz odciągała uwagę od surowości - to mój jedyny większy zarzut.


Niedookreślony sok, sok marchwiowy, a więc słodki, ale wytrawniejszy, trochę wiśni maślankę i jakiś napar, które czułam w Czarna Czekolada Dominikana Hispaniola 74 % trochę się kojarzyły z niektórymi nutami dzisiejszej. 
Kiwi i banany, duszono-wędzone śliwki i likier kawowy Zdrowej Sowy Czekolada 80 % Dominikana z kolei w ogóle nie kojarzyły się z dzisiejszą. Ogólnie wydała mi się taka... niby dominikańska, ale niekoniecznie.


ocena: 8/10
kupiłam: cokoladovna_lana na Instagramie (dostałam)
cena: 145 Kč (24 zł; za 80g; jak wyżej)
kaloryczność: nie podana
czy kupię znów: nie

Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.