Ostatnio (pisane jakoś w maju) poczułam się trochę przytłoczona ilością lodów w mojej zamrażarce. Znaczy, nie przeszkadza mi ogromna ilość zapasów, ale zaczął mnie przerażać fakt, że szuflady w mojej zamrażarce po prostu nie wytrzymają - wszystko poupychałam tam na siłę i na jednej zauważyłam pęknięcie. Stwierdziłam, że choćbym miała zamarznąć od środka, muszę czym prędzej wziąć się za wyjadanie lodów. Co prawda, nie wszystkich na raz, ale po kolei. Zakupy zrobiłam, jak przyszło kilka ciepłych dni, a potem lato znowu się schowało i najzwyczajniej w świecie ochoty na tego typu przekąski nie miałam ochoty. Teraz, trochę pod przymusem, zaczęłam się zastanawiać, jakie lody by tu wybrać.
Wszystkie wydawały się kuszące, ale postanowiłam zacząć od najbardziej mi obcych. Lody... jogurtowe? W zasadzie nigdy takich nie jadłam. Tu pojawił się kolejny dylemat: Grycana, czy kompletnie mi nieznane? Drogą dedukcji, doszłam do tego, że Grycana na pewno są bardzo słodkie, a tego dnia nie miałam zamiaru konać z wychłodzenia i zasłodzenia równocześnie.

Wybór padł na
Eridanous Frozen Yogurt, czyli lody z jogurtem typu greckiego z miodem (8%) i karmelizowanymi orzechami pekan (8%), zakupione przeze mnie podczas tygodnia greckiego w Lidlu. Już po otwarciu 270-gramowego (500 ml) opakowania dotarło do mnie, że właściwie lidlowe lody też są bardzo słodkie, ale było już za późno.
Rzucając okiem na skład uznałam jednak, że jest całkiem przyzwoity i nie powinno być za słodko.
Swoją drogą, nie lubię zbyt słodkich jogurtów. Przeważnie te pseudo-greckie są strasznie przesłodzone, a greckie... w nich to mam małe rozpoznanie, ostatnio jakiś jadłam to był za gorzki.
Z kolei lody... lody to lubię słodkie, ewentualnie lekko gorzkie (np. kawowe, kakaowe). Co do kwaśnych lodów... nie wiedziałam czego się spodziewać, więc do tych Eridanous podeszłam trochę z dystansem.

Mimo to, kiedy pociągnęłam nosem i poczułam świeżo jogurtowy zapach z czymś słodkim, pomyślałam, że właściwie nie może być źle.
Najpierw spróbowałam ten miód (który w 100 % miodem nie jest, więcej w nim syropu glukozowego i cukru) i pierwsze, co przyszło mi do głowy to jego dość dziwna konsystencja. Przypominał gęstawy syrop z tanich lodów, ale był gładki, a nie proszkowaty, czy scukrzony. W smaku... delikatnie mówiąc - bez ochów i achów. Owszem, było czuć miód, ale taki najtańszy, wielokwiatowy, bez konkretnej głębi smaku. Oprócz tego, dało się wyróżnić także lekko cukrowy posmak. Nie zabrakło tu także sztuczności i, co raczej logiczne, słodkości. Nie smakował mi osobno, ale ja jestem osobą, która miód je dość często i jest to taki prawdziwy, z dziadkowej pasieki, bez polepszaczy, to na wszelkie dodatki w miodzie jestem wyczulona.

W połączeniu z lodami, ten miodowy sos po prostu
był. Dodawał słodkości, ale nie drażnił. Poza tym, był tylko na wierzchu i troszeczkę na dole, pod masą lodową, więc w takiej ilości - może być.
A jak już o samych lodach... zagarniając je łyżeczką poczułam orzeźwienie. Było to orzeźwienie właśnie, a nie ochłodzenie, które czuje się przy jedzeniu lodów. Naprawdę przyjemny efekt, taki świeżo jogurtowy. Bardziej jednak niż sam jogurt, czułam tutaj maślankę. Całkiem przyjemny kwasek był udekorowany słodkością, co w jogurcie na pewno by mi przeszkadzało, w lodach - wcale. Minimalistycznie jogurtowo-gorzkawy posmak także się znalazł, jednak, że to mają być lody z jogurtem greckim... nie wiem, czy byłabym w stanie stwierdzić, nie czytając składu.
Lody okazały się naprawdę smaczne i nieprzesłodzone. To drugie jest raczej rzadkością w lidlowych lodach, ale możliwe, że po prostu kwasek to przesłodzenie zniwelował.

To nie koniec zalet! Gęste i idealnie gładkie, pod tym względem także bardzo jogurtowe, pod względem konsystencji miały wszystko, na co liczyłam.
Dodatkowo, cała masa lodowa skrywała w sobie kawałki orzechów. Było ich mnóstwo, aczkolwiek nie były to całe orzechy, a posiekane na kawałki średniej wielkości. Posmaku karmelowego jednak się nie doszukałam... była przy każdym kawałeczku pewna słodycz, ale tylko tyle. Orzechy chrupiące nie były, w zasadzie można je określić po prostu jako miękkie. Liczyłam, że będą tak skarmelizowane, że wszystko będzie mi tu chrupać, a i paloną nutę poczuję... niestety, przeliczyłam się. Na szczęście nie były zatęchłe i nie brakowało ich.
Sumując za i przeciw, stwierdzam, że Eridanous Frozen Yogurt to dobre lody. Może nie olśniewające, bo miód mógłby być miodem i mogłoby być go więcej, do orzechów też mam malutkie zastrzeżenie, ale całość jest ciekawa i zjadłam ze smakiem.
ocena: 7/10
kupiłam: Lidl, tydzień grecki
cena: 6.99 zł
kaloryczność: 225 kcal / 100 g, 122 kcal / 100 ml