Pokazywanie postów oznaczonych etykietą KaCau. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą KaCau. Pokaż wszystkie posty

środa, 12 września 2018

Kacau 74 % Ecuador mango & maras salt ciemna z Ekwadoru z mango i solą

Po rozczarowujących czekoladach Stainer i obrzydliwych smakowych Georgia Ramon (brokułowa, buraczana), kupując tabliczki nieznanej mi marki, byłam ostrożna. Po czystej KaCau 74% już wiedziałam, że chyba był to błąd. Przed samym otwarciem spodziewałam się jakości Pacari z dodatkami, więc wyobrażałam sobie wtopiony, soczysty dodatek. Trochę zdziwiła mnie forma posypki i już nie byłam pewna, czy mi to podejdzie. Nie lubię np. suszonych jabłek, mimo że świeże uwielbiam, toteż zaczęłam obawiać się mango-posypki.
Tak swoją drogą, bardzo podoba mi się opakowanie. Jest na nim zagadka: co to za zwierzę? Odpowiedź jest ukryta gdzieś na kartoniku (blisko daty ważności) - to pantera ekwadorska (Panthera Onca).

KaCau Chocolate 74 % Ecuador mango & maras salt to ciemna czekolada o zawartości 74 % kakao Arriba z Ekwadoru z suszonym mango i solą.

Po otwarciu poczułam bardzo soczysty, słodko-kwaskowaty zapach kwiatów na wyrazistej, palonej cytrusowo-ziemistej bazie. W ziemi kryła się kawa, a nad nią wisiał dym, jednak nie wydało mi się to nazbyt ciężkie. Klimat był egzotyczny (podkreślony "soczystą słonawością" ?). Po zbliżeniu nosa do spodu tabliczki, łatwo wyróżnić w tym słodkie mango. Nie pachniało jednak takim świeżym, surowym, a jakimś kremem / smoothie albo i czekoladkami nadziewanymi.

Przy łamaniu ciemna tabliczka wydawała mi się pełna, trzask jakby to poświadczał. Dodatek był solidnie wtopiony; nie odpadał (nie było to typowa posypka, a taka bardzo wtopiona). Duże kryształki soli widać na pierwszy rzut oka - ślicznie połyskiwały. W trakcie jedzenia odkryłam jednak, że kryształki zatopiono w całej masie czekoladowej.
W ustach czekolada rozpływała się jak czysta wersja (łatwo, powoli, trochę oleiście, ale nie nazbyt tłusto), sól pojawiała się przez cały czas, epizodycznie, a mango... Mango okazało się twardo-jędrne, a jednocześnie nazbyt gumowate. Zachowało dosłownie minimum soczystości - prawie w ogóle. Wydało mi się ususzone za bardzo, że aż mało mangowate, jednak o tym, na jaki owoc trafiam przypominało mi kilka charakterystycznych włókien.

Od pierwszego kęsa czekolada wydała mi się głównie niesiekierowo, ale smakowicie gorzka w kontekście smoliście-ziemistym. Po chwili rozchodziła się obok tego wyrazista nuta kawy - palonej i wręcz odymionej.

Od samego początku czułam słonawe przebłyski, niezależnie od tego, czy umieściłam kostkę w ustach spodem czy wierzchem (wolę wierzchem, a potem czasami obracać - mango lepiej się wtedy prezentowało). Były zaskakująco wyraźne, ale nie napastliwe. Podkręcały "wilgotne, ciemne nuty" z miksu gorzkości, a więc kawę i smołę.

Wszystko to otaczała wyważona słodycz - również jakby palono-odymiona. W przeważającej mierze była karmelowa.

Sól wychwyciła z ziemistości nutę cytrusów i podkręciła ją. W pewnym momencie robiło się więc bardziej kwaskowato owocowo, a karmel na pewien czas podchodził pod suszone owoce (rodzynki?), bo i suszony smaczek od mango trochę zaznaczał swoją obecność.

W drugiej połowie rozpływania się kawałka sól przybierała na sile jako ona sama, a później znów odpuszczała i po prostu zaznaczała swoją obecność. Po niej jednak w ziemistości i kawie odkryłam niemal zapleśniałe, roślinne akcenty.

Przez większość czasu mango właściwie ukrywało się, dopiero pod koniec, gdy czekolada bardzo je odsłoniła odważyło się. Smak pasował do jego struktury, bo też było minimalnie (prawie wcale) soczyste i takie... nie jak surowe mango. Owszem, raz i drugi poczułam jego charakterystyczny smak, ale... to za mało. Głównie było słodko-kwaskowate i niewątpliwie egzotyczne, ale gdyby mi wpierali, że to jakiś suszony ananas, mogłabym uwierzyć (chyba za sprawą soli tak raz i drugi rzeczywiście mi się z ananasem skojarzyło). W sumie wpisało się w klimat czekolady, ale jako dodatek wyszło mdło.

W ustach pozostawał posmak palonej kawy, trochę roślinny (pewnie też za sprawą mango) i poczucie egzotyki. Przejawiła się w słodyczy owocowo-karmelowej. Mango na długo oblepiło mi zęby, toteż i jego bardzo udelikatniony smaczek / posmaczek czułam.
Spodobało mi się, że mimo sporej ilości soli oraz tego, że w trakcie jedzenia praktycznie cały czas gdzieś towarzyszyła czekoladzie, to na koniec nie zostało poczucie słoności.

Tabliczka mi smakowała, ale dlatego, że smakowała mi sama czekolada i jej połączenie z solą. Sama w sobie była odpowiednio słodka, ale jej bazą była gorzkość: nie za mocno palona, choć jakby odymiona i o wydźwięku ziemiście-kawowym. Cytrusowość, roślinność i wszystko podkreślone sporą ilością soli. Super! Tylko... tylko, że mango mi przeszkadzało, bo wyszło za suszkowate, a więc bez charakteru. Strukturą i nijakim smakiem tylko przeszkadzało. Kiepsko wykonany dodatek.
Jestem pewna, że gdyby nie to mango, spokojnie otrzymałaby 9, ale naprawdę liczyłam, że z tego owocu (uwielbiam mango) wyciągną więcej: smaku, soczystości, charakteru... A mało, że wyszło nijako, to jeszcze przeszkadzało.


ocena: 7/10
kupiłam: Sekrety Czekolady
cena: 25,49 zł (za 70 g; dostałam zniżkę)
kaloryczność: 600 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier trzcinowy, suszone mango 16,33%, sól 2,04%

sobota, 11 sierpnia 2018

Kacau 74 % Ecuador ciemna z Ekwadoru

Jeśli chodzi o czyste, prawdziwe czekolady do degustacji to właściwie nie umiem powiedzieć, jaki czynnik wpływa na to, czy dana marka jest interesująca czy nie. Nie sugeruję się nagrodami, które zdobyła, w kwestii opakowań - raz zachwyci mnie prostota, raz ekskluzywność, raz "urocza kiczowatość". Na ekwadorską markę KaCau nie patrzyłam jednak jako na najprawdziwsze czekolady do degustacji, a "te z dodatkami" (choć założyłam, że może będą przypominać uwielbiane Pacari). Ich czystą chciałam, by wiedzieć, z czym właściwie mam do czynienia, a oprócz niej wybrałam tylko jedną (i tak przekroczyłam kwotę, którą założyłam, że wydam). Ta marka chyba zaciekawiła mnie trochę (gdyby zaciekawiła bardzo, pewnie od razu kupiłabym wszystkie dostępne) ze względu na... ogół, w tym także piękne grafiki przypominające akwarelowe prace (mam lekką słabość do rysunków / malunków, bo sama lubię to robić - lekką, bo moje uzyskiwane efekty mnie satysfakcjonują). A wiem o niej tylko tyle, że została założona w 2015 przez starających się oddać w tabliczkach smak Ekwadoru Ekwadorczyka i Peruwiańczyka.

KaCau Chocolate 74 % Ecuador to ciemna czekolada o zawartości 74 % kakao Arriba z Ekwadoru.

Po otwarciu poczułam smakowity, wilgotny zapach ziemiście-torfowy i rześko kwiatowy. "Ciemna wilgoć" pierwszego wątku miała w sobie sporo z kawy, nibsów, kakaowej surowości, a chwilami (już w trakcie degustacji) kojarzyła się nawet z ciemnym chlebem na zakwasie, zaś kwiaty kierowały się ku ziołom (na myśl przyszedł mi piołun, w trakcie jedzenia "coś orientalnego"), przy których wilgoć oraz soczystość zakreśliły także jagódkowo-cytrusową nutkę.

Tabliczka o śliwkowym odcieniu trzaskała niczym grubawe, żywe gałązki; była dość twarda (ale nie tak jak Pacari).
W ustach była nieco oporna, długo zachowywała zwartość, gładko rozpływając się w nieco oleisty sposób. Nie była jednak bardzo tłusta. Pod koniec pozostawiała nawet wysuszający efekt.

Od pierwszej sekundy przede wszystkim czułam gorzkość. Nie ordynarną, a głęboką. Dominowały w niej nuty dymu i ziemi. Nie była mocno palona, wydawała się niemal surowo-zawilgocona. Dym i ziemia chwilami odsłaniały leciutką "neutralność" kojarzącą się z oleistymi orzechami brazylijskimi.

Leniwa słodycz pobrzmiewała w tle. Przeważał w niej stłumiony dymem karmel, choć i mało wyrazistej, zawilgoconej "nuty kwiaciarni" (albo i zielarni) nie brakowało.

Przy całej tej ziemistości, wilgoć nakręcał soczysty, leciutki kwasek. Był na stałe złączony ze słodyczą i wnosił subtelną nutę owoców. Obok słodkich, choć niemocnych kwiatach drogę owocom otwierała słodka, jagódkowata drobnica. Surowo-cytrusowa nuta dorzucała swoje trzy grosze, co razem tworzyło egzotyczny klimat. Nagle do głowy przyszedł mi granat, ale że gorzkość była dominującym smakiem, nie był to jego czysty, odosobniony smak. Guarana? (Niestety mogę tu mówić tylko o moich wyobrażeniach po rzeczach z jej dodatkiem i opisach smaku w internecie.) Coś owocowego, ale łączącego się z gorzkością...

Owocową gorzkością kawy? Im kawałek czekolady robił się mniejszy, tym smak stawał się pikantniejszy. W pewnym momencie wyraźnie poczułam imbir, cudownie osnuty ziemią i dymem. To gorzko-ostre trio, lekko tylko złagodzone karmelowo-kwiatową słodyczą i dosłownie mgiełką owoców zostawało do końca i w posmaku na dość długo.

Czekolada bardzo, bardzo mi smakowała z racji tego, że wyszła przede wszystkim gorzko (dym i ziemia, mniam), a reszta stanowiła jedynie nuty, idealnie zespojone właśnie z gorzkością. Gorzkawy  karmel z roślinnymi zapędami, egzotyczne owoce wzbogacone o gorzkawość kawy smakowicie weszły w gorzką ziemię i dym. Raczej spokojna i przepyszna.
Chwilami jednak smak wydał mi się odrobinkę zbyt stłumiony, a konsystencja zbyt oleista, bym mogła powiedzieć, że to jedna z tych naj-najukochańszych.


ocena: 9/10
kupiłam: Sekrety Czekolady
cena: 25,49 zł (za 70 g; dostałam zniżkę)
kaloryczność: 600 kcal / 100 g
czy kupię znów: mogłabym

Skład: miazga kakaowa, cukier trzcinowy