piątek, 15 sierpnia 2025

Lila Cokolada 75 % Tmava Cokolada Indie Idukki ciemna z Indii

Choć czeska marka Lílá Čokoláda powstała około walentynek 2016 roku, ja zobaczyłam ją po raz pierwszy niedawno. Postanowiłam zamówić tabliczkę na próbę i trochę o niej poczytałam na krótko przed degustacją. Swoją przygodę z czekoladą twórcy marki zaczęli w 2009, kiedy to mieszkali w Anglii. Na początek zamówili ziarna z Indii i wszystko robili sami, od zera, co im się bardzo spodobało. Mnie z kolei bardzo się spodobało, że traf chciał, że ja kupiłam ich czekoladę właśnie z indyjskiego kakao. Obstawiam, że może być ona wręcz popisową. Wracając do ich historii: po powrocie do ojczyzny uznali, że i tu zajmą się czekoladą. Mieli jednak ponoć prawdziwy "cyrk" z rozpoczęciem sprzedaży, bo nikt ich nie znał. A jednak... Stworzyli markę i pomalutku, powolutku... Markę sobie wyrobili, jak to się mówi, bo degustatorski świat ich docenił. Miłe, że producent sporo zdradził w opisie, np. że fermentacja trwała 5 dni w drewnianych skrzyniach wykonanych z drewna dzikiego chlebowca, przykrytych workami jutowymi, a kakao było suszone na stołach pod zadaszeniem, pod stałym nadzorem i regularnie obracane.

Lílá Čokoláda 75 % Tmava Cokolada Indie Idukki to ciemna czekolada o zawartości 75% kakao z Indii, ze stanu Idukki.

Po otwarciu poczułam soczyste słodko-kwaskawe jabłka i chyba śliwki. Szły trochę w kierunku białego słodkiego wina pozbawionego jednak alkoholowości. Pewne ciepło, rozgrzewanie sobie zostawiło. Wkradły się poprzez to goryczkowate przyprawy: kardamon i pieprz. Wyszły trochę ciężkawo, co kontynuował też wyczuwalny, goryczkowaty mak. Mak z wciąż soczystymi, kwaskawymi owocami suszonymi - niekoniecznie jako masa makowa, ale po prostu z owocami i orzechami. Mak pozbawiony słodyczy, mimo że słodycz obok się zarysowała. Bardziej jednak jako ciasto ucierane... też z owocami - jabłkami? I... niezwykle jednoznaczny, kwaskawy sernik z rodzynkami. W zasadzie czułam bardziej rodzynki z sernika, niż sernik z rodzynkami. Zapach wydał mi się przytulnie ciastowy i niezwykle soczysty.

Tabliczka wyglądała na kremową i jednocześnie masywną. Taki odbiór zapewniła jej grubość i związana z nią twardość. W dotyku wydawała się potencjalnie lepkawa (mimo że nie rozpuszczała się w dłoniach ani nic z tych rzeczy), a trzaskała średnio głośno, ale konkretnie, jakby była bardzo gęsta.
W ustach czekolada rozpływała się istotnie bardzo kremowo i gęsto-maziście. Była średnio tłusta i zalepiająca. Rozpływała się powoli, ochoczo mięknąc. Końcowo sprawiała wręcz suchawe wrażenie.

W smaku przywitała mnie jako pierwsza wysoka słodycz jasnego miodu. Przywołała masę makową, za którą pojawiło się bardziej palone echo karmelu. Przez myśl przemknęła mi też pszenna bułeczka polana miodem. Bułeczka drożdżowo-pszenna?

Miód zaczął odpuszczać, ustępując miejsca owocom suszonym. Te połączyły już słodycz z kwaśnością. Bułka z kolei zaczęła przeistaczać się ewidentnie w słodki wypiek. Właśnie z owocami... i makiem?

Słodycz nieco osłabła, zmieniając wydźwięk. Przemknęło mi przez myśl ciasto ucierane z miodem... po chwili już może nawet nie z miodem, a zwyklejsze, ale na pewno z owocami. To był wręcz jakiś placek wilgotny od mnóstwa owoców: jabłek, paru śliwek. Jabłka przedstawiły się jako słodko-kwaśne i przez chwilę bardziej świeże, surowe; kwaśniejsze.

Swoją obecność zgłosiła gorzkość. Najpierw niska, ale już w ciągu kolejnych chwil bardzo znacząca. Wiązało się z nią ciepło, przywodzące na myśl charakterniejsze korzenne przyprawy. Kardamon? Trochę pieprzu?

Pod wpływem ciepła przypraw, jabłka odbiły w stronę prażonych z cynamonem, trochę karmelizujących się w swoim soku.

Suszone owoce mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa roztoczyły więcej kwasku i nawet cierpkości. Pomyślałam o suszonej żurawinie i kwaśno-soczystych suszonych śliwkach, a także rodzynkach... Rodzynkach prosto z sernika. Dały się poznać jako słodko-kwaśne, ale też z echem tego twarogowo kwaskawego ciasta. Przy tym wszystkim nawet jabłka zrobiły ukłon suszoności, a mi do głowy przyszły gąbczaste, suszone plastry jabłek.

Sernik i ciasto ucierane mieszały się z lekko orzechowym akcentem. Był niedookreślony, nieco splatający się z goryczką, więc do głowy przyszły mi orzechy włoskie i laskowe koniecznie w skórkach. Także wspomniane przyprawy weszły w ciasta, dodając im korzennego klimatu.

Mak nie odpuszczał, obfitując w wizję serowo-makowego ciasta z wyraźną kwaśnością twarogu. Także on podpiął się pod lekką gorzkość. Lekką, bo po nagłym wzroście zdążyła już osłabnąć i ustąpić sporo miejsca słodyczy.

Kwasek zdawał się krążyć, bez prób zdobycia pierwszego planu. Owoce suszone trochę się zgubiły, a jabłka odłączyły się od ciastowych realiów. Śliwki i jabłka wyszły świeżo-surowo i słodko, po czym pojawił się przy nich malinowy krem do ciasta, budyń. Zawrócił owoce ku słodkim wypiekom.

A wypieki na dobre związały się  już z kardamonem i pieprzem. Wyobraziłam sobie bardzo słodkie, jakby trochę przyprawione, białe wino o soczyście-ciężkim smaku. W nim osiadły jabłka i śliwki, wraz z kwaskiem. Ale... jakby bez alkoholu.

Po zjedzeniu został posmak ciężko słodkiego, ale jakby nie alkoholowego białego wina, mieszającego się z miodowym ciastem ucieranym i kwaśnymi rodzynkami prosto z sernika. Czułam też sporo ciężkich ciepło-goryczkowatych przypraw; "pieprznych" (niekoniecznie samego i tylko pieprzu), acz już niejednoznacznych.

Czekolada była bardzo ciekawa i obrazowa. Mak z suszonymi owocami i orzechami, rodzynki z sernika i ciasto twarogowo-makowe, mieszające się z jabłkami i śliwkami, które epizodycznie były a to jak z ciasta ucieranego, a to z wina, a to surowe. Trochę orzechów i gorzkich przypraw dodało charakteru, pazurków tej słodkiej kompozycji. Słodycz bowiem nie próżnowała - wszak był tu jeszcze i miód, i echo karmelu, oprócz ogólnej ciastowości. Mimo wielu owocowych nut, kompozycja nie wyszła bardzo owocowo. Kwasek był dodatkiem, acz bardzo istotnym. Wydało mi się to dynamiczne i zgrane, jakby przemyślane. Konsystencja błogo gęsta i konkretna.

Ta wysoka słodycz została tu ciekawie ograna, co przełożyło się na to, że smakowała mi bardziej niż np. za delikatnie ciasteczkowa, maślano-puddingowa Millesime Chocolat Inde Terroir de Kaithapara Forastero Noir 74 % o nutach miodu i fig. Podobało mi się też, że wyszła tak poważniej, a nie np. jak Sirene Chocolate Limited Edition Idukki, India 73 % Dark Chocolate z gorzkością hamowaną maślanością i nutami korzennego toffi.


ocena: 9/10
kupiłam: cokobanka.cz
cena: €3,55 (15 zł; za 50g)
kaloryczność: 586,8 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: ziarna kakaowe, cukier trzcinowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.