Marki Sirene nie znam, jednak widziałam ją parę razy w internecie. Zaczęłam szukać dopiero tworząc posta pod tę recenzję. Okazało się, że to marka z Kanady, a dokładniej z Victorii w prowincji Kolumbia Brytyjska. Stworzył ją w 2013 Taylor Kennedy. W hołdzie dla tamtejszej flory i fauny zaprojektowano opakowania. Zdobią je akwarele lokalnej artystki Aimee Van Drimmelen. Nie mogę powiedzieć, by mi się nie podobały, ale jednak ich estetyka do mnie nie przemawia. To jednak w odniesieniu do tabliczek nie miało za dużego znaczenia. Kiedy już postanowiłam jakieś zamówić, pomyślałam, że limitowanej tabliczki nie odpuszczę na pewno. Może nie miała pomóc mi w robieniu rozeznania, jak prezentuje się ich typowa czekolada, jednak do rzadkich regionów mam słabość. Trafiłam nawet na opis, że Sirene robią czekolady na tak małą skalę, że większość od nich można nazwać limitowanymi, ale tę szczególnie. Tłumaczy się to tym, że Indie są nowicjuszami w świecie dobrego kakao, bo uprawa tego jakościowego dopiero się tam rozwija. Z tego, co widziałam w internecje, opisy są o kakao indyjskim z Anamalai, no, ale to pasmo górskie, ciągnące się przez różne regiony. Na opakowaniu mojej tabliczki był podany konkretnie region Idukki.
Sirene Chocolate Limited Edition Idukki, India 73 % Dark Chocolate to ciemna czekolada o zawartości 73% kakao z Indii, z regionu Idukki; edycja limitowana.
Po otwarciu poczułam zapach czerwonych owoców: głównie porzeczek i jasnoczerwonych, pierwszych czereśni, obiecujących soczystą kwaśność. Podkreśliła je odrobina cytryny. Owocom świeżym i surowym towarzyszył... wędzony susz owocowy? O nieco cięższym charakterze. Pomyślałam o śliwkach. Temu wszystkiemu towarzyszyła masa z orzechów zmielonych ze skórkami - powiedziałabym, że laskowych i włoskich. Za nimi zaznaczyła się odrobina ziemi i nienachalna, ciepła korzenność.
Tabliczka wydała mi się lekko matowo-pylista w dotyku, mimo że w sumie jakiś tam lśniące przebłyski miała. Głośno i masywnie trzaskała przy łamaniu, jako że była bardzo twarda. Przy robieniu kęsa trochę pyliście trzeszczała.
W ustach rozpływała się ochoczo, w tempie umiarkowanie-wolnym. Najpierw przedstawiła się ze swojej nieco pyliście-pyłkowej strony, potem zaś poszła w bardziej kremowym kierunku. Łatwo miękła, pokrywając podniebienie konkretną mazią. Z czasem rzedła w nieco soczysty sposób, ale jak już zdecydowała się na kremowość, potem cały czas była kremowa i dość tłusta. Na końcówce wróciła pyłkowość.
W smaku przywitała mnie słodycz. Niby średnio wysoka, ale jakby odosobniona i w pierwszej chwili wręcz przenikliwa. Wprowadziła korzenne ciepło, z delikatnym cynamonem na czele.
Słodycz spokojnie, ale znacząco rosła, idąc w kierunku maślanego toffi. Mieszanki toffi i karmelu? Karmel robił się jakby lekko... goryczkowaty? Korzenny! W korzenności zaś odnotowałam kurkumę.
W oddali przemknęła mi soczystość czereśni. Trzymały się tyłów, przodem puszczając inne nuty, ale wyraźnie pobrzmiewały prawie cały czas.
Gorzkość zaznaczyła swoją obecność i rozeszła się odważniej dopiero po paru chwilach. Najpierw zaczęła budować palony klimat i zahaczyła o dym. Zaraz jednak pojawiły się orzechy laskowe w skórkach z zeszłego sezonu i orzechy włoskie... ale jako goryczkowaty krem 100% z orzechów. Nie jednak jakoś bardzo gorzki - korzenne ciepło stało na straży, by gorzkość cały czas miała charakter raczej łagodny.
Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa słodkie przebłyski ogólnie owoców czerwonych zaczęły się nasilać. Pomyślałam głównie o pierwszych czereśniach - tych jasnoczerwonych, które pojawiają się początkiem lata. Zapuszczały się na pierwszy plan, przyciągały ogromną część uwagi, acz nie próbowały się rządzić. Podkradły się do nich czerwone porzeczki i przemyciły trochę kwasku. Może też porzeczki białe?
Gorzkość przywołała do siebie ziemię. Niby umocniła się, ale i tak dała się wyprzedzić soczystym, słodkim czereśniom i ogólnej słodyczy. Tuż obok pojawiło się bowiem śmietankowe toffi. Słodycz podskoczyła - ona i gorzkość wydawały się mieć podobnie spokojny charakter, chwilami jawiły się jako wyrównane, jednak to na słodycz jakoś bardziej zwracałam uwagę.
Przy goryczce pojawiła się maślaność i lekka oleistość. Wyobraziłam sobie krem 100% z orzechów włoskich z wydzielonym olejem. Krem z orzechów zmielonych ze skórkami, a więc goryczkowaty. Włoskie mieszały się z laskowymi, trochę tracąc na jasności przekazu. Może był lekko korzennie przyprawiony?
Owoce pod wpływem gorzkości stały się nieco cięższe. Czereśnie zrobiły więcej miejsca innym. Przemknęła mi nuta wędzonych śliwek i całego suszu owocowego (np. na kompoty). Z czerwonych ostały się tylko czereśnie. Zostawiły sobie jednak trochę kwasku, łącząc go z soczystą słodyczą.
Korzenność od słodyczy ewidentnie przeszła do gorzkości. Także przyprawy zrobiły się goryczkowate. Kurkuma prześcignęła cynamon, a potem dołączyły do niej zioła. Goryczkowato-kwaskowate? Wkroczyła suszona, nieco zwietrzała skórka cytryny, już zupełnie łącząca kwasek z goryczką w jedno.
Kontrastowo słodycz raz jeszcze podskoczyła jako tym razem bardziej połączenie toffi i karmelu, na sekundę znalazło się przed goryczką, a potem osiadło w bardziej maślanych realiach.
Po zjedzeniu został posmak czereśni z echem ogólnie czerwonych owoców i wędzonych śliwek z wyraźnie zaznaczonym kwaskiem oraz maślano-metaliczny. Ten dziwny efekt podkreślił korzenny duet cynamonu i kurkumy, a także ziołowo-niedookreślony kwasek. Czułam też dym i palony motyw.
Czekolada wyszła smacznie, ale parę zastrzeżeń mam. Nie podobały mi się jej maślano-łagodzące skłonności i nieco zbyt wysoka słodycz. Wolałabym, by gorzkości nic nie hamowało. Krem z włoskich, laskowe ze skórkami, dym i ziemia ciekawie mieszały się z korzennością cynamonu i kurkumy. Całość była słodka niczym korzenne toffi, któremu też maślaności nie brakowało. Owoce to głównie cały czas mocniej lub słabiej wyczuwalne czereśnie (które akurat mnie zachwyciły) i pojawiające się: czerwone porzeczki, chyba też inne czerwone oraz wędzone śliwki z dolatującymi cytrusami. Kompozycja ciekawa, ale jakoś lepiej to mogło zagrać - wyszła kontrastowo w dwojakim sensie.
Gdy pomyślałam o mimo że delikatnej, to przepysznej, wędzono-gorzkiej i cynamonowo słodkiej, pełnej owoców (figi, rodzynki, wędzone śliwki, mango lassi) Chapon Inde 75%, która zaserwowała jeszcze karmel, kardamon, pieprz i kurkumę, drzewa i orzechy... no, kontrast między podlinkowaną a dziś opisywaną był duży.
Podobnie suszone zioła i mnóstwo owoców (jabłka, czerwone) w różnej formie, przyprawy, nabiał Fjak Sjokolade 68 % Mork India bardzo mi smakowały. Ta akurat nie była zbyt gorzka, ale w jej przypadku to nie przeszkadzało - tak jej nuty się zgrały i ułożyły.
ocena: 8/10
kupiłam: chocoladeverkopers.nl
cena: 8.95 € (za 70g; około 38 zł)
kaloryczność: nie podana
czy kupię znów: nie
Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.